Wojtek, tak jak planował, powiedział Michałowi o tym, że teść Ali jest zainteresowany kupnem mieszkania w Warszawie i że pytał się czy Wojtek nie byłby skłonny by sprzedać jemu to mieszkanie, które będzie za rok do odbioru.
Michał popatrzył na niego przeciągle i powiedział - ty jesteś niesamowitym facetem - nikt inny poza tobą nie wpadłby na pomysł by mnie o tym powiedzieć, bo to przecież twoje mieszkanie. Każdy inny zrobiłby taką transakcję bez zająknięcia się, a ty się pytasz czy mnie taka transakcja odpowiada. Przecież to będzie twoje mieszkanie i na zdrowy, chłopski rozum to nie moja sprawa. A ty się pytasz- dlaczego?
Wojtek uśmiechnął się - pytam się, bo teść Ali z jej poprzedniego związku jest dziadkiem twego adoptowanego dziecka, ale nie jest twoją rodziną w powszechnym rozumieniu tego terminu. A że mam cię za swego serdecznego kolegę nie chcę zrobić ci czegoś, co byłoby ci nie na rękę. Bo ja wcale nie muszę sprzedawać tego mieszkania, które jeszcze jest w budowie, ale mogę je sprzedać dziadkowi Mirka jeśli tobie takie rozwiązanie pasuje. Poza tym chcę je sprzedać tylko po tych kosztach, które dotąd poniosłem - po prostu dziadek zwróciłby mi tylko i wyłącznie te koszty, które dotąd poniosłem- na wszystko mam kwity. Ja nie chcę czekać aż do chwili odbioru mieszkania i sprzedawania go dopiero wtedy. Uważam, że tak będzie uczciwie i praktycznie, bo przed wykończeniem zawsze można (gdy już wiadomo które to będzie mieszkanie) wprowadzić drobne zmiany- jest to możliwe i wiele osób tak robi. Możemy z dziadkiem Mirka pojechać w tygodniu do spółdzielni i na plac budowy by w naturze obejrzał miejsce i to mieszkanie - plan nie oddaje wszystkiego- zawsze w naturze wygląda to inaczej- czasem lepiej a czasem gorzej niż na kalce technicznej. I prościej jest teraz wpisać go na członka spółdzielni niż czekać bym ja je odebrał i wtedy sprzedawał. No i na pewno będzie taniej niż wtedy gdy mieszkanie jest już oddane właścicielowi. Bo teraz to ono kosztuje tylko tyle, ile ja w nie włożyłem, bo tyle sobie spółdzielnia życzyła. A gdy już jest oddane do użytku przy sprzedaży obowiązuje cena rynkowa, która jednak w pewien sposób obowiązuje, jeśli się nie chce mieć do czynienia z prawnikami i Urzędem Skarbowym. Poza tym, jak znam życie, to zawsze przy końcu budowy koszty rosną - nie wiem co prawda czemu, ale tak to wygląda. My już mamy mieszkanie na Ursynowie - to mieszkanie Marty i ona je po prostu wynajmuje. To miejsce gdzie mieszkamy nam bardziej pasuje niż Ursynów bo do jej rodziców mamy tylko 230 metrów a do mojego ojca 500 metrów gdy się przeleci podwórkami a kilometr gdy się idzie jak należy ulicą. Oczywiście calutką transakcję przeprowadzimy jak najbardziej legalnie, za zgodą Spółdzielni. Nie chodzę na jakieś lewizny.
To mieszkanie miał dostać Andrzej, ale Marta wpadła na pomysł, żeby dostał to, które ja miałem już odebrać. Mieszkali w paskudnym miejscu na Woli w M3 z ciemną kuchnią. Dział prawny chciał bym jednak je odebrał i dopiero potem się zamieniał. Teraz jest inaczej, bo blok jeszcze ma daleko do odbioru, więc dziadek po prostu wskoczy do Spółdzielni na moje miejsce (zrobię z niego swego krewnego) i dalsza "spółdzielcza papierologia" będzie już dotyczyła jego, nie mnie. No i zawsze niestety jest możliwy "poślizg", no ale raczej niewielki, bo chałupa już stoi. No i mamy zaprzyjaźnioną ekipę remontowo - przeprowadzkową. Rewelacyjni ludzie. Nam zrobili super remont mieszkania w tydzień a Andrzeja przeprowadzili- śmieliśmy się z tatą, że nieomal ich na rękach zanieśli. Mistrzowie pakowania.
A ponadto przyjmij do wiadomości, że uważam ciebie za przyjaciela, a my z Andrzejem uważamy się za braci, a przyjaciele i rodzina są zawsze traktowani inaczej niż reszta. Teraz już chyba wiesz, dlaczego się ciebie pytam, czy pasuje ci by dziadek Mirka mieszkał bliżej was i by mogli pomagać Ali w opiece nad waszymi dzieciakami.
No wiem, ale mnie całkiem zaskoczyłeś - ty, Marta, wasi ojcowie, pani Patrycja - jesteście zupełnie nietypowi- jakby wyjęci z innych czasów. Po prostu takich ludzi bardzo rzadko się teraz spotyka. Rozmawiałem z Alunią, że jesteście wszyscy jak z innej bajki i że szczęśliwie się stało, że los nas zetknął z wami oraz z Andrzejem i Leną. Już gdy byłem twoim promotorem to widziałem, że jesteś inny. Pomijam w tej chwili twoją wiedzę - mam na myśli tylko twoje rodzinne sprawy. Naprawdę nie często na obronę przyjeżdża teść i żona a na dodatek nie mają żadnych wydumanych żądań tylko się troszczą jak pomóc nie tyle zdającemu co osobom przy tym zajętym. Widziałem projekt który zrobiłeś dla L. - był świetny! A ty go zrobiłeś jeszcze nim obroniłeś pracę! Powiedziałem o nim szefowi i dlatego cię stary lis zwerbował. I wiedz, że chociaż jesteś ode mnie sporo młodszy to ja cię podziwiam. Martę też- ona to mnie zadziwia! Wojtek roześmiał się - no to jest nas dwóch, tyle tylko, że ja w takim zadziwieniu tkwię od szkoły podstawowej. A jej ojca to wolałem po stokroć bardziej niż własnego. Ale to właściwie Marta "odkryła", że mój ojciec jest całkiem fajny. A nasi ojcowie to kiedyś razem pracowali. A mój teść zna Pati od wielu, wielu lat, ale pobrali się dopiero wtedy gdy już Marta i ja byliśmy po ślubie. I Marta mówi do niej najczęściej per "mama". Jak widzisz i słyszysz zabawna jest ta nasza rodzina i zapewne nieco dziwna, bo mamy zwyczaj rozmawiania o wszystkim. Tata Marty zawsze traktował mnie poważnie, nawet gdy byłem małolatem, nie wyśmiał mnie gdy mu powiedziałem wtedy, że kocham Martę i że się na pewno z nią ożenię gdy dorosnę i skończę studia. No i tak zrobiłem.
Przepraszam, że pytam a jaka jest rodzona matka Marty? Nie wiem- odpowiedział Wojtek - Marty rodzice rozeszli się gdy ona miała 12 lat i ona na sprawie rozwodowej wybrała mieszkanie z ojcem- zresztą wtedy powiedziała w sądzie, że matka się nią nie zajmowała. Ja często odprowadzałem Martę do domu ale ani razu nie widziałem jej matki, bo nigdy jej nie było w domu a nie pracowała zawodowo. A zawsze odprowadzałem Martę aż do mieszkania, bo ona miała jakiś kiepski klucz i trzeba było dość mocno go przekręcać w zamku. A potem gdy wymienił tata zamek to i tak wchodziłem z nią do budynku i czekałem aż wejdzie do mieszkania. I zawsze nikogo nie było w mieszkaniu. I sąd wziął pod uwagę jej wypowiedź. A jej matka wyprowadziła się i od tej pory ani razu już się nie widziały. Marta to "córeczka tatusia" - on ją przygotował do dorosłego życia i jak sam widzisz zrobił to świetnie. Dostaliśmy sporo lektury do czytania i zapewnienie, że tata odpowie na każde nasze pytanie- możemy pytać razem albo oddzielnie- zawsze nam odpowie. I tak było. Ja to moim rodzicom często kłamałem, ale nigdy jej ojcu- wiedziałem, że mogę mu powiedzieć wszystko i w razie potrzeby na pewno mi pomoże wyjść z jakiegoś kłopotu bez szwanku.
A z Andrzejem chodziliście do jednej szkoły? -spytał Michał. Nie, on jest bliżej twojego rocznika niż mojego. Po ćwiczeniach w siłowni i pociągnięciu za ciężkiej sztangi "coś" mi wyskoczyło w pachwinie i Marta popatrzyła, pomacała i zawiozła mnie do szpitala na dyżur i miała rację, że to przepuklina . Tego wieczoru dyżur miał Andrzej i mnie zoperował i jeszcze Martę pochwalił. A po operacji przegadaliśmy z nim kawałek nocy i doszliśmy do wniosku, że ani chybi jesteśmy z jednej prywatki albo wręcz braćmi. A on potem wszystkim w klinice powiedział, że ja jestem jego bratem a Marta bratową i tak zostało do dziś. A potem Andrzej wysłał mojego ojca na konsultację do swego kolegi, a ten mu zoperował stercz i Andrzej na stałe już wszedł do rodziny.
Dzieciaki Andrzeja mówią do mego ojca "dziadku" i ojciec jest szczęśliwy. A moja matka znarowiła się i wydało się, że od długiego dość czasu ojca zdradzała i się rozeszli. Całe miasto o tym wiedziało ale nie ojciec. Ojciec wrócił do Polski, a ona siedzi nadal w Austrii i kolekcjonuje młodszych od siebie facetów. A ojciec cały w skowronkach bo Martusia go wysłała do kardiologa po jednej z wizyt mojej matki u nas i wydało się, że ojciec miał kiedyś zawał o czym nie wiedział, ale na angiografii wyszło. Śledztwo wykazało że zawał był uznany za zapalenie oskrzeli. I Marta zarządziła, żeby matka nie przychodziła do nas bez zapowiedzenia, bo ojciec się denerwuje i mu ciśnienie skacze.
No i teraz co Martusia powie to jest święte. Jestem przekonany, że gdyby mu kazała z Pałacu Kultury skoczyć to też by to zrobił - on ją ubóstwia. Gotuje dla nas obiadki a u siebie to tylko śpi i je śniadania. U nas je obiady i kolacje. A Marta mu powiedziała, że ilekroć będzie się nieco gorzej czuł albo był w gorszej formie psychicznej to ma u nas nocować. Naprawdę jesteśmy zwariowaną rodziną.
A teraz gdy Marta miała te atrakcje ze swoją ręką Andrzej ją ratował. A poza tym Andrzej ma zawsze o czym pogadać z Martą bo ona sporo wie na tematy medyczne. W końcu kosmetologia to kawałek medycyny estetycznej.
A Marta mi ostatnio powiedziała, że Andrzej to kawałek przystojnego i mądrego faceta, więc nic dziwnego, że stale go jakieś "pimpy" w klinice uwodzą i że on jej też się podoba bo obaj jesteśmy podobnego typu urody ale kocha mnie a nie jego. Ona jest czasami szczera aż do bólu. A o tobie powiedziała, że jesteś wyjątkowo porządnym facetem i jej zdaniem pomysł, żebyście mieszkali z Ali teściami blisko jest bardzo dobry, bo trójka dzieciaków to jednak spore obciążenie dla Ali. I jest pełna uznania dla Ali teścia, że nie robił problemów gdy postanowiłeś usynowić ich jedynego wnuka. Ala też jest z tego powodu szczęśliwa a dzieciaki mają pełną rodzinę. A twoja mała Irunia to prawdziwa kobieta- od razu zobaczyła pierścionek Marty i jestem pewien, że Marta ją przy pierwszej okazji wyposaży w jakąś dziecięcą biżuterię, taką zabawkową.
Kocham was oboje- powiedział Michał. I muszę pogadać z kolegą, bo on się buduje w Powsinie, ale może ktoś tam chce się pozbyć domu, który nadawał by się do remontu. Bo ja wiem, że teściowie Ali nie będą szczęśliwi w bloku - zbyt długo mieszkali we własnym domu. Tylko na razie nic nikomu nie mów. Postaram się w ciągu tygodnia przepatrzeć rzecz całą - dobrze? No jasne, żaden problem. Marcie też mam nie mówić? Marcie możesz, ale niech zachowa to dla siebie. Spokojna głowa, Marta w tygodniu jest zajęta, wszak studiuje i twierdzi, że nauki ma teraz po koniuszki włosów. Te ostatnie dwa lata są jej zdaniem bez porównania trudniejsze, ale się cieszy bo zawsze może wpaść do laboratorium po zajęciach i pogadać z chemikami by lepiej coś pojąć. A w weekend to robimy zakupy i różne zaległe prace domowe. A moja matka nie może Marcie wybaczyć, że ona po studiach chce pracować w laboratorium a nie być właścicielką lub wspólniczką porządnego gabinetu kosmetycznego. Bo teraz jest poprzeczka podniesiona i osoba prowadząca gabinet kosmetyczny musi mieć wyższe studia a nie tylko ukończony pomyślnie dwuletni kurs zawodowy. Bo kosmetyczką to już Marta mogłaby być, ale ona nie lubi tego zawodu. Będzie po prostu kosmetologiem a to spora różnica.
W sobotni wieczór do Wojtka zatelefonował Michał z pytaniem, czy Wojtek mógłby z nim razem pojechać w niedzielę do Powsina, bo jest coś do pertraktacji - ktoś przecenił swoje możliwości finansowe i musi zrezygnować z budowy. I może by pojechałaby z nimi Marta, bo przydałoby się kobiece praktyczne spojrzenie. Wiesz co - w takim razie weźmiemy też mojego ojca - on się zna na domach, bo miał w Austrii duży dom - co prawda drewniany ale spory. O to fajnie - ucieszył się Michał. Ale i tak moim zdaniem taką inwestycję powinien obejrzeć jakiś specjalista budowlaniec powiedział Wojtek. Bo wiesz - to że coś wygląda fajnie nie dowodzi, że jest to warte zakupu. A nikt z nas tak naprawdę nie zna się na budownictwie od strony technicznej. No ale przynajmniej zobaczymy czy warto się do tego domu przymierzać i ściągać fachowca - stwierdził Michał. No to ja po was przyjadę z teściem i pojedziemy moim wózkiem - mam nawet opisane jak trafić od dołu, bo od góry, czyli z Ursynowa to jest tylko bita droga i ponoć trudniej trafić. Z czasem będzie normalna, asfaltowa. No ale może my wpadniemy samochodem Marty, więc może spotkajmy się gdzieś na dole, czyli jak się domyślam będziesz jechał Aleją Wilanowską i potem w stronę Powsina, więc umówmy się gdzieś na dole. Zerknij i przeczytaj mi opis trasy a ja ci powiem gdzie się spotkamy, bo ja Powsin i okolice mam dość dobrze przepatrzone. Michał stwierdził, że najlepiej będzie gdy się spotkają w okolicy parkingu należącego do Parku- czyli na końcu tej drogi dojazdowej, bo na parking skręca się w lewo, a oni pojadą kawałek w prawo i w górę i podał nazwę uliczki, w którą skręcą w prawo. W tym momencie Marta stwierdziła, że będzie najprościej gdy Michał podjedzie pod ich dom i dalej pojadą razem. Przecież zmieszczą się w jeden normalny samochód bo przecież będzie ich najwyżej 5 osób i do Powsina pojadą samochodem Wojtka, żeby nie demontować dziecięcych fotelików z samochodu Michała no albo dwoma. Dobrze, podjedziemy do was, bo faktycznie to lepsza trasa - zgodził się Michał.
W pół godziny później już wsiadali do samochodu Wojtka - Michał siadł obok niego, a Marta siedziała z tyłu pomiędzy dwoma teściami- swoim i Ali. Teść Marty śmiał się, że czasy takie, że nawet siedząc obok ponętnej młódki nie można jej za kolanko potrzymać, bo jest w dżinsach. Bez trudu trafili w Powsinie pod wskazany adres. Był to rodzaj mini osiedla, na którym wg planu ma być pięć domów jednopiętrowych. Teren od strony uliczki ( nazwa "ulica" było zwykłym nadużyciem, bo była to zwykła polna droga) był oddzielony białym murem, w którym była brama, teraz jeszcze wciąż otwarta ale widać było, że z czasem będą domofony do poszczególnych domów. Trzy już były zamieszkane, dwa jeszcze w trakcie budowy. Dom, do sprzedaży był, zdaniem Marty, dość dziwny. Na dole była bardzo duża kuchnia i duży salon, duża łazienka, WC. Z salonu było zejście do piwnicy do pokoju, w którym stał stół bilardowy - również do kupienia razem z domem. Nad salonem właściwie nie było sufitu - można było obejrzeć jak od spodu wygląda dach. Na piętrze nad całym salonem dookoła był rodzaj balkonu i widać było drzwi sześciu pokoi, sądząc po ilości drzwi. Było tam tak naprawdę pięć pokoi, z których dwa były połączone przesuwanymi drzwiami i mogły tworzyć jeden większy pokój. Poza tym za szóstymi drzwiami była duża łazienka z wejściem do oddzielnego WC. W łazience była duża wanna i kabina prysznicowa. Przed każdym z budynków było coś w rodzaju tarasu, czyli kawałek gruntu pokryty płytkami terakoty w mało ciekawym beżowym kolorku, a dalej już rosła trawa. Michał dostał plan domu z podanymi wymiarami pomieszczeń. Przeszli jeszcze raz do kuchni, w której był zamontowany zlewozmywak i kuchenka gazowa. Dom miał niewątpliwie tę zaletę, że był podłączony do miejskich mediów, co oczywiście podwyższało jego cenę. Michał wypytywał się jeszcze faceta, który był zainteresowany sprzedażą tego domu czy zakup stołu bilardowego jest obowiązkowy, bo on to by wolał mieć w tym pomieszczeniu co innego a poza tym bilard nie jest jego ulubioną rozrywką.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz