Lipiec cichcem, cichcem dobiegł końca. Jak zwerbalizowała rzecz Adela to tylko 31 dni minus 4 soboty i 4 niedziele oraz 1 dzień święta państwowego, więc się Adela nie przepracowała. Okazało się, że cichcem, cichcem wyszło jakieś tajne przez poufne zarządzenie, żeby odchodzącym z pracy, którzy mają zaległe urlopy nie wypłacać ekwiwalentu za zaległy urlop, ale po prostu wysłać na ten zaległy urlop. Emil się z tego tylko i wyłącznie ucieszył, bo mógł dzięki temu swój skarb w postaci Adeli wozić do i z pracy przez pół sierpnia i pół września. Ostatnie dwa tygodnie września miał poświęcić na przeniesienie wszystkich zamkniętych spraw do archiwum. Nic nowego na razie nie powstawało w konstruktorskich mózgach pracujących w zakładzie doświadczalnym i jak mówił Emil do Adeli- no i bardzo dobrze, niech jak najdłużej brakuje im weny. Dwudziesty dziewiąty lipca był ostatnim dniem pracy Adeli, więc tutejszym zwyczajem "wydała pożegnalną kawę" - Adela coraz szerzej otwierała oczy, bowiem przychodzili na tę kawę ludzie, których jeszcze nigdy nie widziała.
Jak to określił Emil nie przyszli tylko ci, którzy danego dnia byli na urlopie, zwolnieniu lekarskim lub w delegacji ewentualnie zdążyli przenieść się w zaświaty. Pod koniec dnia Adela już miała chrypkę, a grzbiet dłoni ocierała co jakiś czas dyskretnie chusteczką ligninową spryskaną płynem dezynfekcyjnym do klamek.
"Stado ogierów" z Konstrukcyjnego przyszło grupowo, każdy z 1 różą w garści i strasznie ciekawi co teraz będzie, skoro rzecznicy patentowi odchodzą i czy to oznacza, że nie będzie już żadnej burzy mózgów by coś nowego wprowadzić do produkcji.
Adela, zgodnie z prawdą powiedziała, że póki co, to nadal jeszcze placówka ma rzecznika patentowego, bo tylko ona stąd odchodzi. A ona i tak spełniała tu głównie pomocniczą rolę, bo nie jest z tej branży, ma wykształcenie prawnicze i raczej zajmować się będzie kwestią własności praw autorskich a nie stroną techniczną wynalazków z dziedziny elektrotechniki lub mechaniki.
A poza tym teraz "idzie nowe" i ze wszystkich zakładów, biur konstrukcyjnych, będą odchodzić rzecznicy patentowi. Odtąd nie będą pracownikami etatowymi różnych zakładów przemysłowych czy też placówek badawczych , rzecznik patentowy to będzie od teraz "wolny zawód", tak jak adwokat. I już nikt nie będzie musiał mieć skierowania na kurs na rzecznika patentowego. Można aplikować samemu i trzy lata się za własne pieniądze uczyć. Ale aby aplikować za te własne pieniądze to trzeba będzie wpierw zdać egzamin konkursowy dopuszczający na kurs. A po trzyletnim kursie zdać drugi egzamin, by uzyskać tytuł rzecznika patentowego. Nie jest wykluczone, że jakieś duże placówki przemysłowe będą nadal miały etatowych rzeczników patentowych.
No chyba ktoś na głowę upadł - stwierdził któryś z chłopaków. Adela powiedziała półgłosem - zapewne tak, ale być może nikomu nie zależy na nowoczesnym, konkurującym z innymi krajami przemyśle. W każdym razie osobiście wątpię, by przybyło u nas rzeczników patentowych. A zadaniem rzeczników patentowych jest nie tylko ocena, czy dany nowy pomysł ma możliwości patentowe. My musimy również śledzić co nowego produkuje się na świecie. Nie dla frajdy musiałam przeglądać czasopisma techniczne związane z tą gałęzią przemysłu i innymi, które produkują różne materiały potrzebne do tego co my produkujemy lub konstruujemy.
No to się zaczynam zastanawiać, czy był sens mordować się na studiach - może lepiej było kalafiorki uprawiać i za jeden pierwszy wiosenny transport kalafiorów kupić sobie mercedesa - dociekał drugi. Dobrze, że ma pani i drugi zawód. Prawnicy na tym świecie zawsze są potrzebni.
To prawda, że są potrzebni, ale gdybym chciała być np. adwokatem lub radcą prawnym też musiałabym jeszcze robić dodatkową aplikację w danym kierunku. Nie ma lekko. Na razie pozostanę tym rzecznikiem patentowym. Zwłaszcza, że jeżeli bym się przerzuciła na działania jako prawnik cywilny automatycznie straciłabym licencję rzecznika patentowego. I musiałabym iść tym razem na trzyletni kurs i znów zdawać egzamin. A ten egzamin był trudny?- zapytał któryś. Tak, to był egzamin pisemny. Na pewno bardzo trudny dla tych, którzy nie mają tzw. "lekkiego pióra" i którym znacznie łatwiej przychodzi mówienie niż pisanie z sensem, w jasny sposób. Po prostu był to "wycinek" pracy rzecznika patentowego. A rzecznicy patentowi naprawdę dużo piszą.
Stado ogierów zostało "przepędzone" przez kadrową, która poprosiła Adelę do siebie - wręczyła jej kartę obiegową, na której brakowało jeszcze tylko podpisu bibliotekarki i wręczając jej tę kartę powiedziała- staram się, naprawdę staram się zrozumieć powody, dla których rzecznicy patentowi mają pracować na zasadzie "wolnych strzelców", ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że coś się komuś pomiętosiło w mózgu. A tak w ogóle to jestem pani wdzięczna, że dzięki pani pomysłowi ta Ania już nie będzie siedziała w tej jaskini konstruktorów. O ile rozumiałam pomysł poprzedniego dyrektora, by ci stażyści siedzieli razem o tyle nie mogłam zrozumieć, dlaczego nie mogła zostać w budynku Zakładu Doświadczalnego i przeniósł ją do pokoju tej zgrai. Adela uśmiechnęła się - ja to ich nazywam stadem ogierów i powiem szczerze, że jej współczułam, zwłaszcza, że w sąsiednim pokoju są tylko 2 osoby i mogłaby tam siedzieć ze swym kulmanem. Ale teraz to ma przynajmniej spokój w tym archiwum. I przy okazji nowych obowiązków dostanie podwyżkę. I mam wrażenie, że jest dziewczyna zadowolona z tej zmiany. I tak ładnie rozrysowała plan archiwum i przygotowała etykiety- chwaliła kreślarkę Adela. Wzięła tę kartę obiegową i powiedziała - zaraz pójdę do biblioteki, o ile pamiętam to wszystko co stamtąd brałam to albo brałam tylko do czytelni albo na konto mego męża. W chwilę później już rozmawiała z bibliotekarką, która się jej zwierzyła, że gdyby nie fakt, że mieszka zaledwie 15 minut spacerkiem od miejsca pracy to dawno by już stąd uciekła, w końcu nie po to studiowała filologię polską by tkwić w bibliotece. No ale z kolei dojazdy do pracy do Warszawy też nie są wcale a wcale zabawne. Z podpisaną obiegówką Adela znów wróciła do kadr i odebrała swoje dokumenty. Wyściskały się z panią kadrową życząc sobie wzajemnie zdrowia i wszelakiego dobrego i Adela powędrowała do swego pokoju, który najwyraźniej był opuszczony przez Emila i zamknięty na klucz. Pospacerowała chwilę po korytarzu, sądząc, że Emil był w łazience, pogapiła się przez okno na podwórze, w końcu stwierdziła, że klucz jest zapewne w sekretariacie,bo może Emil musiał iść do zakładu doświadczalnego. Gdy weszła do sekretariatu sekretarka rozpromieniła się mówiąc właśnie szukam pani, telefonowałam do pani pokoju, ale nikt się nie zgłaszał. Nikt się nie zgłaszał bo mnie tam nie było- czekałam na korytarzu na powrót męża do pokoju- niestety nikt drugiego klucza nie dorobił. Myślałam, że wyszedł tylko do łazienki i potem dopiero pomyślałam, że może poszedł do konstrukcyjnego lub do zakładu i tu zostawił klucz. Nie, pani mąż jest u dyrektora i dyrektor mówił, żeby panią skierować do gabinetu, gdy pani przyjdzie.
Adela z trudem powstrzymała się przed ciężkim westchnieniem. Sekretarka posłała jej pełen otuchy uśmiech i powiedziała - wyobrażam sobie jak bardzo jest pani dzisiejszym dniem zmęczona. Otworzyła drzwi gabinetu i rzuciła w przestrzeń - już się pani Adela odnalazła. Nareszcie, dobiegł Adelę głos Emila. Adela weszła ze służbowym uśmiechem mówiąc- musiałam załatwić obiegówkę i wycofać swoje dokumenty z kadr.
Przywitała się z naczelnym i z ulgą klapnęła na tapicerowanym krześle. Napije się pani kawy? O nie, już nawet sam widok kawy mi wystarcza po dzisiejszym dniu. Miałam dziś niebywałe wręcz powodzenie i jeśli nie dostanę jakiejś egzemy na prawej ręce to będzie cud. Co za paskudny zwyczaj to całowanie kobiet w rękę. Nie dość, że każdy potrząsał moją ręką niczym ścierką do kurzu to jeszcze cmokał.
Emil się śmiał- a ja jestem ciekaw czy ktoś się tropnął, że całuje rękę przetartą płynem do dezynfekcji klamek.
No to co mam zlecić sekretarce - spytał naczelny. Lampkę dobrego koniaku o ile Emil będzie prowadził samochód. Wypiłam dziś morze kawy, zjadłam pół tony paluszków z makiem i nie pozostaje mi nic innego jak koniak. Naczelny podniósł się z krzesła i wykonał półobrót w stronę regału, z którego wyciągnął, jak to określił "spadek po poprzedniku" czyli butelkę dobrego markowego Remy Martin i tylko jeden kieliszek mówiąc - ja dziś też jestem zmotoryzowany.
Adela zerknęła do barku i stwierdziła - jak widzę to koniak nie miał powodzenia. Ten koniak to ja kupowałam, a ponieważ dostałam polecenie kupienia "jakiegoś koniaku" to kupiłam taki, który bez obrzydzenia sączę. Pana poprzednik miał szlaban na alkohol, więc z premedytacją kupiłam taki, którego nie lubił. Lubił Metaxę.
Pani to zna chyba dolegliwości i słabostki wszystkich dyrektorów , z którymi pani pracowała. Zgadza się - przytaknęła Adela - znałam również ich żony, dzieci, przyjaciółki, kochanki, nałogi i nawet marzenia niektórych. Jako asystentka musiałam się orientować nie tylko w tym jakie materiały mam zgromadzić do każdej delegacji, ale wpaść do żony, zabrać leki i rozpiskę do nich, wziąć rozpisaną dietę, którą człowiek miał przestrzegać i jeszcze patrzeć mu w talerz co je, żeby się nie rozchorował. No i jeszcze popatrzeć przed wyjazdem na serwis pogodowy, żeby żona przygotowała mu odpowiedni zestaw ubraniowy. A jak opuszczał swój pokój hotelowy to wpaść tam i sprawdzić czy dzidziuś wszystko wziął z dokumentów i swych rzeczy osobistych.
Ale muszę bezstronnie przyznać, że ten, którego byłam asystentką był naprawdę bardzo kulturalnym człowiekiem i wiedział, że asystentka ma ciężkie życie i nie jest panią do towarzystwa. Miał córkę w moim wieku i bardzo się interesował moimi studiami. I jeśli tylko była chwila spokoju to mówił - ucz się dziecino, ja dziś sam sobie poradzę, wystarczy sekretarka. Jak się śmiałam to obydwoje mieliśmy sekretarkę. To było całkiem dobre, bo gdy ja coś notowałam to już potem ona musiała to zamienić w maszynopis, a nie ja. Ja robiłam spis potrzebnych materiałów, ale ona musiała je wyszukać, a ja ponownie sprawdzić czy aby na pewno to wystarczy.
Gdy odchodziłam to żegnałam się nie tylko z nim ale i z jego żoną i córką. Jego żona była na naszym ślubie.
A w tej Czechosłowacji to mi pani zaimponowała - świetnie sobie pani dała radę z tym tłumaczeniem. Adela uśmiechnęła się - do dziś nie wiem jak ja sobie z tym dałam radę. W każdym razie w tej delegacji zgubiłam gdzieś 5 kilogramów w tydzień. Żyłam nerwami, jak to ładnie mówią. Dobra kuracja odchudzająca mi się trafiła. Żyłam tam głównie sałatkami bo niewiele rzeczy mi tam smakowało.
A ja mam pytanie - zabrał głos naczelny - czy pozwolisz Emilu,bym zaproponował twojej żonie byśmy sobie mówili po imieniu? Pozwolę, ale uprzedzam, że możesz tego z czasem pożałować, zwłaszcza gdy ją czymś zdenerwujesz , a poza tym to od niej zależy.
Dobrze, możemy sobie mówić po imieniu, ale błagam- żadnego bruderszaftu, żadnego ślinienia mojej ręki lub policzka, Zdzisławie - powiedziała Adela. Dobrze, nie denerwuj się, też nie uwielbiam tego zwyczaju cmokania w rękę.
Powiedz mi, proszę czy znasz tu, z biura panią Kawecką? Kawecką? Taka ciemnowłosa, zmakijażowana na co dzień jakby szła na bal? Trudno powiedzieć, że ją znam, widziałam kilka razy- rozwódka, ma dwunastoletniego syna, szuka męża. Jestem zapewne u niej podpadnięta, sprzątnęłam jej sprzed nosa jedynego w tym biurze godnego uwagi kawalera. Jeśli jesteś stanu wolnego to uważaj- może cię uwieść.
Eeeee, chyba nie, wywaliłem ją dziś z biura do domu i to przy ludziach. Ja rozumiem, że jest upał, ale tu nie plaża tylko biuro a ta przyszła dziś w szortach i podkoszulce na ramiączkach. I bez biustonosza pod spodem. Z pracy ją zwolniłeś? No nie zwolniłem z pracy, ale kazałem by poszła do domu się ubrać bo tu nie plaża ani nie dom uciech, a jej strój jest nieodpowiedni do pracy. No i co? No nic, tylko mi powiedziała, że jest upał, więc się zapytałem czy w takim razie wszyscy mamy tu chodzić w strojach plażowych. I że jakoś inne panie nie spacerują tu w szortach i podkoszulce na ramiączkach. Wyszła z biura i już nie wróciła. No wiesz, upał jest, więc musiała iść do pociągu te 2 kilometry, a nim się doturlała do domu w Warszawie to pewnie już nie było sensu tu wracać. Nie pozostaje ci nic innego jak jeszcze dziś puścić obiegiem okólnik, że pomimo upału szorty i koszulka na cienkich ramiączkach nie jest strojem odpowiednim do pracy w biurze dla kobiet, tak samo jak szorty i goły tors u mężczyzn.
Ojej, to ja dziś jednak sporo straciłam - tyle atrakcji mnie ominęło! Jestem naprawdę niepocieszona!
c.d.n.