Narada Kazika i Kurta skończyła się grubo po północy i rano obaj byli niezbyt przytomni. Na koniec Kazik powiedział do Kurta - muszę to wszystko dokładnie przemyśleć - odwykłem od bycia zależnym od humoru i pomysłów szefa, bo ostatnie 10 lat byłem samodzielnym pracownikiem. Oczywiście konsultowałem swe pomysły z różnymi osobami, ale nikt mi nie narzucał jak mam na coś patrzeć i nie wiem jak mi się będzie układała współpraca z tym profesorem. Rozmawiałem o nim z kilkoma osobami z rok wcześniej i wszyscy wyrażali się o nim raczej pozytywnie, choć nie byli zachwyceni tym, że jest drobiazgowy, ale z drugiej strony we wszystkich konstrukcjach drobiazgi mają jednak znaczenie więc jego drobiazgowość jest dla mnie raczej pozytywną cechą. Trochę mnie dobija ten wymóg minimum 8 publikacji.
Trochę panikujesz- stwierdził Kurt- zgłosisz to wszystko co dotąd publikowałeś u nas - po prostu przetłumaczysz to na polski przy okazji dodając ciut nowości. Wygłosisz na konferencjach kilka referatów i one nieco rozbudowane już będą publikacją. Twoja książka to też wszak publikacja- praca była na potrzeby doktoratu, a nie modlitewnik. Ten wymóg publikacji nie ma limitu czasowego, nie mają to być "dzieła", które powstały dopiero po zrobieniu przez ciebie doktoratu. Trochę się natłumaczysz, ale na pewno Teresa Ci w tym pomoże. Będziesz tłumaczył na głos, nagrywając na dyktafon i jednocześnie pisząc na kompie, potem Teresa to przeczyta czy to ma ręce i nogi pod względem języka polskiego. Tak jak to robiliście przy twojej książce. Sprawdź, czy podręcznik też się zalicza do publikacji i jak ci mówił twój promotor, część twojej książki może być z powodzeniem podręcznikiem. O ile się nie mylę to opracowane wyniki badań też bywają publikacją. Po prostu nie wpadaj w panikę. Nie masz tu noża na gardle, możesz spokojnie pracować. Poprzeglądaj publikacje tych co już się habilitowali na Politechnice, to się podbudujesz. A ty należysz do tej nielicznej grupy, dla której pisanie nie jest katorgą. No i nigdzie nie jest powiedziane, że musisz się z tym uwinąć w rok. Na doktorat miałeś trzy lata, no ale opracowywałeś nowy temat ale i tak uwinąłeś się szybciej.
A jak Krystian? No za bardzo to nie wiem, nie pisze, nie telefonuje. Pracuje ponoć i mieszka w Strasburgu - tak mi powiedział. Pracuje w jakiejś kancelarii prawniczej i zgłębia Prawo Unijne. Nie mam jego adresu. Był tu z kobietą, mieszanką francusko- algierską, domieszka algierska to po tatusiu. Dobra figura i zupełny brak urody. Jak mi powiedział to nie planują wspólnego życia, na razie im pasuje pomieszkiwanie razem, bo to wypada taniej. On to się nie nadaje za bardzo do życia w rodzinie. Gdyby się nadawał to by Aliny nie zdradził, bo zdrada ma to do siebie, że zawsze się w pewnej chwili wyda. On się o to postarał, jak to mówią "z przytupem," tak że nie było wątpliwości, że Alinę zdradził. Na dodatek ponieważ miał bardzo dobry rok finansowy to zasunęli mu takie alimenty, że z ulgą zrezygnował z ojcostwa Tadzia, bo po pełnej adopcji wszystkie koszty ponosi Paweł. Cris był w Warszawie na tydzień przed świętami.
Paweł usynowił Tadzia, dał mu swoje nazwisko, dziecko ma nową metrykę i ojca z prawdziwego zdarzenia i dodatkowo dziadka. Bo Jacek jest pełnoetatowym ojcem Pawła i dziadkiem Tadzia. Dba o Tadzia, Alinę i Pawła. Wszyscy twierdzą, że odmłodniał odkąd są wszyscy razem. Alina też kwitnie, Jacek pilnuje by brała lek swój codziennie, na spacery to najczęściej chodzą "silną grupą", dwóch małych, dwie mamy i dwóch dziadków. Dziewczyny robią w czasie spaceru zakupy, ja już robię zakupy tylko sporadycznie. Tacie wyraźnie poprawiło się zdrowie, są z Jackiem niczym bracia. Najzabawniejsze, że mały Tadzio, który wiele urody ma po Krystianie jest podobny do Pawła, bo Paweł też taki urodą w typie Krisa - szczupły, ciemne włosiny, ale oczy ma szaro niebieskie. A najlepsze jest to, że Tadziś sam, z własnej inicjatywy zaczął nazywać Pawła tatą. Gdy Krystian zupełnie nagle i niespodziewanie ożenił się z Aliną to byłem bardzo zdumiony, bo on zawsze miał za sobą cały orszak dziewczyn chętnych na amory i to dziewczyn "takich wyjściowych" do pochwalenia się nimi przed kolegami.
No ale Alina to ładna kobietka- stwierdził Kurt. No ładna- zgodził się Kazik- ale wszystkie dotychczasowe dziewczyny Krisa to były nieco wyzywające pod względem makijażu i stroju, a Alina przy nich to jak myszka - duża myszka. No po prostu po Alinie widać, że nie wychodzi na podbój. Popatrz- mam ślubne zdjęcie Aliny i Pawła.
Masz rację, ale wyglądają tu oboje świetnie. Poślij je do Sophie, ucieszy się, tylko na wszelki wypadek napisz czyje to zdjęcie. No i muszę przed powrotem zrobić wam wszystkim zdjęcie, bo inaczej Sophie zwątpi, że u was byłem. Ty mi powiedz co ty Kaz robisz, że nadal masz świetną figurę. Mnie zaczyna brzuch rosnąć.
Jedz mniej makaronu, albo jedz makaron robiony z cukinii - doradził Kazik. U nas to Tesia czuwa nad dietą. Jemy mięso z warzywami, jeśli są kartofle to zawsze w postaci sałatki, bo ugotowane i ostudzone nie tuczą, bo zmienia się skład chemiczny skrobi. I najczęściej jemy teraz mięso z perliczki bo jest zdrowsze, przypomina mięso dzikiego ptactwa, można nawet wmówić ludziom, że to jest bażant, tylko mniejszy. Jacek ma jakiegoś dostawcę z okolic Nowego Dworu. Poza tym bardzo często ćwiczymy, tak ze 3, cztery razy w tygodniu. No a co ćwiczycie? Kurt, a co kochająca się para ćwiczy? To najmilsza z możliwych gimnastyka.
Kurt się zaśmiał - no to muszę się wpierw nieco odchudzić, bo się zrobiłem zbyt okrągły. Zbyt często ostatnio jadałem w Kantynie. A tam nie ma pół porcji ani dziecięcych. No ale to możesz przecież wziąć tylko mięso i warzywa, nie musisz brać góry kartofli lub makaronu. Już skasowali samoobsługę? Nie, nadal sami sobie nakładamy z garnków. No to sobie mniej nakładaj, zjedz lepiej więcej mięsa a nie bierz kluch i kartofli. I nie dokupuj batoników - one też tuczą. Jak zjesz dwie porcje mięsa i warzywka to nie utyjesz od tego. A zamiast batonika zjedz jabłko. A tak w ogóle to możesz wpaść do sklepu zamiast do kantyny i kupić sobie pojemnik owoców zamiast tego lunchu w kantynie. Bo jeśli mięso jest z sosem to sos na 100% jest zagęszczony mąką. A od mąki się tyje. A czym Tesia zagęszcza sos? My bardzo rzadko robimy mięso z gęstym sosem. Tesia czasem zagęszcza sos przetartymi przez sitko warzywkami, które dusiły się razem z mięsem.
Kaz, a kiedy poznasz swój rozkład zajęć? Pewnie dopiero gdy zostaną przyjęci nowi studenci. Egzaminy pewnie będą na początku lipca, w połowie ogłoszenie wyników i dopiero wtedy ustalanie grafiku, więc nie prędzej będzie nowy grafik niż we wrześniu.
Odebrałem wyniki badań i gdybym tylko chciał mógłbym nieco posiedzieć na symulatorze i polatać, ale- ale nie wiem co jest - odkąd jestem z Tesią zupełnie nie mam chęci na latanie. Może dlatego że już od nikogo nie muszę uciekać a ciągle mi jej mało. Chyba mnie zaczarowała. Najszczęśliwszy jestem gdy wszyscy jesteśmy razem, gdy mam ich oboje na wyciągnięcie ręki, choć Alek zadaje mi czasem strasznie dziwne pytania a ja mam problem jak wytłumaczyć pięciolatkowi np. coś tak abstrakcyjnego jak czas. Namordowałem się okrutnie w Sylwestra, bo tym razem byliśmy u przyjaciół i mały razem z nami oczekiwał północy.Ale zapamiętał sporo z tego co mu mówiłem. I pomyślałem sobie, że niezależnie od tego czy przeprowadzimy się do Niemiec czy też nie, to zacznę go uczyć niemieckiego - będzie szedł dwujęzycznie. Teresa i tata będą do niego mówili po polsku a ja do niego po niemiecku. Języków obcych nigdy za wiele. To bardzo dobry pomysł - stwierdził Kurt. Teresa też się przy okazji nauczy. A ty przechodzisz z urlopem? Tak, to znaczy podobno tak. Wiesz - doświadczywszy bałaganu jaki panował pod tym względem w Instytucie to nie dowierzam kadrom. Na razie wiem tylko tyle, że dydaktykę zacznę dopiero w październiku a urlop w tym układzie pewnie wezmę we wrześniu, bo w lipcu i sierpniu to Warszawa jest całkiem miłym miastem bo naród na urlopach. Korków wmieście nie ma i nawet znajduje się miejsce do zaparkowania. Podejrzewam co prawda , że mogą mnie dopaść korowody z egzaminami wstępnymi, ale to trudny wydział o czym wszyscy wiedzą i nie ma 15 chętnych na jedno miejsce. A podobno są takie uczelnie. Wiesz - odkąd skończyłem studia to bardzo mało mnie interesowała sytuacja na uczelniach.
A ile będziesz miał urlopu? Ogólnie rzecz ujmując to 36 dni roboczych w roku, nie wliczają się do niego dni ustawowo wolne od pracy. A dydaktyka ma mi zajmować 4 dni w tygodniu przez 30 tygodni. Jeden semestr to 15 tygodni. Reszta dni pracy to ma być praca naukowo-badawcza, wyjazdy na konferencje itp. i zapewne jest w tym również pisanie publikacji. Ciekawy jestem czy profesor jest jedno - czy dwuręczny w sensie bliskich współpracowników. Bo ja jakoś nie mam zwyczaju brać udziału w wyścigu o czyjeś względy. No i coś mi wygląda na to, że w tym układzie nie będę miał aż 180 godzin dydaktycznych w roku akademickim, co mi nawet odpowiada. Zresztą to "do", czyli maksymalnie mógłbym mieć 180 godzin. A godzina dydaktyczna to 45 minut. Finansowo wypadam tak jak w instytucie. I gdyby nie tata Teresy to bym się 5 minut nie zastanawiał tylko już bym był w Berlinie lub Stuttgarcie. Tu go samego w Polsce nie zostawimy, a nie mam pojęcia jakby zniósł przeprowadzkę na stałe do Niemiec - ma tu przyjaciela, tam miałby tylko nas. Wiesz jak mówią - nie przesadza się starych drzew. I głównie to mnie powstrzymuje. Tata gdy owdowiał i mieszkał sam, to wciąż były problemy kardiologiczne, nawet gdy mieszkał na tym samym osiedlu. Odkąd zamieszkał z nami wszystko minęło jakby kto nożem uciął. I między innymi stąd moje myślenie o ściągnięciu szybko Jacka i Pawła z rodziną. Ale że jestem realistą to wiem jak to jest w sumie skomplikowane logistycznie.
Kurt długo milczał i wpatrywał się w widok za oknem, z którego głównie było widać niebo zasnute chmurami. W końcu powiedział - ty jesteś niesamowicie porządny facet- 99% tych których znam to nawet okiem by nie mrugnęło i zrobiłoby tak jak mu byłoby wygodniej. Rozmawiałem o tym z Sophie - ona cię dobrze rozszyfrowała - i pierwsze co powiedziała to brzmiało - oni nawet na dwa miesiące nie zostawią ojca samego a nie wiadomo przecież ile czasu trwałoby szukanie większego mieszkania dla nich i dla Pawła z rodziną. Berlin wciąż cierpi na brak mieszkań. A niemieckiego niech się oboje, Tesia i Alek uczą, bo przecież będziecie do nas przyjeżdżać.
Gdy Kurt odlatywał z powrotem do Berlina oczywiście Alek nie odpuścił okazji by odwiedzić lotnisko, ale tym razem Kurta odprowadzała Teresa i żeby mały miał komplet wrażeń to na lotnisko pojechali taksówką, a wracali autobusem - okazało się, że "podróż" autobusem też była dla Alka atrakcją. Gdy już dojechali do domu, gdy dziecko wysiadło z autobusu to wyraziło żal, że jeszcze nigdy nie jechało tramwajem. Więc Teresa obiecała Alkowi, że gdy już będzie cieplej to któregoś dnia pojadą tramwajem w godzinach gdy nie będzie tłoku.
Oczywiście po powrocie do domu Alek bardzo szczegółowo opowiedział dziadkowi o jeździe autobusem i bardzo się zdziwił, że dziadek nie wykazał żadnego entuzjazmu dla jazdy autobusem. Co do jazdy tramwajem dziadek tylko powiedział, że wyszuka dla Alka i Teresy możliwie długą trasę, żeby się mały "najechał". Bo zdaniem dziadka najdłuższa linia tramwajowa w Warszawie to"17" i jedzie przez całe miasto z Mokotowa na Marymont i taka jazda trwa na pewno godzinę. I zapewne się dziecko najedzie, bo jeśli będzie chciał też wracać tramwajem to w sumie spędzi 2 godziny w tramwaju plus dojazd autobusem z osiedla do linii tramwajowej i z powrotem od tramwaju do domu.
c.d.n.