sobota, 15 lipca 2023

Lek na wszystko?- 161

 Styczeń jakoś bardzo szybko "przegalopował" przez Warszawę obdarzając  miasto na przemian śniegiem i deszczem. Kazik znosił do domu swój "majątek" zgromadzony w biurze i nagle okazało się, że ma zbyt mało miejsca na książki, czasopisma i najprzeróżniejsze notatki.  W związku z tym Teresa przeprowadziła "remanent" i to tak skuteczny, że jeden z regałów zrobił się pusty bo jego zawartość wywędrowała do  zapasowego mieszkania. 

No nie mam pojęcia jak to jest - ale mam wrażenie, że prawie  nie kupuję książek a one same do domu się zlatują - powiedziała Teresa do taty. Przecież tu jest pięć  pokoi i w każdym są regały, ewentualnie półki z książkami. Jeszcze trochę a książki będą w łazience, kuchni i toalecie. No i dobrze, tak być powinno- pocieszył ją tata. Powinniśmy po prostu przejrzeć wszystkie książki pod kątem czy jest sens by nadal dana książka z nami była, bo żadne  mieszkanie nie jest z gumy i  się nie rozciągnie. Te mieszkania teraz budowane  są niskie, raptem 2,65m wysokości. Przecież to mieszkanie na Mokotowie miało wysokość 3,00 metry a trzy pokoje z kuchnią miały sporo ponad 100 metrów powierzchni.  Najmniejszy z pokoi miał większą powierzchnię niż tu największy z pokoi. A książki których nie zatrzymamy oddamy- ja mam nawet telefon do człowieka, który z radością przyjmie  taką darowiznę, bo on wysyła polskie książki na Litwę- tam przecież nadal jest mnóstwo Polaków, którzy nie wrócili w ramach repatriacji. Nie każdy miał w Polsce jeszcze jakąś rodzinę, część rodzin była już "wymieszana" z miejscowymi i mocno "wrośnięta"  w swoje miejsce urodzenia i dla nich ojczyzną była Litwa, niezależnie od tego pod czyimi rządami była.

Kilka dni przed końcem stycznia dyrektor instytutu wpadł na - swoim  zdaniem- świetny pomysł by koniecznie spotkać  się w prywatnym gronie w jakimś miłym  miejscu. Kazik, który nie przepadał za takimi kontaktami zełgał bez  zająknięcia, że niestety  on nie może się nigdzie wybrać ponieważ jego ukochana żona jest złożona chorobą i on musi być popołudniami i  wieczorami w domu. No to w takim razie przełożymy to na czas, gdy twoja żona wydobrzeje. Zadzwoń koniecznie  do  mnie jak już się tam nieco rozgościsz- poprosił. 

Mam podejrzenie, że to prędko nie nastąpi, bo nim się tam na tyle ustabilizuję, że nie będę   ciągle poszukiwał gdzie  mam aktualnie być - to minie  sporo czasu. W lutym jest sesja i już mi ćwierkali, że będę brał w  tym udział, bo część godzin dydaktycznych mam też mieć w godzinach studiów wieczorowych.  Sporo osób pracuje i jednocześnie studiuje. 

No to ty idziesz tam na prawdziwą orkę - skonstatował naczelny.  No tak to właśnie jest gdy się ma doktorat - część mojej pracy to właśnie będzie  dydaktyka. Mam mieć do 180 godzin dydaktycznych. Mnie bardzo pasuje to, że będę miał czasem wolne przedpołudnia. Teresa  się śmieje, że w trakcie sesji będę  cierpiał na równi ze studentami, bo jeśli któryś nie  zda to będę siebie za to winił a nie studenta. No bo to jednak dość ciężki kierunek i wykład ma w głowie studenta rozjaśnić a nie dodatkowo "zaciemnić."  I pewnie moja  żona  znów będzie w roli króliczka doświadczalnego bo na niej będę testował "jasność" mojego tłumaczenia. Ona jest pod  tym  względem świetna bo potrafi wyłapać niejasności w treści, chociaż wcale nie ma wykształcenia technicznego, jest ekonomistką i to w takiej okrojonej nieco formie, bo po studium pomaturalnym. 

A często się kłócicie?-spytał Stanisław. A o co mielibyśmy  się kłócić? - zapytał Kazik. Znam ją nieomal od jej urodzenia, nasi rodzice się przyjaźnili, byliśmy niemal tak  samo wychowywani i mamy takie same poglądy na większość spraw. Oboje  dostaliśmy nauczkę od życia bo nasze pierwsze  związki były zupełnie nieudane i oboje  wiemy, że nie ma sensu toczyć bojów tylko po to, by wykazać drugiej osobie, że ja mam rację a nie ona. Jak dotąd to tylko raz miałem do niej pretensję i to głównie o to, że w czasie ciąży wytargała sama do piwnicy dość ciężkie pudło zamiast zaczekać aż wrócę  z pracy. Co prawda to go nie podnosiła, tylko ciągnęła po podłodze a po schodkach piwnicznych w dół to zsunęła po dwóch deskach. Tym  swoim potępionym przez mnie "wyczynem" osiągnęła to, że nie odkładam nic na potem tylko robię od razu, bo wiem, że jeśli ja tego nie  zrobię zaraz,  ona to sama zrobi.

Ty to jesteś bardzo w niej zakochany, zupełnie jakbyś ją dopiero co poderwał- stwierdził "naczelny". Kazik przerwał na moment przeglądanie dokumentów, chwilę pomilczał a potem powiedział - powiedz mi, ale tak szczerze- czy  fakt, że bardzo kocham  swoją  żonę w jakiś sposób umniejsza moje walory zawodowe? I nie bardzo rozumiem po co drążysz ten temat?  O co ci chodzi? Chcesz mi jakąś kobietę naraić? No  to przyjmij do wiadomości że nie jestem zainteresowany innymi kobietami poza  własną żoną. I nie mam przepisu na dobry związek - bo to co jest dobre dla mnie  niekoniecznie jest takie dla kogoś innego. Po prostu my oboje jesteśmy po nieudanych  związkach i wyciągnęliśmy z nich wnioski. Ty też jesteś w drugim związku i zapewne wiesz dlaczego tamten związek  się rozleciał. Jeśli  przeanalizowałeś czemu twoje małżeństwo legło w gruzach to już  wiesz  czego unikać by i kolejny  się nie rozleciał.

No wiem dlaczego się rozleciał - rozleciał się z mojej winy, bo spodobała mi się bardzo Majeczka. Nie podejrzewałem jednak, że jest aż tak głupia. Zero rozwagi i totalny wstręt do logicznego myślenia. A na dodatek absolutnie nie chce mieć  dziecka.  Kazik roześmiał się - a ty myślisz, że ciąża, poród, karmienie i siedzenie z dzieckiem  w domu to taka  szalona  atrakcja dla młodej kobiety?  Ani to atrakcja ani samo zdrowie jak usiłują to wmówić dziewczynom rodzice i niektórzy faceci. 

Przejdź się do księgarni, kup kilka książek w księgarni medycznej, poczytaj  sobie dokładnie o tym wszystkim a potem wyobraź sobie, że jesteś  tą  młodą kobietą i wczuj się w jej rolę. Może wtedy zrozumiesz kompletny brak entuzjazmu młodych  kobiet do zostania matką.  My zdecydowaliśmy  się na jedno, bo chociaż  ciąża była bezproblemowa to konieczna była cesarka i wszystko dobrze  się  skończyło bo była cały czas pod znakomitą prywatną opieką ale nikt nam nie  zagwarantuje, że drugi poród będzie lżejszy i bez komplikacji takich jak przy  tym pierwszym. Ze statystyk wychodzi, że jest 80% szans, że drugi poród będzie prawidłowy, ale przeanalizowaliśmy wszystko i nie  decydujemy  się na drugie dziecko. Bo "cesarka" to  nie jest równie mało dolegliwa sprawa co obcięcie paznokci przeznaczonym do tego celu obcinakiem. To jest jednak operacja a każda operacja, nawet usunięcie zęba, może się skończyć tragicznie. Tyle  tylko że się o tym nie mówi głośno. Więc się Majeczce nie  dziw, że  się nie pali do  ciąży,  porodu i wychowywania  dziecka. Może ona jest głupia, nie znam jej więc trudno mi to ocenić, ale  jednak kombinuje prawidłowo.  Doskonale  wie  co ciebie do niej przyciągnęło i nie widzi powodów by dobrowolnie rezygnować z tych swych  walorów, które ciebie przyciągnęły. Poza tym posiedź ze dwa dni z takim maleństwem sam w domu, wtedy inaczej spojrzysz  na atrakcje które niesie macierzyństwo. 

My mieliśmy i nadal mamy  super, bo mieszka  z nami ojciec  Teresy i od  samego początku włączył się do opieki nad  małym. Mały tak  samo spokojnie  zasypiał u niego na rękach jak u mnie czy u Teresy. A ja ten pierwszy rok  mogłem spokojnie pracować, bo Teresa nie była sama z dzieckiem, zawsze był tata. Dzięki temu nie musiała  ciągać  wszędzie ze  sobą  maleństwa, bo zostawało z dziadkiem. Poza tym zrozumiałem, tak przy okazji, że wielopokoleniowa  rodzina  to dobra sprawa i ważne jest dla  dziecka to mieszkanie pod jednym dachem. Instytucji własnego dziadka lub  babci nie zastąpi obca niania.

Kazik, a czemu się twoje pierwsze małżeństwo rozleciało? Przepraszam, że pytam, ale ty się wszystkim babkom podobasz, więc myślałem, że to był powód. Nie, nie dlatego,  ale dlatego, że moja  eks żona była alkoholiczką, więc  się rozwiodłem i wyjechałem by zarobić na własne mieszkanie. A  ona się po prostu zapiła na  amen i zmarła. Że już pominę fakt, że leciała na gazie każdemu do łóżka i zdecydowanie odmawiała leczenia. A w alkoholizm wpadła  w swojej pracy. Spirytus czysty, nie  skażony był do czyszczenia sprzętu, faceci co tam pracowali ją rozpili.Nie wiem  czy wiesz, ale kobiety znacznie szybciej i dużo łatwiej wpadają w uzależnienie.  A ożeniłem się z nią, bo stwierdziła, że jest w ciąży ze mną i mój ojciec mnie  zmusił do tego ślubu. Byłem pewny, że to nie było moje dzieło, ale ojciec  mi zagroził, że przestanie  mnie finansować na studiach. Po kilku latach, gdy już byłem mężem Teresy okazało się, że oprócz mnie z jej wdzięków korzystało jeszcze dwóch  facetów. Jej matka przysłała mi jej pamiętnik- szkoda tylko,  że go wcześniej nie  znalazła. I szkoda, że mój ojciec już wtedy  nie  żył i nie mogłem mu tego przeczytać.

A wiesz, że niedługo Kurt przyjeżdża?- zapytał Stanisław.  Wiem, bo będzie zapewne nocował u nas, mamy wiele spraw do obgadania, więc będzie spał u nas. Nie pierwszy zresztą raz. Nasze  żony bardzo się zaprzyjaźniły, a mój Alek wielbi jego chłopaków. To mały zna niemiecki? Nie, on nie zna niemieckiego, chłopcy Kurta  nie znają polskiego i świetnie  się jakimś  cudem  rozumieją. To są bardzo grzeczne  dzieciaki bo hodowane  w domu. Wiesz, jak masz trójkę i między kolejnymi jest dwa lata różnicy to zupełnie nie ma wtedy sensu praca  zawodowa  kobiety. Najmłodszy już poszedł do  szkoły. Bardzo mi  się podobają te  dzieciaki, bo są nauczone wzajemnego dbania o  siebie.  Być może, że na  wakacje razem gdzieś pojedziemy i to raczej my nad ich kawałek Bałtyku, mają jakieś upatrzone  miejsce. W najgorszym razie ja zostanę w Warszawie a Teresa pojedzie z Alkiem i tatą. A może wyślemy małego z dziadkiem a my zostaniemy sami? Tata zna niemiecki na tyle, że  się z Kurtem dogaduje. A my chcemy koniecznie  pojechać w pierwszej połowie września do Tlenia, w Bory Tucholskie. Poza  sezonem tam jest  naprawdę  super. Można  kilometrami wędrować po lesie. Turystów niemal  wcale nie ma. Byliśmy tam  w ubiegłym roku i bardzo  się nam podobało. No a co się tam robi- spytał  się Stanisław. 

Się chodzi po lesie i zbiera  się grzyby, można też pychówką popływać po jeziorze albo po rozlewisku Wdy. To takie raczej emeryckie  rozrywki - stwierdził Stanisław. Nie mógłbym na taki urlop  pojechać, umarłbym tam z nudów. Kazik roześmiał  się - przecież ja  cię  wcale tam nie  zapraszam, mówię ci tylko, że nam się tam podobało. Dzieciaki były zachwycone bo widziały żywe owce, krowy, konie, kury, kaczki,  gęsi, maluchy  zbierały grzyby i dla nich to też było bardzo ciekawe. Zasypiali nim skończyli mówić "dobranoc". A to drugie  dziecko to czyje? Mój bratanek, młodszy od Alka o rok i trzy  miesiące. Takim dzieciaczkom niemal  wszystko się podoba, nawet zwykła kura i zwyczajna sosnowa  szyszka. Przy takich malcach uświadamiasz  sobie, że świat jest piękny. Poza tym można pojeździć po okolicy, np. zobaczyć Grudziądz, wpaść na jeden  dzień do Torunia, ale my mało jeździliśmy, głównie włóczyliśmy się lasem wzdłuż Wdy. Dzieciakom to się wszystko podobało, nawet pająki i mrówki. Obiecaliśmy im, że gdy teraz  pojedziemy to wynajmiemy bryczkę i bryczką pojeździmy po lesie. Mamy już tam  znajomego faceta i on nam to załatwi.

Jeśli będziemy w tym samym domu co wtedy to jest tam w ogrodzie miejsce na ognisko i może  będziemy w tym roku piec kiełbaski i ziemniaki. Generalnie  wszystko co  dzieciaki  widzą po raz pierwszy jest ich  zdaniem piękne. Śniadania  robiliśmy w domu, a obiady i kolacje jedliśmy w pobliskiej restauracji.Mieliśmy tam  swój stolik a znajomy kelner  zawsze nam wybierał co danego dnia jest najlepsze.

A twój brat też taki zakochany w  swojej żonie jak ty? Wyobraź sobie, że nie - już są po rozwodzie od ponad  roku. I ma dziecko prawnie innego tatę, który szalenie kocha  jego mamę i jego. Żartujesz? Nie, to nie nadaje  się do żartów - rozeszli się, sąd przyznał dziecko matce, jej mąż wystąpił o pełne przysposobienie małego i mój brat wyraził na nie  zgodę i teraz dziecko ma innego ojca, który się nim świetnie  zajmuje, znacznie lepiej niż to robił mój  brat. Zresztą mój brat pracuje teraz  we Francji, o czym zresztą od  dawna marzył. I nie tęskni za dzieckiem?  Chyba nie, nie  widziałem żadnej jego reakcji na widok zdjęcia dziecka przytulonego do obecnego męża jego byłej żony. Dziecko ma teraz  kompletną rodzinę - tatę, mamę i dziadka. A ty znasz tego jego dziadka, to Jacek z N.W.M., teraz już na  emeryturze. Ależ on chyba jeszcze  nie jest w wieku emerytalnym! Przecież on jest na wojskowej emeryturze, tam się jakoś inaczej wszystko liczy. Moje dziecko ma teraz  dwóch  dziadków, bo na Jacka też mówi  dziadek , a Jacek obu chłopców  autentycznie  kocha. Nasze  dzieci mają dwóch  dziadków i  ani pół babci. A Jacek  mieszka bardzo blisko nas. A była żona mego brata to serdeczna, wieloletnia przyjaciółka mojej żony. Mogę ci pokazać zdjęcie rodzinne, mam w smartfonie. No pokaż. Kazik pokazał zdjęcie właśnie z Borów Tucholskich, które im zrobił pan Juleczek.  

Stanisław chwilę patrzył i powiedział - Jacek jakoś jakby odmłodniał! No wiesz, już ponad cztery  lata nie ma żadnych problemów  zawodowych to i jakby odmłodniał.  Przecież tam  zawsze miał kupę  spraw na głowie, bo był diablo odpowiedzialnym facetem. A tu zero problemów, chodzi na spacery z dwiema młodymi kobietkami i dwójką dzieci i jedyne jego zmartwienie to czy pogoda będzie na tyle  dobra, żeby dzieci mogły być na placu zabaw. Ja się z nim widuję niemal codziennie, wszyscy razem  często jemy razem obiady, w weekendy zwłaszcza. Jacek bardzo  się  zaprzyjaźnił z moim teściem - są z nich takie papużki nierozłączki. Zawsze razem oglądają jakieś wydarzenia  sportowe. A moja  żona  zawsze mówi, że Jacek jest dla  niej teściem. Lubią  się z Teresą i cenią. A syn Jacka to uwielbia Teresę, bo mu wyprawiła u nas przyjątko gdy obronił magisterkę. Co Teresa  powie to niemal święte.

                                                            c.d.n.