Adela "upolowała" mięciutkie włóczki w bazarowym kiosku, w domu towarowym kupiła kaftanik flanelowy, który miał spełniać rolę "manekina", narysowała formę śpiworka i raźno wzięła się do pracy. Wybrała się nawet do piwnicy, by w pudle z książkami wyszukać broszurkę, w której były różne wzory na ręcznie wykonane ciuszki dla maluszków. Trochę się "nagimnastykowała" by wykrój na śpioszki przerobić na wykrój śpiworka, w końcu się udało. Strasznie dawno nic nie dziergała i nie szło jej to najlepiej, ale w końcu przypomniała sobie "jak to się robi" i nawet całkiem przytomnie zapisała sobie ile oczek nabrała na druty. Z początku planowała by śpiworek miał wrabiane w trakcie dziergania kwiatki, ale potem stwierdziła, że zrobi gładki- może przy następnym, gdy już nabierze wprawy, będą wrabiane kwiatki, bo jak wyczytała śpiworki były przydatne, lepiej zdawały egzamin niż kocyki. Dłubiąc na drutach opowiedziała Emilowi o tym, że chciałaby rodzić pod znieczuleniem zewnątrzoponowym, a Emil oczywiście poparł ten projekt. Poplotkowali przy okazji o Arku i Stasi a Adela powiedziała jakie imię dała by chętnie ich córeczce. Emil kilka razy głośno powtarzał jego różne odmiany i doszedł do wniosku- odkrywczego zresztą, że to imię Milena brzmi mu znajomo, odkąd Adela nazywa go Milkiem.
No kochany- wreszcie załapałeś! Milek będzie miał córeczkę Milenkę. No i jak - podoba ci się czy dalej szukamy imienia? No jasne, że mi się podoba, pewnie potem, już w szkole będzie Leną. Ale wtedy to już będzie w jakimś stopniu jej wybór.
Sporo rozmawiali o Arku i Stasi. Adela mówiła, że ją trochę niepokoi ten pośpiech z jego strony do natychmiastowego uregulowania swego życia. Ale Emil stwierdził, że Arek dobrze sobie to wszystko przemyślał i wie, że może nie być chwilami łatwo, bo chłopcy są nieco trudniejsi do wychowywania niż dziewczynki, ale im szybciej się tym dzieciom zorganizuje teraz normalny dom, tym będzie łatwiej. Arek opowiadał jak bardzo był zdumiony tym, że obaj chłopcy tak do niego lgną i jest tym również mocno wzruszony. Starszy, Pawełek, opowiedział Arkowi o tym wieczorze, gdy sam uciekł z mieszkania ojca i trochę się bał iść, więc całą drogę biegł, ale najbardziej się bał, że ojciec ruszy za nim w pogoń, dogoni go i zbije.
A co do Stasi - Arek przestał się dziwić, że Emil i Adela tak szybko się w sobie zakochali. Twierdził, że rozmowa ze Stasią zupełnie go "ogłuszyła". Bo wprawdzie żadna z niej piękność, żeby aż dech zapierało, ale chciał z nią jak najdłużej trwać w tym barku kawowym i starał się ze wszystkich sił by ta rozmowa trwała jak najdłużej. Bo według niego Stasia emanuje jakimś takim wewnętrznym ciepełkiem. Ujęło go też i to, że nie wieszała okolicznych psów na swym byłym mężu, chociaż nieźle dał się jej we znaki.
Poza tym dzieciństwo Arka spędzone u boku nieco "narwanego" ojca też ma wpływ na to, że Arek chce chłopcom jak najszybciej zorganizować spokojne życie bez jakiejkolwiek przemocy. Bardzo mu zależy na tym by Pawełek idąc we wrześniu do szkoły szedł już z "nowego domu", by dziecko było przekonane, że nie spotka je sytuacja, w której będzie musiał uciekać przed przemocą. I by obaj chłopcy wiedzieli i czuli, że są w tym domu rozumiani, kochani, że są jego pełnoprawnymi członkami. A teraz zastanawia się nad tym jak zorganizować życie rodzinne tak, by Pawełek nie siedział w świetlicy przed i po lekcjach. A fakt, że miliony dzieci tak spędzają dzień nie jest dla niego żadnym argumentem. Twierdził, że on choć miał zbzikowanego ojca to nie wysiadywał w podstawówce w świetlicach, bo po prostu jego mama poszła do pracy na pełen etat dopiero wtedy, gdy on był w liceum. I on musi się dobrze zastanowić nad organizacją domu, ale jak na razie jest to równanie z dziesięcioma niewiadomymi. A tak naprawdę to byłoby najlepiej i najzdrowiej dla całej rodziny gdyby Stasia pracowała najwyżej na pół etatu a najlepiej wcale. Jest jeszcze jedna opcja - znalezienie jakiejś pani, która odbierałaby Pawełka ze szkoły i pobyła z nim aż do powrotu Stasi z pracy. Jeszcze jedno rozwiązanie to przeprowadzka rodziców Stasi na Ursynów, czyli znalezienie dla nich mieszkania blisko ulicy Mandarynki. Kolejne koncepcje dotyczące rozwiązania tego problemu roiły się w mózgu Arka niczym rozmnażające się króliki lub lemingi.
Emil spokojnie tego wszystkiego wysłuchiwał, część "genialnych pomysłów" przyjaciela gasił od ręki wskazując mu słabe punkty i cały czas dziękował okolicznościom, że Piotr z Heleną mieszkają tuż obok. W końcu stwierdził, że skoro Arek już zna rodziców Stasi to może nie byłoby źle, gdyby z nimi porozmawiał na ten temat- może oni sami wpadną na pomysł przeprowadzki na Ursynów i to byłoby najzręczniejsze posunięcie. Na każde pytanie Arka "ciekawe co by o tym powiedziała Adelka" niezmiennie odpowiadał: nic by nie powiedziała, bo ja jej o tym nie mówię, ona ma swoje problemy, w sierpniu ma się urodzić dziecko, więc wybacz, ale ja jej nie zawracam głowy twoimi pomysłami. Gdy do nas wpadniesz to możesz jej sam o wszystkim powiedzieć. Wtedy się dowiesz z pierwszej ręki, co ona o tym myśli.
Adela co prawda część tych pomysłów już znała z opowieści Stasi, ale ich nie komentowała mówiąc- Stasieńko, to ty masz tu decydujący głos, to idzie o życie twoje i twoich chłopców i ty najlepiej wiesz co będzie właściwym krokiem. Mnie najbardziej przekonuje wersja o przeprowadzce twoich rodziców na Ursynów lub wasza przeprowadzka w ich pobliże. Co do ślubu - poproście swoich rodziców na świadków i weźcie ze sobą chłopców- niech w ten sposób poczują jacy są dla was obojga ważni. Nie chcę być drugi raz świadkiem na ślubie Arka. I może wpierw ty porozmawiaj z rodzicami na temat zorganizowania waszego życia po ślubie. Dobrze jest poznać opinie wszystkich zainteresowanych tym problemem stron. Może i oni mają jakąś wizję przyszłości waszej rodziny? Nawet jeśli jest niedorzeczna to też warto ją poznać, by potem łatwiej układać sobie życie.
I wiem, że Arek naprawdę cię kocha - o wszystkich dotychczasowych kobietach w jego życiu opowiadał nam ze szczegółami, nawet natury anatomicznej, o tobie wiem od niego, że jesteś po prostu "cudna pod każdym względem". I chłopcy są - tu cytuję -"nadzwyczajni i chcę by mieli jak najlepsze wspomnienia z dzieciństwa" - tak mi o nich opowiada. I znając Arka wiem, że na pewno będzie robił wszystko by zatrzeć w ich pamięci wspomnienia o biologicznym ojcu. W sferze umysłu i uczuć on już ich adoptował.
Możesz zresztą, jeśli chcesz, porozmawiać na temat Arka z Emilem - bo ja dość krótko znam Arka. Poznałam go dopiero po ślubie z Emilem. A jak wiesz to nasza znajomość z Emilem była niezwykle krótka przed ślubem. Ale i tak usłyszysz od Emila, że na sto procent on i ja byliśmy parą w poprzednim wcieleniu. I też się skłaniam ku takiej wersji. Nie wiem, nie mam pojęcia czy reinkarnacja to tylko "wymysł", ale naprawdę wielu naukowców na świecie poważnie się tym problemem zajmuje. W Polsce zajmowała się tym oficjalnie tylko jedna pani profesor, nawet udało mi się kiedyś nabyć jej książkę, która jest sprawozdaniem z tych badań. I mało mnie boli, że jeśli o tym mówię, to rozmówca stara się dać mi do zrozumienia, że powinnam się wybrać do psychiatry.
I w związku z tym, swoimi przemyśleniami na ten temat nie dzielę się ze wszystkimi. Nikt nie jest w stanie powiedzieć co się dzieje z nami po śmierci, a tych co powrócili do życia po śmierci klinicznej traktuje się jak nieszkodliwych półgłówków, którym zatrzymanie się akcji serca i niedotlenienie mózgu po prostu i zwyczajnie zaszkodziło na rozumek. A poza tym to na pewno czytali opowieści innych i tak zwyczajnie, po prostu teraz tak samo wyplatają. Najbardziej mnie śmieszy to, że największym wrogiem reinkarnacji jest kościół. A gorące dyskusje na temat reinkarnacji trwały jeszcze za Pitagorasa, który twierdził, że dusza ludzka musi przejść cykl wcieleń przechodząc w nowe strefy życia. I on pierwszy głosił, że już kiedyś żył. Umiera tylko nasze ciało fizyczne, ta powłoka zewnętrzna, ale nasze ciało energetyczne, czyli nasza świadomość i podświadomość żyją wiecznie. Temat nie nowy i chyba nie do rozwiązania w sposób nie budzący niczyich wątpliwości. I do dziś wisi w powietrzu pytanie gdzie się podziewa energia, którą posiadał żywy organizm- bo zgodnie z zasadami fizyki energia nie ginie, tylko zmienia swą postać, więc gdzie się podziewa ta energia, która przedtem ożywiała ten skomplikowany twór jakim jest człowiek?
Stasia, tak jak obiecała, pojechała z Arkiem w niedzielę w odwiedziny do jego mamy. Odniosła wrażenie, że jego mamie coś się nie zgadzało w wyglądzie "żony", a może nowe leki, które były jej regularnie podawane trochę zadziałały bo pochyliła się do Arka i spytała szeptem - czy to twoja druga żona? Arka na kilka sekund "zatkało" i powiedział- tak mamo, to druga żona, z tamtą się rozszedłem. Gdy w odpowiedzi usłyszał- to dobrze syneczku, bo żona zajmująca się sportem to nie jest dla mężczyzny dobrym wyborem - zrozumiał, że wizyt z Ireną mama nie pamięta, co go nawet ucieszyło. Pogoda była ładna, było ciepło ale nie upalnie i spacerowali trochę po otaczającym zakład naprawdę bardzo dużym ogrodzie. Ze sto razy mama wyrażała żal, że bzy już przekwitły, bo wtedy , w słońcu tak pięknie w ogrodzie pachniało. Około godziny szesnastej był podwieczorek, na który zostali oboje ze Stasią zaproszeni przez przełożoną. Były domowej roboty rogaliki drożdżowe, dla pensjonariuszek herbata, dla nich była neska. Nie byli jedynymi gośćmi z zewnątrz. Po podwieczorku Arek poszedł do przełożonej by chwilę z nią porozmawiać o zdrowiu matki. Dowiedział się, że leki jednak trochę hamują postęp choroby, że mamę włączono nawet do grupy, która ma rehabilitację ruchową i całkiem nieźle sobie radzi. I jak na dziś, to nie ma z nią dużych kłopotów. Przepraszam, że pytam, ale ta pani, z którą pan jest to kuzynka? Pytam dlatego, by potem w rozmowie z pana mamą nie popełnić jakiegoś błędu. Arek uśmiechnął się - to moja narzeczona, a żeby uprościć sprawę to powiedziałem mamie, że to moja żona. Mama wie, że to moja druga żona. I, dzięki niej będę miał wkrótce w domu dwóch takich chłopaczków- i pokazał jej ich zdjęcie. Ale jeszcze nic mamie o ich istnieniu nie mówiłem.
Zakonnica spojrzała na niego i powiedziała- to jak już będzie pana żoną i będzie pan miał te dzieci, to proszę zostawić mamie wasze wspólne zdjęcie - i może któregoś dnia przyjechać w odwiedziny z żoną i dziećmi. Potem zostanie zdjęcie wasze i dzieci na nocnym stoliku mamy i będziemy miały o czym rozmawiać z pana mamą w ramach aktywacji mózgu. My często gościmy tu przedszkolaków i nasze podopieczne bardzo lubią gdy przychodzą do naszego ogrodu dzieci.
Gdy wrócił do ciągle jeszcze siedzących w ogrodzie swoich pań zobaczył, że mama jest okryta chustą wełnianą, którą Stasia miała ze sobą, a Stasia pilnie doprowadza do ładu jej paznokcie u rąk. No zobacz Areczku, jak to dobrze, że zawsze mam ze sobą pilnik do paznokci- mamie ułamał się krzywo jeden paznokieć, więc trzeba resztę do tego jednego dostosować długością. I wiesz, zostawię mamie tę chustę, jest lekka ale ciepła, taka w sam raz na letnie, ale nie upalne popołudnie. Mam w domu jeszcze dwie, kiedyś namiętnie szydełkowałam. Tylko trzeba chyba do niej doczepić oznaczenie - zobacz- tak jak jest na innych rzeczach mamy. Przeleć się do sióstr i skombinuj taką zawieszkę to zaraz ją tu przymocuję. A czym przymocujesz? Mam igłę i nitkę- zawsze mam przy sobie pół domu. No to idź po przywieszkę. Arek nawet otworzył usta, ale w końcu machnął ręką i zawrócił do gabinetu przełożonej, przepraszając, że jej głowę zawraca. Przełożona z pełnym zrozumieniem podeszła do sprawy i z szafy wyciągnęła zawieszkę z numerem rzeczy jego mamy. Arek porwał ją mówiąc - dziękuję, igłę i nici żona ma- to bardzo zorganizowana kobieta i szybko wybiegł z gabinetu. A do listy rzeczy posiadanych przez panią Marię przełożona dopisała : chusta wełniana. I pomyślała - jakaś niedzisiejsza - zorganizowana! A Arek gdy wracał do matki i Stasi czuł, że coś go łaskocze w gardle. Stasia starannie przyszyła zawieszkę mówiąc- teraz chusta się nie zgubi. I niech ją mama zabiera do ogrodu gdy wychodzi. Jest duża, dobrze mamę okryje a łatwiejsza w obsłudze niż sweter. Posiedzieli jeszcze u matki godzinę.
Gdy tylko wyjechali z Zakładu Arek powiedział - od samego początku wiem, że jesteś nadzwyczajną kobietą- kobietą niezwykłej dobroci. Powiedziałem przełożonej, że jeszcze nie mamy ślubu, ale że go weźmiemy i że mamy dwóch chłopców. I powiedziała, byśmy koniecznie zrobili sobie zdjęcie z dziećmi i zostawili u mamy- bo rozmowa o nich i o nas będzie dla niej też częścią rehabilitacji. I powiedziała, że możemy raz na jakiś czas przyjeżdżać tu z nimi.
c.d.n.