Nadszedł wreszcie dzień, w którym Adela i Emil razem weszli do budynku urzędu i razem z niego po ośmiu godzinach wyszli. W ciągu tego pierwszego dnia Emil ze trzy razy wpadł na pogawędkę do szefa Adeli, z którym podzielił się swymi przemyśleniami na temat nowych pomysłów dotyczących działalności rzeczników patentowych. Doszli zgodnie do wniosku, że zapewne sporo dotychczasowych rzeczników powróci do swego podstawowego zawodu a duże zakłady przemysłowe zapewne nie pozbędą się swoich dotychczasowych rzeczników patentowych jeśli byli z nich zadowoleni.
Adela stwierdziła, że skoro mają "dorosnąć", to poranną kawę każde z nich będzie piło w swoim pokoju, a w ciągu dnia, zależnie od okoliczności będą się spotykać w barku albo Emil będzie "wpadał" na kawę do Adeli i jej szefa. Na razie wszyscy, nie przyznając się do tego czekali niespokojnie na reorganizację. Wiadomo było, że będzie, ale nie było wiadomo kiedy. Bardziej zapobiegliwi i zdający sobie sprawę ze słabości swojej pozycji szukali zatrudnienia gdzie indziej. Szef Adeli spędzał teraz dużo czasu na miejscu, nie da się ukryć, że wyraźnie doszkalał Adelę. A ona wreszcie przestała się tu nudzić.
Któregoś piątkowego popołudnia zatelefonował do Emila Arkadiusz, z propozycją by Emil wraz z Adelą przyjechali do niego do Piaseczna. Poprzedniego dnia wyekspediował swą mamę razem z opiekunką na wczasy rehabilitacyjne, więc może Emil z Adelą wpadliby do niego na kawę i obejrzeć "włości", wszystko jedno czy w sobotę czy w niedzielę. Emil powiedział, że prawdopodobnie przyjadą raczej w niedzielę, bo w sobotę to zawsze robią zakupy na cały tydzień i trochę porządkują. Ale konkretną odpowiedź to da dopiero za godzinę, bo w tej chwili nie ma Adeli w domu. To ty ją gdzieś samą z domu wypuszczasz?- zdziwił się nieco złośliwie Arek.
Noooo, czasem dostaje wychodne, ale na pewno po nią pojadę gdy po mnie zatelefonuje. Jest razem z Heleną u fryzjerki. Ojciec je odwiózł , a ja je przywiozę, bo ojciec pojechał do klubu pograć w szachy. A ja jestem na myjni i za jakieś 15 minut pewnie już będę miał pięknie umyty samochód.
Umówili się do Arkadiusza na niedzielę "koło południa". W sobotę kupili dodatkową porcję pierogów i kilka małych pudełek lodów Grycana i tak "uzbrojeni" pojechali do Piaseczna. Powiedzieć, że Arek mieszka w Piasecznie to, zdaniem Adeli była niedorzeczność, bo ulica, którą w końcu znaleźli była w stosunku do Warszawy tak jakby poza Piasecznem, co Adela, która nie była entuzjastką mieszkania tam, gdzie diabeł się kłania na dobranoc, powiedziała - ojej, toż on mieszka w kartoflach! Rzeczywiście szeregowce stały niemal w szczerym polu, po drodze minęli kilka domów jednorodzinnych ze sporymi ogrodami. Stosunkowo blisko rzędu szeregowców był dość zapyziale wyglądający sklep spożywczy. Kilka jednakowiuteńko wyglądających domków stało w rzędzie prezentując bramy wjazdowe do garaży, drzwi wejściowe do domów oraz......dość okazałe kubły na śmiecie. Przed domami była asfaltowa jezdnia ograniczona z obu stron krawężnikami. No proszę - powiedziała Adela- ależ zadupie! Bałabym się tu mieszkać. Nieomal pustynia. Gdy tylko wjechali w tę uliczkę, przed drugi w rzędzie domek wyszedł Arek.
Adela szybciutko przywołała na twarz uśmiech, pokiwała do Arka ręką i nim wysiadła z samochodu powiedziała do Emila - gdybym zaczęła być złośliwa to mnie kopnij pod stołem. Wyciągnęli z bagażnika dwie termo torby z zakupami, które wziął Emil. Arek przypilnował, by ich samochód stał równo w linii szerokości jego szeregowca, co Emila nieco rozśmieszyło, a co ponoć było uzasadnione, bo większość mieszkańców "wyskakiwała" z garaży dość gwałtownie tyłem i mógł ktoś nie wyhamować i palnąć cudzy samochód.
Arek bardzo się ucieszył, że przyjechali punktualnie, bo on musi jeszcze na moment wyskoczyć do piekarni po ciastka. Na to dostał do ręki dwie torby i polecenie, by ich zawartość wpakował do lodówki i do zamrażarki, bo oni przywieźli zaopatrzenie. A zamiast ciastek to lepsze będą pierogi z jagodami i truskawkami a poza tym są też lody i to kilka rodzajów. W środku domu czekała na nich niespodzianka w postaci dość dorodnej osoby płci żeńskiej, robiącej wrażenie nieco starszej od Arkadiusza.
To moja stara przyjaciółka, Irenka, tak się złożyło, że znów się nam drogi zeszły. Adela zerknęła na ową "starą przyjaciółkę" i pomyślała - no fakt, stara to ona chyba jest, ale nieźle kultywowana i na mur-beton starsza od Arka.
Och, szczebiotała Irena- wreszcie poznam tę parę małżeńską, którą tak lubi Arek. Zachwyca się wami razem i każdym z was z osobna. Adela uśmiechnęła się i powiedziała - Arkadiusz przesadza, każdy facet nieco przesadza. Nie sadzę byśmy razem lub osobno byli obiektami godnymi zachwytu. Po prostu lubimy się z Arkiem wzajemnie. A ani mój mąż ani ja nie robimy nic nadzwyczajnego co mogłoby wywołać czyjś podziw.
Iruniu, oni przywieźli domowe pierogi z owocami i lody, to może odpuścimy sobie dziś ciastka?- zapytał Arek. Irunia skinęła głową mówiąc- oczywiście, zresztą ciastka to był twój pomysł, nie mój. Mój Boże, westchnęła Irunia - chciałabym umieć robić pierogi! Adela zaśmiała się - a mnie poznanie sztuki wyrobu pierogów zupełnie nie kusi. Nasza mama robi, ja nigdy jeszcze nie robiłam. A te to są z pierogarni, którą mamy na Ursynowie.
Chodźcie, pokażę wam dom. Na tym poziomie to jest tylko kuchnia i salon i mały pokoik, w którym czasem w dzień śpi mama, gdy się gorzej czuje. A tu, jest zejście do drugiego salonu, z którego jest też wyjście na ogród. Tyle tylko, że rzadko z niego korzystamy, bo potem trzeba pamiętać by opuścić kratę drzwi wychodzących na ogród. Zresztą ogród u nas to tylko trawa. Stali właśnie w kuchni i Adela powiedziała- mam wrażenie, że ten kto projektował te domki, nigdy w życiu nie gotował czegoś więcej niż wodę na herbatę i kawę. Domek w sumie duży, a kuchnia jest mikroskopijna. Gdyby to był mój dom, bo zaraz bym połączyła kuchnię z tym pokojem przy kuchni. Byłaby przyzwoita kuchnia z aneksem jadalnym.
No właśnie, właśnie- włączyła się Irena - też uważam, że ta kuchnia jest zbyt mała. A ten salon na poziomie ogrodu ma jeszcze jeden mankament - drzwi pomiędzy nim a garażem są stanowczo za mało szczelne i przepuszczają spaliny. Mówiłam już o tym Arkadiuszowi, ale on w sumie rzadko tak naprawdę tu bywa, odkąd wynajął opiekunkę dla swojej mamy. Bardziej mu odpowiada jego klitka w śródmieściu.
Arkadiusz posłał Irenie pełne dezaprobaty spojrzenie i powiedział - no to chodźcie dalej. Na górę prowadziły kręte drewniane schody i Adela zastanawiała się, jak tu wnoszono po nich meble, ale nie zapytała się o to, dochodząc do wniosku, że to nie jej "cyrk i nie jej małpy." Na piętrze były trzy nieduże pokoje i łazienka. Okna dwóch pokoi wychodziły na uliczkę, okna trzeciego pokoju na nędzny ogródek w którym rosły dwa rachityczne drzewka (chyba owocowe) a siatkowy płot wołał wręcz o to, by wreszcie ktoś go potraktował farbą i może posadził wzdłuż niego jakieś pnącza. Ogródek sąsiedniego domu miał dwie części - ta wzdłuż płotu przypominała zryte miejscami klepisko i należała do dwóch sporych psów. Część bliżej domu była odgrodzona żywopłotem i rosło tam kilka sporych krzewów i dwa drzewa. Ogród z drugiego boku miał posadzony pod płotem żywopłot z ligustru i całkiem dobrze się prezentował, a siatkę pomiędzy ogrodami porastał wiciokrzew pomorski.
No i została nam do obejrzenia sypialnia, która właściwie jest na strychu. Jest tu też druga łazienka a pomieszczenia przylegające do sypialni pełnią funkcję "przechowalni". Miałem kupić szafy, ale zamiast szaf, zmałpowałem pomysł Emila i zrobiłem system wieszaków oraz półek. Dzięki temu moja mikroskopijna kawalerka w śródmieściu zupełnie mi wystarcza. Tam mam tylko to co mi niezbędne, tu przyjeżdżam by wymienić ciuchy, uprać je i by pani Maria mi je wyprasowała. A koszule to daję do pralni. Odpada mi prasowanie tym sposobem.
Stary, nie ma problemu, mogę cię nauczyć prasowania koszul, tylko musi być dobre żelazko- powiedział Emil. Sztukę prasowania opanowałem będąc w Meksyku. Poza tym jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że nie muszę wiecznie chodzić w extra koszuli , pod krawatem i w garniturze. Ty chodzisz w todze często, prawda? No a pod togą to chyba nie musisz być w stroju galowym. Ostatnio odkryłem dzięki mamie marynarki z dzianiny, do której świetnie pasują koszulki polo. I mamy metę, gdzie można marynarkę zrobić na wymiar . A koszulki polo trzeba kupować te nieco droższe i prać je w lepszych środkach piorących i płukać też w takich oraz bardzo starannie je przygotować do suszenia.
Arek patrzył się na Emila niczym na jakiegoś zamorskiego stwora. Ty naprawdę sam sobie pierzesz i prasujesz koszule? No wiesz- powiedział Emil - ja nie piorę tylko robi to pralka. A prasuję sam, bo nie widzę powodu dla którego miałaby być tym obciążona Adela. Ona ma większość ciuszków, które nie wymagają prasowania, czasem to jej przy okazji wyprasuję spodnie, ale ona głównie nosi dżinsy, które tej operacji nie wymagają. Prasowanie to żadna sztuka, znacznie trudniej jest zrobić dobrą pieczeń lub zupę. Ale jeszcze trochę to się i tego "naumiem". Stopień wykształcenia z Adelką mamy podobny, oboje mamy owo mgr, oboje jesteśmy rzecznikami, więc start podobny. Mam wrażenie, że minęły czasy gdy większość facetów była wyposażona w dwie lewe ręce a z prac domowych to jedynie potrafili rozlać wódkę do kieliszków.
O właśnie, właśnie- podchwyciła Irena. Ma pan rację, kobieta może być słabsza fizycznie od mężczyzny, ale umysłowo mu nie tylko dorównuje ale i bardzo często przewyższa. Tylko część mężczyzn nie chce tego przyjąć do wiadomości. I nie jest to znowu extra nowością - nawet w epoce kamienia łupanego były kobiety samotne, które musiały sobie same radzić bo nagle zostawały same bez tego chłopa. A w czasach nam współczesnych też część kobiet samotnie wychowuje dzieci bez pomocy mężczyzny. Pracują, zarabiają i wychowują dziecko samotnie, bo współtwórca dziecka nie raczy płacić alimentów.
No fajnie- wychodzę na potwora- stwierdził Arek. Adela roześmiała się - nie na potwora tylko na faceta "starej daty", a przecież jesteś tylko dwa lata starszy od Emila. Może jest tak dlatego, że wynieśliście ze swoich domów odmienne wzorce. Ojciec Emila bardzo kochał i szanował jego mamę i zawsze Emilowi mówił i do dziś to powtarza, że kobiety należy chronić, szanować i kochać. I jego ojciec taki właśnie jest- a wiem dobrze jaki jest, bo ożenił się z moją ciocią gdy owdowiał. A poza tym mieszkamy z nimi po sąsiedzku, w jednym bloku i dużo czasu razem spędzamy. W te wakacje byliśmy razem w Zakopanem. I powiem wam, że bardziej go kocham niż własnego ojca. I on zawsze o nas wszystkich dba- zawsze mówi, że jesteśmy jego skarbami. I wiem, że tak czuje.
Arek chwilę milczał, potem powiedział - masz rację, zupełnie co innego wynieśliśmy z domów - ja to pamiętam głównie kłótnie, bo zdaniem ojca mama mnie rozpieszczała i robiła ze mnie ciamajdę. Wcale a wcale nie chciałem grać w siatkówkę, ale miałem do wyboru tylko dwie dyscypliny- boks albo którąś z gier zespołowych, więc wybrałem siatkówkę. Była według mnie mniej brutalną grą niż koszykówka. Podłe jest to co powiem, ale odetchnąłem gdy umarł, choć wtedy już byłem dorosłym facetem. Dobrze, że łaskawie zgodził się bym studiował prawo. Gdybym poszedł np. do szkoły teatralnej lub na ASP to nie dałby ani grosza na moje studia, to takie "niemęskie" studia były w jego mniemaniu. A sam był po politechnice, skończył mechanikę.
Ale ta siatkówka całkiem nieźle ci szła, byłeś naprawdę dobrym zawodnikiem - stwierdził Emil. No ale gdybyś wtedy porozmawiał z moim ojcem to wiedziałbyś, że mogłem być na pewno lepszy, gdybym się tylko przyłożył - roześmiał się Arek.
A według mojego ojca kobiety, wszystkie, były podgatunkiem i pewnie dlatego nie zbudowałem żadnego trwałego związku. Ale nie wykluczam, że może po prostu ciężko ze mną wytrzymać. Popatrzcie, spółka nam nie wyszła.
Nie wpadaj w histerię - to, że nie wyszła nie ma nic wspólnego z tobą - powiedziała Adela- po prostu aktualna sytuacja na to nie pozwala. Jeszcze nie ma szczegółowych przepisów, trudno zawiązywać spółkę, w której z góry wiadomo, że przez jakiś bliżej nieokreślony czas prawnicy "cywilni" będą zarabiać na "patentowców". Wiesz ile byłoby z tego powodu nieporozumień i przepraw? Trzeba po prostu spokojnie poczekać co dalej. Na razie oboje mamy pracę, ty wycofałeś z poprzedniej spółki swoje aktywa i wszyscy możemy spokojnie poczekać co dalej. Masz już na rynku prawniczym ugruntowaną pozycję, nie jesteś nowicjuszem. Jeśli na uczelni rozpuścisz wieść, że możesz zostać czyimś mentorem to na pewno ktoś się na to skusi, a ty będziesz miał siłą rzeczy pomocnika.
Na szczęście i Emil i ja mamy również swoje wyuczone zawody. On może wrócić do konstrukcji, ja mogę się załapać w jakimś dziale prawnym. Szału nie będzie, poza tym jestem w rodzinie tą, która może się rozmnożyć, co mnie na jakiś czas wyrzuci poza nawias jako siłę roboczą. Bo nie chcę dawać dziecka do żłobka a potem do przedszkola. Aż tak napalona zawodowo nie jestem. A Emil to popiera.
c.d.n.