Podobno miłość jest lekiem na wszystko. Ale tylko podobno. Od miesiąca Teresa była rozwódką. W pewnym sensie rozwód "spadł" na nią niespodziewanie - brzmi to śmiesznie i jakoś niedorzecznie, zwłaszcza, że to Teresa wystąpiła z pozwem rozwodowym.
Pewnego pięknego jesiennego dnia znalazła w skrzynce listowej kopertę ze zdjęciami. Zdjęć było siedem, na trzech z nich był uwieczniony jej własny mąż. Zdjęcia były monochromatyczne i fotografował ktoś, kto miał "dobre oko do zdjęć". Na jednym ze zdjęć mąż Teresy siedział przy zastawionym stole z zupełnie nieznanymi Teresie osobami płci obojga, na drugim całował się namiętnie z jasną blondynką a na trzecim świecił gołymi pośladkami leżąc pomiędzy nogami gołej, całowanej uprzednio blondyny w bardzo jednoznacznej pozycji i szczerząc się uroczo w uśmiechu do osoby fotografującej.
Teresie, gdy zobaczyła to ostatnie zdjęcie zrobiło się słabo. Usiadła czym prędzej, bojąc się, że za moment upadnie. Wpatrywała się tępym wzrokiem w te zdjęcia i aż się uszczypnęła w rękę, by się przekonać, że to nie zły sen ale zła rzeczywistość. Obejrzała jeszcze raz wszystkie zdjęcia, tym razem patrząc, czy na odwrocie nie ma jakiegoś podpisu. Ale odbitki najwyraźniej nie były robione w jakimś zakładzie fotograficznym, ale u jakiegoś fotoamatora w prywatnej ciemni. Obejrzała również dokładnie kopertę - list był nadany w Polsce, w Warszawie i sądząc z daty na stemplu pocztowym był wysłany pięć dni wcześniej. Pierwsze co pomyślała - poczta w tym mieście kiepsko funkcjonuje. Druga myśl - dobrze, że go nie ma, bo chyba bym go zamordowała i zgniła w więzieniu. Trzecia - no cóż, świetny prezent dostałam na dziesiątą rocznicę ślubu. Co prawda ta dziesiąta rocznica ich ślubu wypadała dopiero na początku grudnia a teraz był środek września.
W dwie godziny później zatelefonowała do ich wspólnego przyjaciela pytając się, czy mógłby do niej wpaść do domu, bo chce mu coś ciekawego pokazać. Po kilku jękach i narzekaniu, że się Teresie nie chce wyjść z domu by spotkać się na mieście, przepytaniu się czy Teresa dysponuje kawą i ciastkami, obiecał, że wpadnie do Teresy za dwie, może dwie i pół godziny. Teresa szybko ubrała się i odwiedziła pobliską piekarnię, w której można było również kupić codziennie świeże pączki. W "spożywczaku" kupiła pieczonego kurczaka i gotowe "kopytka". Dla siebie w aptece kupiła kropelki o wdzięcznej nazwie nerwosol. Za wszelką cenę chciała być spokojna i nie wpaść w histerię.
Zaczęła przebiegać myślą ostatni rok - Robert od dwóch lat pracował w CHZ i bardzo często wyjeżdżał w zagraniczne delegacje. Częściej go w domu nie było niż był. Teresa zawsze go odwoziła na lotnisko lub po niego przyjeżdżała.
Twierdził, że tylko pracując w Handlu Zagranicznym ma szansę na zatrudnienie w którejś z placówek BRH- najkorzystniejsze warunki, nie tylko finansowe, były jego zdaniem w Moskwie. Ona też pracowała w CHZ, ale jak mówiła ona eksportowała głównie polską myśl techniczną ukrytą w głowach ludzkich. Z tym, że ów "eksport" był przez wielu specjalistów wielce pożądany, a kierunki pod wieloma względami ciekawe, bo obejmujące tzw. "kraje rozwijające się". Inwestorzy, niczym szarańcza "opadali" na taki kraj "rozwijający się ", czyli głównie kraj dotychczas kolonialny, który niedawno otrzymał niepodległość i w takim kraju zaczynali inwestować. Brakujących fachowców- specjalistów różnych dziedzin werbowano w różnych krajach i płacono im nieźle, zwłaszcza, że miejscowa siła robocza była tania. A że tania siła robocza czasem niosąc coś potrzebnego na plac budowy lub na inne stanowisko po drodze zasypiała w krzakach lub po drodze szła wędkować -głównie wszystkich śmieszyło : "oni są jak małe dzieci, wdrożą się z czasem".
Wyjazd z Robertem do Moskwy zupełnie nie wzbudzał w Teresie entuzjazmu - od stałych bywalców w tym mieście wiedziała, że strasznie dużo wszyscy piją, że tak naprawdę to się tam można "urwać z nudów i co najwyżej wpaść w alkoholizm". Była w Moskwie dwa razy i nie marzyła o tym by tam zamieszkać. Oczywiście mówiła o tym mężowi, a on z kolei mówił, że on nie ma najmniejszej ochoty by pojechać do któregoś z krajów Afryki lub do Iraku czy też na Kubę.
Kazik, z którym Teresa chyba była bardziej zaprzyjaźniona niż Robert, przyjechał w dwie godziny po ich rozmowie. Gdy ją obejmował na powitanie, zapytał - no co? dwie kreseczki zobaczyłaś na wskaźniku i przeraziłaś się? Teresa popatrzyła na niego jak na wariata - nie bredź, proszę, nie jestem w ciąży, bo jak ci już kiedyś mówiłam musi mi się zachcieć być w ciąży, a póki co to jakoś nadal nie mam na to ochoty. I bardzo dobrze, że nie mam. Jeśli jesteś głodny to możesz dostać kurczaka plus kopytka, a jeśli nie, to dostaniesz kawę i świeżutkie pączki.
Dawaj wszystko, głodny jestem. Ale nie mów mi jeszcze co mi chcesz pokazać, bo jeśli to nie te dwie kreseczki, to pewnie nic fajnego. No chyba się już przyzwyczaiłeś, że jeśli chcę się z tobą zobaczyć to na pewno nic fajnego się nie dzieje. Ostatnio gdy cię wzywałam to wiozłeś mnie z krwotokiem do lekarza i dzielnie robiłeś za mojego nieobecnego wówczas męża. Kazik się śmiał - nooo, jak tak dalej pójdzie to którejś nocy znajdziesz mnie w swoim łóżku.
Przy kawie Teresa podała mu kopertę ze zdjęciami mówiąc - to dziś znalazłam w skrzynce na listy. Kazik obejrzał wpierw kopertę i stwierdził, że list był wrzucony do skrzynki w centrum Warszawy, a długo szedł, bo skrzynki tylko teoretycznie są opróżniane co kilka godzin- ostatnio to raczej co kilka dni, a nie co kilka godzin. Gdy doszedł do ostatniego zdjęcia brzydko podsumował - o kurna! Robercik usiłuje komuś udowodnić, że jeszcze może i ma czym!
Tesiu, nawet nie wiem co powiedzieć! Znasz kogoś z tego grona? No poza Robertem to nikogo. Za to on zawsze opowiadał, że prawdziwa kobieta to powinna być blondynką, więc do ślubu kazałam sobie ufarbować włosy na czarno. A ze trzy lata wstecz zrobiłam się na blondynkę, ty chyba wtedy byłeś na jednym ze swych niemieckich wojaży. Ale jak widzisz wróciłam do ciemnych włosów, chociaż już nie do czarnych.
Kazik wpatrywał się w zdjęcie siedzących przy stole, w końcu powiedział - coś mi mówi, że cały ten komplet zdjęć jest z którejś jego delegacji, pewnie do Moskwy. Mówił ci, że poznał tam małżeństwo, ona jakaś aktorka teatralna a on polskiego pochodzenia jakiś redaktorzyna. Oczywiście to polskie pochodzenie to dawno zruszczone i oni go ponoć zawsze goszczą. To może to u nich w domu? Ale niezależnie od tego u kogo to zrobione , to jest to piękne zdjęcie do rozwodu. Jeżeli o to idzie to mój brat cię- jeżeli sobie tego zażyczysz - rozwiedzie. I to bezboleśnie. Daj mi Tesiu te zdjęcia, zrobię u znajomego fotografa ich kopie. A oryginały schowam u siebie w domowym sejfie. Pojutrze przyniosę ci kopie tych zdjęć. A kiedy on wraca? W sobotę około 17,00. No to spoko, zdążę. Dostaniesz kopie, bo gdy je mu pokażesz, to, jak amen w pacierzu, on je podrze. A ich oryginały będą u mnie. Kurczę , a zawsze go uważałem go za arcy porządnego i uczciwego faceta!
Zabawne, zaśmiała się Teresa, bo ja tak samo. Czuję się jak ten jeż złażący ze szczotki. I pewnie będzie się idiotycznie tłumaczył, że był pijany a pozycję kolankowo-łokciową przybrał celowo do zdjęcia. Tyle tylko, że pozowanie do takich zdjęć do honorowych zajęć raczej nie należy. Chyba nie pojadę po niego na lotnisko w sobotę. Niech sobie poszuka mnie na lotnisku w hali przylotów a potem postoi w kolejce do taksówki.
Jeśli chcesz, to ja mogę po niego pojechać - zaproponował Kazik. No co ty, to facet, w ciąży nie jest, a jeśli tylko skacowany to da radę znaleźć taksówkę i postać w kolejce. Świeże powietrze lotniska dobrze mu zrobi na oskrzela. Ma raptem jedną walizkę a teczkę pewnie do niej upchnie, bo już nie musi uważać, żeby sobie ciuchów nie pognieść.
P.S.
Pisać dalej? Ale tym razem całość już nie będzie taka długa jak ostatnio. Wiem, że część ma problemy z komentowaniem- co zabawniejsze ja tez je mam, więc aby odpowiedzieć na komentarze (na moim drugim blogu) loguję się na inną przeglądarkę i dopiero z niej odpowiadam na komentarze. To paranoja, ale wiem ,że można u mnie komentować jako "anonimowy", tylko wtedy jest prośba, by komentator wpisał swoje imię,żebym wiedziała co to za anonim. Serdeczności dla Was;)