Styczeń jakoś bardzo szybko "przegalopował" przez Warszawę obdarzając miasto na przemian śniegiem i deszczem. Kazik znosił do domu swój "majątek" zgromadzony w biurze i nagle okazało się, że ma zbyt mało miejsca na książki, czasopisma i najprzeróżniejsze notatki. W związku z tym Teresa przeprowadziła "remanent" i to tak skuteczny, że jeden z regałów zrobił się pusty bo jego zawartość wywędrowała do zapasowego mieszkania.
No nie mam pojęcia jak to jest - ale mam wrażenie, że prawie nie kupuję książek a one same do domu się zlatują - powiedziała Teresa do taty. Przecież tu jest pięć pokoi i w każdym są regały, ewentualnie półki z książkami. Jeszcze trochę a książki będą w łazience, kuchni i toalecie. No i dobrze, tak być powinno- pocieszył ją tata. Powinniśmy po prostu przejrzeć wszystkie książki pod kątem czy jest sens by nadal dana książka z nami była, bo żadne mieszkanie nie jest z gumy i się nie rozciągnie. Te mieszkania teraz budowane są niskie, raptem 2,65m wysokości. Przecież to mieszkanie na Mokotowie miało wysokość 3,00 metry a trzy pokoje z kuchnią miały sporo ponad 100 metrów powierzchni. Najmniejszy z pokoi miał większą powierzchnię niż tu największy z pokoi. A książki których nie zatrzymamy oddamy- ja mam nawet telefon do człowieka, który z radością przyjmie taką darowiznę, bo on wysyła polskie książki na Litwę- tam przecież nadal jest mnóstwo Polaków, którzy nie wrócili w ramach repatriacji. Nie każdy miał w Polsce jeszcze jakąś rodzinę, część rodzin była już "wymieszana" z miejscowymi i mocno "wrośnięta" w swoje miejsce urodzenia i dla nich ojczyzną była Litwa, niezależnie od tego pod czyimi rządami była.
Kilka dni przed końcem stycznia dyrektor instytutu wpadł na - swoim zdaniem- świetny pomysł by koniecznie spotkać się w prywatnym gronie w jakimś miłym miejscu. Kazik, który nie przepadał za takimi kontaktami zełgał bez zająknięcia, że niestety on nie może się nigdzie wybrać ponieważ jego ukochana żona jest złożona chorobą i on musi być popołudniami i wieczorami w domu. No to w takim razie przełożymy to na czas, gdy twoja żona wydobrzeje. Zadzwoń koniecznie do mnie jak już się tam nieco rozgościsz- poprosił.
Mam podejrzenie, że to prędko nie nastąpi, bo nim się tam na tyle ustabilizuję, że nie będę ciągle poszukiwał gdzie mam aktualnie być - to minie sporo czasu. W lutym jest sesja i już mi ćwierkali, że będę brał w tym udział, bo część godzin dydaktycznych mam też mieć w godzinach studiów wieczorowych. Sporo osób pracuje i jednocześnie studiuje.
No to ty idziesz tam na prawdziwą orkę - skonstatował naczelny. No tak to właśnie jest gdy się ma doktorat - część mojej pracy to właśnie będzie dydaktyka. Mam mieć do 180 godzin dydaktycznych. Mnie bardzo pasuje to, że będę miał czasem wolne przedpołudnia. Teresa się śmieje, że w trakcie sesji będę cierpiał na równi ze studentami, bo jeśli któryś nie zda to będę siebie za to winił a nie studenta. No bo to jednak dość ciężki kierunek i wykład ma w głowie studenta rozjaśnić a nie dodatkowo "zaciemnić." I pewnie moja żona znów będzie w roli króliczka doświadczalnego bo na niej będę testował "jasność" mojego tłumaczenia. Ona jest pod tym względem świetna bo potrafi wyłapać niejasności w treści, chociaż wcale nie ma wykształcenia technicznego, jest ekonomistką i to w takiej okrojonej nieco formie, bo po studium pomaturalnym.
A często się kłócicie?-spytał Stanisław. A o co mielibyśmy się kłócić? - zapytał Kazik. Znam ją nieomal od jej urodzenia, nasi rodzice się przyjaźnili, byliśmy niemal tak samo wychowywani i mamy takie same poglądy na większość spraw. Oboje dostaliśmy nauczkę od życia bo nasze pierwsze związki były zupełnie nieudane i oboje wiemy, że nie ma sensu toczyć bojów tylko po to, by wykazać drugiej osobie, że ja mam rację a nie ona. Jak dotąd to tylko raz miałem do niej pretensję i to głównie o to, że w czasie ciąży wytargała sama do piwnicy dość ciężkie pudło zamiast zaczekać aż wrócę z pracy. Co prawda to go nie podnosiła, tylko ciągnęła po podłodze a po schodkach piwnicznych w dół to zsunęła po dwóch deskach. Tym swoim potępionym przez mnie "wyczynem" osiągnęła to, że nie odkładam nic na potem tylko robię od razu, bo wiem, że jeśli ja tego nie zrobię zaraz, ona to sama zrobi.
Ty to jesteś bardzo w niej zakochany, zupełnie jakbyś ją dopiero co poderwał- stwierdził "naczelny". Kazik przerwał na moment przeglądanie dokumentów, chwilę pomilczał a potem powiedział - powiedz mi, ale tak szczerze- czy fakt, że bardzo kocham swoją żonę w jakiś sposób umniejsza moje walory zawodowe? I nie bardzo rozumiem po co drążysz ten temat? O co ci chodzi? Chcesz mi jakąś kobietę naraić? No to przyjmij do wiadomości że nie jestem zainteresowany innymi kobietami poza własną żoną. I nie mam przepisu na dobry związek - bo to co jest dobre dla mnie niekoniecznie jest takie dla kogoś innego. Po prostu my oboje jesteśmy po nieudanych związkach i wyciągnęliśmy z nich wnioski. Ty też jesteś w drugim związku i zapewne wiesz dlaczego tamten związek się rozleciał. Jeśli przeanalizowałeś czemu twoje małżeństwo legło w gruzach to już wiesz czego unikać by i kolejny się nie rozleciał.
No wiem dlaczego się rozleciał - rozleciał się z mojej winy, bo spodobała mi się bardzo Majeczka. Nie podejrzewałem jednak, że jest aż tak głupia. Zero rozwagi i totalny wstręt do logicznego myślenia. A na dodatek absolutnie nie chce mieć dziecka. Kazik roześmiał się - a ty myślisz, że ciąża, poród, karmienie i siedzenie z dzieckiem w domu to taka szalona atrakcja dla młodej kobiety? Ani to atrakcja ani samo zdrowie jak usiłują to wmówić dziewczynom rodzice i niektórzy faceci.
Przejdź się do księgarni, kup kilka książek w księgarni medycznej, poczytaj sobie dokładnie o tym wszystkim a potem wyobraź sobie, że jesteś tą młodą kobietą i wczuj się w jej rolę. Może wtedy zrozumiesz kompletny brak entuzjazmu młodych kobiet do zostania matką. My zdecydowaliśmy się na jedno, bo chociaż ciąża była bezproblemowa to konieczna była cesarka i wszystko dobrze się skończyło bo była cały czas pod znakomitą prywatną opieką ale nikt nam nie zagwarantuje, że drugi poród będzie lżejszy i bez komplikacji takich jak przy tym pierwszym. Ze statystyk wychodzi, że jest 80% szans, że drugi poród będzie prawidłowy, ale przeanalizowaliśmy wszystko i nie decydujemy się na drugie dziecko. Bo "cesarka" to nie jest równie mało dolegliwa sprawa co obcięcie paznokci przeznaczonym do tego celu obcinakiem. To jest jednak operacja a każda operacja, nawet usunięcie zęba, może się skończyć tragicznie. Tyle tylko że się o tym nie mówi głośno. Więc się Majeczce nie dziw, że się nie pali do ciąży, porodu i wychowywania dziecka. Może ona jest głupia, nie znam jej więc trudno mi to ocenić, ale jednak kombinuje prawidłowo. Doskonale wie co ciebie do niej przyciągnęło i nie widzi powodów by dobrowolnie rezygnować z tych swych walorów, które ciebie przyciągnęły. Poza tym posiedź ze dwa dni z takim maleństwem sam w domu, wtedy inaczej spojrzysz na atrakcje które niesie macierzyństwo.
My mieliśmy i nadal mamy super, bo mieszka z nami ojciec Teresy i od samego początku włączył się do opieki nad małym. Mały tak samo spokojnie zasypiał u niego na rękach jak u mnie czy u Teresy. A ja ten pierwszy rok mogłem spokojnie pracować, bo Teresa nie była sama z dzieckiem, zawsze był tata. Dzięki temu nie musiała ciągać wszędzie ze sobą maleństwa, bo zostawało z dziadkiem. Poza tym zrozumiałem, tak przy okazji, że wielopokoleniowa rodzina to dobra sprawa i ważne jest dla dziecka to mieszkanie pod jednym dachem. Instytucji własnego dziadka lub babci nie zastąpi obca niania.
Kazik, a czemu się twoje pierwsze małżeństwo rozleciało? Przepraszam, że pytam, ale ty się wszystkim babkom podobasz, więc myślałem, że to był powód. Nie, nie dlatego, ale dlatego, że moja eks żona była alkoholiczką, więc się rozwiodłem i wyjechałem by zarobić na własne mieszkanie. A ona się po prostu zapiła na amen i zmarła. Że już pominę fakt, że leciała na gazie każdemu do łóżka i zdecydowanie odmawiała leczenia. A w alkoholizm wpadła w swojej pracy. Spirytus czysty, nie skażony był do czyszczenia sprzętu, faceci co tam pracowali ją rozpili.Nie wiem czy wiesz, ale kobiety znacznie szybciej i dużo łatwiej wpadają w uzależnienie. A ożeniłem się z nią, bo stwierdziła, że jest w ciąży ze mną i mój ojciec mnie zmusił do tego ślubu. Byłem pewny, że to nie było moje dzieło, ale ojciec mi zagroził, że przestanie mnie finansować na studiach. Po kilku latach, gdy już byłem mężem Teresy okazało się, że oprócz mnie z jej wdzięków korzystało jeszcze dwóch facetów. Jej matka przysłała mi jej pamiętnik- szkoda tylko, że go wcześniej nie znalazła. I szkoda, że mój ojciec już wtedy nie żył i nie mogłem mu tego przeczytać.
A wiesz, że niedługo Kurt przyjeżdża?- zapytał Stanisław. Wiem, bo będzie zapewne nocował u nas, mamy wiele spraw do obgadania, więc będzie spał u nas. Nie pierwszy zresztą raz. Nasze żony bardzo się zaprzyjaźniły, a mój Alek wielbi jego chłopaków. To mały zna niemiecki? Nie, on nie zna niemieckiego, chłopcy Kurta nie znają polskiego i świetnie się jakimś cudem rozumieją. To są bardzo grzeczne dzieciaki bo hodowane w domu. Wiesz, jak masz trójkę i między kolejnymi jest dwa lata różnicy to zupełnie nie ma wtedy sensu praca zawodowa kobiety. Najmłodszy już poszedł do szkoły. Bardzo mi się podobają te dzieciaki, bo są nauczone wzajemnego dbania o siebie. Być może, że na wakacje razem gdzieś pojedziemy i to raczej my nad ich kawałek Bałtyku, mają jakieś upatrzone miejsce. W najgorszym razie ja zostanę w Warszawie a Teresa pojedzie z Alkiem i tatą. A może wyślemy małego z dziadkiem a my zostaniemy sami? Tata zna niemiecki na tyle, że się z Kurtem dogaduje. A my chcemy koniecznie pojechać w pierwszej połowie września do Tlenia, w Bory Tucholskie. Poza sezonem tam jest naprawdę super. Można kilometrami wędrować po lesie. Turystów niemal wcale nie ma. Byliśmy tam w ubiegłym roku i bardzo się nam podobało. No a co się tam robi- spytał się Stanisław.
Się chodzi po lesie i zbiera się grzyby, można też pychówką popływać po jeziorze albo po rozlewisku Wdy. To takie raczej emeryckie rozrywki - stwierdził Stanisław. Nie mógłbym na taki urlop pojechać, umarłbym tam z nudów. Kazik roześmiał się - przecież ja cię wcale tam nie zapraszam, mówię ci tylko, że nam się tam podobało. Dzieciaki były zachwycone bo widziały żywe owce, krowy, konie, kury, kaczki, gęsi, maluchy zbierały grzyby i dla nich to też było bardzo ciekawe. Zasypiali nim skończyli mówić "dobranoc". A to drugie dziecko to czyje? Mój bratanek, młodszy od Alka o rok i trzy miesiące. Takim dzieciaczkom niemal wszystko się podoba, nawet zwykła kura i zwyczajna sosnowa szyszka. Przy takich malcach uświadamiasz sobie, że świat jest piękny. Poza tym można pojeździć po okolicy, np. zobaczyć Grudziądz, wpaść na jeden dzień do Torunia, ale my mało jeździliśmy, głównie włóczyliśmy się lasem wzdłuż Wdy. Dzieciakom to się wszystko podobało, nawet pająki i mrówki. Obiecaliśmy im, że gdy teraz pojedziemy to wynajmiemy bryczkę i bryczką pojeździmy po lesie. Mamy już tam znajomego faceta i on nam to załatwi.
Jeśli będziemy w tym samym domu co wtedy to jest tam w ogrodzie miejsce na ognisko i może będziemy w tym roku piec kiełbaski i ziemniaki. Generalnie wszystko co dzieciaki widzą po raz pierwszy jest ich zdaniem piękne. Śniadania robiliśmy w domu, a obiady i kolacje jedliśmy w pobliskiej restauracji.Mieliśmy tam swój stolik a znajomy kelner zawsze nam wybierał co danego dnia jest najlepsze.
A twój brat też taki zakochany w swojej żonie jak ty? Wyobraź sobie, że nie - już są po rozwodzie od ponad roku. I ma dziecko prawnie innego tatę, który szalenie kocha jego mamę i jego. Żartujesz? Nie, to nie nadaje się do żartów - rozeszli się, sąd przyznał dziecko matce, jej mąż wystąpił o pełne przysposobienie małego i mój brat wyraził na nie zgodę i teraz dziecko ma innego ojca, który się nim świetnie zajmuje, znacznie lepiej niż to robił mój brat. Zresztą mój brat pracuje teraz we Francji, o czym zresztą od dawna marzył. I nie tęskni za dzieckiem? Chyba nie, nie widziałem żadnej jego reakcji na widok zdjęcia dziecka przytulonego do obecnego męża jego byłej żony. Dziecko ma teraz kompletną rodzinę - tatę, mamę i dziadka. A ty znasz tego jego dziadka, to Jacek z N.W.M., teraz już na emeryturze. Ależ on chyba jeszcze nie jest w wieku emerytalnym! Przecież on jest na wojskowej emeryturze, tam się jakoś inaczej wszystko liczy. Moje dziecko ma teraz dwóch dziadków, bo na Jacka też mówi dziadek , a Jacek obu chłopców autentycznie kocha. Nasze dzieci mają dwóch dziadków i ani pół babci. A Jacek mieszka bardzo blisko nas. A była żona mego brata to serdeczna, wieloletnia przyjaciółka mojej żony. Mogę ci pokazać zdjęcie rodzinne, mam w smartfonie. No pokaż. Kazik pokazał zdjęcie właśnie z Borów Tucholskich, które im zrobił pan Juleczek.
Stanisław chwilę patrzył i powiedział - Jacek jakoś jakby odmłodniał! No wiesz, już ponad cztery lata nie ma żadnych problemów zawodowych to i jakby odmłodniał. Przecież tam zawsze miał kupę spraw na głowie, bo był diablo odpowiedzialnym facetem. A tu zero problemów, chodzi na spacery z dwiema młodymi kobietkami i dwójką dzieci i jedyne jego zmartwienie to czy pogoda będzie na tyle dobra, żeby dzieci mogły być na placu zabaw. Ja się z nim widuję niemal codziennie, wszyscy razem często jemy razem obiady, w weekendy zwłaszcza. Jacek bardzo się zaprzyjaźnił z moim teściem - są z nich takie papużki nierozłączki. Zawsze razem oglądają jakieś wydarzenia sportowe. A moja żona zawsze mówi, że Jacek jest dla niej teściem. Lubią się z Teresą i cenią. A syn Jacka to uwielbia Teresę, bo mu wyprawiła u nas przyjątko gdy obronił magisterkę. Co Teresa powie to niemal święte.
c.d.n.