środa, 8 marca 2023

Lek na wszystko ? - 66

 Już ponad  miesiąc "nowi sąsiedzi" mieszkali "tuż  za rogiem" a jeszcze  ani razu  Alina i Teresa nie spotkały  się na  spacerze.  Alina  się nieco temu dziwiła, ale gdy Teresa powiedziała jak wygląda u  niej rozkład  dnia, a głównie  posiłków i drzemek, to okazało  się, że spacery wypadają w nieco innych porach. Ale tata ze trzy razy w tygodniu towarzyszył Alinie. I Alina  wreszcie  jakoś naocznie  się przekonała, że we wczesnym  wieku dziecięcym  piętnaście  miesięcy w życiu  dziecka to jest jednak duża  różnica w jego rozwoju i rozkładzie  jego dnia.  

Któregoś dnia  zatelefonował do Teresy Paweł, pytając czy mógłby z nią porozmawiać, ale może nie wisząc na telefonie a osobiście. No pewnie, możesz. A kiedy będziesz  sama?  Sama? - zdziwiła  się Teresa- ja nigdy nie jestem sama,  ja mam małe  dziecko, z którym jestem całą dobę.  A co ci  się urodziło takiego, że musisz ze mną "konspirować"?   A nie wolałbyś porozmawiać z Kazikiem? Zawsze mi  się zdaje, że faceci lepiej się rozumieją - bo jak zauważyłam, to dla facetów niektóre  słowa mają zupełnie inne znaczenie niż dla  kobiet.  No ale dobrze, jeśli chcesz i masz czas to wpadnij do mnie jutro. Tak około godziny 14,00. Będę tylko z Aleksem, bo tata będzie  na  spacerze z Aliną i dzieckiem. Uprzedzam  cię tylko lojalnie, że powiem Kazikowi, że mam z tobą spotkanie. I nie przynoś żadnych kwiatków, zjemy razem mały lunch, bowiem zauważyłam że przy jedzeniu jakoś lepiej się rozmawia. Bo jeśli nagle nie wie się co odpowiedzieć pakuje  się coś z talerza  do ust i żucie pomaga myśleć, a przynajmniej  daje  czas na zebranie  myśli. Mózg potrzebuje kalorii.

Gdy Kazik wrócił z pracy Teresa powiedziała mu, że syn Jacka ma do  niej jakiś "romans", który pewnie jest  dość długi i skomplikowany bo chce porozmawiać osobiście. Na wszelki wypadek zabroniłam mu by przytargał jakieś  kwiatki i powiedziałam, że zjemy mały lunch, bo przy jedzeniu się lepiej  myśli - donosiła Kazikowi. Ojej- zaśmiał się Kazik - mam tylko nadzieję, że nie zrobił jakiejś panience  dziecka - bo kto wie, czy to  nie jest aby dziedziczne.  A nic  nie wspominał czego ta sprawa dotyczy? Nie - powiedział tylko, że to za długie na telefon- poinformowała Teresa.  Wiesz Zik- mnie jest go okrutnie  żal- para idiotów spieprzyła mu dzieciństwo, bo wiesz jak jest w naszym społeczeństwie traktowane dziecko gdy nosi nazwisko  samotnej matki.  Pytałam się go, czy  może nie lepiej by z tobą porozmawiał, bo facet z facetem łatwiej się dogaduje, ale się dowiedziałam, że woli ze mną porozmawiać.  

A ja  załatwiłem mu od pierwszego pracę zleconą w jego specjalności - niech się trochę "przetrze  w Warszawce" nim wdepnie do WAT-u. Zadzwonię do niego wieczorem - ciekawy jestem  czy powie  mi o  tym, że poprosił cię o rozmowę. Nie wiem - może ci powie, a może nie. Ale  nie naciskaj chłopaka, jeśli  ci powie, że się do mnie  wybiera, by ci powiedział po co. Ty przecież  wiesz, jak to jest gdy już się jest dorosłym a czasem jednak brak mamy. Wiem, ale odkąd jesteśmy razem to jednak przestałem tęsknić za mamą. I już nawet wyparował  ze mnie  żal, który miałem do ojca, że kazał mi  się żenić z Anką. Bo ty jednak masz rację- wszystko zapewne po coś jest w naszym życiu. A jak ty się kochanie  dziś czujesz, bardzo cię zmęczył nasz  skrzat?  

 Nawet mnie  nie zmęczył i po raz pierwszy mi zameldował słownie, że jest głodny - podreptał do kuchni i powiedział "am,am".  I chyba  muszę kiedyś nagrać ukradkiem jego "rozmowy" z tym pieskiem, którego mu przywiózł Jacek.  Dziś śpiewał pieskowi kołysankę, co brzmiało: "aaaa, cici da", czyli aaaa, kotki dwa. I jakiś  ząbek mu idzie, bo zajączek był dziś cały czas w dziobie. I nie chciał dać  sobie umyć ząbków. Poza tym straszliwie się  ślini. I dziś bohaterką  w książeczce była rybka, czyli  "jipka".  No i mówi "piciu", gdy  mu się chce pić. "am,am" wyraźnie  dotyczy  czegoś do pogryzienia. Strasznie  śmieszny jest teraz, bo jednak  sporo rozumie, tylko jeszcze nie potrafi tego wszystkiego powiedzieć.  Ma jeszcze trudności z powiedzeniem  dziadzik, wychodzi mu "ciacik". Ale on bystrutko wszystko łapie, trzeba uważać co się głośno mówi. Dziś układaliśmy domek z plastikowych klocków - jak już był gotowy domek smarkul popatrzył na  mnie, powiedział "bum" i rozwalił domek.  Naprawdę? -zdumiał się Kazik. To on naprawdę mądrutki się  robi.  

Tata się  śmieje, że gdy on skończy dwa lata to już będzie  mógł iść na politechnikę.  Nie wiem tylko co mu się bardziej podobało - ten lekki hałas gdy klocki spadały na podłogę, czy te  rozrzucone  w nieładzie klocki. I wiem już co to jest  "pacieje" - to po prostu spacerek. Tata mówi, że ty jesteś w znacznie lepszej  sytuacji niż on był gdy ja byłam w  wieku Alka. Bo jego to  nie  było od rana do wieczora w domu. A dres to jest "djeś".  Dziś mu pokazałam , że  włożymy dres i poprosiłam by mi go podał - podał anonsując- mama, djeś.  A tata cały czas  mi powtarza, że ten jego rozwój jest taki dobry, bo stale do niego mówię i jestem cały  czas z nim. Kazik przytulił Teresę - ja też tak myślę. I to cudownie, że dużo do niego mówisz.

I wiesz  co, on sam siebie nazywa Alek, więc pomyślałam, że może będziemy na niego mówić Alek, a nie Aleks. Nooo, czemu  nie, może być. Miałem w  szkole kolegę, który też był Aleksandrem, ale mówili na  niego wszyscy Alek. Tak chyba jest po prostu dzieciom  wygodniej. A tamten Aleksander był fanem boksu i raz na jakiś czas przychodził do szkoły po treningu nieźle posiniaczony. O niee, żadnego  sportu powodującego takie urazy - zapowiedziała Teresa.  

Kochanie, jakiś sport na pewno będzie  nasze  dziecko uprawiało i w każdym  sporcie można doznać urazu - tłumaczył Kazik. Nie  w każdym- zaprotestowała - może trenować szachy lub brydża sportowego. Są nawet mistrzostwa świata w brydżu sportowym. I są już mistrzostwa świata w szachach.  Ale uprawiając te  dwie  dyscypliny też można odnosić  kontuzje - Kazik nie odpuszczał. Uprawiając te  dwie  dyscypliny  można się nabawić odcisków na pupie od ciągłego siedzenia i zaniku mięśni obu łydek i mięśni jednej ręki. No ale jak mózg się rozwija!- wskazywała pozytywy Teresa. Może właśnie dlatego, że grałeś w brydża zostałeś konstruktorem. Raczej nie - stwierdził Kazik- nauczyłem  się chodzić na wagary i kłamać a nawet trochę paliłem. A ja nie grałam w brydża a na wagary chodziłam- stwierdziła Teresa. Ojej - mam nadzieję, że nasze  dziecko nie odziedziczy po nas  tych brzydkich nałogów. Ja też ciut paliłam, ale jakoś mi te  papierosy  nie smakowały. Mnie też nie smakowały i szybko przestałem fajczyć.

Dziś się bawiłam z Alkiem  w chowanego, mało się nie posikałam  ze śmiechu , bo według jego logiki jeśli on sobie zasłoni oczka rączkami albo szalikiem to już jest  "schowany". Tak naprawdę to szalenie  mi się podoba  to siedzenie z nim na tym urlopie wychowawczym. Łebskie dziecko nam rośnie.  Dziś kilkanaście  razy nazywałam jego paluszki - słuchał z pełnym zaangażowaniem, musiałam kilka razy mu pokazywać palce i je  nazywać. Potem mi pokazywał  któryś ze swoich paluszków i musiałam go nazywać. A jak się entuzjazmował gdy obierałam jabłko obieraczką - i gdy wykroiłam gniazdo nasienne pokazywał mi pestki i mówił mi "be".  Nie  zdawałam  sobie  sprawy  z tego, że to może być dla  niego  wręcz fascynujące. Praktycznie gdy jestem w zasięgu jego wzroku to cały czas mu mówię co robię. Najfajniejsze jest to, że wszystko mu  się podoba. Siedzi w  swoim krzesełku i patrzy zafascynowany. A najfajniej  jest gdy może sam łyżką w garnku zamieszać siedząc u mnie na rękach.  Ja  takich rozrywek  nie  miałam, nie  byłam wpuszczana do kuchni. I on już odróżnia kubek od  szklanki. Biorę go na ręce , podchodzę  do szafki, otwieram i mówię  żeby wybrał kubeczek,  w którym dostanie mleczko - nałogowo wybiera  twój i mi mówi - tata. Wtedy mu przytakuję, że tak to taty kubek,  potem przypominam, by wybrał kubeczek dla  siebie i dopiero wtedy wybiera swój z misiem. Straszny  cudaczek  się  z niego  robi.

I doszłam  do wniosku, że po każdym praniu będziemy odłączać kabel pralki - bo za bardzo go pralka fascynuje. Sam nie wetknie wtyczki do gniazdka bo nie dosięgnie, ale sam może ją niechcący włączyć. Dziś był ze mną w "buduarze" - szaleńczo podobała  mu  się moja toaletka, a najbardziej go zachwycało jego własne odbicie w lustrze. Trochę  mnie  zdziwiło, że dopiero dziś bardzo świadomie  zobaczył się  w lustrze-  widocznie wcześniej nie kojarzył swojego odbicia  z  sobą. Teraz  był zachwycony, że jest w lustrze. Potem przyniósł swojego pieska i pieskowi pokazywał swoje i jego odbicie  w lustrze. 

Kochanie, a gdzie jest nasz tata? Tata ugrzązł dziś u Aliny, bo dziś Kris ma popołudnie i  wieczór  w sądzie, więc u Aliny jest pani Maria i tata. Myślę, że koło siódmej  wieczorem któreś z nas  pójdzie po niego.  Jeśli mam być  szczera, to mnie Alina wnerwia. Chyba ogłupiała  kompletnie - ona się boi być sama w domu  z dzieckiem gdy  nie ma  Krystiana. Jak  mieszkała  na tym swoim  zadupiu w Otrębusach to nie bała  się lecieć  sama przez  las ani tkwić  sama w tej wielkiej chałupie. A tu się  boi sama być  w domu, w budynku w którym  jest cała masa ludzi, a do nas to może na jednej  nodze  doskakać, bo jest tak blisko.  Ona naprawdę wymaga co jakiś  czas opieprzenia  z góry na dół i z dołu do góry. Wpierw jęczała, że  źle, że oni nie  mieszkają blisko, teraz jest jej źle, bo nie jest  wstanie się zorientować gdzie co tu jest. Bo wiesz, nasze osiedle jest wielkości pustyni w Newadzie lub może nawet wielkości  całej  Afryki. Już raz ją obtańcowałam, że tu to  może zaprosić tatę na  spacer i w trakcie  spaceru porobić wszystkie zakupy a tata zostanie z wózkiem pod  sklepem. I tłumaczę jak komu mądremu, że ja chodzę w innych godzinach na spacery niż ona, bo Alek  jest w innym wieku niż Tadzik, nie je co trzy godziny i nie  śpi po każdym jedzeniu. Równie  dobrze  mogłabym mówić do słupa - efekt byłby ten  sam.  Muszę któregoś  dnia kazać Krisowi by ją przeprowadził po osiedlu, bo ma wszystko pod  nosem. Tylko było znacznie  wygodniej gdy wszystkie  zakupy  robił Krystian. Mogłaby  spokojnie  zrobić  zakupy gdy jest pani Maria - zostawiłaby małego na pół godziny i obskoczyła  wszystkie zakupy. I  mogłaby sobie kupić  wózek na  zakupy, żeby tego  co kupi nie dźwigać.

Kazik śmiał się - jesteś na nią rzeczywiście wściekła. Pójdę po tatę i po drodze powiem tacie, żeby  nie rozpieszczał Aliny, bo to szkodzi Krisowi.  W porównaniu ze mną to Kris  jest  w domu  zarobiony, zupełnie tak,  jakby Alina  była w stanie  ciąży zagrożonej. I też mi się to nie podoba. I wiem, że ci jest niemiło, bo to twoja wieloletnia koleżanka. No ale weź poprawkę na to, że to nie  ty ich skojarzyłaś, Alinę nie ty wychowywałaś, nie  swatałaś Krisa  z nią, więc odpuść sobie  nerwy.  Z tatą to ja sam porozmawiam. Chodź, przytul  się  do mnie, zobaczymy  co mały zazdrośnik zrobi.  No jak to  co  zrobi - roześmiała  się  Teresa- zaraz  się ułoży między  nami, jedną łapinkę  da tobie  do całowania,  drugą łaskawie  mnie podstawi do całowania, potem nam zbada  dziurki w nosie, sprawdzi elastyczność powiek, sprawdzi nam stan uzębienia, sprawdzi czy uszy nam  się dobrze  głowy trzymają , przejrzy ci włosy czy  aby nie masz łupieżu, na końcu ukocha ciebie i  mnie i będziemy musieli się iść  umyć bo będziemy obślinieni. Ale najzabawniejsze jest  to, że będziemy oboje  z tego powodu zwyczajnie szczęśliwi. 

Wiesz, idź po tatę teraz, nim pani Maria stamtąd wyjdzie. Bo jak Maria wyjdzie, to  Alina zrobi płaczliwą  minę i tata nie da  się stamtąd zabrać. A tak to co najwyżej pani Maria z Aliną zostanie a jak znam Krisa to zaraz  jej zapłaci nadgodziny i jeszcze odwiezie  do domu. A nie masz jakiegoś poradnika  by sobie Alina poczytała?- spytał Kazik.  Nie mam, zresztą jak widzę, to słowo pisane nie  za bardzo do  niej trafia. Muszę ją po prostu raz a dobrze opieprzyć, czyli walnąć jej prosto w oczy co o tym  myślę i zagrać  nieco poniżej pasa strasząc, że w pewnej  chwili Kris  oprzytomnieje i skończy się bajka o księżniczce na groszku, czyli groszek zostanie  a materace  zostaną zabrane. Te książeczki, które jej dałam o pielęgnacji  niemowląt to czytał tylko Kris,  ona tylko łaskawie posłuchała gdy czytał na głos.  

A może wpadniemy tam razem?- spytał Kazik. Tym sposobem odwalisz wizytę na  nowym miejscu, a że będziemy z Alkiem, to siłą rzeczy nie będziemy długo. Weźmiemy parasolkowiec, bo to bliziutko.  No dobrze, zgodziła  się Teresa, to ja wezmę dla  nich  talizman do sypialni - łapacz  snów. W dziesięć minut później już wędrowali do Krisa. Alek był "cały  w skowronkach", bo "paciejek" był co prawda krótki ale  z tatą! 

Po drodze Teresa powiedziała - zobaczysz jaka zła  będzie Alina -  ona  musi być do wszystkiego nastawiona i przygotowana- zero improwizacji. Improwizacja wytrąca ją z równowagi. Kiedyś też tak miałam, ale  z tego wyrosłam.  I to dzięki Robercikowi - on był z reguły nieprzewidywalny.

                                                                                c.d.n.