Święta, święta i .....po świętach. Pogoda nadal nie rozpieszczała, było zimno i dość ponuro. Awaria w elektrociepłowni została w końcu usunięta w dwa dni po świętach i wreszcie powróciła "cywilizacja" w postaci ciepłych grzejników i ciepłej wody. Pogoda nadal nie rozpieszczała i Adela bardzo dużo czasu spędzała z dzieckiem w domu.
Arek, tak jak obiecał, skontaktował Leszka z dobrym doradcą finansowym. Oczywiście, jak zwykle, okazało się, że w tym kraju można wszystko załatwić pozytywnie, ale trzeba mieć znajomości i znać całe tony przepisów.
Po kilku bezsennych nocach i kilku dniach przesiedzianych i przegadanych w mieszkaniu Adeli i Emila z Milenką na kolanach, Leszek zdecydował się na podjęcie pracy w klinice i likwidację własnej praktyki. No popatrz, mówił do Adeli, jaki ze mnie głupi facet - wpierw skakałem z radości, że odkupiłem od Hani cały biznes, teraz skaczę z radości, że mam na niego kupca! I na mieszkanie po gabinecie również mam kupca. Adela nieco studziła cały czas jego zapał, mówiąc by jeszcze raz dokładnie wszystko przejrzał, bo może są jakieś "drobiazgi" z wyposażenia gabinetu, które jednak warto zostawić sobie. Mieszkanie ma na tyle duże, że bez problemu mogą pozostać jakieś narzędzia albo w mieszkaniu albo w piwnicy, która dzięki poradom Piotra została zamieniona w mały magazynek.
Część byłych pacjentek Leszka pozostała mu wierna i nadal leczyła się u niego w jego nowym miejscu pracy. Osobiste życie Leszka nadal trwało "w zawieszeniu". Oboje mocno pokiereszowani przez poprzednie związki wciąż nie potrafili zaufać sobie wzajemnie. Widywali się niemal codziennie, jedno o drugie się troszczyło,Wiesia często nocowała w mieszkaniu Leszka, w skrzyni łóżka w pokoju gościnnym leżała nawet jej piżama a w łazience stał kubek ze szczoteczką do zębów i ulubiona pasta do nich, ale ze sobą nie "sypiali". Wiesia gotowała dla nich obojga obiady, dbała by Leszek zawsze miał pełną lodówkę i coś "do odgrzania", on z kolei dbał o to, by przypadkiem nie wydała na niego nawet złotówki i oboje, każde oddzielnie, wyżalało się nad tym stanem u Adeli. Po trzech miesiącach regularnego słuchania jęków obu stron Adela postanowiła przeciąć ten węzeł gordyjski.
Opowiedziała wpierw o swoim planie Emilowi mówiąc, że nie wykluczone jest, że stracą przez jej posunięcie dwoje przyjaciół jednocześnie, ale Emil pocieszył ją, że jeśli przez to stracą ich przyjaźń to będzie to znaczyło tylko tyle, że oboje - Leszek i Wiesia - nie nadają się na prawdziwych przyjaciół. Popatrz Maleństwo - naszej przyjaźni z Arkiem jakoś nic nie jest w stanie zniweczyć, nawet jego wariackie pomysły z Ireną nas jakoś z nim nie rozdzieliły.
No tak, masz rację. Ale mam jeszcze jeden pomysł - może ja im wykupię (bez ich wiedzy) trzy seanse u terapeuty, o którym wiem, że ma dobrze pod sufitem i naprawdę pomaga ludziom. Jakoś mi tak głupio powiedzieć im obojgu "kochani mam was i waszych gównianych problemów po kokardkę, odczepcie się". Wiem jak trudno się pozbierać w całość i zacząć wszystko od nowa. Mnie się udało bo miałam mnóstwo spraw na głowie i nie miałam czasu na rozdrapywanie strupków. Do tego byłam młoda, więc nie kołatała mi się po głowie myśl, żem stara i głupia i w pewnym sensie przegwizdałam swoje życie. Żal mi Leszka, bo to porządny facet, z zasadami.
Tak Maleństwo, to też jest dobre rozwiązanie, ale zapłać ze wspólnych pieniędzy, nie ze swojej osobistej puli. Leszek to i mój przyjaciel. I ma zdrowe zasady moralne. I dlatego czułaś się u niego w gabinecie tylko pacjentką. Za to też go cenię.
Adela zatelefonowała do psychoterapeuty, przypomniała mu skąd się znają (prywatnie to był bratem przyrodnim jej koleżanki, z którą się wiele lat przyjaźniła), przedstawiła mu swój pomysł i umówili się na spotkanie, a tak dokładnie, że on przyjedzie do domu do Adeli, bo chciałby poznać jej męża - ciekawi mnie facet za którego wyszła ta co miała za mąż nie wychodzić - powiedział. No i sprawdzę ile spustoszenia w mózgu kobiety powoduje małżeństwo - dodał ze śmiechem. Umówili się na najbliższe sobotnie popołudnie.
Wiesz co, ale jest szansa, że wtedy może być u nas jedno z twoich pacjentów, on jest mocno u nas zadomowiony, uwielbia naszą córeczkę. No to świetnie, nie będzie spięty świadomością że go analizuję. Nie mów na dzień dobry kim jestem, dowie się pod koniec wizyty. Ja taki nowoczesny jestem, że mi kozetka nie jest potrzebna. No umieram wręcz z ciekawości jaki jest ten twój mąż! No to zaczekaj z tym umieraniem - pozwalam ci umrzeć gdy już rozgryziesz gościa i pomożesz mu.
Wytłumaczyła dokładnie jak do nich trafić bez narażenia się na zwątpienie w trzeźwość własnego umysłu, przepytała czy aby nie ma jakichś ograniczeń dietetycznych w rodzaju uczulenia na gluten lub jakiś inny składnik pokarmowy. Każdego tak przepytujesz?- zapytał. Tak, każdego kogo nie znam dobrze, bo od jakiegoś czasu jest jakiś wysyp uczulonych na różne składniki pokarmowe i wolę wiedzieć, by nie zaserwować komuś czegoś co może go w przyspieszonym tempie doprowadzić nawet do wstrząsu anafilaktycznego. Mam koleżankę, która ma uczulenie na......jabłka nawet na sam ich zapach i gdy do mnie kiedyś przyjechała niemal jeszcze stojąc na wycieraczce zasłoniła nos chusteczką mówiąc - błagam cię zamknij gdzieś te jabłka, mam alergię na jabłka i orzechy laskowe. Postała na klatce schodowej dopóki nie wystawiłam jabłek w skrzynce na balkon i nie wywietrzyłam mieszkania nakrywając przedtem skrzynkę szczelnie jakimś kocem. Wiem, że była wiele razy na jakichś "odczulaniach" ale nadal ma alergię na jakieś pyłki i często wygląda jak chodzący na dwóch nogach katar.
Warszawa w końcu kwietnia i na początku maja zamieniła się w istną krainę deszczowców - padało codziennie. W pierwszą sobotę maja pogoda była paskudna- albo mżyło albo lało. Adela rano wskoczyła w kalosze i płaszcz p.deszczowy a Emil zdumiony zapytał - idziesz na spacer??? Nie, do ogródka dać wyżerkę ptaszkom bo chyba już mają pusty karmnik. Gdy wyszła cicho sam do siebie powiedział - matka Teresa od sikorek i wzruszył ramionami. Jeszcze się przeziębi. Około południa przyszedł Leszek z wielką paką owiniętą starannie w plastikowy pokrowiec. W przedpokoju Emil i Leszek wspólnie osuszali mokry pokrowiec. Lesiu, no powiedz co przytargałeś?- dopytywał się Emil.
No kojec dla Milenki -dość długo czekałem aż mi zrobią do niego odpowiednią podłogę dopasowaną wymiarami do jego poszczególnych części. No ale przecież rozstawia się go na podłodze to po licho jeszcze jakaś dodatkowa podłoga? Ale ja zamówiłem taką specjalną, żeby można było go postawić w każdym miejscu w domu, nawet w kuchni, żeby Adela miała małą cały czas "na oku". No i żeby sobie kolanek nie pozdzierała na tej waszej wykładzinie o podwyższonej ścieralności. Gdy wszystko rozpakował Emilowi z lekka opadła szczęka a Adela objęła Leszka i wycałowała mówiąc - jesteś Lesiu po prostu nadzwyczajnym facetem! O wszystkim tak wspaniale pomyślałeś! Braknie mi słów. Emil też był wzruszony - objął Leszka i powiedział- ona ma rację, słów brak! Nawet nie wiesz, jak dobrze mieć takiego przyjaciela jakim ty jesteś! Wbrew pozorom wiem, bo wy jesteście moimi najserdeczniejszymi, najbliższymi mi osobami. Kocham i was oboje i Milenkę. Milenkę to zwyczajnie uwielbiam! Lesiu - obejrzyj się za siebie - twoja wielbicielka już czeka na ciebie i czeka z rączkami w górze żebyś ją wziął na ręce.
Leszek szybko wziął małą na ręce i wszyscy się roześmieli, bo mała wyraźnie odetchnęła z ulgą. Wreszcie ktoś zrozumiał, że dziecko chce by je wziąć na ręce.
Adela z Emilem rozłożyli kojec podziwiając jednocześnie jak dobrze był zaprojektowany. Podłoga dorabiana teraz , po latach, też była doskonale pomyślana. Dywanowa wykładzina miała podkład z grubego filcu. Tę wykładzinę można zwyczajnie przelecieć wilgotnym mopem raz na tydzień i zawsze będzie czysta. Mam taką w swojej sypialni. Leszek wszedł z Milenką do kojca, posadził ją w kojcu i szybko usiadł obok niej. Potem odsunął się nieco od niej i wyciągnął ręce w jej stronę mówiąc - no chodź do mnie. Mała wyciągnęła do niego rączki, pochyliła się do przodu i podparła się rączkami o podłoże nie bardzo wiedząc co ma robić. Milek już chciał jej w jakiś sposób pomóc, ale Leszek cicho powiedział - zostaw, niech sama trochę pokombinuje. W najgorszym wypadku poczołga się, a za kolejnym razem uda się jej przejść do pozycji czworacznej. Nie wszystkie dzieci raczkują. Bardzo często wpierw stają na nóżki i dopiero zmęczone tą pozycją odkrywają, że można poruszać się na czterech kończynach. Jak załapie, że można wstać na nóżki i wtedy więcej i dalej widać to wtedy będziemy jej montować tę wąską część kojca. Powiem wam, że jest sporo zabawy gdy się obserwuje maluszka w tym okresie życia. Ilekroć moja była żona szła "na zakupy" i przepadała na kilka godzin to miałem niezłą frajdę obserwując juniora. Nawet nie macie bladego pojęcia jak wiele mam podziwu dla Adeli, że będzie te pierwsze trzy lata Milenki z nią w domu. Bo Adelka to nie kura domowa i na pewno nie jest jej łatwo. E tam - podsumowała Adela- zawsze mówię, że po prostu trzeba przemyśleć konsekwencje swoich wyborów. A ja jakoś tak mam, że nie jestem wyrywna, nie często się w coś angażuję, bo znam swoje możliwości no ale jeśli czegoś się podejmę to ciągnę do końca. Tak jak miałam ze studiami. Sto razy miałam ich dość, a jednak ukończyłam.
Milence niezbyt odpowiadała pozycja którą niechcący przyjęła i w końcu wylądowała na pleckach. Ale leżenie na pleckach też nie było zabawne, więc się przekręciła na brzuszek co już nie było dla niej jakimś wyczynem, potem podciągnęła nóżki pod siebie a ponieważ główka ciężka jest i ciągnęła tułowik w dół odruchowo podparła się rączkami i ruszyła do przodu demonstrując coś pomiędzy czołganiem się a czworakowaniem. No to za kilka dni nasza Słodyczka zacznie raczkować - ocenił Leszek. Gdy do niego dotarła wziął ją na ręce i powiedział - dzielna dziewczynka nam tu rośnie.
Adela spojrzała na zegarek - kochani, ona z głodu nie miała sił na raczkowanie. Zaraz dostanie zupkę, tym razem i z mięskiem, to zobaczycie jaki z niej żarłok. Jest wielce mięsożerna po mamusi. Bo ja całą ciążę przeżyłam głównie na mięsie, warzywach, owocach, lodach od Grycana i greckim jogurcie. Posiedźcie z nią jeszcze chwilę przygotuję dla niej zupkę . I może sprawdźcie czy nie trzeba aby zmienić pampersa. Gdy się jej zmienia przed karmieniem to lepiej się jej je z suchą pupą. Adela zostawiła dziecko z panami i poszła szykować dla małej zupkę. Tym razem zupka była podana z butelki, więc karmienie bardzo szybko minęło.
"Kojcowe" igraszki nieco małą zmęczyły, pokarm w postaci musu podany przez smoczek szybko zniknął z butelki i najedzona Milenka szybko zapadła w sen, więc została przeniesiona do swego łóżeczka. Emil włączył podsłuch i razem z Leszkiem poszli do kuchni.
Ależ superancki jest ten kojec! I fajnie bo nawet można w nim posiedzieć razem z dzieckiem - stwierdziła Adela. Emil popatrzył się z czułością na Adelę i powiedział - gdy obie będziecie w nim siedzieć to nie wiem czy was nie będę musiał jakoś oznaczać, żeby nie pomylić. Nie ma obawy, nie pomylisz, Milenka ma inny kolor włosów i mimo wszystko jest jeszcze wciąż ode mnie mniejsza. Wiesz Leszku - podziękuj, tak w myślach, swojemu tacie, że zamówił ten kojec. Ja co jakiś czas dziękuję tak w myślach byłemu, że mnie spiknął z Emilem. Emil objął Adelę i powiedział - nie jestem pewien, czy go to gdzieś tam uszczęśliwia- wszak cię kochał nawet gdy już nie byliście razem. Śmieszne, ale ja też mu za to dziękuję i nadal mam wyrzuty sumienia, że może jego serce nie wytrzymało tej wiadomości.
Leszek patrzył na nich nieco zdziwiony - przepraszam, ale nie łapię o co chodzi. Maleństwo - mogę to Leszkowi opowiedzieć? Adela skinęła głową - oczywiście, niech wie z jaką parą wariatów się zadaje. Jedno widzi we śnie swoją przyszłą dziewczynę a drugie rozmawia z nieżyjącym byłym i dziękuje mu za swojego męża. A oboje są z przekonania ateistami, do kościoła nie chodzą, chociaż oboje ochrzczeni. To tak jak ja- stwierdził Leszek.
Emil opowiedział Leszkowi całą historię od chwili gdy pojechał po Adelę aż do momentu wyjazdu Kamila w delegację i że w pewnym sensie czuje się winny jego śmierci. Usłyszał od Leszka niemal w słowo w słowo to co mówiła Adela na temat zdrowia kogoś kto przeżył trzy zawały i że Kamil na 100% wiedział o tym, że w każdej chwili może umrzeć, że równie dobrze mógł paść martwy gdy się schylił by założyć skarpetkę i z całą pewnością o tym wszystkim wiedział, bo kardiolodzy dają ludziom całe listy tego czego im nie wolno robić i listę niewiele większą od znaczka pocztowego z zapisem tego co im wolno. A że Kamil kochał Adelę? - zapewne tak, ale potrafił tę miłość zamienić w przyjaźń i chwała mu za to. Ja kocham całym sercem waszą Milenkę i zawsze będę o nią dbać, nawet jeśli jeszcze będę miał swoje dziecko. I kocham tak samo was oboje - od nikogo nie doznałem tyle życzliwości i ciepła co od was obojga. I nawet jeśli się z kimś zwiążę to i tak moje uczucie do was się nie zmieni. Jestem tego pewny.
W kieszeni Adeli zawibrowała komórka. Wyjęła z kieszeni, przeczytała i jęknęła - no nie, tylko nie to! Co się stało?- spytał Emil. Żona mojego kolegi poroniła. Nie wpadnie do nas. Trzeba mu w czymś pomóc?- spytał Leszek. Nie, chyba nie, on sam jest lekarzem. Pewnie histeryzuję, ale w moim odczuciu to okropne. Nie mniej napiszę zapytanie czy może potrzebuje pomocy. Wysłała wiadomość, w 5 minut potem odebrała wiadomość- to była 8 tygodniowa ciąża, już jest po zabiegu. Zostanę z nią na noc, opłaciłem izolatkę. Dzięki za troskę.
Hmm, to wczesna ciąża. Mówisz, że on jest lekarzem? Czyli szewc bez butów chodzi. Teraz wiesz, dlaczego tak bardzo nalegałem na badania przed ciążą, z tym, że nawet gdybym nie nalegał to i tak byś je zrobiła i dopilnowała by Emil je zrobił. Ty jesteś po prostu nietypowa. A jaką specjalizację wybrał? Psychiatrię i poza tym jest psychoterapeutą.
I zdawało mu się, że dobre samopoczucie można w stu procentach utożsamić z bardzo dobrym stanem zdrowia pozwalającym na zdrową ciążę - ze smutkiem w głosie stwierdził Leszek. Zawsze mnie zastanawia dlaczego profilaktyka jest tak bardzo obca ludziom. Zapobieganie zawsze jest dużo łatwiejsze i tańsze niż leczenie. W jakim wieku oni są? Ona to mój rocznik on ze 7 lub 9 lat starszy, a może i więcej. To dość "egzotyczne" małżeństwo. Najłatwiej ich historię prześledzić wspomagając się literami- jej rodzice to byli państwo AA, jego rodzice to byli państwo BB. Obydwa małżeństwa się rozpadły. W związku AA była dziewczynka Ad, w związku BB chłopiec Bc. Dziewczynka Ad wychowywała się u swej matki, a chłopczyk Bc hodował się u swego ojca, bo go mamusia nie chciała. W pewnym momencie kobieta z dzieckiem Ad wyszła za mąż za faceta z dzieckiem Bc. Wspólnego biologicznego dziecka nie mieli, co lepsze to po tym ślubie pani A została przy nazwisku ojca swego dziecka. Przez lata oboje wmawiali dzieciom, że są prawdziwym rodzeństwem. No ale kłamstwo ma krótkie nóżki i młodzi odkryli, że nie są rodzeństwem pod względem biologicznym. Gdy tylko osiągnęli wiek, w którym wolno brać ślub to się pobrali, chociaż jej matka i jego ojciec byli temu przeciwni. Pomagała im stara ciotka jej matki, odziedziczyli po niej mieszkanie, a właściwie nieduży domek. Nie widziałam się z Gabrysią wiele lat ale miałyśmy kontakt telefoniczny.
c.d.n.