niedziela, 28 stycznia 2024

Córeczka tatusia- 77

 Pół godziny  przed północą przyszli przyszli rodzice Marty razem z jej teściem, każdy dostał kalendarz na nowy rok, w każdym  były indywidualne życzenia na  nadchodzący  rok i wszyscy obdarowani byli tym  zaskoczeni i uradowani, bo, jak powiedział Andrzej, to dla  każdego z nich jest dowodem prawdziwej  sympatii obdarowującego. Misia, która oczywiście  towarzyszyła rodzicom dostała  przysłowiowego "kręćka", nie mogąc  wybrać kogo "adorować", w efekcie końcowym pobiegła  do  sypialni Marty i Wojtka i zwinęła  się  w kłębuszek we własnej budce.

Ojciec Wojtka był bardzo zdziwiony, że młodzi nie tańczyli jeszcze  w tę noc, która przecież jest głównie do tego przeznaczona - przecież trzeba  się cieszyć, że stary rok minął bez poważnych kłopotów i razem tańcząc zaklinać rzeczywistość, by następny rok też był taki. Poszeptał chwilę z Wojtkiem i Wojtek uruchomił  odtwarzacz i gdy popłynęły dźwięki tanga  przyglądał  się jak jego ojciec nieomal z nabożeństwem tańczy tango z Martą. Po chwili dołączył Michał z Leną, Andrzej poprosił Pati, Wojtek tańczył z Alą i w końcu tylko tata Marty nie  miał z kim zatańczyć i wtedy Marta z teściem  go "zagarnęli" i Marta tańczyła z dwoma tatusiami, śmiejąc  się, że to nowy styl - tango "trojak".  Potem obaj tatusiowie tańczyli sami, a reszta ich podziwiała, bo obaj tańczyli świetnie, na  zmianę przejmując w tańcu  rolę męską. Wojtek ukradkiem nakręcił króciutki filmik smartfonem, ale na  razie wiedziała o tym tylko Marta.

Około godziny pierwszej już Nowego Roku  rodzice postanowili wracać  w domowe pielesze. Razem  z nimi szykował się do wyjścia ojciec  Wojtka. Gdy Pati poszła po Misię, ta obróciła  się ostentacyjnie tyłem, więc została w swojej  budce, w  sypialni swych państwa. A wy dacie radę ją wyprowadzić  rano?- martwiła  się Pati.  Nie ma problemu - stwierdził Wojtek. Nim  my  się położymy ja  z nią wyjdę na kwadransik. 

"Komitet Rodzicielski"- jak określił Michał - zrobił na wszystkich młodych szalenie pozytywne  wrażenie i Michał prorokował, że gdy tylko jego teściowie przeprowadzą  się do Warszawy to na pewno szybko znajdą wspólny język  z rodzicami Marty i Wojtka, bo ojciec Wojtka to już się przecież "zakolegował z Ziukiem".

O czwartej nad ranem Marta przekonała swych gości by zamiast wsiadać do samochodów wybrali nocleg u  nich, a  spać mogą wszyscy nawet  do południa i nawet jeszcze  śniadanie dostaną, żeby nie padli z głodu w drodze do  swych domów. Ale uprzedzam - śniadanie będzie przy stole - nie ma jedzenia w łóżku. I tu opowiedziała  historię, jak to kiedyś zamarzyło się jej śniadanie w łóżku w efekcie  którego jej nowiutka kolorowa, batystowa pościel musiała wylądować  w koszu, bo niestety nie  udało  się jej doprać po kontakcie z zawartością kubka - a był pełniutki świeżo zaparzonej prawdziwej kawy. 

No bo pewnie miałaś złą tacę, miała zbyt niskie krawędzie - stwierdził Michał.  Marta się  tylko roześmiała - przy moich zdolnościach to nawet  gdyby  krawędzie miały i 5 cm wysokości też by to pościeli nie uratowało - ja po prostu zapomniałam, że mam na kolanach tacę z kawą i ......wstałam nim ją zdjęłam  z kolan.   Od tej pory już nie odbieram telefonów o zbyt wczesnych godzinach porannych - zwłaszcza tych stacjonarnych telefonów, do których należy wyjść z łóżka. I nie piję kawy w łóżku. No fakt - trzeba  mieć naprawdę nadzwyczajne zdolności  by nie  zauważyć, że się ma  tacę z kawą na kolanach - skonstatował Michał. 

A dlaczego ja nic o tym dotąd  nie wiedziałem? - zdziwił się Wojtek. No a po co miałam ci o tym mówić? To nie było coś czym można się  chwalić - tłumaczyła ze śmiechem  Marta - miałeś przynajmniej złudzenie, że jestem normalna i fajna a nie zwykła  gapowata niedojda, która niezbyt kontaktuje. Wyznanie Marty spowodowało, że każdy  z obecnych  zwierzył się ze  swoich baaardzo dziwnych przypadków - opowieść o tym jak Michał zamiast zakręcić dopływ  wody coraz więcej ją rozkręcał i był i o mały  włos od wezwania na pomoc pogotowia wodociągowego  przyprawiła wszystkich  niemal o łzy  ze śmiechu. No i dobrze, że potrafimy się po czasie pośmiać  sami  z siebie - powiedział Andrzej. Bo tak naprawdę nikt z nas nie wie wszystkiego i  nie jest doskonały.

Dziś to  się z siebie mogę pośmiać, ale kiedyś to mi niezbyt było do śmiechu, bo ni  w  ząb nie  wchodziły mi pewne nazwy do głowy. A rzecz dotyczyła kosteczek słuchowych. To takie maleństwa, których  wielkość to zaledwie kilka milimetrów i to jedyne kości  które nie rosną  wraz z rozwojem i  wzrostem organizmu- to młoteczek, strzemiączko i kowadełko. Zupełnie mi te nazwy nie  wchodziły do głowy, ale w pewnym  momencie "zajarzyłem", że to takie nazwy związane z....końmi i kuźnią. No przecież w kuźni jest młot i kowadło a jeździec wkłada  stopę w strzemię. O tym to wiedziałem, bo obstawiałem czasem na   wyścigach na Służewcu i kilka razy nawet  się konno przejechałem gdy koń był na lonży a  kuźnię i proces podkuwania  konia też oglądałem. 

No i na którymś kolokwium błysnąłem - trzeba  było opisać kosteczki słuchowe- gdzie  się znajdują, nazwy, budowę, rolę. No i  się popisałem - poskrobałem w pamięci, przypomniałem sobie swoje końskie skojarzenia i napisałem: młotek, strzemię, kowadełko, oraz opisałem ich funkcję i jakimś  cudem całkiem prawidłowo.  Pan profesor musiał się nieźle ubawić a na  dodatek  miał wysokie poczucie humoru bo była  adnotacja: "giganci już dawno wyginęli, reszta odpowiedzi zaliczona". I podał termin poprawki. Trzy  dni się zastanawiałem czy  aby  nie zmienić kierunku studiów, bo się jednak skompromitowałem. 

Na "poprawce" tłumaczyłem  się gęsto, że to nie  był żart a tylko moja bezmyślność bo mi te nazwy za nic nie  wchodziły do łba. A potem kilka  razy, gdy już ukończyłem  studia  i robiłem specjalizację  spotkałem pana profesora, który mnie  witał słowami - "a jak tam panie kolego pańscy  giganci?". A potem zawsze mi dodawał otuchy żebym wytrwał w obranym kierunku, choć to bardzo trudny kierunek. Niestety już przeniósł się do wieczności, ale mam wrażenie, że tylko dzięki niemu wytrwałem i ukończyłem  specjalizację i zrobiłem  doktorat.

Medycyna to szalenie  ciężki kierunek - powiedziała  Marta. Mam wrażenie, że w każdej medycznej specjalności przydałby  się dodatkowy podział na  kierunki łączące ze sobą pogranicza danej specjalizacji z innymi. Ale być może wystarczyłyby większe środki na ochronę zdrowia i ściślejsza  współpraca pomiędzy różnymi specjalistami. I na pewno nikomu by nie zaszkodziło, gdyby od  dziecka uczył się dbania o swój organizm i więcej wiedział o jego funkcjonowaniu. Może kiedyś już w  szkole średniej , w końcowej fazie czteroletniego cyklu nauki będzie się dokonywał podział na jakieś specjalizacje. Bo co mi z tego, że musiałam  się uczyć w  szkole o roślinach okryto i nago nasiennych - dla mnie nic z tej nauki nie wynikło. A gdyby nie mój własny tata za nic nie odróżniłabym liścia grabu od liścia buka. Bo są bardzo podobne. W kwestii wyglądu różnią  się głównie piłkowaniem brzegów- buk ma pojedynczo piłkowany brzeg a grab - podwójnie. I jest niewielka różnica w ułożeniu nerwów liści- grabowe liście  mają bardziej sercowaty kształt i zaledwie 1 cm ogonek.

A ty masz jeszcze dużo do skończenia  studiów? I co będziesz  robić po ich ukończeniu?- spytała Lena Martę.  Nooo, gdy  zaliczę sesję w lutym to do końca, do magisterium mam trzy semestry. A co będę robić?- mam zamiar pracować w laboratorium i albo będę kontrolować  skład chemiczny  nowych preparatów kosmetycznych na rynku  albo współtworzyć nowe preparaty wspomagające walkę z alergiami skórnymi, łuszczeniem  się skóry, łojotokowym  zapaleniem  skóry, poza  tym będę się mogła  zajmować ogólną higieną życia, odpowiednią  dietą, psychologią i estetyką. Nie będę chirurgiem plastycznym, ale być może będę z takimi specjalistami współpracować, bo po ingerencji chirurgicznej nadal trzeba bardzo dbać o  skórę by uzyskany efekt jak najdłużej utrzymać. Wszak  skóra  też się starzeje jak i cały nasz organizm, tylko więcej widać, że się nam  starzeje twarz niż mózg lub inne organy  wewnętrzne.

W wakacje trochę pracowałam w laboratorium i bardzo mi ta praca podobała  się. Ale nie  da  się ukryć, że jeszcze  sporo nauki przede mną. I szef był ze mnie zadowolony, tylko miałam mały wypadeczek - ale dzięki niemu nauczyłam  się, by nie łapać w garść spadającego szklanego naczynia.  Jak się potem w  drodze śledztwa okazało, ono już było pęknięte i dlatego  się rozpadło gdy je zdejmowałam  z półki. Biedny szef omal na zawał nie  zszedł .  Mnie też trochę zatkało z wrażenia i to na tyle mocno, że aż nie  czułam bólu choć mocno krwawiłam.

I Andrzej mnie ślicznie pozszywał i już się wszystko zagoiło, zrosło i niemal nie ma  śladu.  Na  szczęście nie uszkodziłam  sobie  żadnego ścięgna lub nerwu. A poza tym to była lewa ręka a ja, chociaż jestem dwuręczna, to jednak piszę prawą ręką.  A przez  to, że pracowałam w  wakacje ( na pół etatu) to gdy tylko mam jakieś problemy w "kwestiach chemicznych"  to mogę zawsze  wpaść do chemików i wszystko mi wyłożą  w bardziej przystępny sposób niż pan wykładowca. Poza tym mam teraz "normalniejsze" koleżanki, bo to w większości babki, które już pracowały jako kosmetyczki, ale chcą mieć  własne salony kosmetyczne, a do tego wg  nowych przepisów potrzebny jest stopień magistra by mieć własny  salon.

A ty nie  chcesz mieć własnego  salonu kosmetycznego? - spytała Ala. Nie, bo nie mam zamiaru się z nikim użerać - po prostu na tym pierwszym stopniu nauki za dużo widziałam i słyszałam i nie umiałabym zapewne z takimi dziewczynami współpracować. Te, które robią II stopień to już mają za sobą jakiś staż pracy jako kosmetyczki i mają dobrze poukładane  w głowach.

A ja, tak jak ci mówiłem skontaktuję cię z tą lekarką - dermatolog  - powiedział Andrzej. Nie mogę się oprzeć  wrażeniu, że będziecie  się dobrze  rozumiały - ona też taka poukładana jak  ty. A skąd ty wiesz,  że ja jestem "poukładana"? -  spytała  Marta. Andrzej zaczął się śmiać - no bo po pierwsze widzę to jaka jesteś, słyszę co mówisz, obserwuję twoje  reakcje  w różnych  sytuacjach a poza tym strasznie  dużo mi Wojtek o tobie mówił, więc zacząłem  sprawdzać czy jest tak jak on mówi, czy  tylko mu  się  zdaje. No i żyję z rok albo nieco dłużej na tym świecie niż ty i Wojtek.  Lena też mówi o tobie, że jesteś bardzo "poukładana" i rzeczowa i dobrze  wiesz co chcesz. A poza tym nasze  smyki cię lubią, a  nawet dopytują  się kiedy do nas przyjdziesz. 

Hmmm, przyjedziemy po mojej sesji, mam tylko dwa egzaminy do zdania- stwierdziła Marta,  ale sporo materiału do powtórzenia przed  sesją.

Towarzystwo stwierdziło, że nawet nie  zauważyli, że już właściwie jest rano, że wszyscy najchętniej wypiliby jeszcze gorącą kawę i jednak pojechali do własnych łóżek. Zgodnie z życzeniem gości Marta zrobiła kawę  do której pokroiła ciasto, oprócz tego każda para  dostała porcję "na  wynos" by mieli  coś słodkiego do pogryzienia   w domu  i w godzinę potem towarzystwo opuściło gościnny dom. Wojtek w ramach odprowadzania przyjaciół na przydomowy parking wyprowadził Misię. A Marta  dopilnowała, by każda para  wzięła do domu doniczkę  z kwiatkiem. Wszyscy razem  stwierdzili, że to była  bardzo udana noc i że trzeba pomyśleć nad  wspólnymi wakacjami. 

Gdy odjechali Wojtek szybko wrócił  z Misią do mieszkania, załadował naczynia do  zmywarki, ale stwierdził, że włączy ją gdy się obudzą.

No popatrz - powiedział do Marty- znów  się postarzeliśmy o rok. Trzeba się zregenerować  snem. To był bardzo udany Sylwester - stwierdziła  Marta. Ale już mi się chce spać. W pół godziny później i oni i Misia spokojnie  spali.

                                                                  c.d.n.