czwartek, 7 września 2023

Córeczka tatusia - 5

 Rodzice  Wojtka  dotarli bardzo późno - ojciec pozostał tylko kilkanaście minut i wypożyczonym  samochodem  pojechał do hotelu, w którym już czekał na  niego szef.  Mama była przybita i nie bardzo wiadomo  dlaczego miała pretensje  do Wojtka, że "zaniedbał  ciocię". Z kolei Wojtek nie  czuł  się winny, mówiąc, że szanowną  ciocię to widywał tylko wieczorami - opiekunka przychodziła o 7 rano i najczęściej była do  godziny 19,00, bo przed  wyjściem szykowała  ciocię  do snu. 

Przecież ci mówiłem, że ciocia coś nie  za bardzo kontaktuje, a ty mi powiedziałaś, że to normalne na  starość a poza tym za mało  z ciocią  przebywam.  A ja nigdzie wieczorami nie  wychodziłem gdy wychodziła już  ta opiekunka.  Ja  się nie  znam na chorobach - jak  się czuła gorzej bo miała katar lub kaszel to wzywałem lekarza i wtedy opiekunka  nocowała w jej pokoju. Równie  dobrze może  się każdy dziwić, że ojciec wcześniej nie załatwił bardziej  fachowej opieki dla  cioci lub nie wziął jej do Austrii by mieszkała razem  z wami. Mnie  już tam dawno nie ma i macie  przecież  spore mieszkanie. Zresztą ciocia jest tylko 5 lat  starsza od taty. Nie pięć, ale osiem - to jej wymysł, że jest  tylko 5 lat starsza  - powiedziała  ze złością mama.  Chyba wiesz ile w Austrii kosztuje opieka - tu jest znacznie taniej. Mam nadzieję, że będziesz odwiedzał ciocię w tym Wiśniewie.  

Nie  sądzę - zaczynam pisać pracę magisterską i nie będę miał czasu na  jeżdżenie do cioci. W weekendy też będziesz  zajęty?- dziwiła  się mama. W weekendy będę odpoczywał a  odwiedzanie niekontaktującej starszej osoby trudno nazwać odpoczynkiem. Poza tym to ona naprawdę słabiutko kontaktuje. Myślisz, że była  w pełni świadoma tego, że przyjechał jej brat z żoną ? A może ucieszyła  się, że będzie teraz miała opiekę w zakładzie  sióstr?  Ciocia już od ponad  roku prawie nie kontaktuje, powtarza głównie  to co usłyszy od  swego rozmówcy. 

No ale przez  całe studia u niej mieszkałeś, nie  w akademiku. 

Chciałem mieszkać w  akademiku, to tata szybko zapisał to mieszkanie na mnie. Mamo, proszę  cię- oboje  wiemy, że kochana  ciocia Helenka nigdy nie była ulubienicą rodziny i była uważana za dziwoląga, bo nigdy nie  wyszła  za mąż. Zupełnie tak, jakby wyjście  za mąż było nobilitacją a stan wolny jakąś skazą. Z uwagi na  ciocię to cieszę  się że będzie teraz pod fachową opieką.  Mam nadzieję, że zawiadomiliście tę panią opiekunkę, że udało  się załatwić zakład.  Oczywiście, zaczekała na nas do chwili naszego powrotu i nawet pomogła  w pakowaniu rzeczy cioci. Tata nawet dał jej jakąś gratyfikację. No i fajnie - podsumował Wojtek- rozrywkowego życia przy cioci to nie  miała. 

Dobrze, że już kończysz  studia, bo nie  da się ukryć, że ten zakład kosztuje, nie wystarczy na niego to co ciocia dostaje z ZUS-u.  No to się jeszcze uciesz, z tego, że nie  chcemy żadnego wesela i wystawnego ślubu, bo to dopiero w tym kraju kosztuje.

Zrobiłeś  się synku złośliwy. Wojtek wzruszył ramionami - zawsze taki byłem, tylko od kilku lat widujemy się sporadycznie i krótko to tego nie  zauważyłaś. Poza tym to mamy specjalny fundusz na twoje małżeństwo- zawsze  chcieliśmy być miał dobry  start - informowała go mama. 

Marta, która była  zaskoczona całą tą rozmową włączyła się i powiedziała - najważniejsze w starcie młodego człowieka jest jego wykształcenie by mógł  dzięki temu znaleźć dobrą pracę. A Wojtek kończy taki kierunek, że bez trudu znajdzie dobrze płatną pracę. No i tak jak to uzgodniliśmy z Wojtkiem- nie  chcemy żadnego wesela i wystawnego ślubu.  

A kiedy chcecie wziąć ten ślub?  No na pewno nie teraz  / zaraz, jeszcze nawet z Wojtusiem nie rozmawialiśmy o tym szczegółowo. Na pewno wszystko będzie podporządkowane faktowi, że musi wpierw znaleźć promotora i napisać pracę, co może potrwać nawet rok. Nie znam  się na kierunku, który on ukończy- w czerwcu będzie  miał ostatnie egzaminy, ale  z tego co wiem od różnych koleżanek i kolegów to na niektórych  kierunkach  pisanie pracy może trwać wiele miesięcy, nawet rok, jeżeli są potrzebne jakieś wyniki prowadzonych z tej okazji badań czy doświadczeń. Mam na SGGW koleżankę - absolutorium zrobiła w ubiegłym roku, zaraz zaczęła pisać swą pracę magisterską, ale jeszcze jej nie ukończyła, bo przeprowadza  różne doświadczenia i nie może skończyć pisać dopóki nie będzie  miała wszystkich wyników tych badań.  A ja mam jeszcze przed  sobą 2 semestry na I stopień i potem 4 semestry na ukończenie studiów II stopnia. I nie ma jak tego przyspieszyć. Ale o tym wszystkim  to Wojtuś  wie. 

No to kiedy wy będziecie mieć dzieci?!- nieomal wykrzyknęła mama.

Mamo - a gdzie jest powiedziane czy zapisane, że musimy  mieć dzieci?  Czy twoim zdaniem ludzie  tylko po to biorą ślub by produkować dzieci?- spytał Wojtek.  Gdyby nie całe tony durnych przepisów, które wręcz do rozmnażania  się zachęcają to 3/4 osób żyłoby  sobie dobrze i  spokojnie  bez ślubów. W wielu krajach jest uznawany konkubinat, ale Polska zawsze była jest i będzie  zacofana pod  tym względem. W tym kraju dziecko urodzone w konkubinacie ma przechlapane i ma etykietkę nieślubnego dziecka. W innych krajach, które uznają instytucję konkubinatu, jeśli jest on zgłoszony jako forma związku, partner nie może bezkarnie wyrzucić partnerki z ich  wspólnego mieszkania,  a tu może- wszak to nie jest ślubna  żona. Sama wiesz jak jest w Austrii - tam przecież uznają konkubinat. Polska jest w grupie 11 krajów europejskich, które nie uznają  konkubinatów. 

Marta, którą cała ta rozmowa  nieco wytrąciła  z równowagi, poszła  do kuchni  w której siedział tata i miał przed sobą krzyżówkę. Marta przytuliła  się do niego i cichutko powiedziała - czuję się tak jak jeż, który odkrył swą pomyłkę złażąc ze  szczotki ryżowej. Nigdy więcej nie pojadę z wizytą do Austrii - teraz rozumiem dlaczego Wojtek wolał być w Warszawie niż w Grazu. Zawsze mnie  to dziwiło - teraz  przestało. 

Tata uśmiechnął się - nigdy nie mów nigdy. Na pewno pojedziecie tam z Wojtkiem nie jeden  raz, jakby na to  nie spojrzeć to jest jego matka.  Wojtek "poszedł" w tatę, choć ostatnio  po Wieśku  widać nieco wpływ szanownej małżonki.  Wiesz jak mówią - z kim przestajesz takim  się stajesz. Gdy ci ktoś  codziennie wkłada do głowy, że jesteś bardzo  wysoki, to po jakimś  czasie, choć jesteś konusem to zaczyna ci  się wydawać, że masz 2 metry wzrostu, tylko lustro źle odbija. A Wojtek ostatnio tak wygląda jakby zdobył Everest a nie  dziewczynę.  Przyprowadź tu Wojtka pod jakimś pretekstem - porozmawiam  z nim chwilę, a ty zajmij swą teściową jakąś babską rozmową- najlepiej o  ciuchach. Oni już w poniedziałek wieczorem wyjeżdżają, przetrzymasz. Tym łatwiej, że oboje  macie zajęcia na  swoich uczelniach,  a ja jestem odporny na jej "wielkopaństwo". Wyciągnę ją na miasto, czasem  dobrze jest mieć nienormowany  czas pracy. Pociąg mają w poniedziałek  wieczorem. A jutro możemy się wybrać na jakieś "ukulturnienie", może do muzeum  albo do Centrum Nauki - nie będzie  mogła gadać. Nooo, do  tego Centrum Kopernika to bym nawet  chętnie poszła,  a do  Muzeum Narodowego  też bym poszła - stwierdziła  Marta.

W niedzielę pojechali  razem zwiedzić Zamek, bo okazało  się, że teściowa jeszcze  nigdy nie widziała jego wnętrz. W którejś  z sal Wojtek, który cały czas obejmował Martę powiedział jej do ucha, że nie jest pewien czy to był dobry pomysł, bo matce może się zachcieć umeblować mieszkanie  w Grazu "podróbkami z epoki". Obiad zjedli w jednej ze staromiejskich restauracji i jeszcze przedreptali trochę po uliczkach Starego Miasta.

Przyszłej teściowej udało się nieco  zszokować Martę, bo powiedziała, że wprawdzie mieszka  w  Grazu wiele lat, ale  ani razu nie  zwiedzała tam żadnego zabytkowego obiektu, bo  nie  czuła takiej potrzeby. Do muzeum też nie  chodzi - przecież   lepiej  wszystko widać na  ekranie telewizora. No i to dreptanie po salach jest bardzo męczące. A ja lubię  zwiedzać zabytkowe obiekty- powiedziała Marta.To prawda- chodzenie po takich  salach jest  męczące,  ale ci co  w tych wnętrzach żyli, codziennie musieli się  całkiem  sporo nachodzić. Gdy już opuścili Zamek mama stwierdziła, że wyrobiła  chyba  aż dwuletni limit zwiedzania. Dopytywała  się, czy jest jeszcze w Warszawie giełda staroci, bo ona by chętnie na taką giełdę poszła, bo tak często można kupić "za psie pieniądze" jakieś  starocie.  Marta spojrzała na  zegarek i powiedziała - szkoda ,że wcześniej  nie powiedziałaś ciociu o tym, że masz chęć odwiedzenia tej giełdy. O tej porze to tam już nikogo i niczego nie ma, bo tam bardzo wcześnie rano zaczyna się sprzedaż,  podobno już od  siódmej  rano ludzie  rozkładają się z towarem.  Ale podobno tam jest sporo podróbek, rzeczy  są postarzane. 

Jeżeli chce  się kupić coś starego i oryginalnego a nie podróbkę  to trzeba się wybrać do DESY, bo oni nie  skupują podróbek. Ale ceny tam takie, że oko bieleje. Ciocia  mojej koleżanki miała  w domu niedużą szafkę- biblioteczkę, która na dole miała dwie szafki, których drzwiczki były ozdobione chińskimi  malowidełkami - mebelek  był śliczny, sprzedała go bardzo drogo, a stał w DESIE chyba  z rok no bo taki mebel musi być w pokoju, w którym reszta będzie się z nim komponowała.  Widziałam też u  niej  szafę z hebanu i drzwi tej szafy były rzeźbione - przedstawiały sceny z jakichś bitew. To było piękne, ale nikt tego nie kupił i mam podejrzenie, że szafa albo do  dziś  stoi albo wymontowano same  drzwi i były jako ozdoba  ścienna. Ta szafa była pioruńsko ciężka bo te deski miały grubość 7 cm i nawet w kilka  osób trudno było tę  szafę ruszyć  z miejsca. 

A w ubiegłym  roku sprzedawano w Warszawie meble z Indii. Były z litego drewna  i na przykład odsunięcie krzesła od stołu wymagało całkiem  sporego wysiłku. Szafy były dziwne i śmieszne, bo drzwi miały ażurową kratkę. Były też olbrzymie  kufry, w takim jednym to byśmy się obie  spokojnie mogły schować. Dość długo te  meble były, w końcu zniknęły i więcej już nikt  nie importował mebli z Indii. Moja koleżanka "upolowała" tam wtedy składany  drewniany parawan i  też wcale nie był lekki- no ale przynajmniej  był bardzo stabilny. Do przeniesienia  go trzeba  było wziąć solidny wózek platformowy i na ten wózek  to go wstawiało trzech krzepkich facetów.  Bardzo ładny był jedwab, który był przymocowany do tych kratek parawanu - taki mglisto zielony a na nim ciemno zielone listki. Według opisu to był tkany ręcznie, nie  maszynowo, bo to była  zabytkowa tkanina. Cena tego parawanu po dwóch przecenach nadal  mogła przyprawić człowieka o  atak  serca, ale ona go kupiła. No ale ona mieszkała w domu wolnostojącym i jej sypialnia to miała ze 25 metrów kwadratowych.  A najlepszy  numer to był z jego transportem, bo  musieli wynająć samochód z windą i tych trzech facetów, którzy  potem go wtaszczyli do ich domu na pierwsze pięterko.  

A po co kupiła  ten parawan? - spytała prawie teściowa. No bo się jej podobał, a nie  cierpiała na brak gotówki. Ja to bym tego nawet darmo nie wzięła. Podobał mi  się tylko ten kawałek jedwabiu- byłaby z tego ładna  bluzeczka. 

 A w czym  ty masz zamiar iść do ślubu? Marta wzruszyła ramionami - jakoś jeszcze  nie  myślałam o  tym. Trudno myśleć o tym w co się ubrać, gdy  się nawet jeszcze  nie wie kiedy to będzie. Mam w domu dwa odpisy swojej metryki i nie można ich użyć, bo wyszło zarządzenie, że odpis  metryki jest  ważny tylko trzy  miesiące. W  związku z tym w tym archiwum są codziennie kilometrowe kolejki. Przychodzisz, pobierasz numerek i siedzisz aż twój numerek się pokaże na tablicy. Tyle tylko, że jest jakaś określona ilość numerków wydawana w dwóch  rzutach, bo jest dwugodzinna przerwa  w ciągu dnia. Ktoś mi mówił, że trzy razy "podchodził" nim  mu  się udało załapać  numerek. Ale ponoć  dobrze  jest wziąć z domu ten stary odpis, bo na  nim są jakieś  znaki tajemne według których łatwiej jest paniom urzędniczkom znaleźć  księgę,  w której  jest wpisana dana metryka. Może z czasem zdigitalizują i wtedy będzie łatwiej  odnaleźć wpis  do księgi. 

Nie ma lekko,  wszystko jest problemem ciociu.   A gdy już  się wydostanie te metryki to od  chwili   złożenia dokumentów obowiązkowo  trzeba odczekać 30 dni by wziąć ślub.  Z góry wiadomo, że naród przesądny, więc w miesiącach z literą "R" może być kłopot z  załapaniem pasującego delikwentom terminu.  Soboty to chyba już do końca  świata są zajęte.   

Do lekarza państwowego też trzeba  wpierw odstać w kolejce  do zapisu, a potem odsiedzieć lub odstać w dniu wizyty. Bo to, że ma się kartkę, z datą i godziną  nie  znaczy, że będzie  się o tej godzinie przyjętym. Do wielu specjalistów czeka  się i rok na  wizytę,  chociaż na skierowaniu jak byk jest napisane CITO. No więc ja  chodzę do prywatnego lekarza i już się zapisałam do prywatnej przychodni. Jest o tyle  dobrze, że część badań pokrywa ZUS rozliczając  się z tą prywatną placówką. Moja znajoma, która ma już tylko jedną nerkę  to do nefrologa jest  zapisana na wizytę  za rok.

Wiesz Martusiu słucham tego jak bajki o żelaznym wilku- nie  miałam pojęcia, że tak  się wszystko tu posypało. Muszę powiedzieć Wieśkowi, że mieliśmy  szczęście, że udało się Helenkę umieścić w tym prywatnym domu opieki. Udało się "od  ręki". No bo pewnie któraś z pensjonariuszek odeszła  w lepszy wymiar i zwolniło się miejsce - cicho powiedziała Marta.

                                                       c.d.n.