poniedziałek, 31 lipca 2023

Lek na wszystko? -171

 Spotkanie z szefem było dwuetapowe - wpierw spotkali się w przytulnym barku i Kazik  w skrócie opowiedział szefowi jak to odszedł ze swojego  instytutu, zwabiony możliwością dość  ciekawej pracy na  politechnice, opowiedział też o swym rozczarowaniu faktem, że nawet jeśli coś nowego i ciekawego wymyśli to i tak będzie to tylko leżeć na półce a nie ma  tak naprawdę  szans na wdrożenie do produkcji, bo rządząca obecnie  ekipa jest zajęta głównie  szukaniem zysków dla siebie, swoich  pociotków i  zwolenników a nie jakimś rozwojem całego kraju, zacytował też wypowiedź profesora na temat tego, w jakim to kraju Kazik publikował swoje prace i że z tego powodu nie mogą być uznane za dorobek liczący  się do habilitacji w Polsce. Oczy szefa robiły się coraz  większe i powiedział, że on od  samego początku nie mógł zrozumieć dlaczego akurat ta formacja wygrała wybory, bo przecież  to gołym okiem  widać, że z taką polityką stracą wielu wartościowych ludzi, którzy po prostu opuszczą kraj. Ja byłem szalenie zaskoczony takim wynikiem wyborów - powiedział Kazik. Nie podejrzewałem nawet, że ta formacja  może wygrać wybory, ale pomógł im wybitnie kościół, bo był bardzo zaangażowany w te wybory, a poprzednia ekipa  widocznie  zbyt mało udzielała  się na prowincji, gdzie jeden  drugiemu w  garnki i pod kołdrę zagląda.  I to wszystko sprawiło, że postanowiłem, że jednak zmienimy kraj, zwłaszcza, że zgodnie z przepisami Unijnymi mamy taką możliwość. A ja nie jestem w najmniejszym stopniu zainteresowany polityką, ja chcę po prostu pracować a nie łączyć każdej dziedziny swego życia z polityką i kościołem.

Powiem teraz coś co może zabrzmi nieco dziwnie, wręcz nieładnie- powiedział szef- ale jestem gotów wysłać tej ekipie podziękowania  za ich politykę, bo dzięki temu znów będziesz tu pracować. Wiem, że już jesteś żonaty, że masz słodkiego synka i z chęcią oboje przy okazji poznam.  Bo często się z Kurtem i jego urwisami spotykamy na gruncie prywatnym. A teraz wpadniemy na moment do firmy i dogadamy szczegóły. A żona też chce tu pracować? - zapytał.

Kazik uśmiechnął się - na razie to zupełnie niemożliwe, bo żona i mały nie znają niemieckiego - muszę im jak najprędzej zorganizować naukę niemieckiego, najlepiej by ktoś przyjeżdżał do nas do domu, bo razem z nami będzie mieszkał jej ojciec. Teść nieco zna niemiecki, ale i on będzie  się musiał douczyć. Żona dobrze operuje  angielskim. Na razie, do chwili wyjazdu ja będę mówił do dziecka tylko po niemiecku, żona się  śmieje, że i ona  się nieco dzięki temu osłucha i będzie jej łatwiej potem tu  się uczyć.

No to jedziemy do firmy.  Kaz, a kiedy się  kończy twoja praca na tej waszej uczelni zwanej politechnika? Za miesiąc. Jest jeszcze kwestia likwidacji naszej obecności w Polsce. Chcemy sprzedać jedno mieszkanie, którego właścicielką jest moja żona, drugie, które należy do mego teścia zostawimy,żeby było na  wypadek gdy coś nas zmusi do bytności w Warszawie, a to, w którym aktualnie mieszkamy po prostu wynajmiemy- w Warszawie też brak mieszkań, a poza tym nowe są bajecznie  drogie. 

A jakie jest to, które chcecie sprzedać?  To jest mieszkanie w budynku przedwojennym, oddanym do użytku w 1939 roku, trzy pokoje z kuchnią, łazienką, osobnym WC, podłączone do elektrociepłowni i gazowni, bez windy, a mieszkanie jest na  trzecim piętrze. Najmniejszy pokój ma 20m kwadratowych. Ale są bardzo wygodne schody, szerokie stopnie i nie tak wysokie jak w tych nowoczesnych domach, w których projektant  musi oszczędzać miejsce. I to był przed  wojną bardzo ładny budynek, jest bardzo ładny hol. Mam nawet jego zdjęcie w smartfonie. Te  dwa pozostałe mieszkania to tak zwany system wielkopłytowy, czyli budynki z fabryki domów, z tym że w dawnym NRD metraże były większe niż w Polsce - śmieliśmy  się, że u was były budowane z wielkich płyt a u nas z małych. W tym systemie w Polsce mieszkanie 2 pokoje z kuchnią gdy rządził Gomółka miało 38 m kw., a teraz mają powierzchnię 42,5 metra. W Niemczech ponoć były większe metraże, ale nie wiem ile. Tylko raz byłem w Dreźnie,  ale mieszkałem wtedy pod Dreznem w jakimś ośrodku wczasowym.

Oj, tu też nie jest łatwo o mieszkanie a ceny idą wciąż w górę. Rekordy to chyba bije Poczdam. Moja  księżna pani bardzo by chciała byśmy tam mieszkali, ale byłem niegrzeczny i powiedziałem, że niestety zbyt mały posag miała wychodząc za mnie- zaśmiał się  szef.

No to wracając do meritum - chcę żebyś myślał i wprowadzał nowe rozwiązania- czyli byś robił to co już robiłeś, bo świetnie ci to szło. Tylko zarobki będziesz  miał lepsze, bo widzę, że nie będziesz chwilowym pracownikiem. A w kwestiach mieszkaniowych to ci na pewno pomoże Kurt. Kurt natychmiast przytaknął, mówiąc, że on się zajmie sprawą mieszkania dla Kazika, a Kazik powiedział , że ma taką nadzieję. 

A zostanie tam w Polsce jeszcze jakaś twoja rodzina? - spytał szef. Nie - ani moja,  ani żony. Mój brat aktualnie pracuje we Francji, w Strasburgu, jest prawnikiem. Żonaty, dzieciaty?  Nie, już jest rozwiedziony, dziecko zostało przy jego żonie. I jak mu w tej Francji się wiedzie? Ma dużo pracy, bo sporo tam mieszka Polaków a podobno  mało kto wyjeżdżając z kraju ma uporządkowane sprawy prawne. To zapewne jedna  z naszych wad narodowych i nie wiem  czy to skrajny optymizm czy skrajna głupota, czy może zupełny brak wyobraźni.

Kaz, a ty lubisz ludzi uczyć?  Nie wiem, politechnika skusiła mnie głównie tym, że miałem brać udział w badaniach naukowych a do tego miałem mieć do 180 godzin dydaktycznych w roku akademickim. No ale wyszło jak wyszło a wszystko rozeszło się o habilitację. Gdy mnie do siebie  wabili, bo to oni mnie znaleźli - ja ich nie szukałem- to była mowa, że zacznę  się zabierać za habilitację od razu, a gdy już byłem na miejscu okazało się, że dopiero po przepracowaniu  trzech lat mogę się za to zabrać, czyli realnie tytuł mógłbym dostać za 6 lat. No a wynagrodzenie  okazało się być niższe niż obiecywali. Bo ja planowałem wyjazd stamtąd ale dopiero z tytułem doktora habilitowanego. Więc przepracowałem mniej niż miesiąc i po rozmowie, która mi "otworzyła  oczy" złożyłem wymówienie. Nie lubię nieuczciwej gry. Ja wiem, że im brakuje wykładowców i może ludzi do myślenia, ale niech się dalej bawią  beze mnie.

A ty jeszcze latasz? Nie, odkąd jestem z Tesią straciłem ochotę do latania. To zabiera  szalenie  dużo  czasu, bo jednak trzeba sporo czasu "polatać" na symulatorze. Nie da się być dobrym pilotem tylko w niedzielę czy też w sobotę, jeśli się nie pracuje nad  tym. Wiem, że są i tacy, którzy na symulatorze  spędzają tylko wymagane minimum, ale ja do ryzykantów nigdy nie należałem. Warunki lotu od nas  nie zależą i zawsze może się coś niedobrego z pogodą zdarzyć albo coś się w maszynie wygruzić. A gdy lecę rejsową maszyną jako pasażer to nadsłuchuję jak pracuje silnik. I wolę trasę Warszawa -Berlin  robić  samochodem. A twoja żona prowadzi?  Tak i to bardzo dobrze i nie należy do tych, które  szarżują. A długo się znacie? Jakoś tak od chwili gdy zaczęła sama chodzić będąc poza  domem, miała wtedy ze 2 lata a ja o te 9 z kawałkiem  więcej. Nasi rodzice się przyjaźnili i znam ją "od  zawsze". Była zawsze bardzo  grzeczna. I była zawsze szalenie wierną przyjaciółką, ale ja, idiota, bardzo długo uważałem ją  za dziecko. No ale gdy nam obojgu pierwsze nasze małżeństwa  nie wypaliły to się odnaleźliśmy. Straciliśmy przez  to 10 lat. Ale liczy  się tylko to, że jesteśmy razem i mamy cudownego synka. A ile on ma lat?  W grudniu skończy 6 lat.  

A moi chłopcy to za Aleksandrem wprost przepadają - stwierdził Kurt. To bardzo mądre i grzeczne  dziecko. Byliśmy razem na  wakacjach gdy on  był jeszcze  całkiem malutki. Nigdy  nie płakał, siedział na rękach Tes albo Kaza i spokojnie wszystko oglądał. A Tesa mu cały  czas tłumaczyła i pokazywała świat. Przy niej to nawet moje diablęta były  grzeczniutkie. Najlepsze jest to, że gdy nasze dzieci są razem to jakimś cudem świetnie się rozumieją, choć moje nie znają  polskiego a on niemieckiego. Kaz, pokaż zdjęcia małego i Tesy.  Ale ja nie mam aktualnych zdjęć bo ostatnio mało chodziłem z nimi na  spacery- mam tu tylko zdjęcia z września ubiegłego roku, gdy byliśmy na wakacjach. Pokaż, nie żałuj. Kazik pokazał zdjęcie Teresy i Alka zrobione gdy byli sami na grzybobraniu i Alek demonstrował na nim swój mały koszyk pełen dorodnych podgrzybków. Tu u was  można tak sobie po prostu wejść  do lasu i zbierać grzyby? - szef był  zadziwiony, Kurt zresztą też.

No jasne że można, o ile  dany teren  nie jest rezerwatem przyrody, bo w rezerwacie  nie  wolno zbierać grzybów. A lasów prywatnych u nas  nie ma.  Zresztą gdyby ktoś powiesił tablicę z ostrzeżeniem, że to las prywatny i  nie wolno zbierać  w nim grzybów to w minutę ta tablica byłaby zdjęta a las zapewne przeryty na pół metra  w głąb. Akurat w tamtym okresie  było sporo grzybów, zresztą to Bory Tucholskie i tam z reguły są grzybne lasy, a my byliśmy we  wrześniu gdy już skończyły  się ludziom urlopy i  dzieciakom  wakacje, więc grzyby były a zbieraczy nie  było. Dzieciakom wszystko się tam podobało- Alek zachwycał się i kurami i owcami, krowami- wszystkie  zwierzaki były piękne, grzyby  także. Całymi dniami chodziliśmy po lasach. Wynajęliśmy  cały dom, śniadanie robiliśmy sami a obiady i kolacje jedliśmy w pobliskiej restauracji. Sami byliście?  Nie, była z nami Alinka z Tadzisiem i jej mąż, który teraz jest prawnym ojcem Tadzisia.   To Alinka już nie jest z Krisem? - zdziwił się Kurt. No nie, Kris ją zdradził i tak  się zakończyła ich wielka miłość. A mężem Aliny jest syn Jacka, którego wszak znasz. On jest informatykiem.  I on też chciałby tu być?- dopytywał się Kurt. Ostatnio on też poczuł odór, który wydala  z siebie  obecna władza. On jest administratorem sieci w jednym  z ministerstw, kolega Tesi załatwił mu tę pracę. Przedtem pracował w Akademii Technicznej. Teraz dostał ad hoc jakiegoś pomocnika, o którego nie prosił, bo ma podległy sobie personel, z którym wszystko ogarnia i bardzo mu się ten pomocnik nie widzi, wydaje  się  być czyimś  uchem i okiem. Pawełek tam dobrze zarabia, więc chęć zmiany miejsca  nie wynika z powodu kiepskich  zarobków.

Kurt, potem o tym porozmawiamy, muszę  wpierw dojść do jakiegoś konsensusu z Kazem - szef  sobie  przypomniał kto tu rządzi i po co tu przyszli. Słuchaj Kaz, widzę cię dalej na miejscu konstruktora, tylko bym ci chętnie dodał świeżo upieczonego inżyniera byś go wyszkolił - stąd było moje pytanie czy lubisz uczyć. Bo pod takim indywidualnym kierunkiem facet szybciej się nauczy prawidłowego myślenia. Poza tym możesz w niego orać. A teraz pomówmy trzeźwo  o realnym terminie podjęcia przez  ciebie pracy. Na moje oko ( to którym lepiej widzę) to ponieważ przeprowadzasz  się z całą rodziną, napiszemy w umowie przedwstępnej datę 1 października jako ostateczny termin podjęcia przez ciebie pracy. Bo w moim odczuciu skoro przenosicie  się całą rodziną, to wpierw  się musicie spokojnie tu przenieść i dopiero wtedy możesz ze spokojną głową podjąć tu pracę. Gdy byłeś samotny to na pewno zjechanie  tu było prostsze- dwie walizki i koniec pakowania. Teraz masz inną sytuację - żona, dziecko teść,  trzeba spokojnie podejść do wszystkiego żebyś potem nie musiał nerwowo krążyć między Warszawą a Berlinem, tylko teraz wszystko spokojnie  dopiąć na przysłowiowy ostatni  guzik. Powiedziałeś, że chcecie  sprzedać mieszkanie żony - ja bym chętnie kupił mieszkanie w Warszawie, ale muszę je wpierw obejrzeć w naturze. Będę za dwa tygodnie w Warszawie, może nawet razem z Kurtem i wtedy chętnie  bym obejrzał to  mieszkanie. Lubie stare, ceglane  budynki. Będziecie mieli trochę "latania" związanego z tą przeprowadzką. Ale mam nadzieję, że  wszystko pójdzie gładko.Jeśli idzie o wynagrodzenie to będzie ono wyższe od poprzedniego równo o 3 tysiące Euro. Oczywiście premie też nadal istnieją. I mam dla ciebie jeszcze jedną, chyba dobrą wiadomość - ruszy produkcja tego opatentowanego, wymyślonego przez  ciebie elementu. Ojej- naprawdę? To rewelacyjna dla mnie wiadomość, nawet jeśli jego produkcja nie będzie przecież szła w tysiące sztuk. A stawka mego zatrudnienia też mi odpowiada. 

No bo masz wszak doktorat- ten tytuł nigdzie piechotą  nie  chodzi i nie jest przyznawany na piękne oczy. Wiem, że Stuttgart też ci proponował pracę, ale jak widzę wybrałeś nas i to mnie  satysfakcjonuje. A teraz z prywatnego poletka - jeżeli będziecie jechali w te grzybne lasy to uwzględnijcie, proszę, obecność moją i mojej żony. Ona co prawda jest entuzjastką campingu ewentualnie caravaningu, a to jest coś, czego ja nie  znoszę, więc będzie  musiała przeżyć domek. Kazik uruchomił smartfon i pokazał domek,  w którym mieszkali wtedy w  osiem osób.  Nie jestem w stanie przewidzieć w tej chwili jak będzie wyglądała  sytuacja w tym roku - w każdym razie zaraz po powrocie to sprawdzę i do pana napiszę. Nie do "pana"- jesteśmy wszak po imieniu - skorygował szef. Kazik uśmiechnął się - doceniam to w pełni, dziękuję. A dla was też dwa tygodnie pobytu? Ooo tak, moja to by mogła tam być i rok gdyby woda obok była. No woda to tam obok jest, jest jezioro, rzeka Wda i jej rozlewiska. No to każę jej wziąć składak- będzie sobie pływać, a ja z wami zbierać grzyby. A ile wolno wynieść grzybów z lasu? No tyle ile znajdziesz, na ogół to można rankiem wiadro uzbierać. Wygłupiasz  się - stwierdził szef. Nie wygłupiam, ale wtedy wychodzi się  z domu bladym świtem i jedzie  się trochę dalej od domu,  każdy zbiera do pełnego w kosz  lub  w wiadro, jedzie  się do domu, po drodze wstępuje do suszarni, rozkłada grzyby na  sitach, oznacza  się sito i późnym popołudniem odbiera ususzone grzyby.  No to tam jest raj wyraźnie - roześmiał się szef. Widzisz Kurt - czasem dobrze jest nie mieć dzieci w  wieku szkolnym- można pojechać we wrześniu. Ależ się rozmarzyłem - jak ja do tego września się doczekam.  Kurt, a pomożesz  przyjacielowi w kwestii mieszkania?  No to chyba jasne - odpowiedział Kurt. Pomogę.

                                                                     c.d.n.




niedziela, 30 lipca 2023

Lek na wszystko?- 170

 Po lunchu, przy kawie, gdy Alek poszedł sprawdzić czy w jego ZOO wszystko jest w porządku,Teresa powiedziała do taty -  zaistniała trochę niekomfortowa  sytuacja, bo Kazik złożył wymówienie na Politechnice i przepracuje  tam co najwyżej miesiąc. Ja go w pełni rozumiem i popieram i na jego miejscu zrobiłabym to samo. I mamy tatku  do ciebie prośbę, byś od świtu w piątek aż do niedzielnego późnego popołudnia  zajął się Alkiem, bo my musimy pojechać  do Berlina. Bo sytuacja jest taka w kraju w tej branży, że tak naprawdę to Kazik nie ma gdzie kontynuować pracy w  dziedzinie która go interesuje i w tym układzie najprawdopodobniej przeniesiemy się do Berlina, ale oboje mamy nadzieję, że ty tato razem  z nami zamienisz Warszawę na Berlin. Bo jeśli ty nie pojedziesz  z nami, to ja tu zostanę z tobą i Alkiem a Kazik będzie tam i będziemy się widywać najwyżej raz na tydzień.

Tato- powiedział Kazik - ja po prostu zostałem oszukany- pomijam to, że umawiałem się z pracodawcą na inne zarobki niż mi dziś zaoferowano, ale przy okazji dowiedziałem  się, że nie będę mógł do habilitacji wykorzystać swoich publikacji, które były wydane  w Niemczech, na dodatek dowiedziałem się, że publikowałem w kraju naszych wrogów i w ogóle to wiadomo, że nie popieram działań obecnie  rządzącej formacji. No i  się z lekka "zagotowałem", bo na  dodatek we  wrześniu nie mogę  wziąć urlopu, chociaż  na rozmowach wstępnych  gdy  zgłaszałem taki termin to profesor  nie protestował.  Oczywiście mógłbym na tej zasmarkanej uczelni  zostać a z czasem poszukać innej pracy,  ale Kurt mnie  już od  dłuższego czasu namawia na powrót do Berlina. Mieszkanie tam mamy, serdecznych przyjaciół w osobach Kurta i jego rodziny także  a ja już od dłuższego czasu nie mam co tu robić pod  względem zawodowym, a tam będę miał ciekawą pracę. Boję się  tylko, że ty nie  zechcesz opuścić Warszawy, bo masz tu serdecznego kolegę. 

Tata chwilę milczał , a potem powiedział - kolega to nie rodzina, dla mnie wy troje jesteście  rodziną, a nie Jacek, Paweł, Alina.  Odległość pomiędzy Warszawą a Berlinem  nie powala, nawet nie ma 700 kilometrów, pociągi kursują codziennie i to co najmniej dwa, samolot lata. Natomiast cieszy mnie to, że chcecie, bym z wami był. I rozumiem cię Kaziku w pełni - Jacek się cieszy, że Paweł odszedł z tej wojskowej instytucji, cieszy  się  też, że on sam już jest na  emeryturze, bo według niego robi  się tu "duszno". A Paweł też coś przebąkiwał, że z wielką chęcią  zmieniłby klimat. Mam nadzieję, że nie będę wam zawalidrogą w tym Berlinie. A  to co ci powiedział ów profesor to dość symptomatyczne dla sympatyków tej ekipy- takie zagrywki na  najniższych ludzkich odruchach. Możecie spokojnie jechać na ten weekend do Berlina i oby wszystko układało się po waszej myśli. Tylko na razie nie mówcie jeszcze nic Alkowi, dopóki nie będzie już  coś postanowione. 

Teresa uśmiechnęła się i powiedziała- ja już nawet wymyśliłam, że jeśli zapadnie  decyzja via Berlin, to  sprzedam to mieszkanie na Mokotowie, to twoje, które jest zapasowym to zostanie mieszkaniem zapasowym żeby nie biegać po hotelach w  razie przyjazdu do Warszawy, a to, w którym teraz  mieszkamy damy pod  wynajem. 

Wtedy tym mieszkaniem i tym "zapasowym" będzie się opiekować prywatna  agencja "Zarządzanie Nieruchomościami' na podstawie  sporządzonych umów notarialnych. Ty  ją podpiszesz i  Kazik. A ja sprawdzę procedury odnośnie przeniesienia się do Berlina - wiem, że trzeba  wypełnić odpowiednie  druki w NFZ i ZUS, odnośnie przesyłania twojej emerytury  do Niemiec, a tak dokładnie to rzecz w przesyłaniu twojej składki zdrowotnej na konto wybranej przez ciebie niemieckiej kasy chorych. A teraz chcemy pojechać porozmawiać konkretnie o pracy dla Zika no i zależnie od tego zawiadomić najemców berlińskiego mieszkania, że nie przedłuży im Kazik najmu. 

I chcę to mieszkanie  dokładnie  wymierzyć, zrobić jego plan  i zastanowić  się które meble stąd  weźmiemy, bo Zik miał tam umeblowany tylko jeden pokój a kuchnię minimalistycznie. Ty nadal będziesz  miał tam swój pokój, a ja wymyśliłam, że  albo się zrobi z pokoju o dwóch oknach dwie sypialnie- naszą i Alka i wtedy jeden z pokoi będzie pokojem dziennym, a kuchnia jest tam  duża to w niej zrobimy aneks jadalny. Na razie  muszę to wszystko zobaczyć i rozrysować. A co do przeprowadzki - jest w Warszawie kilka firm specjalizujących  się w przeprowadzkach po Europie.  Mogą nawet sami popakować  wszystko w pudła. Trochę mnie to pakowanie przeraża, ale to okazja to zrobienia  remanentu. Bo z latami każdy obrasta  w całą kupę często zupełnie  zbytecznych  drobiazgów.  Jedno jest pewne - Alek, ja i pewnie ty też będziemy  musieli  się uczyć niemieckiego. I pewnie będzie najlepiej gdy nauczyciel będzie do nas przyjeżdżał. Do trzech osób to już mu się zapewne  będzie opłacało.

Nie zamartwiaj się córeczko na  zapas  pakowaniem, nie  sądzę byśmy się musieli spakować w trzy dni łącznie z  wczorajszym - wpierw niech  się wyjaśni sytuacja zawodowa Kazika i wtedy dopiero zaczniemy się pakować.  Nie umiem przewidzieć co na to wszystko powie Jacek, ale z reguły mamy nieomal na wszystko taką  samą opinię. On przynajmniej  ze trzy razy w tygodniu cieszy  się, że już jest  emerytem i "żaden żłób"  nie wcina mu się w jego życie.  I sam przyznaje, że najlepszą stroną  życia w dużym mieście jest anonimowość.  A wiesz kto najbardziej u nich będzie optować za przeprowadzką do Berlina?  Nie wiem,  ale podejrzewam , że może Paweł - powiedziała  Teresa. Nie, nie Paweł - Alina. Teraz żałuje, że się razem z Pawłem nie  sprowadziła tu bliziutko nas, tylko to mieszkanie wynajęła. No przecież może do nas  zawsze doczłapać  się góra w 20 minut idąc  wolnym krokiem, przecież to jest blisko. Gdy usłyszy, że stąd wyjeżdżamy to zaraz utonie  we łzach, bo co ona  zrobi bez  swojej niemal siostry?   

Wiem tatusiu, ale dla mnie  ważniejsze jest dobro Kazika. Zresztą  może i oni się przeprowadzą, tyle  tylko, że na pewno nie znajdą mieszkania tuż obok nas. Tam naprawdę znalezienie mieszkania w przyzwoitym miejscu graniczy z cudem. Bo nie każda z dzielnic jest miła i ładna. Tam są też fragmenty miasta zupełnie  nieciekawe, jest naprawdę sporo domów starych, które stosunkowo dobrze  wyglądają z zewnątrz a w środku dno i mogiła. 

Kazik dlatego wynajął mieszkanie trzypokojowe  bo było w dobrej dzielnicy, stosunkowo niedaleko centrum i w zrewitalizowanym  budynku. Kurt też mieszka w ładnym miejscu, ale ma dość daleko do pracy i musi podjechać kawałek autobusem i przesiąść się na metro. W Berlinie to się wybiera dzielnicę kierując  się tym, czy szkoła podstawowa jest blisko,  bo dziecko do chwili ukończenia 10 roku życia  nie może  samo wędrować do szkoły a zwłaszcza  dojeżdżać do niej komunikacją miejską. Tu, u nas, często na plac zabaw  same docierają  nawet trzylatki, tam tego nie ma. Sam widzisz - tu  dzieciaków na placu zabaw  jest znacznie więcej niż dorosłych osób. Na plac  zabaw  tu nie przychodzą dzieciaki chodzące do przedszkola, tylko dzieci matek niepracujących. W Polsce przedszkola z reguły mają własny  ogród. Tam jest sporo takich mini-przedszkoli i dzieci wtedy przychodzą na ogólny plac  zabaw, no ale  zawsze są 2-3 panie pilnujące ich.  Tu bardzo często widzę takie 3, 4 -latki same, bez nikogo.

Nikt Alinie nie zagwarantuje, że znajdą mieszkanie w tej samej  dzielnicy w której  my będziemy  mieszkać. A jeśli będą mieszkali na tyle  daleko, że trzeba by podjechać metrem lub  autobusem to na pewno byśmy się dość  rzadko widywały, bo komunikacja niestety tania nie jest. Poza tym opłaty za mieszkanie to też  spory koszt. Kazik już ma  spłacone swoje mieszkanie, brał kredyt z banku i już go spłacił. Obawiam  się, że dla Aliny Berlin  byłby wielkim rozczarowaniem gdyby mieszkali gdzieś  dalej od  nas. Oczywiście ja jej to wszystko powiem jeśli tylko Kazik dogada  się w kwestii podjęcia pracy w Berlinie. Nie będę jej nic mówić dopóki się sytuacja nie  wyklaruje. Na  szczęście  gdy Paweł w pracy to pod ręką jest  zawsze Jacek i ona nie jest sama z dzieckiem. I ciągle mi przychodzi  do głowy, że jej matka bardzo ją  skrzywdziła  ukrywając przed  nią, że  ona ma dwubiegunówkę. Gdyby  nie ukrywała, to Alina na pewno to tego czasu nauczyła by się z tą chorobą żyć  w odpowiedni  sposób. I ciągle mam wyrzuty sumienia, że ją opieprzałam  zamiast się nad  tym zastanowić spokojnie. 

No ale to właśnie ty odkryłaś co to może być, więc nie powinnaś mieć  sobie nic do zarzucenia - stwierdził Kazik.  Szczerze mówiąc  to  ja też nie bardzo widzę Alinę w Berlinie - może mieć sporo rozczarowań a Jacek sporo kłopotu  z jej chorobą. Bo Paweł, jakby nie było to kawał dnia będzie poza  domem. Ale możliwe, że gdy oni nie wyjadą i zostaną tutaj, to też Alinie ta  sytuacja może wpłynąć na pogorszenie się jej stanu zdrowia psychicznego. To naprawdę jest koszmarna  choroba. I wciąż nie wiadomo dlaczego niektórzy mają akurat taką konfigurację genów.  

No nie  wiadomo -zgodziła  się z nim Teresa- ale tak na mój prosty rozum, że skoro to są zaburzenia neuroprzekaźników w mózgu, to chyba z czegoś się wzięły. Mogę się zgodzić, że nie jest to schorzenie  z gatunku przekazywanych genetycznie, ale skądś się bierze takie a nie inne ustawienie genów, coś musiało je spowodować. Wiem od Aliny, jeszcze  z czasów licealnych, że jej tatuś był wielce towarzyskim facetem i nie wylewał mocnych trunków za kołnierz tylko je wypijał i nie jeden raz wracał do domu zalany tak, że go musiały z matką z taksówki wyciągać z pomocą  taksówkarza. A skoro tak się zapijał to pewnie robił to i  wcześniej, więc nawet sobie pomyślałam, że Alinkę zmajstrował pod  wpływem procentów i stąd ta jej choroba. Ale  Alinka i jej mama nie uważały go za alkoholika, bo zapijał się "tylko okazjonalnie" a nie regularnie. Z czasów  licealnych to pamiętam, że nie jeden raz był pobity i okradziony  gdy wracał wieczorem z Warszawy i był mocno nietrzeźwy. Alina wypełniając ankietę w Instytucie napisała, że rodzice nie byli alkoholikami, a ja miałam za mały kontakt z jej rodzicami by to weryfikować. No i nigdy nie widziałam jej ojca "w stanie  wskazującym na spożycie  alkoholu" ale w czeluściach kredensu zawsze stało kilka butelek wina jak i wyżej procentowych napitków.

Ja wiem, że teraz to i panienki chleją niczym przysłowiowy dorożkarz i jak mówią lekarze to i do porodu przywożą w trupa pijane rodzące, a potem niemowlę jest na głodzie alkoholowym. Zresztą ponoć noworodki na głodzie narkotykowym to też teraz  nic niezwykłego. Na naszym osiedlu utopiła się w wannie dwulatka, bo jej mamuśka w tym czasie popijała  sobie na poprawę nastroju i nie  zauważyła, że mała zniknęła jej z pola widzenia. Picie  alkoholu jest tak mocno wkomponowane w życie naszego narodu, że ktoś kto nie pije kłuje ludzi w oczy tym  swoim zachowaniem. Jeszcze trochę i będzie jak u sąsiadów za Bugiem - nie pije to znaczy, że jest szpiegiem albo donosicielem.

W piątek o świcie  Kazik z Teresą wyruszyli w drogę samochodem. Pogoda była całkiem cywilizowana, nie mżyło ani nie padało. Kazik zostawił na nocnym stoliku przy łóżku Alka nową książkę - Małą Encyklopedię Ryb. Jeśli idzie o jej wymiary wzdłuż i wszerz to rzeczywiście  można było uznać, że była to mała książka - pomiędzy okładkami  o wymiarach  20  na 14 centymetrów mieściło się około 900 stron pełnych tekstu i  fotografii. Kazik się  śmiał, że gdy  wrócą to  się okaże,  że rybki są takie śliczne i mały zaraz zechce mieć akwarium.  Żaden problem - stwierdziła Teresa- pojedziemy  z nim w któryś weekend  do ZOO, wpadniemy do pawilonu z terrarium i akwariami i zaraz dojdzie  do wniosku, że mamy za mało miejsca  w domu na rybki.  Jedno jest pewne - długo będą tę encyklopedię z dziadkiem czytać. A  tata nigdy nie  był zwolennikiem hodowli ryb, więc bez trudu go przekona, że w warunkach  domowych to żadna frajda, bo nie będzie  miejsca na takie  duże akwarium a w takim małym to z kolei mogą być tylko małe gupiki które ani piękne ani ciekawe. A w najgorszym przypadku kupi mu się na  razie 1 welonkę, która mu się znudzi najdalej po miesiącu. A poza tym  zapewne będziemy zajęci przeprowadzką i nie będą mu rybki chodziły po głowie. W kilka minut po takiej  wiadomości zaraz  zacznie  się wypytywanie a jak daleko  stamtąd jest do dzieci Kurta i do najbliższego placu zabaw i czy dziadek Jacek też będzie  mieszkał w Berlinie . Najbardziej mnie  śmieszy, że dla niego ważniejsza będzie informacja,  czy z rodziny będzie  mieszkał w Berlinie dziadek Jacek - chyba w jego hierarchii najważniejszy jest w tamtej rodzinie Jacek a reszta to takie  mało ważne uzupełnienie tworzące tylko tło obrazu a nie pierwszy plan. Jeśli idzie o ustawienie u nas, to na pierwszym miejscu jesteś ty, tuż za tobą tata a na końcu ja bo zawsze biednemu  dziecku albo czegoś zabraniam albo, co gorsze, coś nakazuję. A najgorsze, że nie pozwalam mu spać z jego zwierzątkami z ZOO, a one przecież są czyste bo on je codziennie mokrą ściereczką myje. Ciekawa jestem jak  długo będzie trwała ta jego fascynacja  zwierzakami. W końcu skądś się biorą weterynarze. Co prawda nie  zawsze wybór tego zawodu ma swe źródło w fascynacji zwierzętami w okresie dzieciństwa. 

Zgodnie z przewidywaniami Kazika do Berlina dojechali po pięciu godzinach i czterdziestu minutach, bo nigdzie się nie  zatrzymywali. Dojeżdżając do Berlina Kazik wysłał Kurtowi sms o treści "Ich befinde mich innerhalb der Grenzen Berlins", który już miał wcześniej napisany a teraz wysłała go z jego smartfona Teresa. A co to była za wiadomość? dopytywała się Teresa. Napisałem, że jestem w granicach  Berlina.  Gdyby po drodze były jakieś wykopki to już byśmy dostali od niego wiadomość, żeby zmienić zwykły dojazd  do nich. Ale na  szczęście nic nie odpisał, to znaczy, że  wszystko jest w porządku. Berlin od  chwili zjednoczenia Niemiec jest ciągle w stanie "wykopków", bo przecież trzeba tę jego wschodnią część doprowadzić do normalności. A poza tym jak to w każdym dużym a starym mieście co jakiś czas są awarie lub trzeba coś profilaktycznie  wymienić. 

W kwadrans później oboje  tonęli w uściskach Kurta i reszty rodziny. Chłopcy byli nieco niepocieszeni, bo  zaraz wszyscy trzej szli na  swoje zajęcia sportowe, no a przecież wiadomo, że pewnie o czymś ciekawym będą dorośli rozmawiać. Najmłodszy doniósł, że rano dwa razy kichnął, a Sophie pocieszyła go, że woda w basenie znakomicie mu oczyści śluzówkę nosa i nie będzie miał kataru. I że ona z Tesią przyjdą po niego na  basen. Gdy młodzież wyszła  z domu Kazik wyciągnął z  samochodu walizkę z wedlowskimi słodyczami, a Sophie zaczęła  się  śmiać, mówiąc, że  ten gest świadczy o tym, że Kazik już ma ojcowskie ostrogi i dobrze wie, że nie należy tego typu rzeczy pokazywać dużo  wcześniej nim będą się mogły znaleźć w dziecięcych  buziach. No a teraz  siadajcie, kawa już jest gotowa, bo mamy strasznie  dużo  spraw do omówienia a na 18,00 jesteśmy umówieni z szefem. To znaczy Kazik i ja, wy to będziecie mogły spokojnie posiedzieć w domu. Zwłaszcza gdy pozwolicie  młodym pogrąć w jakieś gry elektroniczne.  Będą siedzieć jak zombie  wpatrzeni w ekraniki komórek lub w komputer i co jakiś  czas tylko coś któryś  wrzaśnie. 

A teraz  powiedz mi Kaz, jak stoisz  finansowo i jak szybko musisz podjąć pracę. Bo jest taka sprawa- powiedzcie mi czy wam, razem z tatą wystarczyłoby takie mieszkanie jak to nasze, czyli  cztery pokoje  z kuchnią,  z tym, że jeden pokój to jest dość nieduży. Bo nasi sąsiedzi chcą  się przenieść do.....Brazylii. Facet twierdzi, że zarobi tam dużo  więcej niż tu i za półtora miesiąca zabierają  się stąd. A kim on jest z  zawodu ?- spytał Kazik - elektrotechnikiem  i chyba ma dyplom inżyniera, ale tego to nie jestem pewny. A ona jest jakąś laborantką  medyczną, mają  jedno dziecko,  dziewczynkę. Taka mała, wiecznie płacząca dziewczyneczka, co się boi własnego cienia. I wpadłem na pomysł, żebyście zamieszkali tu, a tamto mieszkanie nadal ludziom wynajmowali. To mieszkanie nie jest drogie a gdy już będziesz  pracował to dostaniesz z banku kredyt na to mieszkanie.  Ja ci mogę pożyczyć na część tego mieszkania, ale nie na całość bo do końca  roku mam fundusze zablokowane. Myślę, że czynszem z tamtego mieszkania mógłbyś swobodnie spłacać kredyt. 

No to ja ci teraz  powiem jak stoję finansowo - chcemy sprzedać jedno mieszkanie, które jest własnością Tesi. Jeśli się przeprowadzimy to mieszkanie, w którym teraz   mieszkamy pójdzie pod wynajem, a to mieszkanie taty będzie po prostu stało puste, żeby można w nim w razie potrzeby zanocować  zamiast się uganiać za jakimś hotelem, gdy  się będzie  musiało  wyskoczyć do Warszawy, bo coraz trudniej o hotel w Warszawie. 

A to mieszkanie nad tobą jest tego faceta czy on je tylko wynajmuje? Tylko wynajmuje, a meble są jego. Dziś i jutro ich nie ma bo pojechali pod Berlin do Tropical Islands to jest w Brandenburgii,  60 km od Berlina i 90 km od polskiej granicy, żeby pokazać małej jak pięknie  jest w tropiku. Ale ja mam klucz i możemy tam zajrzeć. No dobrze, zgodził się Kazik - zajrzyjmy. Na górze rozkład pokoi był taki sam jak u Kurta. Wszystkie  meble  rodem z IKEI, niewątpliwie przydałoby się odmalować ściany. A co facet zrobi z meblami?-spytała Teresa? Da ogłoszenie w sieci, że odda je darmo, tylko muszą je sobie  chętni sami stąd zabrać.  I zapewne w 15 minut po pojawieniu  się ogłoszenia  wszystko zniknie i to zapewne razem z pościelą i wyposażeniem kuchni. Po prostu nawet gdyby to były antyki to ich transport do Brazylii byłby istnym nonsensem z uwagi na  koszty. Rozmawiałem z właścicielem tego domu i on chce to mieszkanie  albo sprzedać  albo wynająć. Ja nasze mieszkanie wykupiłem i jeszcze spłacam kredyt. A jak wygląda sprawa gruntu, na którym stoi ten dom? Przy wykupie jest uwzględniona cena za grunt, który nie  był wtedy własnością prywatną, więc był  tani. Media mamy miejskie, bo kiedyś podłączono całą ulicę.  Co do ogrodu na wiosnę wydatek bo trzeba niektóre krzaki przyciąć bo podejrzewam, że żadna  drabina mnie nie utrzyma a trawę to ja przelatuję co jakiś czas kosiarką elektryczną. Prześpijcie  się z  tą propozycją, wpierw i tak musisz  wiedzieć na  czym będziesz stał zawodowo. 

Szef pewnie siedzi teraz u fryzjera by wypaść na  zadbanego i w pełni  sił faceta. Ostatnio  sobie brodę zapuścił bo mu włosy na głowie zaczęły wyraźnie rzednąć. Nie przewidział, że broda też  wymaga wprawnej opieki i już wyglądał jak straszydło. Bo szef bardzo nie lubi  się golić, więc zapuścił brodę.

                                                                  c.d.n.





sobota, 29 lipca 2023

Lek na wszystko?- 169

 Pewnego kwietniowego  dnia, gdy Alek był na spacerze z dziadkami, Aliną i Tadziem, a Teresa zajęta sprzątaniem, zupełnie  nieoczekiwanie,  w samo południe,  do domu  zawitał Kazik. Rzut oka wystarczył Teresie, by ocenić, że Kazik jest ogromnie  wzburzony, ale próbuje to ukryć.   Kazik zabrał jej z ręki odkurzacz i powiedział - usiądź, ja poodkurzam. Złożyłem dziś wymówienie. Przepracuję tu tylko jeszcze  miesiąc.  A co cię tak nakręciło? - spytała Teresa. Wszystko, wszystko. Chyba na weekend pojedziemy do Berlina, muszę  porozmawiać z Kurtem. Nagle  się okazuje, że habilitować to się będę  mógł gdy tu odrobię trzy lata,czyli może za 6 lat będę doktorem habilitowanym i że moje publikacje w Niemczech nie będą brane pod uwagę - mało tego - po prostu okazuje się, że pracowałem i publikowałem w niewłaściwym kraju, bo Niemcy to nasi  wrogowie. No i poza tym nie sympatyzuję z obecną  polską prawicą. No i urlopu też bym nie dostał we  wrześniu. No i bardzo  się wzbudziłem i złożyłem wymówienie. No i w tym układzie za miesiąc będę bezrobotny.  No i dobrze! - powiedziała Teresa. Praca ma dawać człowiekowi nie tylko pieniądze ale i satysfakcję. To jakieś novum, że pracownicy naukowi powinni popierać konkretną partię polityczną. Jeszcze trochę a okaże  się, że jesteśmy na czarnej liście - do kościoła nie chodzimy,  dziecko nie ochrzczone, krzyżyków i medalików nie nosimy - chyba nie nadajemy się do tego kraju - ze złością stwierdziła Teresa.

Franek też ostatnio przebąkiwał o tym, że głupio zrobił, że nie został w Maroku. Ale nie drążyłam tematu, myślałam, że to reminiscencje kolejnej kłótni z Joanną. Dobrze, że mamy to mieszkanie w Berlinie. I że Alek jeszcze  nie chodzi do szkoły. Nie będziemy przerabiać tego pokoju z dwoma oknami na  dwa pokoje - tamta kuchnia jest duża i zrobimy w niej aneks jadalny. Tylko będzie na początku kłopot z językiem, ale podejrzewam, że Alek nauczy się go szybciej niż ja. Ciekawa jestem reakcji taty na tę wiadomość. Musimy wymierzyć dokładnie wszystkie pomieszczenia i wszystko rozrysować - stwierdziła Teresa.

Więc będzie lepiej gdy pojedziemy bez Alka- wydedukował Kazik.  Ale się Kurt zdziwi i pewnie z jednej  strony będzie oburzony, a  z drugiej  zadowolony, bo  wciąż powtarza,że szkoda, że cię u nich nie ma. A Alina to się zapewne  zapłacze. A tata z Jackiem to pewnie będą się  wciąż odwiedzać-stwierdziła Teresa.

Zobacz , Tesinko, jak to dobrze, że Polska już jest w Unii Europejskiej. Zaraz  zatelefonuję do Kurta, że się przeprowadzimy do Berlina. A wiesz co jest  w tym wszystkim najśmieszniejsze? Że kupiłem to mieszkanie w Berlinie  głównie dlatego, że byłem przekonany, że mnie odrzucisz i wtedy po prostu wyprowadziłbym się do Niemiec. Zaraz  sprawdzę jakie formalności musimy załatwić dla ciebie, taty i Alka. Trzeba  pojechać do tej firemki, w której jesteś oficjalnie zatrudniona. Jeśli im nadal taka sytuacja pasuje to sobie  tylko zmienią w papierach, że jesteś oddelegowana na placówkę jako stały przedstawiciel. A jeśli nie - to nie ma problemu, będziecie na moim ubezpieczeniu - ty i Alek. Tata będzie musiał złożyć dokumenty w ZUSie i uzyskać zgodę NFZ na przekazywanie jego składki zdrowotnej na konto wskazanej przez niego  niemieckiej  Kasy Chorych. A tych Kas Chorych to jest od  metra i trochę, Kurt pomoże mi wybrać właściwą. No popatrz- a już  się niemal zamartwiałem tym otwartym wykładem i sytuacja się sama ładnie  wyklarowała. Najemcy mają umowę podpisaną do 30 czerwca, więc gdy tylko omówię wszystko z Kurtem zawiadomię ludzi,  że muszą sobie  szukać innego lokum, bo ja wracam do  Berlina. Nie  wykluczone, że będę musiał nieco wcześniej, przed wami być w Berlinie żeby dopilnować  wszystkiego od  strony formalnej. Coś, co mi wyraźnie poprawiło humor to była mina pana profesora gdy mu wręczyłem rezygnację z pracy. Przypominał mi nieco karpia któremu zaczyna brakować wody w wannie.

A ty nie jesteś na mnie  wściekła, że zrezygnowałem z tej Politechniki bez uzgodnienia tego z tobą? Zik, a to miała być praca dla mnie czy dla ciebie? Zastanów  się - raczej należy  się cieszyć, że facet tak wcześnie odkrył karty- zawsze łatwiej i  mniej problemów jest gdy się zrezygnuje nim narosną jakieś konflikty czy inne problemy. Facet zagrał nieładnie. I wygląda mi coś na to, że to jego stała zagrywka. Bo jak mówiłeś, facet nie ma opinii łatwego we  współpracy. W tym nowym układzie  musimy pomyśleć co z mieszkaniami- to nasze  zapasowe jest taty i niech tak zostanie. Moje, które mam jako darowiznę to jest to na Mokotowie, a to jest twoje. To na Mokotowie to ja bym chętnie sprzedała, bo na pewno będzie sporo wydatków. To zapasowe bym trzymała puste pod opieką "agencji nieruchomości", żeby nie trzeba tu ciągle przyjeżdżać  i by mieć gdzie  się przenocować gdy nas jakieś  sprawy przygnają do Polski. A to po prostu dalibyśmy pod  wynajem, niech zarabia na  nas. Oczywiście  będziemy płacić podatek, najlepiej  ryczałtowy, żeby sobie  głowy nie  zawracać. I ono też by  było pod opieką agencji o nazwie "Zarządzanie  nieruchomościami."  Byłoby dobrze  wpaść do tego berlińskiego mieszkania i zorientować  się  w kwestii umeblowania, czyli co mamy wziąć ze sobą stąd. Bo przecież nie  miałeś umeblowanych trzech pokoi tylko jeden i kuchnię.  Oczywiście zapytamy się wpierw taty, czy chce z nami wyjechać, czy może chce jednak zostać w Polsce - mieszkanie ma na 1 piętrze a z jego  mieszkania jest równie  blisko do Jacka  jak od nas. Mam nadzieję, że jednak będzie chciał z nami wyjechać - chyba jesteśmy mu jednak bliżsi niż Jacek.  Tego, że z nami pojedzie to jestem pewien - przecież by tu umarł z tęsknoty  za Alkiem- nie chcę cię martwić,  ale nasz syn ma w sercu taty mocniejszą pozycję niż my oboje - powiedział Kazik.

W chwilę potem Kazik zatelefonował do Kurta, zapytał się wpierw czy Kurt może w tej chwili swobodnie i nieco dłużej porozmawiać, Kurt kurtuazyjnie stwierdził, że dla przyjaciół to on  zawsze i każdej porze ma  czas, więc Kazik powiedział, że ze względów bezpieczeństwa Kurt powinien usiąść, bo gdy to usłyszy nowinę to może paść z wrażenia. Pierwsze co Kurt powiedział to było pytanie czy to dobra czy  zła nowina. I dobra i zła -wyobraź sobie, że za miesiąc już mnie nie będzie na Politechnice - dziś złożyłem wymówienie, bo poczułem się zrobiony w konia. Habilitację mogę zacząć dopiero za 3 lata, bo tyle  czasu mi zajmie napisanie i opublikowanie tych ośmiu publikacji a to co publikowałem w Niemczech to się nie liczy. Pomijam fakt, że finansowo będę miał nieco gorzej niż w Instytucie, bo tu nie ma żadnych premii. Poza tym, oględnie rzecz nazywając,  gustuję w niewłaściwej  opcji politycznej, ale szczegóły to ci opowiem osobiście, bo to nie są  rozmowy na telefon. I tym sposobem za miesiąc będę mógł podjąć pracę gdzieś indziej.  I chcemy z Tesą przyjechać na ten weekend do ciebie - bez  dziecka.  Ci u mnie mają umowę najmu do 30 czerwca, więc wpadnę do nich i im wymówię. 

Mówisz poważnie czy mnie nabierasz - spytał się Kurt. Nie nabieram - zaraz jutro sprawdzę jak wygląda sprawa wyszykowania wyjazdu taty, bo nie  posądzam go o to, by zechciał mieszkać tu bez nas. Będzie  tu trochę latania po urzędach, a praktycznie to tylko po dwóch, jeśli idzie o jego osobę. Mam nadzieję, że miesiąc to spokojnie wystarczy. 

No i bardzo dobrze - zaraz pójdę do naczelnego - stwierdził Kurt. A ten informatyk też chciałby zmienić barwy klubowe?  Nie wiem, nie rozmawiałem  z nim o tym, jesteś poza Tesą jedyną osobą, która zna tę  nowinę.  Taty aktualnie nie ma w domu, więc też nic jeszcze nie  wie.  Kurt zaśmiał się - jutro są urodziny szefa, powiem mu, że mam dla niego super prezent. Naprawdę się zdecydowałeś? Naprawdę. A musimy przyjechać  żeby zorientować  się w kwestii umeblowania, bo tam ja  miałem umeblowany tylko jeden pokój no i na pewno weźmiemy stąd meble. No i muszę temu facetowi wymówić jak najprędzej, żeby nie było potem draki.  

A co z tymi mieszkaniami, które macie? - pójdą pod wynajem? - spytał Kurt. Pod wynajem pójdzie to, w którym mieszkamy. To zapasowe taty będzie stało  nie  zamieszkane, żeby mieć w razie  czego gdzie zanocować gdy nas coś przygna do Warszawy, a mieszkanie Tesi pójdzie na  sprzedaż. To zaczekajcie ze sprzedażą, bo może  ktoś znajomy by to kupił - stwierdził Kurt. Bo nie  da  się ukryć, że każda przeprowadzka generuje koszty. Poza tym weźcie do nas plany i metraże  wszystkich trzech mieszkań i info o cenach. Nie gniewaj  się Kaz - ale ja  się ogromnie  cieszę, że   właściwie  już skończyłeś przygodę z Politechniką. A tytuł profesora to masz u nas gwarantowany - środowisko naukowe wywalczyło sobie by nie histeryzować i ci co mają doktorat i pracowali  w placówkach naukowych  mają profesurę. A Sophie to będzie  skakać z radości, gdy jej powiem, że przyjedziecie nie tylko na ten weekend ale pewnie i na stałe. Wiesz, u nas też jest coś takiego  jak politechnika, tylko się  nieco inaczej to nazywa. I nikt nie będzie  dociekał w co wierzysz ani którą opcję polityczną preferujesz. Owszem, zapytają się  was  czy należycie do jakiegoś kościoła, bo wtedy będą z pensji potrącać podatek na tę instytucję. Kościoły wszak finansują wyznawcy danego kościoła. A jeśli jesteś bezwyznaniowiec to jakiś procent twego podatku idzie  na cele  społeczne, no ale to przecież już znasz. Tu się to nie  zmieniło. A wy w ten weekend przyjedziecie czy w następny? W ten i chyba przyjedziemy samochodem ale dam ci jeszcze znać dzień wcześniej. No ale nie rezerwujcie hotelu, przenocujecie u nas, mamy strasznie dużo do obgadania.  No i jestem niezdrowo podniecony- stwierdził Kurt. Panowie  na  zakończenie rozmowy poprzesyłali buziaki dla pań i dzieciaków i zakończyli rozmowę.

No to ja wyskoczę jutro do Wedla po zaopatrzenie w  słodkości- powiedziała Teresa. A  my chyba  wyjedziemy stąd w piątek  bladym świtem. Bo nie będziemy  szaleć na  szosie- sprawdzę prognozy na piątek- bo jeśli będzie lało to wtedy polecimy samolotem, szpulowanie szosą w  deszczu jest mało zabawne. A w piątki nie powinno być kłopotu z miejscami - stwierdził Kazik. 

Nasi to pewnie zaraz wrócą do  domu. Mały będzie zachwycony, że już jesteś w domu. On jest najszczęśliwszy gdy jesteśmy wszyscy w komplecie. Zaraz ci sprawozda dokładnie  co było na spacerze - dowiesz  się wszystkiego ze  szczegółami. Nic się przed jego wzrokiem nie ukryje -wszystko wypatrzy. Ostatnio mi doniósł, że dziadek Jacek ma nowe buty, "takie sportowe, ciemne z grubymi sznurowadłami". On zawsze  wie, czy mam umalowane oczy czy tylko tusz na rzęsach. I bardzo lubi podglądać gdy się maluję. I nie lubi gdy maluję usta błyszczykiem, bo wtedy one  się lepią, lubi gdy tylko je delikatnie zaznaczam konturówką i smaruję balsamem. I na pewno już po drodze wypatrzy, że twój samochód stoi na parkingu. Śmiejemy  się z Aliną, że rośnie nam detektyw albo szpieg. A jaki się zrobił opiekuńczy dla Tadzia - jak mamy przechodzić przez jezdnię to już 10 m wcześniej mówi do niego, żeby dał rękę mamie bo zaraz będzie  jezdnia. On oczywiście też mi daje swą łapinkę. A na placu zabaw tylko nasze  dzieci się nie wydzierają do nas z daleka, tylko wpierw przybiegają i mówią co potrzebują. Ciekawa jestem czy Paweł zdecydowałby  się na wyjazd. Dostał do pomocy jakiegoś nawiedzonego i na  wszelki wypadek rozmawia z nim tylko na tematy służbowe bo mu się facet nie podoba. Jacek go pochwalił, bo jest tak samo zachwycony ostatnią ekipą jak i my. I cieszy się bardzo  z tego że jest już na emeryturze i z tego, że Paweł już nie jest w Akademii. Bardzo przeżył wynik ostatnich wyborów. 

W dwadzieścia minut później wrócił tata z Alkiem. Kazik został w związku z tym witany z takim dzikim entuzjazmem jakby go dziecko nie widziało co najmniej od miesiąca i zaraz zaczęło się sprawozdanie z wydarzeń na spacerze. Mamuniu - relacjonował Alek - a Rafał wpadł do kałuży, takiej głębokiej i mu się woda nalała do buta, ale nic mamie na początku nie powiedział, ale potem mu było zimno w nogi i się przyznał i mama na niego nakrzyczała i dała mu klapa. Synku, a co to za Rafał?- spytała Teresa. On mieszka w naszym bloku, na jedenastym piętrze - doinformował Teresę Alek. I zaraz zabrała go mama do domu a on nie chciał iść, bo jest na placu  taka karuzela dla dzieci. Ale dziadkowie nam nie pozwolili na niej siadać bo była  zabłocona. No i to taka kiepska karuzela, bo ktoś musi ją popychać. To nie jest taka jak ta z konikami w Wesołym Miasteczku, co jeździ sama. No i bardzo dobrze, że dziadkowie nie pozwolili wam na  niej jeździć. A ciocia Alina ma nową czapkę i bardzo się złościła bo ta czapka jest za duża  i musiała ją dwa razy wywinąć i wtedy jej wiało w uszy i dziadek Jacek zrobił kulkę z dwóch chusteczek, włożył do czapki i zapiął w czapce kulkę i wtedy już wystarczyło jedno zawinięcie. No to świetnie, że był dziadek Jacek, bo dziadek Jacek jest bardzo zaradnym człowiekiem. Kazika z lekka skręcało ze śmiechu, ale starał się zachować pełną powagę.

No to teraz zjemy jakiś lunch. Dziś jest pilaw z warzywami - zapowiedziała Teresa. Ja bardzo lubię taki ryż- zapewnił Teresę Alek. A Kazik dodał - wszyscy w tym domu lubimy taki ryż, nie tylko ty.

A w weekend zostaniesz  w domciu sam z dziadkiem , bo my z mamusią musimy pojechać do Berlina- mamy kilka spraw do załatwienia - wyjedziemy w piątek  bardzo wcześnie rano, gdy jeszcze będziesz spał i wrócimy w niedzielę późnym popołudniem.  A dlaczego ja nie  mogę z wami pojechać? Będę grzeczny. Wiem, że będziesz grzeczny, ale my będziemy tam bardzo zajęci  oboje, a  dzieci wujka  Kurta mają w sobotę zajęcia sportowe  i nie będą się mogły  z tobą bawić. Siedziałbyś sam u nich domu. A jesteś jeszcze za mały na to, by siedzieć samemu w domu bez osoby dorosłej- wyjaśnił dziecku Kazik.

                                                                    c.d.n.


środa, 26 lipca 2023

Lek na wszystko? - 168

 Mniej więcej w dziesięć  dni po wyjeździe z Polski, Kris przysłał wiadomość tekstową do Kazika, z której wynikało, że za dwa dni, pan Czesław N-ski , który właśnie wyjeżdża do Polski, skontaktuje  się z nimi, bo ma dla nich przesyłkę - nic wielkiego ani "trefnego", to mały drobiazg dla Tesi. Przepraszał, że wysługuje  się kimś, ale jak na razie to na pewno w ciągu najbliższych trzech miesięcy nie  dotrze do Polski.  Kazik pokazał Teresie tę wiadomość, a późnym  wieczorem zatelefonował do brata, pytając  się o co chodzi. 

No przecież napisałem chyba po polsku a nie po francusku - nie mogę osobiście tego przywieźć,  a jedzie do Polski facet do którego mam zaufanie (a dodatkowo mam na niego "haka"), więc go wykorzystałem jako listonosza. Po prostu jest to moje podziękowanie za to, że Tesia nie skreśliła mnie z listy rodziny. A mam wrażenie, że każdy inny by to zrobił. I jeszcze jedno - nie ukradłem  tego, ale kupiłem po szalenie atrakcyjnej cenie, w ramach rewanżu za pozytywne załatwienie jednej  dość zagmatwanej sprawy. Zamiast zadawać mi pytania powiedz tylko czy u  was wszystko w porządku, czy wszyscy cali i  zdrowi. No wszyscy jesteśmy cali i zdrowi i cię ściskamy, zatelefonuję jak się ten facet  zgłosi do nas.

Rzeczywiście dwa dni później pan Czesław N-ski zatelefonował do Kazika, zapytał się kiedy może do nich wpaść i tego samego wieczoru do nich przyjechał. Gdy oddał przesyłkę poprosił by sprawdzili czy wszystko jest w porządku i przekazali wiadomość Krisowi.  A pan wie co tam jest?- spytał Kazik. Wiem, bo pana brat pakował to przy mnie - tam jest bransoletka dla pana żony. A ma tak niewielki obwód, że myślałem, że to prezent dla dziecka, ale gdy teraz widzę pani szczuplusie nadgarstki to już się nie  dziwię.

Kazik rozpakował przesyłkę - oprócz bardzo dziwnej bransoletki był też krótki list dotyczący artefaktu. Bransoletka była  zrobiona z płaskich krążków złota, wielkości  20 groszy. Na każdym krążku był wytłoczony inny symbol i wyraźnie była to ręczna a nie maszynowa robota. Zapięcie robiło wrażenie spinacza  biurowego robionego ręcznie ze złotego drutu. Teresa przyjrzała się obrazkom wytłoczonym na krążkach i powiedziała- to ma coś wspólnego z Meksykiem. A może napije  się pan z nami kawy? Oj nie, bardzo  dziękuję za  zaproszenie, ale muszę jeszcze dziś dotrzeć do Ostrowa Mazowieckiego. No to może ja panu zrobię kawy do takiego kubka termicznego z pokrywką i napije  się pan  w drodze. To moment, bo  zrobię  kawę z ekspresu, a mąż tymczasem zatelefonuje do brata, że pan szczęśliwie do nas dojechał i że  wszystko jest w porządku. No ale ja nie  wiem, kiedy oddam ten kubek- zmartwił  się pan Czesław. Nie  musi go pan  wcale oddawać, mamy ich kilka, a panu się "przyda na  zaś". 

Teresa szybko uruchomiła ekspres, a do małego pudełka włożyła 3 saszetki z cukrem i 1 opakowanie wafelków orzechowych. Podając wszystko panu Czesławowi powiedziała - tylko proszę nie szarżować na  szosie, może być ślisko teraz. Pan Czesław wylewnie podziękował za wyposażenie go na  drogę i za to, że Kazik zatelefonował do brata i wyszedł. Dopiero teraz Teresa otworzyła  list dołączony do bransoletki. 

"To mit o narodzinach człowieka" i choć ta bransoletka wygląda jakby była robiona w czasach wielce starożytnych to jest to tylko replika. Gdy ją zobaczyłem pomyślałem zaraz o Tesi, bo widziałem u niej na  półce książkę Macieja Kuczyńskiego "Czciciele  węża" i Ona z pomocą tej książki odczyta te symbole. Ściskam Was  wszystkich, Krystian"

Ojej, pamięć to on ma  niczym  słoń- stwierdziła Teresa. Ostatni raz oglądał moje książki gdy mu kazałam by sobie  wyszukał książki o pielęgnacji niemowląt. Jakby nie  było to od tego czasu minęło już kilka lat! On zawsze mnie  czymś zadziwi - jak nie  skrajną durnotą to właśnie czymś takim. Jedno jest pewne - każda jego partnerka nie może narzekać na  nudę- to facet wielce nieprzewidywalny- każdą albo zezłości albo czymś zadziwi. Oby tylko trafił na babkę, która taką emocjonalną huśtawkę wytrzyma i nie zatłucze ze wściekłości, gdy jej wytnie jakiś numer. Popatrz - opatrzność nade mną czuwała, że  zakochałam  się w tobie a nie  w nim, bo zapewne skończyłabym w więzieniu za  zabójstwo w afekcie. 

A Kazik uśmiechnął się i cicho powiedział - on ci już wspaniałomyślnie ten fakt wybaczył, tak ze trzy miesiące po naszym ślubie. Wpierw nie  mógł ci  wybaczyć małżeństwa z takim staruchem jak Robercik, a potem tego że nie rozejrzałaś się dokładnie dookoła i wybrałaś kolejnego starca, czyli mnie. No co ja na to poradzę, że od  zawsze kochałam ciebie a nie jego? Dla mnie on jest po prostu bratem- i twoim i  moim, ale nie mężczyzną  w którym lokowałabym inne niż bratnie uczucia. Ty mi przesłaniasz cały świat, jesteś dla mnie wszystkim i nic na to nie poradzę. 

Chyba muszę zrobić kolację - stwierdziła Teresa, bo tata i Alek z głodu niedługo umrą lub któryś  z nich zamieni się w jakieś zwierzątko. Nasz domowy dyrektor ZOO znów ogląda jakiś film o zwierzakach, ciekawa jestem kiedy mu się znudzi. Pewnie nie prędko, ale może  dzięki temu nie usłyszymy że chce w domu kotka lub pieska.  On lubi tylko duże psy, na  szczęście  raz na jakiś czas może pobyć z Dunią , a Franek mu wytłumaczył, że każdy pies jest bardzo nieszczęśliwy gdy nie ma ogrodu koło domu, bo nie ma się gdzie wybiegać. Ja tylko czekam kiedy zadzwoni Franek i powie  mi, że Joanna kazała mu wybierać pomiędzy nią a Dunią. Bo Joannie się Dunia nie podoba, bo co to za pies, który "mieszka na pokojach a nie  w budzie koło domu". I wcale nie byłabym zaskoczona, gdyby Franek wybrał Dunię. Joanna nie ma tam lekko, bo całość jest zapisana na ojca, a Franek z Joanną mają rozdzielność majątkową, a testament ojciec  zrobił oczywiście na Franka. Najlepsze jest  to, że ona ma tam tylko meldunek tymczasowy, bo tak jej ktoś, ale nie wiem kto, doradził. Pytała  się kiedyś mnie jak jej sytuacja wygląda pod względem prawnym, więc powiedziałam, że ja się na tym nie znam, wszak nie jestem absolwentką prawa. Chciała  się zwrócić z tym do Krisa,  ale wtedy akurat Kris  nie miał do tego głowy, bo się rozwodził. Ale to był tylko pretekst z jego strony, bo jak mi kiedyś powiedział, to on nie trawi Joanny bo nie lubi głupich bab. A Franek jest na tyle bystrym facetem, że  w razie rozwodu znajdzie 105  argumentów by dziecko przyznano jemu a nie jej,  po prostu zaczeka aż mała podrośnie trochę i Joanna pójdzie do pracy a do małej albo weźmie opiekunkę albo Franek będzie ją odwoził do przedszkola, prywatnego zresztą. Ostatnio gdy z nim rozmawiałam powiedział, że krew go zalewa bo Joanna zawsze mówi do małej sepleniąc i wszystko zdrabniając i musi się biedak bardzo pilnować, żeby jej nie palnąć w głowę. I już zakupił kilka mądrych książek, w których jak byk stoi, żeby do dziecka mówić normalnie, ale ona jest mocno odporna na wiedzę. Czołowy argument Joanny to słowa -bo ja jej w ten sposób okazuję, że ją ogromnie kocham.  W odpowiedzi dowiedziała  się, że w ten sposób to ona po pierwsze krzywdzi dziecko, które uczy  się złej wymowy i potem będzie miało kłopoty i w przedszkolu i  w szkole a sobie to tym seplenieniem  wystawia złe świadectwo, że nie potrafi wychowywać  dziecka.

Rozmowy o kłopotach Franka przerwał Alek, który już poczuł głód i przytuptał do kuchni mówiąc- mama, jestem głodny jak polarny miś! A co te misie polarne jedzą - zapytała  Teresa. One jedzą foki, ale misie polarne teraz często głodują, bo się zmienia klimat i fok jest coraz  mniej. I mama, one wcale nie są białe ich włosy to są przezroczyste i puste w środku. I trochę mi przykro, że one zjadają foki, no ale przecież one muszą coś jeść. A jak któryś miś upoluje dużą, dorosłą fokę, to ją kilka dni jedzą. I ja się im  dziwię, bo foki brzydko pachną, czułem jak byłem w ZOO. I białe misie też raz brzydko pachniały.  No to przypomnij  sobie jak brzydko pachniały żyrafy w żyrafiarni i słonie w swoim  pawilonie. 

Mama a co jest na kolację? Dziś są pieczone w piekarniku placki ziemniaczane. Pieczone? - zdziwił się Alek. A dlaczego nie  smażone"? Bo szybciej się je robi a poza tym są zdrowsze, bo mniej tłuste. I nie muszę potem długo wietrzyć kuchni. Nakryj z tatą stół, bo już za chwilę będą placki, zjemy dziś w kuchni kolację. Mama, a kto u nas był dzisiaj? Był pan, który przywiózł dla mamy prezent od  wujka Krisa. A będę mógł zobaczyć? Będziesz  mógł zobaczyć,  ale dopiero po kolacji. A dziadek Tadek nie pozwolił mi pójść zobaczyć kto przyszedł i powiedział, że gdyby to był ktoś do mnie to byście mnie zawołali. No i dobrze ci dziadek Tadek powiedział-  stwierdził Kazik.

Tata, a dziadek Tadek powiedział, że może w to lato pojedziemy na kilka dni nad morze i na Helu obejrzymy fokarium, bo tam można z bliska obejrzeć foki i one nie pachną tak brzydko jak te w naszym ZOO. I dziadek Jacek z Tadziem też by pojechali. Ale ja chciałbym żeby też pojechała mama. A dziadek powiedział, że ty pewnie nie będziesz miał w lecie urlopu, bo planujesz byśmy pojechali do Tlenia. 

Synku- zmieniłem pracę i jeszcze o terminie urlopu nie rozmawiałem w pracy. Być może, że na początku czerwca pojedziemy na 3- 4 dni do Gdańska i  Gdyni i popłyniemy z Gdyni stateczkiem na Hel i wtedy odwiedzimy fokarium. I tym samym stateczkiem wrócimy z Helu do Gdyni.  Bardzo mi zależy byśmy pojechali we  wrześniu do Tlenia, bo takie 3 tygodnie pobytu w lesie to samo zdrowie. W tym roku zimą, dzięki temu pobytowi w lesie nikt  z nas na nic nie chorował. To leśne, żywiczne powietrze i codzienne spacery po lesie nas wszystkich zahartowały. A pan Juleczek  też tam będzie? Myślę, że tak i chcę byśmy mieszkali w tym samym domu co w ubiegłym roku.

Pieczone w piekarniku,  a nie  smażone na patelni placki ziemniaczane  wszystkim  bardzo smakowały. I wszyscy  zgodnie orzekli, że od tej pory zawsze będą robili placki pieczone w piekarniku. Po kolacji Alek dopilnował by Teresa pokazała mu  prezent, który dostała od wujka Krisa. Dziecię obejrzało dokładnie i.... skrytykowało - nie podobało mu się, że obrazki wyryte na  "plasterkach" są dziwne  i zupełnie nie wiadomo co to jest, same "plasterki" nierówne, trochę krzywe, jedne cieńsze inne grubsze. A najbardziej mu się nie podobało, że gdy będzie już dużym chłopcem i będzie się uczył biologii to wtedy się dowie co to jest kod DNA i RNA. I że kiedyś takie  rysunki były w Meksyku, a ta bransoletka jest robiona ręcznie właśnie na wzór takich starodawnych bransoletek i wujek Kris zakupił ją w prezencie dla Teresy, bo ona się między innymi interesuje i biologią i tym co było w bardzo starożytnym Meksyku przed tysiącami lat. Kazik  co prawda  przyniósł książkę, w której pokazał  Alkowi niektóre z rytów, które były na "plasterkach" bransoletki i przeczytał mu podpisy pod tymi rysunkami, ale mały był bardzo zawiedziony, bo zupełnie nie pojmował o  czym  mowa.

Kazik dostał ciekawą propozycję - Politechnika organizowała wykłady otwarte dla  osób, które nie  studiują, ale są zainteresowane fizyką i techniką i może będą studentami. Wykłady prowadzili różni wykładowcy Politechniki i szef zaproponował by Kazik poprowadził jeden z wykładów.

                                                                           c.d.n.


wtorek, 25 lipca 2023

Lek na wszystko? - 167

 Jak powszechnie wiadomo życie nie jest  romansem i  rzadko kiedy układa się zgodnie  z naszym życzeniem. Krystian spędził dwa dni w Krakowie łudząc się, że wszystko "od ręki" załatwi i pod koniec drugiego dnia stracił owe  złudzenia. Część "papiórków", jak je w myślach nazywał, mogła być najprędzej za 3 lub 4 dni, a całość "być może" uda  się załatwić pod koniec następnego tygodnia. Z lekka się "wpienił", gdy w jednym z urzędów  zapytano się go "a co pan w takiej gorącej wodzie kąpany, panie mecenasie, przecież  wszystko musi nabrać mocy urzędowej, pozwiedza pan w tym czasie Kraków, w tej porze roku jeszcze nie ma turystów ani wycieczek szkolnych więc i zwiedzanie milsze". Zły jak szerszeń skontaktował się ze swoim  szefem, który wcale nie był tym faktem zdziwiony i powiedział Krisowi, że właśnie dlatego mu przydzielił tę sprawę, bo wie, że Kris ma mieszkanie w Warszawie, więc odpadną koszty hotelu a za paliwo wydane na kursowanie pomiędzy Warszawą a Krakowem to przecież dostanie na podstawie rachunków  zwrot  kasy, niech tylko sobie  zapisuje  kursy walut w tym okresie. Kris pozapisywał sobie numery telefonów, kupił całe mnóstwo precli z makiem i  po południu wyruszył z powrotem do Warszawy. 

Wybrał trasę przez Kielce i Skarżysko Kamienną i w 3 godziny i 40 minut był w Warszawie. Oczywiście  wpierw dotarł do mieszkania Kazików by dać im zakupione precle, więc  został   zaraz nakarmiony i napojony oraz dostał pudełko z wiktuałami na rano, bo nie chciał u  nich przenocować, głównie  dlatego, że miał jeszcze trochę służbowego pisania, co mogło mu ponoć zająć kilka godzin. Przed wyjściem powiedział do brata, że Teresa bardzo mu przypomina ich mamę, na co Kazik powiedział - masz rację- nawet wiem pod jakim względem- ona po prostu też jest kobietą.

Oczywiście w trakcie spaceru z dziećmi Teresa opowiedziała Alinie o wizycie Krisa i o tym, że aktualnie jest w Warszawie i że pokazała mu króciutki filmik z obu chłopcami, opowiedziała też o tym, jak bardzo się Alek ucieszył z obecności Krisa i o tym, że jego przyjaciółka , z którą był u nich przed świętami Bożego Narodzenia jest po operacji onkologicznej. Opowiedziała też, o tym, że Kris był ciekawy co Alek  wie na temat ich rozwodu i był właściwie zadowolony z faktu, że Teresa opowiedziała o wszystkim dziecku w sposób łatwo dla  niego zrozumiały. Powiedziała też Alinie o tym, że dyskrecja wśród  prawników to raczej mit  i że ponoć o Krisie krążą zupełnie nieprawdziwe plotki.  I że Kris poinformował ją, że zgodził się na  adopcję Tadzia przez Pawła głównie dlatego, żeby dziecko nie  stało w psychicznym rozkroku po rozwodzie. I że  robił dyskretny wywiad o Pawle, który miał świetną opinię w poprzednim miejscu pracy a i w obecnym też ma taką. I  przyznaje  się do tego, że to choroba Aliny i jego bezradność w tej nowej sytuacji całkowicie go przerosły.

Alina stwierdziła, że Kris ma pecha do kobiet - ta przed Aliną była głównie zainteresowana jego zarobkami, Alina okazała się być  chora na dwubiegunówkę a ta obecna przyjaciółka to jeszcze smutniejszy przypadek, bo jest pacjentką onkologiczną i nie wiadomo jak się to naprawdę skończy. I że tak po ludzku, to ona  mu naprawdę bardzo współczuje. I już nawet nie ma do niego żalu o rozpad małżeństwa, bo jest  szczęśliwa z Pawłem. Zobacz Tesiu - ja mam męża, dziecko, teścia i was, a on ma  tylko was i to nie o kwadrans drogi tylko dużo dalej i na co dzień jest sam. Może powinien mieć jakąś terapię?  

Już miał - załatwiłam mu terapię on line, twój terapeuta dał mi namiary na swego kolegę i ten się zgodził. I pan mecenas rzeczywiście się nieco ucywilizował i wreszcie uznał, że sytuacja po prostu go przerosła. Przedtem teoretycznie niby rozumiał, że to choroba, że jest lek, ale  nie do końca rozumiał że twój wpływ na na twój stan zdrowia to tylko i wyłącznie łykanie codziennie leku, a twoje bliskie otoczenie świadome twej choroby musi dbać o to by nie generować trudnych sytuacji. Wprawdzie ta wiedza o tej  chorobie to teraz jest dla  niego- jak mówią -"na plaster" bo już nie jesteście  razem, ale mu powiedziałam, że   jest to tak rozpowszechniona choroba, że może mu  się jeszcze trafić jakaś  "dwubiegunowa"  osoba  w bliskim otoczeniu.

Ciekawa jestem jak Kazikowi będzie się pracowało na Politechnice. Według mnie to on potrafi bardzo jasno tłumaczyć różne techniczne zagadnienia, więc myślę, że wykłady powinny mu pójść gładko. A co do drugiej części jego pracy - może się okazać, że go jakiś temat bardzo wciągnie - ostatnio bardzo narzekał właśnie na brak tematów. 

I gdyby nie autentyczna przyjaźń twego teścia z moim tatą to już dawno byśmy siedzieli w Berlinie albo w Stuttgarcie. Ale przeprowadzka obu naszych rodzin, znalezienie tam odpowiedniego mieszkania graniczy z cudem. My mamy tam mieszkanie, w dawnym tak  zwanym Berlinie  Zachodnim, 3 pokoje z kuchnią a metraż taki jak nasze 5 pokoi i dla nas to by wystarczyło bo w kuchni byłby aneks jadalny, nie byłoby living roomu. Albo z jednego pokoju wyszłyby dwie  małe sypialnie, nasza i Alka, bo pokój duży i ma dwa okna i wtedy jeden pokój byłby jako living room. Ale tam jest bardzo wiele małych knajpeczek i wielu berlińczyków spotyka się poza domem. Nie trzeba tam od razu zamawiać jakiejś super  wyżerki, można i przy pizzy pogadać.  Jest  bardzo  dużo lokalików  z kuchnią śródziemnomorską  i namnożyło się  też z kuchnią azjatycką. Widziałam też restauracyjkę z kuchnią meksykańską, mignęła mi też  restauracja indyjska i bar z wyżerką rodem z Nepalu. Gdy będziemy następnym  razem w Berlinie to chyba namówię Zika byśmy tam poszli, bo bardzo mnie  ciekawi jak się przedstawia nepalskie menu. Tylko naprawdę znalezienie tam mieszkania nie jest sprawą łatwą, wciąż brakuje mieszkań. No i oczywiście jest też kwestia języka- tak czy siak postanowiliśmy, że będziemy Alka prowadzić dwujęzycznie - tanim kosztem dziecko nauczy się niemieckiego "ze słuchu" i może mnie się to przy okazji uda. Podoba  mi się Berlin, choć to bardzo duże miasto. A to mieszkanie jest w starym, ale zrewitalizowanym budynku, który ma windę i centralne ogrzewanie. I do centrum nie jest daleko, raptem cztery przystanki metrem. Gdy byliśmy w Berlinie to mieszkaliśmy u Kurta, bo nasze mieszkanie Kazik dał  pod  wynajem, żeby nie generowało kosztów.

I myślisz, że Paweł dostałby tam pracę? Dostałby, nawet bez niemieckiego, bo większość informatyków zna  angielski. I ciągle jest  zapotrzebowanie na informatyków. I tak między nami mówiąc gdyby nie ten brak umiejętności posługiwania się językiem niemieckim to chciałabym zamieszkać w Berlinie lub w Stuttgarcie. Stuttgart jest bliżej granicy francuskiej, to by się bracia mogli częściej widywać. Obaj na  siebie wzajemnie wygadują, ale chyba  się jednak kochają. Kris się ogromnie wzruszył gdy Alek  tak bardzo spontanicznie  go witał. Udałam, że nie  widzę, że się Krisowi nieco "oczy  spociły". Wiesz Aluńko - Krisowi to rodzice zrobili mętlik w głowie gdy był dzieciakiem, bo cały czas się zachwycali jaki zdolny z niego chłopczyk i rósł w przekonaniu, że jest najpiękniejszy i najmądrzejszy. Wpierw go rodzice rozpaskudzili a potem dziewczyny szalały za nim i same nóżki rozkładały i mu się całkowicie pokiciało w główce w kwestii samooceny. A teraz biedak pomału trzeźwieje.

Kris był jeszcze dwa razy w Krakowie, ale jeździł do Grodu Kraka pociągiem co zajmowało raptem 2,5 godziny w jedną stronę, a że wszystkie potrzebne mu instytucje  były w centrum miasta było to dla niego wygodniejsze rozwiązanie niż szukanie strzeżonego parkingu, bo samochód już miał rejestrację francuską, więc mógł wpaść w niepowołane ręce. Oczywiście za każdym razem kupował "krakowskie precle".

W czasie ostatniej, pożegnalnej kolacji Kris się nieco "rozkleił"  i stwierdził, że jeżeli "Kaziki" nie przeprowadzą  się do Niemiec to on raczej na 95% wróci za rok, najdalej  za dwa lata do Polski. A co będzie jeśli spotkasz na swej drodze jakąś cudzoziemkę , zakochasz  się na  zabój a ona wcale nie  będzie chciała mieszkać  w Polsce?- spytała go jak zwykle trzeźwo myśląca Teresa. Na razie to mi nie grozi - pracy  mam powyżej uszu, praktycznie  cały dzień, czasem to nawet mam problem by pójść na lunch. A w weekendy muszę się wyspać i nieco ogarnąć  siebie oraz mieszkanie. Nie mam kiedy zająć  się  szukaniem jakiejś kandydatki na partnerkę. No ale przecież może  się  zdarzyć, że sama ci w ręce wpadnie któraś z klientek kancelarii, w której pracujesz- tłumaczyła mu Teresa.  

Zauważyłem, że poza krajem pracuje  znacznie  więcej facetów niż kobiet. Ale może też tak  być, że  poznasz jakąś kobietę gdy będziesz służbowo w Polsce, różnie  się przecież może zdarzyć- tłumaczyła mu Teresa. Nie zarzekaj się jak żaba  w błocie - z reguły miłość przychodzi do nas zupełnie niespodziewanie. Poza tym przecież będziesz  miał urlop i może  wtedy ci jakaś madame wpadnie w oko. A ponieważ jesteś po terapii to już wiesz co schrzaniłeś  i zapewne  nie popełnisz już tych błędów.  

Tesiu, a ty nie masz jakiejś siostry ciotecznej albo kuzynki? Nie mam, rodzina była mała a poza tym to mało dziewczyn się w niej rodziło, mam kilku kuzynów, ale i tak są ode mnie sporo starsi i rzadko ich widuję. Nawet z nimi nie koresponduję, bo "układy  rodzinne" były dziwaczne. Tata się zaśmiał - były w rodzinie  dziewczyny, ale  powydawały  się za mąż za "obcych" i powyjeżdżały z kraju. Dwie są w USA, jedna w Kanadzie, jedna  chyba w Szkocji. I bardzo  szybko kontakt się z nimi urwał.

Teresa naszykowała Krisowi na drogę  trochę jedzenia zapakowanego w termo-torbę by je w stanie świeżym  dowiózł  do Strasburga. Dostał "prikaz" jechania z noclegiem a nie  w jednym rzucie i koniecznie powiadamianie ich gdzie aktualnie się znajduje. 

Ja jutro bladym  świtem podjadę jeszcze na stację Toyoty bo mam wrażenie, że mnie lekuchno ściąga na prawą stronę - może to tylko kwestia niedopompowania jednego z kół, więc tak na dobrą  sprawę  nie wiem o której ruszę w drogę i dopiero wiedząc na  czym stoję zamówię sobie nocleg po drodze. Kazik słysząc to nieco się oburzył- ja to  cię zupełnie nie mogę czasem zrozumieć- mogłeś przecież na samym początku wpaść do serwisu toyoty i na jazdy po Polsce wziąć samochód ode mnie, bo ja mam w odwodzie jeszcze  samochód taty, którym często jeździ Tesia. Chciałem jej kupić jakiś mały, miejski samochód , ale  za nic w świecie  nie chciała. No bo po co nowy samochód jak ten  taty więcej stoi niż jeździ - stwierdziła Teresa. Zresztą odkąd na osiedlu jest tyle nowych sklepów to coraz rzadziej  trzeba jeździć na  zakupy gdzieś dalej.

Wyściskany, wycałowany, zaopatrzony w jedzenie Kris, pożegnał się i pojechał do siebie na  Żoliborz. Nie wiedziałem, że Kris tak znormalnieje po tej terapii. On jest teraz jakiś taki bardziej wyciszony, można powiedzieć, że jest go jakby mniej- powiedział Kazik. A ja mam wrażenie, że on się teraz bardziej kontroluje - stwierdziła Teresa. I albo jest to efekt uboczny tej terapii, albo tego, że na co  dzień przebywa jednak wśród obcych. Tu na co dzień był wśród rodaków, poza tym pracował jako wolny strzelec, nie pracował w jednym pokoju z innymi osobami. Wyobrażam  sobie jak on  cierpi z tego powodu, że sam nie wybiera  sobie klienta, a robił tak od chwili "wejścia na  rynek". Popracuje tam dłużej to jeszcze bardziej znormalnieje. On naprawdę  miał zbyt przerośnięte  ego i chwilami to miałam ochotę go natłuc. Kazik popatrzył na  swą żonę i wybuchnął śmiechem - masz niezłą wyobraźnię kochanie- ciekawe jakbyś to zrobiła - trudno natłuc kogoś kto jest wyższy od nas o więcej niż 20 centymetrów.  

Około południa Kris nadesłał wiadomość, że właśnie wyrusza  w drogę, podregulowali mu  samochód i że już  sobie zagwarantował nocleg w motelu w okolicy Drezna. Odezwie się gdy dotrze do domu. Następna wiadomość od niego głosiła, że korzysta z okazji i zwiedza Drezno, bo nigdy tu nie był, więc pewnie dotrze do domu dość późno. Następna wiadomość nadeszła około godziny 23,00- właśnie przyjechał, po drodze stał w korku bo był jakiś wypadek za Dreznem i dlatego tak późno dotarł na miejsce.

                                                                     c.d.n.



 

poniedziałek, 24 lipca 2023

Lek na wszystko? - 166

 Gdy już kończyli poobiednią kawę zaterkotał smartfon Kazika - telefonowała Teresa pytając się,  czy już skończyli rozmowy braterskie  i o której obaj przyjadą do nich do domu. Bo wprawdzie Kris nie jest  już mężem Aliny, ale nadal jest stryjkiem Alka, więc byłoby  miło, gdyby wpadł  odwiedzić swego bratanka. Tylko niech nie czaszkuje nad jakimś prezentem dla Alka - bo prezentem ma  być sama obecność stryjka. I jeśli jeszcze nie jedli obiadu to nie problem, bo w domu jest  jedzenia na pułk  wojska, a poza tym tata się nie może nadziwić, czemu siedzą gdzieś na mieście a nie u nich w domu. Kazik  w odpowiedzi  dał telefon Krisowi mówiąc - to Teresa, ma coś  do ciebie. Gdy zgłosił się Kris Teresa powiedziała, że mają jak najprędzej przyjechać, jeśli są głodni to będzie dla nich obiad, a jeśli nie, to coś dobrego deserowego i powtórzyła to co mówiła przedtem mężowi. Telefon wrócił w ręce Kazika, który powiedział żonie - twoje życzenie jest dla nas rozkazem, ureguluję  tylko rachunek i pojedziemy do domu. Gdy już wychodzili Kris powiedział - nie podejrzewałem, że jesteś tak posłusznym mężem. Kazik  się uśmiechnął  mówiąc - gdy kiedyś spotkasz miłość  swego życia też będziesz posłusznym mężem- tak to jakoś jest. Myślisz, że kiedyś uda mi  się spotkać taką kobietę? Myślę że tak, tylko czasem trzeba nieco zmienić tok  swego myślenia, a czasem i kryteria oceny. Zostałem w domu dobrze  przygotowany do bycia z kobietą pod względem "medycznym" ale zupełnie  nie wiedziałem, że kobiety wcześniej  dojrzewają od nas pod  względem psychicznym, że szesnastolatka to już jednak nie  dziecko i szukałem dla siebie dziewczyny nie dostrzegając  zupełnie tej, którą  miałem na  wyciągnięcie ręki. Zadbano byśmy poznali fizjologię kobiet ale nie ich psychikę. Masz na mysli Tesię?- spytał Kris.  Tak, przez błędny tok rozumowania wybrałem Ankę, a Tesia wydała  się za tego sk..., to znaczy za Roberta i to głównie  dlatego, że ja nie dostrzegłem  w niej kobiety, tylko wciąż widziałem małą  dziewczynkę.

Po drodze Kris gdzieś się "zgubił" i Kazik podejrzewał, że brat po prostu zrezygnował z wizyty u nich i zły jak osa, głównie na siebie, bo nie  da  się ukryć, że nie był najmilszy dla brata, zatelefonował do Tesi, że już jedzie na parking i że Kris gdzieś mu po drodze  zaginął. 

Nie  szkodzi,  znajdzie  się, pewnie gdzieś pod światłami utknął- pocieszyła go Teresa. Kazik wjechał na górę i w kwadrans  później dotarł Kris. Od  razu było wiadomo gdzie zaginął  - w jednej ręce trzymał bukiet kwiatów dla Tesi w drugiej włoskie lody. A ja już cię obsobaczyłem, bo myślałem, że zwiałeś - powiedział Kazik. Alek odstawił na cześć Krisa jakiś tajemniczy taniec, którego głównym  elementem były podskoki, potem była jego specjalność czyli "ukochiwanie" i widać  było po minie  Krisa, że  się nieco wzruszył.

Ponieważ Alka aż rozsadzała radość z przyjazdu Krisa pozwolono małemu by rozładował nadmiar swych emocji i przez pół godziny Alek  "ćwierkał" jak nakręcony - opowiadał co robią razem z Tadziem na placu zabaw, pochwalił się, że już umie odczytać która jest godzina, że liczy do trzydziestu,  że umie pisać   swoje imię i nazwisko, że z dziadkiem Tadkiem ogląda filmy przyrodnicze, opowiedział całkiem  składnie jak czekał z rodzicami "aż przyjdzie Nowy Rok" i stwierdził, że bardzo lubi gdy nie ma pogody na  spacer, bo wtedy "trochę się wichrują z Tadzisiem na loggii" a potem z obydwoma  dziadkami oglądają filmy o zwierzakach, ale nie bajki, to są filmy z różnych ogrodów zoologicznych na świecie- tłumaczył z wielkim przejęciem Krisowi. 

A co to znaczy, że oni się "wichrują"na loggii? - zapytał Kris. To znaczy,  że się "wietrzą"- wyjaśniła Tesia. Po prostu gdy jest  marna pogoda, pada lub zbyt silny wiatr to siedzą  na naszej loggii i jedno z okien, od  strony , z której nie  wieje wiatr  jest otwarte, a oni trenują marsz w miejscu. Loggia z tymi przesuwanymi oknami jest świetnym wynalazkiem - i to przez  cały rok- stwierdził Kazik. Nie powiem, że była to tania inwestycja bo kilka tysięcy na to poszło.  A te naklejone sylwetki ptaków to odstraszacze, żeby nam tu gołębie lub mewy nie przylatywały i nie  waliły na oślep w szyby. A skąd tu mewy? -zdziwił się Kris- przecież  do morza to tak drobne 300 km jest. Przylatują tu  z nad Wisły- to przecież też  woda. Ludzie dokarmiają tu jak rok długi gołębie i drobne ptactwo, a ptaki jak raz  dostaną w jakimś miejscu pokarm  to zawsze potem w to miejsce  przylatują. W kilku miejscach  są duże karmniki. Tyle  tylko, że najczęściej jest  w nich pokrojone w kostkę czerstwe pieczywo.  Ja im podrzucam do tego karmnika różne dla nas mało jadalne  części mięsa utytłane w płatkach owsianych a dla drobnego ptactwa kupuję kaszę jaglaną i  różne nasiona i dokarmiam nią sikorki. I dzielę  się z nimi orzechami, pestkami słonecznika itp. I kupuję takie kolby , w których w smalcu są utopione różne nasiona i pestki i orzechy. Na dole, na trawniku z tej  strony bloku jest "mini wiata" dla ptaków- pod daszkiem  są wiszące  w siateczkach przysmaki i korzystają z tego właśnie  drobne ptaszki, a jest ich tu sporo. Sikorki to jak ja- gustują  w orzechach laskowych.

To taka Matka Teresa od ptaszków  z ciebie- zaśmiał się  Kris. Nie miałem pojęcia, że tak lubisz ptaki. Lubię, ale nie w mieszkaniu. Lubię je obserwować. Znam kogoś, kto ma w domu od wielu lat papugę- taką śliczną , dużą, kolorową arę. Klatka dla niej była robiona na  zamówienie, ja bym się  w niej swobodnie zmieściła.  Ara kosztowała właściciela drobne 15 tysięcy złotych i jej utrzymanie tanie nie jest. No ale facet wybrał za towarzyszkę życia papugę gdy się rozszedł z żoną. Jak  stwierdził to utrzymanie papugi i tak jest nieco tańsze niż było utrzymanie żony. Gdy wraca  z pracy do domu to otwiera  klatkę i papuga  się rządzi. Ona waży kilogram, więc to kawał ptaka. A gdy rozłoży skrzydła to one mają ponoć metr w pełnym  rozłożeniu. Przez papugę nigdzie  nie wyjeżdża, bo ona nie chce jeść gdy go nie ma  w domu. Na urlopy też nie jeździ bo chyba  musiałby mieć jakiś duży kamper. Wiesz taka ara to żyje i 50 lat gdy jest  dobrze hodowana. Gdy on się kładzie i bierze do ręki gazetę to ona chwyta drugą, swoją gazetę i kładzie  się obok niego, na grzbiecie na poduszce i też czyta gazetę.  Jak ja byłam u niego z koleżanką (żeby obejrzeć  to cudo) to mi siedziała na ramieniu i mi robiła  dziobem przedziałki we włosach. I robiła  to całkiem delikatnie. To naprawdę piękne ptaki i całkiem mądre. Ale jak  się rozedrze to można się wystraszyć. Przybory do pielęgnacji jej pazurów to kupował gdzieś na  Zachodzie i oczywiście tylko on może jej obcinać pazury. No i facet musi codziennie czyścić jej klatkę. Jak twierdził to od  dziecka  marzył o dużej papudze.No i ma. 

A podobno nasza pielęgniarka środowiskowa z naszej osiedlowej przychodni to ma mnóstwo drobnych ptasząt w domu - nie wiem ile  w tym prawdy, bo ja jej a oczy nie widziałam, ale ona ma dwupokojowe mieszkanie, ona mieszka w małym pokoju a w tym większym 16-metrowym to ma ptaszarnię czyli kilkanaście  klatek  z ptakami, wszystkimi które można nabyć  w  warszawskich sklepach zoologicznych. I ma też małe gatunki papużek. Więc jak widzisz  jeszcze mi daleko do ptasiej matki Teresy.

No ale masz inne zalety-stwierdził Kris. Jasne - zgodziła  się z nim Teresa - tylko nie zapominaj, że niemal wszystko z daleka wygląda znacznie piękniej niż z bliska i codziennie. Każdy z nas ma jakieś  wady i jakieś zalety. Tacy są ludzie. Podobno nawet nałogowi mordercy miewają dobre cechy, nie  tylko te złe. 

Myślę, że wiele  razy życie nas przerasta,  a może po prostu mamy pecha- stwierdził Kris. Przerosła mnie choroba Aliny. Pogubiłem się kompletnie. Bo do tamtej chwili to znałem tylko choroby fizyczne. A tak na marginesie - Anisa jest po operacji onkologicznej, już ma końcówkę chemii. I nie wróci do Algierii, bo nie będzie mogła mieć  dzieci, no chyba że adoptuje. Więc zostanie na stałe we Francji. To jednak bardziej cywilizowany kraj. Jak twierdzą lekarze decyzja o operacji została podjęta w  samą porę. To dzielna babka, cieszy się, bo zdaniem lekarzy po badaniach stwierdzono, że jest wolna od  raka.

Tesiu, czy mógłbym z tobą chwilę porozmawiać? Tak, oczywiście. Pomożesz mi przy okazji w kuchni, żebym po stołkach  nie  skakała. W kuchni niemal szeptem zapytał Teresę co Alek wie na temat rozwodu jego i Aliny. Wie tyle, ile można wytłumaczyć małemu dziecku. Wie, że ludzie się kochają albo wydaje im się, że się kochają a po jakimś czasie okazuje się, że się pomylili w  swych uczuciach i się rozstają i tak się przytrafiło tobie i Alinie. No a potem Paweł i Alina lepiej się poznali przed swym ślubem niż wy, wzięli ślub i teraz Tadziś mówi do Pawła tata, bo Paweł go tak kocha  jakby był od  zawsze jego tatą.  I poza tym powiedzieliśmy mu, że to nie  zmienia faktu, że ty nadal jesteś jego stryjkiem/wujkiem i nadal go kochasz tak jak kiedyś. Widzisz coś niewłaściwego w takim wytłumaczeniu małemu dziecku tej trudnej de facto sytuacji?  

Na szczęście dla Tadzia on był jeszcze na tyle mały i tak lgnący do Pawła, że mu całkowicie wyleciałeś  z głowy. Z grubsza rzecz ujmując jesteście z Pawłem do siebie zewnętrznie dość podobni, a ty wtedy tak mało się  zajmowałeś Tadziem, że się maluch pogubił. A Paweł, który całe dzieciństwo wychowywał  się bez ojca i zawsze o nim  marzył  wiedział  czego dziecko oczekuje  od ojca i otaczał go opieką. Nie da  się ukryć, że ojciec dla takiego dwulatka jakim był wtedy Tadziś jest bardzo potrzebny, jest dla niego ostoją i  wzorcem. Mama owszem potrzebna, utuli, popieści, nakarmi, ale gdzieś w podświadomości maluch czuje, że jego wzorcem do naśladowania jest ojciec. To samo było gdy Alek był młodszy - ja owszem, byłam przydatna, ale on był nastawiony na powielanie zachowań  Kazika. Do dziś pamiętam jak Tadziś po raz pierwszy powiedział do Pawła "tata" - byliśmy z dziećmi nad Zegrzem i Paweł podniósł Tadzia i udawał, że mały lata nad  wodą i gdy go postawił na nóżki Tadziś zawołał "tata, jesce" i ten tata w słowniku Tadziowym pozostał.

Rozumiem -  powiedział Kris. A tak w ogóle to znów jestem twoim dłużnikiem - przeszedłem tę psychoterapię zdalnie,  ale skutecznie. Nie umiem ci nawet powiedzieć jak cię podziwiam. Widocznie lubisz  niepiękne i zołzowate - stwierdziła ze śmiechem Teresa. No właśnie- chciałbym poznać właśnie taką  zołzowatą jak ty, ale  mam podejrzenie, że jesteś unikatem. To nie rozglądaj się za bardzo ładnymi babkami bo taka obrazkowa uroda jest często tylko maską  kryjącą miernotę. I następnym  razem nie żeń się tak szybko. I jeśli jeszcze kiedyś postarasz  się o dziecko, to zapamiętaj  sobie, że do dziecka trzeba  mówić od pierwszego jego samodzielnego oddechu.To nie istotne, że ono nie rozumie słów, to jest po prostu nawiązywanie kontaktu.

Do kuchni wszedł Kazik, spojrzał na brata i zapytał - znów cię moja żona opieprzyła? Bo masz jakąś taką dziwną minę. Nie, poprosiłem Tesię by mi powiedziała co Alek wie o mnie i Alinie. I tak naprawdę to jestem wzruszony, że nie skreśliła mnie z listy rodziny. Bo 3/4 osób które znam tak by właśnie postąpiło.

To znasz jakieś męty a nie porządnych ludzi. Widocznie każdy musi nauczyć się na własnych błędach. Teraz zapewne już wiesz, że szybki ślub nie jest najzdrowszym rozwiązaniem. My też nauczyliśmy się kilku  rzeczy na  własnych błędach. Kiedy wyjeżdżasz do  Krakowa?  Jutro rano. Będę się już  zbierał, muszę jeszcze spojrzeć w papiery,  a chcę wyjechać wcześnie z Warszawy. Bo może bardziej mi się będzie opłacało pojechać   wczesnym pociągiem niż tłuc się samochodem i głowić  się gdzie  zaparkować. Mam plan Krakowa, popatrzę po adresach gdzie co jest , bo może wszystko jest w centrum to nie będzie mi pasował samochód. Dawno nie byłem w Krakowie. My też nie, ale mnie jakoś do Krakowa nic  nie ciągnie powiedział Kazik. To daj rano cynk czym jedziesz -poprosiła Teresa. I kup dla nas w Krakowie precle z makiem - Alek je uwielbia.

                                                                   c.d.n.



sobota, 22 lipca 2023

Lek na wszystko?-165

 W tydzień po wyjeździe Kurta, do Warszawy przyjechał Krystian i zatelefonował do brata. Wróciłeś już do Polski? - spytał Kazik brata. Nie, skądże. Jestem tu tylko służbowo. Załatwiam klientowi sprawy spadkowe. A w Warszawie jestem tylko  dziś, bo klient jest z okolic Krakowa. I nie mam pojęcia, czy zdążę tu jeszcze  wpaść gdy obskoczę tamte okolice. Nie mogę  wciąż pojąć dlaczego większość ludzi ma tak  zaniedbane  sprawy majątkowe. A już byłem niemal pewien, że większych  zawiłości majątkowych niż były w rodzinie  Aliny to już nie  spotkam. 

A propos Aliny- jak się  czuje ona i Tadzio?  Naprawdę cię to obchodzi?- zdziwił  się Kazik. No a co w tym takiego dziwnego widzisz? - przecież byłem z nią i z dzieckiem kilka lat. No fakt - zgodził się Kazik. Byłeś. I jest to czas przeszły  dokonany. "To se ne wrati" - jak mówią bracia Czesi. Więc może lepiej dla swego  zdrowia psychicznego zmień zainteresowania.  Oni oboje, Alina i Tadzio mają się świetnie, więc interesuj  się nimi tylko i wyłącznie z bardzo  daleka.  A najzdrowiej będzie jeśli postarasz  się zapomnieć o epizodzie  w  swym życiu o nazwie "Alina i Tadzio". I będzie  to najzdrowsze i  dla ciebie i dla  nich. My mamy stały kontakt z obojgiem, bo tata i Jacek codziennie są razem z  dziećmi i swymi synowymi na spacerach. I nie wpadnij przypadkiem na pomysł śledzenia ich. Pamiętaj, że wydałeś  zgodę na usynowienie Kazia przez  Pawła. I wbij sobie do głowy na resztę życia, że cała ta sytuacja jest wynikiem twojego postępowania wobec Aliny. A jeśli  się kiedyś ożenisz to pamiętaj, że w 99% zdrada się ujawni i to nawet wtedy, gdy nie przyniesiesz  żonie lub partnerce w prezencie choroby spod  znaku WR.

No tak, tak- miałem zamiar wpaść dziś wieczorem do was, ale w tej sytuacji chyba jednak  zrezygnuję. Tak, przykro mi to mówić, ale myślę, że tak będzie najzdrowiej- stwierdził Kazik. To jednak wszystkich nas bardzo bolało i jak mówią "rana dopiero przysycha". Nie  zapominaj, że Alina i Tesia są od wielu lat bardzo bliskimi przyjaciółkami, czasem siostry  nie  są tak blisko ze  sobą  związane jak one. Ale jeśli chcesz ze mną porozmawiać to możemy się spotkać na mieście - ciągle jesteś moim młodszym bratem.

A masz tam na Ochocie jakąś kawiarnię? Ja już nie pracuję na Ochocie, możemy się spotkać na obiedzie w restauracji hotelu MDM. Stosunkowo nieźle karmią i nie  zdzierają z klientów. A to ty już nie jesteś w tym instytucie? Nie, pracuję na Politechnice, jestem pracownikiem naukowo-dydaktycznym. To w ramach awansu?- spytał Kris. No nie wiem, po prostu będę się habilitował.Trochę mi się przytnie finansowo, no ale gdy załapię tytuł "profesor, doktor habilitowany" to mam wtedy inny start poza Polską. Wyjedziecie pewnie do Niemiec? Pewnie tak- na razie Tesia i Alek będą zgłębiać niemiecki. 

A Paweł?- wiesz co on wybierze? - spytał Kris.  Nie wiem co zrobi Paweł, zrobi to co będzie uważał za stosowne. On  ze swoją specjalnością w całej Europie znajdzie bez problemu pracę. Obaj z Pawłem chcielibyśmy  pracować w jednym mieście z uwagi na  naszych ojców- oni  się ogromnie przyjaźnią i nie chcemy ich rozłączać.  Ależ nie można swego życia wiecznie układać mając na uwadze interesy całej rodziny!- stwierdził Kris z wielkim przekonaniem. 

To bardzo indywidualna sprawa czym  się kierujemy wybierając swoją  ścieżkę, którą będziemy iść przez  życie - ja ci braciszku nie mówię jak i co masz w  swoim życiu wybierać. Ty już dokonałeś wyboru i to takiego, że w jego wyniku straciłeś żonę i dziecko. Wybrałeś kilka minut rozkoszy, straciłeś żonę i dziecko i masz nieco zaszarganą opinię w  zawodzie. Ale to twoje życie- nie moje. 

Kocham Tesię, kocham swoje dziecko, oboje kochamy tatę, który ma stokroć więcej pozytywnych cech charakteru niż miał ich nasz ojciec i między innymi dlatego jeszcze tu mieszkamy a nie w Berlinie lub Stuttgarcie. Oboje z Tesią wiemy, jak bardzo  się przyjaźnią Jacek i tata. I pamiętamy jak tata źle znosił samotność - teraz mu lekarz nie jest potrzebny - pozostały tylko badania  kontrolne raz  w roku. Nie masz nawet bladego pojęcia ile ciepła i opieki dają obaj dziadkowie Alkowi i Tadziowi. I obaj ich też uczą wielu rzeczy. Tadzio wreszcie zaczął sam opowiadać, nie trzeba go "ciągnąć  za język". Zmienił się o 180 stopni odkąd  Paweł  jest z Aliną i codziennie opiekuje się nimi Jacek. I ani Pawłowi  ani Jackowi nie przeszkadza  fakt, że Alina do końca  swego życia  będzie brała jedną tabletkę leku codziennie rano. Alina  raczej  już nie będzie miała drugiego  dziecka, bo nikt nie jest  w stanie przewidzieć czy wtedy nie nastąpi nawrót jej choroby - bo z tym to bywa różnie. Ale Paweł o tym wie, bo o tym wszystkim rozmawiał z lekarzami nim  się z nią ożenił. Miał nieco więcej  szczęścia w tej materii niż ty, bo Alina już wiedziała o swojej chorobie. Tak to jest gdy dorośli "z dobrego serca" nie informują swych  dzieci o ich chorobach.

No a której kończysz pracę?-spytał Kris. Różnie, na razie nie mam jeszcze  godzin pracy ze studentami, więc wyjdę o 15,00, więc na MDM-ie będę w piętnaście  minut. Pasuje Ci. Pasuje. No to się zobaczymy o 15,30, bo nie wiem czy będzie  miejsce do zaparkowania i po prostu dojdę piechotą.No to o15,30  pod restauracją.  

Zaraz  po zakończeniu rozmowy Kazik zatelefonował do Tesi, że ma randkę z Krisem. A ponieważ "ścignął" Teresę na  spacerze ta szybciutko nagrała króciutki filmik z oboma  chłopcami i przesłała go do męża. Obaj byli na huśtawkach, uśmiechnięci i zadowoleni. W tle widać  było obu dziadków , którzy z bliska pilnowali zabawy chłopców.

Bracia spotkali  się tak jak  to było umówione, Kris zamówił typowo polskie danie  czyli kotlet schabowy panierowany a Kazik placek ziemniaczany z gulaszem, czyli  danie  rodem z Węgier. Kazik przesłał filmik na smartfon Krisa, mówiąc, że chłopcy nie wiedzieli, że Tesia nagrywa filmik.  Kris zauważył, że obaj są ładnie ubrani, że mają jednakowego fasonu kombinezony, różniące  się tylko kolorem i zdaniem  Krisa obaj byli wysocy jak na  swój wiek. No a po kim mieli być niscy?- spytał Kazik. I tobie i mnie centymetrów nie brakuje, obaj są w górnych granicach wzrostu i dolnych w wadze. Żeby  było śmieszniej to Pawłowi też  wzrost dopisał, po tatusiu.  A kombinezony kupowaliśmy "na ciuchach" - import z Niemiec. Te dwa rowerki, które widać to ich. Obydwaj na nich  śmigają. Ale tylko na placu, bo już załapali, że nie  wolno szaleć po chodniku.  

A macie jakieś plany wakacyjne? - spytał Kris. No przez tę moją  zmianę pracy trochę  się nam pokręciło. Kurt planował dla nas Rugię, no ale to raczej mało realne, bo Tesia nie  chce jechać nad  Bałtyk, bo woda jak dla niej zbyt zimna. Ja mam urlop zaplanowany na  wrzesień i pojechalibyśmy znów w Bory Tucholskie. Ale bardzo możliwe, że uda mi  się namówić Tesię, by mimo tej  zimnej wody razem z Alkiem i tatą pojechała nad Bałtyk do Dębków, bo tam Jacek ma jakąś znajomą "miejscówkę". Zawszeć bliżej niż na Rugię - boję się by jechała sama z tatą i małym na Rugię. Co prawda Kurt, który jest obłędnie porządnym facetem stwierdził, że on to może nawet tu przyjechać po nich wszystkich samochodem i potem ich odwieźć, no ale to się w moim odczuciu "kupy  nie trzyma". Po prostu  posiedzimy trzy tygodnie w Borach Tucholskich. W ubiegłym roku było nam bardzo dobrze, bo mamy tam cały dom dla siebie, robimy sami tylko śniadania, żeby nie  lecieć na określoną godzinę, obiady i kolacje będziemy jeść w restauracji. Dzieciaki były zachwycone, wszystko im  się tam podobało. Pierwszy raz w życiu usłyszałem, że pająki, kury , owce, krowy - są śliczne.

Bardzo możliwe, że posiedzą  w czerwcu beze mnie, tylko z tatą i Jackiem z rodziną w jego bardzo zaprzyjaźnionej leśniczówce w okolicy Modlina. Na tyle blisko, że  tam mógłbym na weekendy bywać. Zawsze byłem  zdanie, że praca ludziom  w życiu przeszkadza - śmiał się Kazik. Ja się rozbestwiłem strasznie w trakcie pisania tego doktoratu bo pisałem wszak w domu. Miło ten czas  wspominam. 

No ale wtedy nie pracowałeś i musiałeś żyć z oszczędności, więc nie wiem, czy to takie zabawne- stwierdził Kris. Nie musiałem,  miałem przez te trzy lata stypendium naukowe od pana ministra przemysłu ciężkiego. Zresztą nie  siedziałem cały  czas w domu - bywałem w Instytucie i po prostu wiele spraw służbowych opracowywałem w domu. Tak naprawdę  wiele firm mogłoby mieć system pracy  zdalnej- tak jest w Meksyku. Stolica Meksyku jest tak przeludniona, że żadem system komunikacji miejskiej by nie  wyrobił wożąc ludzi do i z pracy. A stypendium  miałem za swe osiągnięcia w Instytucie, nie  powodu swej urody lub  elokwencji.

O kurczę, nie wiedziałem, że jesteś takim zdolnym facetem - stwierdził Kris. Nie martw  się, ja też o  tym nie wiedziałem - powiedział Kazik. Po prostu czasem wpadam na jakieś bardzo dobre  rozwiązania techniczne i to wszystko. Nie podejrzewałem, że ten pomysł zostanie opatentowany. Mam też kilka patentów poza Polską, ale jeszcze  nie zaczęli produkcji, więc jak na razie  nie mam z tego żadnych profitów. No ale patent jest i to się liczy w  sensie osiągnięć zawodowych. Forsa z patentu jest dopiero wtedy wypłacana gdy patent jest zastosowany w produkcji, a produkt sprzedawany. Ale i tak  wtedy dostałem ładną premię w firmie. Szczerze mówiąc wolałbym znów pracować w Niemczech. Tam człowieka doceniają. I to naprawdę niezależnie od tego jaką pracę wykonujesz,  a nie od tego komu  się podlizujesz. To taka drobna różnica.

Powiedz mi Kris a jak tam  ci się układa zawodowo? Kris  chwilę milczał i w końcu powiedział - stosunkowo nieźle.Tyle tylko, że nie mam wielkiego wyboru i muszę brać taką sprawę jak mi szef narzuci. Wrócę do Polski gdy nieco już o mnie zapomną, bo dyskrecja nie jest w Polsce czymś tak normalnym jak oddychanie lub inne funkcje życiowe. Z zasady każdy prawnik powinien milczeć o sprawach swoich klientów niczym ktoś, kto jest  niemową od urodzenia. Najgorsze jest  to, że każdy kto coś słyszał w danym temacie dorabia do prawdziwych faktów fakty urojone. Nie zdziw się, gdy usłyszysz o mnie, że nałogowo korzystałem z tak zwanych agencji towarzyskich. Bo i to podobno można o  mnie usłyszeć. Nie  mniej ja nie wyleciałem z pracy, ale wyleciała ta, która  mnie  zainfekowała, mężatka. Gdybym nie  był tak pijany jak byłem, to nie wystartowałbym do obcej baby bez ochrony, więc mnie zaraziła. Jedyny pozytyw całej tej sytuacji to ten, że się  kobitka dowiedziała, że to jej mąż zrobił jej taki prezent. Bo ja zgłaszając się na badanie musiałem podać swój ostatni kontakt seksualny. Oczywiście już są po rozwodzie. Tym głupim dziewuchom  się wydaje, że tabletki antykoncepcyjne chronią je  również przed chorobami z półki WR. I okazuje  się, że wiele z nich unika jak ognia owej ochrony, bo ponoć wtedy jest więcej dla obu stron radochy z seksu. 

Ale to, że byłem pijany wcale nie było i nie jest dla mnie usprawiedliwieniem. Byłem zmęczony sytuacją z Aliną, dlatego się po prostu uchlałem. No i moja wina, że jej nie dopilnowałem, że miałem dość jej choroby i w każdym jej odezwaniu się do mnie tropiłem symptomy jej choroby. Byłem przekonany, że to kolejny cykl jej hurra optymizmu. Robiłem dyskretny wywiad na temat Pawła- ma facet świetną opinię i w tej poprzedniej pracy i w tej obecnej. Może to kogoś dziwić, że bez oporu zrzekłem  się dziecka - ale wiem, że lepiej by dziecko miało za ojca  faceta, którego w pełni akceptuje jego matka, niż  żeby trwało w jakimś "psychicznym rozkroku"- z jednej  strony mąż matki, którego nie  wiadomo jak  nazywać a  z drugiej tatuś, o którym nie jeden  raz dziecko usłyszy niepochlebne  opinie. Wiem, że Paweł i Jacek ogromnie o niego i Alinę dbają. A do tego wy oboje macie też na  wszystko oko. I za to jestem wam obojgu  bardzo  wdzięczny.

Kris, a jak wygląda teraz  twoje życie osobiste poza  zawodowym? Myślę, że już jest nieźle. Jestem dłużnikiem Tesi - wynalazła mi tego gościa od psychoterapii i to był jednak  strzał w dziesiątkę. Masz cholerne  szczęście, że ta dziewczyna cię kocha, że jest z tobą. 

Anisa przechodzi leczenie onkologiczne, już jest po operacji, dochodzi do siebie, była operowana na początku stycznia. Na razie jeszcze ma  chemię, ale wg lekarzy bardzo dobrze ją toleruje. Tyle  tylko, że nigdy nie będzie mogła mieć dzieci. I pewnie  dlatego nie wróci do Algierii, zostanie we Francji. A ja pewnie  za rok wrócę  do Polski. Pewnie  do tego czasu znudzi  się ludziom gadanie na mój temat.

Pewnie  się znudzi, a ty trochę zatęsknisz  za krajem, albo zapuścisz korzenie we Francji. Nie mogę ci  zagwarantować, że za rok my nadal będziemy tutaj, bo może już będziemy wtedy w Niemczech. Mnie  się tam bardzo dobrze pracowało i gdyby nie fakt, że byłem tak szaleńczo  zakochany w Tesi nie wróciłbym do Polski.

                                                                  c.d.n.