niedziela, 13 lutego 2022

Ryzykantka - 11

Kilka dni przed ślubem do Ewy przyjechał jej  szef, by  zabrać  zrobiony przez nią projekt. Przyjechał bardzo późnym popołudniem, gdy Robert był już w domu. Właśnie kończyli  obiad, więc  Ewa zapytała,  czy  może jest głodny- jeśli tak to może się jeszcze na "kawałek obiadu" załapać. Wprowadziła szefa do pokoju i powiedziała-  kochanie  moje, to jest właśnie mój szef, Zygmunt K.  Szef nagle  jakby się ocknął-o Boże, to ty za mąż wyszłaś! To ta  niespodzianka, a ja myślałem , że kupiłaś sobie psa! 

Robert się lekko zakrztusił a Ewa wyjaśniła- jeszcze nie wyszłam, wyjdę za mąż w piątek. No właśnie  zastanawiałam się co lepsze w domu - pies czy mąż i  jednak stwierdziłam, że mąż. Robert się spokojnie wykaszlał i powiedział  -   wygrałem wyścig z psem, jestem  z tego dumny.

Nooo, faktycznie  niespodzianka, stwierdził szef. A jeszcze  całkiem niedawno słyszałem, że na pewno nie wyjdziesz  nigdy więcej za mąż-  wyzłośliwił się . No właśnie, mówiłam tak, nawet przymierzałam się do jakiegoś  zwierzaka, ale ze  psem to trzeba wychodzić na spacery a kot to niszczy chałupę i pełno kłaków jest ciągle a rybki to z kolei wciąż im trzeba to akwarium czyścić i napowietrzacz warczy.  Wiesz, wychodzę za mąż za  człowieka, który podobnie jak ja  miał nigdy więcej się nie wiązać węzłem małżeńskim. Widocznie  swój do swego ciągnie i tak jakoś wpadliśmy na siebie.  Smakuje ci obiadek? Szef pokiwał głową.  No to mów, że  smaczne, nie  żałuj pochwał, to się jeszcze na kawę i bakalie załapiesz. Przy kawie pogadamy chwilę o tym co nabazgroliłam. Powiedz mi Zygmunt, czy  mogłabym przejść  czasowo na pół etat?  Bo wygląda mi na to, że muszę więcej się ruszać w określony sposób, żeby sobie kuku nie robić  ciągłym siedzeniem. Uniknęłam operacji ale to może  wrócić.  A wtedy byłabym zdana  na innego,  niż mój mąż, chirurga ortopedę a ja mam  zaufanie tylko do niego. Do końca życia będę musiała wykonywać pewne ćwiczenia i unikać długotrwałego siedzenia. Strasznie dostałam w kość na tej rehabilitacji.

Nie ma problemu, możesz być na pełnym etacie, nie  muszę  cię przecież pilnować na miejscu, weźmiesz tyle projektów ile będziesz  mogła zrobić. Nie czuję  się na  siłach szukać kogoś nowego na twoją drugą połówkę etatu. A na dodatek tłumaczyć jak krowie, o co mi biega. Zrobisz mniej, to trochę mniej zarobisz. Jak wiesz to nikt u  nas drugiemu w portfel nie  zagląda. Te etaty to bzdura.  Ale nie chciałbym byś mnie opuściła i przeszła gdzie indziej. A dobrze wiem, że już w co  najmniej trzech  miejscach mogłabyś już od  jutra pracować. Po prostu  będziesz   mogła pracować sporo w domu, by w trakcie myślenia się trochę rozciągnąć.

Nie będziemy niczego zmieniać, to prywatna  firma, płaci się za projekt a nie  za obecność. A wiesz, mamy nowego klienta, wydaje  mu się, że buduje w Warszawie i chce się z nami rozliczać domkami, które będą  bliżej Kampinosu niż  Warszawy. Świr jakiś.  To zupełnie jak ten facet co to mieszkał w Nowym Dworze  Mazowieckim i wszystkim  mówił, że on jest z Warszawy.  Aaaa, byłbym  zapomniał-jest do zrobienia kilka domków małych, zrobiłabyś je po ślubie i podróży poślubnej? Litanie życzeń co kto chce mieć w środku zostawili na piśmie, z podpisami.

Zigi, majaczysz z lekka. Jaka podróż poślubna, szpital to nie prywatna firma projektowa. Urlopy zatwierdzane są przez dyrekcję niemal rok wcześniej. Wpadnę do biura we  wtorek, ale wpierw się umówimy na jakąś konkretną godzinę. Wtedy zobaczę o co biega w tych domkach.  Zigi, weź ogol te  włosy, wyglądają  paskudnie. Noż prawie łysy  jestem to co mam golić? No te co ci jeszcze  zostały- teraz  modne są łyse czaszki, a ty masz całkiem kształtną czaszkę a te tłuste  farfocle wielce  zaburzają estetykę twego wyglądu. Możesz za to brodę zapuścić, ale musisz o nią dbać u dobrego fryzjera. Podobno wielce podniecającą rzeczą jest gdy brodacz  całuje po brzuchu - tak twierdziła  moja koleżanka. Ja nie przepadam za brodaczami, więc nie wiem.

Szef podniósł się- no to życzę wam wszystkiego dobrego i słonka w piątek!  Zwinął projekty Ewy i wcisnął do tuby. Ściskając rękę Roberta powiedział- szczęściarz z pana! Do  miłego!

Gdy wyszedł Ewa uśmiechnęła się - on naprawdę  był pewien, że zobaczy u mnie psa, bo umawiając się z  nim powiedziałam,  że czeka go niespodzianka. 

Nie opowiadałam ci nigdy o nim. To bardzo porządny facet, pracujemy  razem już chyba z 10 lat,  znamy się od studiów. Jest ode mnie 3 lata starszy, ale  dwa razy  brał dziekanki bo wyjeżdżał  za granicę i w końcu magisterkę  zrobił rok przede mną. Kawaler, ma  babkę, z którą mieszka bez ślubu już od sześciu lat. Raz  na jakiś czas się solidnie kłócą i przez kilka tygodni  mieszkają oddzielnie, a potem znów są razem. To związek z  gatunku tych, w których  razem źle  a oddzielnie jeszcze  gorzej. Kochają się, ale jedno drugiemu w niczym nie chce ustąpić. Gdy się rozstają to przez pierwsze dni trzeszczy  mi za uchem, że sam siebie  nie rozumie co on w niej widzi, że jest okropna i epitety padają jeden za drugim. Następna faza to głośne  zachwyty nad samotnością a potem nagle w ciągu dnia  znika bez słowa, w biurku moim jest kartka o treści "zastąp  mnie" i w dwa dni później  znów są razem. A ja siedzę u niego, bo płaci mi dobrze, podobnie  myślimy i nawet się  nie kłócimy.  Fachowo jest świetny. No i nie uważa, że kobiety to podgatunek człowieka nadający się tylko do seksu.

Robert przytulił ją - po prostu długo się  znacie i przyjaźnicie. Trochę niechlujny facet, ale widać, że ma dobrze poukładane pod sufitem. Patrzyłem na niego gdy zaglądał w twoje projekty- cały czas tak śmiesznie ruszał głową, nieznacznie potakując. A tę jego kobietę  znasz?  Nieee, aż tak bardzo to ja się  z nim nie przyjaźnię!  A ty wiesz, że jestem jedyną kobietą w tym zespole? Kiedyś była jeszcze jedna, ale Zigi nie był z niej zadowolony i tak jej umilił życie, że szybko odeszła. Facetów też często prowokuje do odejścia- chce  mieć facet najlepszy zespół pod słońcem. A jak się wścieka, gdy ktoś  nie potrafi  logicznie wytłumaczyć dlaczego coś  zaprojektował tak, a nie inaczej. Tylko raz  miałam z nim kłótnię - zerknął w projekt i po dwóch sekundach stwierdził, że nie rozumie po co to zrobiłam. Popatrzyłam i powiedziałam - popatrz i pomyśl, to zrozumiesz. W dwie godziny później przylazł i głośno powiedział - masz rację, zrozumiałem. I od tej pory jestem nietykalna. Na początku nie mógł pojąć, że z każdym klientem bardzo długo rozmawiam na temat czego on oczekuje od  projektu, jaki tryb życia prowadzi, jak duża rodzina itp. W końcu go przekonałam,  że to dla mnie istotne, bo znając te parametry mogę zaprojektować dom, w którym wszystkim będzie wygodnie. No i teraz  wszystkie  zlecenia na  małe domy trafiają do mnie. Już mam cały album z  tymi projektami i opisem  dotyczącym odbiorców, więc  teraz często  powielam niektóre projekty. Nie lubię tych osiedli domków jednorodzinnych, choć oczywiście rozumiem, że najoszczędniej jest dla inwestora, gdy one  wszystkie w środku są takie  same. Wtedy zamawia hurtowe ilości wszystkiego i jest taniej. Ale my ostatnio współpracujemy z takim, który chce by na osiedlu były  trzy typy domków  pod względem wielkości i każdy miał możliwość innego zaprojektowania wnętrza, zgodnie  z życzeniem klienta. Oczywiście te  domki są droższe, ale klient ma wpływ na projekt wnętrza. 

A czy ty kochany pamiętasz, że w przyszłym tygodniu będziemy oglądać to nowe mieszkanie? Pamiętam i nawet tak pomajtałem grafikiem, że mam cały dzień  wolny. I wiesz co? Rozmawiałem z pewnym rehabilitantem i weźmiesz  serię masaży, ale niestety  nie w mojej klinice ale tam, gdzie on pracuje. To bliziutko, geograficznie vis a vis św.Katarzyny i jest przed tą przychodnią parking. Co drugi dzień, przez  miesiąc. Zaczniesz w poślubny poniedziałek o siódmej wieczorem. Będę cię woził i patrzył mu na ręce. Kiedyś pracował u nas, ale  zdaniem księgowej był za drogi.

Rozmowę przerwał im telefon od Aliny - pytała co Ewa sądzi o indyku? O którym indyku, nie mam w domu  żadnego indyka, mam tylko kurczaka  zamrożonego. O indyku na obiad poślubny- wyjaśniła Alina. Ewa zaśmiała się - może być, więcej na nim mięsa niż na kurczaku. Bo dziś muszę dać w tej sprawie odpowiedź- kontynuowała Alina. Zadzwonię do ciebie  za moment, tylko dam odpowiedź w sprawie indyka. W 15 minut później  zadzwoniła ponownie, mówiąc- no to wszystko zapięte na ostatni guzik.

Zarządziłam w  waszym imieniu i obiad będzie u nas w domu. Wszystko przyjedzie razem z nami, a właściwie tuż przed nami. Zamówiłam catering razem z obsługą i ich naczyniami, więc nie będzie  mycia  garów po przyjęciu. Po ślubie  pojedziemy kawalkadą do nas. Nie będzie  ani kropli alkoholu, nawet zarządziłam by zimne  napoje nie były serwowane w kieliszkach a w szklankach. No i na ślubie będą "klony", bo strasznie o to prosili i obiecali, że będą  super grzeczni. Po obiedzie po prostu pójdą sobie  na dwór lub do swego pokoju. Robertowego świadka wy weźmiecie do samochodu. Nie gniewasz się chyba, że to nie będzie w jakiejś knajpie a zamiast tego tak rodzinnie?  Nie gniewam się i gniewam, ale tylko o to, że mówisz mi to dopiero teraz. No to dobrze - tłumaczyła Alina - po prostu mam koleżankę, która ma taką firmę cateringową, która obsługuje duże przyjęcia. I zapewniam  cię, że wszystko będzie  super świeżutkie, gorące i ładnie  podane. Ona osobiście przypilnuje, by wszystko było jak należy. Poznasz ją, bardzo miła babeczka, w moim wieku. I jakość jest dla niej najważniejsza. A jeden z jej kelnerów to mógłby z powodzeniem  brać udział w konkursie na  mistera uniwersum.  A co twój mąż na tego kelnera? - śmiejąc się pytała Ewa.  Eeee, jest tak przekonany o swojej pozycji, że zupełnie  się nie przejmuje.

Zgodnie z życzeniem szefa  Ewy w dniu ślubu świeciło słońce. Ewa zrezygnowała z usług fryzjera , stwierdziła, że nie będzie upinała włosów, lecz  zostawi je rozpuszczone, bo Robert najbardziej lubił takie jej uczesanie.

Jak każdy ślub cywilny i ten był krótki. Ewa do swego nazwiska dodała nazwisko Roberta - uzgodniła to z nim jeszcze  przed ślubem. Ponieważ "była" po rozwodzie pozostała przy nazwisku Roberta, Ewa wolała mieć  dwa nazwiska, a nie takie  samo jak jego była.

Klony rzeczywiście były nadspodziewanie spokojne i grzeczne. W nagrodę mogły po ślubie nałożyć małżonkom łańcuszki z obrączkami. Alina na  obu  tych płaskich obrączkach wyryte imiona  dała do pokrycia ciemnoniebieską emalią, co naprawdę ładnie wyglądało. Śmiała się, że obrączki jeszcze ciepłe, bo daty były wygrawerowane poprzedniego dnia.

Świadek Roberta coś długo szeptał Robertowi do ucha, na co Robert machnął ręką i powiedział - wiem, wszystko jest w porządku, nie ma żadnej sprawy, to wszystko zostało uwzględnione. Pojedziesz samochodem z nami.  Jedziemy tylko na obiad, potem wracamy do Warszawy i ty z nami. 

Gdy  zajechali przed dom na podwórku już stał mikrobusik cateringu, a  dwóch kelnerów wnosiło  duże tace z pojemnikami. Stół był już nakryty. Mamcia nieco był zdezorientowana, więc tata Ewy cierpliwie jej tłumaczył, że to siostra Roberta zorganizowała przyjęcie u siebie  w domu, bo zawsze w domu milej jeść  niż w restauracji.

Klony zostały wysłane do swojego pokoju by się przebrali w mniej uroczyste ubrania, które już były dla nich przygotowane.

                                                                c.d.n.