poniedziałek, 14 czerwca 2021

Przecież mówiłam - 2

Jesteś pewna, że nie jesteś zaangażowana uczuciowo? - dopytywał się Tomek.  No jestem, przecież  wiesz bardzo dobrze, że zawsze  sobie zdaję sprawę ze swych uczuć. Nie wstydzę się tego, że z tym facetem łączy mnie tylko seks - kiedyś wydawało mi się, że seks może być tylko z kimś kogo się kocha - wyrosłam jednak już z takiego myślenia.  A może straciłam zdolność kochania? W każdym razie na pewno nie planuję swej przyszłości z tym facetem, nawet czasowo nie mam  zamiaru z nim mieszkać a już na pewno nie  zwiążę z nim  swej przyszłości. A co cię napadło, że się tak bardzo dopytujesz?   Tomek  długą chwilę  milczał - nic mnie nie napadło, ale od dwóch lat wiem, że cię kocham, że tak naprawdę to chcę być tylko z tobą. 

A Kaźka - wiem, to zabrzmi koszmarnie, ale ja nawet nie jestem pewien czy wtedy z nią naprawdę spółkowałem - byłem na imprezie, na której schlałem się w trupa - gdy się ocknąłem leżałem w cudzym łóżku goły, a przy mnie goła Kaźka, obok łóżka napoczęte opakowanie prezerwatyw i  dwie "zużyte" na podłodze koło łóżka. Przyjąłem wersję Kaźki, że miała ze mną stosunek. Byłem nieco przerażony, że tak naprawdę niczego nie pamiętam. Sam przed sobą nie potrafiłem przyznać się do tego, że urwał mi się film, bo mieszanina  wódki, piwa i dwóch różnych  gatunków wina zwaliła mnie  kompletnie. Tak rzadko zawsze piłem, że po jednym kieliszku wina szumiało mi w głowie. I, co zabawne , to był jedyny mój kontakt  seksualny z nią - zakładając, że rzeczywiście on był. Po ślubie też nie było konsumpcji - nie byłem do tego zdolny i w sensie psychicznym i fizycznym. Przez cały czas chodziłem na psychoterapię, ale widok Kaźki i dziecka  obok mnie wywoływał automatycznie impotencję. Gdy dziecko tak często chorowało lekarz zarządził całą serię badań bo podejrzewał mukowiscydozę- ani ja, ani ona nie byliśmy genetycznymi  nosicielami tej choroby- byliśmy pierwsi badani pod tym kątem.  I nagle olśniło mnie, że coś tu wyraźnie jest nie tak . Wtedy zażądałem rozwodu i wniosłem sprawę o wykluczenie mojego ojcostwa na podstawie badań genetycznych. I bardzo, bardzo  się postarałem by wyjechać na tę placówkę. Wyjechałbym nawet na  pustynię, byle być daleko od tego wszystkiego. W międzyczasie wszystko się "naprostowało", wyjaśniło, że nie jestem wcale ojcem tego dziecka.

A  na psychoterapii nauczyłem się analizowania własnych uczuć i zrozumiałem,  że to co do ciebie czuję to nie ta szkolna jeszcze przyjaźń, ale po prostu miłość.  Myślę, że byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli zacząć poznawać się od strony uczuć, a nie tylko darzyć się przyjaźnią. 

Straszny dureń z ciebie Tomeczku - gdybyś mi powiedział wtedy całą prawdę nie byłoby tego twojego ślubu, twej impotencji, wizyt u psychoterapeuty. Miałbyś po prostu może mniej doświadczeń życiowych. Nie wiem czemu mi nie powiedziałeś o tym, skoro potrafiłeś mi mówić o wielu innych sprawach. Nie wykluczam, że możemy być razem, nadal uważam cię za najlepszego pod słońcem przyjaciela i nie skreślam jako faceta. Nie jestem pewna, czy umiałabym się  zaprzyjaźnić z kimś, którego wygląd budziłby we mnie tyle samo uczuć co kołek w płocie. Ale wiesz - od teraz będzie nas obowiązywała  całkowita szczerość - pomyśl znamy się  furę lat, ale tak naprawdę nie znamy się od strony uczuć i trochę potrwa nim nadrobimy te zaległości. 

Ty jeszcze rok albo trzy lata będziesz w Budapeszcie, ja tu, to  jak się będziemy poznawać?  Raz na dwa miesiące przez tydzień? Co prawda każdy z tych tygodni budapesztańskich był jak dotąd wspaniały, ale chyba była to jednak nieco zafałszowana rzeczywistość. Gdy coś się dzieje okazjonalnie to każda ze stron podświadomie  mobilizuje się, stara się przedstawić partnerowi z jak najlepszej strony. Prowadzałeś  mnie po najciekawszych miejscach Budapesztu, chodziliśmy do najlepszych restauracji, na tydzień w  pewien  określony sposób przemeblowywałeś swoje normalne budapesztańskie życie, przez tydzień chowałeś gdzieś swoje frustracje, a jestem pewna, że na pewno jakieś były. Tak naprawdę wcale nie wiemy, jacy jesteśmy na co dzień po ośmiu godzinach pracy gdy poganiają nas terminy, zmęczenie klei oczy a dominującym uczuciem jest zwykłe zniechęcenie.

Myślałem o tym wszystkim, bo chociaż może  tego nie widać, to jednak myślę  sporo o tej mniej romantycznej stronie  życia - cicho powiedział Tomek. Pracuję nad przejściem do ministerstwa bo wtedy będę dość szybko z powrotem w Warszawie. Kombinowałem też jak cię ściągnąć do Budapesztu, ale tu jest tylko jedna możliwość - musielibyśmy się pobrać. Na razie udało mi się przekonać dyrekcję, byś mogła co dwa miesiące przyjeżdżać do Budapesztu, że to w gruncie rzeczy tańsze niż utrzymywanie na stałe jeszcze jednego pracownika na stałym etacie w placówce.Gdybyśmy byli małżeństwem moglibyśmy tam mieszkać jeszcze  trzy lata, bo ten kontrakt jest na 5  lat. Ja to bym natychmiast wziął z tobą ślub, bo wiem co do ciebie czuję. Ale nie mam prawa narzucać ci swego postępowania.  I nie mam bladego pojęcia jakby ci przypadł do gustu "etat żony" zamiast etatu branżystki. Jak widzisz sporo się tego wszystkiego  nazbierało. Naczelny bez trudu rozszyfrował moje starania i nawet zgłosił chęć bycia świadkiem na naszym ślubie.

Jolinko, daj łapkę - gdy sobie uświadomiłem, że cię kocham kupiłem coś dla ciebie - chcę byś nosiła ten pierścionek niezależnie od tego czy będziemy razem czy też nie -  mam nadzieję, że trafiłem z rozmiarem i mówiąc to wszystko wsunął na jej palec pierścionek z oczkiem kwadratowym, utworzonym z maleńkich szafirów. Pierścionek pasował idealnie a poza tym  bardzo się Joli podobał - był taki inny, nietypowy, o czym zaraz  powiedziała Tomkowi. 

Tomku, a czy nie mógłbyś mnie przypadkiem pocałować? Ostatni raz mnie całowałeś gdy wracaliśmy z balu maturalnego. Ale to może być dość niebezpieczne w skutkach, pomyślałaś o tym? Pomyślałam i zaryzykuję, jestem paskudnie świadoma tego co robię. Co prawda piłam dziś koniak, ale to było 30 ml na 250 ml coca coli, no a potem zjadłam obiad, więc te 30 ml koniaku nie zaburzy działania tabletek. Zabójcze proporcje dla koniaku - utopiłaś  go całkiem w coca coli!- śmiał się Tomek. To jakaś perwersja topienie naprawdę rasowego, dobrego koniaku w coca coli, którą świetnie czyści się armaturę lub  zlew!

Faktycznie mieli wiele do nadrobienia. Każdy uśmiech, pocałunek, gest, każda pieszczota były nowością, odkryciem, czymś arcyważnym do zapamiętania. Przez ten weekend i potem 3 dni do wyjazdu Tomka uważnie się w siebie wpatrywali, wsłuchiwali, chłonęli siebie wzajemnie - byli niczym podróżnicy  w świecie, który zobaczyli po raz pierwszy. Wszystko niemal budziło u obojga zachwyt często pomieszany z wielkim zdziwieniem i żalem, że wcześniej siebie wzajemnie nie odkryli. Cały ten czas mieszkali w  mieszkaniu Joli, bo jak twierdziła wszystko tu było urządzone tak jak ona sobie wymyśliła, wszystko było "pod  ręką". Tomek uparł się, by rano odwozić ją do pracy na ósmą, choć on swoje  sprawy służbowe miał poumawiane na późniejsze godziny. Gdy  usiłowała dociec co będzie robił pomiędzy  ósmą rano a czasem, w którym jest umówiony na sprawy służbowe, Tomek się śmiał, że jako  światowy facet spędzi  czas dbając o swą urodę- wszak musi zadbać bardziej o włosy, o własne dłonie i o kondycję fizyczną. Na razie ustalili, że dwa tygodnie  swojego urlopu (po prostu nie mógł wziąć więcej niż dwa tygodnie urlopu w jednym rzucie) Tomek spędzi w Warszawie. Niestety nie można było już zmienić ustalonego grafiku. W sierpniu wypadał urlop  Joli, który zaplanowała połączyć  z tygodniowym planowym swoim służbowym pobytem w Budapeszcie. 

Oboje  nie mogli się nadziwić, że ich pobyt pod jednym dachem nie niesie  z sobą  żadnych niemiłych zawirowań lub  konfliktów. Ślub planowali tylko cywilny, na pierwszą  sobotę grudnia. Od stycznia mieli już mieszkać razem w Budapeszcie. Budapeszteńskie mieszkanie Tomka było "tylko dwupokojowe", ale były to duże pokoje z całkiem sporą kuchnią i dużą łazienką i jak się śmiał Tomek jedynym małym pomieszczeniem był przedpokój, który nazywał śluzą, bo z trudem mieściło się w nim 5 osób.  Dyrekcja  centrali odetchnęła z ulgą, gdy Tomek powiedział, że z okazji zmiany stanu cywilnego zamiana mieszkania w Budapeszcie na większe nie jest mu do szczęścia potrzebna. Warszawskie mieszkanie Tomka stało puste, raz w tygodniu wpadało do niego któreś z rodziców by podlać hodowlę kaktusów i przewietrzyć je. W Budapeszcie Tomek z Jolą mieszkali razem trzy lata. W międzyczasie wreszcie zostało oddane do użytku osiedle, na którym Jola "dostała" swoje dwupokojowe mieszkanie. Bo co to za "dostanie", skoro musiała za nie przecież  zapłacić.

Gdy po tym kontrakcie wrócili do Polski, Tomek podjął pracę w ministerstwie, a Jola powróciła do pracy w poprzednim  miejscu. Dwa swoje  warszawskie mieszkania zamienili na domek w szeregowcu na osiedlu, na którym znajdowało się spółdzielcze mieszkanie Joli. I był to bardzo dobry pomysł, bo osiedle było raptem sześć kilometrów w linii prostej od ścisłego centrum Warszawy, wszystkie media były jak na całym osiedlu, a ogródek koło domu był raczej symboliczny i nie wymagał dużego nakładu pracy. Jak się śmiał Tomek ogródek był jakby nieco większym balkonem. Bo co to za ogród o wymiarach pięć na sześć metrów? Ot, taki większy balkon ogrodzony z trzech stron żywopłotem  - od strony ulicy dość wysokim, zimozielonym, od sąsiadów takim o metrowej wysokości. Osiedle było dobrze skomunikowane z centrum miasta i bardzo szybko przestało być osiedlem niemal peryferyjnym i dookoła wyrosło kilka nowych, dużych osiedli. 

W kilka lat po ślubie Tomek dostał propozycję wyjazdu na placówkę w Moskwie i choć niewątpliwie była to pod względem finansowym bardzo interesująca propozycja - odmówił. Znał Moskwę dość dobrze i pod żadnym względem nie podobała mu się. Oczywiście nikt się nie zmartwił, że Tomek nie wyraził chęci objęcia tam stanowiska - chętnych było naprawdę sporo. Obojgu było naprawdę dobrze w Warszawie. Urlopy najczęściej spędzali w Austrii, u znajomych - latem nad jeziorem w ich letnim domu, zimą - w górach. 

Podczas któregoś z pobytów służbowych w Londynie Tomek spotkał jednego z kolegów, który twierdził, że była żona Tomka mieszka  pod Londynem, o ile uzna się, że 80 km to jest jeszcze "pod". Podobno wyszła za mąż za urodzonego już w WB  Hindusa, a może Pakistańczyka, kolega Tomka  nie był pewien  skąd był ród owego męża Kazi. Jak było do przewidzenia, nie odnalazła nigdy ojca swego dziecka, a tak w ogóle to dziecko zmarło nim skończyło 2 lata, więc właściwie ojciec już nie był potrzebny. Z obecnym mężem już ma trójkę dzieci, sami chłopcy. Śmiała się, że gdy jeszcze dwóch urodzi, to będą mogli grać jako jedna drużyna w hokeja, bo odstępy pomiędzy dziećmi były roczne, a pomiędzy pierwszą dwójką zaledwie 11 miesięcy. Kazię wyraźnie to bawiło, ale kolega Tomka był raczej przerażony i zgorszony.  Jola słysząc tę opowieść powiedziała - ciekawe czy jak się rozpędzą to uda im się spłodzenie drużyny piłkarskiej. Niezłe zdrowie ma Kazia i sporą odporność - mnie przerażała perspektywa nawet jednego porodu.

Jola i Tomek nie zdecydowali się na posiadanie dziecka. Wpierw nadrabiali czas stracony, gdy nie byli razem, a potem stwierdzili, że  już są za starzy na posiadanie dziecka, bo są już czterdziestolatkami i nim ich dziecko stanie się samodzielne oni już będą wybierać się na emeryturę. Zresztą wiele ich znajomych par nie decydowało się na posiadanie potomstwa. 

Na szczęście rodzice obojga zupełnie nie wtrącali się do ich życia- obie rodziny uważały, że kwestia posiadania lub nie posiadania dzieci jest tylko i wyłącznie sprawą danego małżeństwa. Mama Joli była  zachwycona  swym zięciem, bo okazał się prawdziwym wielbicielem jej przetworów - nie tylko je z pełnym zapałem konsumował- pomagał też w ich produkcji. Mama Tomka miała wreszcie "kumpelkę" do biegania po różnych wystawach plastycznych i muzeach. A tatusiowie obojga prowadzili ze sobą wielce poważne wielogodzinne debaty na tematy historyczne i polityczne.

                                                             KONIEC


niedziela, 13 czerwca 2021

Przecież mówiłam!

Natrętny dźwięk budzika wwiercał się Jolce w mózg. Skrzywiła się i z zamkniętymi oczami wyciągnęła rękę by wyłączyć ten obrzydliwy dźwięk i jak zwykle wpierw wywróciła budzik,  potem nie mogła znaleźć małego klawisza, który należało przesunąć w dół, a budzik tymczasem dzwonił i dzwonił jakby się paliło. W końcu musiała otworzyć  oczy, wziąć "gada" do ręki i odszukać klawisz z tyłu budzika. Muszę chyba  kupić jakiś inny model -pomyślała - taki, w którym wystarczy  pacnąć ręką i dzwonek się wyłącza. I żeby miał na cyferblacie datę i dzień tygodnia i był sprzężony z odtwarzaczem i grał coś na dzień dobry a nie dzwonił przeraźliwie. Może nawet grać "panie Janie niech pan wstanie".

Jedyna pociecha, że to już był piątek. Szykując się do pracy myślała już tylko o tym co ją czeka w pracy. Już ponad rok tkwiła na stanowisku p.o. kierownika działu  i miała już dość. Wciąż żałowała, że dała się Tomkowi, swemu kierownikowi, namówić by zastępować go w czasie gdy on będzie  w BRH  w Budapeszcie. Przyjaźnili się  od wielu lat, pomagali  sobie w wielu sprawach, to Tomek ściągnął ją do tej  centrali, zadbał by dostała niezłą podwyżkę gdy zgłosił ją na swe zastępstwo obejmując stanowisko w Budapeszcie, co dwa  miesiące ściągał ją do  Budapesztu i zawsze był to miły tydzień pobytu w ładnym mieście, chociaż pracy miała sporo. Znali się  jeszcze z czasów licealnych,  śmiali się, że są dla siebie pogotowiem  ratunkowym - i to w bardzo różnych sprawach. 

Wielu wspólnych znajomych uważało ich za parę i dziwili się, gdy nagle Tomek ożenił się i to z dziewczyną "spoza kręgu znajomych". Ale gdy w pół roku po ślubie na świecie pojawił się "wcześniak" przyjaciele ze zrozumieniem pokiwali głowami  - ożenił się, bo porządny z niego  facet.  A Jolka, uosobienie szczerości, powiedziała do Tomka : może nim się z nią ożeniłeś trzeba było sprawdzić  czy to twoje dziecko. Skoro twierdzisz, że byłeś dobrze zabezpieczony a prezerwatywy nie były z zapasów wojny w Wietnamie, to trochę dziwna ta ciąża. Tyle tylko, że żeby to sprawdzić dziecko musi przyjść na świat, no ale przecież  można wziąć  ślub niekoniecznie przed urodzeniem się dziecka. 

Ale gdy Tomek zaproponował takie rozwiązanie, Kazia ( bo tak jej na chrzcie dano) zagroziła Tomkowi, że popełni samobójstwo- ona nie może być "panną z dzieckiem".  Słowa Kazi Jola skomentowała krótko - szkoda, że się  żenisz - byłoby o jedną głupią mniej na świecie gdyby to samobójstwo popełniła. "Wcześniak" często chorował a Tomek przychodził do pracy półprzytomny , bo dzieciak w nocy płakał. Ale po ślubie Tomka Jolka  nabrała wody w usta i nie komentowała faktu, że ojciec okaz zdrowia,  matka też nie chorowita a dzieciak ciągle chory i to całkiem poważnie. W końcu jakoś tak jest, że nie co drugi niemowlak ma we wczesnym okresie życia zapalenie płuc i to minimum dwa razy w roku.  Temat ślubu Tomka i jego wątpliwego ojcostwa stał się dla Joli i Tomka tematem tabu.

W czasie  śniadania, czyli pochłaniania  mocnej kawy, Jola planowała weekend - w sobotę miała się spotkać i iść do kina z "niemal mężem", w niedzielę wpaść do rodziców bo mama chciała by Jola pomogła jej przy robieniu przetworów na zimę -"potwory na zimę" jak je  nazywała Jola, to były głównie dżemy owocowe i kompoty, bo  "przecież domowe najlepsze". I co z tego, że Jola wcale nie  jadała dżemów i kompotów - produkcja szła pełną parą a na  półkach piwnicznego regału Joli stały przeróżne przetwory.

Czasem Jolka w przypływie dobrego humoru rzucała w przestrzeń biurowego pokoju pytanie czy ktoś ma ochotę na domowe  dżemy i zawsze się chętny znajdował. Wtedy Jolka zapraszała delikwentów do siebie do piwnicy i każdy mógł wybrać to, na co miał ochotę.

Mieszkanie, w którym obecnie mieszkała było na Rakowcu i do pracy musiała dojeżdżać dwoma autobusami. Na swoje własne mieszkanie ciągle jeszcze czekała, to wynajmowała.  Zastanawiała się, czy aby nie wynająć mieszkania gdzieś bliżej pracy, no ale tu miała po drugiej stronie ulicy cmentarz "Bohaterów Radzieckich", który był jednocześnie parkiem i przechodząc nim mogła dość szybko dotrzeć na piechotę do rodziców. Oczywiście mogła  nadal mieszkać u rodziców, no ale o takim rozwiązaniu to nie marzyła. "Niemal mąż" nalegał, by wynajęli gdzieś razem mieszkanie, ale taka opcja  nie odpowiadała Joli. Facet zupełnie nie mógł pojąć czemu Jola nie chce takiej opcji, ale Jola traktowała  "niemal męża" na zasadzie  "na bezrybiu i rak ryba" i raczej nie widziała go w roli własnego męża.

Gdy dotarła do pracy ze zdziwieniem stwierdziła, że ktoś z pracowników już wziął klucze od ich pokoi - nie było to częste zjawisko, zwykle to ona pierwsza przychodziła. Nie dlatego, że była taka pracowita- po prostu gdy jechała wcześniejszym  autobusem to był znacznie mniejszy tłok. W windzie biurowca również. Gdy weszła do swego pokoju z lekka zaniemówiła - na jej biurku stał wazon z pięknymi różami, bardzo,  bardzo ciemnoczerwonymi, wyglądającymi jakby były z aksamitu, a na stoliku przy którym siadywali interesanci stał wielki "kosz delikatesowy". Na jej fotelu siedział......Tomek i z kimś rozmawiał przez telefon. Nim do niego doszła skończył rozmowę słowami - mamo, później zadzwonię do ciebie. Wyszedł zza biurka i podał jej dwie kartki mówiąc - wczoraj to odebrałem, czytaj. I może usiądź, żebyś nie padła z wrażenia. Objął ją i cmoknął w policzek - a tak w ogóle to witaj! Przyjechałem na  3 dni, wracam do Budapesztu w czwartek rano. Jestem trochę skonany, jechałem samochodem. Wrócę samolotem. Na jednej z kartek było orzeczenie o ustaniu małżeństwa Tomka z Kazią, za porozumieniem obu stron. Na drugiej były wyniki badań genetycznych Tomka, Kazi i "wcześniaka".

Wynikało z nich jednoznacznie, że wcześniak nie jest dziełem Tomka, druga wiadomość była jeszcze mniej miła, bo dziecko miało  mukowiscydozę, zapewne po swym biologicznym tatusiu, bo matka dziecka nie była  nosicielką uszkodzonego genu CFTR.

Wiedziałem o tym wszystkim jeszcze przed wyjazdem, nie mówiłem ci o tym, żeby nie usłyszeć "przecież mówiłam żeby sprawdzić czy to twoje dziecko". I jak widzisz znów jestem w stanie wolnym a na dodatek moje ojcostwo jest wykluczone - zero moich genów. A rozwód jak widzisz świeżutki, niemal ciepły. Szukam na tempo mieszkania dla niej i dla dziecka, może coś wiesz na temat? Bo ja mam nawet pewien pomysł, ale nie wiem, czy ty byś się na to zgodziła. Ale o tym to porozmawiamy dziś po pracy, dobrze? Bo chcę ją przesiedlić w te trzy dni.Wpadnę po ciebie po 16,00 i pójdziemy gdzieś na obiad, dobrze? Mamy chyba strasznie dużo do przegadania.

Jolka kiwnęła głową - oczywiście, pójdziemy. Ale lepiej spotkajmy się w "Gongu", bo teraz równo o 16,00 przychodzi strażnik pieczętować drzwi.  Ale niespodzianka! A zawartość kosza to pewnie dla personelu od ciebie? Oczywiście, dla wszystkich, to co dla  ciebie to mam w hotelu. Róże są z Budapesztu. To ja już uciekam, zejdę schodami, to się z nikim nie spotkam. Jola wyciągnęła w jego stronę dwie  kartki, ale Tomek pokręcił przecząco głową - to są kopie, co prawda potwierdzone, ale są prezentem dla ciebie - powiedział Tomek i szybko wyszedł.  Jola stała z kartkami w ręce, wpatrując się w róże i usiłując "przetrawić" usłyszane  nowiny. W dziesięć minut później wzięła kosz, który był dość ciężki i zaniosła go do pokoju branżystów. Przez cały dzień pracy w pokoju branżystów unosił się zapach salami a pod koniec dnia dołączył do niego zapach coca coli  zmieszanej z koniakiem.

Spotkali się w holu herbaciarni i poszli na obiad do hotelu Forum, w którym Tomek miał zarezerwowany pokój. Jola przekazała Tomkowi pozdrowienia i podziękowania od personelu i powiedziała, że dziś pokój branżystów przypominał zapachem dobre delikatesy.

Strasznie zaszalałeś z tymi zakupami - stwierdziła Jola. Ale i salami i koniak były naprawdę pyszne! To dobrze, bo dla  ciebie też mam i salami i koniak i jeszcze kilka innych rzeczy, które wiozłem w termo torbie. Kupiłem nawet ten jogurt, który tak ci ostatnio smakował w Budapeszcie i te małe dziwne kluseczki i ogórki w tej słodko-kwaśnej zalewie - też ci smakowały.

No nie- jęknęła Jola- ty mnie chyba chcesz utuczyć. Jesteś niebezpiecznym facetem, ja już nie pamiętam co jadłam w Budapeszcie, a ty dokładnie się przypatrywałeś czym się pasę. Muszę się kiedyś zapytać Marii, czy ona wie jak się je robi. W końcu wyszła za Węgra i mieszka tam już długo. Podejrzewam, że one są z dwóch rodzajów mąki.

Jolinko, porozmawiajmy chwilę o moim pomyśle - chcę jak najszybciej wyprowadzić Kazię z dzieckiem z mojego mieszkania i wpadłem na pomysł, żebyś ty wprowadziła się do mnie, a ona przeprowadziła się do tego, w którym ty teraz mieszkasz. To niezłe osiedle, już zagospodarowane, jest żłobek, choć nie wiem, czy dziecko nadaje się do żłobka. No ale tam jest sporo zieleni i ten park  po drugiej stronie. Myślę, że ci co  wynajmują tobie  to mieszkanie nie będą mieli nic przeciw temu. Oczywiście całą Twoją przeprowadzkę ja  zorganizuję i cię przeprowadzę, a im chyba obojętne kto będzie  za to mieszkanie płacił. Oczywiście za mieszkanie u mnie nic nie będziesz płaciła. Komunikacyjnie będziesz miała lepiej z dojazdami do pracy. Te meble są twoje, czy wynajmowałaś z umeblowaniem? Ich umeblowanie. To fajnie, u mnie są trzy pokoje ale trudno byłoby  jakieś meble tam jeszcze wstawić. Albo mnie się tak wydaje.

Jolinko, pojedźmy teraz do mnie do mieszkania, obejrzysz i przemyślisz  spokojnie wszystko. Mam ci jeszcze ogromnie dużo do powiedzenia, ale wolałbym tego nie mówić nad kotletem. To co chcę ci powiedzieć nie pasuje nawet do najlepszej knajpy. Kazi z dzieckiem dziś nie ma, pojechała do swoich rodziców. Musi ich zawiadomić, że się rozeszliśmy i że dziecko nie jest moje i będzie miało jej nazwisko. Chyba, że znajdzie jego "producenta" i on je uzna.

Tomku, a jak ona to wszystko przyjęła? Bo mam wrażenie, że ona dobrze wiedziała, że to nie jest twoje dziecko. To, że nie jest moje to wiedziała, ale podejrzewam, że nie bardzo wie czyje to dziecko. Na razie dziecko ma nową metrykę i jej nazwisko. 

Tomek zapłacił za obiad, wpadli do jego pokoju, żeby zabrać zawartość małej lodówki i samochodem pojechali do jego mieszkania.

Tomek odniósł wrażenie, że jego była żona zabrała wszystkie rzeczy dziecka i znaczną część swoich. Być może postanowiła wrócić do swych rodziców a przynajmniej im zostawić dziecko. Tomek szybko spakował w dużą torbę resztę jej rzeczy i stwierdził, że wieczorem zatelefonuje do jej rodziców i może w poniedziałek  rano wyśle resztę jej rzeczy do jej rodziców.

Zrobili kawę i rozsiedli się w fotelach. Oboje byli zamyśleni, wreszcie Tomek przerwał milczenie mówiąc: Jolinko, chciałbym wiedzieć czy jesteś  z kimś związana uczuciowo, to ważne. Może planujesz już z kimś życie, powiedz, proszę.

Jola chwilę milczała, a Tomek wpatrywał się w nią badawczo. Jola miała wrażenie, że  Tomek za chwilę zacznie obgryzać  ze zdenerwowania paznokcie i ta myśl ją nieco rozbawiła. 

Nie nie jestem  z nikim związana uczuciowo, ale nie będę ukrywać - łączy mnie z tym człowiekiem tylko i wyłącznie seks.  Takie  15, 20 minut dla zdrowia raz na jakiś czas. To w kwestii uczuć. Czasem chodzę też z nim do kina lub teatru. Niestety nie tańczy. Jest informatykiem, a oni nie  tańczą - tak twierdzi. Proponował byśmy zamieszkali razem, ale odrzuciłam ten pomysł. On jest z całą pewnością dobrym informatykiem, ale jak dla mnie zbyt nieuporządkowany życiowo - cała organizacja życia domowego jest dla niego niczym terra incognita.

                                                       Ciąg dalszy nastąpi

I jak zawsze- czytamy i komentujemy lub dajemy znaczki - ;)  , lub ;(

osoby podpisujące się "unknown" - dodajcie swe imię, bo jest Was kilka osób.