Dzień spędzony u teściów Ali minął, zdaniem wszystkich, szalenie szybko a Michał wymyślił, że następne spotkanie weekendowe zrobią w jeszcze szerszym gronie, bo najprawdopodobniej w najbliższy weekend Andrzej będzie miał wolną sobotę. Ponadto długoterminowa prognoza pogody była pomyślna.
W drodze powrotnej do Warszawy Marta stwierdziła, że jest pełna podziwu dla Ali, bo posiadanie trójki dzieci to naprawdę sporo obowiązków i pracy w domu. I - co zapewne jest dziwne - im częściej ona przebywa w towarzystwie dzieci tym mniej chętnie myśli o posiadaniu własnego dziecka. Bo "na zdrowy rozum" to Ala, chociaż teraz nie pracuje zawodowo to jest przy tych dzieciach "zarobiona po uszy" a fakt, że starszego nie ma w domu przez jakiś czas bo jest w przedszkolu, wcale sprawy nie upraszcza i teściowie Ali właśnie dlatego chcą mieszkać gdzieś w pobliżu , by pomóc Ali.
Do dyskusji zaraz włączył się ojciec Wojtka mówiąc, że gdy Marta i Wojtek zostaną z czasem rodzicami on wtedy natychmiast zrezygnuje nawet z tej połówki etatu i zostanie na cały etat dziadkiem i będzie pomagał Marcie, nawet jeśli ona weźmie trzyletni urlop wychowawczy. I dobrze, że mieszka tak blisko nich, bo przejście pół kilometra nie jest problemem. I stwierdził, że może faktycznie byłoby nieźle, gdyby Wojtek to mieszkanie, które odbierze na Ursynowie sprzedał teściowi Ali. Trzeba sobie wzajemnie pomagać gdy się ma takiego przyjaciela jak Michał. To szalenie wartościowy chłopak a ludzi wartościowych warto wspierać, czego właściwie żaden rząd powojenny w Polsce nie rozumie.
Tato, wpierw muszę to omówić z Michałem, bo nie wiem jak on się zapatruje na to, by teściowie Ali jej pomagali. Ale jeśli ta opcja będzie Michałowi odpowiadała i moja droga żona też to zaakceptuje, to na pewno to mieszkanie odsprzedam teściowi Ali. Z tym, że ja najchętniej sprzedałbym je już teraz, a nie czekał aż je wybudują, odbiorę i tp. Ja wiem, że za rok na pewno mieszkania będą droższe i pewnie wtedy uzyskana cena byłaby wyższa, ale ja to po prostu zadowolę się tym, że oni odkupią je po tych kosztach, które ja do tej chwili poniosłem. A one wcale nie były małe, bo to tzw. mieszkanie własnościowe. Na wszystkie wydatki mam kwity. Bo Michał to jest moim przyjacielem - może nie aż tak bliskim memu sercu jak Andrzej, ale na tyle bliski, że nie chcę na sprzedaży tego mieszkania zarobić.
Twoja "droga żona" to akceptuje - powiedziała Marta. Ty akceptowałeś mój pomysł dotyczący zamiany mieszkań gdy szło o Andrzeja, ja akceptuję ten pomysł. Mamy nadal w zapasie jedno mieszkanie na Ursynowie- w umowie jest trzymiesięczny okres wypowiedzenia jej z obu stron. Oni się liczą z tym, że zapewne jednak zmienią kraj zamieszkania. Na razie oboje szlifują angielski i niemiecki on, a ona francuski. A w jakiej branży on pracuje?- nie wiem, ale wiem, że skończył elektronikę - wydaje mi się, że w Warszawie jest wiele miejsc, w których elektronik może pracować. Ja to z nimi mam mały kontakt, pieniądze to mi wpłacają regularnie na konto, więc rzadko rozmawiamy i na szczęście jakoś wszystko w tym bloku nadal dobrze funkcjonuje i nie muszę nigdzie interweniować jako właścicielka. A ten teść Ali to według mnie jest bardzo miłym człowiekiem i należy do tych, którzy uważają, że dziecko, nawet najmłodsze to jest człowiek i też mu się należy szacunek. I ogromnie mi się podoba to, że Mirek jest nauczony, że małymi należy się opiekować i za nie pomyśleć, bo przecież są od niego młodsi i dlatego mniej wiedzą niż on. Cała trójka jest wpatrzona w Michała i w dziadka. I fajne te dzieciaki, wcale nie były uciążliwe gdy byli razem z nami. Pareczka w sumie to jak miniatura Michała, a dziewczynusia to Michał w wersji żeńskiej- ogromnie do niego podobna. Mirek z kolei przejął wszystkie gesty i mimikę Michała i przez to też wygląda jak jego własny produkt. Czy zauważyliście, że cała trójka ma w imieniu literę "r"? Mirosław, Marek i Irena.
Nooo, faktycznie! Jakoś nie zwróciłem na to uwagi - stwierdził Wojtek. I mam wrażenie, że to Michał wybierał imiona dla dzieciaków, bo czasem mówił o nich " mimy"- wtedy mi się wydawało, że coś palnął od rzeczy, bo był bardziej skupiony na tym co ze mną omawia, ale teraz już widzę sens w wyrazie "mimy"- to M.I.M., czyli Mirek, Irena, Marek. Michał czasem ma takie zabawne pomysły. I widać, że cała trójka uwielbia swego tatę - mam wrażenie, że zaszczytne drugie miejsce to zajmuje dziadek a babcia i Alina są dopiero na trzecim miejscu. Ale cała trójka jest naprawdę grzeczna. I nie wiem czemu Ala powiedziała, że chwilami ma ochotę całą trójkę rozszarpać na kawałki- dziwił się Wojtek.
To normalne - Ala jest z nimi całą dobę, a Michał nie - stwierdziła Marta. On jej bardzo pomaga w domu, ale na co dzień to ona jest z nimi stale. A do tego szalenie się denerwowała gdy w przedszkolu były te epidemie, że Mireczek coś przywlecze młodszym. Ale na szczęście jakoś w porę zawieszali działalność i Mirek nie przywlókł niczego z przedszkola. I szczerze mówiąc to podziwiam dziadków Mirka za to, że w pewnym sensie usynowili Michała i zaakceptowali zmianę nazwiska swego jedynego wnuka - i to właśnie dla jego dobra, żeby nikt nie dociekał potem w szkole dlaczego ma inne nazwisko niż jego matka. Pamiętam, że w czasach szkolnych, zarówno w podstawówce jak i potem w liceum panie nauczycielki potrafiły się na lekcji wychowawczej zapytać dlaczego mama ma inne nazwisko. Zawsze mi się wydawało, że nauczyciel powinien być taktowną osobą a nie trepem bez kultury.
Pamiętasz Baśkę Z.? Taka duża, chyba jedyna dziewczyna w klasie bez grzywki. Po pierwszej wywiadówce na następne to już przychodził jej ojciec- jej rodzice byli rozwiedzeni, ale jej ojciec miał cały czas kontakt z nią i jej matką, zabierał Baśkę na wszystkie wakacje i to nawet wtedy, gdy już ułożył sobie życie z inną kobietą i miał drugie dziecko w tym drugim związku. A matka Baśki nigdy złego słowa nie powiedziała na jej ojca, co podobno jest dość rzadkim przypadkiem. Ona po prostu powiedziała Baśce, że pobrali się tak trochę bez zastanowienia, potem kilka lat mieszkali razem bo Basia się urodziła, no ale zupełnie nie byli kompatybilni i postanowili, że jednak powinni się rozstać. Na ślubie Baśki byli oboje rodzice, jej matka z przyjacielem, a ojciec z drugą żoną i przyrodnią siostrą Baśki. I do dziś w czasie świąt lub imienin wszyscy razem się spotykają. Widać z tego, że wszystko zależy od osobistej kultury. A Baśka, żeby było śmieszniej wyemigrowała do Włoch cztery lata temu - po prostu wydała się za Włocha. I włoska teściowa Baśki uważa za całkiem normalny fakt, że co jakiś czas Baśka gości u siebie jednocześnie dwie rodziny - rodzinę matki i rodzinę ojca. Oni wpierw z rok mieszkali w Libii, w Benghazi, bo tam pracował na kontrakcie Basi mąż, a gdy skończył mu się kontrakt to zamieszkali w Parmie, czyli rodzinnym mieście jej męża. Baśka twierdziła, że takiej teściowej jak jej teściowa to mogą jej wszystkie dziewczyny pozazdrościć, że nawet jej własna matka nie ma dla niej tyle zrozumienia i ciepła co jej teściowa. Baśka w Benghazi to się uczyła na gwałt włoskiego bo wyjeżdżając z Polski to rozumiała zaledwie kilka słów a i to z gatunku "amore mio", a z mężem to rozmawiała po angielsku i jak twierdzi, to "chłop" się jej oświadczał trzymając w garści słownik włosko-angielski i straszliwie się namordował przy tym, potem wpadł na genialny w swej prostocie pomysł i wszystko powtórzył przez tłumacza polsko-włoskiego jej oraz jej rodzinie. Jej mąż jest od niej niemal 10 lat starszy. A Baśka to jest aktualnie w ciąży i pod ścisłą ochroną swej teściowej, która dba, żeby Basia się właściwie odżywiała, odpowiednio dużo czasu spędzała na powietrzu, spała długo i dobrze. Baśka się śmieje, że widocznie ona ma urodzić następcę tronu a nie dziecko pana inżyniera. Jestem jedyną z jej szkolnych koleżanek, z którą utrzymuje kontakt. Obiecałam jej, że jeśli kiedyś pojadę do Włoch to "zawadzę" o Parmę. Wiesz - często ze sobą nie korespondujemy, za to nasze listy to "tasiemce". Nie mogła się nadziwić, że nadal jesteśmy parą, chociaż ciebie nie było tu cztery lata.
Wojtek zaśmiał się- mnie coś innego dziwi- do dziś nie wiem jakim cudem wytrzymałem cztery lata bez ciebie. Pewnie dlatego wytrzymałeś, bo zdawałeś sobie sprawę z faktu, że jako osobnik niepełnoletni nie możesz sam sobą dysponować - gdybyś wtedy nawiał z domu to pół Europy by postawiono na nogi by cię dorwać i sprowadzić do mamy i taty. Przecież ty nawet egzamin wstępny na Politechnikę zdawałeś po kryjomu i dopiero gdy wyczytałeś na liście, że zdałeś to powiedziałeś o tym w domu. Ja tylko nie rozumiem, dlaczego mnie o tym nie szepnąłeś ani słowa - przecież chyba wiedziałeś, że tak samo tęsknię za tobą jak ty za mną- dziwiła się Marta.
Nie powiedziałem, bo bałem się, że mogą na ciebie naciskać plotąc jakieś głupoty i wolałem tego uniknąć. A gdy zdałem i byłem na liście to wiedziałem, że się złamią, tym bardziej, że wtedy i tak nie studiowałbym w Grazu a w Wiedniu, więc i tak nie byłbym w domu. A ich urządzało żeby ktoś mieszkał z ciotką, która już wtedy miewała problemy z trafieniem do domu, więc byłbym jako zaopatrzeniowiec. Ja się jej myliłem z moim ojcem, mojej matki to już w ogóle nie kojarzyła co matkę doprowadzało do szału, bo ciotka świadkiem była na ich ślubie. Przecież kiedyś odprowadził ją do domu sąsiad z pierwszego piętra, który ją zobaczył gdy sunęła środkiem jezdni wzdłuż szyn tramwajowych. I to daleko od domu, bo aż na Grójeckiej, w zupełnie innej dzielnicy. Podszedł do niej, tropnął się, że coś z nią nie jest dobrze, zaczął rozmawiać , wziął pod rękę odprowadził wpierw na chodnik a potem, cały czas do niej mówiąc zaprowadził do autobusu i odwiózł do mieszkania. A ponieważ przed wyjazdem ojciec zostawił mu swój adres to facet rzecz całą opisał w liście. I cioteczka spędziła kilka miesięcy w szpitalu na neurologii. Tam ją z lekka podciągnęli a do mnie dotarło, że może z tego powodu nie będą się ciskać gdy zdam na warszawską Politechnikę. I miałem rację. Poza tym mama szybko obliczyła, że znacznie mniejsze będą koszty utrzymania mnie w Warszawie niż w Wiedniu. I zawsze będzie mogła wyskoczyć do Warszawy bez ojca by mnie skontrolować. Bo ojciec nawet jeśli bywał to zawsze miał tu mnóstwo spraw służbowych no i musiał być pod ręką szefa, a pod jego ręką mama, więc do swej siostry to wpadał na minutę. Na wizyty kontrolne to matka poświęcała na ogół nie więcej niż godzinę. I zawsze mi zostawiała listę spraw do załatwienia ewentualnie do zrobienia. Ale i tak musieli zatrudnić z czasem tę panią do opieki, bo cioci to się niestety pogarszało a nie poprawiało.
No bo moja ciocia miała Alzheimera - co prawda wtedy to nie był jeszcze mocno zaawansowany stan. Poza tym ta choroba nie przebiega u wszystkich jednakowo- jedni zapadają na nią powoli, tak jak ciocia. Zmiany nie następują szybko ale powoli, stan się pogarsza, ale stopniowo. Opowiadał mi jeden z kolegów, że jego kuzynka miała pierwszy "atak" w wieku 72 lat i było to szokujące, bo ona zatelefonowała do niego, że w jej pokoju siedzi jakiś obcy mężczyzna i nie daje się wyprosić, więc ona nie wie co ma zrobić. Koledze nieco zjeżyły się włosy na głowie, bo pomyślał, że ktoś się podstępem dostał do mieszkania owej kuzynki, a kuzyna jeszcze nie było, bo dopiero za dwa dni miał wrócić z sanatorium. Kazał więc kuzynce stać cały czas w przedpokoju i nie wypuszczać tego obcego człowieka z mieszkania. Szybko się ubrał, a że kiedyś jeździł konno to miał w domu szpicrutę więc ją wziął ze sobą, tak na wszelki wypadek. Miał klucze od mieszkania kuzynki więc nie korzystał z domofonu, wpadł nieomal biegiem na drugie piętro i cicho otworzył drzwi. W przedpokoju paliło się światło, a na podłodze siedziała kuzynka - blada jak ściana i wyraźna udręczona całą historią. Kolega zapytał się szeptem czy ten "ktoś" nadal jest w mieszkaniu i w którym pokoju, jako że mieszkanie było 3-pokojowe. Kuzynka wskazała palcem pokój i uciekła do łazienki. Kolega zdecydowanym ruchem otworzył drzwi pokoju i zdębiał - przy stole siedział mąż kuzynki, który wrócił z sanatorium dwa dni wcześniej - był blady i wyraźnie wystraszony a potem zapytał - a gdzie jest ta wariatka, która nie pozwala mi wyjść z pokoju, a mnie za chwilę pęcherz pęknie! Kolega powiedział - chodź- wyprowadzę cię do toalety a potem ci wszystko opowiem. Popchnął męża kuzynki do toalety,a gdy ten już zniknął w tym przybytku powiedział do kuzynki siedzącej na krzesełku w łazience- Jadziu - to przecież Jacek - to nie jest żaden obcy mężczyzna. Nie poznałaś go bo wreszcie wygląda zdrowo. I odłóż ten nóż do rozcinania kopert. To naprawdę jest Jacek. Tak mu to sanatorium dobrze zrobiło, że go zupełnie nie poznałaś! Chodź do kuchni, zrobimy dla nas wszystkich coś ciepłego do picia.
Gdy mąż kuzynki wyszedł z toalety kolega podał mu kartkę, na której napisał: "dzwoń na pogotowie i powiedz co się stało, bo ja nie wiem co dalej robić". W dwadzieścia minut później przyjechała karetka i kuzynka kolegi trafiła do szpitala przy Instytucie Psychoneurologii, w którym spędziła ponad miesiąc. A potem trafiła do placówki opiekującej się pacjentami zaatakowanymi chorobą Alzheimera, gdzieś w pobliżu Trójmiasta. Jak wiesz to moja cioteczka trafiła do domu opieki dla chronicznie chorych kobiet. Cały czas miała podawane leki, więc żadnych cyrków z nią nie miały.
c.d.n.
Podobało się 🙂
OdpowiedzUsuń