czwartek, 1 czerwca 2023

Lek na wszystko?- 124

 Pod  względem pogody tegoroczny Sylwester był raczej mało typowy. Po świętach królowały mżawki, mgły i absolutny brak słońca i dodatnie temperatury.  Taka pogoda jakoś zupełnie  "nie przystawała" do grudnia. W sylwestrowy wieczór zaczął padać intensywny deszcz i Jacek, który miał ten  wieczór spędzić u Kazików dotarł do  nich w całkowicie przemoczonych butach. Pierwszymi jego wypowiedzianymi słowami były- "pożyczcie mi spodnie od  dresu, bo mam nogawki niemal do kolan mokre". Oczywiście  zaraz dostał spodnie  dresowe od Kazika, jego spodnie zawisły w pobliżu kaloryfera, a Alek co i rusz podchodził do nich,  z wielkim przejęciem dotykał i ogłaszał, że "one mokre i mokre". A czemu nie wziąłeś samochodu - dopytywała  się Teresa.  No bo przecież prawie nigdy nie ma miejsca by o tej porze zaparkować u was blisko bloku. Poza tym gdy wychodziłem to jeszcze tak tragicznie nie lało, nasiliło się gdy już minąłem parking.  A gdzie się dziś bawi Paweł?- zapytał tata. Paweł czeka na przyjazd kolegi z Gdańska i posiedzą w domu.  Dawno  się nie widzieli, a przed wyjazdem Pawła z Gdańska byli bardzo zżyci. Pierwotny plan zakładał, że to Paweł pojedzie  do Gdańska, a potem doszli do wniosku, że będzie lepiej gdy kolega zjedzie  do Warszawy. Mieli w planie wieczorny spacer po Warszawie,  ale chyba raczej będą  zmuszeni  zmienić plany. A kolega jedzie pociągiem  czy samochodem? Pociągiem, Paweł chyba już pojechał na  dworzec po niego. 

Ale fajnie, idealnie pusto na naszych uliczkach - stwierdził Kazik wyglądając przez okno. Oby tak lało do samego rana, to przynajmniej  będzie ciszej. Bo kilku kretynów to zawsze  się znajdzie, ale raczej  nie tylu co zawsze. Do Kazika zatelefonował Kris mówiąc, że miał szczery zamiar wpaść do  nich  z życzeniami, ale tak leje, że poprzestanie na  życzeniach  na odległość. Też  ma nadzieję, że deszcz sprawi, że będzie mniej hałasu, bo jak na  razie to nikt z fajerwerkami nie gania. Gdy się rozłączyli Kazik powiedział do Teresy - dziwna sprawa, mój brat chyba  ani jednego dnia od wigilii nie przepracował w  domu, bo nawet słowem nie pisnął o nowym sprzęcie. Albo chłopak schamiał,  albo jeszcze go nie odnalazł. A gdzie schowałeś?- zaciekawiła  się Teresa.

W jego biurku, w bocznej szafce. Niestety w  szufladzie  było pełno, szpilki by tam nawet  nie zmieścił. No to pewnie jeszcze  nie znalazł. Alina wie o tym, że tam schowałeś? Chyba  nie, nic jej nie mówiłem, bo akurat była  z małym w łazience. Alina swój prezent już znalazła, ponoć body jak na miarę - poinformowała męża Teresa. Napisała, że  się ciut wystraszyła, gdy włożyła rękę do rękawa  kurtki, miałeś dobry pomysł z wsadzeniem go do rękawa. Hmm, czasem miewam dobre pomysły , odpowiedział  Kazik i oboje  zaczęli  się śmiać. A tata jeszcze nie odnalazł wszystkich książek, ale mu powiedziałam, że to dopiero połowa prezentu i że wszystko jest u niego w pokoju.

Po kolacji- dla Alka to była już druga tego wieczoru kolacja- pograli trochę w planszówkę, Alek znów przesuwał z dziadkiem pionki i liczył sam do dziesięciu, za oknem zaledwie cztery razy ciszę  zakłócił odgłos wystrzelonego fajerwerku, a deszcz bezustannie padał. 

O północy dorośli wypili po kieliszku białego, lekkiego wina, jako że nikt  nie lubił szampana, pożyczyli sobie  wzajemnie by nowy rok nie był gorszy niż ten, który  się właśnie skończył, przez kwadrans jacyś miłośnicy ulewy wystrzelili kilka fajerwerków i potem już była cisza. Alek został odstawiony do  swego łóżeczka, już nawet ząbków  nie miał mytych bo zasypiał w trakcie przebierania go w piżamkę. Mały już sypiał bez pampersa, miał tylko specjalny podkład  chroniący materacyk, tak na na wszelki wypadek. Poza tym jeśli wypijał danego  dnia więcej płynów niż  zawsze, to o północy był wysadzany na nocniczek i będąc w pół śnie siusiał.  Po pierwszej w nocy, gdy już i dorośli  odnaleźli  drogę do  swych łóżek Kazik odebrał maila od Krisa o treści- nie wiedziałem, że podglądasz moje zachcianki - dziękuję, cudny prezent. A Kazik odpisał - niech się dobrze  spisuje, to wymyśliła Tesia dla nas obu. Jacek został niemal na   siłę  zatrzymany i dostał do dyspozycji sofę w gabinecie Kazika. Obaj starsi panowie twierdzili, że nie pamiętają tak deszczowego Sylwestra. 

Ale to nie był koniec  niespodzianek ze strony pogody. Rano, już po ósmej,  ulice osiedla  były pokryte warstewką lodu. Koniec  świata  czy co? - zastanawiał się tata. Jeszcze o trzeciej nad  ranem padało, a właściwie siąpiło. To ten wiatr z północnego  zachodu przygnał jakieś takie nagłe ochłodzenie. To istne wariactwo gdy z +5  nagle,  w  ciągu kilku godzin przychodzi mróz. Zobaczcie, jest -4.  No faktycznie, ooo, nawet nasza ADM mini traktorkami posypuje  chodniki piachem. W wiadomościach porannych podano, że to upiorny poranek dla pogotowia i niestety  nie brak połamanych rąk i nóg.

Jacek chciał się już wybrać  do domu,  ale natrafił na ostry  sprzeciw  domowników. Primo - wpierw musi zjeść  śniadanie, ogolić  się może zapasową  golarką, może nawet wziąć  z rana kąpiel, może swoją gimnastykę zrobić spokojnie na loggii, wystarczy jak na  macie rozłoży koc. A do  domu pójdzie jak już lodzicho na chodnikach będzie nieco  rozdeptane i po raz  drugi potraktowane piachem. A poza tym może u nich spokojnie spędzić pierwszy dzień Nowego Roku, zjedzą razem  śniadanie a potem obiad. Co najwyżej może poinformować o tym Pawła, żeby  się  nie zdenerwował gdy do niego wpadnie i go nie  zastanie w domu.

Koło południa Paweł zadzwonił z życzeniami i pytaniem, czy jego ojciec jest u  nich czy może gdzieś powędrował. Pierwszy  dzień nowego roku  upłynął na  rozmowach telefonicznych, wszyscy na przemian albo do kogoś telefonowali albo odbierali połączenia od znajomych i przyjaciół. I każdy wydziwiał na pogodę. Kazik z pół godziny rozmawiał z Kurtem, a w tym  czasie Teresa rozmawiała z Frankiem, który jej powiedział, że "upolował" rejonową  lekarkę  swej córeczki a na pytanie no i co? rzeczywiście fajna? odpowiedział  "dyplomatycznie", że gdyby upolował coś takiego w charakterze  zwierzyny łownej to by tę "zdobycz pozostawił w lesie". I  ma teraz dla Anetki prywatnego pediatrę, który w razie gdyby nie było Franka i nie mógł przywieźć  swoich dziewczyn  do niego to on przyjedzie do nich. Naraił go jeden  z kolegów Franka, który ma  w tej chwili już drugie  dziecko i obojgiem  zajmuje  się ten pediatra. No i że pan pediatra  uświadomił Joannę że tzw. " karmienie na wezwanie" nie oznacza, że na każde kwilenie należy przystawiać  dziecko do piersi. I Joanna wreszcie korzysta z wagi dla niemowląt i zapisuje wszystko. I na  szczęście spodobał się jej pan  pediatra  jako facet, bo zaraz skomplementował i mamę i córkę, że są bardzo ładne. Teresa  się śmiała, że facet  dobrze  wie z  czego  żyje.

Wieczorem, wracając  z dworca wpadł do  nich Paweł, żeby zabrać Jacka do domu i przy okazji porozmawiać z Kazikiem. Bo Paweł dostał propozycję zmiany pracy i poczuł się nagle  "na rozdrożu". Jeśli idzie o  zarobki, to tu gdzie pracuje zarabia nieźle, tyle tylko, że gdy tu przychodził mamiono go rozwojem, a tak naprawdę to niczego nowego się nie dowiedział, nie nauczył a atmosfera  jest nieco dziwaczna, poza tym nudzi  się tu. To co mu proponują gdzie indziej jest jak najbardziej  samodzielnym kawałkiem  chleba, dobrze płatnym i, o czym wie od innych, bardzo poszukiwanym.  Kazik nie palił się do podpowiadania co wybrać, ale Teresa wypytała go co to za praca i powiedziała - miejsce dobre, może nie nauczysz  się czegoś nowego pod  kątem informatyki, ale  ty masz  zawód  z którym  zawsze znajdziesz pracę, więc jeśli czujesz  się na  siłach objąć to stanowisko to startuj. W razie  niewypału wyjedziesz na jakiś czas do Niemiec, Kurt , nasz przyjaciel już się o ciebie kilka  razy pytał. Tyle  ci mogę powiedzieć, bo nie mam nawet bladego pojęcia o informatyce. Ale ja nie  znam niemieckiego! No to  co, znasz dobrze  angielski, tam  się po angielsku dogadasz a jesteś młody i zdolny i szybko opanujesz niemiecki. Ale może wpierw spróbuj  swych  sił na tym stanowisku, o którym nawet ja wiem, że niemal każdy informatyk o nim śni. A gdy opanujesz język niemiecki to z tymi dwoma językami świat stoi przed tobą otworem. I mam wrażenie, że będziesz  się mógł tego niemieckiego uczyć nawet  w godzinach pracy, o  czym  nikt nie musi wiedzieć.  Kurt będzie najdalej w lutym w Warszawie, więc do tego  czasu możesz o tym  myśleć.  Kurt ma  trzech synków i przemiłą, ciepłą  żonę, która  zna angielski. 

A Berlin wszak nie jest na końcu świata, można  dojechać samochodem, można  pociągiem, można polecieć samolotem co jest do kitu, bo trzeba dodać czas, całkiem ostatnio spory, odprawy przed  wylotem. Poza tym Berlin jest bardzo miłym, kosmopolitycznym  miastem.  I sporo w nim mieszka i pracuje Polaków - są najliczniejszą populacją obcokrajowców i ponoć jest ich w Berlinie nieomal 100 tysięcy. A twój ojciec też zna Kurta, no może nie tak blisko jak my, ale podobała mu  się z urody żona twego taty. Jeśli wyjedziesz  i będziesz  miał mieszkanie, a mieszkań w tym  mieście  wciąż  brak, to sprowadzisz tatę, a te mieszkania dacie pod wynajem. 

Ale naprawdę to wpierw przejdź się tam, skąd masz tę propozycję. Zmienisz pracę, zmienisz otoczenie i zaczniesz być kierownikiem sam dla  siebie.  Może tylko zatelefonuj wpierw do Franka, że chcesz porozmawiać o tej pracy i kiedy będzie  się najlepiej tam  wybrać.Tylko przypomnij  mu się kim jesteś, bo Franek ostatnio z lekka zaganiany i  może w pierwszej  chwili nie  skojarzyć z kim  rozmawia. Późne tatusiowanie  powoduje lekkie oszołomienie. A ile on ma lat?- zapytał Paweł. Nooo, jeszcze  młodzik, nie pamiętam dokładnie z którego jest  miesiąca, ale  w  roku który  właśnie minął  stuknęło mu 45 latek. Ale to jest bardzo uczciwy i fajny facet. A skąd go znasz?- dopytywał  się Paweł. Z pracy, pracowaliśmy sześć lat w jednej firmie. I kto wie,  czy znowu nie będziemy razem w jednej firmie pracować.  Mogłabym nawet mieć go za szefa, bo on nie ma świra. A niedługo kończę urlop wychowawczy i  muszę coś ze  sobą zrobić, czyli rozejrzeć  się za jakąś pracą. Najchętniej to  bym poszła na  jakiś półetat, mdli  mnie na  samą myśl, że miałabym gdzieś siedzieć osiem   godzin a mały pałętał by się w przedszkolu.

Osobiście nie mam dobrych wspomnień z przedszkola stwierdził Paweł. Byłem krótko, bo ciągle  łapałem jakieś infekcje i potem byłem odstawiany do pani sąsiadki, która miała już dwójkę dzieci i nie pracowała a mama się z nią przyjaźniła i płaciła jej niewiele więcej niż za mój pobyt w przedszkolu.

No ja nie mam żadnej sąsiadki z dziećmi w podobnym wieku, do której mogłabym bez  zastrzeżeń oddać Alka- stwierdziła Teresa. A do państwowego się nie załapiemy z uwagi na zarobki. Prywatnych  przedszkoli  w pobliżu nie ma, najbliższe prywatne jest na Ursynowie, ale słyszałam, że niestety nie jest to najlepsza pod  słońcem placówka,  a to, które z kolei ma  dobrą opinię to jest nieomal w Piasecznie czy też w Mysiadle.  Urządzała by mnie jakaś  praca na pół etatu- głównie z uwagi na staż pracy potrzebny do emerytury.

Kochanie moje, są jeszcze trzy miesiące do końca tego urlopu wychowawczego, ja już robię rozeznanie w tym kierunku. Zaraz po obronie ostro się za to wezmę. Tak naprawdę to nie chcę by Alek chodził do przedszkola. I my i ty wychowaliśmy  się bez przedszkola i mam zamiar dalej powielać  ten model. Alek ma kontakty  z dziećmi na placu zabaw i świetnie  sobie tam daje radę.

W tym układzie to nawet nieźle  się składa, że twoja była  firma nie istnieje, nie masz  noża na gardle, że musisz   natychmiast podjąć decyzję o powrocie  do pracy. Bo być może będą nas  czekać jakieś  spore zmiany. Na razie mam na głowie obronę i nie  chcę się teraz  rozdrabniać. Tylko nie pomyśl, że przedkładam swoje sprawy ponad  twoje.

Ależ ja to dobrze  wiem - uspokoiła męża Teresa- tak naprawdę to mi się do bycia tyle godzin poza  domem wcale nie  spieszy. Bardzo nie  chciałabym znów mieć tyle pracy ile miałam przed urodzeniem Alka. I nie mam ambicji by być na jakimś kierowniczym  stanowisku - mnie wystarczy połówka etatu.

                                                                             c.d.n.