czwartek, 26 grudnia 2019

VIII- Zupełnie zwyczajne życie

Pomału, bez  "trzęsienia  ziemi" Rafał  wszedł w życie Marii.
Miał już dość zaawansowaną pracę magisterską, widywali się codziennie i jakimś cudem
wciąż mieli o czym rozmawiać.
Przez kilka lat znajomości z Jerzym Maria nie  "narozmawiała się" na tyle tematów co
z Rafałem jeszcze przed ślubem.
Każde widzenie się z  Jerzym było zdominowane seksem, korzystaniem z  przeróżnych
dostępnych rozrywek,  jak fajfy, dancingi, częstymi wypadami do  kina i teatru, spotkaniami  ze znajomymi Jerzego, wyjazdami w plener.
W pewnym sensie Maria była wizytówką Jerzego - pokazywała jego znajomym jaki jest fajny,
bo ma młodziutką dziewczynę, którą wychowuje sobie na żonę, a która podoba się jego rodzinie
i wszystkim znajomym.
A że jest tylko  cztery lata starsza od jego córki? - no i dobrze, dłużej  dzięki niej będzie się
czuł młodo. Jerzy codziennie zapewniał ją, że jest dla niego całym światem, był świetnym
kochankiem, Maria miała ten luksus, że cały czas czuła się pożądana, zaspokojona. I Maria
bardzo długo nie dostrzegała żadnych ciemnych stron tego związku.
I bardzo możliwe, że gdyby Maria przypadkiem nie odkryła, że Jerzy nie jest wobec niej
w stu procentach lojalny, byłaby z nim nadal.
Przez długi czas Jerzy nie dawał znaku życia, co jakoś nie martwiło Marii. Zastanawiała
się co prawda, czy aby znów nie jest pod zdalną obserwacją, ale nawet gdyby była nie
martwiło to jej.
Po pół roku bliższej znajomości, Maria i Rafał doszli do wniosku, że byłoby całkiem
nieźle, gdyby zostali małżeństwem.
Co prawda nie mieli mieszkania a budownictwo mieszkaniowe w Polsce tylko pozornie
"przeżywało rozkwit" - nowe osiedla w stolicy powstawały w miejscach uzbrojonych,
na których istniały mocno zaludnione domki jednorodzinne, nie mniej zasiedlone nie
przez jedną a kilka rodzin. Ludzi z tych domków przesiedlano w nowo wybudowane
osiedla- przecież musieli gdzieś mieszkać- i ten tryb powodował, że wciąż  brakowało
mieszkań dla tych, co zostawali członkami spółdzielni mieszkaniowych. Jak zwykle
ktoś nie pomyślał w porę, że to co zaoszczędzą inwestorzy na niewymagającym już
uzbrojenia terenie  obróci się  przeciwko nowym członkom wszelakich spółdzielni, a czas
oczekiwania na mieszkanie wszystkim spółdzielcom mocno się wydłuży.
Nastąpił swoisty, polski cud budowlany- im więcej budowano nowych domów tym dłużej
ludzie czekali na mieszkania. Opóźnienia w oddawaniu mieszkań dochodziły już do  dwóch
lat, z czasem się wydłużały, zależnie od lokalizacji nowych osiedli.
W lecie Maria z Rafałem wzięli ślub - bardzo skromny, bez wesela. Zdawali sobie dobrze
sprawę, że  lekko nie będzie - cała pensja Marii szła na wynajęcie dla nich lokum.
Mniej więcej w trzy lata po ślubie Maria spotkała Jerzego. Właściwie oboje ucieszyli się
z tego spotkania. Maria taktycznie nie dopytywała się czy Jerzy się ożenił czy też nie.
On był zmartwiony, gdy dowiedział się, że Maria przeszła bardzo ciężką operację i teraz
bardzo wolno powraca do normalności. Zaproponował,  by Maria zmieniła pracę na lepiej
płatną , w firmie, której dyrektorem naczelnym był jego dobry kolega.
Maria ze smutkiem odnotowała, że niewiele zostało z tego dawnego Jerzego- był całkiem
siwy, wyglądał na bardzo zmęczonego.Na pożegnanie dał Marii swój nowy numer telefonu
i prosił by zatelefonowała do niego za dwa dni w sprawie nowej pracy dla siebie.
Po raz pierwszy Maria coś ukryła przed Rafałem - właśnie to spotkanie z Jerzym. W dwa dni
później zatelefonowała do Jerzego, poszła  na umówione przez Jerzego spotkanie z jego
kolegą-dyrektorem i zmieniła pracę. Co jakiś czas spotykała Jerzego służbowo, pracowali
w jednej branży, a Jerzy był jednym z dyrektorów zjednoczenia, do którego należało biuro,
w którym ona pracowała.
Po sześciu latach przeniosła się do innej instytucji i nigdy już nie spotkała Jerzego. Ale i tak
pozostał na zawsze w jej pamięci.
Ale Jerzy tkwił nie tylko w jej pamięci - o jego istnieniu pamiętał dobrze i Rafał - wiele lat
obawiał się, że pewnego dnia Maria opuści go i wróci do Jerzego.
Ale opuszczenie Rafała nigdy nie wpadło Marii do głowy - kochała go, doceniała jego
inteligencję i lojalność.
Tak się złożyło, że ani Rafał ani Maria nie byli dla swych matek wymarzonymi partnerami
ich dzieci. Maria nie podobała się swej teściowej bo nie wniosła  żadnego posagu, nie była
również okazem zdrowia ani, wg. teściowej, nie olśniewała swą urodą, była "zbyt niska"
i.....nie była jasną blondynką.
Mama Marii też nie mogła  wybaczyć swemu  zięciowi, że nie jest krezusem, że jego matka
nie odpowiada jej pod względem intelektualnym, a  Rafał jest dość nieśmiałym osobnikiem.
I zapewne gdyby nie wyjątkowa "odporność na gadanie matek" i prawdziwe uczucie, które
ich łączyło, ich małżeństwo nie przetrwałoby nawet roku.
Wspólnie przetrzymali olbrzymi poślizg warszawskiego budownictwa mieszkaniowego, bo
uparli się by wziąć mieszkanie w lokalizacji, która im odpowiadała, a nie byle gdzie. Z tego
powodu czekali na mieszkanie  aż 9 lat od chwili  ślubu. No i straszna sprawa - nie spieszyli
się wcale by powołać na świat potomstwo by sprawić radość obu babciom, które wręcz nie
mogły się wnucząt doczekać.
A oni zdecydowali się na posiadanie dziecka dopiero wtedy gdy obliczyli, że Maria będzie
mogła wziąć bez drastycznego zachwiania budżetu bezpłatny, trzyletni urlop wychowawczy.
Oboje mieli tak nikłe zaufanie do swych matek, że nawet na moment nie zostawiliby z którąś
z nich swego dziecka.
I zapewne to niemal całkowite odizolowanie się ich od wpływów jednej i drugiej rodziny, to
ich wzajemne  takie silne i konsekwentne "zawieszenie się" tylko na sobie sprawiło, że byli          naprawdę dobrym małżeństwem.
A Maria do dziś jest przekonana, że jest to też zasługa Jerzego, bo jej znajomość z nim
uprzytomniła jej co jest w życiu ważne, o co warto walczyć, a co można z powodzeniem
pominąć.
                                                                KONIEC