Kilka dni przed ślubem do Ewy przyjechał jej szef, by zabrać zrobiony przez nią projekt. Przyjechał bardzo późnym popołudniem, gdy Robert był już w domu. Właśnie kończyli obiad, więc Ewa zapytała, czy może jest głodny- jeśli tak to może się jeszcze na "kawałek obiadu" załapać. Wprowadziła szefa do pokoju i powiedziała- kochanie moje, to jest właśnie mój szef, Zygmunt K. Szef nagle jakby się ocknął-o Boże, to ty za mąż wyszłaś! To ta niespodzianka, a ja myślałem , że kupiłaś sobie psa!
Robert się lekko zakrztusił a Ewa wyjaśniła- jeszcze nie wyszłam, wyjdę za mąż w piątek. No właśnie zastanawiałam się co lepsze w domu - pies czy mąż i jednak stwierdziłam, że mąż. Robert się spokojnie wykaszlał i powiedział - wygrałem wyścig z psem, jestem z tego dumny.
Nooo, faktycznie niespodzianka, stwierdził szef. A jeszcze całkiem niedawno słyszałem, że na pewno nie wyjdziesz nigdy więcej za mąż- wyzłośliwił się . No właśnie, mówiłam tak, nawet przymierzałam się do jakiegoś zwierzaka, ale ze psem to trzeba wychodzić na spacery a kot to niszczy chałupę i pełno kłaków jest ciągle a rybki to z kolei wciąż im trzeba to akwarium czyścić i napowietrzacz warczy. Wiesz, wychodzę za mąż za człowieka, który podobnie jak ja miał nigdy więcej się nie wiązać węzłem małżeńskim. Widocznie swój do swego ciągnie i tak jakoś wpadliśmy na siebie. Smakuje ci obiadek? Szef pokiwał głową. No to mów, że smaczne, nie żałuj pochwał, to się jeszcze na kawę i bakalie załapiesz. Przy kawie pogadamy chwilę o tym co nabazgroliłam. Powiedz mi Zygmunt, czy mogłabym przejść czasowo na pół etat? Bo wygląda mi na to, że muszę więcej się ruszać w określony sposób, żeby sobie kuku nie robić ciągłym siedzeniem. Uniknęłam operacji ale to może wrócić. A wtedy byłabym zdana na innego, niż mój mąż, chirurga ortopedę a ja mam zaufanie tylko do niego. Do końca życia będę musiała wykonywać pewne ćwiczenia i unikać długotrwałego siedzenia. Strasznie dostałam w kość na tej rehabilitacji.
Nie ma problemu, możesz być na pełnym etacie, nie muszę cię przecież pilnować na miejscu, weźmiesz tyle projektów ile będziesz mogła zrobić. Nie czuję się na siłach szukać kogoś nowego na twoją drugą połówkę etatu. A na dodatek tłumaczyć jak krowie, o co mi biega. Zrobisz mniej, to trochę mniej zarobisz. Jak wiesz to nikt u nas drugiemu w portfel nie zagląda. Te etaty to bzdura. Ale nie chciałbym byś mnie opuściła i przeszła gdzie indziej. A dobrze wiem, że już w co najmniej trzech miejscach mogłabyś już od jutra pracować. Po prostu będziesz mogła pracować sporo w domu, by w trakcie myślenia się trochę rozciągnąć.
Nie będziemy niczego zmieniać, to prywatna firma, płaci się za projekt a nie za obecność. A wiesz, mamy nowego klienta, wydaje mu się, że buduje w Warszawie i chce się z nami rozliczać domkami, które będą bliżej Kampinosu niż Warszawy. Świr jakiś. To zupełnie jak ten facet co to mieszkał w Nowym Dworze Mazowieckim i wszystkim mówił, że on jest z Warszawy. Aaaa, byłbym zapomniał-jest do zrobienia kilka domków małych, zrobiłabyś je po ślubie i podróży poślubnej? Litanie życzeń co kto chce mieć w środku zostawili na piśmie, z podpisami.
Zigi, majaczysz z lekka. Jaka podróż poślubna, szpital to nie prywatna firma projektowa. Urlopy zatwierdzane są przez dyrekcję niemal rok wcześniej. Wpadnę do biura we wtorek, ale wpierw się umówimy na jakąś konkretną godzinę. Wtedy zobaczę o co biega w tych domkach. Zigi, weź ogol te włosy, wyglądają paskudnie. Noż prawie łysy jestem to co mam golić? No te co ci jeszcze zostały- teraz modne są łyse czaszki, a ty masz całkiem kształtną czaszkę a te tłuste farfocle wielce zaburzają estetykę twego wyglądu. Możesz za to brodę zapuścić, ale musisz o nią dbać u dobrego fryzjera. Podobno wielce podniecającą rzeczą jest gdy brodacz całuje po brzuchu - tak twierdziła moja koleżanka. Ja nie przepadam za brodaczami, więc nie wiem.
Szef podniósł się- no to życzę wam wszystkiego dobrego i słonka w piątek! Zwinął projekty Ewy i wcisnął do tuby. Ściskając rękę Roberta powiedział- szczęściarz z pana! Do miłego!
Gdy wyszedł Ewa uśmiechnęła się - on naprawdę był pewien, że zobaczy u mnie psa, bo umawiając się z nim powiedziałam, że czeka go niespodzianka.
Nie opowiadałam ci nigdy o nim. To bardzo porządny facet, pracujemy razem już chyba z 10 lat, znamy się od studiów. Jest ode mnie 3 lata starszy, ale dwa razy brał dziekanki bo wyjeżdżał za granicę i w końcu magisterkę zrobił rok przede mną. Kawaler, ma babkę, z którą mieszka bez ślubu już od sześciu lat. Raz na jakiś czas się solidnie kłócą i przez kilka tygodni mieszkają oddzielnie, a potem znów są razem. To związek z gatunku tych, w których razem źle a oddzielnie jeszcze gorzej. Kochają się, ale jedno drugiemu w niczym nie chce ustąpić. Gdy się rozstają to przez pierwsze dni trzeszczy mi za uchem, że sam siebie nie rozumie co on w niej widzi, że jest okropna i epitety padają jeden za drugim. Następna faza to głośne zachwyty nad samotnością a potem nagle w ciągu dnia znika bez słowa, w biurku moim jest kartka o treści "zastąp mnie" i w dwa dni później znów są razem. A ja siedzę u niego, bo płaci mi dobrze, podobnie myślimy i nawet się nie kłócimy. Fachowo jest świetny. No i nie uważa, że kobiety to podgatunek człowieka nadający się tylko do seksu.
Robert przytulił ją - po prostu długo się znacie i przyjaźnicie. Trochę niechlujny facet, ale widać, że ma dobrze poukładane pod sufitem. Patrzyłem na niego gdy zaglądał w twoje projekty- cały czas tak śmiesznie ruszał głową, nieznacznie potakując. A tę jego kobietę znasz? Nieee, aż tak bardzo to ja się z nim nie przyjaźnię! A ty wiesz, że jestem jedyną kobietą w tym zespole? Kiedyś była jeszcze jedna, ale Zigi nie był z niej zadowolony i tak jej umilił życie, że szybko odeszła. Facetów też często prowokuje do odejścia- chce mieć facet najlepszy zespół pod słońcem. A jak się wścieka, gdy ktoś nie potrafi logicznie wytłumaczyć dlaczego coś zaprojektował tak, a nie inaczej. Tylko raz miałam z nim kłótnię - zerknął w projekt i po dwóch sekundach stwierdził, że nie rozumie po co to zrobiłam. Popatrzyłam i powiedziałam - popatrz i pomyśl, to zrozumiesz. W dwie godziny później przylazł i głośno powiedział - masz rację, zrozumiałem. I od tej pory jestem nietykalna. Na początku nie mógł pojąć, że z każdym klientem bardzo długo rozmawiam na temat czego on oczekuje od projektu, jaki tryb życia prowadzi, jak duża rodzina itp. W końcu go przekonałam, że to dla mnie istotne, bo znając te parametry mogę zaprojektować dom, w którym wszystkim będzie wygodnie. No i teraz wszystkie zlecenia na małe domy trafiają do mnie. Już mam cały album z tymi projektami i opisem dotyczącym odbiorców, więc teraz często powielam niektóre projekty. Nie lubię tych osiedli domków jednorodzinnych, choć oczywiście rozumiem, że najoszczędniej jest dla inwestora, gdy one wszystkie w środku są takie same. Wtedy zamawia hurtowe ilości wszystkiego i jest taniej. Ale my ostatnio współpracujemy z takim, który chce by na osiedlu były trzy typy domków pod względem wielkości i każdy miał możliwość innego zaprojektowania wnętrza, zgodnie z życzeniem klienta. Oczywiście te domki są droższe, ale klient ma wpływ na projekt wnętrza.
A czy ty kochany pamiętasz, że w przyszłym tygodniu będziemy oglądać to nowe mieszkanie? Pamiętam i nawet tak pomajtałem grafikiem, że mam cały dzień wolny. I wiesz co? Rozmawiałem z pewnym rehabilitantem i weźmiesz serię masaży, ale niestety nie w mojej klinice ale tam, gdzie on pracuje. To bliziutko, geograficznie vis a vis św.Katarzyny i jest przed tą przychodnią parking. Co drugi dzień, przez miesiąc. Zaczniesz w poślubny poniedziałek o siódmej wieczorem. Będę cię woził i patrzył mu na ręce. Kiedyś pracował u nas, ale zdaniem księgowej był za drogi.
Rozmowę przerwał im telefon od Aliny - pytała co Ewa sądzi o indyku? O którym indyku, nie mam w domu żadnego indyka, mam tylko kurczaka zamrożonego. O indyku na obiad poślubny- wyjaśniła Alina. Ewa zaśmiała się - może być, więcej na nim mięsa niż na kurczaku. Bo dziś muszę dać w tej sprawie odpowiedź- kontynuowała Alina. Zadzwonię do ciebie za moment, tylko dam odpowiedź w sprawie indyka. W 15 minut później zadzwoniła ponownie, mówiąc- no to wszystko zapięte na ostatni guzik.
Zarządziłam w waszym imieniu i obiad będzie u nas w domu. Wszystko przyjedzie razem z nami, a właściwie tuż przed nami. Zamówiłam catering razem z obsługą i ich naczyniami, więc nie będzie mycia garów po przyjęciu. Po ślubie pojedziemy kawalkadą do nas. Nie będzie ani kropli alkoholu, nawet zarządziłam by zimne napoje nie były serwowane w kieliszkach a w szklankach. No i na ślubie będą "klony", bo strasznie o to prosili i obiecali, że będą super grzeczni. Po obiedzie po prostu pójdą sobie na dwór lub do swego pokoju. Robertowego świadka wy weźmiecie do samochodu. Nie gniewasz się chyba, że to nie będzie w jakiejś knajpie a zamiast tego tak rodzinnie? Nie gniewam się i gniewam, ale tylko o to, że mówisz mi to dopiero teraz. No to dobrze - tłumaczyła Alina - po prostu mam koleżankę, która ma taką firmę cateringową, która obsługuje duże przyjęcia. I zapewniam cię, że wszystko będzie super świeżutkie, gorące i ładnie podane. Ona osobiście przypilnuje, by wszystko było jak należy. Poznasz ją, bardzo miła babeczka, w moim wieku. I jakość jest dla niej najważniejsza. A jeden z jej kelnerów to mógłby z powodzeniem brać udział w konkursie na mistera uniwersum. A co twój mąż na tego kelnera? - śmiejąc się pytała Ewa. Eeee, jest tak przekonany o swojej pozycji, że zupełnie się nie przejmuje.
Zgodnie z życzeniem szefa Ewy w dniu ślubu świeciło słońce. Ewa zrezygnowała z usług fryzjera , stwierdziła, że nie będzie upinała włosów, lecz zostawi je rozpuszczone, bo Robert najbardziej lubił takie jej uczesanie.
Jak każdy ślub cywilny i ten był krótki. Ewa do swego nazwiska dodała nazwisko Roberta - uzgodniła to z nim jeszcze przed ślubem. Ponieważ "była" po rozwodzie pozostała przy nazwisku Roberta, Ewa wolała mieć dwa nazwiska, a nie takie samo jak jego była.
Klony rzeczywiście były nadspodziewanie spokojne i grzeczne. W nagrodę mogły po ślubie nałożyć małżonkom łańcuszki z obrączkami. Alina na obu tych płaskich obrączkach wyryte imiona dała do pokrycia ciemnoniebieską emalią, co naprawdę ładnie wyglądało. Śmiała się, że obrączki jeszcze ciepłe, bo daty były wygrawerowane poprzedniego dnia.
Świadek Roberta coś długo szeptał Robertowi do ucha, na co Robert machnął ręką i powiedział - wiem, wszystko jest w porządku, nie ma żadnej sprawy, to wszystko zostało uwzględnione. Pojedziesz samochodem z nami. Jedziemy tylko na obiad, potem wracamy do Warszawy i ty z nami.
Gdy zajechali przed dom na podwórku już stał mikrobusik cateringu, a dwóch kelnerów wnosiło duże tace z pojemnikami. Stół był już nakryty. Mamcia nieco był zdezorientowana, więc tata Ewy cierpliwie jej tłumaczył, że to siostra Roberta zorganizowała przyjęcie u siebie w domu, bo zawsze w domu milej jeść niż w restauracji.
Klony zostały wysłane do swojego pokoju by się przebrali w mniej uroczyste ubrania, które już były dla nich przygotowane.
c.d.n.