poniedziałek, 11 lipca 2022

Trudny wybór - 59

Lipiec cichcem,  cichcem dobiegł końca. Jak zwerbalizowała  rzecz  Adela to tylko 31 dni minus 4 soboty i 4 niedziele oraz 1 dzień święta  państwowego, więc  się Adela  nie przepracowała. Okazało się, że cichcem, cichcem  wyszło jakieś  tajne przez poufne zarządzenie, żeby odchodzącym z pracy, którzy mają zaległe urlopy nie  wypłacać  ekwiwalentu za  zaległy urlop, ale po prostu  wysłać na ten  zaległy urlop. Emil  się z tego tylko i  wyłącznie  ucieszył, bo mógł dzięki temu  swój skarb w postaci Adeli wozić do i  z pracy przez pół sierpnia i pół września. Ostatnie  dwa tygodnie września miał poświęcić na przeniesienie wszystkich  zamkniętych spraw  do  archiwum. Nic nowego na razie nie powstawało w konstruktorskich  mózgach pracujących  w  zakładzie  doświadczalnym i jak mówił Emil do Adeli- no i bardzo  dobrze, niech jak  najdłużej brakuje im  weny. Dwudziesty dziewiąty lipca był ostatnim  dniem pracy Adeli, więc tutejszym zwyczajem "wydała pożegnalną kawę" - Adela  coraz  szerzej otwierała oczy, bowiem przychodzili na tę kawę ludzie, których jeszcze  nigdy nie  widziała. 

Jak to określił Emil nie przyszli tylko ci, którzy  danego  dnia byli na urlopie, zwolnieniu  lekarskim lub  w delegacji ewentualnie  zdążyli przenieść się w  zaświaty. Pod koniec  dnia Adela  już  miała  chrypkę, a grzbiet dłoni ocierała co jakiś  czas dyskretnie chusteczką ligninową spryskaną płynem  dezynfekcyjnym  do klamek. 

"Stado ogierów" z Konstrukcyjnego przyszło grupowo, każdy z 1 różą  w garści i strasznie  ciekawi co teraz  będzie,  skoro rzecznicy patentowi odchodzą i czy to oznacza, że nie  będzie  już żadnej burzy mózgów by coś  nowego wprowadzić  do produkcji.  

Adela, zgodnie z prawdą  powiedziała, że póki  co, to nadal jeszcze  placówka  ma rzecznika  patentowego, bo tylko ona  stąd odchodzi. A ona i tak spełniała  tu głównie pomocniczą  rolę, bo nie jest  z tej   branży, ma  wykształcenie  prawnicze i raczej  zajmować  się  będzie kwestią własności praw autorskich a nie stroną techniczną wynalazków  z dziedziny elektrotechniki lub  mechaniki. 

A poza tym teraz "idzie nowe" i ze wszystkich zakładów, biur konstrukcyjnych,  będą odchodzić  rzecznicy patentowi. Odtąd nie będą pracownikami etatowymi różnych zakładów przemysłowych czy też  placówek badawczych , rzecznik patentowy to będzie od teraz  "wolny  zawód", tak jak adwokat.  I  już nikt  nie będzie musiał  mieć  skierowania  na kurs  na rzecznika patentowego. Można aplikować samemu i trzy lata się za własne pieniądze uczyć. Ale  aby aplikować za te własne pieniądze to trzeba  będzie  wpierw  zdać egzamin konkursowy dopuszczający na kurs. A po trzyletnim kursie  zdać drugi egzamin, by uzyskać tytuł rzecznika  patentowego.  Nie jest  wykluczone, że jakieś  duże placówki przemysłowe będą nadal  miały etatowych rzeczników  patentowych.

No chyba ktoś na głowę upadł - stwierdził któryś z chłopaków. Adela powiedziała półgłosem - zapewne  tak, ale  być może nikomu nie  zależy na nowoczesnym, konkurującym z innymi krajami przemyśle. W każdym razie  osobiście  wątpię, by przybyło u nas  rzeczników patentowych. A zadaniem  rzeczników patentowych jest  nie tylko ocena, czy dany nowy  pomysł ma możliwości patentowe. My musimy również śledzić co nowego produkuje  się  na świecie. Nie dla frajdy musiałam  przeglądać  czasopisma techniczne  związane z tą gałęzią przemysłu i innymi, które produkują różne materiały potrzebne do tego co my produkujemy lub  konstruujemy.

No to się zaczynam zastanawiać, czy był sens mordować  się na  studiach - może lepiej  było kalafiorki uprawiać i za jeden pierwszy wiosenny transport kalafiorów kupić  sobie  mercedesa - dociekał drugi. Dobrze, że ma pani i drugi zawód. Prawnicy na tym  świecie zawsze są potrzebni. 

To prawda, że są potrzebni, ale gdybym chciała być np. adwokatem lub  radcą prawnym też musiałabym jeszcze robić dodatkową  aplikację w danym kierunku. Nie ma lekko. Na razie pozostanę  tym rzecznikiem patentowym. Zwłaszcza, że jeżeli bym się przerzuciła na działania  jako  prawnik cywilny automatycznie straciłabym  licencję rzecznika patentowego. I musiałabym iść tym razem na trzyletni kurs i  znów  zdawać  egzamin.  A ten egzamin był trudny?- zapytał któryś.  Tak, to  był egzamin pisemny. Na pewno bardzo trudny  dla tych, którzy nie mają tzw. "lekkiego pióra" i którym znacznie  łatwiej przychodzi mówienie niż pisanie  z sensem, w jasny  sposób. Po prostu był to "wycinek" pracy rzecznika patentowego. A rzecznicy patentowi naprawdę  dużo piszą. 

Stado ogierów  zostało "przepędzone" przez kadrową, która poprosiła Adelę do siebie - wręczyła jej kartę obiegową, na której brakowało jeszcze tylko podpisu bibliotekarki  i wręczając  jej tę kartę powiedziała- staram się, naprawdę  staram się  zrozumieć powody, dla których rzecznicy patentowi mają pracować na  zasadzie "wolnych strzelców", ale  nie  mogę się oprzeć  wrażeniu, że coś się komuś pomiętosiło w mózgu. A tak  w ogóle to jestem pani wdzięczna, że dzięki pani  pomysłowi ta Ania już nie będzie siedziała w tej jaskini konstruktorów.  O ile rozumiałam pomysł poprzedniego dyrektora, by ci  stażyści siedzieli razem o tyle  nie  mogłam  zrozumieć, dlaczego nie mogła  zostać w budynku Zakładu  Doświadczalnego i przeniósł ją do pokoju tej  zgrai. Adela uśmiechnęła  się - ja to ich  nazywam   stadem ogierów i powiem szczerze, że jej  współczułam, zwłaszcza, że w sąsiednim pokoju są tylko 2 osoby i mogłaby tam siedzieć  ze swym kulmanem. Ale teraz  to ma przynajmniej  spokój w tym  archiwum. I przy  okazji  nowych obowiązków  dostanie  podwyżkę.  I mam  wrażenie, że jest dziewczyna  zadowolona z tej  zmiany. I tak ładnie  rozrysowała  plan archiwum i przygotowała etykiety- chwaliła kreślarkę  Adela. Wzięła tę kartę obiegową i powiedziała - zaraz pójdę  do biblioteki, o ile pamiętam to wszystko co stamtąd  brałam to albo brałam  tylko do  czytelni albo na konto mego męża.  W chwilę później już rozmawiała  z bibliotekarką,  która  się jej  zwierzyła, że gdyby nie fakt, że mieszka zaledwie  15 minut spacerkiem  od  miejsca  pracy to  dawno by już stąd  uciekła, w końcu  nie po to studiowała filologię polską by tkwić w bibliotece.  No ale z kolei dojazdy do pracy do Warszawy też nie  są wcale  a wcale zabawne. Z podpisaną obiegówką Adela  znów  wróciła do kadr i odebrała swoje dokumenty. Wyściskały  się  z panią  kadrową życząc  sobie  wzajemnie  zdrowia  i wszelakiego dobrego i Adela powędrowała  do swego pokoju, który najwyraźniej był opuszczony przez Emila i zamknięty na klucz. Pospacerowała   chwilę po korytarzu, sądząc, że Emil był w  łazience, pogapiła  się przez okno na podwórze, w końcu stwierdziła, że klucz jest  zapewne w sekretariacie,bo może Emil  musiał iść do  zakładu  doświadczalnego. Gdy weszła do sekretariatu sekretarka rozpromieniła  się  mówiąc  właśnie szukam pani, telefonowałam do pani pokoju, ale  nikt się nie  zgłaszał.  Nikt się  nie  zgłaszał bo mnie tam  nie było- czekałam na korytarzu na powrót męża do pokoju- niestety nikt drugiego klucza  nie dorobił. Myślałam,  że  wyszedł tylko do łazienki i potem  dopiero pomyślałam, że może poszedł do konstrukcyjnego lub  do  zakładu i tu  zostawił  klucz. Nie, pani mąż jest u dyrektora i dyrektor mówił, żeby panią skierować do gabinetu, gdy pani przyjdzie.

Adela z trudem powstrzymała  się przed  ciężkim  westchnieniem. Sekretarka posłała jej pełen otuchy uśmiech i powiedziała - wyobrażam  sobie jak bardzo jest pani  dzisiejszym  dniem  zmęczona. Otworzyła drzwi gabinetu i  rzuciła w przestrzeń - już się pani Adela  odnalazła. Nareszcie, dobiegł Adelę głos Emila.  Adela  weszła ze służbowym uśmiechem mówiąc- musiałam  załatwić obiegówkę i wycofać swoje dokumenty z kadr.

Przywitała się z naczelnym i z ulgą klapnęła na  tapicerowanym krześle. Napije  się pani kawy? O nie, już nawet sam widok kawy mi wystarcza po dzisiejszym dniu. Miałam  dziś niebywałe  wręcz powodzenie i jeśli nie dostanę  jakiejś egzemy na prawej ręce to będzie  cud. Co za paskudny  zwyczaj to  całowanie kobiet w rękę. Nie  dość, że każdy potrząsał moją ręką niczym ścierką  do kurzu to jeszcze cmokał. 

Emil się  śmiał- a ja jestem ciekaw czy ktoś się tropnął, że całuje rękę przetartą  płynem do  dezynfekcji klamek. 

No to co mam zlecić  sekretarce - spytał naczelny. Lampkę dobrego koniaku o ile Emil  będzie prowadził samochód. Wypiłam dziś morze kawy, zjadłam pół tony paluszków z makiem i nie pozostaje mi nic innego jak koniak.  Naczelny podniósł się z krzesła i wykonał półobrót w stronę  regału, z którego wyciągnął, jak to określił "spadek po poprzedniku" czyli butelkę dobrego markowego  Remy Martin i tylko jeden kieliszek  mówiąc - ja  dziś też jestem zmotoryzowany.  

Adela zerknęła do barku i stwierdziła - jak widzę to koniak nie  miał powodzenia. Ten koniak to ja  kupowałam,  a ponieważ dostałam polecenie kupienia "jakiegoś  koniaku"  to kupiłam taki, który bez obrzydzenia sączę. Pana poprzednik miał szlaban na alkohol, więc z premedytacją kupiłam taki, którego nie lubił. Lubił Metaxę.  

Pani to zna  chyba dolegliwości  i słabostki wszystkich dyrektorów ,  z którymi pani  pracowała.  Zgadza  się -  przytaknęła  Adela - znałam również ich żony, dzieci, przyjaciółki, kochanki, nałogi i nawet marzenia niektórych. Jako asystentka musiałam się orientować nie tylko w tym jakie materiały  mam zgromadzić  do każdej delegacji, ale wpaść do żony, zabrać leki i rozpiskę do  nich, wziąć rozpisaną dietę, którą  człowiek miał przestrzegać i jeszcze patrzeć  mu w talerz co je, żeby się nie rozchorował. No i jeszcze popatrzeć  przed  wyjazdem na serwis  pogodowy, żeby  żona przygotowała mu odpowiedni zestaw ubraniowy. A jak opuszczał swój pokój hotelowy  to wpaść tam i sprawdzić czy  dzidziuś wszystko wziął z dokumentów i  swych  rzeczy osobistych. 

Ale muszę bezstronnie przyznać, że ten, którego byłam  asystentką był naprawdę bardzo kulturalnym  człowiekiem i wiedział, że asystentka ma  ciężkie życie i nie jest panią  do towarzystwa. Miał córkę w moim wieku i bardzo się interesował moimi studiami. I jeśli tylko była  chwila spokoju to mówił - ucz się  dziecino, ja dziś  sam  sobie poradzę, wystarczy sekretarka. Jak  się  śmiałam to obydwoje  mieliśmy sekretarkę. To było  całkiem  dobre, bo gdy  ja coś notowałam to już potem ona musiała to zamienić w maszynopis, a nie ja. Ja robiłam  spis potrzebnych materiałów, ale ona musiała je  wyszukać, a ja ponownie sprawdzić czy aby na pewno to wystarczy.

Gdy odchodziłam to żegnałam się  nie tylko z nim  ale i  z jego żoną i córką. Jego żona  była na naszym ślubie.

A w tej Czechosłowacji to mi pani zaimponowała - świetnie sobie  pani dała radę z tym tłumaczeniem. Adela uśmiechnęła  się - do dziś nie wiem jak ja  sobie z tym  dałam radę. W każdym razie w tej delegacji  zgubiłam gdzieś 5 kilogramów w tydzień.  Żyłam nerwami, jak  to ładnie mówią. Dobra  kuracja odchudzająca  mi  się trafiła. Żyłam tam głównie sałatkami bo niewiele rzeczy  mi tam smakowało.

A ja mam pytanie - zabrał głos  naczelny - czy pozwolisz  Emilu,bym zaproponował twojej żonie byśmy sobie mówili po imieniu? Pozwolę,  ale uprzedzam, że możesz tego  z czasem pożałować, zwłaszcza gdy ją czymś  zdenerwujesz , a poza tym  to od  niej  zależy.

Dobrze, możemy  sobie mówić po imieniu,  ale  błagam- żadnego bruderszaftu, żadnego ślinienia mojej ręki lub policzka, Zdzisławie - powiedziała Adela.  Dobrze,   nie  denerwuj  się, też nie uwielbiam tego zwyczaju cmokania w rękę.

Powiedz mi, proszę  czy znasz tu, z biura panią Kawecką?  Kawecką? Taka ciemnowłosa, zmakijażowana na co dzień jakby szła na bal?  Trudno  powiedzieć, że ją  znam, widziałam kilka  razy- rozwódka, ma dwunastoletniego  syna, szuka  męża. Jestem zapewne u niej podpadnięta, sprzątnęłam jej sprzed nosa jedynego w tym biurze godnego uwagi kawalera. Jeśli jesteś stanu  wolnego to uważaj- może  cię uwieść.  

Eeeee, chyba  nie, wywaliłem ją  dziś z biura do  domu i to przy ludziach. Ja rozumiem, że jest upał,  ale tu nie plaża tylko biuro a ta przyszła  dziś w  szortach i podkoszulce na  ramiączkach. I bez biustonosza pod  spodem.   Z pracy ją zwolniłeś?  No nie  zwolniłem  z pracy, ale kazałem by poszła do  domu  się ubrać bo tu  nie plaża ani nie dom uciech, a jej  strój jest  nieodpowiedni do pracy. No i co?  No nic, tylko mi powiedziała, że jest upał, więc się  zapytałem czy  w takim razie wszyscy mamy tu  chodzić w strojach plażowych. I że jakoś inne panie nie  spacerują tu w  szortach i podkoszulce na  ramiączkach. Wyszła  z biura i już  nie  wróciła. No wiesz, upał jest, więc musiała  iść do pociągu te 2 kilometry, a nim się doturlała  do  domu w  Warszawie  to pewnie  już nie było sensu tu  wracać. Nie pozostaje  ci nic innego jak jeszcze  dziś puścić obiegiem okólnik, że pomimo upału szorty i koszulka na  cienkich ramiączkach  nie jest  strojem odpowiednim do pracy  w biurze dla kobiet, tak  samo jak szorty i  goły tors u mężczyzn.

Ojej, to ja  dziś jednak sporo  straciłam - tyle  atrakcji mnie  ominęło! Jestem naprawdę niepocieszona!

                                                             c.d.n.