Personel oddelegowany na pogrzeb "ulubieńca" Ewy wrócił z tej smętnej uroczystości dość rozbawiony. Wg ich opowieści wdowa wystąpiła w czarnej, wielce obcisłej czarnej sukience dobrze podkreślającej jej walory zewnętrzne, nadającej się zdaniem większości na jakieś ekskluzywne party. Obie wdowie rączęta były okryte czarnymi, ażurowymi matinkami, na których lśniły sporej wagi i wartości pierścionki. Podobno makijaż również był wyraźnie wieczorowy, co o godzinie jedenastej przed południem nawet na płci brzydkiej wywarło niekorzystne wrażenie. Najbardziej zmartwieni odejściem pana Jerzego byli ci, co mu ostatnio nieoficjalnie pożyczyli pieniądze. Podobno jeszcze nim trumna została zasypana więcej niż połowa osób odeszła z cmentarza. "Delegaci" Zigi i Ewy też nie zostali do końca, zostawiając kwiaty na stosiku "kwiatowym".
Zmarli odchodzą a życie toczy się dalej. Ostatnio namierzony przez Ewę kontakt z inwestorem okazał się bardzo owocny. Pan inwestor chciał, by domy nie były wszystkie jednakowe pod względem wyglądu zewnętrznego, miały być w dwóch metrażach ogólnych i miały mieć praktyczne wnętrza, czyli takie, do których zakup mebli nie będzie szukaniem igły w stogu siana. Wszystkie miały mieć porządne i przestronne piwnice bo wiadomo, że musiały tam być umieszczone urządzenia grzewcze i by mogły być też suszarnią, bo nie było strychów. A dekorowanie tarasów suszącą się bielizną nie było tu w modzie.
Ewa tym razem błysnęła i to tak, że Zigi omal nie zemdlał, bo z pomocą swego ojca zrobiła wpierw makietę tego osiedla ( tatko z wielką wprawą wycinał i sklejał domki) , potem przejrzała wszystkie dotychczasowe swoje projekty,wybrała pasujące do założeń, przejrzała również oferty mebli dostępnych w popularnych sieciach i zebrawszy wszystko w całość ustawiła makietę na biurku Zigi mówiąc - możesz patrzeć, ale nie wolno ci tego dotykać, bo ty jesteś straszny psuja. Zigi cały dzień dreptał nerwowo koło biurka, wypytywał o szczegóły w końcu zatelefonował do inwestora i zaprosił go do ich biura. Na ten dzień wcisnął się nawet w normalne spodnie a nie w dżinsy, co Ewa skwitowała komentarzem: "wiesz co, w normalnych spodniach wyglądasz bardziej sexy a ta twoja kamizelka zamszowa świetnie się tu komponuje". Tę kamizelkę dostałem kiedyś od Doroty, tylko jej nie nosiłem. No to dobrze, że zacząłeś, naprawdę wyglądasz dziś jak należy!
Najbardziej się wszystkim w pracowni podobało, że domki nie były przyklejone do podłoża klejem a tylko specjalną masą. Ewa wyjaśniła, że gdy już wszystko zostanie zatwierdzone i "przyklepane" to wtedy zostaną przyklejone na stałe. Makietę niemal każdy uwiecznił w swej komórce, Ewa i Zigi też. Poza tym któryś sfotografował makietę w chwili gdy oboje kucali obok biurka, więc było też zdjęcie makiety na tle ich głów. I to zdjęcie natychmiast powędrowało do.....Doroty z podpisem- zobacz co Ewa wymyśliła! A Ewa dopisała - a ty mogłabyś zaprojektować do tego ogródki, bo to chyba zgodne z Twoim kierunkiem, to wszak botanika.
Oczywiście Robert też otrzymał takie zdjęcie, ale w podpisie było - wiem, że teraz operujesz, kocham cię, Ewa. Zigi, który jak zwykle podglądał co Ewa pisze pokiwał tylko głową i zapytał - ile razy dziennie tak się sobie oświadczacie? Ewa odpowiedziała krótko - tyle razy, ile razy do siebie piszemy. A czasem wysyłamy do siebie tylko króciutki komunikat- "kocham" i tyle. I co?- dopytywał się Zigi. I wtedy i jemu i mnie robi się ciepło i miło i życie wydaje się łatwiejsze. Ciekawe - muszę spróbować jak to działa. Mam nadzieję, że Dorota nie padnie martwa z wrażenia. Oj, dojrzewasz Zigi, dojrzewasz- zaśmiała się Ewa.
A co z twoim leczeniem? działasz coś w tym kierunku? Tak, w przyszłym tygodniu mam pulmonologa - kobietę, sądząc z imienia. Podobno świetna w swym fachu, choć ostra. I nieurodna. I niezbyt młoda. Same zalety, jak widzisz. No i podobno nie jest orędowniczką zbyt pochopnych działań chirurgicznych. Wiesz Ewka - po raz pierwszy się boję, że to może być początek końca.
Zigi, początek końca już się zaczął w momencie kiedy zaczerpnąłeś samodzielnie pierwszy oddech, wrzeszcząc z oburzenia, że cię wydobyto z zacisznego i przyjaznego miejsca. Od tej chwili zmierzamy z każdą sekundą do swojego końca - czy się to nam podoba czy też nie. Po prostu mamy bilet w jedną stronę. I wiesz co ? Kiedyś, podobnie jak ty teraz przeżyłam koszmar bojąc się, że być może mam raka i będę po kawałku umierać. I wtedy ktoś mi uświadomił, że i tak, nawet gdybym broniła się rękami i nogami to już i tak jadę pociągiem, który ma tylko jedną stację docelową, ale warto do niej dojechać jak najpóźniej, więc trzeba się badać, leczyć i dbać o siebie.
Ewka, a pamiętasz , że miałem na studiach długą dziekankę? Nooo, pamiętam. Plotka głosiła, żeś pojechał do pracy w którymś z krajów Europy Zachodniej. I uważano za skandal, że masz jedną dziekankę po drugiej. Zigi pokiwał głową - to właśnie wtedy wypadłem na trochę z pociągu zwanego życiem, cudem do niego z powrotem wsiadłem. Byłem z moim ojcem w Alpach ( bo ojciec wtedy mieszkał w Austrii) i zawsze w zimę brał mnie do siebie. No i oczywiście zrobiłem to, czego nikt normalny nie robił - zjeżdżałem nie trasą, ale "na dziko" i miałem bardzo bliskie spotkanie z gruntem i pewnym drzewem. Matka dostała zawału, ojciec wydał majątek na moje leczenie, jakiś czas leżałem w śpiączce, ale w końcu wsiadłem do tego pociągu jadącego w jedną stronę. Korzyści wymierne jednak z tego były - ojciec wrócił do matki, zostawiając inną kobietę, która przecież wiedziała, że mój stary nie ma rozwodu z polską żoną i ma syna w Polsce. I tak właśnie wyglądała moja "dziekanka", którą mi tyle razy wymawiano. Widocznie wtedy za długo spałem , bo po powrocie miałem cholerne problemy ze spaniem, więc się co wieczór poiłem- wpierw piwkiem potem dodawałem procenty. Jakoś to wszystko przetrwałem- dostawałem jakieś dobre przeciwbólowce bo miałem potrzaskane żebra , pewnie od tego obejmowania drzewa i nabrałem zwyczaju bardzo płytkiego oddychania.
Zigi, a Dorota o tym wszystkim wie? Wie, bo na "dzień dobry" to wszystko jej opowiedziałem mówiąc by nie liczyła na mnie jako materiał na męża i ojca. Patrz Ewa- a jednak się za mnie wydała. No więc doceń to pacanie! Ona cię kocha. I wiesz? Opowiedz tej pani doktor o tym twoim nawyku płytkiego oddechu i skąd się to wzięło. Swoja drogą podziwiam cię, bo po takich przejściach byłeś bardzo dobrym studentem.
Ale i tak mnie nie chciałaś - pracowałaś ze mną wpierw w tej radzie uczelnianej, potem w tych wszystkich biurach, ale wyszłaś za innego. Nie marudź Zigi - po prostu za bardzo odbiegałeś od mojego wyobrażenia męża i partnera - za dużo i za często piłeś, paliłeś i podrywałeś dziewczyny i to często takie, że aż żal było na nie spojrzeć ze strachu, żeby się czymś nie zarazić. Zigi, to było, minęło, żyjemy w innym świecie. Przyjaźnimy się i tak jest dla nas obojga dobrze. Ja po pierwszej awanturze z tobą to pewnie bym po prostu zerwała - nie lubię kłótni, awantur na gruncie domowym. Tu się czasem kłócimy, ale to są sprawy zawodowe, nie dotyczą naszego wnętrza. A Dorota przeczekiwała twoje wyskoki i znów wracaliście do siebie. Jest między wami chemia taka jak między Robertem a mną.
Dyskusję przerwał przyjazd inwestora - facet był w pełni zaskoczony. Takiej prezentacji jeszcze nikt mu nie przedstawił. Bardzo uważnie wysłuchał wszystkiego co na temat tego osiedla mieli oboje do powiedzenia. Oni z kolei dowiedzieli się że ma bardzo dobrych murarzy spoza Warszawy. Do prac wnętrzarskich Ewa i Zigi dali mu namiary na ludzi, z tym, że uprzedzili, że musi się powołać na nich.
Na koniec zapytał, czy mógłby dostać od nich tę makietę - oczywiście może za nią zapłacić, bo to świetna reklama tego osiedla i będzie stała w holu jego biura, ale oni nie chcieli za nią pieniędzy. Dodatkowo Ewa dała mu wykaz producentów mebli pasujących wymiarowo do tych wnętrz.
Dwóch najmłodszych pracowników dostało polecenie zniesienia makiety do samochodu- niestety winda w tym wieżowcu była wiecznie "oblężona" i musieli 6 pięter pokonać na własnych nogach. Makieta była leciutka, ale ponieważ jej podłoże to były tylko dwie warstwy bristolu była dość wiotka, więc musiały ją nieść dwie osoby.
I Zigi i Ewa byli bardzo zadowoleni z nowego inwestora. Przede wszystkim "nie grał w ciemno", zakupiony przez niego teren nie był co prawda najtańszy pod słońcem, ale był w dobrej okolicy, dość blisko szosy "zimowego utrzymania pierwszej kolejności", ponieważ jeździł nią podmiejski autobus i do najbliższego stałego przystanku było około 400 metrów. Do szkoły podstawowej były dwa kilometry, w pobliskiej osadzie była też "lekarzówka" i ze dwa sklepy spożywcze.
W kilka dni później zatelefonował pan inwestor, że "ugrał" od jednego z producentów mebli, że w zamian za udzielanie informacji, że na tym osiedlu pasują meble jego produkcji on zafunduje żywopłot okalający osiedle z trzech stron, a w ogóle to przy tym terenie postawił tablicę, na której jest fotografia osiedla i podane są metraże domków i.......bardzo wzrosło zainteresowanie inwestycją, a poza tym uaktywnili się i okoliczni mieszkańcy, bo zaraz na słupkach tablicy poprzyklejali w co i u kogo będzie się można zaopatrzyć.
Zigi się śmiał, że teraz trzeba będzie wciągnąć tatę Ewy na listę płac żeby "produkował" domki do makiet i że zamiast z kartonu to lepiej będzie je "produkować" z cienkich arkuszy styropianu, takiego o grubości 3 milimetrów. A styropian się dobrze maluje to będzie można je robić w kolorze. Poza tym wielce dręczyło go pytanie skąd Ewa wzięła ten pomysł, więc Ewa pokazała mu jeden z internetowych sklepów z materiałami do dekupażu oferujący z okazji świąt Bożego Narodzenia plansze kartonowe z domkami do wycięcia i posklejania. No coś podobnego - nie miałem pojęcia, że jest coś takiego jak dekupaż i że sporo osób się tym bawi- niesamowite!
Nadszedł termin wizyty Zigi u pulmonologa. Pani doktor poświęciła mu bardzo dużo czasu, wypytała o mnóstwo rzeczy, kiedy na co chorował, więc siłą rzeczy powiedział o swoim wypadku w górach, lekarka ciągle coś notowała, zrobiła mu spirometrię, chwaląc jego pojemność płuc, wyraziła zadowolenie, że już przestał palić, opowiedziała jakie spustoszenia poczyniły w jego oskrzelach papierosy i zaproponowała mu 3-4 dniowy pobyt w prywatnej klinice na jego koszt, ale badanie na koszt NFZ. Według niej, Zigi po tych wszystkich przejściach zdrowotnych musi być przed tym badaniem przebadany, bo badanie jest inwazyjne i będzie musiał być do niego znieczulony i to nieco lepiej niż to robią w państwowym szpitalu. I dobrze gdy po badaniu spędzi dobę w szpitalu. Obejrzała wyniki, które przyniósł i stwierdziła, że nie wygląda jej ta zmiana na zmianę rakową, ale nie ma bladego pojęcia co to może być. A nawet jeśli by to była taka niepożądana zmiana, to zostanie wycięta a bez kawałka jednego płata można żyć długo i szczęśliwie.
Czekająca na niego pod gabinetem Dorota widziała najczarniejszy z czarnych scenariuszy i niemal była zdziwiona, że wyszedł z gabinetu żywy i cały. Od razu napisali sms do Ewy, że Zigi ma skierowanie do kliniki, że wpierw porobią mu badania, bo bronchoskopia jest bardzo inwazyjnym badaniem i że pani doktor też nie wie co na tej jego tomografii widać.
c.d.n.