środa, 19 października 2022

Trudny wybór - 132

 Święta, święta i .....po świętach.  Pogoda  nadal  nie  rozpieszczała, było zimno i dość ponuro. Awaria w elektrociepłowni została w końcu usunięta  w dwa  dni po świętach i wreszcie powróciła "cywilizacja" w postaci  ciepłych  grzejników i ciepłej  wody.  Pogoda nadal nie  rozpieszczała i Adela bardzo  dużo  czasu  spędzała z dzieckiem  w domu.

Arek, tak jak obiecał, skontaktował Leszka  z dobrym doradcą  finansowym. Oczywiście, jak  zwykle, okazało się, że w tym  kraju można  wszystko załatwić pozytywnie, ale trzeba  mieć  znajomości i znać  całe tony przepisów.

Po kilku bezsennych  nocach i kilku dniach przesiedzianych i przegadanych w mieszkaniu  Adeli i Emila z Milenką na kolanach, Leszek  zdecydował  się na  podjęcie pracy w klinice i likwidację własnej  praktyki. No popatrz, mówił do Adeli, jaki  ze mnie  głupi facet - wpierw skakałem  z radości, że odkupiłem od Hani cały biznes, teraz  skaczę  z radości, że mam  na niego kupca!  I na  mieszkanie po gabinecie  również mam kupca. Adela nieco  studziła  cały  czas jego  zapał, mówiąc by jeszcze  raz dokładnie wszystko przejrzał, bo  może są jakieś "drobiazgi" z wyposażenia  gabinetu, które jednak  warto zostawić  sobie. Mieszkanie  ma na tyle  duże, że bez problemu mogą pozostać jakieś narzędzia albo w mieszkaniu  albo w piwnicy, która dzięki poradom  Piotra została zamieniona  w mały magazynek.

Część byłych pacjentek  Leszka pozostała  mu wierna i nadal  leczyła  się u niego w jego  nowym  miejscu  pracy. Osobiste życie Leszka nadal trwało "w  zawieszeniu". Oboje  mocno pokiereszowani przez poprzednie  związki wciąż nie potrafili zaufać  sobie  wzajemnie. Widywali  się niemal  codziennie, jedno o drugie się troszczyło,Wiesia często nocowała w mieszkaniu Leszka, w skrzyni łóżka  w pokoju gościnnym leżała nawet jej piżama a w łazience stał kubek ze szczoteczką  do zębów i ulubiona pasta do nich, ale ze sobą nie "sypiali". Wiesia gotowała dla nich obojga obiady,  dbała by Leszek  zawsze  miał pełną lodówkę i  coś "do odgrzania", on z kolei dbał o  to, by przypadkiem  nie  wydała na niego nawet złotówki i oboje, każde oddzielnie, wyżalało się nad  tym stanem u Adeli. Po trzech miesiącach regularnego słuchania jęków obu stron Adela postanowiła przeciąć ten  węzeł gordyjski. 

Opowiedziała  wpierw o swoim planie  Emilowi mówiąc, że nie  wykluczone  jest, że stracą   przez jej posunięcie dwoje przyjaciół jednocześnie, ale Emil  pocieszył ją, że jeśli przez to stracą ich przyjaźń to będzie to znaczyło tylko tyle, że oboje - Leszek i  Wiesia - nie nadają się na prawdziwych  przyjaciół. Popatrz Maleństwo - naszej przyjaźni z Arkiem jakoś nic nie jest  w stanie zniweczyć, nawet jego  wariackie pomysły z Ireną  nas jakoś  z nim  nie rozdzieliły. 

No tak, masz rację. Ale mam jeszcze jeden pomysł - może ja im wykupię  (bez ich  wiedzy) trzy seanse u terapeuty, o którym wiem, że ma dobrze pod  sufitem i naprawdę pomaga ludziom. Jakoś mi tak głupio powiedzieć im obojgu "kochani mam was i waszych gównianych  problemów po kokardkę, odczepcie  się". Wiem jak trudno się pozbierać w całość i zacząć wszystko od  nowa. Mnie  się udało bo miałam mnóstwo spraw na głowie i nie miałam  czasu na rozdrapywanie strupków. Do tego byłam młoda, więc  nie kołatała  mi się po głowie myśl, żem stara i głupia i w pewnym  sensie przegwizdałam swoje  życie. Żal mi Leszka, bo to porządny facet, z  zasadami.  

Tak Maleństwo, to też jest dobre rozwiązanie, ale  zapłać ze  wspólnych pieniędzy, nie  ze swojej osobistej puli. Leszek to i mój przyjaciel. I ma  zdrowe zasady moralne. I dlatego czułaś  się u niego w gabinecie  tylko pacjentką. Za to też go  cenię.

Adela zatelefonowała do psychoterapeuty, przypomniała mu skąd się znają (prywatnie to był bratem przyrodnim jej koleżanki, z którą się wiele lat przyjaźniła), przedstawiła mu swój pomysł i umówili się na spotkanie, a tak dokładnie, że on przyjedzie do domu do Adeli, bo chciałby poznać jej męża - ciekawi mnie  facet za którego wyszła ta co miała za mąż nie wychodzić - powiedział. No i sprawdzę ile spustoszenia w mózgu kobiety powoduje małżeństwo - dodał ze śmiechem. Umówili się na najbliższe sobotnie popołudnie. 

Wiesz co, ale jest szansa, że wtedy może być u nas jedno z  twoich pacjentów, on jest  mocno u nas zadomowiony, uwielbia naszą córeczkę.  No to świetnie, nie będzie spięty świadomością że go analizuję. Nie mów na  dzień dobry kim jestem, dowie  się pod  koniec  wizyty. Ja taki nowoczesny jestem, że mi kozetka  nie jest potrzebna. No umieram wręcz z ciekawości jaki jest ten twój  mąż! No to  zaczekaj  z tym umieraniem - pozwalam  ci umrzeć gdy już rozgryziesz gościa i pomożesz  mu. 

Wytłumaczyła dokładnie jak do  nich trafić bez narażenia się na zwątpienie w trzeźwość własnego umysłu, przepytała czy aby  nie ma  jakichś ograniczeń dietetycznych w rodzaju uczulenia na gluten lub jakiś inny składnik pokarmowy. Każdego tak przepytujesz?- zapytał.  Tak, każdego kogo nie znam dobrze, bo od jakiegoś  czasu jest  jakiś wysyp uczulonych na różne składniki pokarmowe i wolę wiedzieć, by nie zaserwować komuś czegoś co może go w przyspieszonym tempie doprowadzić  nawet do wstrząsu anafilaktycznego. Mam  koleżankę, która ma uczulenie na......jabłka  nawet na  sam ich zapach i gdy do mnie kiedyś przyjechała niemal jeszcze stojąc na wycieraczce zasłoniła nos chusteczką mówiąc - błagam cię zamknij gdzieś te jabłka,  mam alergię na jabłka i orzechy laskowe. Postała na klatce  schodowej dopóki nie wystawiłam jabłek  w skrzynce na balkon i nie wywietrzyłam mieszkania nakrywając przedtem skrzynkę szczelnie jakimś kocem. Wiem, że była wiele  razy na jakichś  "odczulaniach" ale nadal  ma alergię na jakieś pyłki i często wygląda jak chodzący na dwóch  nogach katar.

Warszawa w końcu  kwietnia i  na początku maja  zamieniła  się  w istną  krainę deszczowców - padało codziennie. W pierwszą sobotę maja pogoda była paskudna- albo mżyło albo lało. Adela rano wskoczyła  w kalosze i płaszcz p.deszczowy a Emil zdumiony zapytał - idziesz na spacer??? Nie, do ogródka dać wyżerkę ptaszkom bo chyba  już mają pusty karmnik.  Gdy wyszła cicho sam do siebie powiedział - matka Teresa od sikorek i wzruszył ramionami. Jeszcze  się przeziębi. Około południa przyszedł Leszek z wielką paką owiniętą starannie w plastikowy pokrowiec. W przedpokoju Emil i Leszek wspólnie osuszali mokry pokrowiec. Lesiu, no powiedz co przytargałeś?- dopytywał się Emil. 

No kojec dla Milenki -dość długo czekałem  aż mi zrobią do niego odpowiednią podłogę dopasowaną wymiarami do jego poszczególnych części. No ale przecież rozstawia się go na podłodze to po licho jeszcze jakaś dodatkowa podłoga? Ale ja zamówiłem taką specjalną, żeby można  było go postawić w każdym miejscu w  domu,  nawet w kuchni, żeby Adela  miała małą cały czas "na oku".  No i żeby sobie kolanek nie pozdzierała na tej waszej wykładzinie o podwyższonej ścieralności. Gdy wszystko rozpakował Emilowi z lekka opadła  szczęka a Adela objęła Leszka i wycałowała mówiąc - jesteś Lesiu po prostu nadzwyczajnym  facetem! O wszystkim tak  wspaniale pomyślałeś! Braknie mi słów. Emil też był wzruszony - objął Leszka i powiedział- ona ma rację, słów brak! Nawet nie  wiesz, jak  dobrze mieć takiego przyjaciela jakim  ty jesteś! Wbrew pozorom  wiem, bo wy jesteście moimi najserdeczniejszymi, najbliższymi mi osobami. Kocham i was oboje i Milenkę. Milenkę to zwyczajnie uwielbiam!  Lesiu - obejrzyj się za siebie - twoja  wielbicielka już czeka na ciebie i  czeka z rączkami w górze żebyś ją wziął na ręce. 

Leszek szybko wziął małą na ręce i wszyscy  się roześmieli, bo mała wyraźnie odetchnęła  z ulgą. Wreszcie ktoś zrozumiał, że  dziecko chce by je  wziąć na ręce. 

Adela z Emilem rozłożyli kojec podziwiając jednocześnie jak dobrze  był zaprojektowany. Podłoga dorabiana teraz , po latach, też była doskonale  pomyślana. Dywanowa wykładzina miała podkład z grubego filcu. Tę wykładzinę można zwyczajnie przelecieć wilgotnym mopem raz  na tydzień i zawsze będzie  czysta. Mam taką w swojej sypialni. Leszek wszedł z Milenką do kojca, posadził ją  w kojcu i szybko usiadł obok niej. Potem odsunął się nieco od  niej i wyciągnął ręce w jej  stronę mówiąc - no chodź do mnie. Mała wyciągnęła  do niego rączki, pochyliła się do przodu i podparła się rączkami o podłoże nie bardzo wiedząc co ma  robić. Milek już chciał jej w  jakiś sposób pomóc, ale Leszek cicho powiedział - zostaw, niech sama trochę pokombinuje. W najgorszym wypadku poczołga  się, a za kolejnym razem  uda się jej przejść do pozycji czworacznej. Nie wszystkie dzieci raczkują. Bardzo często wpierw stają na  nóżki i dopiero zmęczone tą pozycją odkrywają, że można poruszać się na czterech kończynach. Jak załapie, że można wstać na nóżki i wtedy więcej i dalej widać to wtedy będziemy jej montować tę wąską część kojca. Powiem  wam, że jest sporo zabawy gdy  się obserwuje maluszka w tym okresie  życia. Ilekroć moja  była żona szła  "na  zakupy" i przepadała na kilka godzin to miałem niezłą frajdę obserwując juniora. Nawet nie macie bladego pojęcia jak wiele mam podziwu dla Adeli, że będzie te pierwsze trzy lata  Milenki z nią w domu. Bo Adelka to nie kura domowa i na pewno nie jest jej łatwo. E tam - podsumowała Adela- zawsze mówię, że po prostu trzeba przemyśleć konsekwencje swoich wyborów. A ja  jakoś tak  mam, że nie jestem wyrywna, nie  często się w coś angażuję, bo znam swoje możliwości no ale jeśli czegoś się podejmę to ciągnę do końca. Tak jak miałam ze studiami. Sto razy miałam ich dość, a jednak ukończyłam.

Milence niezbyt odpowiadała pozycja którą niechcący przyjęła i  w końcu wylądowała na pleckach. Ale leżenie na pleckach też nie  było zabawne, więc się przekręciła na brzuszek co już nie  było dla niej jakimś wyczynem, potem podciągnęła  nóżki pod  siebie a ponieważ główka ciężka jest i ciągnęła tułowik w dół odruchowo podparła się rączkami i ruszyła  do przodu demonstrując coś pomiędzy czołganiem  się a czworakowaniem.  No to za kilka dni nasza Słodyczka zacznie raczkować - ocenił Leszek. Gdy do niego dotarła wziął ją  na ręce i powiedział - dzielna dziewczynka nam tu rośnie.

Adela  spojrzała na zegarek - kochani, ona z głodu nie miała  sił na raczkowanie. Zaraz  dostanie zupkę, tym razem i  z mięskiem, to zobaczycie jaki z niej żarłok. Jest wielce mięsożerna po mamusi. Bo ja całą ciążę przeżyłam głównie na mięsie,  warzywach, owocach, lodach od  Grycana i greckim jogurcie. Posiedźcie  z nią  jeszcze  chwilę przygotuję dla  niej zupkę . I  może sprawdźcie czy  nie trzeba  aby zmienić  pampersa.  Gdy się jej  zmienia przed karmieniem to lepiej się jej je z suchą pupą. Adela zostawiła dziecko z panami i  poszła  szykować dla  małej zupkę. Tym razem zupka  była podana z butelki, więc karmienie bardzo szybko minęło. 

"Kojcowe" igraszki nieco małą  zmęczyły, pokarm  w postaci musu podany przez  smoczek  szybko zniknął z butelki i najedzona Milenka  szybko zapadła  w  sen,  więc została  przeniesiona do  swego łóżeczka. Emil włączył  podsłuch i razem z Leszkiem poszli  do kuchni.

Ależ superancki jest ten  kojec! I fajnie bo nawet można  w nim posiedzieć razem  z dzieckiem - stwierdziła Adela. Emil popatrzył się z czułością na Adelę i  powiedział - gdy obie będziecie w nim siedzieć to nie  wiem czy was  nie będę musiał jakoś oznaczać, żeby  nie pomylić. Nie ma obawy,  nie pomylisz, Milenka ma inny kolor włosów  i mimo  wszystko  jest jeszcze  wciąż ode  mnie  mniejsza. Wiesz Leszku - podziękuj, tak w myślach, swojemu tacie, że  zamówił ten kojec. Ja co jakiś czas dziękuję tak w myślach byłemu, że mnie spiknął z Emilem.  Emil objął Adelę i powiedział - nie jestem pewien, czy go to gdzieś tam uszczęśliwia- wszak cię kochał nawet gdy już nie byliście  razem. Śmieszne,  ale ja też mu za to  dziękuję i nadal mam wyrzuty sumienia, że może jego serce nie  wytrzymało tej wiadomości.

Leszek patrzył na  nich nieco  zdziwiony - przepraszam,  ale nie łapię o co chodzi. Maleństwo - mogę to Leszkowi opowiedzieć? Adela skinęła  głową - oczywiście,   niech wie  z jaką parą wariatów się zadaje. Jedno widzi we śnie swoją przyszłą dziewczynę a drugie rozmawia z  nieżyjącym byłym i  dziękuje  mu za swojego męża. A oboje  są z przekonania ateistami, do kościoła nie  chodzą, chociaż oboje ochrzczeni. To tak jak ja- stwierdził Leszek.

Emil opowiedział Leszkowi całą historię od chwili gdy pojechał po Adelę aż do momentu wyjazdu Kamila w delegację i że  w pewnym sensie czuje się winny jego śmierci. Usłyszał od Leszka niemal w słowo w słowo to co mówiła Adela na temat zdrowia kogoś kto przeżył trzy  zawały i że Kamil na 100%  wiedział o tym, że  w każdej chwili może umrzeć, że równie  dobrze mógł paść martwy gdy  się schylił by założyć skarpetkę i z całą pewnością o tym wszystkim wiedział, bo kardiolodzy dają ludziom całe listy tego czego im nie  wolno robić i listę niewiele większą od  znaczka pocztowego z zapisem tego co im  wolno. A że Kamil kochał Adelę? - zapewne tak, ale potrafił tę miłość zamienić w przyjaźń i chwała mu  za to. Ja kocham całym sercem waszą Milenkę i  zawsze będę o nią dbać, nawet jeśli jeszcze będę miał swoje dziecko. I kocham tak samo was oboje - od nikogo nie  doznałem tyle życzliwości i  ciepła co od was obojga. I nawet jeśli się z kimś zwiążę to i tak moje uczucie do  was się nie  zmieni. Jestem  tego pewny.

W kieszeni Adeli zawibrowała  komórka. Wyjęła z kieszeni, przeczytała i jęknęła - no  nie, tylko  nie to! Co się  stało?- spytał Emil. Żona  mojego kolegi poroniła. Nie wpadnie do nas. Trzeba mu  w  czymś pomóc?- spytał Leszek. Nie, chyba nie, on sam jest lekarzem. Pewnie histeryzuję, ale w moim odczuciu to okropne. Nie mniej napiszę zapytanie czy może potrzebuje pomocy.  Wysłała wiadomość, w 5 minut potem odebrała  wiadomość- to była 8 tygodniowa ciąża, już jest po zabiegu. Zostanę z nią na  noc, opłaciłem izolatkę. Dzięki za troskę.

Hmm, to wczesna ciąża. Mówisz, że on jest lekarzem? Czyli szewc bez butów chodzi. Teraz  wiesz, dlaczego tak bardzo nalegałem na badania przed ciążą, z tym, że nawet gdybym  nie nalegał to i tak byś je zrobiła i dopilnowała by Emil je  zrobił. Ty jesteś po prostu nietypowa.  A jaką specjalizację wybrał? Psychiatrię i poza tym jest psychoterapeutą. 

I zdawało mu  się, że dobre samopoczucie można w stu procentach utożsamić z bardzo dobrym stanem zdrowia pozwalającym na zdrową ciążę - ze  smutkiem w głosie stwierdził Leszek. Zawsze mnie zastanawia dlaczego profilaktyka jest tak bardzo obca  ludziom. Zapobieganie zawsze jest dużo łatwiejsze i tańsze niż leczenie. W jakim wieku oni  są? Ona to mój rocznik on ze 7 lub 9 lat starszy, a może i więcej. To dość "egzotyczne" małżeństwo. Najłatwiej ich historię prześledzić wspomagając  się literami- jej rodzice to byli państwo AA, jego rodzice to byli państwo BB. Obydwa małżeństwa się rozpadły. W związku AA była dziewczynka Ad, w związku BB chłopiec Bc. Dziewczynka Ad wychowywała się u  swej matki, a chłopczyk Bc hodował się u swego ojca, bo go mamusia nie chciała. W pewnym momencie kobieta z dzieckiem Ad wyszła za mąż za faceta z dzieckiem Bc. Wspólnego biologicznego dziecka  nie mieli, co lepsze to po tym ślubie pani A została przy nazwisku ojca swego dziecka. Przez lata oboje wmawiali dzieciom, że są prawdziwym rodzeństwem. No ale kłamstwo ma krótkie  nóżki i młodzi odkryli, że nie są rodzeństwem pod względem biologicznym.  Gdy tylko osiągnęli wiek,  w którym wolno brać  ślub to  się pobrali, chociaż jej matka i jego ojciec byli temu przeciwni. Pomagała im stara ciotka jej matki, odziedziczyli po niej mieszkanie, a właściwie  nieduży domek. Nie  widziałam  się z Gabrysią wiele lat ale miałyśmy kontakt telefoniczny.

                                                                         c.d.n.


Trudny wybór - 131

 Hasło "indyk w cieście francuskim" wywołało sporo  różnych skojarzeń- niemal każdy widział oczyma  wyobraźni  co innego. 

Indyk w cieście francuskim....hmmm, jeszcze nie jadłem, chociaż jadłem  już polędwicę wołową pieczoną w cieście  francuskim - stwierdził Arek. Bardzo mi smakowała.  A duży był ten  indyk? -zainteresowała  się Stasia. Duży- 6 kilogramów podobno ważył. Ojej, to musiałaś sporo ciasta francuskiego na  niego zużyć - stwierdziła  Wiesia.  Eeee, nie  dużo. No  ale jak on ci  wszedł w piekarnik? Chyba musiałaś  go pozbawić wszystkich  żeber, żeby się   zmieścił - dociekała  Stasia.

Nooo tak, powyciągałam  z niego kości. Ciociu,  ja bardzo  lubię takiego indyka już bez kości -  poinformował Adelę Pawełek. Nie rozumiem jak można lubić ogryzanie mięsa z kości. I kotlety  schabowe też lubię takie  bez kości - młody nadal  zdradzał  swoje  preferencje. To  zupełnie tak jak ja i  wujek - stwierdziła Adela. Kości w tym indyku  nie ma, możecie za to znaleźć posiekane, obrane  ze skórki migdały i  rodzynki. I wiadomość  dla dzieci - zupy, takiej do jedzenia  łyżką  dziś nie ma, jest rosół grzybowy, do popijania  z  kubeczka. Skóry na tym indyku też nie ma, wzięłam pod uwagę fakt, że obaj nie lubicie skórki na  drobiu,  nawet gdy jest ładnie przypieczona. Emil wyglądał, jakby  za moment miał  się udusić ze śmiechu, a Leszek trzymał na kolanach Milenkę i  coś jej szeptał do uszka. Wyglądał na bardzo zmęczonego,  ale i tak  dużo lepiej  niż gdy go  Adela widziała o świcie.

Mileczku, zdejmij mi  z góry duży półmisek, piecyk  już się  wyłączył. I weźmiesz wtedy talerze z kuchni. Ja ci pomogę - stwierdziła Stasia. Dobrze, będzie szybciej. I może  weźmiesz dla chłopców trochę mniejsze talerzyki. I w szufladzie znajdziesz też dziecięce, nieco mniejsze  sztućce. Przyznam się bez bicia- bardzo  chętnie  się nimi posługuję - te dla  dorosłych  są dla  mnie za duże. Milenka była tak zajęta zabawą z Leszkiem, że nawet  nie  zauważyła, że rodzice  zniknęli z jej pola  widzenia, a Leszek stwierdził, że zabawa z  nią bardzo dobrze na  niego wpłynęła.  Nawet nie  zdawałem  sobie  sprawy  z faktu, że tak ogromnie  mi brakuje normalnej rodziny - pomyślał.  Po raz pierwszy spędzam czas z  maleńkim dzieckiem, które kocham, choć nie jest  własne. Po chwili do stołowego Emil przyniósł stosik  talerzy a w chwilę potem wielki półmisek z owym indykiem w cieście francuskim mówiąc- proszę bardzo właśnie na tym półmisku jest indyk  zapiekany  w cieście  francuskim. Ja wiem, że nie wygląda to jak upieczony na rumiano indyk, ale zapewniam  was, że ciasto jest wypełnione  właśnie wpierw upieczonym indyczym mięsem. Sam osobiście przepuszczałem je  przez maszynkę eliminując po drodze jakieś  ścięgna czy też indycze tłuszcze i skórę. Można jeść wytwornie posługując  się sztućcami ale można i jeść trzymając w ręce jak  ciastko. Serwetek  w domu nie  zabraknie. Przy stole nagle zapadła cisza- wszyscy konsumowali. I tę ciszę przerwał cienki głosik Pawełka - mamuś, mógłbym takiego indyka jeść codziennie, jest lepszy od tego w plasterkach! Znudziłby ci  się szybko - poinformowała  go Adela - smakuje  ci, bo to w tej  chwili dla ciebie  nowość. A to tylko indyk po upieczeniu zmielony i zapieczony  w cieście. A jak wpadłaś na taki pomysł? - dopytywała  się Stasia. Jakoś tak  mi wpadło na myśl, że skoro  zrobiłam kiedyś ser zapiekany w cieście  francuskim to i indyka  mogę tak  zrobić-  wystarczy  po prostu nieco intensywniej przyprawić przed pieczeniem indyka i ewentualnie już  zmielone  mięso. W ten  sposób podany indyk minimalizuje straty mięsa. I jak dla  mnie  to jakoś jest  wygodniej jeść niż  się gimnastykować  z krojeniem go a potem część gości  czuje  się poszkodowana bo indyk posiada tylko dwie piersi a nie  sześć. Ciociu, a co to jest to zielone w tej miseczce? Bo bardzo mi smakuje. To jest mus z avocado. Milenka też to jada. 

 Ciociu, a Milenka już jadła obiadek? Jeszcze  nie, ale  za chwilę ona też dostanie. A ona dostanie  cycunia?  Nie Piotrusiu, dziś Milenka dostanie swoją zupkę jarzynową i będzie jadła łyżeczką.  Piersią jest coraz  mniej karmiona.  A będę mógł popatrzeć? Myślę,że tak.  

Maaamuś, a ja też jadłem zupkę jarzynową? Jadłeś Piotrusiu, wszystkie  niemowlaki jedzą zupki jarzynowe. Ciociu, a co jeszcze ona je?  Jogurt grecki i twarożek robiony z jogurtu greckiego. A ona dostanie indyka? Nie Piotrusiu, ta jej  zupka  jarzynowa jest gotowana  na rosołku i dostaje 1 łyżeczkę od herbaty tego zmielonego mięska, na którym była gotowana jej  zupka.  

Coś  czuję, że będziemy  mieli   w rodzinie gastronoma - stwierdziła  Stasia. Paweł nigdy  nie docieka co ma na talerzu,  zwłaszcza gdy jest  głodny. Ten wszystko rozbiera  na  czynniki pierwsze, zawsze mi  asystuje przy garach. Patrzy mi na ręce gdy coś doprawiam, sprawdza smak, pilnuje na  zegarku czasu gotowania i bardzo lubi pomagać przy pieczeniu - zwłaszcza  ciastek. Ostatnio mi lukrował ciastka i okazjonalnie  z pół kuchni. Starszy to ma dwa pytania w temacie pieczenia - czy będą ciastka i za ile  czasu.No i ma  życzenie,  by  było tych  ciastek dużo. Nie mam pojęcia  w kogo to takie  żarte jest.

Ty się Stasia ciesz, bo znacznie gorzej jest gdy ci  się trafi niejadek- śmiała  się Adela. Moja koleżanka  miała w domu dwa  niejadki. Taki niejadek to prawdziwe nieszczęście.  Kiedyś u  niej  byłam gdy ba..., to  znaczy dzieci, modliły  się nad kolacją. To starsze to z kanapki zjadło tylko trochę sera, ale młodsze było ćwańsze - ugryzło pół kanapki, upchnęło ozorem pomiędzy szczękę a policzek i......zamarło. Na hasło "jedz wreszcie" brało następnego gryza i upychało po drugiej stronie paszczęki. Po jakimś czasie kanapki na talerzu  nie  było a ten mały potwór wyglądał jak wynaturzony chomik z  zaopatrzeniem na  rok. No i  co było potem? - spytała  Stasia. Nie  wiem, bo szybko stamtąd wyszłam. Może potem wypluwał  a może czekał aż mu się  to w dziobie samo rozpuści-  nie mam pojęcia. To  już chyba lepiej by było "żarte".

Adela "wreszcie" przyniosła dla Milenki jej zupkę i  zaczęło się karmienie. Milenka wylądowała  tym razem  na kolanach swego taty, bo Adela stwierdziła, że nie ma  zamiaru cały  czas drżeć by nie splamić Leszkowego ubrania, bo podczas karmienia  zdarzają  się momenty gdy łyżeczka z marchwianką wylatuje nieomal  w  Kosmos wytrącona z ręki Adeli, więc lepiej by nikt za blisko Milenki nie  siedział. Leszek usiadł tak, by przyglądać  się operacji  "dziecko je   zupkę". Obok Leszka stanął Piotruś, więc   Leszek  wziął go na kolana, obok nich  stanął Pawełek i we trzech badawczo  się wpatrywali w małą. Milence chyba  bardzo przypadło do gustu takie audytorium, bo  nóżki i pupka   radośnie podskakiwały na kolanach Emila i Adela z trudem  chwilami trafiała  łyżeczką  do buzi  dziecka. Dodatkowo Milenka  co  chwilę usiłowała spojrzeć na twarz taty i złapać go  za nos, bo ostatnio  poczuła wyraźną słabość do tej części ciała  dorosłych. Na  szczęście  już  była  głodna,  więc karmienie mimo  wszystko dość  szybko posuwało się do końca. Leszek w pewnej  chwili powiedział - chyba następnym razem trzeba  będzie to sfilmować- ona jest niesamowita - potrafi tyle  rzeczy  robić  na raz.  Arek też wpatrywał się w  Milenkę ,  w końcu  powiedział - i patrząc na tę malusią osóbkę pomyślcie  wszyscy o  tym, że  wszyscy byliśmy  tacy jak Milenka - aż  się wierzyć nie  chce- a jednak. Pawełek spojrzał na Arka i powiedział - tata, ty na pewno byłeś większy niż Milenka, ale ciocia Adela to pewnie była taka malutka.   No i tak mi zostało- pewnie zawsze za mało jadłam - z powagą odpowiedziała Adela z trudem powstrzymując się od śmiechu.

Najedzona Milenka przytuliła  się do Emila, który powiedział- a teraz panienka pójdzie  troszkę pospać, żeby  się sadełko zawiązało po jedzeniu. Adela chciała ją wziąć  ale Emil powiedział - nie  noś, ja ją przewinę i położę ją  w sypialni w łóżeczku a ty zrób tymczasem kawę. Patrz, ona już prawie zasypia, miała  dziś  tyle wrażeń.  Adela przepytała  gości co kto ma ochotę wypić po obiedzie, wino też jest, ale na wino  nie było chętnych. No cóż- tradycja  w narodzie wyraźnie  zanika - stwierdziła  Adela. 

Dzieci wybrały kompot wiśniowy, dorośli kawę, więc Adela powędrowała do kuchni i dołączyła  do  niej Wiesia. Cudna jest ta  wasza córeńka- stwierdziła Wiesia, a Leszek faktycznie ją uwielbia. Zmarnował się tej nocy, bo zapytał mnie o przeszłość,  więc opowiedziałam. 

Wiem, że się zmarnował,  widziałam  go bladym świtem -wyglądał niczym  widmo. Miał ochotę  zabić twego byłego, ale  wytłumaczyłam mu, że to głupi pomysł, bo jego zamkną, a ty zostaniesz  bez żadnej opieki. Kazałam mu docenić, że się przed nim otworzyłaś, bo z autopsji wiem jak trudno jest zwerbalizować to, że się poniosło klęskę. Był zdziwiony, że mnie też kiedyś spotkało coś złego. Wiem Wiesiu, że on chce być z tobą - byłam tak  wredna, że po prostu  zapytałam o to, wychodząc z  założenia, że jeżeli to ma  być "chwilówka" to lepiej by się rozpadło nim się coś zawiąże.  On i ja to tylko i wyłącznie przyjaźń oparta na  całkowitej szczerości i dlatego się zapytałam. A znam go  dłużej niż  Emila.

I coś ci powiem - to ty musisz  zadecydować kiedy będziesz  gotowa na nowy związek. Taki jest jego punkt widzenia na sprawy damsko- męskie. Dopóki nie dasz  mu jasnego sygnału to możecie  spać w jednym łóżku nawet rok i cię  nie ruszy. Pewnie sam ci to powie a przynajmniej da do  zrozumienia. Fajne zestawienie - nieśmiały  a ginekolog. Idziemy do  nich, mamy już wszystko.

Co wyście tam konferencję miały? - spytał Arek.  Gorzej Areczku,  gorzej -musiałyśmy oddzielić stare, zeszłoroczne  ciastka od tegorocznych. Po prostu podpiekałyśmy część ciastek. Poza tym zaparzała nam się herbata  owocowa i czekałyśmy  aż  się zaparzy, by nie brać do pokoju tych cholernych  torebek bo potem nie ma  co  z nimi zrobić. A gdzie Emil i Leszek? Chyba się wzajemnie przewijają albo Emil  nie mógł spacyfikować Milenki i zawołał Leszka.  W tej chwili weszli obaj do stołowego, ale Adela nie  zapytała co tak długo robili u  dziecka. Wszak panowie też miewają swoje sprawy do omówienia. Starszy, czyli  Pawełek  zapytał się, dorośli zechcą z nimi pograć w Monopoly, ale Arek nie był miłośnikiem tej gry, wolałby zagrać w policjantów i  złodziei, a że gra była tylko na 6 osób, Adela i Stasia z wielką ulgą z niej zrezygnowały.  Rzadko się teraz  widywały i chciały  nieco poplotkować. Adela wypytywała o swego szefa, który zdaniem Stasi wyraźnie  za Adelą tęsknił. Jak twierdziła Stasia to  chcieli mu dać  jakąś nową siłę  roboczą i usadzić ją w jego gabinecie, ale powiedział, że nie życzy  sobie by miał z kimkolwiek dzielić pokój. Obiecała  Stasi, że gdy wiosna wreszcie przypomni  sobie o  swych obowiązkach to któregoś dnia przyjedzie do biura  z Milenką. Teraz jeszcze pogoda kiepska, po co narażać  dziecko na jakąś infekcję.

                                                              c.d.n.