poniedziałek, 19 czerwca 2023

Lek na wszystko?- 142

 "Wyprawa"  nad Zalew Zegrzyński była bardzo udana, nawet nie  było tłumów, co jest normą nad tym zalewem, a że to był początek sezonu to nawet był jeszcze  czysty piach i nie było ani plagi  much ani plagi os, czego bardzo obawiała  się Teresa.  

Było bardzo  ciepło, nad chłopcami czuwali na zmianę dziadkowie oraz  Kazik z Pawłem. Woda w jeziorze  nie powalała niestety ciepłem, ale nie  była taka lodowata niczym  w górskim strumyku.  Alina "oswajała  się", jak sama to określiła z widokiem Pawła w krótkich szorcikach w czerwono-granatową kratkę. Szybko dotarło do niej, że nawet w tak skąpym stroju chłopak się bardzo dobrze prezentuje a  poniektóre  panie obrzucają go uważnym spojrzeniem.  Teresa się śmiała  z niej, że przecież co tydzień go widuje na basenie w czarnych pływackich slipach, a więc w jeszcze bardziej skąpym stroju. No ale na tym basenie to oszczędzają światło  a i te panie głównie dość zmarnowane, a tu jest zupełnie inna  sceneria- tłumaczyła Tesi Alina. No i tam to go nie smarowała, a tu, w biały dzień to wszystko jakoś inaczej wygląda.Paweł z kolei nie ukrywał, że jej dotyk sprawia mu prawdziwą przyjemność i mówił o  tym otwartym tekstem,  wychodząc z  założenia, że są wszak w gronie prawdziwych przyjaciół.

Obie  rodzinki były w czapkach z dość dużymi daszkami by chronić twarz i oczy i na każdej czapeczce królował symbol Berlina,  czyli niedźwiadek. Paweł bez  skrępowania  często obejmował i przytulał Alinę, a wtedy na twarzy Aliny pojawiał się uśmiech i Paweł "załapywał się" na całusa.  Tadziś był wielce  zachwycony, bo Paweł brał go na ręce, wchodził z nim do wody  (ale tak by nie  zamoczyć  swych eleganckich  szortów) i odpowiednio trzymając Tadzia  nad wodą mówił mu, że teraz  jest pszczółką i lata  nad  wodą. Malec piszczał z radości  i wołał  "tata, jesce latać".  Po pierwszym takim okrzyku Pawła aż przytkało ze  szczęścia i powiedział dobrze synku, będzie jeszcze. Kazik, który to słyszał powiedział do Pawła - już jest twój, uznał cię za swego. Masz bracie najlepszy dowód jak iluzoryczny był kontakt Krisa z dzieckiem.

 Do Warszawy wracali wczesnym popołudniem, bo obie mamy uznały, że dosyć  już tego pobytu na słońcu. Lunch był u Teresy i Kazika, a po drodze udało im  się kupić nieomal pierwsze w tym roku truskawki krajowe a nieco dalej dopiero co zebrane pomidory, więc wiadomo  było, że na deser będą truskawki wzbogacone bitą śmietaną.

Obaj chłopcy po obiedzie zostali wyekspediowani na poobiednią drzemkę- Tadziś wylądował w łóżeczku Alka, a Alek został ułożony w małżeńskim łożu rodziców,  z jednej strony  miał dosunięte  swoje łóżeczko z leżącym w nim Tadziem,  drugiej strony zrobiony wałek z dwóch kołder. Obydwaj byli zmęczeni i pełni wrażeń- Tadziś zasnął w 5 minut, Alkowi zasypianie  zajęło  aż kwadrans.

Przy  kawie Kazik opowiedział o tym, że Tadziś już w 100% zaakceptował Pawła. No i bardzo dobrze- orzekła Teresa. Dziecko bardzo dobrze wyczuwa kto do niego podchodzi z sercem, a kto  jest wobec niego obojętny.  Teoretycznie Kris chciał dziecko, to było planowane  dziecko a nie niespodzianka. Nie wiem, nie mam  bladego pojęcia co się z tym facetem porobiło. Wiedział przecież, że gdyby miał jakieś kłopoty to mógł bez problemu porozmawiać z Kazikiem, tatą, ze mną. A to, że akurat wtedy Alina  miała najgorszy czas swej choroby i nie bardzo mogła  sobie poradzić z noworodkiem, domem i sobą to tylko wyzwalało w nim  złość i nawet tratwa ratunkowa  w postaci pani Marii niewiele pomagała. On miał taki zryw, przez miesiąc dość intensywnie pomagał Ali, ale potem  wszystko "siadło". Może jestem wobec    niego niesprawiedliwa, ale kilka  razy to miałam ochotę go powiesić na najbliższym drzewie. Przecież w pewnym momencie to była u nich doświadczona pielęgniarka do dziecka i uczyła wszystkiego Alinę i była pani Maria, a u nich wszystko się "sypało". Powiem wam szczerze - mam żal do siebie, że tak późno uruchomiłam bardziej konstruktywne myślenie i zajrzałam do encyklopedii. 

Tesiu- powiedział tata- to nie ty trzymałaś Alinę w  nieświadomości nie tłumacząc  dziewczynie, że jest  nieuleczalnie  chora i że musi zawsze brać lek. Zapewne jej mama nie mówiła jej tego by jej nie dołować. Chciała jak   najlepiej a wyszło jak wyszło. Ale teraz wszyscy o tym wiemy, będziemy  zawsze Alinę wspomagać, pilnować, obserwować i  gdy coś  zauważymy to przecież jej zaraz pomożemy. I  ona wie o tym. A Krisem jestem mocno zawiedziony. Pomyślałem nawet, że może on też potrzebuje pomocy jakiegoś specjalisty. Przyszło mi to do głowy po ostatniej z nim rozmowie. Bo wyraźnie bredził. A może  myślał, że mam już taką  sklerozę, że można mi wcisnąć każdy kit.

Oni oboje to już wszak dorośli ludzie. W moim odczuciu - tak patrząc z boku- to typowy pech, że połączyły się  dwie osoby niewłaściwie ustawione przez  dom rodzinny- powiedział Paweł. Ala, dzięki tej terapii i własnemu wysiłkowi i chęci wyjścia z tej sytuacji zmieniła  swój tok  myślenia i robi  się coraz bardziej otwarta. I to nie jest tak, że patrzę na  nią  oczami zakochanego, który nie  dostrzega większości wad obiektu swej miłości. Alunia w dalszym  ciągu jeszcze nie jest siebie pewna, bo zapewne jest przekonana o swej  niedoskonałości i chyba nie wierzy do końca, że jej przypadłość nie  dyskwalifikuje jej jako pełnoprawnego i pełnosprawnego członka społeczeństwa. A taki tok myślenia narzucał jej i ją  w tym utwierdzał Kris, który według  mnie jest chorobliwie  zarozumiałym facetem. Nie neguję, że jest bardzo inteligentnym człowiekiem, że ma dużą wiedzę  w  swej dziedzinie, ale brak mu takich zwykłych, ludzkich odruchów. 

 Nie mogę pojąć dlaczego on odciął się od dziecka, które  wszak jest jego cząstką. To jest tak, jakby własne  dziecko winił za ten rozwód. Być może, że ja jestem jakiś zacofany w  swych poglądach, ale jego zachowanie jest karaniem dziecka za to, że on w pewnej chwili przestał kochać Alę. Znacie wszyscy historię mojej mamy i mego ojca. Gdy już byłem na tyle duży, że mogłem sporo zrozumieć bo miałem 15 lub 16 lat, mama mi powiedziała, że uciekła z Warszawy bo bardzo kochała mego ojca, a była przekonana, że gdyby została to jej obecność zwichnęłaby mu karierę w wojsku, bo wszak była w ciąży. Wtedy wydawała mi się bohaterką, a nie że w pewien  sposób skrzywdziła tym i mnie i ojca. Siebie też, bo w tym kołtuńskim społeczeństwie samotne macierzyństwo, bez ślubu - to stygmat. Kocham Alusię i Tadziś też już jest w moim sercu. I mam nadzieję, że za jakiś czas Alusia mnie pokocha i zgodzi się by za mnie wyjść, bym mógł się nią i Tadzisiem opiekować w pełnym  wymiarze. Przepraszam, że się tak przed  wami wywnętrzam, ale jakoś tak  się wszystko poukładało, że mam was  wszystkich za rodzinę. 

Pewnie nie  wiesz - powiedziała Teresa - ale to co powiedziałeś przed  chwilą to nam  wszystkim niesamowicie pochlebia - po prostu związki krwi to nie  wszystko, ponad nimi jednak góruje rozum i uczucia. Ja twojego tatę mianowałam  w swojej głowie ojcem Kazika i jest dla mnie teściem. Bo za Kazika naturalnym ojcem to nie przepadałam, choć ani przez minutę nie był moim teściem bo zginął nim się z Kazikiem odnaleźliśmy. A wtedy twój tata bardzo Kazikowi pomógł by go wydobyć z dna rozpaczy. Co prawda bardziej rozpaczał z tego powodu, że razem z ojcem zginęła mama.

Alina przytuliła  się do Pawła i powiedziała - lubię cię przeogromnie, podziwiam, podobasz mi się jako mężczyzna  - ja tylko nie wierzę w siebie, nie wierzę w to, że ktoś może mnie pokochać na zawsze, boję się nowego związku usankcjonowanego prawnie. Poznaj mnie trochę lepiej, nie znasz mnie z bliska, możesz się rozczarować. To tak jak z jakąś rzeczą - gdy oglądasz na  wystawie lub  w  sieci jesteś  zachwycony - super kolor, super fason, na  zdrowy rozum wszystko jest OK, ale dopiero w bezpośrednim kontakcie okazuje  się, że ani piękny kolor ani fason nie powodują, że ta rzecz jest wygodna i naprawdę  dobrze  skonstruowana. Ani tobie  ani mnie  nie jest potrzebne nagłe rozczarowanie, pobądźmy wpierw w stanie nieformalności.

Alina ma rację - powiedział Jacek. Masz  szczęście synu, że nie jestem 20 lat młodszy, bo już bym  był jej mężem. Podoba  mi się od pierwszej chwili odkąd ją zobaczyłem, chociaż  wiem, że nie była mną zachwycona. A tak to mam szansę być teściem, to też fajna perspektywa dla mnie.  Alina zaczerwieniła  się lekko i powiedziała- ale chyba już  wiesz, że to się zmieniło.  Wiem Alu, wiem. I wiem, że będziecie dobranym  stadłem. Lata pracy z młodymi ludźmi nauczyły mnie  wiele. Ale nie odczytałem prawidłowo tylko jednego przypadku, tego dotyczącego mnie osobiście. Dziś już wiem że byłem komuś potrzebny tylko jako pomost. Wtedy zabrakło mi spojrzenia z pewnej perspektywy.

Toczącą się rozmowę przerwał głosik Alka, który stanął w drzwiach i zameldował: siku muszę .  Kazik od razu ruszył do akcji, a Alina powiedziała - zajrzę do Tadzia i wstała z kanapy. Pójdę z tobą-  Paweł natychmiast też podniósł się z kanapy i wyszedł za Aliną.  Teresa  została  z dwoma  dziadkami i powiedziała- jeśli nadal będzie taka fajna pogoda to chyba pojedziemy jutro z  dzieciakami do ZOO- Tadziś tam jeszcze nie był, mam nadzieję, że mu się spodoba. Oczywiście możecie jechać z nami, ale uprzedzam - można dostać żylaków od tego stania przy klatkach  nim  się dzieciaki napatrzą. Na hasło -jedziemy do ZOO od razu wskakuję w najwygodniejsze adidasy i grube, mięciutkie skarpety. I tego  dnia  biorę po śniadaniu witaminę C, by sobie poprawić kondycję. Bo wszystkie zwierzęta są dla maluchów atrakcyjne i należy się im dokładnie przyjrzeć i  zadać 1200 pytań. Kiedyś Alek  się  zapytał, czy misie lubią zupę pomidorową, bo on nie lubi. 

A nie pojechanie nie będzie źle odebrane?-spytał tata. Nie, tylko gdy wrócimy  będziesz musiał wysłuchać  sprawozdania i obejrzeć z razem z Alkiem encyklopedię  zwierząt. No to ja jednak zostanę w domu - stwierdził tata. 

Ale bardzo możliwe, że zamiast do ZOO pojedziemy na lotnisko, bo Alek coś ostatnio majaczy o lotnisku-  ale nie o samolotach a .....o tych automatycznych drzwiach. Myślałam, że mnie skręci  ze śmiechu gdy spojrzałam na minę Kazika. Powiedziałam mu tylko - to nieźle, może w życiu dorosłym  zajmie się automatyką lub konstruowaniem  robotów.

Eeeee, nim dorośnie to jeszcze wiele  razy będziecie  zaskoczeni jego zainteresowaniami- pocieszył ją Jacek. Syn mojego kolegi miał tysiące pomysłów, interesowało go wiele dziedzin, a został geologiem i pracuje za granicą, łazi po różnych górach i szuka oprócz okazów geologicznych.....skarbów. Złaził już Afganistan, był w Chinach, w Indiach.  Zaliczył już dwie żony, no bo która chce  siedzieć przez większość roku sama w chałupie i czekać aż jaśnie pan przypomni  sobie, że ma dom, żonę a na dodatek dziecko.

Wydaje  mi  się, że faceci, a może tylko duża  ich  część jest wyposażona w jakiś gen włóczykija i/lub poszukiwacza przygód, a tkwienie w domowym ciepełku, cały czas przy tej  samej kobiecie  męczy ich niemiłosiernie - stwierdziła Teresa. Mam całą masę koleżanek, które są po rozwodach ( to takie dla mnie nieco pocieszające, że mało kto może ze mną wytrzymać) i większość  zdradzających ich  mężów twierdziło z uporem maniaka, że co prawda zdradzili,  ale nadal ogromnie  kochają te  swoje  zdradzone żony. I chyba nie starcza mi inteligencji żeby to zrozumieć. Dla mnie jest to porażający brak logiki. Nie  mogą się oprzeć wrażeniu, że każdy młody człowiek powinien obowiązkowo przechodzić jakieś kursy  autoanalizy, żeby umiał się rozeznać we  własnych uczuciach. 

                                                                      c.d.n.