czwartek, 29 lutego 2024

Córeczka tatusia - 92

 A jakie wy macie wakacyjne plany? - zapytał Andrzej.  Oooo- mało skomplikowane - wymyśliliśmy z Michałem, że polecimy do Turcji we  wrześniu, ale pobyt wykupimy w niemieckim biurze turystycznym bo oni mają lepsze lokalizacje hoteli i w ogóle lepszy standard. A we  wrześniu już  nie ma takich upałów przy których rozum  się gotuje  z gorąca.  A oni biorą ze sobą  dzieci? -  nie, dzieci zostaną z dziadkami- może w przyszłym roku pojadą całą rodziną i to w pierwszej połowie czerwca, bo jeśli Mireczek nie będzie  miał jakichś  "zacięć"  w  szkole to bez trudu go zabiorą wcześniej  ze  szkoły. Po prostu z dzieciakami to się mało zwiedza, a my chcemy nie  tylko "zalegać na plaży" ale i sporo zwiedzić, może nawet wybrać  się do Kapadocji, bo zawsze są tam organizowane  wycieczki do Kapadocji takie z noclegiem tamże. I może też w góry Taurus - czytałem, że to wycieczki samochodami terenowymi. Obaj mamy żony-samochodziary, więc może nam  się to uda- takie  są plany,  a co wyjdzie to jak  zawsze życie pokaże. Pobyt z dzieciakami, które  już chodzą do szkoły to zawsze mordęga, bo praktycznie można jechać tylko w  czasie  wakacji, a nie  da  się ukryć, że  wtedy wszędzie jest tłok i zgraje  dzieciaków. Kolega nasz wyliczył, że każdy pobyt  z dziećmi na  wakacjach jest dwa razy droższy bo one  zawsze wyciągają rodzicom pieniądze z kieszeni na rozliczne rozrywki. A wszystkie "atrakcje dla dzieci" są zawsze płatne. Nawet  zerknięcie  na ryby pływające w beczce, którą miejscowi nazywają akwarium, choć to takie  akwarium jak ja  jestem samolotem. Ja już sobie utworzyłem konto o kryptonimie "dziecko" i odkładam na  nie wszystkie dodatkowe pieniądze. 

A kiedy Marta kończy te  studia? Dopiero za rok, a tak kombinuje by zaraz po swym ostatnim egzaminie już mieć obronę. Ostatnio ogromnie  się rozczuliła, bo szef laboratorium zainstalował dla niej nowy regał, na którego najwyższą półkę może bez trudu sięgnąć bez stawania na  czubkach palców. No bo ona całe wakacje będzie tam pracowała na połówce etatu, tak jak w ubiegłym roku. I to razem z dwoma chemikami. Mam tylko nadzieję, że nie porzuci mnie  dla nich, bo ja i chemia to dwa obce światy.

A co z twoim doktoratem?  No robi się, robi,  szkoda  tylko że nie jakoś automatycznie sam z siebie. Ostatnio mówiłem do Michała, że mam poważne wątpliwości czy ten mój projekt  się sprawdzi, a ten mi mówi, że to wszystko jedno bo wtedy jako praca doktorska będzie analiza  przyczyn dlaczego ten projekt nie wypalił. Aż mnie zatkało ze  zdumienia - zawsze mi  się zdawało, że tematem powinno być coś co jest osiągnięciem a nie  fiaskiem. 

No ale analiza dlaczego to coś nie wypaliło też jest istotna dla nauki - stwierdził Andrzej. To o tyle  ważne, że albo ktoś następny po tej analizie wpadnie na jakiś nowy pomysł albo ta praca będzie przestrogą dla innych by tego nie ruszali. W mojej branży to wszystkie  nowe pomysły wyrosły głównie  dlatego, że coś się nie udawało i gdy ileś par oczu to obejrzało i potem wiele mózgów nad  tym dumało to powstawały nowe metody leczenia farmakologicznego albo nowe techniki operacyjne  czy wręcz  zupełnie  nowe urządzenia do lepszego badania czy też leczenia.Można śmiało powiedzieć, że postęp powstaje na  gruzach niepowodzenia. Z reguły nikt  nie jest miłośnikiem nieudanych działań i zawsze większość stara  się tak wysilić mózg, by osiągnąć sukces. 

Ciekawy jestem jakie operacje będę robił w Londynie. Mam nadzieję, że nauczę się czegoś nowego. A potem  wrócę sfrustrowany tym,  że oni mają lepsze  zaplecze techniczne. I wycieniowany niczym chart. Jakoś nie  mogę pokochać ich jedzenia. Będę tęsknił za naszą kantyną  w klinice.  A ja myślę, że będziesz tęsknić  za  Leną i  dziećmi - stwierdziła Marta.  Andrzej  spojrzał się na nią uważnie i spokojnie odpowiedział - za dziećmi to tak , zapewne pod koniec pobytu to już zatęsknię, ale za Leną to wcale. Może gdybym tam pobył ze dwa lata to bym za nią też zatęsknił.  

Nooo, nie wygłupiaj się , rozmawiamy przecież  poważnie- skarciła  go Marta. Ależ ja, Marciu, mówię to z pełną świadomością tego co mówię. Zaraz usłyszycie od  Leny, że ja jej nie kocham, że mam na 100 procent kochankę, bo zupełnie  nie wykonuję  swoich małżeńskich powinności,  bo główną powinnością męża jest zapewnienie   żonie seksu noc  w noc i jeszcze  trochę. Dla niej to seks jest wymiarem miłości faceta do żony. Wszystko inne jest mało ważne - środki finansowe - drobiazg, przecież można zawsze od kogoś forsę pożyczyć, własne mieszkanie - przecież  można je  wynająć  za te pożyczone pieniądze, podobnie w jej logice jest z kupnem ubrań dla dwójki dzieci i dwojga  dorosłych. Samochód - może  być przecież kilkunastoletni, na   naprawy też  się pożyczy pieniądze. Planowanie kwestii posiadania  dzieci?- według niej to zwykła  bzdura, to zależy od  Boga a nie od ludzi, chociaż trudno ją  zaliczyć  w poczet tych  co wierzą w Boga. Planowanie  wydatków ? - też bzdura, wymyślona  przez jej  matkę, by się  wtrącać  w nasze  życie. Praca zawodowa dla kobiet? przecież po  to wyszła  za mąż żeby być "panią domu" a nie pracować gdzieś w biurze. 

Co najdziwniejsze, co  całkiem uśpiło moją  czujność to fakt, że gdy ją poznałem to nie  wygłaszała takich dziwnych tez, była dziewczyną chętną do seksu, wesołą, sprawiała  wrażenie, że  rozumie doskonale  co do niej mówię. Bez trudu  dałem  się przekonać, że małżeństwo nam dobrze zrobi, bo będziemy  mogli razem  mieszkać a nie  szukać "chaty na  seks". Nie podobała  się moim rodzicom, mieli dla mnie "w zanadrzu" inną panienkę, tyle  tylko, że  ani tamta   mnie  ani ja jej  się nie podobałem.

Lena nadal nie może pojąć dlaczego po 7 godzinach pracy  w  szpitalu ja padam  z nóg - przecież ja tylko  tam "stoję i kroję jakieś mięso", więc to praca którą wykonuje każdy  rzeźnik, więc  w czym problem? Nie  wymagam by rozumiała na czym polega moja praca i w efekcie coraz  więcej  czasu spędzam poza domem żeby dojść do siebie po przeżyciach przy  stole operacyjnym. Jest śmiertelnie zazdrosna o was oboje, bo nie ukrywałem i nie ukrywam, że jesteście dla mnie oboje  szalenie ważni i bardzo mi bliscy, że uważam  was za  swoją najbliższą rodzinę a nie tylko za przyjaciół.  

Ostatnio rozgłasza, że się  rozwiedziemy, bo ja jej już nie kocham, mam jakąś kobietę, z którą ją zdradzam. No więc oświadczam, że nie mam żadnej innej kobiety, bo jedyna kobieta którą mógłbym pokochać tak by z nią  dzielić życie jest szczęśliwą mężatką, a ja nie podrywam mężatek dopóki się same nie rozejdą i to zupełnie  z innego powodu niż fakt  mego istnienia. Nie chciałbym być nigdy przyczyną rozpadu czyjegoś małżeństwa. 

O tym, jak wygląda moje małżeństwo wiedzą cztery osoby - moja teściowa i jej siostra oraz teraz wy oboje. I mam nadzieję, że moja przyjaźń z wami przetrwa dłużej  niż mój związek z Leną. Przepraszam  was  Marciu za ten dzisiejszy wieczór, ala może lepiej gdy jakiś wrzód pęka sam a nie  w  sposób kontrolowany. 

Uzgodniłem z teściową, że w czasie mego pobytu w Londynie dzieci będą u niej, w opiece pomoże też siostra teściowej a w weekendy będzie się z nimi widywał "dziadek Wiesiek", by dzieciaki miały kontakt z dobrym wzorcem męskim. No i to będzie piąta osoba wiedząca jak wygląda mój związek z Leną.  W dniu ślubu  nie podejrzewałem nawet przez sekundę, że tak dziwnie skończy się to nasze małżeństwo. I jeszcze  coś - nie zdziwcie  się gdy nagle do was dotrze, że przyczyną rozpadu tego związku jest Marta - bo ja nie jeden raz mówiłem Lenie, że podziwiam Martę, która tak idealnie łączy swoje życie osobiste ze zdobywaniem wiedzy medycznej, której w wybranym przez  nią zawodzie jest jednak sporo. I że może kiedyś uda mi  się współpracować  z nią zawodowo. Bo nie  sądzę bym pracując tak intensywnie  jak teraz dociągnął w charakterze czynnego  chirurga do emerytury. 

Marta westchnęła głośno i powiedziała - nie masz za co nas  przepraszać - my oboje z Wojtkiem  wiemy bardzo dobrze jak wygląda twoja praca. Widziałam Cię gdy skończyłeś ciężką operację i teraz mogę ci to powiedzieć - byłam przerażona, choć usiłowałam  za wszelką cenę ukryć  swoje przerażenie. Pierwszy raz widziałam tak wykończonego lekarza - co innego jest czytać o tym,  a co innego zobaczyć na  własne oczy. Opowiedziałam to  Wojtkowi, bo jak wiesz mam, zapewne głupi, nawyk mówienia mu o wszystkim. Jesteś dla mnie wzorem lekarza. Owszem, będę nadal związana z kosmetologią, ale nie będę miała bezpośrednich kontaktów z pacjentami - przekonałam się do pracy naukowo - badawczej, już sobie moszczę kącik w laboratorium i przyrzekłam sobie i innym,  że nie będę łapać zlatującego szkła. Należę do tych, którzy  dość  szybko  się uczą i dobrze  zapamiętują to co należy zapamiętać. 

Co do waszych perypetii związanych z częstotliwością - przychodzi mi na  myśl tylko i wyłącznie porada  seksuologa - na początku wspólna wizyta, co do dalszych to tylko seksuolog powie  co dalej. A tak nawiasem - znam takich, co mieli super seks pod  względem ilościowym i jakościowym a już dawno są po rozwodzie, bo dobry seks a prawdziwa miłość to często dwie zupełnie różne bajki. I nie jest to wcale curiosum. Po prostu życie we  dwoje jest ciężkim doświadczeniem i wymaga od obu stron wzajemnego zrozumienia i szczerości. Co dziwniejsze - nie ma recepty na to, żeby związek był trwały - to co pomoże jednym to niekoniecznie będzie pomocne  dla innych. 

My z Wojtkiem jesteśmy parą od piątej klasy szkoły podstawowej, ale  ja  nie znam więcej par, które utworzyły  się jeszcze  w podstawówce i trwają w takiej symbiozie nadal. Przez cztery lata widywaliśmy się tylko w  wakacje i to zawsze pod  czujnym okiem rodziców Wojtka a mimo tego nadal  pozostaliśmy sobie  wierni. A opinie na  temat tak długiej znajomości są różne - jedni wymownie stukają się w  czoło, gdy to słyszą, innym opada szczęka ze  zdumienia a niektórzy są zachwyceni a nas  wszystkie  te reakcje niewiele obchodzą. Tylko mój tata się niczemu się nie  dziwi i mówi, że tak widocznie  miało być.  Może to wynik tego, że mnie wychowywał tata sam od chwili gdy zostałam przyznana jemu na sprawie rozwodowej - bo mnie pytano z kim chcę po rozwodzie mieszkać. I wybrałam tatę. Więc nim się wam ten  związek rozleci oszczędźcie dzieciom takich doświadczeń - oni są jeszcze  bardzo mali, ja to już wtedy miałam skończone  12 lat. 

Lenka - pomyśl logicznie - Andrzej widział Cię "w różnych okolicznościach przyrody" - podczas dwóch ciąż, dwóch porodów a z tego co widziałam to nie można powiedzieć by obie te sytuacje czymkolwiek kogokolwiek zachwyciły, a on nadal jest z tobą. Ty nigdy nie pracowałaś tak ciężko jak Andrzej - nie miałaś świadomości, że nawet drobny twój błąd może spowodować kalectwo lub śmierć twojego pacjenta. Byłaś w  szkole pielęgniarskiej co prawda krótko, bo tylko niecałe 2 lata, ale o tym jaka odpowiedzialność spada na lekarza to na pewno już wtedy wiedziałaś. Więc przypomnij sobie  trochę tych wiadomości. A gdy będziecie w poradni to  nie kłam, nie  zmyślaj, tylko mów prawdę - nawet jeśli nie kochasz Andrzeja- bo to przecież też jest  możliwe, ale nie jest karalne. Miłość nie jest wcale uczuciem wiecznym i czasem cichutko odchodzi od  nas i nie trafiamy za to do więzienia.

Dlaczego zakładasz, że ja go nie kocham?- spytała Lena.  Lenko - obie jesteśmy dorosłe i rozmawiamy teraz na trudny temat- ja nie robię żadnego założenia - ja ci tylko mówię, że czasem   uczucie przemija ale za to nie trafiamy do więzienia. To czy kochasz jeszcze Andrzeja czy nie to nie jest moja sprawa a tylko i wyłącznie twoja i jego. Ja ci tylko mówię, że nie ma  w życiu spraw  niemożliwych.

Andrzej pomógł nam bardzo w  wielu sprawach, jest Wojtka i moim serdecznym przyjacielem i oboje  chcemy dla niego jak najlepiej co nie  znaczy, że chcemy by to było twoim kosztem. A tu masz przepisy na nieskomplikowane "słodkości" - masz teraz dzieciaki z  głowy, to możesz coś z tego bez problemu zrobić. Najmniej pracy to będziesz  miała  z tym zawijańcem z gotowego ciasta francuskiego - wymieszaj tylko cukier z cynamonem, rozsyp równomiernie  na płacie ciasta , zwiń w rulon, pokrój w grube plastry i upiecz te plastry ciasta zgodnie z tym co napisali na opakowaniu. Zdziwisz  się jakie to smaczne i na dodatek łatwe.

                                                                              c.d.n.