W końcu września zupełnie niespodziewanie zatelefonował do Adeli Arek, mówiąc, że chciałby z nią chwilę porozmawiać, bo ma problem. Akurat była na spacerze z dzieckiem , więc poprosiła by zatelefonował za dwie godziny, wtedy będzie po karmieniu i "obrobieniu" Milenki i będzie mogła z nim spokojnie porozmawiać.
Niespiesznie zawróciła w stronę domu i w dwadzieścia minut później zajęła się karmieniem małej. Arek zadzwonił równiutko w 2 godziny później i na wszelki wypadek dopytał się jeszcze czy aby nie przeszkadza w czymś. Uspokoiła go, że wszystko jest w porządku, mała już śpi, więc Adela może teraz go spokojnie wysłuchać. Arek westchnął i powiedział - wczoraj zatelefonowała do mnie Irena i powiedziała, że muszę jej jakoś pomóc - jej wymarzony, wyśniony pan małżonek zażądał od niej by ona swoją część majątku, który jest teraz ich współwłasnością, jako że mają wspólnotę majątkową, przepisała na niego. Gdy mu powiedziała, że przecież jest współwłaścicielem tego całego majątku i ona nie widzi powodu, by miał dostać za frajer cały majątek to wpierw zrobił dziką awanturę, potem ją uderzył i obiecał, że ją będzie musiał usunąć ze swego życia. Więc podobno spokojnie stwierdziła, że w takim razie będzie najlepiej, jeśli wezmą rozwód. Na to ponoć usłyszała, że rozwód go nie interesuje, ale dziedziczenie i postara się tak umilić jej życie że sama o śmierć poprosi. No i ona ma nadzieję, że w imię starej przyjaźni ja przeprowadzę jej rozwód. No to jej powiedziałem tylko, że ja już spłaciłem swój dług wdzięczności wobec niej żeniąc się z nią i zaraz potem rozchodząc, robiąc z siebie niedorozwiniętego umysłowo debila i nie mam zamiaru się zajmować jej rozwodem. I zrobi najmądrzej jeśli zapomni, że mnie kiedykolwiek mnie znała. I niech sobie znajdzie jakiegoś dobrego speca od rozwodów i opowie mu to wszystko co powiedziała mnie i niech on jej doradzi co ona ma dalej robić, bo ja nie mam pojęcia. I może niech sobie kupi dyktafon i nosi stale w kieszeni, tylko niech mężowi nie pokazuje. Może też niech zgłosi sprawę na policję i poprosi o pomoc, bo boi się o swoje życie.
Nooo, ciekawie, ciekawie- stwierdziła Adela. O ile pamiętam to groźby też są karalne. Tyle tylko, że ja raczej niewiele mogę ci w tym wszystkim pomóc. Z prawników "cywilnych" to znam tylko ciebie i znam kilku prawników patentowych. Wiem Adelko, idzie mi tylko o to, że nie wiem jak taką wiadomość przyjmie Stasia. Chcę żeby o tym wszystkim wiedziała, bo przecież ta kretynka może się przywlec do nas na Ursynów i mnie nachodzić. No tak, znając Irenę nie jest to wykluczone i faktycznie będzie lepiej jeśli Stasi to powiesz. I powiedz, że mnie już o tym mówiłeś, to może pomóc Stasi o tyle, że jeśli ją to będzie "gryzło" to do mnie zadzwoni, wiedząc, że nie narusza żadnej twojej tajemnicy.
A tak ogólnie, to jest ostatnio bardzo ładna pogoda, może byśmy się wybrali w weekend w dwa samochody w jakiś plener? Może do Powsina? Albo do ZOO bo tam można dość wygodnie pochodzić z wózkiem. Tak prawdę mówiąc to kiepściunio wyglądają okolice stolicy od strony plenerowej. Możemy się ewentualne wybrać do Łazienek, tam jest nawet plac zabaw dla dzieci no i zawsze jest ratunek w postaci kawiarni. Nie mam oporów by małą karmić na ławce w parku bo będę miała moskitierę i nią się osłonię. A jeśli do Powsina to wtedy weźmiemy składane krzesełka do siedzenia - tyle tylko, że wrzucimy je do waszej bryczki, bo u nas będzie wszak wózek. Szkoda, że blisko nas nie trafiłam na jakiś przyzwoity plac zabaw dla dzieci.
Mała, a zarzekałaś się, że nie będziesz karmić - wypomniał jej Arek. No karmię, ale będę karmiła tylko 6 miesięcy, potem przejdę na mleko modyfikowane no i będzie już jadła zupki jarzynowe i jakieś inne wymyślone przeze mnie pyszności. Nie mam zamiaru karmić piersią jej dwa lata tak jak to sobie WHO wymyśliła. Tu nie Afryka, tu Europa.
Arek, wrzuć wiadomość co wymyśliłeś na weekend. Buziaczki dla Stasi. I błagam cię - nie daj się wciągnąć w jakąkolwiek historię z Ireną. Bo stracisz twarz w swoim kręgu zawodowym. Raz - dało się to podciągnąć, że się głupio zadurzyłeś w cwaniarze, która leciała na twoją kasę. Ale każdy kolejny z nią epizod zrujnuje ci pozycją zawodową. I nie daj się wmanewrować w gadki o przyjaźni, lojalności itp.
Milenka skończyła trzy miesiące. Już nie była taką chudzinką, przybyło jej na wadze i ważyła już 3,5 kilograma. Już odwracała główkę w stronę, z której słyszała głos, bardzo polubiła pchać do buzi własne paluszki (niekoniecznie z głodu) i chyba w jakiś sposób rozróżniała ludzi - gdy pochylał się nad nią Emil lub Adela reagowała całym ciałkiem, a Piotrowi i Helenie bardzo bystro się przyglądała jeśli ich kilka dni z rzędu nie widziała. Bardzo lubiła by coś do niej mówić, najlepiej modulując głos. Emil miał u niej wyraźnie fory - bardzo lubiła zasypiać w jego objęciach a czasem wręcz leżąc na Emilu. Emil się śmiał, że to wyraźnie dziedziczna pozycja- przez tyle miesięcy przebywania w brzuchu Adeli nauczyła się, że najlepiej to być przytuloną do taty. Lubiła muzykę, cicha muzyka nie przeszkadzała jej w dziennym spaniu. Ponieważ ciągle pchała rączki do buzi Adela zafundowała jej smoczek. Leżąc na brzuszku bez trudu unosiła główkę i wytrzymywała w tej pozycji prawie pół minuty. Ciuszki z wyprawki już nie były dla niej za duże pod każdym względem - wyraźnie przybyło jej ciałka. Na główce "urodzeniowe" włoski pomału się zmieniały, coraz więcej było jasnych włosków. Adela się śmiała, że rączki i nóżki Adelki przedtem swym wyglądem przypominały parówki a teraz pomału zamieniają się w serdelki.
Na jednym ze spacerów Adela zaprezentowała Milenkę Konradowi. O matko, ale ona maciupka i śliczna! - wysapał Konrad. Adela śmiała się - to całe szczęście, że poszła we mnie posturą. Nie sądzisz chyba że własnymi siłami urodziłabym dziecko ważące tyle ile ona teraz waży. Dziewczyno, ja to jestem pełen podziwu, że w ogóle zdecydowałaś się na małżeństwo i dziecko. Zawsze byłaś wrogo nastawiona do małżeństwa i dziecioróbstwa. Byłaś niemal jakąś popapraną feministką - mąż - a po co? dziecko - a po co sobie życie zamykać?
Konrad - a wiesz ile wody upłynęło w Wiśle od tamtych, licealnych lat? No a kiedy drugie zmajstrujecie? Chyba wcale - rodziłam co prawda w znieczuleniu, ale wystarczy mi wrażeń do końca życia. Nawet bez bólu to bardzo męcząca impreza. Już i tak mam nieco przechlapane bo posiedzę na trzyletnim wychowawczym. Ale już mi świta w głowie, że mogłabym w tym czasie zrobić aplikację adwokacką. Uczyć się mogę przy dziecku. No a co twój mąż na to? No przecież aplikując nie muszę od świtu do nocy być poza domem. Mentora będę miała. I jest duża szansa, że wypali mi praca w prywatnej kancelarii - wtedy nie muszę być na pełnym etacie. Lubię się uczyć, a dziecko wcale nie wymaga tego, by je cały czas zabawiać.Tylko trzeba troszkę wysilić mózgownicę by je przyzwyczaić do tego, że mama to nie pan KO na wczasach. Będzie miała takie zabawki by mogła sama się dobrze bawić. Wystarczy by nauczyć dziecko jak się ma bawić, potem kilka razy pochwalić gdy się samo pięknie zaczyna bawić i wszystko gra. Nie sądzisz chyba, że w żłobku lub przedszkolu to panie opiekunki cały czas się z dzieciakami bawią, karmią każde jedno itp.
A sama karmisz czy jest na butelce? Karmię, po sześciu miesiącach przejdę na modyfikowany pokarm. Ona to ma chyba zegar w żołądku , ostatnio karmię ją co 3 godziny i 10 minut, bo karmię na wezwanie. Szalenie mnie rozbawiło te 10 minut. W siódmym miesiącu będzie karmiona pół na pół, mój pokarm i mleko modyfikowane. Modyfikowane mleko jest bardziej kaloryczne no i będzie już dostawać coś uzupełniającego do jedzenia, zupki jarzynkowe na domowym chudziutkim rosołku. A gdy będzie miała rok to będzie jeść z nami "z jednego garnka". Ja raczej bardzo dietetycznie gotuję - mało soli, mało tłuszczu.
A jak twój mąż? Nieszczęśliwy, bardzo nieszczęśliwy, że musiał wrócić do pracy. Rośnie nam "córeczka tatusia". Był cały czas przy porodzie, przecinał pępowinę. A jakie jej imię daliście? Milena, zdrobniale Milenka. Dobre- zaśmiał się Konrad - Emil ma Milenkę. Fajnie pomyślane! Podoba mi się! Nam też. A ty byłeś gdy twoja żona rodziła? Nie, ona rodziła w państwowym szpitalu i wtedy jeszcze "rodzinne porody" nie istniały. A ty pewnie rodziłaś w prywatnej klinice. No, fakt, w prywatnej i po porodzie mieliśmy tam swój pokój razem z dzieckiem. Czwartego dnia rano wyszliśmy z kliniki. Ale w niektórych państwowych też jest możliwość rodzinnego porodu- tak gdzieś czytałam.Ale raczej bez wspólnego pobytu po porodzie.
A my dość przypadkowo wykupiliśmy karnet do prywatnej przychodni i tylko go rozszerzyliśmy o pobyt w czasie porodu. Nie za wszystko się płaci w tych prywatnych przychodniach - część kosztów jednak ponosi NFZ w ramach płaconej przez nas składki. Stwierdziliśmy, że to się nam bardziej opłaca niż sporadyczne korzystanie z prywatnego lekarza. A wszystko przez to, w przyszpitalnej przychodni onkologicznej odkryli chłoniaka u mego teścia- tyle tylko, że po roku brania leków nagle okazało się, że wcale nie miał raka, tylko rejestracja pomyliła karty. No i mąż robił ojcu badania na cito w prywatnej klinice i przy okazji nam też wykupił tam karnety.
No to lecimy do domu. Trzymaj się, jak będzie ciut starsza to porobisz nam trochę zdjęć. Ale na USG to z reguły prezentowała nam swoje plecki i pupę. Emil się śmiał, że to po mnie dziedziczna niechęć do obiektywu.
W domu czekała na nie niespodzianka - Emil wcześniej wrócił z pracy. Widziałem się dziś z Arkiem. Projekt "Kancelaria Arka" znów zaczyna ożywać. Ze dwie godziny mi dziś w naszym barku przedstawiał realia. Ale tym razem siedziba byłaby na Ursynowie. I mam najnowsze wieści od naszego cudnego Zdzisława. Przeprowadza się za południową granicę. Przeprowadzać się będzie w końcu roku, tam zacznie pracę zaraz po Nowym Roku. A rodziców weźmie do siebie jego siostra, bo niestety już sami nie dają sobie rady z codziennością. Ona ma domek z ogródkiem, jego zdaniem bardzo blisko nas, bo w Mysiadle. Już miałem powiedzieć "gdzie Rzym a gdzie Krym", ale ugryzłem się w język. Nie mam ochoty nikogo uświadamiać. Oczywiście jak się tam już rozgości to do nas napisze. Ponieważ dopytywał się namolnie co u Ciebie to mu powiedziałem, że właśnie jesteś na urlopie macierzyńskim i w drodze łaski pokazałem mu zdjęcie Milenki. Stwierdził, że ładniutka dziewczynka. Masz pozdrowienia od niego. Stwierdził, że już bardzo dawno nie oglądał żadnego niemowlęcia. I czy często w nocy płacze. Nie bardzo wierzył, że Milenka nie płacze w nocy. Ona w ogóle bardzo mało płacze- stwierdziła Adela. Widocznie nie ma powodu. A ja byłam dziś na krótkim spacerze w towarzystwie Konrada. Umówiłam się z nim, że jak już będzie nieco starsza to porobi jej zdjęcia. Był niemal wstrząśnięty, że ona jest taka malusia. Jego dzieci to wszystkie ponad 3 kilogramy żywej wagi w chwili porodu.
A z Arkiem to tylko o kancelarii rozmawialiście? A jest coś o czym powinienem z nim był rozmawiać?- zdziwił się Emil. No bo do mnie dzwonił kilka dni wcześniej bo boska Irenka go poprosiła o pomoc, żeby się uwolnić od swego ukochanego męża. Wysłuchałam wszystkiego i powiedziałam mu, że o tym wszystkim powinien powiedzieć Stasi to raz, a dwa to żeby nie ważył dotknąć się sprawy Ireny, która bierze go pod włos, powołując się na ich przyjaźń, bo wplątanie się w jakąś sprawę z nią po raz drugi zawali mu karierę zawodową kompletnie. Już raz wyszedł na debila dzięki temu małżeństwu i rozwodowi. Podobno ten ukochany chce by ona cały majątek przepisała na niego, a gdy powiedziała, że przecież nie mają rozdzielności majątkowej, więc całość jest wspólna to facet ją uderzył i sugerował, że zrobi wszystko by ją usunąć ze swego życia, wiec zasugerowała mu rozwód ale jego nie interesuje rozwód a tylko sprawa odziedziczenia wszystkiego po niej. Podobno Arek jej kazał by poszła z tym na policję i zgłosiła sprawę prosząc jednocześnie o ochronę, bo się boi. No i kazał jej szukać jakiegoś adwokata dobrego od rozwodów. Ona przecież pracuje w sądzie, więc powinna znać nazwiska adwokatów lub popytać wśród koleżanek kogo oni tam uważają za dobrego w te klocki. Miał do mnie zadzwonić w sprawie weekendu, ale nie zadzwonił- proponowałam Powsin albo Łazienki bo tam można się poruszać z wózkiem. Dziwna sprawa- stwierdził Emil. Ale mu bardzo dobrze powiedziałaś. Zadzwonię do niego pytając się o weekend, zobaczymy a raczej usłyszymy co nam powie.
c.d.n.