piątek, 29 lipca 2022

Trudny wybór - 72

 Nadszedł wreszcie  dzień, w którym Adela i Emil razem weszli do budynku urzędu i razem z  niego po ośmiu godzinach wyszli. W ciągu tego  pierwszego dnia  Emil ze trzy razy wpadł na pogawędkę do szefa Adeli,  z którym podzielił  się  swymi przemyśleniami na temat nowych pomysłów  dotyczących działalności rzeczników patentowych. Doszli  zgodnie  do wniosku, że  zapewne sporo dotychczasowych  rzeczników powróci  do swego podstawowego  zawodu a duże zakłady przemysłowe zapewne nie pozbędą się swoich dotychczasowych rzeczników patentowych jeśli byli z nich  zadowoleni.

Adela stwierdziła, że skoro mają "dorosnąć", to poranną kawę każde  z nich będzie piło w  swoim pokoju,  a w ciągu dnia, zależnie od okoliczności będą się spotykać w barku  albo Emil będzie  "wpadał" na kawę do Adeli i jej  szefa. Na razie wszyscy, nie przyznając się  do tego czekali niespokojnie na reorganizację. Wiadomo było, że będzie, ale nie  było wiadomo  kiedy. Bardziej zapobiegliwi i zdający  sobie  sprawę ze  słabości  swojej pozycji szukali zatrudnienia gdzie indziej. Szef Adeli spędzał teraz   dużo  czasu na miejscu, nie  da się ukryć, że wyraźnie  doszkalał Adelę. A ona wreszcie przestała  się tu nudzić. 

Któregoś piątkowego popołudnia zatelefonował do Emila Arkadiusz, z propozycją by Emil  wraz  z  Adelą przyjechali do niego do Piaseczna. Poprzedniego dnia  wyekspediował swą mamę razem z opiekunką na  wczasy rehabilitacyjne, więc może Emil  z Adelą wpadliby  do niego na kawę i obejrzeć "włości", wszystko jedno czy w  sobotę  czy w niedzielę. Emil powiedział, że prawdopodobnie  przyjadą raczej w niedzielę, bo w  sobotę to zawsze robią zakupy  na  cały tydzień i trochę porządkują. Ale konkretną odpowiedź to da  dopiero za godzinę, bo w tej chwili nie ma  Adeli w  domu. To ty ją gdzieś samą z domu wypuszczasz?- zdziwił się nieco złośliwie Arek.

Noooo, czasem dostaje wychodne, ale na pewno po nią pojadę gdy po mnie  zatelefonuje. Jest razem z Heleną u fryzjerki. Ojciec je odwiózł , a ja je przywiozę, bo ojciec pojechał do klubu pograć w szachy. A ja jestem na  myjni i za jakieś 15 minut pewnie  już będę  miał pięknie umyty samochód. 

Umówili  się do Arkadiusza na niedzielę  "koło południa". W sobotę kupili dodatkową porcję pierogów i kilka  małych  pudełek lodów Grycana i tak "uzbrojeni" pojechali do Piaseczna. Powiedzieć, że  Arek   mieszka  w Piasecznie to,  zdaniem Adeli była niedorzeczność, bo ulica, którą  w końcu  znaleźli była w  stosunku do Warszawy tak jakby  poza  Piasecznem, co Adela, która nie była entuzjastką mieszkania tam, gdzie  diabeł się kłania na  dobranoc,  powiedziała - ojej, toż on  mieszka w kartoflach! Rzeczywiście szeregowce stały niemal  w szczerym polu, po drodze minęli kilka domów jednorodzinnych ze sporymi ogrodami. Stosunkowo blisko rzędu szeregowców był dość zapyziale  wyglądający sklep spożywczy.  Kilka jednakowiuteńko wyglądających  domków stało w rzędzie prezentując bramy wjazdowe do garaży, drzwi wejściowe do domów oraz......dość okazałe kubły na śmiecie. Przed domami  była asfaltowa jezdnia ograniczona z obu stron krawężnikami. No proszę - powiedziała  Adela- ależ zadupie! Bałabym  się tu mieszkać. Nieomal pustynia. Gdy  tylko wjechali w tę uliczkę, przed  drugi w rzędzie  domek wyszedł Arek.

Adela szybciutko przywołała na  twarz uśmiech, pokiwała do Arka ręką i nim wysiadła z  samochodu powiedziała  do Emila - gdybym zaczęła  być złośliwa to mnie kopnij pod  stołem. Wyciągnęli z bagażnika dwie termo  torby z  zakupami, które wziął Emil. Arek przypilnował, by ich samochód stał równo w linii szerokości jego szeregowca, co Emila  nieco rozśmieszyło, a co ponoć było uzasadnione, bo większość  mieszkańców "wyskakiwała" z garaży dość gwałtownie  tyłem i mógł ktoś nie wyhamować i palnąć cudzy samochód. 

Arek bardzo się ucieszył, że przyjechali punktualnie, bo on musi jeszcze na moment wyskoczyć do piekarni po ciastka.  Na to dostał do ręki dwie torby i polecenie,  by ich  zawartość wpakował do lodówki i do zamrażarki, bo oni przywieźli zaopatrzenie. A zamiast ciastek to lepsze będą pierogi z jagodami i truskawkami a poza tym są też lody i to kilka rodzajów. W środku domu czekała na nich niespodzianka w postaci dość dorodnej osoby płci żeńskiej, robiącej wrażenie nieco starszej od Arkadiusza. 

To moja stara przyjaciółka,  Irenka, tak  się złożyło, że znów się nam drogi  zeszły. Adela zerknęła na ową "starą przyjaciółkę" i pomyślała - no fakt, stara to ona  chyba jest, ale nieźle kultywowana i na mur-beton starsza od  Arka.

Och, szczebiotała Irena- wreszcie poznam tę parę małżeńską, którą tak lubi Arek. Zachwyca  się wami razem i każdym z was  z osobna. Adela uśmiechnęła się i powiedziała - Arkadiusz przesadza, każdy facet nieco przesadza.  Nie sadzę byśmy razem lub osobno byli obiektami  godnymi zachwytu. Po prostu lubimy się  z Arkiem wzajemnie. A ani mój mąż ani ja  nie robimy nic  nadzwyczajnego co mogłoby wywołać czyjś podziw. 

Iruniu, oni przywieźli domowe pierogi z owocami i lody, to może odpuścimy sobie  dziś ciastka?- zapytał Arek. Irunia  skinęła głową mówiąc- oczywiście, zresztą ciastka to był twój pomysł, nie mój. Mój Boże, westchnęła Irunia - chciałabym umieć robić pierogi! Adela zaśmiała  się - a mnie poznanie sztuki wyrobu pierogów  zupełnie  nie kusi.  Nasza mama robi, ja  nigdy jeszcze  nie  robiłam. A te to są z pierogarni, którą  mamy na Ursynowie.

Chodźcie, pokażę wam dom. Na tym poziomie to jest tylko kuchnia i salon i mały pokoik, w którym czasem w dzień śpi mama, gdy  się gorzej  czuje. A tu, jest zejście do drugiego salonu, z którego jest też  wyjście na ogród. Tyle  tylko, że rzadko z niego korzystamy, bo potem trzeba pamiętać by opuścić kratę drzwi wychodzących  na ogród. Zresztą ogród u nas to tylko trawa. Stali właśnie  w kuchni i Adela powiedziała- mam  wrażenie, że ten kto projektował te  domki, nigdy  w życiu nie gotował czegoś więcej  niż wodę na  herbatę i kawę. Domek w  sumie  duży, a kuchnia jest  mikroskopijna. Gdyby to był mój dom, bo zaraz bym połączyła  kuchnię z tym pokojem przy kuchni. Byłaby przyzwoita  kuchnia z aneksem jadalnym.

No właśnie,  właśnie- włączyła  się  Irena - też uważam, że ta  kuchnia jest  zbyt mała. A ten salon na poziomie ogrodu ma jeszcze  jeden mankament - drzwi pomiędzy  nim a garażem są stanowczo za mało szczelne i przepuszczają spaliny. Mówiłam już o  tym Arkadiuszowi, ale on w  sumie  rzadko tak naprawdę tu  bywa, odkąd wynajął opiekunkę dla  swojej  mamy. Bardziej mu odpowiada jego klitka w śródmieściu.

Arkadiusz posłał Irenie pełne dezaprobaty  spojrzenie i  powiedział - no to chodźcie dalej. Na górę prowadziły kręte drewniane  schody i Adela zastanawiała  się, jak tu  wnoszono po nich meble, ale nie zapytała  się o to, dochodząc do wniosku, że to nie jej  "cyrk  i nie jej  małpy." Na piętrze  były trzy nieduże pokoje i łazienka. Okna  dwóch pokoi wychodziły na uliczkę, okna trzeciego pokoju na nędzny ogródek w którym rosły dwa rachityczne drzewka (chyba owocowe) a siatkowy płot  wołał wręcz o to,  by wreszcie ktoś go potraktował farbą i może posadził wzdłuż niego jakieś pnącza. Ogródek sąsiedniego domu miał dwie  części - ta wzdłuż płotu przypominała  zryte miejscami klepisko i należała do dwóch sporych  psów. Część bliżej domu była odgrodzona żywopłotem i rosło tam kilka sporych krzewów i dwa drzewa. Ogród z drugiego  boku  miał posadzony pod płotem żywopłot z ligustru i całkiem  dobrze  się prezentował, a siatkę pomiędzy ogrodami porastał wiciokrzew  pomorski.

No i została nam do obejrzenia sypialnia, która właściwie jest na  strychu. Jest tu też druga łazienka a pomieszczenia przylegające  do sypialni pełnią funkcję  "przechowalni".  Miałem kupić szafy,  ale  zamiast szaf, zmałpowałem pomysł Emila i zrobiłem system wieszaków oraz półek. Dzięki temu moja mikroskopijna kawalerka w śródmieściu zupełnie mi wystarcza. Tam mam tylko to co  mi niezbędne, tu przyjeżdżam by wymienić ciuchy, uprać je i by pani  Maria mi je  wyprasowała. A koszule to daję  do pralni. Odpada mi prasowanie  tym sposobem.

Stary, nie ma problemu, mogę cię nauczyć prasowania koszul, tylko musi być dobre  żelazko- powiedział Emil. Sztukę prasowania opanowałem będąc w Meksyku. Poza tym jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że nie  muszę wiecznie  chodzić w extra  koszuli , pod krawatem i w garniturze. Ty chodzisz w todze często, prawda? No a pod  togą to chyba  nie musisz być  w stroju galowym. Ostatnio odkryłem dzięki mamie marynarki z dzianiny, do której świetnie pasują koszulki polo. I mamy metę, gdzie  można marynarkę  zrobić na  wymiar . A koszulki polo trzeba kupować te nieco droższe i prać je w lepszych środkach piorących i płukać też  w takich oraz  bardzo starannie  je przygotować  do suszenia.

Arek patrzył się na  Emila niczym na   jakiegoś zamorskiego stwora. Ty naprawdę sam sobie pierzesz i prasujesz  koszule? No wiesz- powiedział Emil - ja nie piorę  tylko robi to pralka. A prasuję  sam, bo  nie widzę powodu dla którego miałaby być tym obciążona Adela. Ona ma większość ciuszków, które nie  wymagają prasowania, czasem to jej przy okazji wyprasuję spodnie, ale ona głównie  nosi dżinsy, które tej operacji nie wymagają. Prasowanie to żadna sztuka, znacznie trudniej jest zrobić  dobrą pieczeń lub  zupę. Ale jeszcze trochę to  się i tego "naumiem". Stopień wykształcenia z Adelką mamy podobny, oboje  mamy owo mgr, oboje  jesteśmy rzecznikami, więc start podobny.  Mam wrażenie, że minęły czasy gdy większość facetów była wyposażona w dwie lewe ręce a z prac  domowych to jedynie  potrafili  rozlać wódkę do kieliszków.

O właśnie, właśnie- podchwyciła Irena. Ma pan rację, kobieta może być słabsza fizycznie od mężczyzny, ale umysłowo mu nie tylko dorównuje  ale i bardzo często przewyższa. Tylko część mężczyzn nie chce tego przyjąć do wiadomości. I nie jest to znowu extra nowością - nawet w epoce kamienia  łupanego były kobiety samotne, które  musiały  sobie  same  radzić bo nagle zostawały  same bez tego chłopa. A w czasach nam współczesnych też część kobiet samotnie wychowuje dzieci bez pomocy mężczyzny. Pracują, zarabiają i wychowują dziecko samotnie, bo współtwórca  dziecka  nie raczy płacić alimentów.

No fajnie- wychodzę na potwora- stwierdził Arek. Adela roześmiała się - nie na potwora  tylko na faceta "starej  daty", a przecież jesteś  tylko dwa lata starszy od Emila. Może jest tak dlatego, że wynieśliście ze swoich  domów odmienne  wzorce. Ojciec Emila bardzo kochał i  szanował jego mamę i zawsze Emilowi mówił i do dziś to powtarza, że kobiety należy chronić, szanować i kochać. I jego ojciec taki właśnie jest- a wiem dobrze  jaki jest, bo ożenił się z moją ciocią gdy owdowiał. A poza  tym mieszkamy z nimi po sąsiedzku, w jednym bloku  i dużo czasu razem spędzamy. W te wakacje byliśmy razem w Zakopanem. I powiem  wam, że bardziej go kocham niż własnego ojca. I on zawsze o nas  wszystkich dba- zawsze mówi, że jesteśmy jego skarbami. I wiem, że tak czuje. 

Arek chwilę milczał, potem powiedział - masz rację, zupełnie  co innego wynieśliśmy z domów  - ja to pamiętam głównie kłótnie, bo zdaniem ojca mama mnie  rozpieszczała i robiła ze mnie ciamajdę. Wcale a wcale  nie chciałem grać w siatkówkę, ale miałem do wyboru tylko dwie dyscypliny- boks albo którąś z gier  zespołowych, więc wybrałem siatkówkę. Była  według mnie  mniej  brutalną  grą niż koszykówka. Podłe jest to co powiem, ale odetchnąłem gdy umarł, choć wtedy już byłem dorosłym facetem. Dobrze, że łaskawie zgodził się bym studiował prawo. Gdybym  poszedł np.  do szkoły teatralnej lub na ASP to nie dałby  ani grosza na  moje  studia, to takie "niemęskie" studia  były  w jego mniemaniu. A sam był po politechnice, skończył mechanikę.

Ale ta  siatkówka całkiem nieźle ci  szła, byłeś naprawdę dobrym zawodnikiem - stwierdził Emil. No ale gdybyś  wtedy porozmawiał z moim  ojcem to wiedziałbyś, że mogłem być na pewno lepszy, gdybym  się tylko przyłożył - roześmiał się Arek.

A według mojego ojca  kobiety, wszystkie, były podgatunkiem i pewnie dlatego nie  zbudowałem żadnego trwałego związku. Ale nie wykluczam, że może po prostu ciężko ze mną  wytrzymać. Popatrzcie, spółka nam  nie wyszła.

Nie wpadaj w histerię - to, że nie  wyszła  nie ma  nic wspólnego z tobą - powiedziała  Adela- po prostu aktualna sytuacja  na to nie pozwala. Jeszcze nie ma  szczegółowych  przepisów, trudno zawiązywać spółkę, w której z góry  wiadomo, że przez jakiś bliżej nieokreślony czas prawnicy "cywilni" będą  zarabiać na "patentowców". Wiesz ile  byłoby z tego powodu nieporozumień i przepraw? Trzeba po prostu spokojnie poczekać co dalej. Na  razie oboje mamy pracę, ty wycofałeś z poprzedniej spółki swoje  aktywa i wszyscy możemy  spokojnie poczekać  co dalej. Masz już na rynku prawniczym ugruntowaną pozycję, nie jesteś nowicjuszem. Jeśli na uczelni rozpuścisz wieść, że możesz zostać  czyimś mentorem   to na pewno ktoś  się na to skusi, a ty będziesz  miał siłą  rzeczy pomocnika. 

Na  szczęście i Emil i ja mamy również swoje wyuczone   zawody. On może  wrócić do konstrukcji, ja  mogę  się załapać w jakimś dziale prawnym. Szału nie  będzie,  poza tym jestem w rodzinie  tą, która  może  się rozmnożyć, co mnie na jakiś czas wyrzuci poza  nawias jako siłę  roboczą. Bo nie  chcę dawać  dziecka do żłobka a potem do przedszkola. Aż tak napalona zawodowo  nie jestem. A Emil to popiera.

                                                                   c.d.n.