sobota, 16 grudnia 2023

Córeczka tatusia - 56

 Przeprowadzka Andrzeja na nowe  mieszkanie od chwili obejrzenia go do dnia zamieszkania zajęła  całe dwanaście  dni, a ojcu Wojtka  powiększyła  się rodzina o drugiego syna, drugą synową i dwóch wnuków. Po dwóch  dniach znajomości z Leną i dziećmi, Andrzej  i Lena byli z ojcem Wojtka na ty, a chłopcy mówili na  niego "dziadek Wiesiek". 

"Ekipa  góralska"  była nieco zdziwiona, że w mieszkaniu, które  "dostał" Andrzej  było szalenie  mało poprawek, a ojciec Wojtka  był z kolei niepocieszony, że właściwie nie potrzeba  było żadnych nowych  mebli, więc tylko "wydusił" z Leny wiadomość, jaką glazurę ona chętnie widziałaby w łazience i jaki model kabiny prysznicowej jej odpowiada. Terakota udająca parkiet została ułożona w przedpokoju, kuchni i pokoju dziennym, pokój dzieci, który miał  "z urzędu" parkiet z mozaiki dostał   wykładzinę podłogową, na całej powierzchni, podobnie została pokryta wykładziną podłoga w sypialni Leny i Wojtka. Andrzej był zachwycony lokalizacją  mieszkania, nareszcie nie  musiał jeździć do pracy przez ponad  pół miasta. 

Marta przyglądając się teściowi stwierdziła, że odkąd teść jest codziennie z nimi to wyraźnie odmłodniał i podzieliła  się tym spostrzeżeniem z Pati. Pati przyznała  jej rację i  powiedziała - po prostu człowiek to stadne stworzenie, więc potrzebuje obecności innych, ich akceptacji i wtedy funkcjonuje prawidłowo. Widać po nim, że jest szczęśliwy z wami i chyba coraz rzadziej u was nocuje. On bardzo ceni sobie to, że kiedy nieco gorzej się  czuje  nie musi was pytać o to, czy  może zostać u was na  noc. Mówił o tym twojemu tacie. On nadal snuje marzenia żebyśmy wszyscy razem mieszkali w jednym budynku, ale zdaje sobie  sprawę z tego, że niestety  tereny pod zabudowę prywatną są coraz  dalej od  centrum  miasta a dopóki się pracuje zawodowo dojazdy do pracy są istotnym problemem dnia codziennego. A jaki dumny z tego, że  kardiolog jest zadowolony z jego wyników!  Sporo  zdrowia go kosztowała ta historia  z matką  Wojtka. A ona chyba wreszcie dała mu spokój.

Nie wiem - co ona robi, gdzie  i z kim,  ale poprosiłam Wojtka by do niej zatelefonował i poprosił ją  by nie przyjeżdżała  do nas bez uprzedzenia bo  ojciec się wtedy jej wizytą strasznie zdenerwował a  badania wykazały, że jest po zawale. A poza tym Wojtek jej powiedział, żeby nie wiązała  się z facetem sporo młodszym od niej, bo czasy dziś  takie, że  do seksu ślub nie jest potrzebny. Gdy tylko jej  to powiedział to zaraz bez  słowa  się rozłączyła.   No i chyba  się łaskawie obraziła, bo jak na razie to ani nie  dzwoni ani nas nie nachodzi.  No i niech tak  zostanie. A kiedyś wydawało  mi się, że ona to taka dobra, łagodna, dbająca o wszystkie  dzieci świata babka.

Martusiu - powiedz mi tak szczerze - a nie męczy cię ta praca w  wakacje?  Mamo, przecież ja tam jestem tylko 3 dni w tygodniu i jeszcze mi się nie zdarzyło bym wysiedziała do końca godzin. Szef mnie wyrzuca do domu wcześniej. Poza tym nikt tam we mnie  nie orze, mam z góry wyznaczone co mam robić, fizycznie  to dla mnie zero wysiłku, czasem mam więcej pisania jeśli akurat  było więcej próbek. Za  to dużo rozmawiam  z chemikami i dowiaduję się rzeczy, o których nie miałam  pojęcia, więc przy okazji  zdobywam sporo nowych  wiadomości. I będzie mi łatwiej na tym drugim etapie studiów.

A jak się mieszka waszym  przyjaciołom?  Andrzejowi to na pewno dobrze, bo wreszcie  nie zasuwa przez  całe miasto do pracy. A Lena jest zadowolona bo do sklepów ma blisko, podobają się jej place zabaw dla dzieci, już nawet  jakieś znajomości  zawarła na placu zabaw i jedna z matek jej powiedziała, żeby nie posłała starszego tu do przedszkola, bo ono co prawda prywatne, ale w opinii dzieci to jest tam bardzo niesmaczne jedzenie. Przychodnię dziecięcą ma blisko i już tam zarejestrowała  dzieci. Jak na razie to jedyny  problem, że jak  będą chcieli wybyć z domu bez  dzieci to będą je zawozić w okolice  starego ich mieszkania, bo jej matka to raczej tak daleko by nie przyjechała. Na razie  cały czas Lena robi rozeznanie. 

A samo mieszkanie szalenie się jej podoba.  A ja się cieszę, że mój pomysł się sprawdził. Bo te ich dwa pokoje z ciemną kuchnią na Woli to nie były fajne. Okno w jej kuchni wychodzi na Błonia Wilanowskie i nawet jeśli coś tam wybudują  z czasem to i tak będzie  fajnie, bo te Błonia są znacznie niżej niż ich bloki. A do mojego teścia dzieci mówią "dziadek Wiesiek". Andrzej miał co do tego obiekcje, że to zbyt duże spoufalenie,  ale Wojtek mu wytłumaczył, że skoro ojciec  sam tak powiedział by dzieci go nazywały dziadkiem to w czym problem? Ja przez najbliższe 3-4 lata na pewno nie będę  miała dziecka, więc niech  teść ma  takie przyszywane wnuki. Obaj wiedzą, bo Andrzej już ich przeszkolił, że nie wolno dziadka prosić by wziął któregoś na ręce albo z nimi biegał, bo dziadek ma chore serduszko. A malcy bardzo  się swego ojca  słuchają. Cieszę się, że mieszkają w sumie niezbyt daleko od nas. 

W przyszłym tygodniu idziemy "w gości" do Michała, tego co był promotorem Wojtka. Tam  z kolei jest trójka dzieci, jedno starsze z pierwszego małżeństwa żony Michała i pareczka- różnopłciowa, dzieło Michała. Bo Michał ożenił się z wdową. Ten starszy chłopaczek miał wtedy chyba rok,  a może dwa lata, już nie pamiętam.  A  Michał to ma świetne poczucie  humoru i w ogóle bardzo pozytywne  nastawienie do rzeczywistości. Podejrzewamy z Wojtkiem, że to zasługa Michała, że Wojtka zatrudnili na Politechnice i namówili na pisanie doktoratu. Ja się śmieję, że teraz musimy  po kolei poznawać tamtejsze rodziny.  

Najbardziej  mnie śmieszy, że Michał zawsze podkreśla, że jego dzieło to nie klony a zwykłe rodzeństwo, bo to dzieci dwujajowe. Bo ludzie błędnie  nazywają takie  dzieci bliźniakami - bliźniakami są tylko dzieci jednojajowe. A oni są po prostu rodzeństwem poczętym i urodzonym w tym samym czasie. Ale gdy się Michał ożenił to zaraz zaproponował żonie, by dziecku dać jego nazwisko, a mały odkąd zaczął mówić nazywa go tatą.  I się Michał zastanawia czasami kiedy mu o tym powiedzieć i  czy w ogóle mówić. Powiedziałam, że najzdrowiej  będzie jeśli o  tym powie mu gdy już będzie  dorosły a na pewno teraz jest jeszcze na to za mały a gdy będzie  w  wieku pokwitania to już absolutnie ani słowa o  tym, bo dzieciaki, a  zwłaszcza  chłopcy to są mało odporni psychicznie. Oczywiście uważam, że powinien chłopak o tym wiedzieć, ale to dopiero wtedy gdy już będzie dorosły.  

Ja miałam w liceum koleżankę, która była dzieckiem adoptowanym jeszcze w niemowlęctwie, ale o tym, że jest adoptowana powiedzieli jej dopiero wtedy gdy szła na studia.  Ale to była mądra dziewczyna i bardzo kochała  swych adopcyjnych rodziców i doskonale rozumiała, że poczęcie i urodzenie to jednak  nie jest wszystko, ważniejsze jest to kto dziecku da  swoje uczucie i wychowa je.

Spotkanie u Michała było zdaniem Marty bardzo miłe. Dzieci były w domu tylko przez pierwsze pół godziny, a potem przyjechała po  nie przyjaciółka  "pani domu" by zabrać towarzystwo do siebie na "dziecięce  party"  razem z noclegiem. Obiecała, że odwiezie dzieciaki w niedzielę około godziny siedemnastej trzydzieści. Gdy dzieci wyszły Michał powiedział - jestem pełen podziwu dla  kogoś, kto z własnej i nieprzymuszonej  woli robi u siebie w domu party dla bandy dzieciaków i to razem z noclegiem. Mnie nie stać na takie  ekscesy psychicznie.  Już trzy sztuki w domu to czasami  całe "mnóstwo dzieci". Było nie robić produkcji hurtowej i wydelegować tylko jeden  plemnik,  a nie całą  armię - powiedziała  ze śmiechem żona.  

Miał rację Michał, że jego żona i Marta szybko się "dogadają". Żona Michała  miała na imię Aldona i szalenie nie lubiła swego imienia i używała imienia Ala. Nie mam pojęcia  skąd moim rodzicom przyszło na myśl takie litewskie imię - narzekała  Ala. 

Ty się ciesz, że nie nazwali cię  Hipolitą lub Zenobią - pocieszała ją Marta. Albo Teodorą. Prawdę mówiąc to chyba  z połowa dziewcząt nie jest  zadowolona  z imienia które jej rodzice  wymyślili - powiedziała Marta. Mnie w  szkole dzieciaki czasem nazywały Warta, bo była jakaś stara  piosenka ze słowami "czy pani Marta jest  grzechu warta".  Uważam , że całkiem fajnie skróciłaś swoje  imię. Mój tata i Wojtek to z kolei wydłużają mi imię, dla nich jestem Martunia lub Martusia. A  Aldona to mi się jakoś z Mickiewiczem kojarzy, któraś z bohaterek chyba była Aldona. Ale tak na pewno to nie wiem. Lektury szkolne omijałam na ogół głębokim łukiem - przyznała  się Marta. One były strasznie nudne. Czytałam wszystkie książki z taty regału.W szkole jakaś tam lektura  a ja czytałam w tym czasie  Balzaca. A jedyna taty reakcja to było - "jeżeli czegoś nie będziesz  rozumiała to mi powiedz, ja ci wytłumaczę". I z całego serca  nienawidziłam uczenia się wierszy na pamięć.

Oooo, masz rację - poparła ją  Ala- dla mnie też to było koszmarem. A potem jeszcze  doszły wiersze rosyjskie - w mojej pamięci do dziś pokutuje  jakiś taki wiersz o białym żaglu, a że rosyjski mi jakoś nie  szedł to gdy go tłumaczyłam to do dziś się pewnie rusycystka (jeśli jeszcze  żyje) zarykuje  ze śmiechu bo przetłumaczyłam słowo "odinokij" nie jako samotny tylko jako "jednooki".  I jeszcze  mnie z klasy wyrzuciła.  

A Michał mi powiedział o swoim "magistrancie", że to facet niesamowicie zdolny a do tego ma fajną żonę, która przyjechała na obronę i  przesympatycznego teścia. Nie mogłam  się wręcz doczekać,  kiedy wy wreszcie  do nas przyjdziecie.

No to właśnie jesteśmy - a twój Michał to mnie prawie  nie  zna, ale mam podejrzenie, że nasi mężowie nas oplotkowali na tych spotkaniach roboczych, bo Michał mi powiedział, że ty i ja to się   szybko dogadamy- powiedziała Marta. A oni to się jakoś strasznie  szybko zaprzyjaźnili. 

A słyszałaś o tych działkach co je kupiła Politechnika? - spytała Ala. Słyszałam, ale my nie reflektujemy na jakąś  działkę- to jest jednak daleko i to bezludzie. My w pewnym momencie  chcieliśmy kupić mieszkanie w Sopocie żeby na nas  zarabiało, ale też zrezygnowaliśmy. Bo lokalizacja, która  się sprawdza na okres letni nie nadaje  się na bazę hotelową, więc mieszkanie zarabiałoby góra czerwiec, lipiec , sierpień a przez resztę  roku generowałoby koszty.  Taka  sama nieopłacalna inwestycja jak ta działka- wyjaśniła  Marta.  Bug wylewa  co roku i te działki są zalewane i dlatego ich właściciele migiem je  sprzedali bo znaleźli naiwnych. No i mając  działkę jesteś uwiązana  do jednego miejsca. Nie pojedziesz nad  morze, bo masz tę parszywą działkę nad Bugiem. Że już pominę  takie  drobiazgi, jak to, że z reguły działki są  okradane, że jednak nawet słabo zagospodarowana działka wymaga koszenia i zaglądania do niej poza sezonem. Marta- wlewasz balsam do mego serca- stwierdziła Ala.

                                                                      c.d.n.