Przeprowadzka Andrzeja na nowe mieszkanie od chwili obejrzenia go do dnia zamieszkania zajęła całe dwanaście dni, a ojcu Wojtka powiększyła się rodzina o drugiego syna, drugą synową i dwóch wnuków. Po dwóch dniach znajomości z Leną i dziećmi, Andrzej i Lena byli z ojcem Wojtka na ty, a chłopcy mówili na niego "dziadek Wiesiek".
"Ekipa góralska" była nieco zdziwiona, że w mieszkaniu, które "dostał" Andrzej było szalenie mało poprawek, a ojciec Wojtka był z kolei niepocieszony, że właściwie nie potrzeba było żadnych nowych mebli, więc tylko "wydusił" z Leny wiadomość, jaką glazurę ona chętnie widziałaby w łazience i jaki model kabiny prysznicowej jej odpowiada. Terakota udająca parkiet została ułożona w przedpokoju, kuchni i pokoju dziennym, pokój dzieci, który miał "z urzędu" parkiet z mozaiki dostał wykładzinę podłogową, na całej powierzchni, podobnie została pokryta wykładziną podłoga w sypialni Leny i Wojtka. Andrzej był zachwycony lokalizacją mieszkania, nareszcie nie musiał jeździć do pracy przez ponad pół miasta.
Marta przyglądając się teściowi stwierdziła, że odkąd teść jest codziennie z nimi to wyraźnie odmłodniał i podzieliła się tym spostrzeżeniem z Pati. Pati przyznała jej rację i powiedziała - po prostu człowiek to stadne stworzenie, więc potrzebuje obecności innych, ich akceptacji i wtedy funkcjonuje prawidłowo. Widać po nim, że jest szczęśliwy z wami i chyba coraz rzadziej u was nocuje. On bardzo ceni sobie to, że kiedy nieco gorzej się czuje nie musi was pytać o to, czy może zostać u was na noc. Mówił o tym twojemu tacie. On nadal snuje marzenia żebyśmy wszyscy razem mieszkali w jednym budynku, ale zdaje sobie sprawę z tego, że niestety tereny pod zabudowę prywatną są coraz dalej od centrum miasta a dopóki się pracuje zawodowo dojazdy do pracy są istotnym problemem dnia codziennego. A jaki dumny z tego, że kardiolog jest zadowolony z jego wyników! Sporo zdrowia go kosztowała ta historia z matką Wojtka. A ona chyba wreszcie dała mu spokój.
Nie wiem - co ona robi, gdzie i z kim, ale poprosiłam Wojtka by do niej zatelefonował i poprosił ją by nie przyjeżdżała do nas bez uprzedzenia bo ojciec się wtedy jej wizytą strasznie zdenerwował a badania wykazały, że jest po zawale. A poza tym Wojtek jej powiedział, żeby nie wiązała się z facetem sporo młodszym od niej, bo czasy dziś takie, że do seksu ślub nie jest potrzebny. Gdy tylko jej to powiedział to zaraz bez słowa się rozłączyła. No i chyba się łaskawie obraziła, bo jak na razie to ani nie dzwoni ani nas nie nachodzi. No i niech tak zostanie. A kiedyś wydawało mi się, że ona to taka dobra, łagodna, dbająca o wszystkie dzieci świata babka.
Martusiu - powiedz mi tak szczerze - a nie męczy cię ta praca w wakacje? Mamo, przecież ja tam jestem tylko 3 dni w tygodniu i jeszcze mi się nie zdarzyło bym wysiedziała do końca godzin. Szef mnie wyrzuca do domu wcześniej. Poza tym nikt tam we mnie nie orze, mam z góry wyznaczone co mam robić, fizycznie to dla mnie zero wysiłku, czasem mam więcej pisania jeśli akurat było więcej próbek. Za to dużo rozmawiam z chemikami i dowiaduję się rzeczy, o których nie miałam pojęcia, więc przy okazji zdobywam sporo nowych wiadomości. I będzie mi łatwiej na tym drugim etapie studiów.
A jak się mieszka waszym przyjaciołom? Andrzejowi to na pewno dobrze, bo wreszcie nie zasuwa przez całe miasto do pracy. A Lena jest zadowolona bo do sklepów ma blisko, podobają się jej place zabaw dla dzieci, już nawet jakieś znajomości zawarła na placu zabaw i jedna z matek jej powiedziała, żeby nie posłała starszego tu do przedszkola, bo ono co prawda prywatne, ale w opinii dzieci to jest tam bardzo niesmaczne jedzenie. Przychodnię dziecięcą ma blisko i już tam zarejestrowała dzieci. Jak na razie to jedyny problem, że jak będą chcieli wybyć z domu bez dzieci to będą je zawozić w okolice starego ich mieszkania, bo jej matka to raczej tak daleko by nie przyjechała. Na razie cały czas Lena robi rozeznanie.
A samo mieszkanie szalenie się jej podoba. A ja się cieszę, że mój pomysł się sprawdził. Bo te ich dwa pokoje z ciemną kuchnią na Woli to nie były fajne. Okno w jej kuchni wychodzi na Błonia Wilanowskie i nawet jeśli coś tam wybudują z czasem to i tak będzie fajnie, bo te Błonia są znacznie niżej niż ich bloki. A do mojego teścia dzieci mówią "dziadek Wiesiek". Andrzej miał co do tego obiekcje, że to zbyt duże spoufalenie, ale Wojtek mu wytłumaczył, że skoro ojciec sam tak powiedział by dzieci go nazywały dziadkiem to w czym problem? Ja przez najbliższe 3-4 lata na pewno nie będę miała dziecka, więc niech teść ma takie przyszywane wnuki. Obaj wiedzą, bo Andrzej już ich przeszkolił, że nie wolno dziadka prosić by wziął któregoś na ręce albo z nimi biegał, bo dziadek ma chore serduszko. A malcy bardzo się swego ojca słuchają. Cieszę się, że mieszkają w sumie niezbyt daleko od nas.
W przyszłym tygodniu idziemy "w gości" do Michała, tego co był promotorem Wojtka. Tam z kolei jest trójka dzieci, jedno starsze z pierwszego małżeństwa żony Michała i pareczka- różnopłciowa, dzieło Michała. Bo Michał ożenił się z wdową. Ten starszy chłopaczek miał wtedy chyba rok, a może dwa lata, już nie pamiętam. A Michał to ma świetne poczucie humoru i w ogóle bardzo pozytywne nastawienie do rzeczywistości. Podejrzewamy z Wojtkiem, że to zasługa Michała, że Wojtka zatrudnili na Politechnice i namówili na pisanie doktoratu. Ja się śmieję, że teraz musimy po kolei poznawać tamtejsze rodziny.
Najbardziej mnie śmieszy, że Michał zawsze podkreśla, że jego dzieło to nie klony a zwykłe rodzeństwo, bo to dzieci dwujajowe. Bo ludzie błędnie nazywają takie dzieci bliźniakami - bliźniakami są tylko dzieci jednojajowe. A oni są po prostu rodzeństwem poczętym i urodzonym w tym samym czasie. Ale gdy się Michał ożenił to zaraz zaproponował żonie, by dziecku dać jego nazwisko, a mały odkąd zaczął mówić nazywa go tatą. I się Michał zastanawia czasami kiedy mu o tym powiedzieć i czy w ogóle mówić. Powiedziałam, że najzdrowiej będzie jeśli o tym powie mu gdy już będzie dorosły a na pewno teraz jest jeszcze na to za mały a gdy będzie w wieku pokwitania to już absolutnie ani słowa o tym, bo dzieciaki, a zwłaszcza chłopcy to są mało odporni psychicznie. Oczywiście uważam, że powinien chłopak o tym wiedzieć, ale to dopiero wtedy gdy już będzie dorosły.
Ja miałam w liceum koleżankę, która była dzieckiem adoptowanym jeszcze w niemowlęctwie, ale o tym, że jest adoptowana powiedzieli jej dopiero wtedy gdy szła na studia. Ale to była mądra dziewczyna i bardzo kochała swych adopcyjnych rodziców i doskonale rozumiała, że poczęcie i urodzenie to jednak nie jest wszystko, ważniejsze jest to kto dziecku da swoje uczucie i wychowa je.
Spotkanie u Michała było zdaniem Marty bardzo miłe. Dzieci były w domu tylko przez pierwsze pół godziny, a potem przyjechała po nie przyjaciółka "pani domu" by zabrać towarzystwo do siebie na "dziecięce party" razem z noclegiem. Obiecała, że odwiezie dzieciaki w niedzielę około godziny siedemnastej trzydzieści. Gdy dzieci wyszły Michał powiedział - jestem pełen podziwu dla kogoś, kto z własnej i nieprzymuszonej woli robi u siebie w domu party dla bandy dzieciaków i to razem z noclegiem. Mnie nie stać na takie ekscesy psychicznie. Już trzy sztuki w domu to czasami całe "mnóstwo dzieci". Było nie robić produkcji hurtowej i wydelegować tylko jeden plemnik, a nie całą armię - powiedziała ze śmiechem żona.
Miał rację Michał, że jego żona i Marta szybko się "dogadają". Żona Michała miała na imię Aldona i szalenie nie lubiła swego imienia i używała imienia Ala. Nie mam pojęcia skąd moim rodzicom przyszło na myśl takie litewskie imię - narzekała Ala.
Ty się ciesz, że nie nazwali cię Hipolitą lub Zenobią - pocieszała ją Marta. Albo Teodorą. Prawdę mówiąc to chyba z połowa dziewcząt nie jest zadowolona z imienia które jej rodzice wymyślili - powiedziała Marta. Mnie w szkole dzieciaki czasem nazywały Warta, bo była jakaś stara piosenka ze słowami "czy pani Marta jest grzechu warta". Uważam , że całkiem fajnie skróciłaś swoje imię. Mój tata i Wojtek to z kolei wydłużają mi imię, dla nich jestem Martunia lub Martusia. A Aldona to mi się jakoś z Mickiewiczem kojarzy, któraś z bohaterek chyba była Aldona. Ale tak na pewno to nie wiem. Lektury szkolne omijałam na ogół głębokim łukiem - przyznała się Marta. One były strasznie nudne. Czytałam wszystkie książki z taty regału.W szkole jakaś tam lektura a ja czytałam w tym czasie Balzaca. A jedyna taty reakcja to było - "jeżeli czegoś nie będziesz rozumiała to mi powiedz, ja ci wytłumaczę". I z całego serca nienawidziłam uczenia się wierszy na pamięć.
Oooo, masz rację - poparła ją Ala- dla mnie też to było koszmarem. A potem jeszcze doszły wiersze rosyjskie - w mojej pamięci do dziś pokutuje jakiś taki wiersz o białym żaglu, a że rosyjski mi jakoś nie szedł to gdy go tłumaczyłam to do dziś się pewnie rusycystka (jeśli jeszcze żyje) zarykuje ze śmiechu bo przetłumaczyłam słowo "odinokij" nie jako samotny tylko jako "jednooki". I jeszcze mnie z klasy wyrzuciła.
A Michał mi powiedział o swoim "magistrancie", że to facet niesamowicie zdolny a do tego ma fajną żonę, która przyjechała na obronę i przesympatycznego teścia. Nie mogłam się wręcz doczekać, kiedy wy wreszcie do nas przyjdziecie.
No to właśnie jesteśmy - a twój Michał to mnie prawie nie zna, ale mam podejrzenie, że nasi mężowie nas oplotkowali na tych spotkaniach roboczych, bo Michał mi powiedział, że ty i ja to się szybko dogadamy- powiedziała Marta. A oni to się jakoś strasznie szybko zaprzyjaźnili.
A słyszałaś o tych działkach co je kupiła Politechnika? - spytała Ala. Słyszałam, ale my nie reflektujemy na jakąś działkę- to jest jednak daleko i to bezludzie. My w pewnym momencie chcieliśmy kupić mieszkanie w Sopocie żeby na nas zarabiało, ale też zrezygnowaliśmy. Bo lokalizacja, która się sprawdza na okres letni nie nadaje się na bazę hotelową, więc mieszkanie zarabiałoby góra czerwiec, lipiec , sierpień a przez resztę roku generowałoby koszty. Taka sama nieopłacalna inwestycja jak ta działka- wyjaśniła Marta. Bug wylewa co roku i te działki są zalewane i dlatego ich właściciele migiem je sprzedali bo znaleźli naiwnych. No i mając działkę jesteś uwiązana do jednego miejsca. Nie pojedziesz nad morze, bo masz tę parszywą działkę nad Bugiem. Że już pominę takie drobiazgi, jak to, że z reguły działki są okradane, że jednak nawet słabo zagospodarowana działka wymaga koszenia i zaglądania do niej poza sezonem. Marta- wlewasz balsam do mego serca- stwierdziła Ala.
c.d.n.
Podobało się🙂
OdpowiedzUsuń