Już ponad miesiąc "nowi sąsiedzi" mieszkali "tuż za rogiem" a jeszcze ani razu Alina i Teresa nie spotkały się na spacerze. Alina się nieco temu dziwiła, ale gdy Teresa powiedziała jak wygląda u niej rozkład dnia, a głównie posiłków i drzemek, to okazało się, że spacery wypadają w nieco innych porach. Ale tata ze trzy razy w tygodniu towarzyszył Alinie. I Alina wreszcie jakoś naocznie się przekonała, że we wczesnym wieku dziecięcym piętnaście miesięcy w życiu dziecka to jest jednak duża różnica w jego rozwoju i rozkładzie jego dnia.
Któregoś dnia zatelefonował do Teresy Paweł, pytając czy mógłby z nią porozmawiać, ale może nie wisząc na telefonie a osobiście. No pewnie, możesz. A kiedy będziesz sama? Sama? - zdziwiła się Teresa- ja nigdy nie jestem sama, ja mam małe dziecko, z którym jestem całą dobę. A co ci się urodziło takiego, że musisz ze mną "konspirować"? A nie wolałbyś porozmawiać z Kazikiem? Zawsze mi się zdaje, że faceci lepiej się rozumieją - bo jak zauważyłam, to dla facetów niektóre słowa mają zupełnie inne znaczenie niż dla kobiet. No ale dobrze, jeśli chcesz i masz czas to wpadnij do mnie jutro. Tak około godziny 14,00. Będę tylko z Aleksem, bo tata będzie na spacerze z Aliną i dzieckiem. Uprzedzam cię tylko lojalnie, że powiem Kazikowi, że mam z tobą spotkanie. I nie przynoś żadnych kwiatków, zjemy razem mały lunch, bowiem zauważyłam że przy jedzeniu jakoś lepiej się rozmawia. Bo jeśli nagle nie wie się co odpowiedzieć pakuje się coś z talerza do ust i żucie pomaga myśleć, a przynajmniej daje czas na zebranie myśli. Mózg potrzebuje kalorii.
Gdy Kazik wrócił z pracy Teresa powiedziała mu, że syn Jacka ma do niej jakiś "romans", który pewnie jest dość długi i skomplikowany bo chce porozmawiać osobiście. Na wszelki wypadek zabroniłam mu by przytargał jakieś kwiatki i powiedziałam, że zjemy mały lunch, bo przy jedzeniu się lepiej myśli - donosiła Kazikowi. Ojej- zaśmiał się Kazik - mam tylko nadzieję, że nie zrobił jakiejś panience dziecka - bo kto wie, czy to nie jest aby dziedziczne. A nic nie wspominał czego ta sprawa dotyczy? Nie - powiedział tylko, że to za długie na telefon- poinformowała Teresa. Wiesz Zik- mnie jest go okrutnie żal- para idiotów spieprzyła mu dzieciństwo, bo wiesz jak jest w naszym społeczeństwie traktowane dziecko gdy nosi nazwisko samotnej matki. Pytałam się go, czy może nie lepiej by z tobą porozmawiał, bo facet z facetem łatwiej się dogaduje, ale się dowiedziałam, że woli ze mną porozmawiać.
A ja załatwiłem mu od pierwszego pracę zleconą w jego specjalności - niech się trochę "przetrze w Warszawce" nim wdepnie do WAT-u. Zadzwonię do niego wieczorem - ciekawy jestem czy powie mi o tym, że poprosił cię o rozmowę. Nie wiem - może ci powie, a może nie. Ale nie naciskaj chłopaka, jeśli ci powie, że się do mnie wybiera, by ci powiedział po co. Ty przecież wiesz, jak to jest gdy już się jest dorosłym a czasem jednak brak mamy. Wiem, ale odkąd jesteśmy razem to jednak przestałem tęsknić za mamą. I już nawet wyparował ze mnie żal, który miałem do ojca, że kazał mi się żenić z Anką. Bo ty jednak masz rację- wszystko zapewne po coś jest w naszym życiu. A jak ty się kochanie dziś czujesz, bardzo cię zmęczył nasz skrzat?
Nawet mnie nie zmęczył i po raz pierwszy mi zameldował słownie, że jest głodny - podreptał do kuchni i powiedział "am,am". I chyba muszę kiedyś nagrać ukradkiem jego "rozmowy" z tym pieskiem, którego mu przywiózł Jacek. Dziś śpiewał pieskowi kołysankę, co brzmiało: "aaaa, cici da", czyli aaaa, kotki dwa. I jakiś ząbek mu idzie, bo zajączek był dziś cały czas w dziobie. I nie chciał dać sobie umyć ząbków. Poza tym straszliwie się ślini. I dziś bohaterką w książeczce była rybka, czyli "jipka". No i mówi "piciu", gdy mu się chce pić. "am,am" wyraźnie dotyczy czegoś do pogryzienia. Strasznie śmieszny jest teraz, bo jednak sporo rozumie, tylko jeszcze nie potrafi tego wszystkiego powiedzieć. Ma jeszcze trudności z powiedzeniem dziadzik, wychodzi mu "ciacik". Ale on bystrutko wszystko łapie, trzeba uważać co się głośno mówi. Dziś układaliśmy domek z plastikowych klocków - jak już był gotowy domek smarkul popatrzył na mnie, powiedział "bum" i rozwalił domek. Naprawdę? -zdumiał się Kazik. To on naprawdę mądrutki się robi.
Tata się śmieje, że gdy on skończy dwa lata to już będzie mógł iść na politechnikę. Nie wiem tylko co mu się bardziej podobało - ten lekki hałas gdy klocki spadały na podłogę, czy te rozrzucone w nieładzie klocki. I wiem już co to jest "pacieje" - to po prostu spacerek. Tata mówi, że ty jesteś w znacznie lepszej sytuacji niż on był gdy ja byłam w wieku Alka. Bo jego to nie było od rana do wieczora w domu. A dres to jest "djeś". Dziś mu pokazałam , że włożymy dres i poprosiłam by mi go podał - podał anonsując- mama, djeś. A tata cały czas mi powtarza, że ten jego rozwój jest taki dobry, bo stale do niego mówię i jestem cały czas z nim. Kazik przytulił Teresę - ja też tak myślę. I to cudownie, że dużo do niego mówisz.
I wiesz co, on sam siebie nazywa Alek, więc pomyślałam, że może będziemy na niego mówić Alek, a nie Aleks. Nooo, czemu nie, może być. Miałem w szkole kolegę, który też był Aleksandrem, ale mówili na niego wszyscy Alek. Tak chyba jest po prostu dzieciom wygodniej. A tamten Aleksander był fanem boksu i raz na jakiś czas przychodził do szkoły po treningu nieźle posiniaczony. O niee, żadnego sportu powodującego takie urazy - zapowiedziała Teresa.
Kochanie, jakiś sport na pewno będzie nasze dziecko uprawiało i w każdym sporcie można doznać urazu - tłumaczył Kazik. Nie w każdym- zaprotestowała - może trenować szachy lub brydża sportowego. Są nawet mistrzostwa świata w brydżu sportowym. I są już mistrzostwa świata w szachach. Ale uprawiając te dwie dyscypliny też można odnosić kontuzje - Kazik nie odpuszczał. Uprawiając te dwie dyscypliny można się nabawić odcisków na pupie od ciągłego siedzenia i zaniku mięśni obu łydek i mięśni jednej ręki. No ale jak mózg się rozwija!- wskazywała pozytywy Teresa. Może właśnie dlatego, że grałeś w brydża zostałeś konstruktorem. Raczej nie - stwierdził Kazik- nauczyłem się chodzić na wagary i kłamać a nawet trochę paliłem. A ja nie grałam w brydża a na wagary chodziłam- stwierdziła Teresa. Ojej - mam nadzieję, że nasze dziecko nie odziedziczy po nas tych brzydkich nałogów. Ja też ciut paliłam, ale jakoś mi te papierosy nie smakowały. Mnie też nie smakowały i szybko przestałem fajczyć.
Dziś się bawiłam z Alkiem w chowanego, mało się nie posikałam ze śmiechu , bo według jego logiki jeśli on sobie zasłoni oczka rączkami albo szalikiem to już jest "schowany". Tak naprawdę to szalenie mi się podoba to siedzenie z nim na tym urlopie wychowawczym. Łebskie dziecko nam rośnie. Dziś kilkanaście razy nazywałam jego paluszki - słuchał z pełnym zaangażowaniem, musiałam kilka razy mu pokazywać palce i je nazywać. Potem mi pokazywał któryś ze swoich paluszków i musiałam go nazywać. A jak się entuzjazmował gdy obierałam jabłko obieraczką - i gdy wykroiłam gniazdo nasienne pokazywał mi pestki i mówił mi "be". Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że to może być dla niego wręcz fascynujące. Praktycznie gdy jestem w zasięgu jego wzroku to cały czas mu mówię co robię. Najfajniejsze jest to, że wszystko mu się podoba. Siedzi w swoim krzesełku i patrzy zafascynowany. A najfajniej jest gdy może sam łyżką w garnku zamieszać siedząc u mnie na rękach. Ja takich rozrywek nie miałam, nie byłam wpuszczana do kuchni. I on już odróżnia kubek od szklanki. Biorę go na ręce , podchodzę do szafki, otwieram i mówię żeby wybrał kubeczek, w którym dostanie mleczko - nałogowo wybiera twój i mi mówi - tata. Wtedy mu przytakuję, że tak to taty kubek, potem przypominam, by wybrał kubeczek dla siebie i dopiero wtedy wybiera swój z misiem. Straszny cudaczek się z niego robi.
I doszłam do wniosku, że po każdym praniu będziemy odłączać kabel pralki - bo za bardzo go pralka fascynuje. Sam nie wetknie wtyczki do gniazdka bo nie dosięgnie, ale sam może ją niechcący włączyć. Dziś był ze mną w "buduarze" - szaleńczo podobała mu się moja toaletka, a najbardziej go zachwycało jego własne odbicie w lustrze. Trochę mnie zdziwiło, że dopiero dziś bardzo świadomie zobaczył się w lustrze- widocznie wcześniej nie kojarzył swojego odbicia z sobą. Teraz był zachwycony, że jest w lustrze. Potem przyniósł swojego pieska i pieskowi pokazywał swoje i jego odbicie w lustrze.
Kochanie, a gdzie jest nasz tata? Tata ugrzązł dziś u Aliny, bo dziś Kris ma popołudnie i wieczór w sądzie, więc u Aliny jest pani Maria i tata. Myślę, że koło siódmej wieczorem któreś z nas pójdzie po niego. Jeśli mam być szczera, to mnie Alina wnerwia. Chyba ogłupiała kompletnie - ona się boi być sama w domu z dzieckiem gdy nie ma Krystiana. Jak mieszkała na tym swoim zadupiu w Otrębusach to nie bała się lecieć sama przez las ani tkwić sama w tej wielkiej chałupie. A tu się boi sama być w domu, w budynku w którym jest cała masa ludzi, a do nas to może na jednej nodze doskakać, bo jest tak blisko. Ona naprawdę wymaga co jakiś czas opieprzenia z góry na dół i z dołu do góry. Wpierw jęczała, że źle, że oni nie mieszkają blisko, teraz jest jej źle, bo nie jest wstanie się zorientować gdzie co tu jest. Bo wiesz, nasze osiedle jest wielkości pustyni w Newadzie lub może nawet wielkości całej Afryki. Już raz ją obtańcowałam, że tu to może zaprosić tatę na spacer i w trakcie spaceru porobić wszystkie zakupy a tata zostanie z wózkiem pod sklepem. I tłumaczę jak komu mądremu, że ja chodzę w innych godzinach na spacery niż ona, bo Alek jest w innym wieku niż Tadzik, nie je co trzy godziny i nie śpi po każdym jedzeniu. Równie dobrze mogłabym mówić do słupa - efekt byłby ten sam. Muszę któregoś dnia kazać Krisowi by ją przeprowadził po osiedlu, bo ma wszystko pod nosem. Tylko było znacznie wygodniej gdy wszystkie zakupy robił Krystian. Mogłaby spokojnie zrobić zakupy gdy jest pani Maria - zostawiłaby małego na pół godziny i obskoczyła wszystkie zakupy. I mogłaby sobie kupić wózek na zakupy, żeby tego co kupi nie dźwigać.
Kazik śmiał się - jesteś na nią rzeczywiście wściekła. Pójdę po tatę i po drodze powiem tacie, żeby nie rozpieszczał Aliny, bo to szkodzi Krisowi. W porównaniu ze mną to Kris jest w domu zarobiony, zupełnie tak, jakby Alina była w stanie ciąży zagrożonej. I też mi się to nie podoba. I wiem, że ci jest niemiło, bo to twoja wieloletnia koleżanka. No ale weź poprawkę na to, że to nie ty ich skojarzyłaś, Alinę nie ty wychowywałaś, nie swatałaś Krisa z nią, więc odpuść sobie nerwy. Z tatą to ja sam porozmawiam. Chodź, przytul się do mnie, zobaczymy co mały zazdrośnik zrobi. No jak to co zrobi - roześmiała się Teresa- zaraz się ułoży między nami, jedną łapinkę da tobie do całowania, drugą łaskawie mnie podstawi do całowania, potem nam zbada dziurki w nosie, sprawdzi elastyczność powiek, sprawdzi nam stan uzębienia, sprawdzi czy uszy nam się dobrze głowy trzymają , przejrzy ci włosy czy aby nie masz łupieżu, na końcu ukocha ciebie i mnie i będziemy musieli się iść umyć bo będziemy obślinieni. Ale najzabawniejsze jest to, że będziemy oboje z tego powodu zwyczajnie szczęśliwi.
Wiesz, idź po tatę teraz, nim pani Maria stamtąd wyjdzie. Bo jak Maria wyjdzie, to Alina zrobi płaczliwą minę i tata nie da się stamtąd zabrać. A tak to co najwyżej pani Maria z Aliną zostanie a jak znam Krisa to zaraz jej zapłaci nadgodziny i jeszcze odwiezie do domu. A nie masz jakiegoś poradnika by sobie Alina poczytała?- spytał Kazik. Nie mam, zresztą jak widzę, to słowo pisane nie za bardzo do niej trafia. Muszę ją po prostu raz a dobrze opieprzyć, czyli walnąć jej prosto w oczy co o tym myślę i zagrać nieco poniżej pasa strasząc, że w pewnej chwili Kris oprzytomnieje i skończy się bajka o księżniczce na groszku, czyli groszek zostanie a materace zostaną zabrane. Te książeczki, które jej dałam o pielęgnacji niemowląt to czytał tylko Kris, ona tylko łaskawie posłuchała gdy czytał na głos.
A może wpadniemy tam razem?- spytał Kazik. Tym sposobem odwalisz wizytę na nowym miejscu, a że będziemy z Alkiem, to siłą rzeczy nie będziemy długo. Weźmiemy parasolkowiec, bo to bliziutko. No dobrze, zgodziła się Teresa, to ja wezmę dla nich talizman do sypialni - łapacz snów. W dziesięć minut później już wędrowali do Krisa. Alek był "cały w skowronkach", bo "paciejek" był co prawda krótki ale z tatą!
Po drodze Teresa powiedziała - zobaczysz jaka zła będzie Alina - ona musi być do wszystkiego nastawiona i przygotowana- zero improwizacji. Improwizacja wytrąca ją z równowagi. Kiedyś też tak miałam, ale z tego wyrosłam. I to dzięki Robercikowi - on był z reguły nieprzewidywalny.
c.d.n.