czwartek, 17 listopada 2022

Lek na wszystko?

Podobno miłość jest lekiem na  wszystko. Ale tylko podobno. Od miesiąca Teresa była rozwódką.  W pewnym sensie  rozwód "spadł" na  nią  niespodziewanie - brzmi  to śmiesznie i jakoś niedorzecznie,  zwłaszcza, że to Teresa  wystąpiła z pozwem rozwodowym. 

Pewnego pięknego jesiennego dnia znalazła  w skrzynce listowej kopertę ze  zdjęciami.  Zdjęć było siedem, na trzech  z nich był uwieczniony jej własny mąż. Zdjęcia były monochromatyczne i fotografował ktoś, kto miał "dobre oko  do  zdjęć". Na jednym ze zdjęć mąż Teresy siedział przy zastawionym  stole z zupełnie nieznanymi Teresie osobami płci obojga, na drugim całował się namiętnie z jasną blondynką a na trzecim świecił gołymi pośladkami leżąc pomiędzy nogami gołej, całowanej uprzednio blondyny w bardzo jednoznacznej pozycji i szczerząc  się uroczo w uśmiechu do osoby fotografującej.  

Teresie, gdy zobaczyła to ostatnie  zdjęcie zrobiło się słabo. Usiadła czym prędzej, bojąc  się, że za moment upadnie. Wpatrywała  się tępym wzrokiem w te zdjęcia i aż się uszczypnęła w rękę, by się przekonać, że to nie  zły sen ale zła rzeczywistość. Obejrzała jeszcze raz wszystkie  zdjęcia,  tym razem patrząc, czy  na odwrocie  nie ma jakiegoś podpisu. Ale odbitki najwyraźniej nie były robione w jakimś zakładzie fotograficznym, ale u jakiegoś  fotoamatora w prywatnej ciemni. Obejrzała również dokładnie kopertę - list był nadany w Polsce, w Warszawie i sądząc z daty na stemplu pocztowym był wysłany pięć dni  wcześniej. Pierwsze co pomyślała - poczta w tym mieście kiepsko funkcjonuje. Druga  myśl - dobrze, że go nie ma, bo chyba bym go  zamordowała i  zgniła w więzieniu.  Trzecia - no cóż, świetny prezent dostałam na dziesiątą rocznicę  ślubu. Co prawda ta  dziesiąta rocznica  ich  ślubu wypadała dopiero na początku  grudnia a teraz był środek  września.

W dwie godziny później zatelefonowała do ich wspólnego przyjaciela pytając się, czy mógłby do niej wpaść do domu, bo chce  mu coś  ciekawego pokazać. Po kilku jękach i narzekaniu, że się Teresie nie  chce wyjść z  domu by spotkać  się na  mieście, przepytaniu się czy Teresa  dysponuje kawą i ciastkami, obiecał, że wpadnie  do Teresy za dwie,  może dwie i pół godziny. Teresa szybko ubrała  się i odwiedziła pobliską piekarnię,  w której można było również kupić codziennie świeże pączki. W "spożywczaku" kupiła pieczonego kurczaka i gotowe "kopytka". Dla siebie w aptece kupiła kropelki o  wdzięcznej nazwie nerwosol. Za  wszelką cenę  chciała być spokojna i nie  wpaść w histerię.

Zaczęła przebiegać  myślą ostatni rok - Robert od dwóch  lat pracował w CHZ i bardzo często wyjeżdżał w zagraniczne delegacje. Częściej go w domu  nie było niż  był. Teresa zawsze go odwoziła na lotnisko lub po niego przyjeżdżała.

Twierdził, że tylko pracując w Handlu Zagranicznym ma  szansę na zatrudnienie w którejś z placówek BRH- najkorzystniejsze warunki, nie tylko finansowe, były jego zdaniem w Moskwie.  Ona też pracowała w CHZ, ale jak mówiła ona eksportowała głównie polską  myśl techniczną ukrytą w głowach ludzkich. Z tym, że ów "eksport" był przez  wielu specjalistów wielce pożądany, a kierunki pod  wieloma względami ciekawe, bo obejmujące  tzw. "kraje rozwijające się". Inwestorzy, niczym szarańcza "opadali" na taki kraj "rozwijający się ", czyli głównie kraj dotychczas kolonialny, który niedawno otrzymał niepodległość i w takim kraju zaczynali inwestować. Brakujących  fachowców- specjalistów  różnych  dziedzin werbowano w  różnych krajach i płacono im  nieźle, zwłaszcza, że  miejscowa siła  robocza była tania. A że tania siła  robocza  czasem  niosąc coś potrzebnego na plac budowy lub  na inne stanowisko po drodze  zasypiała  w krzakach lub po drodze szła wędkować -głównie  wszystkich śmieszyło : "oni  są jak małe  dzieci, wdrożą  się z czasem". 

Wyjazd z Robertem do Moskwy zupełnie nie wzbudzał w Teresie entuzjazmu - od stałych bywalców  w tym  mieście  wiedziała, że strasznie  dużo wszyscy  piją, że tak naprawdę to się tam  można  "urwać z nudów i co najwyżej wpaść w alkoholizm". Była  w Moskwie dwa razy i  nie marzyła  o tym by tam zamieszkać. Oczywiście mówiła o tym mężowi, a on  z kolei mówił, że on nie ma  najmniejszej ochoty by pojechać do któregoś  z krajów Afryki lub do Iraku czy też na Kubę.

Kazik, z którym Teresa  chyba  była bardziej zaprzyjaźniona niż Robert, przyjechał w dwie godziny po ich rozmowie.  Gdy ją obejmował na powitanie, zapytał - no co? dwie kreseczki zobaczyłaś  na wskaźniku i przeraziłaś się?  Teresa popatrzyła na  niego jak na  wariata - nie bredź, proszę, nie jestem w  ciąży, bo jak ci już kiedyś mówiłam musi mi  się zachcieć być  w ciąży, a póki co to jakoś nadal nie mam na to ochoty. I bardzo dobrze, że nie mam. Jeśli jesteś głodny to możesz dostać kurczaka plus  kopytka, a  jeśli nie, to dostaniesz kawę i świeżutkie pączki. 

Dawaj wszystko, głodny jestem. Ale nie mów mi jeszcze co mi chcesz pokazać, bo jeśli to nie te dwie  kreseczki, to pewnie nic fajnego.  No chyba się  już przyzwyczaiłeś, że jeśli chcę się  z tobą zobaczyć to na pewno nic fajnego się nie dzieje. Ostatnio gdy cię wzywałam to wiozłeś mnie z krwotokiem do lekarza i dzielnie  robiłeś  za mojego nieobecnego wówczas męża.  Kazik  się śmiał - nooo, jak tak  dalej pójdzie to którejś nocy znajdziesz  mnie w swoim łóżku.

Przy kawie Teresa podała mu kopertę ze zdjęciami mówiąc - to dziś znalazłam w skrzynce na listy. Kazik obejrzał wpierw kopertę i stwierdził, że list był wrzucony do skrzynki w centrum Warszawy, a długo szedł, bo skrzynki  tylko teoretycznie są opróżniane co kilka godzin- ostatnio to raczej co kilka  dni,  a nie co kilka  godzin. Gdy doszedł do ostatniego zdjęcia brzydko podsumował - o kurna! Robercik usiłuje komuś udowodnić, że jeszcze  może i ma  czym!

Tesiu, nawet nie  wiem co powiedzieć! Znasz kogoś z tego grona? No poza Robertem to nikogo. Za to on zawsze opowiadał, że prawdziwa kobieta to powinna być  blondynką, więc do ślubu kazałam sobie ufarbować  włosy na czarno. A ze trzy lata wstecz  zrobiłam się na blondynkę, ty chyba  wtedy byłeś  na jednym  ze  swych niemieckich  wojaży. Ale jak widzisz  wróciłam do ciemnych  włosów, chociaż już nie do czarnych. 

Kazik wpatrywał się  w  zdjęcie siedzących  przy  stole, w końcu powiedział - coś mi mówi, że cały ten komplet  zdjęć jest z którejś jego delegacji, pewnie do Moskwy. Mówił ci, że poznał tam małżeństwo, ona jakaś aktorka teatralna a on polskiego pochodzenia jakiś redaktorzyna. Oczywiście to polskie pochodzenie to dawno zruszczone i oni go ponoć  zawsze goszczą. To może to u  nich w domu? Ale niezależnie od tego u kogo to zrobione , to jest  to piękne zdjęcie do rozwodu.  Jeżeli o to idzie to mój brat cię- jeżeli sobie tego  zażyczysz - rozwiedzie. I to bezboleśnie. Daj mi Tesiu te  zdjęcia, zrobię u znajomego fotografa ich kopie. A oryginały schowam u siebie w domowym sejfie. Pojutrze przyniosę ci kopie  tych  zdjęć. A kiedy on wraca? W sobotę około 17,00. No to spoko, zdążę. Dostaniesz kopie, bo gdy je mu pokażesz, to, jak  amen  w pacierzu, on je podrze. A ich oryginały będą u mnie.  Kurczę , a zawsze go uważałem  go za arcy porządnego i uczciwego faceta!

Zabawne,  zaśmiała  się Teresa, bo ja tak  samo. Czuję się jak ten  jeż złażący ze szczotki. I pewnie będzie  się idiotycznie tłumaczył, że był pijany a pozycję kolankowo-łokciową przybrał celowo do zdjęcia. Tyle tylko, że pozowanie do takich zdjęć do honorowych zajęć raczej nie należy.  Chyba  nie pojadę po niego na lotnisko w sobotę. Niech  sobie poszuka mnie na lotnisku  w hali przylotów a potem postoi w kolejce  do taksówki.

Jeśli chcesz, to ja  mogę po niego pojechać - zaproponował Kazik. No co ty, to facet, w  ciąży nie jest, a jeśli tylko skacowany to da radę znaleźć taksówkę i postać w kolejce. Świeże powietrze lotniska dobrze mu zrobi na oskrzela. Ma  raptem jedną walizkę a teczkę pewnie do niej upchnie, bo już  nie  musi uważać, żeby sobie  ciuchów  nie  pognieść.

P.S.

Pisać dalej? Ale tym razem całość już nie będzie taka długa jak ostatnio. Wiem, że część ma problemy z komentowaniem- co zabawniejsze ja tez je  mam, więc aby odpowiedzieć na komentarze (na  moim  drugim  blogu) loguję  się na inną przeglądarkę i dopiero z niej odpowiadam   na komentarze. To paranoja, ale wiem ,że można  u mnie komentować jako "anonimowy", tylko wtedy jest prośba, by komentator wpisał swoje imię,żebym  wiedziała co to za  anonim. Serdeczności dla Was;)