czwartek, 15 września 2022

Trudny wybór - 108

 Późnym wieczorem Adela  dostała sms od Arka- "przepraszam, ale mamy lekkie  zawirowania- w szkole u Wojtusia jakaś epidemia albo nawet i dwie-  podejrzenie jest w kierunku  żółtaczki typu A ta druga to jakaś  ospa wietrzna. Nawet nie  wiedziałem, że jest taka  choroba. Więc się nie  zobaczymy. Nasi na  razie  zdrowi, Stasia  wzięła zwolnienie  na opiekę. Mamy nadzieję, że nas i rodziców niczym  nie zainfekowali. Wiadoma ci osoba  nęka  mnie telefonami, ale nie odbieram. Zatelefonuję do was jutro". Adela pokazała Emilowi  tę wiadomość mówiąc - małe  dzieci mały kłopot, większe  dzieci- większy kłopot. 

No ale przecież dzieciaki są szczepione przeciwko żółtaczce- zdziwił  się Emil. Tak, są, ale żółtaczka jest niestety  w kilku odmianach, "A" to jest pokarmowa, a maluszki miały podany antygen typu "B". Jest jeszcze typ "C". Ale na "C" jeszcze nie ma  szczepionki. Po prostu trzeba  bardzo przestrzegać higieny. Można  tylko mieć nadzieję, że ten wirus nie będzie  aż tak ambitny by zaliczyć wszystkie litery alfabetu. Muszę w tym momencie pochwalić  swoją matkę - od pierwszej klasy słyszałam, że nie  wolno dawać koleżankom  "gryza" ze  swojej kanapki - można odłamać i dać kawałek, ale nie wolno od nikogo "brać  gryza"  ani komuś  dawać ugryźć swoją. I żadnego całowania  się z koleżankami. W usta zwłaszcza.

Popatrz, taki ładny i ciepły jest tegoroczny listopad, może się  jutro wybierzemy gdzieś z rodzicami? Zabawne, ale trochę mi żal, że nie ma już tego sadu. Często wspominam ten nasz piknik  w sadzie i to jak tata witał  się  z drzewami. Kocham twego tatę. Maleństwo, tata też  cię kocha, jesteś  od początku jego ukochaną  córeczką. Zaraz podeślę mu sms z propozycją na jutro, jak znam życie to oglądają jeszcze TV.

Odpowiedź przyszła  natychmiast - oczywiście, bardzo, bardzo chętnie, proponuję Konstancin i weźmiemy stołeczki turystyczne, bo tam ławek mało. Myślę, że około10,00 dacie  radę?  Tak, Milenka  je o 9,00, więc damy radę - odpowiedział Emil.

Oooo, coś  mnie ostatnio skleroza tłucze- mamy termin u doktora Z. Zobacz co mi napisał - i wyszukał w korespondencji mailowej wiadomość- "przywieź ze sobą obie  swoje dziewczyny , starszą zbadam a młodszą oczy nacieszę. W gabinecie jak  w domu, w razie  czego można  małą  nakarmić i przewinąć. Kawę też mogę zrobić."

W weekend nadal była świetna pogoda i nawet całkiem  ciepło. Okazało się, że rodzice ostatnio kupili nowe  stołeczki turystyczne, które po złożeniu wyglądały jak parasolki i do nich była wygodna torba na dwóch dobrze się toczących kółkach. Pojechali w dwa  samochody i Adela zdecydowała, że wezmą jednak głęboki wózek, a mała  będzie już w  ciepłym śpiworku. Na firmowym materacyku Adela położyła śnieżno białą, mięciutką  jagnięcą skórę. Dwie takie nadesłali w prezencie "zakopiańczycy". Odpowiednio ułożone i spięte wg dołączonej instrukcji tworzyły coś na podobieństwo becika. Był to pomysł koleżanki Linki i Tomka. Oczywiście Emil od razu, gdy tylko przyjechali do Konstancina, zrobił kilka  zdjęć "dokumentalnych", które zaraz,  wraz  pozdrowieniami i uściskami zostały wysłane do Zakopanego. A Emil dostał od Tomka taki liścik - "te małe kobiety wprawdzie bardzo mocno wchodzą nam w skórę, ale trzeba  przyznać, że rodzą śliczne  córeczki. Pomyślcie  kiedy do nas przyjedziecie".

Tym razem, chociaż pogoda naprawdę była świetna, w Parku Zdrojowym było niemal pusto, tylko  kilka osób obchodziło dookoła tężnię, bo za obchodzenie jej dookoła nie trzeba  było płacić. Adela i Emil też  zrobili dwie rundki a w tym czasie Piotr z Heleną  spacerowali w pobliżu z Milenką. Najedzona Milenka  spała niczym przysłowiowy suseł w porze  zimowego snu.  Potem rozsiedli się na "łące", na której zawsze było pełno matek z małymi, wrzeszczącymi i biegającymi  dziećmi, a dziś było.....pusto. No może nie  całkiem, bo było sporo wiewiórek, które bardzo blisko przybiegały do nich, wyraźnie oczekując jakiejś przekąski. Nad  Milenką rozwinięto moskitierę i zrobiono wentylację budki.

Wiecie co, za niedługo będą pierwsze święta Milenki. W ramach świąt dostanie pierwsze uzupełniające "papu", czyli pierwszą marchewkową zupkę. Pomyślałam sobie, że nim dam jej taką marchwiankę to sama się nią opcham na fula, bo to będzie  miało jednak oddźwięk w moim pokarmie. Jak na razie to moja kuchnia w moim pokarmie nie  szkodzi jej i  chyba smakuje. Zabawne, ale dopiero gdy się karmi dziecko piersią sprawdza  się porzekadło, że jesteś tym  co jesz.

Adelko, a kiedy wracasz do pracy?-spytał Piotr. Podjęliśmy decyzję, że Adelka weźmie trzyletni urlop wychowawczy- odpowiedział Emil, nim Adela zdążyła otworzyć usta  by odpowiedzieć. Przyznam się bez  bicia- nie chcę by Milenka hodowała  się w żłobku. Was też nie chcę obciążać opieką nad nią, chociaż wiem, że nie odmówilibyście pomocy. Moja pensja nam wystarczy w  zupełności, zresztą jak wiesz tato, mam na ten czas odłożone środki. Na pewno nie jeden raz w tym czasie poprosimy was o jakąś chwilową pomoc, ale nie wrzucimy jej wam na głowę do stałej opieki. Im starsza będzie Milenka tym więcej będzie spędzać czasu i z wami i z nami. Nauczymy ją, że może mieć do was takie  samo zaufanie jak do nas. Kochamy was oboje bardzo mocno i nauczymy Milenkę by i ona  was tak samo mocno kochała jak nas. Zresztą coś mi się widzi, że to będzie taka sama przylepa jak  my oboje.  Uznała, że  zasypianie na mnie to fajna  sprawa. I bardzo sobie ceni głaskanie po buźce i główce. Gdy się ją odkłada do łóżeczka to trzeba  chwilę poświęcić na pogłaskanie. Najchętniej bym z nią siedział cały czas zamiast jeździć do pracy. No i całuski w brzuszek lubi - dodała Adela. Jest coraz fajniejsza. Już nawet zakupy robię po pracy by w weekend być więcej z nią - stwierdził Emil. Kąpiółki też lubi. A wy ją kąpiecie  codziennie?- spytała  Helena. A skąd - raz na tydzień. Pupinę myjemy przy każdym przewijaniu a ona się  nie poci. W bardziej cywilizowanych krajach uznano, że  wcale  nie jest dla  dziecka zdrowa codzienna kąpiel.  Adela ją przyzwyczaiła do muzyki - słucha oczywiście w sposób nieświadomy, a my po prostu w ten sposób niwelujemy różne dziwne odgłosy wielorodzinnego bloku.  Ona już urosła 10 cm, nareszcie ta wyprawka niemowlęca zaczyna  być dla niej dobra na  wielkość.

Synku, przecież z  zakupami dla was to sprawa prosta-  robimy dla nas to i dla was możemy, tylko zapiszcie co wam kupić. Dla nas to rozrywka a i świadomość, że możemy jeszcze być przydatni - stwierdził Piotr. Bo tak dokładnie to i wy i  my kupujemy raczej to samo.

A ja odkryłam w czasie spacerów z Milenką, że my tu niedaleko mamy całkiem nieźle zaopatrzone sklepy spożywcze , ale nie chcę Milenki brać do sklepu, więc mogłabym wykorzystać któreś z was do zostania z Milenką przed sklepem. Może jestem histeryczką ale boję  się zostawić dziecko w  wózku przed  sklepem. Nie jesteś histeryczką tylko masz  dobrze w głowie - stwierdził Piotr. Nie powinno  się zostawiać  dziecka samego w wózku przed sklepem. Świrów wciąż nie brak.  No to nie ma problemu, a gdzie te  sklepy? No tu, w Pasażu Ursynowskim, na tyłach KEN w  stronę Ratusza. Dźwigać też nie będziemy, bo mam przecież kosz na  zakupy i tu dużo przecież się zmieści. Mam też  taką torbę dopasowaną wielkością do niego.

A co u Arka i Stasi?- spytała Helena. Oj- nie  za dobrze, bo w  szkole Pawełka jakaś zaraza panuje, a może nawet dwie. Tylko tyle na razie  wiemy. A nie jest to wesołe, bo podobno to żółtaczka pokarmowa a i coś Arek nadmieniał o ospie  wietrznej. Więc Stasia wzięła zwolnienie na opiekę, bo jak na  razie to im szkołę, albo tylko tę klasę zamknęli.  Dziś pod wieczór do nich zadzwonię - sama jestem  ciekawa jak tam wygląda  sytuacja.

Ciociu, a czy moi rodzice wiedzą, że zostali dziadkami? Chyba nie, bo gdy ostatni raz rozmawiałam z twoją matką to doszłam do  wniosku, że z niej taka sama dobra  siostra jak i matka. Znów się przyczepiła do tego, że sprzedałaś mokotowskie mieszkanie  zamiast się z nią zamienić. Przypomniałam jej tylko, że to było przedtem moje  mieszkanie, które ja wykupiłam od  miasta,  a ty kupiłaś je ode mnie. Ona  żyje  w jakimś urojonym świecie, nadal nie  dotarło do niej, że jej mieszkania  nie można  sprzedać, bo nie jest wykupione od  miasta. Powiedziałam jej, że może pójść do banku i dowiedzieć się,  czy udzieli im bank kredytu. Na to ona  mi mówi, żebym jej to załatwiła. Ręce opadają. Jedno ma  zapewnione - na pewno nie  spędzimy razem tegorocznych  świąt. Nie mam ochoty robić  dobrej miny do złej  gry. Oj, no to odetchnęłam - stwierdziła Adela. Bo chociaż mam niezłą wyobraźnię to jakoś nijak nie mogłam sobie wyobrazić tegorocznych  świąt razem z nimi. Mamy z Emilem przecież cudowną córeńkę a od matki pewnie bym zaraz usłyszała, że na co komu córka i że będzie taką samą nieudacznicą jak ja. Chcę  się cieszyć świętami tylko z  wami! 

No to masz to zapewnione córeczko - powiedział Piotr. Święta my zrobimy w  waszym mieszkaniu, żeby Milenka była  cały czas w  znajomym otoczeniu. Tyle  tylko, że nie  dostaniesz pierogów z grzybami i kapustą, zresztą może i my wszyscy z nich zrezygnujemy, żeby ci  nie było przykro, że ich nie możesz zjeść i by ich zapach cię nie  drażnił. Poza  tym  to nam wszystkim wyjdzie na  zdrowie. Zresztą całe menu omówicie wspólnie  z Helenką. Dostosowane będzie do twoich potrzeb. Jesteście tatuniu niesamowici - kocham was oboje tak samo mocno - zapewniła Piotra  Adela.

W pewnej mądrej książce o hodowli dzieci wyczytałam, że Milenka zna  dobrze mój głos, ale ja  zauważyłam że tak  samo reaguje na głos Milka, Helenki i Taty. Tak sobie pomyślałam , że to pewnie  dlatego, że przecież tak samo słyszała mnie jak i  was.Byłam któregoś dnia na  spacerze z Konradem, tym moim szkolnym kolegą - dzieciorobem. Najbardziej się ubawiłam, bo ona już ważyła wtedy nieco ponad 3 kg a jego dzieciaki  w chwili porodu ważyły około 3,5 kilograma. Aż współczułam jego żonie. A Konrad dobrze przeszkolony, nie mówił gdy się nad nią pochylał a i do mnie mówił nieco przyciszonym głosem by przypadkiem nie obudzić Milenki. Umówiłam się  z nim, że gdy będzie miała ze 6, 7 miesięcy to się umówimy na sesję fotograficzną. 

A tak w ogóle to na każdej kontroli lekarka mówi, że ona  się bardzo dobrze i  szybko rozwija, nawet nieco szybciej niż przewidują  tabele. I jej zdaniem będę mogła już w grudniu dać jej pierwszą marchwiankę na domowym chudziutkim rosołku najlepiej cielęcym. Jest problem z kurczakami, bo one pędzone ponoć na  antybiotykach. Lekarka mówiła, żeby kupować na bazarze, więc jej powiedziałam, że to też żadna gwarancja. Poza tym ile razy byłam gdzieś tak zwanie na wsi, to drób "z  wolnego wychowu" szlajał się najczęściej w przydrożnych rowach. A antybiotyki to  chyba dostają wszystkie, w ramach profilaktyki. Ciotka  mojej koleżanki hodowała kury - jak miała ich raptem trzy sztuki no to  miały osiatkowany wybieg, ale gdy miała ich więcej to od razu miała z nimi kłopoty i w końcu też dostawały antybiotyki co jakiś czas. No niestety- nie pojedziemy gdzieś w Polskę by zamieszkać w jakiejś dziczy i nie  zaczniemy nagle hodować kurczaków, krów, świniaków itp. Bo okazuje  się, że hodowanie nawet na  własne potrzeby to też problem.

Pewnie nie pamiętasz już tego - odezwała  się Helena- ale kiedyś kupiłam na bazarze połówkę indyka i upiekłam go tak jak zawsze i podałam z tymi samymi dodatkami co zawsze.To nie  był jakiś stary indor, bo na  tyle to  się jeszcze znam na drobiu. Mięso było twarde, łykowate i w efekcie końcowym resztę tego indyczego mięsa zmieliłam i były z niego kotlety. Potem takie  samo doświadczenie zrobiłam z kurczakiem- bardzo długo go dusiłam, odkroiłam kawałek, wzięłam kęs i też skończył jako kotlet mielony. Nie wiem co taki kurczak z hodowli je,  ale wiem, że drób sklepowy szybko się robi a mięso nie jest łykowate. No i jakby na to nie  spojrzeć jemy to sklepowe  mięso od lat i żyjemy. Myślę,  że już nasze organizmy  jakoś się do tego  rodzaju  pożywienia  przystosowały. 

Też tak myślę - zgodziła  się z Heleną  Adela. Te hodowlane to dostają ziarno i sporo kukurydzy,  a te "gospodarskie" jedzą głównie robale, które uda im  się wygrzebać z ziemi i bardzo mało są dokarmiane. Ja to się kiedyś nabrałam na wołowinę, którą kupiłam na  bazarze i z której miał być rosół. Wszystko razem wylądowało na śmietniku -nie mam pojęcia  czemu,  ale woda gdy się mięso gotowało była  czerwona. No to wodę wylałam, mięso wylądowało na śmietniku a ja ugotowałam coś innego. Och tak, pamiętam, mówiłaś mi o tym, gdy wróciłam wtedy z wczasów - przypomniała  sobie  Helena.

                                                                    c.d.n.