czwartek, 11 stycznia 2024

Córeczka tatusia - 65

 Wojtek, tak jak planował, powiedział Michałowi o tym, że teść Ali jest  zainteresowany kupnem mieszkania w Warszawie i  że pytał się czy Wojtek nie byłby skłonny by sprzedać  jemu to mieszkanie, które będzie  za rok do odbioru. 

Michał popatrzył na niego przeciągle i powiedział - ty jesteś niesamowitym facetem - nikt inny poza  tobą nie wpadłby na pomysł by mnie o tym powiedzieć, bo to przecież twoje mieszkanie. Każdy inny zrobiłby taką transakcję bez zająknięcia się, a ty się pytasz  czy mnie taka transakcja odpowiada. Przecież to będzie twoje mieszkanie i na  zdrowy, chłopski rozum to nie moja sprawa. A ty się pytasz- dlaczego? 

Wojtek uśmiechnął się - pytam się, bo teść Ali z jej poprzedniego związku jest dziadkiem twego adoptowanego dziecka, ale nie jest twoją rodziną  w powszechnym rozumieniu tego terminu. A że mam cię za swego serdecznego kolegę  nie  chcę zrobić ci  czegoś, co byłoby ci nie na rękę. Bo ja  wcale nie muszę sprzedawać tego mieszkania, które jeszcze jest w budowie, ale mogę je  sprzedać dziadkowi Mirka jeśli tobie  takie rozwiązanie pasuje. Poza tym chcę je  sprzedać tylko po tych kosztach, które dotąd poniosłem - po prostu dziadek zwróciłby mi tylko i  wyłącznie te koszty, które dotąd poniosłem- na  wszystko mam kwity. Ja nie  chcę  czekać aż do chwili odbioru mieszkania i sprzedawania go dopiero wtedy.  Uważam, że tak będzie uczciwie i praktycznie, bo przed wykończeniem zawsze można (gdy już wiadomo które to będzie  mieszkanie) wprowadzić drobne zmiany- jest to możliwe i wiele osób tak robi. Możemy z dziadkiem Mirka pojechać w tygodniu do spółdzielni i na plac budowy by w naturze obejrzał miejsce i to mieszkanie - plan nie oddaje wszystkiego- zawsze  w naturze  wygląda to inaczej- czasem lepiej  a czasem gorzej niż na  kalce technicznej. I prościej jest teraz wpisać go na członka  spółdzielni niż czekać bym ja je  odebrał i wtedy sprzedawał. No i na pewno będzie taniej niż wtedy gdy mieszkanie jest już oddane  właścicielowi. Bo teraz  to ono kosztuje  tylko tyle, ile ja w nie  włożyłem, bo tyle sobie  spółdzielnia  życzyła. A gdy już jest oddane do użytku przy sprzedaży obowiązuje  cena  rynkowa, która jednak w pewien sposób obowiązuje, jeśli się nie  chce  mieć  do czynienia z prawnikami i Urzędem Skarbowym.  Poza  tym, jak znam życie,  to zawsze przy końcu budowy koszty rosną - nie wiem co prawda  czemu, ale tak to wygląda. My już mamy mieszkanie na Ursynowie - to mieszkanie Marty i ona je po prostu wynajmuje. To miejsce gdzie mieszkamy nam bardziej pasuje  niż Ursynów bo do jej rodziców mamy tylko 230 metrów a do mojego ojca 500 metrów gdy się przeleci podwórkami a kilometr gdy się idzie jak  należy ulicą. Oczywiście  calutką  transakcję przeprowadzimy jak najbardziej legalnie, za zgodą Spółdzielni. Nie chodzę na  jakieś lewizny. 

To mieszkanie  miał dostać Andrzej, ale Marta wpadła na pomysł, żeby dostał to, które ja  miałem już odebrać. Mieszkali w paskudnym  miejscu na Woli w M3 z ciemną kuchnią. Dział prawny chciał bym jednak je  odebrał i dopiero potem się zamieniał. Teraz  jest inaczej, bo blok jeszcze ma  daleko do odbioru, więc dziadek po prostu wskoczy do Spółdzielni  na moje miejsce (zrobię  z niego swego krewnego) i dalsza "spółdzielcza  papierologia" będzie już dotyczyła jego, nie mnie. No i zawsze niestety jest możliwy "poślizg", no ale  raczej niewielki, bo chałupa  już stoi. No i mamy zaprzyjaźnioną ekipę remontowo - przeprowadzkową. Rewelacyjni ludzie. Nam zrobili super  remont  mieszkania w tydzień a Andrzeja przeprowadzili- śmieliśmy się  z tatą, że nieomal ich na rękach  zanieśli. Mistrzowie pakowania.

A ponadto przyjmij  do wiadomości, że uważam ciebie za przyjaciela, a my z Andrzejem uważamy  się za braci, a przyjaciele i rodzina są zawsze traktowani inaczej niż reszta. Teraz już chyba wiesz, dlaczego się ciebie pytam, czy pasuje  ci by dziadek Mirka mieszkał bliżej was i by mogli pomagać Ali w opiece nad waszymi dzieciakami. 

No wiem, ale mnie całkiem zaskoczyłeś - ty, Marta, wasi ojcowie, pani Patrycja - jesteście  zupełnie nietypowi- jakby wyjęci z innych czasów. Po prostu takich  ludzi bardzo rzadko się  teraz spotyka. Rozmawiałem z Alunią, że jesteście  wszyscy jak z innej bajki i że szczęśliwie się stało, że los nas zetknął z wami oraz z Andrzejem i Leną. Już gdy byłem twoim promotorem to widziałem, że jesteś inny. Pomijam w tej  chwili twoją wiedzę - mam na myśli tylko twoje rodzinne sprawy. Naprawdę nie  często na obronę przyjeżdża teść i żona a na dodatek nie  mają żadnych wydumanych żądań tylko się troszczą jak pomóc nie tyle zdającemu co osobom przy  tym zajętym. Widziałem projekt który  zrobiłeś dla  L. - był świetny! A ty go zrobiłeś jeszcze nim obroniłeś pracę! Powiedziałem o nim  szefowi i dlatego cię stary lis zwerbował. I wiedz, że chociaż jesteś ode mnie  sporo młodszy to ja cię podziwiam.  Martę też- ona to mnie  zadziwia! Wojtek roześmiał się - no to jest nas  dwóch, tyle  tylko, że ja w takim  zadziwieniu tkwię od szkoły podstawowej. A jej ojca to wolałem po stokroć bardziej niż  własnego.  Ale to właściwie  Marta "odkryła", że mój ojciec  jest całkiem fajny. A nasi ojcowie to kiedyś razem pracowali. A mój teść zna Pati od  wielu, wielu lat, ale pobrali się dopiero wtedy gdy już Marta i ja byliśmy po ślubie. I Marta mówi do niej najczęściej per "mama". Jak widzisz i słyszysz zabawna jest ta  nasza  rodzina i  zapewne  nieco dziwna, bo mamy zwyczaj  rozmawiania o  wszystkim. Tata Marty zawsze traktował mnie poważnie, nawet gdy byłem małolatem, nie wyśmiał mnie gdy mu powiedziałem wtedy, że kocham Martę i że się na pewno z nią ożenię gdy dorosnę i skończę studia.  No i tak zrobiłem.  

Przepraszam, że pytam a jaka jest rodzona matka Marty? Nie wiem- odpowiedział Wojtek - Marty rodzice rozeszli się gdy ona  miała 12 lat i ona na  sprawie rozwodowej wybrała mieszkanie z ojcem- zresztą wtedy powiedziała w sądzie, że matka się nią nie  zajmowała. Ja często odprowadzałem Martę do  domu ale  ani razu  nie widziałem  jej matki, bo nigdy jej nie  było w domu a nie pracowała  zawodowo. A zawsze odprowadzałem Martę  aż do mieszkania, bo ona  miała  jakiś kiepski klucz i trzeba  było dość mocno go przekręcać  w  zamku. A potem gdy wymienił tata  zamek to i tak wchodziłem  z nią do budynku i  czekałem aż wejdzie  do mieszkania. I zawsze nikogo nie  było w mieszkaniu.  I sąd wziął pod uwagę jej wypowiedź. A jej matka wyprowadziła  się i od tej pory ani  razu już  się nie  widziały. Marta to "córeczka tatusia" - on ją przygotował do dorosłego życia i jak  sam widzisz  zrobił to świetnie. Dostaliśmy sporo lektury do czytania i zapewnienie, że tata odpowie na każde nasze pytanie- możemy pytać  razem albo oddzielnie- zawsze nam odpowie. I tak było. Ja to moim rodzicom często kłamałem, ale nigdy jej ojcu- wiedziałem, że mogę mu powiedzieć wszystko i w razie potrzeby na pewno mi pomoże wyjść z jakiegoś kłopotu bez szwanku.

A z Andrzejem chodziliście do jednej szkoły? -spytał Michał. Nie, on jest bliżej twojego rocznika  niż mojego. Po ćwiczeniach w  siłowni i pociągnięciu za ciężkiej  sztangi "coś" mi wyskoczyło w pachwinie i Marta popatrzyła, pomacała i zawiozła  mnie do szpitala na dyżur i miała  rację, że to przepuklina . Tego wieczoru dyżur  miał Andrzej i mnie  zoperował i jeszcze  Martę pochwalił. A po  operacji przegadaliśmy z nim kawałek nocy i doszliśmy do wniosku, że  ani chybi jesteśmy z jednej prywatki albo wręcz braćmi. A on potem wszystkim w klinice powiedział, że ja jestem jego bratem a Marta bratową i tak zostało do  dziś. A potem Andrzej wysłał mojego ojca na konsultację do swego kolegi, a ten mu  zoperował stercz i Andrzej na stałe  już wszedł do rodziny. 

Dzieciaki Andrzeja  mówią do mego ojca "dziadku" i ojciec  jest szczęśliwy. A moja matka znarowiła  się i wydało się, że od długiego dość  czasu ojca  zdradzała i się  rozeszli. Całe miasto o tym wiedziało ale nie ojciec. Ojciec wrócił do Polski, a ona siedzi nadal w Austrii  i kolekcjonuje młodszych od  siebie  facetów. A ojciec  cały w skowronkach bo Martusia go wysłała do kardiologa po jednej  z wizyt mojej matki u nas i wydało się, że ojciec  miał kiedyś  zawał o czym nie  wiedział, ale na angiografii wyszło. Śledztwo wykazało że zawał był uznany za  zapalenie oskrzeli. I Marta  zarządziła, żeby matka  nie przychodziła do nas bez  zapowiedzenia, bo ojciec  się  denerwuje i mu ciśnienie  skacze. 

No i teraz co Martusia powie to jest święte. Jestem przekonany, że gdyby mu kazała z Pałacu  Kultury skoczyć to też by to zrobił - on ją ubóstwia.  Gotuje dla nas obiadki a u siebie  to tylko śpi i je śniadania. U nas je obiady i kolacje. A Marta mu powiedziała, że ilekroć będzie się  nieco gorzej czuł albo był w gorszej  formie psychicznej to ma u nas nocować. Naprawdę jesteśmy zwariowaną rodziną. 

A teraz gdy Marta miała te  atrakcje ze  swoją ręką Andrzej ją  ratował. A poza tym Andrzej ma  zawsze o  czym pogadać z  Martą bo ona  sporo wie na tematy medyczne. W końcu kosmetologia to kawałek medycyny  estetycznej. 

A Marta  mi ostatnio powiedziała, że Andrzej to kawałek przystojnego i mądrego faceta, więc nic  dziwnego, że stale go jakieś  "pimpy" w klinice  uwodzą i  że on jej też się podoba bo obaj jesteśmy podobnego typu urody ale kocha  mnie a nie jego. Ona jest  czasami szczera  aż do bólu. A o tobie powiedziała, że jesteś  wyjątkowo porządnym  facetem i jej zdaniem pomysł, żebyście mieszkali z  Ali teściami blisko jest bardzo dobry, bo trójka  dzieciaków to jednak spore obciążenie  dla Ali. I jest pełna uznania dla Ali teścia, że nie  robił problemów gdy postanowiłeś usynowić ich jedynego wnuka. Ala też jest z tego powodu szczęśliwa a dzieciaki mają pełną rodzinę. A twoja  mała Irunia to prawdziwa kobieta- od  razu zobaczyła pierścionek Marty i jestem pewien, że Marta  ją przy pierwszej okazji wyposaży w  jakąś dziecięcą biżuterię, taką zabawkową.

Kocham was oboje- powiedział Michał. I muszę pogadać z kolegą, bo on  się buduje w Powsinie, ale może ktoś tam chce  się pozbyć domu, który nadawał by się do remontu. Bo ja  wiem, że teściowie Ali nie  będą szczęśliwi w bloku - zbyt długo mieszkali we własnym domu. Tylko na  razie nic nikomu nie mów. Postaram się w ciągu tygodnia przepatrzeć rzecz całą - dobrze?  No jasne, żaden problem. Marcie też mam nie mówić?  Marcie możesz, ale niech  zachowa  to dla siebie. Spokojna  głowa, Marta w tygodniu jest  zajęta, wszak studiuje i twierdzi, że nauki ma teraz po koniuszki włosów. Te ostatnie  dwa lata są jej zdaniem bez porównania trudniejsze,  ale  się  cieszy bo zawsze  może wpaść do laboratorium po zajęciach i pogadać z chemikami by lepiej  coś pojąć. A w weekend to robimy  zakupy i różne zaległe prace  domowe.  A moja matka nie może Marcie wybaczyć, że ona po studiach chce pracować w laboratorium a nie być właścicielką lub wspólniczką porządnego gabinetu kosmetycznego. Bo teraz jest poprzeczka podniesiona i osoba prowadząca gabinet kosmetyczny musi mieć wyższe  studia a nie  tylko ukończony pomyślnie dwuletni kurs  zawodowy. Bo kosmetyczką to już Marta mogłaby  być, ale ona nie lubi tego zawodu. Będzie po prostu kosmetologiem  a to spora różnica.

W sobotni wieczór do Wojtka zatelefonował Michał z pytaniem, czy Wojtek mógłby z nim razem pojechać w niedzielę do Powsina, bo jest coś do pertraktacji - ktoś przecenił swoje  możliwości finansowe i musi zrezygnować z budowy. I może by pojechałaby z nimi Marta, bo przydałoby  się kobiece praktyczne spojrzenie. Wiesz  co - w takim razie  weźmiemy też mojego ojca - on  się zna na  domach, bo miał w Austrii duży dom - co prawda drewniany ale  spory. O to fajnie - ucieszył się Michał.  Ale i tak moim zdaniem taką inwestycję powinien obejrzeć jakiś specjalista  budowlaniec powiedział Wojtek. Bo wiesz - to że coś wygląda fajnie  nie dowodzi, że jest to warte zakupu. A nikt z nas tak naprawdę nie  zna się na budownictwie od  strony  technicznej. No ale przynajmniej zobaczymy czy warto się do tego domu przymierzać  i ściągać  fachowca - stwierdził Michał. No to ja po was przyjadę z teściem i pojedziemy moim wózkiem - mam nawet opisane jak trafić od dołu, bo od góry, czyli z Ursynowa to jest tylko  bita droga i ponoć trudniej trafić. Z czasem będzie normalna, asfaltowa. No ale może my wpadniemy samochodem Marty, więc może spotkajmy się  gdzieś na  dole, czyli jak się domyślam będziesz jechał Aleją Wilanowską i potem w stronę Powsina, więc umówmy się gdzieś na  dole. Zerknij i przeczytaj mi opis trasy a ja ci powiem gdzie się spotkamy, bo ja Powsin i okolice mam dość dobrze przepatrzone. Michał  stwierdził, że najlepiej będzie  gdy  się spotkają w okolicy parkingu należącego do  Parku- czyli na końcu tej drogi dojazdowej, bo na parking skręca  się w lewo,  a oni pojadą kawałek  w prawo i w górę i podał nazwę uliczki, w którą skręcą w prawo. W tym momencie Marta stwierdziła, że będzie najprościej  gdy Michał podjedzie pod ich  dom i dalej pojadą razem. Przecież zmieszczą się w jeden normalny samochód bo przecież będzie ich najwyżej 5 osób i do Powsina pojadą samochodem Wojtka, żeby nie  demontować dziecięcych fotelików z  samochodu Michała no albo dwoma. Dobrze, podjedziemy do was, bo faktycznie to lepsza trasa - zgodził się Michał.

W pół godziny później już  wsiadali do samochodu Wojtka - Michał siadł obok niego, a Marta siedziała  z tyłu pomiędzy dwoma teściami- swoim i Ali. Teść  Marty  śmiał się, że czasy takie, że nawet siedząc obok ponętnej młódki nie  można jej za kolanko potrzymać, bo jest w  dżinsach.  Bez trudu trafili w Powsinie pod  wskazany adres.  Był to rodzaj mini osiedla, na którym wg planu  ma być pięć  domów jednopiętrowych.  Teren od  strony uliczki ( nazwa "ulica" było zwykłym nadużyciem, bo była to zwykła polna droga) był oddzielony  białym murem,  w którym była  brama, teraz jeszcze  wciąż otwarta ale widać  było, że z czasem będą domofony do poszczególnych domów. Trzy już były zamieszkane, dwa jeszcze  w trakcie budowy. Dom, do sprzedaży był, zdaniem Marty, dość dziwny. Na dole była bardzo duża kuchnia i duży salon, duża łazienka, WC. Z  salonu było zejście do piwnicy do pokoju, w którym stał stół bilardowy - również do kupienia razem z domem. Nad salonem właściwie nie  było sufitu - można było obejrzeć  jak od  spodu wygląda dach. Na piętrze  nad całym salonem dookoła był rodzaj   balkonu i widać było drzwi  sześciu pokoi, sądząc po ilości drzwi. Było tam tak naprawdę pięć pokoi,  z których dwa  były połączone przesuwanymi drzwiami i mogły tworzyć jeden większy pokój. Poza tym  za szóstymi drzwiami była duża łazienka z wejściem  do oddzielnego WC. W łazience była duża wanna i kabina prysznicowa. Przed każdym z budynków było coś w rodzaju tarasu, czyli kawałek gruntu pokryty płytkami terakoty w mało ciekawym beżowym kolorku, a dalej już rosła trawa. Michał dostał plan  domu z podanymi wymiarami pomieszczeń. Przeszli jeszcze  raz do kuchni,  w której był zamontowany zlewozmywak i  kuchenka gazowa. Dom  miał niewątpliwie tę zaletę, że był podłączony do miejskich mediów, co oczywiście podwyższało jego cenę. Michał wypytywał się jeszcze faceta, który był zainteresowany sprzedażą tego domu  czy zakup stołu bilardowego jest obowiązkowy, bo on to by  wolał mieć w tym pomieszczeniu co innego a poza tym bilard nie jest jego ulubioną rozrywką.

                                                                 c.d.n.