środa, 3 maja 2023

Lek na wszystko?- 105

 Jacek z tatą uparli  się, żeby dziecko zaznało kąpieli  w  wodzie  morskiej,  a że ta woda była niestety bardzo  chłodna Jacek skombinował  dla  dziecka "basen". Z wielkim poświęceniem  dziadkowie napełniali wodą morską  nadmuchiwany nieduży basenik, który Teresie  kojarzył się głównie  z balią.  Stawiali go na plaży by woda  się  nieco ogrzała na  słońcu i po kilku godzinach  mały mógł się taplać w nieco cieplejszej  wodzie.  Dziecko było zadowolone, podobała  mu się zabawa  w  wodzie. Jacek polecał Teresie, by sprawdziła, czy  są gdzieś  zajęcia z  małymi dziećmi  na  basenie, ale pomysł zupełnie  nie przypadł Teresie  do gustu.  

Oboje z Kazikiem podjęli  decyzję, że w następnym  roku po prostu pojadą nad Morze  Śródziemne, bo np. we Włoszech jest sporo miejscowości, gdzie jest ciepła  woda, bo jest koło plaży  płycizna i woda tam  miewa 26 stopni.  A  z czystością basenów w  stolicy bywa  bardzo różnie. No przecież  są filtry - tłumaczył jej Jacek.  No są, ale rzadko czyszczone, bo to kosztuje, a po  swoich  doświadczeniach  w  tym temacie ona nie pośle malca na  basen,  tłumaczyła Jackowi. Pójdzie na basen gdy już będzie w szkole. Nie sądziłem, że woda  w basenie  może być zainfekowana - dziwił się  Jacek. No to przyjmij  do wiadomości, że może być - pouczyła go Teresa. 

Wieczorami nadal chodzili  brzegiem plaży i śmieli  się, że tego to im  będzie zdecydowanie  brakowało w Warszawie. W dniu odjazdu było im  nieco przykro, że to już koniec pobytu. Ale najmłodszy wracał do domu z radością, bo w domu przecież był rowerek!  Drogę powrotną  "pokonali" z jednym postojem  na  niezbyt dużym, leśnym parkingu, czystym,  z całymi, nie porżniętymi nożem ławkami i  stołem  i nie spowitym odorkiem spowodowanym  brakiem toalet. No tak- stwierdził  Jacek - czysty bo oddalony od  szosy. Pochodzili  trochę po lesie, znaleźli kilka jadalnych  gołąbków, które pokazali Alkowi, ale zostawili je dla wiewiórek i innych leśnych lokatorów.  Gdy już wrócili na parking  "ścignął" ich telefonicznie Kris, pytając się  czy mają na  dziś obiad i czy  może im trzeba coś dokupić, bo właśnie jest na  zakupach. Kazik bratu podziękował za troskę mówiąc, że mają pełną zamrażarkę a w niej zamrożony, gotowy  obiad. Gdy skończyli rozmawiać Kazik pokręcił głową mówiąc : ciekawe co się  stało, że  się zainteresował czy mamy co jeść- nigdy  mu się to jeszcze  nie  zdarzyło. Ciekawe - czary czy  się starzeje.

Nie marudź, przecież to miłe  z jego strony- odkąd jest u  nich pani Maria to oni oboje jacyś  bardziej ogarnięci są. Jak widać nie tylko Alinie była potrzebna matczyna opieka, Krisowi też. I z tego co pamiętam bardziej go przygnębiła śmierć mamy niż ojca - tłumaczyła Teresa  mężowi. Ty byłeś zawsze bardziej związany z ojcem a ojciec obu was traktował tak  samo. A mama była  zdania, że Kris może sobie nie dać rady w życiu. 

Pewnie masz rację - zgodził się z nią Kazik. Poza tym Kris był z nimi razem dłużej niż ja.  A zauważyłaś, że mały zaczął mówić na Jacka "dada" tak jak i na naszego tatę?  Zauważyłam - i zauważyłam, że Jacek nie protestuje, że z przyszywanego wujka stał się przyszywanym dziadkiem. I wcale mi to  nie przeszkadza - dzieci wyczuwają kto naprawdę darzy je uczuciem. A Jacek to tak  naprawdę jest uczuciowym  facetem i czasem zastanawiam się jak on dawał sobie  radę pełniąc rolę komendanta.

Jakoś sobie  dawał radę. Wiele wymagał, ale jednocześnie cały  czas tłumaczył tym młodziakom dlaczego muszą przestrzegać przepisów i  dyscypliny. Był naprawdę nietypowym trochę komendantem, był dla nich wszystkich ojcem. Był naprawdę bardzo przez wszystkich lubiany ale i szanowany. Nawet nie masz bladego pojęcia jaki był szczęśliwy gdy rozszedłem się z Anką. A teraz to nas uważa  za  swoją ukochaną rodzinę. A "rozsmarowałaś go na kromce chleba" wpierw akceptując w pełni Pawła i jeszcze  robiąc  dla niego ten tort a potem tymi portretami matki Pawła. Ma w nas rodzinę i powiem  ci  szczerze - jestem ci za to bardzo wdzięczny, bo zawsze go bardzo ceniłem. Po tym wypadku moich rodziców pomógł mi się pozbierać w całość i nigdy mu tego nie zapomnę.

A ja się ogromnie  cieszę, że się tak zaprzyjaźnił z tatą - nie przypominam  sobie, by tata miał wcześniej jakiegoś przyjaciela - mama była  dla niego wszystkim. Mieli przecież wspólnych znajomych , ale nie przypominam sobie by z kimkolwiek był tak blisko jak z Jackiem. A wiesz co mojego tatę "postawiło na nogi"?  To, że  zaproponowałeś mu by mieszkał z nami - popatrz - od  chwili gdy  się do nas wprowadził wszystkie jego niedomagania odeszły jak ręką odjął. Nawet kataru ani razu nie  złapał ! Jakoś się to wszystko  nam cudownie zgrało. A teraz  jeszcze  ma w Jacku przyjaciela.

Jeszcze nim dojechali do Warszawy Kazik zatelefonował do Jacka, że obiad w dniu dzisiejszym to będzie u nich, bo wystarczy tylko dać na chwilę do mikrofali a potem do piekarnika i gotowe. I jest nawet porcja dla Pawła, jeśli będzie miał ochotę i  czas by zjeść w rodzinnym gronie. Odpowiedź bardzo rozśmieszyła Teresę - no to jutro obiad będzie u mnie, bo Młody na pewno coś wymodził na dwa dni dla "wsiech". A nawet gdyby nie wymodził to ja coś wymodzę, bo zamrażalnik mam pełny- zapełniłem przed  wyjazdem.

Gdy wjeżdżali do Warszawy Jacek poinformował syna gdzie  się w tej chwili znajdują. Gdy podjechali pod blok Kazików stał tam już Paweł. Wypakowanie rzeczy z  samochodów oraz ich transport na  górę trwało może 10 minut. Dobrze, że obydwie windy były  czynne, więc zabrali  się "jednym kursem". Zaraz po wejściu do mieszkania Alek pobiegł sprawdzić, czy w pokoju dziadka stoi jego rowerek. Nie odmówił sobie przyjemności  skorzystania z dzwonka, co bardzo rozbawiło Jacka. Przed  wyjazdem bardzo  długo tłumaczyli dziecku, że to nie jest detal do zabawy, że po prostu tylko wtedy należy dzwonić, jeśli ktoś  stoi na  drodze. Mały wyszedł z pokoju i powiedział-"kici,kici zlobiłem", co oznaczało, że po prostu pogłaskał swój ulubiony rowerek.

Teresa natychmiast znalazła  się w kuchni i uruchomiła mikrofalówkę by rozmroziła jedzenie, potem nastawiła piekarnik. Paweł cały  czas asystował Teresie, nakrył stół w stołowym, przepytywał Teresę jak było na urlopie a w końcu powiedział: rozstałem się z Basią. Ja jeszcze  nie  dojrzałem do zakładania rodziny, ona ma przed  sobą jeszcze obronę a chce byśmy się pobrali. Lubię ją,  ale  nie aż tak by się żenić.  Ale nie mów tego mojemu tacie- będzie chyba rozczarowany, bo mu  się Basia podobała. Teresa uśmiechnęła  się - no i co? smutno ci teraz bez niej?  Nie, było mi tylko przykro dwa dni. Głównie dlatego, że mi powiedziała, że jestem niedojrzały. A  przecież ja nigdy nie powiedziałem, że ją kocham, albo że wyobrażam ją sobie  w roli mojej żony. Owszem, całkiem  miła z niej dziewczyna, ale nie mdlałem z wrażenia na jej widok, nie skręcało mnie z pożądania ani z tęsknoty gdy jej kilka dni nie  widziałem. Do łóżka też jej nie  zaciągnąłem. Pomogłem jej w przeprowadzce, to znaczy przewiozłem jej trzy walizki. Będzie mieszkała tam sama, bo rodzicom spodobało się to jej mieszkanie. W związku z tym oni je umeblowali tak jak im się podobało. 

Wy i my to mamy pusto w  mieszkaniu, u niej nie ma gdzie szpilki wetknąć. A do tego wszędzie  serwetki, koronki i wazoniki - aż mnie  mdliło. Moja mama umiała robić koronkowe duperele i mieliśmy raptem jeden obrus koronkowy, taki od  święta i  12 serwetek pod filiżankę i  spodek, taki komplet do kawy.  U Baśki te serwetki leżą wszędzie, na przykład na oparciu foteli i aż strach usiąść i głowę oprzeć. I pokazywała mi swoją pościel - każda poszwa na poduszkę ma jeden narożnik  zrobiony z koronki. I każda  sztuka pościeli ma wyhaftowany jej inicjał, a  jaśki pod  głowę są z haftami rybek, kwiatków lub listków. Nie udało mi  się opanować obrzydzenia i tylko powiedziałem, że to może być mało zabawne gdy się człowiek zbudzi rano i widzi na swej facjacie odcisk  rybki lub listka, więc nie bardzo rozumiem po co tak coś ozdabiać. No i wtedy podpadłem  do końca, bo w trakcie  rozmowy powiedziała, że  przecież my nie będziemy musieli mieć takich ozdóbek, a ja wtedy jej powiedziałem, że ja jeszcze wcale nie planuję wspólnego życia z nią lub jakąś inną  kobietą. No i tak się znajomość rypnęła. Ale tak prawdę mówiąc to nie jestem za bardzo zmartwiony. Nie gniewasz  się, że ci o tym powiedziałem? 

A  dlaczego miałabym się gniewać?- zdumiała się Teresa. Nawet mi to pochlebia, że mi o  tym mówisz- to dowód, że masz do mnie  zaufanie.  Życie nie jest proste, pewnie jeszcze  nie jedna Basia stanie ci na drodze. I dobrze, że uprzedziłeś dziewczynę, że nie  w głowie ci żeniaczka i że nie zaciągnąłeś jej do łóżka. 

Słuchaj Paweł - myślę, że byłoby bardzo dobrze, gdybyś z ojcem pogadał tak jak facet z facetem -  ja wiem co było z twoimi rodzicami. Już mówiłam Jackowi, że powinien z tobą o tym porozmawiać, bo jesteś już bardzo dorosłym dzieckiem. Ale Jacek chyba się trochę krępuje, więc ułatw mu to - poproś by ci opowiedział jak to było z ich miłością. Bo nie będzie  fajnie jeśli ty powtórzysz  jego błędy lub ożenisz  się z jakąś panienką tylko dlatego, że niechcący wpadnie wam dziecko. I zacznij rozmowę właśnie od tego, że już się nie spotykasz z Basią i powiedz dlaczego. Ja wiem, jak było z twoimi rodzicami i wiem, że powinieneś ty też o  tym wiedzieć. Bo smutne, ale prawdziwe - miłość nie przezwycięży wszystkich problemów, ale szczerą, otwartą rozmową można wszystkie przeszkody pokonać, no a poza tym lepiej się wzajemnie poznać. Bo ty tak  do końca nie  wiesz, jakiego masz fajnego ojca.Kazik zna go długo,  ja znacznie  krócej, ale oboje bardzo go lubimy i  cenimy. A nasze  dziecko zrobiło sobie   z niego drugiego dziadka - już nie  mówi  "ujek Jacek" tylko  "dada Jacek". A ty uzyskałeś tytuł wujka - jesteś ujek Paweł. Jeszcze  trochę a  zacznie  dobrze mówić i będzie dziadek Jacek. No a teraz wyciągamy obiadek z piekarnika i zaniesiemy do pokoju.

Obiad wzbudził niekłamany entuzjazm - były to zrazy zawijane. Nadzieniem były pieczarki starte na tarce i leciutko przesmażone z cebulą i......polentą. O Boże - czym ty, dziewczyno, wypełniłaś  te  zrazy? Zgadnij - mogę  cię tylko zapewnić, że to nie trucizna. To po prostu jest polenta i dlatego do zrazów już nie dałam ryżu lub kaszy. To genialny produkt. Ma od  groma zdrowych mikroelementów i nie ma glutenu. Może nawet  robić jako baza do pizzy, można też ją potraktować jako kluseczki - ładnie ją po ugotowaniu i ostygnięciu pokroić i odsmażyć na oleju kokosowym lub masełku klarowanym. A w lodówce po ugotowaniu  może spędzić  spokojnie kilka  dni. Może być bazą do wytrawnego dania  ale i do słodkiego. No patrz - stary jestem a  chyba pierwszy raz  jem polentę. Paweł - zapamiętałeś?  Tak, ale jak znam życie i Tesię, to na pewno można ten przepis wziąć z sieci - odpowiedział Paweł. 

Teresa roześmiała  się- masz rację Pawle- no przecież po coś  mam komputer  w domu!

                                                                           c.d.n.