czwartek, 17 grudnia 2020

Nie wigilijna opowieść -XIII

Pod koniec kolacji Iza zadzwoniła łyżeczką w  swoją szklankę, a gdy wszyscy na nią spojrzeli powiedziała: podjęłam pewną decyzję- jeżeli żadne z was jej nie oprotestuje,to w listopadzie pożegnam się z Warszawą i zamieszkamy razem z Tolkiem tutaj. Do listopada  Tolek już wydobrzeje na tyle, że nie będzie musiał być pod stałą opieką Karola a poza tym zawsze w kilka godzin możemy znaleźć się w Warszawie.No i co wy na to?  

Ja protestuję w imieniu  firmy- powiedział Karol - firma straci mądrą i dobrą kosmetyczkę. A ja jestem obrażony- powiedział ze  śmiechem Tolek- powinniśmy to powiedzieć razem, ale ponieważ jestem z tego powodu szczęśliwy to już się od-obrażam. Hahaha, a ja  już o tym wiem od 3 godzin i udało mi się nie wygadać!-chwalił się ojciec a mama gwałtownie szukała chusteczki, po czym wstała od stołu i poszła uściskać siedzącą po drugiej stronie Izę.

A ponieważ dzień był długi i dla części z nich  jednak męczący, młodzi i Karol poszli wcześnie spać. Ranek powitał ich chłodem ale i słońcem, a w całym domu unosił się zapach suszonych grzybów, które  wieczorem  rodzice wspólnie oczyścili i umieścili na całą noc w dehydratorze by się suszyły. Mama i Iza podjęły decyzję, że cały zbiór dadzą Karolowi, bo na potrzeby domu  to rodzice jeszcze w tygodniu uzbierają, zwłaszcza, że wybierali się do Dębków , gdzie okoliczne lasy obfitowały w grzyby. Przy śniadaniu gdy się Karol delektował zapachem grzybów mama przyniosła całkiem pokaźną puszkę już suchych grzybów i wręczyła ją doktorowi. Otworzyła i pokazała, że grzyby są w płóciennym  woreczku i w takim stanie należy je przechowywać. Karol był zachwycony. 

Po śniadaniu "warszawiacy" pojechali na przystań i Iza wraz z Karolem pod kierunkiem Tolka otaklowali łódkę. Iza i Tolek mieli własne sztormiaki, a Karolowi dał swój sztormiak ojciec Tolka. Był wyższy od Karola, i Karol nieco się w nim topił, ale na wodzie było chłodno, więc w samym dresie nie dałoby się pływać. Gdyby nie to, że Tolek wciąż jeszcze "był pod ochroną" popływaliby bez silnika, na samych  żaglach, ale w tej sytuacji płynęli na foku i silniku. Karol stał przy sterze, obok niego Tolek, który co jakiś czas korygował kurs a "bezprzydziałowa" Iza  leniła się na ławce. Gdy odpłynęli dalej od brzegu Iza dostała polecenie opuszczenia foka i płynęli na samym silniku. Niepełnosprawny nieco Tolek wolał jednak płynąć na silniku. Na wszelki  wypadek cały czas trzymał lewą rękę w kieszeni kurtki. Iza udawała, że drzemie, ale cały czas obserwowała Tolka spod rzęs. Na łodzi wyraźnie młodniał i wyglądał niemal tak samo jak wtedy gdy żeglowali  Omegą. Popłynęli na wysokość granicy pomiędzy Juratą a Helem, a ponieważ słońce zaczęło na coraz dłużej chować się wśród chmur- zawrócili  stronę Sopotu. Przed dopłynięciem do przystani ster przejął Tolek a do cumowania wyskoczyła Iza. Iza rozpaskudzona pływaniem w ciepełku i z pełnosprawnym Tolkiem uznała ten rejs za marny, ale Karol i tak był  bardzo zadowolony. Gdy wracali do domu Tolek wyraził przypuszczenie, że to pewnie był ostatni wypad łodzią w tym sezonie. 

Iza martwiła się, kto pomoże tacie w przygotowaniu łódki na  zimowe leże, ale Tolek ją uspokoił, że jak co roku koledzy z Yacht  Clubu pomogą, w końcu Tolka częściej nie było w domu niż był, a łódka była zimowana w  hangarze. Po prostu wszyscy sobie wzajemnie pomagali przy chowaniu sprzętu  przed zimą a potem wydobywaniem go z hangaru na początku sezonu.

 Z wielką przyjemnością rozsiedli się w salonie przy gorącej kawie i różnych  drobnych ciasteczkach i paterze z  owocami. Iza i Tolek jak zwykle w jednym fotelu, tyle tylko, że tym razem Iza siedziała z lewej strony Tolka, by miał swobodną prawą rękę.  Na dworze świeciło  słońce, ale jakoś zupełnie nie grzało więc postanowiono rozpalić w kominku. 

Iza wpatrywała się w ogień i zastanawiała się nad tym co ma zabrać ze sobą z Warszawy jak i również nad tym co zrobić z mieszkaniem - wynająć je czy może raczej podobnie jak mieszkanie  gdańskie Tolka ma stać puste, by w każdej chwili mogli tam nocować gdy jakieś sprawy ściągną ich do Warszawy, albo nawet nie  sprawy ale chęć pobycia tam kilka dni. Jakby nie było Warszawa była ich miastem rodzinnym i nawet Tolek przyznał się, że czasem miał ochotę ot tak, bez żadnego interesu wpaść do Warszawy, ale trudno było przyjechać do Warszawy "ot tak", bez zarezerwowanego wcześniej miejsca w hotelu. Siedziała zamyślona, przytulona to Tolka, zupełnie bez ruchu aż Tolek pomyślał, że zasnęła. A jej po prostu było tak zwyczajnie dobrze, czuła że właśnie tu jest jej miejsce, jej dom. Rozmyślała też nad tym, czy aby nie zdecydować się na ciążę już teraz, czy dopiero wtedy gdy Tolek i ona podejmą jakąś pracę. Z jednej strony uważała, że głupio jest podjąć pracę i zaraz być w ciąży i pójść na urlop macierzyński, a z drugiej to każdy pracodawca zatrudniając  młodą jeszcze kobietę musiał się liczyć z tym , że jest ona posiadaczką pokoju dziecinnego, gotowego w każdej chwili na przyjęcie nowego lokatora. 

Izuś,  muszę wstać - wyrwał ją z zamyślenia głos Tolka. Iza przesunęła się delikatnie bardziej w lewo i Tolek wstał i spojrzał na nią - a co ty taka poważna, źle się czujesz czy chce ci się spać? Iza uśmiechnęła się- nie, nic mi nie jest, tylko myślę nad tym co zrobić z warszawskim mieszkaniem - nie mam ochoty wynajmować je byle komu, ale  wolałabym by nie stało puste a na dodatek byłoby nieźle gdybyśmy zawsze mogli tam wyskoczyć i mieli gdzie pomieszkać.  Wiesz - dylemat z gatunku i wilk syty i owca cała.Poczekaj  moja miła, przyniosę sobie  coś do picia, a tobie też coś przynieść? Czy ktoś chce jeszcze coś do picia bo idę  do kuchni? Rzucił pytanie w stronę rodziców i Karola, którzy razem oglądali album rodzinny.Wodę mineralną z sokiem z kwiatów bzu - zażyczyła sobie, mama  a tata i Karol stwierdzili, że napiją się herbaty.  Iza  poszła do kuchni razem z Tolkiem. Wzięła dla mamy wodę, zaniosła,  a panom powiedziała, że na herbatę muszą chwilę jednak poczekać. 

Wróciła do kuchni prosto w objęcia  Tolka, który stwierdził, że już się za nią stęsknił i ma dość wyuzdane myśli i zaczął ją całować i to tak, że aż poczuła mrówki na plecach. Tolek, czy my jesteśmy normalni? zachowujemy się jak para niewyżytych nastolatków! No, niewyżyty to ja jestem, ale nie nastolatek - roześmiał się. A o której jutro wyjeżdżamy?- zapytał. Ja mam jutro wolne, a Karol chyba musi być o 16,00 w klinice. Zaraz się go zapytamy. Zanieśli panom herbaty i zapytali się o której Karol ma być następnego dnia w pracy. Okazało się, że dopiero o 17,00, więc  bardzo się ucieszyli, że nie grozi im wstawanie  przed czwartą rano. 

W trakcie oglądania  albumów rodzice odkryli, że zupełnie nie mogą znaleźć na zdjęciach ze szkoły nigdzie Izy, co bardzo rozśmieszyło Tolka. Gdy wskazał Izę na zdjęciu z podstawówki to nie chcieli uwierzyć, że to pyzate  dziewczę z cienkimi warkoczykami to Iza, a to, że na zdjęciach z liceum nie mogli jej odnaleźć to prawidłowo, bo przecież razem to chodzili do podstawówki a potem do różnych szkół. Poszedł na chwilę do sypialni i przyniósł zdjęcie Izy z dnia jej 18 urodzin i też jej nie mogli rozpoznać- ze zdjęcia spoglądała na nich nieco zamglonym spojrzeniem dziewczyna z dość jasnymi włosami i odkrytym czołem, długimi włosami upiętymi w kok, a teraz obok nich stała  Iza z  grzywką i krótkimi dość ciemnymi włosami. Ale oczy zostały ci takie same- powiedział Karol. Tak, masz rację, stwierdziła Iza. I w sumie byłaś seksowną dziewczyną i on to zauważył i zakochał się w  tobie. Chemia proszę państwa, chemia- dodał. Do dziś się zastanawiam co Tolek we mnie wtedy widział, bo ja się  sobie nawet przez moment nie podobałam odpowiedziała Iza. Byłam tak urodziwa  jak Tadeusz Kościuszko - skonstatowała Iza.

Wieczorem Iza i Tolek dość długo jeszcze rozmawiali o tym co zrobić z warszawskim mieszkaniem i Tolek dość przytomnie zauważył, że gdy będą razem w Sopocie, to ani ona,  ani on, nie będą mieli już nic do załatwiania w Warszawie. I może lepiej w takim razie to mieszkanie sprzedać- jest dość duże, ma dobrą lokalizację, więc pójdzie za niezłą kwotę. No dobrze- sprzedam, ale co zrobię gdy ci się znudzę, ty znajdziesz inną, rozejdziemy się i gdzie ja się wtedy podzieję?- powiedziała Iza. Tolek popatrzył na nią  jak na skończoną idiotkę, głośno przełknął ślinę i powiedział - przecież będziesz zameldowana w  mieszkaniu w Gdańsku, a za pieniądze z tego warszawskiego mieszkania kupisz na siebie ziemię, nad morzem lub w okolicach Warszawy, ziemia to lepsza lokata niż mieszkanie i żebyś była spokojna możemy ją notarialnie wyłączyć ze wspólnoty małżeńskiej. Iza, czy sądzisz, że po to cię odnalazłem by szukać jakiejś innej kobiety? Ja cię chyba muszę zaprowadzić do psychiatry, ty po prostu wariujesz!  Ogromnie cię kocham, godzina bez ciebie to czas stracony, szukam pracy na lądzie by być blisko ciebie a ty mi takie rzeczy wygadujesz! Uwierz wreszcie w moją miłość! Iza spokojnie odpowiedziała - wierzę, ale może znam za dużo rozbitych małżeństw, pogrzebanych miłości, zawiedzionych i porzuconych kobiet i dzieci. I przepraszam cię, że ci sprawiłam przykrość, ale sam mówiłeś, że musimy sobie mówić o wszystkich swoich wątpliwościach, lękach i pragnieniach- no to powiedziałam. Nie gniewaj się na mnie, mam zwyczaj mówić to co myślę. I nie chciałam cię zranić. A gdy już znajdziesz pracę to chyba wtedy pomyślimy o nowym członku rodziny, zgadzasz się? Bo nie ma żadnej gwarancji, że starania się dadzą natychmiastowy skutek. 

Zasypiając Iza pomyślała- godzenie się bywa często wielce atrakcyjne dla obu stron i czasem wnosi nowe elementy do rutyny. Już sobie nie wyobrażam życia bez niego.  I przylgnąwszy do Tolka na całej swej długości spokojnie zasnęła.

                                                                  c.d.n.