wtorek, 1 marca 2022

Ryzykantka - 32

Pomału, jakby bocznym  wejściem do rodziny weszła Ewelina, teraz  przechrzczona na "Welę", co zdaniem  Ewy brzmiało znacznie  lepiej niż Ewela. Spotkanie obu rodzin, czyli obu par rodziców Weli,  oraz rodziców Pawła nastąpiło  w Konstancinie, w przemiłej restauracji o wdzięcznej nazwie "Świerkowa". Dziadkowie  nie brali w nim udziału twierdząc, że to dla nich już zbyt męczące. Menu uzgadniali Wela i Paweł, a koszty  ponieśli do spółki rodzice narzeczonych. Gdy Ewa zobaczyła ojczyma Weli stwierdziła, że tak naprawdę to on i Wela są do siebie podobni, a starszy brat Weli był podobny do pierwszego męża matki Weli, który  według metryki był ojcem i Weli i jej brata. Teraz dotarło do Ewy dlaczego ta  rodzina jest taka patchworkowa. Podejrzewała, że metrykalny ojciec Weli wiedział co jest  grane, ale  z jakiegoś  względu zdecydowano się na taki układ. No ale to Ewie  nie przeszkadzało, była to wewnętrzna  sprawa tamtej rodziny. Wela do obu ojców zwracała się po imieniu i tak samo do obu matek.

Trochę  dziwne to wszystko- myślała  Ewa, tym bardziej, że odkąd Wela nieomal każdy weekend  spędzała w domu Ewy i Roberta, zaczęła do Ewy mówić tak jak Paweł - mamuś. Młodzi  nie chcieli  ślubu kościelnego - miał być taki zwyczajny cywilny ślub jak Ewy i Roberta, a zaraz potem nowożeńcy pojadą na tydzień na Słowację- to będzie  znacznie milsze niż siedzenie w jakiejś knajpie za stołem i  najadanie  się. Miejsce już nawet jest  zarezerwowane, w tym samym domu, gdzie byli z dziadkami Pawła. W toku narady rodzice Weli stwierdzili, że do chwili ukończenia studiów będą ją  nadal finansować, tak jak to robią rodzice Pawła względem jego osoby. Ślub miał być 2 sierpnia, w środku tygodnia, w  czwartek, następnego  dnia  mieli jechać na Słowację , samochodu miał im użyczyć ojczym Weli.

Gdy wracali do  domu, Ewa powiedziała, że woli  aby Młodzi na  Słowację  pojechali jej  samochodem, bo Paweł ma już ten  samochód "wjeżdżony". Mamuś, pojedziemy taty samochodem, bo jedziemy tam wszyscy- tzn. prawie  wszyscy, czyli ty i tata oraz  my. Dziadek z babcią  wolą zostać w domu.

A to jakiś spisek? Robert  roześmiał się- nie,  nie spisek, tylko niespodzianka dla Ciebie. Paweł we  wrześniu broni, więc sobie  pomyślałem, że będzie dobrze jak trochę po górach polata- dotleni się trochę. A nie pomyślałeś, że może nie  będę mogła jechać z uwagi na prace, które będą w tym czasie w domu? Pomyślałem, ale sama mi mówiłaś, że to przesunięcie tej ściany i zrobienie  łazienki to pestka, zresztą oni przecież  zaczną od  drugiego końca i gdy się  wezmą  za  łazienkę to już będziemy z powrotem. Dziadek nie jedzie, więc  dopilnuje. Dziadek naprawdę jest bardzo przytomny, ty go nie  doceniasz po prostu.Wszystko mu wypiszemy i będziemy w kontakcie. Poza tym będziemy raptem dzień drogi od Warszawy. W najgorszym razie, jeśli będziemy potrzebni w Warszawie to oni wrócą sami autobusem ze Słowacji do Krakowa i z Krakowa pociągiem. Przecież są dorośli.

Ewa westchnęła. Wela, a ty celowo rozjaśniłaś na dziś swoje  włosy? Tak , mamuś. Nie pomyślałaś, że  to może być dla mnie  szok? Przepraszam  mamuś. Miałam  straszne opory, by ci to wyjaśnić. Robert się obruszył- nie  rób dziewczynie afery, że  włosy rozjaśniła. Niczego  kochany nie  rozumiesz, w domu ci to z Welą wytłumaczymy. A coś  się  wydarzyło złego?  Nie, teraz się nie wydarzyło ale kiedyś. Ale wiesz  sam jak jest  - czasem wydarza  się coś niezbyt  złego, ale skutki ciągną się latami.  

Po kolacji, gdy  dziadek z  babcią włączyli sobie  w salonie jakiś  film,  na górze  we wspólnym ich saloniku Wela  snuła opowieść.  Otóż była kiedyś para młodych ludzi -  Bogna i Roman. Spotykali się przez ostatnie dwa lata liceum, snuli plany, że gdy skończą studia to się pobiorą, bo się wszak kochają. Ale ojciec Romana , który  pracował w  ministerstwie spraw  zagranicznych załapał się na placówkę do jednego z krajów Europy Zachodniej i tuż przed  maturą rodzice zgarnęli Romana, tłumacząc mu, że nie zostawią go samego w Polsce, bo będzie dla niego lepiej, jeśli studia  zrobi za granicą. Poza tym jest za młody by mieszkał sam. Roman tłumaczył, że kocha pewną dziewczynę, że chcą się pobrać gdy tylko  skończy owe  magiczne 21 lat, ale rodzice  stwierdzili - jeżeli naprawdę się kochacie, to na siebie  zaczekacie. Mniej więcej po roku od rozstania listy przychodziły coraz rzadziej, Roman tam  studiował, miał już grono  nowych przyjaciół. Tu Bognę zaczął pocieszać pewien Sławek, namówił ją na małżeństwo, argumentując, że Roman już na pewno ma inną i tu nie wróci. Wzięli ślub i z tego związku urodził im  się  szybciutko syn, Piotr. Mniej więcej w tym samym czasie Roman wrócił do Polski i swe pierwsze kroki skierował do Bogny. 

Podobno stara  miłość nie  rdzewieje, zwłaszcza taka niespełniona. Bogna  nie jeden raz   zdradziła Sławka ze swą "starą miłością" i  za którymś razem zaszła w ciążę z Romanem i na świat przyszła Wela, ale oficjalnie  jej ojcem był Sławek. Po kilku latach Bogna  rozeszła się ze Sławkiem i wyszła za Romana, który teraz wg dokumentów był  ojczymem Piotrka i Weli. A  Sławek ożenił się z kuzynką Romana, Alicją. I wszystko by tak sobie  trwało cicho i grzecznie, gdyby  nie studia  Weli, która  bardzo  zainteresowała się  genetyką i w ramach ćwiczeń porobiła badania  genetyczne  całej swojej  rodzinie.

Wpierw sprawę wpuściła matce, która stwierdziła, że to nie ma  żadnego znaczenia i   ona nie ma  najmniejszego  zamiaru wyprostowywać całej  sprawy.No i żeby nic  nie  mówiła Piotrkowi. Co dziwniejsze, Roman też poprosił ją , by zostawiła sprawę tak jak jest. To przecież  wszystko jedno i dochodzenie  sądowne  prawdy  nikomu  nic  dobrego nie przyniesie. W gruncie  rzeczy on jest przecież z nią i nie ma  dla niego znaczenia że na papierze jest tylko ojczymem. Nie  kocha jej  z tego powodu mniej, o czym ona przecież wie. A poza tym to dla niego żadna  nowina, bo i on i Bogna od dawna wiedzą, że Wela jest jego  dzieckiem i pokazał Weli swoje  zdjęcie gdy był chyba  półtorarocznym  bobasem - Wela  z tego okresu wyglądała identycznie.

Wela, ale  dlaczego to ukrywałaś  przede mną?- spytał Paweł z wyraźną pretensją w głosie. Ja ci przecież powiedziałem, że Ewa  nie jest  moją biologiczną mamą, ale  kocham ją tak, jakby nią była. 

Nie umiem  ci tego wytłumaczyć. To właśnie  dlatego, że twoja mama jest taką szczerą i otwartą osobą  zdecydowałam się to wszystko powiedzieć. Bo ja choć bardzo się staram, nie mogę  jakoś pokochać  swego biologicznego ojca. Ten  papierkowy był dla mnie  bardzo  dobrym ojcem i to był jego pomysł byśmy się  wszyscy spotykali w  święta i by lansować trend "wszystkie  dzieci są nasze", nie istotne jest jak to jest  z tą biologią. To nie ja go zdradziłam, ale moja  matka, a czuję się z tym źle.

Ewa powiedziała- ja cię rozumiem. Ale pamiętaj , że genetyka  to nie tylko kwestia ustalenia  ojcostwa ale to nauka, która  może nam pomóc w  zwalczaniu  wielu chorób, bo niektóre   geny już można poprawiać. I zapamiętaj  sobie - nie  możemy odpowiadać za grzechy naszych rodziców. My i oni to dwa różne pokolenia. Nie płacz, obydwaj twoi ojcowie to mądrzy faceci. I obaj chcieli dla  ciebie  jak najlepiej. Paweł, utul ją, ta cała sprawa ją boli i ją zmęczyła. Ale wpierw zejdź na dół, w zielonej szafce w kuchni jest melisa,  zaparz jej  herbatkę z melisy i przynieś tu na górę. A ty idź przemyć buzię  chłodną wodą. W szafce  łazienkowej są kropelki do oczu, po1 kropli do każdego oka.

Popatrz- jak jedna  głupota  może zmarnować życie dziecka. Ale ty już to wiesz, więc  zamykamy temat. Gdy  Paweł wrócił z melisą  Wela  była jeszcze w  łazience. Idź do niej, ucałuj, przytul i powiedz że się nie gniewasz, że ci nie  powiedziała. Nooo, nie gap się na mnie, idź do niej. A herbatkę  postaw  na  stoliku, bo jeszcze ją rozlejesz.

Robert przytulił Ewę i  powiedział- ty się marnujesz, powinnaś założyć przychodnię terapeutyczną. Taaak, najlepiej  połączoną z sauną infrared.  Może byśmy poszli do sauny, mamy  niedaleko. Możemy też  dzieci namówić. 

A ja to bym sobie  jakiś masaż  zafundował, widziałem gdzieś po drodze jakąś  reklamę,  chyba  na stacji benzynowej. Masaż to ja ci mogę sama zrobić, po prysznicu. Oj, przydałaby  się nam jakaś Odnowa  Biologiczna taka jak u Wojtka.  Poszukam jutro w sieci. Będzie tu zdecydowanie  taniej , bo za hotel  nie  będziemy  płacić. Robert,  zapytaj się u siebie  rehabilitantów, oni  powinni wiedzieć gdzie tu jest dobra odnowa  biologiczna lub  przynajmniej dobry masażysta. Podejrzewam, że w Miasteczku Wilanów już jest takie  udogodnienie  jak masaże, muszę  się wybrać na objazd. Bo  ty kochany to jeździsz tylko  najkrótszą drogą dom-klinika a tam po drodze nic nie ma, oprócz tego bunkra zwanego świątynią opatrzności. Jeżdżę najkrótszą drogą bo mi się zawsze spieszy do domu, do ciebie.

Żal mi się dziś  zrobiło tej małej - czuje się winna, że jej  matka zafundowała sobie  ciążę zdradzając męża. 

Z łazienki wyszli  wreszcie młodzi- Wela spłakana zawisła na szyi Ewy - dziękuję ci mamuś, że mnie  rozumiesz i  że się na mnie  nie gniewasz. No to się  napij herbatki z melisy i idźcie  spać. Wszystko będzie  dobrze, zobaczysz. No to my idziemy się "okąpać," jak mówią  panowie  kolarze. Gdy wyszli z  łazienki młodzi  już  byli w  swojej  sypialni.  No to my też idziemy do łózia- to był męczący dzień.

A ty naprawdę  zrobisz  mi masaż? No naprawdę, zobacz  mam nawet jakiś  balsam Ojca Grzegorza, właśnie  do masażu.  A co to  za ojciec Grzegorz? Ewa wzruszyła  ramionami- pojęcia  nie  mam ale do masażu to się  ten balsam nadaje. Nawet ładnie  pachnie.Czekaj, położę  wpierw ręcznik kąpielowy,żeby  nie wyświnić prześcieradła  tym balsamem. Nie  napracowała się tym masowaniem, bo Robert  stwierdził, że Ewa  ma  zbyt podniecający dotyk i może w takim  razie zajmą się  zupełnie  czym innym, a do masażu to jednak wynajmą  masażystę.

Czas jak zwykle pomykał raźno i ani się obejrzeli a już był ślub Pawła i Weli. Po ślubie Wela i Paweł zjedli  obiad z dziadkami   i rodzicami Pawła, potem spakowali się na  tygodniowy pobyt na Słowacji. Ewa  zostawiła swemu ojcu bardzo szczegółowy plan co i jak ma  być zrobione- plan  wpierw omawiała długo z  majstrem, który dowodził  ekipą - tą samą, która wcześniej  już ocieplała poddasze. Przy okazji wszystkie  trzy  łazienki dostały dodatkowe wyposażenie  w postaci bidetów, a w kabinie prysznicowej u dziadków zmieniono  stołeczek na   bardziej  stabilny w postaci  krzesełka i zainstalowano wewnątrz  kabiny poręcze, by łatwiej  mogli wstawać z krzesełka.

Domek na Słowacji  mieli ten  samo co poprzednio. Bo jeśli się już sprawdziło, że gospodarz  miły a domek się  sprawdził, to po co  zmieniać. Sporo  korzystali  tym razem z kursującej kolejki  elektrycznej. Podjeżdżali do  niej  samochodem,  samochód zostawał na  parkingu oni wyruszali  na szlak w góry,   kilka kilometrów  szli do wyznaczonego celu, potem  schodzili w dół  i  kolejką  dojeżdżali do  zostawionego na parkingu  samochodu.  Zwiedzili Demianowskie  Jaskinie  - Robert i Ewa  tylko jedną, a Paweł i Wela  wszystkie, które były dostępne. Jeździli  wszyscy razem, ale  często  trasę pokonywali tylko młodzi, bo Robert  nie  chciał by Ewa się  zbytnio zmęczyła, więc oni zwiedzali okolicę  samochodem, a czasem gdzieś siedzieli  w widokowym miejscu i potem podjeżdżali  po "dzieci". Oczywiście  pojechali też na Łomnicę kolejką i było to  dla  wszystkich  niezapomniane  przeżycie. Jeden  dzień spędzili w Popradzie w termach. Ewa i Robert od razu poszli do SPA, młodzi nie chcieli  żadnych  zabiegów, szaleli w Aquaparku.

Tydzień  minął podejrzanie  szybko, ale  młodzi  byli bardzo  zadowoleni- zwłaszcza że cały pobyt był prezentem ślubnym od Roberta i Ewy.

Do Warszawy  wracali wypoczęci a młodzi obiecywali sobie, że  będą przyjeżdżać co roku w Słowackie  Tatry.

                                                                             c.d.n.

Ryzykantka -31

Do Warszawy  wracali obładowani owocami, bo każda osoba   dostała  "własną " łubiankę  truskawek. W  samochodzie Roberta omawiano propozycję, którą Paweł otrzymał  z uczelni. Robert promieniał. Wszyscy pochlebnie  wyrażali się o dziewczynie Pawła, że taka  miła, mądra i skromna.Gdy Ewa  powiedziała, że Paweł chciałby zawsze  mieszkać z rodzicami i dziadkami pod jednym dachem, również wtedy, gdy się ożeni, babcia  miała niemal łzy w oczach i zaraz była wygłoszona  cała litania pochwał dla Pawła, że: miły, spokojny, bez  nałogów, nie bałagani, zawsze chętny do pomocy i w ogóle to jest naj, naj. No po prostu nie ma  na świecie  lepszego wnuczka  niż Pawełek.

 Ewa całą drogę  zastanawiała się jak jeszcze  można przeprojektować  wnętrze domu,by wszyscy  mieli wygodę. A tak intensywnie  myślała, że aż  się Robert zaniepokoił, czemu tak milczy  cały  czas  i kilka razy się  pytał, czy  aby na pewno wszystko jest  w porządku. Ponieważ była jeszcze  "młoda godzina" postanowili  zaprosić młodych, by jeszcze  z nimi trochę posiedzieli i zjedli  kolację i by Ewelina  zobaczyła jak mieszkają.  Ewa zatelefonowała do Pawła by mu o tym powiedzieć,  Ewelina przyjęła  zaproszenie, ale  chciała wpierw  podrzucić  łubiankę truskawek do domu i powiedzieć, że jeśli wróci to  późno, albo wcale. Młodzi szybko się  uwinęli z tą dostawą truskawek i przyjechali gdy Ewa i  mamcia  kończyły przygotowanie  obiado-kolacji. 

Dawno nie było przy  kolacji tyle  śmiechów. Paweł promieniał, zwłaszcza, gdy oprowadzał  Ewelinę po całym  domu i  żaden kącik  nie  został pominięty, a Ewa, jak każda pani domu,  zastanawiała się  czy aby wszędzie jest porządek. Gdy wrócili  "z obchodu" Paweł zadał wszystkim  zagadkę: "zgadnijcie , które pokoje  najbardziej się spodobały Ewelinie". Okazało się, że pokoje, które  są na poddaszu i są  wg Ewy przeznaczone  jako pokoje do pracy. Bo jest  z nich bardzo ładny widok i mogą być jako 2 oddzielne  pokoje ale są też połączone  ze sobą drzwiami i  mogą być również jednym, naprawdę  dużym pokojem. Ale tam  nie ma łazienki- zauważyła  Ewa- a na  łazienkę trzeba by "ukraść" kawałek pokoju. Ale  można też odzyskać metraż zmniejszając powierzchnię  strychu i dodając jeszcze jedno okno. To nawet nie byłoby bardzo  pracochłonne, bo całe poddasze jest  teraz  dobrze ocieplone i jest też ogrzewane. Czy mam wasze zachwyty  poddaszem rozumieć, że chcielibyście  właśnie  tam uwić  swoje gniazdko?- spytała  z uśmiechem Ewa. Właśnie tak- z entuzjazmem w głosie potwierdził Paweł, a  Ewelina tylko pokiwała głową. A kiedy zaczniecie owo wicie  gniazdka? - bo każda przeróbka  wymaga jednak  trochę czasu i lepiej  ją przeprowadzać gdy pomieszczenia  nie  są  jeszcze  zagospodarowane. Ja to bym chciał już, teraz  zaraz - stwierdził Paweł.   

Kochany - teraz,  zaraz to masz do dyspozycji  swoje  mieszkanie dwupokojowe, do którego dotrzesz  samochodem w 10 minut licząc  zaparkowanie, albo swój pokój tutaj.  W mieszkaniu masz nawet pełną  zamrażarkę, bo uzupełniłam tam zapasy. Chyba tylko  kawy tam nie ma, więc  możecie  wziąć stąd, albo na kawę wpaść rano do nas. Dziadkowie to zawsze  wstają o świcie, a my, jak wiesz  różnie, raczej w dni wolne od pracy  to się lenimy. A jak wyglądają wasze plany matrymonialne? To moje  pytanie  nie ma nic wspólnego z moim  zapatrywaniem się na małżeństwo itp., ale po prostu "tu i teraz" łatwiej jest  być oficjalnym  związkiem żyjąc pod jednym dachem.

Ewelina pokiwała głową i powiedziała- wiemy o tym i właściwie pewnie powinnam wpierw  skończyć  studia- mam jeszcze 2 lata. Kochanie, jeśli tylko  nie wpadniesz na pomysł by teraz -zaraz  mieć  dziecko, to małżeństwo ci w ukończeniu studiów nie przeszkodzi - my oboje  bardzo cenimy dziewczyny które studiują i raczej im pomagamy niż w tym przeszkadzamy. W kwestiach finansowych też wam pomożemy, niezależnie od tego gdzie będziecie  mieszkać - tu czy oddzielnie. A skoro wspierasz Pawła i namawiasz na robienie  doktoratu, to wiesz, że będzie to pewnie również wymagało  od was obojga pewnych wyrzeczeń. Jedną z dobrych rzeczy będzie to, że  zaoszczędzicie  nieco czasu  nie chodząc na randki, lub  nie zapadając nagle w stupor marząc o tym, by się  wreszcie  zobaczyć i utulić. Ewelina podeszła do Ewy,  zarzuciła jej ręce na szyje i długo coś szeptała do ucha. Paweł i Robert stali i  patrzyli z dużym  zainteresowaniem. Tato, one coś się namawiają, nie wiem czy to dobrze.

Nooo, być może- ze śmiechem stwierdził Robert. Ale sto razy lepiej by się namawiały niż kłóciły! W efekcie tych  szeptów obie poszły na piętro, zostawiając w salonie obu panów. Po jakimś czasie Ewa weszła do salonu mówiąc do Pawła - masz  dzikiego lokatora  w swoim pokoju. Paweł obdarzył Ewę pocałunkiem w policzek, tak samo Roberta i pognał do swojego pokoju.

Oj, starzejemy się- westchnął Robert- stajemy się pomału teściami. Ewa roześmiała się - ty się ciesz, że nie od razu dziadkami. Dobrze, że nie trafiła się nam jakaś odmiana niedorozwiniętej umysłowo  Harpii. A propos Harpii- nie telefonowała do Ciebie? Nie, odkąd nie ma dostępu do konta Pawła nie telefonuje- a czemu pytasz? Bo się pytałam Pawła, czy widział się może z matką, ale on stwierdził że nie,bo on nie ma na to najmniejszej ochoty, poza tym myśli, że oboje nie odczuwają takiej potrzeby i nie są na takie  spotkanie psychicznie gotowi. Twierdzi, że matka  ani razu odkąd się wyprowadził nie  szukała  z nim kontaktu.On zachował stary numer, ma go  w starej komórce, którą trzyma  w domu i raz  na tydzień sprawdza kto na stary  numer  dzwonił. Poza tym Harpia  ma numery do dwóch jego kolegów i gdyby tam dzwoniła, to dali by mu znać.

Wiesz kochany - mnie to nawet tej Harpii żal - usiłowała sobie  zmienić życie  na  lepsze i jakoś jej to nie  wyszło na  zdrowie- cicho powiedziała Ewa. Robert skrzywił się  - a mnie wcale jej nie  żal - zmienianie sobie życia  na lepsze musi być okupione  własną pracą, wysiłkiem  a nie przyczepieniem się do kogoś niczym  kleszcz i wykorzystywanie go. Popatrz- Ewelina   ma już licencjat, a idzie wyżej. Bardzo mi się to podoba i będę obojgu pomagał dopóki oboje  nie skończą studiów. I wieeesz? - ogromnie się   cieszę, że nasz dzieciak  dostał tę propozycję robienia  doktoratu. A co tak sobie  szeptałyście?

Ooooo, to ogromna tajemnica- zapytała się  czy pożyczę jej jakiś szlafrok lub  koszulkę  nocną, bo nie  planowała nocowania u kogoś a nie chce  biegać rano do łazienki nago. I pozwoliłam jej, by mówiła do mnie po imieniu, przynajmniej do czasu ślubu. A potem to jak będzie  chciała. A zauważyłeś,  jak  Pawłowi ulżyło, że akceptujemy Ewelinę? 

Wiesz Ewuś - wciąż się zastanawiam, jak to się stało, że trafiłaś akurat na mnie w mieście, w którym jest tak wielu  innych dobrych lekarzy i jak to się stało, że tak zupełnie  niemal w jeden dzień oszalałem na twoim punkcie. Tak dokładnie to w trzy dni. Wyobrażam sobie jaki ubaw  miał mój personal gdy cię tak prowadzałem po klinice niczym kwoka  wodząca  kurczęta. Myśleli pewnie, że zupełnie  zdurniałem.

Taaak, a ja się zastanawiałam jak cię poderwać i nie wypaść przy tym na skończoną idiotkę. Gdyby  mnie tak wszystko nie bolało i nie byłabym tak tym umęczona to pewnie bym sobie  coś złamała, żebyś tylko się mną dłużej  zajmował. A oglądasz  czasami co piszą w sieci twoi pacjenci? Wszyscy podkreślają twoje kompetencje, to że  jesteś  świetnym diagnostą i wielce  empatycznym człowiekiem. A o tej empatii to piszą  faceci, nie babki. Gdy pierwszy raz czekałam na wizytę u ciebie to starszy pan, który był przede mną powiedział mi, że "to bardzo dobry lekarz i wielce  empatyczny  człowiek". A jak spojrzałeś na mnie tymi swoimi niebieściutkimi oczami, to niemal mi tchu  zabrakło. I pierwsze co pomyślałam- na pewno albo żonaty  albo ma tabuny dziewcząt, nie podniecaj  się kobieto. Gdy mnie badałeś to marzyłam tylko o tym, żebyś to robił dłużej, odbierałam twój dotyk zupełnie innym miejscem niż miejsce badane. Trochę mnie to przeraziło nawet, bałam się, że to odkryjesz. Miałam coś takiego po raz  pierwszy  w życiu. No popatrz, a ja patrzyłem na twoją gołą pupę i  miałem przemożną chęć by cię  całować i tulić, a nie zastanawiać się co może być przyczyną  twych cierpień. Mój profesjonalizm wyraźnie wtedy poszedł się gdzieś paść. Bo tak normalnie  to mi było i jest  nadal obojętne czy oglądam faceta  czy  babkę. Głównie interesuje  mnie czy kończyna jest prawidłowo zbudowana a nie czy zgrabna, czy  miednica jest ustawiona prawidłowo a nie do kogo ona  należy. I pierwszy raz w życiu czułem do kobiety taki pociąg jak do ciebie. No po prostu stałaś mi cały czas przed oczami. Według pewnej hinduskiej  teorii byliśmy już kiedyś kochającą się parą i dane nam jest znowu być razem, dlatego jest  nam ze sobą tak cudownie. R., który jak wiesz jest racjonalistą i romantyzm jest mu obcy, też wierzy w tę  teorię i bezustannie nam  zazdrości.

A jak mu leci z panią Niną? Chyba nieźle, ale dawno  z nim na tematy poza  zawodowe  nie   rozmawiałem. I u nas i u niego są braki kadrowe, lekarze wyjeżdżają z Polski, bo cały system opieki  zdrowotnej źle funkcjonuje. I nie wykluczam  sytuacji, że może i my wyjedziemy i dobrze, że Paweł  będzie robił ten doktorat. Ma na to 3 lata. Będzie  miał lepszą pozycję przetargową. A Ewelina  ma doskonały kierunek, wielce  przyszłościowy. Wiesz,  zadziwił mnie Paweł, że chociaż ma wolne  mieszkanie  on woli tu mieszkać.

Ale oni tam bywają, bo zapasy z  zamrażarki znikają, głównie gotowe  dania, które po zrobieniu  zamroziłam. Ale zawsze jak  tam wpadam to wszystko czyściutkie,  naczynia  pomyte, mikrofalówka też, piekarnik w kuchence też wyszorowany, pranie  zrobione wisi w większym pokoju na  suszarce. W łazience trochę damskich kosmetyków. Ostatnio nawet zajrzałam do zmywarki- błyszczy się  jak nowa.

Tak sobie  pomyślałam,  że może ich chęć mieszkania "na kupie" z ojcem i matką  może się brać  z tego, że oboje  są jednak , jakby na to nie  spojrzeć, z rozbitych rodzin. I nie umiem sobie dać odpowiedzi, czy ich model rodziny po rozwodzie jest dużo lepszy. No może o tyle, że nie  ma  awantur. No ale gdy się ma  nie dwa, ale cztery komplety  dziadków to jest to jakby nieco nienormalne.

Ciekawy jestem jak twoi rodzice jutro rano  zareagują na  nich gdy ich ujrzą przy śniadaniu. Bardzo  mnie interesuje  mina  mamci. Eeeee, nie doceniasz  mamci - ona wszystko potrafi zinterpretować tak, jak jej pasuje- uzna, że spali w oddzielnych pokojach, bo przecież jeszcze  ślubu  nie było. A ojciec stwierdzi, że to nie jego sprawa, tylko nasza  wewnętrzna. Taty ulubione  porzekadło to : "rób jak uważasz i uważaj jak robisz". Poza tym uważa, że skoro "góra  domu" jest  nasza, to jemu nic do tego kogo i na  jakich warunkach  nocujemy. Już pomijam to, że ciebie  uwielbia i nazywa  cię prawdziwym mężczyzną, a Pawła zaanektował jak rodzonego wnuka. 

Mojego byłego nazywał koczkodanem. Na ogół padało pytanie - a co ten  koczkodan Julian tu chce? Na początku to jeszcze  do koczkodana dodawał jego imię, później już tylko był koczkodan. Zabij mnie, ale nie wiem skąd taka ksywka. Nie mam nawet pojęcia  jak wygląda koczkodan, zresztą podejrzewam, że podobnie  jak makaków to jest i koczkodanów  kilka podgatunków. A Julian był nawet dość przystojny tylko dość wredny z charakteru. Zapewne po swojej mamuśce, która poza  nim świata  nie widziała.

                                                                       c.d.n.