niedziela, 12 grudnia 2021

Spóźnione uczucia -11

Fiacik miał urodę.......pudełka,  jak to określił Mietek. Ale, jak stwierdził nie ma się do czego w nim przyczepić. Cichutki, widać, że niemal nie używany, szyby lekko przyciemniane, ładna tapicerka, dywaniki gumowe do niego dopasowane  wliczone w cenę. 
Wpierw przejechał się nim  Mietek, potem za kółkiem usiadła Helena. Mietek, gdy zobaczył wyraz 
twarzy Heleny siedzącej  za kierownicą  od razu wiedział, że kupi ten samochód. Nim Helena wróciła  
z drugiego końca uliczki Mietek już podpisał umowę i zdążył przelać pieniądze  ze swego konta bankowego na konto sprzedającego. 
Do domu    prowadziła Helena a całą drogę Mietek wpatrywał się w jej profil, co jakiś czas mówiąc, 
że do twarzy jej z tym samochodem. 
Do zarejestrowania w Wydziale Komunikacji pojechali dwa dni później. Tak jak przewidywała Helena rejestracja  nowego samochodu zajęła niemal cały dzień  roboczy.
Opla nie można było przerejestrować na Mietka, bo jeszcze  nie mieli ślubu. Za to Mietek mógł 
zwrócić samochód do wypożyczalni, bo od chwili zakupu "unosika" ( jak go nazywała Helena) mógł jeździć do pracy oplem. Helena  bardzo nie lubiła tego opla Vectra- dla niej ten samochód był za duży, czuła się w nim z lekka zagubiona. Zostawiła go po śmierci Wojtka tylko dlatego, że był zdecydowanie nowszy od corsy, którą przed wielu laty dostała od ojca.
W domu, w czasie  wspólnego szykowania obiadu Helena wypytywała Mietka co słychać u Krystyny i czy bardzo jej dokuczają bliźnięta w brzuchu . 
Mietek  wiedział tylko tyle, że  lekarz kazał się Krystynie  "oszczędzać" choć nic złego się nie dzieje, więc  przyjechała do nich jej mama by zająć się nieco domem i dziewczynkami. Pierre marzy już o przeprowadzce bo twierdzi, że w tak małym  mieszkaniu można ześwirować mieszkając w  trzy osoby dorosłe z dwójką dzieci. 
Od stycznia dziewczynki mają chodzić do małego, prywatnego przedszkola, więc może będzie  nieco lepiej, zwłaszcza  dla Krystyny. Na razie te małe artystki udają, że nie rozumieją co do nich mówi babcia. Fakt, że nie są w ogóle zżyte z babcią nie polepsza  sprawy.
Helena  zamyśliła się - po dłuższej chwili  zapytała- a czy ty uważasz Pierre'a za swego bliskiego kolegę czy za takiego samego jak innych? Bo jeśli uważasz za przyjaciela, to możemy  im trochę pomóc, zapraszając na sobotę lub niedzielę jego z dziećmi. Niech mama i  córka zostaną same w domu i nieco odpoczną od dzieci. Nie  zapraszam jej matki, bo uważam, że lepiej by Krystyna  nie została sama w domu, skoro lekarz kazał się jej oszczędzać. To lekarskie "proszę się oszczędzać" to takie pierwsze ostrzeżenie, że coś w organizmie niezbyt dobrze się dzieje.  Wojtkowi też lekarz mówił żeby się oszczędzał ale on to całkowicie zlekceważył, a ja tego nie  zrozumiałam. 
Nie dostrzegałam zapewne bardzo drobnych objawów, on dobrze się maskował.
I już teraz wiem, że trzeba dmuchać na zimne, żeby nie  zrobiło się " samo z siebie" gorące. Dziewczynkom się u nas podobało, jak podkręcimy nieco ogrzewanie to będą się mogły bawić na werandzie. Możemy też podjechać gdzieś pod hasłem "wycieczka", jeśli będzie dobra pogoda, na przykład do Czerska, tam są ruiny  zamku. Tylko powiedz  mu jaki jest program, żeby dziewczynki nie zmarzły na "wycieczce". Wiele atrakcji to tam nie ma, ale na jedną z baszt mogą wejść. Możemy też podjechać do Konstancina, pokazać im tężnie, wybrać się do naleśnikarni, bo które z dzieci nie lubi naleśników z czekoladą - zresztą dorośli też lubią. Możemy też zjeść obiad w "Konstancji", w której  całkiem dobrze karmią. Taki jeden dzień odpoczynku dobrze zrobi i matce i córce, bo na pewno obie 
są zestresowane. A Piotrusiowi też korona  z głowy nie spadnie jak spędzi cały dzień z córkami.
Mietek przyglądał się jej z uwagą - wreszcie cicho powiedział - nie wiem dlaczego w takim razie mówisz, że nie lubisz  dzieci, a gdy oni byli ty się  z dziewczynkami świetnie  bawiłaś i patrzyły się 
w ciebie jak w tęczę.
Helena spojrzała na niego z ukosa - bo ja toleruję dzieci raz na  jakiś czas, a jeśli się posiada własne 
to masz je  24 godziny na dobę, dzień w dzień i to przez wiele lat. A do tego wszystkiego małżeństwo jest  instytucją cierpiącą wiecznie na  brak  personelu. Taka instytucja w której ciągle  jest zbyt mało pracowników.
I nie dam się przekonać, że rodzenie dzieci to samo zdrowie dla kobiety. Przeszłam dwa samoistne
poronienia i wystarczy. Po drugim, litosierny lekarz  poza  granicami Polski, pozbawił moje  jajowody drożności i mam spokój i nie muszę nawet brać hormonów.
Moja prababcia urodziła  jedenaścioro dzieci. Była od swego męża młodsza o całe 15 lat. I umarli w jednym roku - ona w wieku 64 lat, on w wieku 79 lat. Jak wieść rodzinna niosła to tak bardzo ją kochał, że umarł z  tęsknoty za nią. Brzmi  ładnie, ale nie jestem pewna czy to prawda. Umarł we śnie.
Skończyły się czasy gdy pani domu była jego ozdobą i jej rola polegała głównie na wskazywaniu paluszkiem co kto ma zrobić. Mam na myśli panie domu z mojej  klasy społecznej.Teraz pani domu 
jest urządzeniem wielofunkcyjnym - zajmuje się domem a więc wszystkimi domowymi pracami,  musi też wychowywać dzieci i jeszcze do tego pracować  zawodowo. A i tak kobieta -inżynier  zarobi mniej niż facet-inżynier.
No fakt, przytaknął Mietek - w większości  zawodów kobiety gorzej  zarabiają. Tak szczerze mówiąc to ja też wolałem tu w  Polsce  zatrudnić faceta  niż kobietę. Bo  faceci nie zachodzą niespodziewanie w ciążę i nie przerywają w połowie  zaczętego już  projektu. I taki drobiazg - faceci nie cierpią też na zespół napięcia przed menstruacją i nie awanturują się z byle powodu. 
Ale na andropauzę cierpią- odgryzła się w imieniu kobiet Helena- i są tak samo niemili jak kobiety w początkowym okresie menopauzy. To nie wina kobiet, że hormony  tak na nie działają. To po prostu w wielu przypadkach wina kiepskich lekarzy. Po prostu cały system zdrowia źle  funkcjonuje. Medycyna nie stoi w miejscu, ciągle  powstają nowe leki, prowadzone są nowe badania. Tylko mało który lekarz ma czas by wciąż trzymać rękę na pulsie i wciąż się dokształcać. Musi trzymać co najmniej dwa etaty, żeby zarobić godziwe pieniądze. I to bezsensowne  wyliczenie czasu, który może poświęcić pacjentowi- co można zdiagnozować w 15 minut?  Chyba tylko wrzód na tyłku, ale  nie przyczynę, która go wywołała.
A teraz chodź, możemy już usiąść do stołu. I wiesz, ogromnie ci dziękuję, że kupiłeś tego fiacika. Mnie ta  Vectra od samego początku stresowała, nie lubiłam jej prowadzić.
Mietek objął ją i przytulił - będę z tobą często tym fiacikiem jeździł, masz wtedy taką zadowoloną minę i wiesz- czasem głaszczesz kierownicę.  
Nie głaszczę, tylko brak mi skórzanego pokrowca na  kierownicę. 
Ale po ten gadżet to trzeba  pojechać razem ze samochodem, bo trzeba od razu założyć, by sprawdzić czy pasuje, bo różnie z tym  bywa. Na opakowaniu  stoi napisane, że pasuje, a rzeczywistość czasem co innego pokazuje.
W sobotę około 11 przed południem przyjechał Pierre z dziećmi. Pogoda była całkiem niezła, więc Helena zarządziła wyprawę do Czerska. Trafili całkiem dobrze, była impreza historyczna. Jej uczestnicy byli w strojach z epoki, czyli tak na oko z XIV wieku. Na dziedzińcu zamkowym były rozstawione  kramy z ceramiką i różnymi gadżetami z epoki. Dziewczynkom oczęta wychodziły na wierzch, bo tak ubranych ludzi płci obojga  jeszcze nie widziały. Impreza była  zaplanowana dopiero za 2 godziny, ale po rozmowie z jednym z organizatorów Mietek stwierdził, że dziewczynki są  jeszcze zbyt małe na  taki pokaz, więc niech tylko  Pierre pójdzie z nimi do jednej z  baszt, z której będzie piękny widok na okolicę. Już samo wejście na platformę  baszty będzie dla obu dużym przeżyciem. Mietek chciał co prawda zostać z Heleną na dole, ale ta zapewniła go, że lepiej będzie  gdy pójdzie  z nimi, bo tam jest sporo do czytania, więc może robić za tłumacza. A ona sobie tu na nich poczeka. Pokręciła się między straganami, kupiła kilka  glinianych małych gadżetów dla dziewczynek, dwie  lalki -szmacianki, różnej wielkości pierniki w kształcie  serc dla w sumie  siedmiu osób, żeby dziewczynki mogły obdarować nimi i mamę i  babcię, porozmawiała z bardzo sympatycznymi młodymi ludźmi, którzy tę noc spędzili pod  namiotem na  dziedzińcu, pobawiła się z ich prześlicznym psem, pomachała do stojących na górze Mietka, dziewczynek i  ich taty i w końcu doczekała się ich powrotu. Dziewczynki były zachwycone. Na koniec  zobaczyły z bliska  "rycerza" w zbroi. Ponieważ w międzyczasie pogoda się nieco zbiesiła i zrobiło się zimno Helena  zarządziła odwrót. Nie  pokazywała na razie co tam  kupiła, stwierdziła, że da i pokaże w domu. Będą miały w domu o jedną atrakcję więcej. Na obiad dla wszystkich  miała przygotowane domowe nugetsy. Do nugetsów  miała do "popitki" barszcz czerwony a w charakterze  sałatki była papryka w trzech kolorach, pokrojona w grube paski. 
Helena, by zachęcić dziewczynki do nugetsów zapowiedziała jeszcze w drodze, że w domu czeka na nie jedzonko rodem z McDonalda. Pierre się skrzywił, ale Helena szybko dodała- nawet nie masz pojęcia Pierre jakie to dobre i zdrowe, wszystko  kupione w specjalnym oddziale McDonalda -i puściła do niego oko.
Tak jak Helena przypuszczała nugetsy przypadły dziewczynkom do gustu, barszcz do popitki  siorbały przez rurki a ciocia Elena, pozwoliła  by paski papryki i kawałki nugetsów trzymały w rękach a nie koniecznie na widelcu- zupełnie jakby były w przydrożnym Mc Donaldzie.
Po obiedzie pokazała dziewczynkom co kupiła na straganach, wręczyła każdej po lalce -szmaciance i glinianym dzbanuszku. Dała im również po jednym niedużym piernikowym sercu zapakowanym w celofan, pokazała jakie serca piernikowe  są dla  babci i mamy, obaj panowie i ona również dostali po  jednym  piernikowym sercu.
Po obiedzie dziewczynki bawiły się na werandzie. Lalki -szmacianki były dla  nich kompletną nowością bo obie miały w domu tylko lalki  Barbie lub Steffi. Młodsza przytulała  mięciutką lalkę do policzka i zaczęła się dopytywać jak ta lalka ma  na imię. Była bardzo zdziwiona, że lalka nie ma jeszcze imienia i że imię może sama  tej lalce nadać. Bardzo szybko lalka otrzymała imię Ala. Starsza dość długo się
zastanawiała nad imieniem dla swojej, w końcu zdecydowała, że to będzie Olivia.
Gdy "spolaryzowane" dziewczynki bawiły się na werandzie, Pierre podszedł do Heleny, która w kuchni szykowała gorącą czekoladę i swą nieco kaleką polszczyzną powiedział - "bardzo wam dziękuję i trudno- najwyżej mnie Mietek zleje, ale muszę cię ucałować" i wycisnął Helenie dwa całusy na policzkach, a potem  poklepał po ramieniu Mietka i powiedział- "masz przyjacielu cudowną kobietę."
Wiem o tym, wiem - zapewnił go Mietek. 
Około szóstej, pomimo protestów dziewczynek Pierre zarządził powrót w domowe pielesze. Tym razem całusy od dziewczynek załapał również i Mietek . A Pierre dostał w  garść 2 pojemniczki - w jednym były nugetsy, w drugim ciasteczka. Do nugetsów  Helena  załączyła przepis, pamiętając o tym, że zwykłego pieczonego kurczaka dziewczynki nie chciały jeść. A dziewczynki miały mały koszyk, w którym spoczywały  piernikowe serca dla mamy i  babci oraz gliniane dzbanuszki oraz ich nowe lalki.
Gdy zamykali  bramę po wyjeździe gości, Mietek powiedział - widzisz, Pierre też się na tobie  poznał.
I wcale cię nie rozpieszczam, gdy mówię, że jesteś cudowna - po prostu  taka jesteś!

                                                                            c.d.n.