Pół godziny przed północą przyszli przyszli rodzice Marty razem z jej teściem, każdy dostał kalendarz na nowy rok, w każdym były indywidualne życzenia na nadchodzący rok i wszyscy obdarowani byli tym zaskoczeni i uradowani, bo, jak powiedział Andrzej, to dla każdego z nich jest dowodem prawdziwej sympatii obdarowującego. Misia, która oczywiście towarzyszyła rodzicom dostała przysłowiowego "kręćka", nie mogąc wybrać kogo "adorować", w efekcie końcowym pobiegła do sypialni Marty i Wojtka i zwinęła się w kłębuszek we własnej budce.
Ojciec Wojtka był bardzo zdziwiony, że młodzi nie tańczyli jeszcze w tę noc, która przecież jest głównie do tego przeznaczona - przecież trzeba się cieszyć, że stary rok minął bez poważnych kłopotów i razem tańcząc zaklinać rzeczywistość, by następny rok też był taki. Poszeptał chwilę z Wojtkiem i Wojtek uruchomił odtwarzacz i gdy popłynęły dźwięki tanga przyglądał się jak jego ojciec nieomal z nabożeństwem tańczy tango z Martą. Po chwili dołączył Michał z Leną, Andrzej poprosił Pati, Wojtek tańczył z Alą i w końcu tylko tata Marty nie miał z kim zatańczyć i wtedy Marta z teściem go "zagarnęli" i Marta tańczyła z dwoma tatusiami, śmiejąc się, że to nowy styl - tango "trojak". Potem obaj tatusiowie tańczyli sami, a reszta ich podziwiała, bo obaj tańczyli świetnie, na zmianę przejmując w tańcu rolę męską. Wojtek ukradkiem nakręcił króciutki filmik smartfonem, ale na razie wiedziała o tym tylko Marta.
Około godziny pierwszej już Nowego Roku rodzice postanowili wracać w domowe pielesze. Razem z nimi szykował się do wyjścia ojciec Wojtka. Gdy Pati poszła po Misię, ta obróciła się ostentacyjnie tyłem, więc została w swojej budce, w sypialni swych państwa. A wy dacie radę ją wyprowadzić rano?- martwiła się Pati. Nie ma problemu - stwierdził Wojtek. Nim my się położymy ja z nią wyjdę na kwadransik.
"Komitet Rodzicielski"- jak określił Michał - zrobił na wszystkich młodych szalenie pozytywne wrażenie i Michał prorokował, że gdy tylko jego teściowie przeprowadzą się do Warszawy to na pewno szybko znajdą wspólny język z rodzicami Marty i Wojtka, bo ojciec Wojtka to już się przecież "zakolegował z Ziukiem".
O czwartej nad ranem Marta przekonała swych gości by zamiast wsiadać do samochodów wybrali nocleg u nich, a spać mogą wszyscy nawet do południa i nawet jeszcze śniadanie dostaną, żeby nie padli z głodu w drodze do swych domów. Ale uprzedzam - śniadanie będzie przy stole - nie ma jedzenia w łóżku. I tu opowiedziała historię, jak to kiedyś zamarzyło się jej śniadanie w łóżku w efekcie którego jej nowiutka kolorowa, batystowa pościel musiała wylądować w koszu, bo niestety nie udało się jej doprać po kontakcie z zawartością kubka - a był pełniutki świeżo zaparzonej prawdziwej kawy.
No bo pewnie miałaś złą tacę, miała zbyt niskie krawędzie - stwierdził Michał. Marta się tylko roześmiała - przy moich zdolnościach to nawet gdyby krawędzie miały i 5 cm wysokości też by to pościeli nie uratowało - ja po prostu zapomniałam, że mam na kolanach tacę z kawą i ......wstałam nim ją zdjęłam z kolan. Od tej pory już nie odbieram telefonów o zbyt wczesnych godzinach porannych - zwłaszcza tych stacjonarnych telefonów, do których należy wyjść z łóżka. I nie piję kawy w łóżku. No fakt - trzeba mieć naprawdę nadzwyczajne zdolności by nie zauważyć, że się ma tacę z kawą na kolanach - skonstatował Michał.
A dlaczego ja nic o tym dotąd nie wiedziałem? - zdziwił się Wojtek. No a po co miałam ci o tym mówić? To nie było coś czym można się chwalić - tłumaczyła ze śmiechem Marta - miałeś przynajmniej złudzenie, że jestem normalna i fajna a nie zwykła gapowata niedojda, która niezbyt kontaktuje. Wyznanie Marty spowodowało, że każdy z obecnych zwierzył się ze swoich baaardzo dziwnych przypadków - opowieść o tym jak Michał zamiast zakręcić dopływ wody coraz więcej ją rozkręcał i był i o mały włos od wezwania na pomoc pogotowia wodociągowego przyprawiła wszystkich niemal o łzy ze śmiechu. No i dobrze, że potrafimy się po czasie pośmiać sami z siebie - powiedział Andrzej. Bo tak naprawdę nikt z nas nie wie wszystkiego i nie jest doskonały.
Dziś to się z siebie mogę pośmiać, ale kiedyś to mi niezbyt było do śmiechu, bo ni w ząb nie wchodziły mi pewne nazwy do głowy. A rzecz dotyczyła kosteczek słuchowych. To takie maleństwa, których wielkość to zaledwie kilka milimetrów i to jedyne kości które nie rosną wraz z rozwojem i wzrostem organizmu- to młoteczek, strzemiączko i kowadełko. Zupełnie mi te nazwy nie wchodziły do głowy, ale w pewnym momencie "zajarzyłem", że to takie nazwy związane z....końmi i kuźnią. No przecież w kuźni jest młot i kowadło a jeździec wkłada stopę w strzemię. O tym to wiedziałem, bo obstawiałem czasem na wyścigach na Służewcu i kilka razy nawet się konno przejechałem gdy koń był na lonży a kuźnię i proces podkuwania konia też oglądałem.
No i na którymś kolokwium błysnąłem - trzeba było opisać kosteczki słuchowe- gdzie się znajdują, nazwy, budowę, rolę. No i się popisałem - poskrobałem w pamięci, przypomniałem sobie swoje końskie skojarzenia i napisałem: młotek, strzemię, kowadełko, oraz opisałem ich funkcję i jakimś cudem całkiem prawidłowo. Pan profesor musiał się nieźle ubawić a na dodatek miał wysokie poczucie humoru bo była adnotacja: "giganci już dawno wyginęli, reszta odpowiedzi zaliczona". I podał termin poprawki. Trzy dni się zastanawiałem czy aby nie zmienić kierunku studiów, bo się jednak skompromitowałem.
Na "poprawce" tłumaczyłem się gęsto, że to nie był żart a tylko moja bezmyślność bo mi te nazwy za nic nie wchodziły do łba. A potem kilka razy, gdy już ukończyłem studia i robiłem specjalizację spotkałem pana profesora, który mnie witał słowami - "a jak tam panie kolego pańscy giganci?". A potem zawsze mi dodawał otuchy żebym wytrwał w obranym kierunku, choć to bardzo trudny kierunek. Niestety już przeniósł się do wieczności, ale mam wrażenie, że tylko dzięki niemu wytrwałem i ukończyłem specjalizację i zrobiłem doktorat.
Medycyna to szalenie ciężki kierunek - powiedziała Marta. Mam wrażenie, że w każdej medycznej specjalności przydałby się dodatkowy podział na kierunki łączące ze sobą pogranicza danej specjalizacji z innymi. Ale być może wystarczyłyby większe środki na ochronę zdrowia i ściślejsza współpraca pomiędzy różnymi specjalistami. I na pewno nikomu by nie zaszkodziło, gdyby od dziecka uczył się dbania o swój organizm i więcej wiedział o jego funkcjonowaniu. Może kiedyś już w szkole średniej , w końcowej fazie czteroletniego cyklu nauki będzie się dokonywał podział na jakieś specjalizacje. Bo co mi z tego, że musiałam się uczyć w szkole o roślinach okryto i nago nasiennych - dla mnie nic z tej nauki nie wynikło. A gdyby nie mój własny tata za nic nie odróżniłabym liścia grabu od liścia buka. Bo są bardzo podobne. W kwestii wyglądu różnią się głównie piłkowaniem brzegów- buk ma pojedynczo piłkowany brzeg a grab - podwójnie. I jest niewielka różnica w ułożeniu nerwów liści- grabowe liście mają bardziej sercowaty kształt i zaledwie 1 cm ogonek.
A ty masz jeszcze dużo do skończenia studiów? I co będziesz robić po ich ukończeniu?- spytała Lena Martę. Nooo, gdy zaliczę sesję w lutym to do końca, do magisterium mam trzy semestry. A co będę robić?- mam zamiar pracować w laboratorium i albo będę kontrolować skład chemiczny nowych preparatów kosmetycznych na rynku albo współtworzyć nowe preparaty wspomagające walkę z alergiami skórnymi, łuszczeniem się skóry, łojotokowym zapaleniem skóry, poza tym będę się mogła zajmować ogólną higieną życia, odpowiednią dietą, psychologią i estetyką. Nie będę chirurgiem plastycznym, ale być może będę z takimi specjalistami współpracować, bo po ingerencji chirurgicznej nadal trzeba bardzo dbać o skórę by uzyskany efekt jak najdłużej utrzymać. Wszak skóra też się starzeje jak i cały nasz organizm, tylko więcej widać, że się nam starzeje twarz niż mózg lub inne organy wewnętrzne.
W wakacje trochę pracowałam w laboratorium i bardzo mi ta praca podobała się. Ale nie da się ukryć, że jeszcze sporo nauki przede mną. I szef był ze mnie zadowolony, tylko miałam mały wypadeczek - ale dzięki niemu nauczyłam się, by nie łapać w garść spadającego szklanego naczynia. Jak się potem w drodze śledztwa okazało, ono już było pęknięte i dlatego się rozpadło gdy je zdejmowałam z półki. Biedny szef omal na zawał nie zszedł . Mnie też trochę zatkało z wrażenia i to na tyle mocno, że aż nie czułam bólu choć mocno krwawiłam.
I Andrzej mnie ślicznie pozszywał i już się wszystko zagoiło, zrosło i niemal nie ma śladu. Na szczęście nie uszkodziłam sobie żadnego ścięgna lub nerwu. A poza tym to była lewa ręka a ja, chociaż jestem dwuręczna, to jednak piszę prawą ręką. A przez to, że pracowałam w wakacje ( na pół etatu) to gdy tylko mam jakieś problemy w "kwestiach chemicznych" to mogę zawsze wpaść do chemików i wszystko mi wyłożą w bardziej przystępny sposób niż pan wykładowca. Poza tym mam teraz "normalniejsze" koleżanki, bo to w większości babki, które już pracowały jako kosmetyczki, ale chcą mieć własne salony kosmetyczne, a do tego wg nowych przepisów potrzebny jest stopień magistra by mieć własny salon.
A ty nie chcesz mieć własnego salonu kosmetycznego? - spytała Ala. Nie, bo nie mam zamiaru się z nikim użerać - po prostu na tym pierwszym stopniu nauki za dużo widziałam i słyszałam i nie umiałabym zapewne z takimi dziewczynami współpracować. Te, które robią II stopień to już mają za sobą jakiś staż pracy jako kosmetyczki i mają dobrze poukładane w głowach.
A ja, tak jak ci mówiłem skontaktuję cię z tą lekarką - dermatolog - powiedział Andrzej. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że będziecie się dobrze rozumiały - ona też taka poukładana jak ty. A skąd ty wiesz, że ja jestem "poukładana"? - spytała Marta. Andrzej zaczął się śmiać - no bo po pierwsze widzę to jaka jesteś, słyszę co mówisz, obserwuję twoje reakcje w różnych sytuacjach a poza tym strasznie dużo mi Wojtek o tobie mówił, więc zacząłem sprawdzać czy jest tak jak on mówi, czy tylko mu się zdaje. No i żyję z rok albo nieco dłużej na tym świecie niż ty i Wojtek. Lena też mówi o tobie, że jesteś bardzo "poukładana" i rzeczowa i dobrze wiesz co chcesz. A poza tym nasze smyki cię lubią, a nawet dopytują się kiedy do nas przyjdziesz.
Hmmm, przyjedziemy po mojej sesji, mam tylko dwa egzaminy do zdania- stwierdziła Marta, ale sporo materiału do powtórzenia przed sesją.
Towarzystwo stwierdziło, że nawet nie zauważyli, że już właściwie jest rano, że wszyscy najchętniej wypiliby jeszcze gorącą kawę i jednak pojechali do własnych łóżek. Zgodnie z życzeniem gości Marta zrobiła kawę do której pokroiła ciasto, oprócz tego każda para dostała porcję "na wynos" by mieli coś słodkiego do pogryzienia w domu i w godzinę potem towarzystwo opuściło gościnny dom. Wojtek w ramach odprowadzania przyjaciół na przydomowy parking wyprowadził Misię. A Marta dopilnowała, by każda para wzięła do domu doniczkę z kwiatkiem. Wszyscy razem stwierdzili, że to była bardzo udana noc i że trzeba pomyśleć nad wspólnymi wakacjami.
Gdy odjechali Wojtek szybko wrócił z Misią do mieszkania, załadował naczynia do zmywarki, ale stwierdził, że włączy ją gdy się obudzą.
No popatrz - powiedział do Marty- znów się postarzeliśmy o rok. Trzeba się zregenerować snem. To był bardzo udany Sylwester - stwierdziła Marta. Ale już mi się chce spać. W pół godziny później i oni i Misia spokojnie spali.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz