sobota, 8 lipca 2023

Lek na wszystko? - 158

 W kuchni Teresa pokazała cielęcego gnata Frankowi, który aż  się rozpromienił na jego widok i powiedział, że nikt z osób odwiedzających jego dom nigdy nie pomyślał o Duni i że on zaraz przepiłuje kość na pół i będzie  najlepiej gdy obaj chłopcy obydwa kawałki położą sami na misce Duni, oczywiście w jej obecności i tym sposobem ona i Tadzia zapamięta. Bo Alek to już,  jak widać gołym okiem,  ma utrwalone  miejsce w jej mózgu, jest jej ulubieńcem. Franek zajął się przepiłowywaniem kości,  a  Teresa poszła po chłopców. Dźwięk  piłowania wywabił z piwnicy jego ojca, który poszedł do piwnicy po butelkę wina,  ale nagle doszedł do wniosku, że musi uporządkować słoiki z przetworami, bo jego synowa znowu nabałaganiła, a przecież łatwiej jest coś  znaleźć gdy produkty są pogrupowane i gdy dżemy nie stoją na przemian z kompotami lub warzywami.

Bardzo się starszy pan ucieszył, że goście już są, wyściskał Teresę i poszedł przywitać  się z innymi gośćmi. Po chwili kuchnia się nieco zaludniła, bo Franek przyprowadził obu  chłopców, każdy dostał w rękę pół kości, a Franek zawołał Dunię słowem "miska" i psica węsząc przybyła do kuchni. A wtedy obaj chłopcy położyli kawałki kości na jej misce a  Franek poklepał ją po grzbiecie i powiedział- możesz jeść!

Dunia z pełną godnością podeszła do miski i zaraz zajęła  się pozbawianiem kości przyrośniętego do niej mięsa.  Alek podszedł bliżej i Franek na  wszelki wypadek powiedział, żeby żaden z nich nie pomagał jej chcąc potrzymać kość, bo ona  może źle ten gest zrozumieć. Tadzio szybko zrobił w tył zwrot i poszukał Pawła, a Alek ukucnął obok Duni, mówiąc jej, żeby uważała, bo kość jest bardzo twarda. W odpowiedzi Dunia machnęła dwa razy ogonem i zeszła do parteru trzymając obiema łapami kość. A Alek cały  czas do niej przemawiał mówiąc jej, że jest najpiękniejszym psem i że on ją bardzo kocha. 

W końcu w kuchni zostali tylko Franek, Alek przycupnięty obok Duni i Teresa, która stwierdziła, że pomoże Frankowi przy szykowaniu obiadokolacji dla reszty towarzystwa. Reszta towarzystwa poszła na zwiedzanie domu, a Alina opowiadała Pawłowi jak tu było wtedy, gdy ona tu mieszkała  z rodzicami. Paweł bał się trochę, że może  wspomnienia z tamtego okresu źle na Alinę wpłyną, ale ona zapewniła  go, że ostatnie lata gdy tu mieszkała  były sporą udręką, zwłaszcza, że ojciec chorował i obie  z mamą dostały wtedy nieźle w kość, bo ojciec był wtedy ciągle zdenerwowany i o wszystko co go złego spotkało w życiu obwiniał mamę i ją. Tak jakby to one spowodowały jego chorobę nowotworową. A ojciec miał raka dość typowego dla rodu męskiego,  ale do lekarza  to trafił dopiero po interwencji pogotowia ratunkowego. Ale wtedy to już nic nie mogło mu pomóc.  No a po śmierci rodziców to bardzo chciała się pozbyć tego domu. I nie ma stąd żadnych miłych  wspomnień, więc się do dziś cieszy, że już tu nie mieszka. A jej raczej dobrze służy fakt, że może o  tym wszystkim powiedzieć komuś kto ją rozumie i kocha. Lubiła poprzedni dom, który wynajmowali, który był w Podkowie Leśnej. Ale tamten było większy. Bardzo chwaliła Franka za  wszystkie przeróbki i dzięki temu za odnalezienie  ukrytych pomieszczeń.

Do kuchni wpadł też Kazik, zaniepokojony długą nieobecnością Alka. Od  razu wyraził Frankowi swój podziw, bo pamiętał  swój pierwszy pobyt w tym domu nim zamieszkał tu Franek. Przy okazji Franek zaczął się go wypytywać kiedy Teresa wróci do pracy. I bardzo się Franek zasmucił na wieść, że tego to nawet najstarsi ludzie  nie wiedzą, bo on zmienia pracę, przechodzi do resortu szkolnictwa wyższego i nie ma pojęcia jak mu tam się ułoży.  Opowiedział też o interesującej dla niego propozycji ze Stuttgartu i ile wiązałoby się  z tym kłopotu bo nie  chcą się rozstawać z przyjaciółmi. 

A Teresa, ku pełnemu  zaskoczeniu Franka  stwierdziła, że całkiem dobrze  się czuje w roli "pani domu" co nawet ją  samą nieco dziwi. I że mentalnie jest gotowa  na przeniesienie  się  z rodziną poza Polskę a i Berlin i Stuttgart jej się podobają. Stuttgart bardziej no i klimat nieco milszy niż w Berlinie. Ale za to w Berlinie  mają wszak wieloletniego przyjaciela Kazika a ona bardzo polubiła i jego i jego żonę. Trochę wysiłku będzie musiała  włożyć w naukę języka, no ale skoro nauczyła  się angielskiego to i zapewne nauczy  się niemieckiego. Oczywiście byłoby miło gdyby miała  w pobliżu Alinę z rodziną, ale i bez tego jakoś to przeżyje. Przecież jest jasne, że jej ojciec  z nimi  się przeniesie, a to jednak jest dla Teresy ważniejsze niż obecność w pobliżu Aliny i jej rodziny. Ale nie wykluczone, że Kazikowi wszystko się dobrze zawodowo ułoży i żadne roszady nie  będą konieczne.

Poza tym ile  razy wspomni swoje zamężne i dzieciate koleżanki z pracy, które były wiecznie zaganiane po uszy w pracy a po powrocie do domu zaczynały "II zmianę" bo trzeba było ogarnąć dom i dziecko to jakoś nie  za bardzo może wzbudzić w  sobie  entuzjazm i chęć podjęcia  pracy zawodowej. Może dlatego, że przez  tyle lat pracowała w  dziale, w którym  miała  stale "urwanie głowy" i dużą odpowiedzialność. A poza tym wcale się nie czuje poszkodowana z tego powodu że jest w pojęciu wielu osób "kurą domową". A Kazik nadal jej pomaga w domu, bo dzięki temu mają ze sobą lepszy kontakt- różnica polega głównie na tym, że sam tego chce, a nie że musi bo ona  by się z czymś  czasowo lub fizycznie  nie wyrobiła.

Teresa opowiedziała Frankowi doświadczenia Aliny z oddaniem Tadzia do żłobka i Franek był wyraźnie wstrząśnięty tą opowieścią. No ale można powiedzieć, że nie był to zły pomysł, bo Kris wyśmiewał Alinę gdy ona wciąż "mówiła do niemowy" czyli do Tadzia. A w  żłobku dopiero zaczął Tadzik mówić, nawet jeśli nie był to język salonowy. Nie podejrzewałem Krisa, że był taki dziwny - stwierdził Franek.

Obiadokolacja  była bardzo obfita niczym na pułk wojska, dzieciaki bardzo grzecznie pałaszowały to co miały na talerzach. Dunia ciągle jeszcze leżała w kuchni  obrabiając swą kość. A gdzie ty takie fajne kości upolowałaś?- dopytywał się Franek. A na bazarze w budzie z mięsem i wędlinami. Pomyślałam, że cielęca kość będzie dla psa zdrowsza niż wołowa. Ja to często kupuję cielęcinę na bazarze, bo cielaki - byczki idą pod nóż, wszak jeden byk na wiele gospodarstw wystarcza. Mam taką "znajomą" budę , w której raz na jakiś czas kupuję cały udziec cielęcy. I albo wszystko od  razu przerabiam i potem mrożę lub  wekuję  albo tylko kroję i porcjuję i surowe zamrażam. Sporo wekuję. Wolę raz na jakiś  czas spędzić cały  dzień w kuchni niż codziennie się bawić w gotowanie.

A dzięki Jackowi odkryłam perliczki, on jest specem od ich przyrządzania. Kiedyś to nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. Kiedyś były na  wsiach częściej hodowane. A w ogóle one sobie żyły na wolności na  sawannach afrykańskich i oczywiście   zostały udomowione. Mięso jest delikatne i nie tłuste  i wygląda jak z dzikiego ptactwa a nie wymaga marynaty jak dziczyzna. Wyglądem to trochę do indyka są podobne, są  czarne  w drobne białe  cętki. Samice  znoszą  mniej jajek niż kury  i jajka są mniejsze i ponoć b.smaczne, ale jeszcze nie jadłam, więc nie wiem czy na pewno.  Perliczki są śmieszne z wyglądu, mają niemal łyse łebki, ale z czubkiem czerwonym lub żółtym, niebieskie policzki i czerwone podgardla. I mają śmieszny wygląd, bo są takie pękate.  Jacek je fajnie przyrządza.

Lubisz go, traktujesz go trochę jakby  był twoim drugim ojcem - stwierdził Franek. Taaak, w pewnym sensie tak, ale tak dokładniej to jest dla mnie teściem, bo on kiedyś traktował Kazika jak syna, o którym nie wiedział, że takowy istnieje. I on  wie, że ja go tak traktuję. To bardzo mądry i dobry z natury facet. Jest bardzo zaprzyjaźniony z moim ojcem. I  Alek ma teraz dwóch dziadków i z uwagi na układy rodzinne wolałabym byśmy z Kazikiem nie musieli wyjeżdżać z Polski. Bo nie mam pojęcia czy Paweł chciałby emigrować. Jacek zapewne nie  miałby nic przeciwko temu.

Fajnie byłoby gdybyśmy wszyscy mieszkali po sąsiedzku - stwierdził Franek. Ale mój ojciec jest tu bardzo szczęśliwy a już nie bardzo mógłby żyć sam. Ma ten kawałeczek  ziemi i rządzi się na nim tak jak mu pasuje. Nie byłby szczęśliwy w Warszawie. Oj widać,  że dawno nie byliśmy razem u Wedla- zaśmiała  się Teresa  - zupełnie już zapomniałeś, że co ma być to będzie i na ogół bez naszych extra starań. 

Powiem teraz coś dziwnego-tylko się nie śmiej - Franek zatrzymał Teresę na moment w kuchni - brakuje mi ....Maroka. Brakuje mi tego powalającego upału pustyni i lodowatej wręcz nocy gdy się dzwoni z  zimna zębami. Brakuje mi nawet samotności  i tego lęku, że może pomyliłem drogę i nigdy nie trafię do najbliższego miasta. Brakuje mi  widoku odległego Wysokiego Atlasu. Powiedziałem o tym nieopatrznie Joannie i wyśmiała mnie. Kiedy jej to powiedziałeś? No niedawno. Teresa spojrzała  się na niego i powiedziała - masz rację- chlapnąłeś to nieopatrznie. Zapewne gdybyś to powiedział jej jeszcze przed ślubem to byś się dowiedział, że dość ciężko będzie ci  się  dogadać z nią na każdy temat.  Nie każdemu się można zwierzać ze swoich tęsknot. Następnym razem powiedz  to Kazikowi albo mnie. Ani jego  ani  mnie to nie zdziwi, ani nie rozśmieszy chociaż żadne z nas nigdy nie było na pustyni i zapewne nie będzie. Bywałeś tam dość często i to wiele lat z rzędu. 

Mnie brakuje czasem widoku na Giewont choć nie można  mnie  zaliczyć do taterników i dla wyrównania  brakuje  mi posiedzenia na pustej plaży i wgapiania się w wodę. Głupie, ale tak jest. Ale nie mówiłam o tym dotychczas nikomu. Bo gdybym to powiedziała Zikowi to zaraz by  mnie zawiózł w te dwa  miejsca, a ja przecież spokojnie wyżyję i bez tego.

A ty, gdy Anetka podrośnie nieco możesz zabrać obie dziewczyny na urlop do Maroka. A może trafi ci się wyjazd służbowy do Rabatu i w ramach zadbania o gościa  zawiozą cię w jakieś miłe dla oka miejsce. Na pewno nie będzie to takie ekscytujące jak samotna wędrówka w góry, ale będzie na pewno bezpieczne co jest ważne bo masz przecież Anetkę, której jesteś potrzebny.  Idź się dowiedz co komu zrobić do picia a ja tymczasem poukładam te faworki na jakimś półmisku lub jakiejś tacy.  Franek zgiął się w chiński paragraf i zanurkował w czeluściach kredensu. Gdy stamtąd się wydostał trzymał w ręce srebrną tacę - położymy na  niej cieniutką folię i chyba wszystkie faworki się na  niej zmieszczą. Postaram się je jakoś zmieścić- zapewniła go Teresa. 

Franek wrócił z kartką, na której  każdy napisał co będzie pić, a najbardziej ubawiło Teresę, że Alek bardzo starannie narysował szklankę, co wyraźnie oznaczało, że będzie pił herbatkę rumiankową. A Tadzio przydreptał żeby powiedzieć, że on wypije to co Alek. Franek był zachwycony obydwoma chłopcami.

Tadzisiu,  a powiedz mi co robi Alek? - zapytała Teresa. Alek kocha Dunie - doniósł Tadziś. Chodź do mnie, muszę cię trochę ukochać, jesteś taki grzecznym, kochanym chłopczykiem! Teresa przykucnęła i objęła Tadzisia a ten ją cmoknął w policzek i powiedział: kocham ciocia.  Ja też cię bardzo kocham, a teraz idź grzecznie do taty i mamy.  Gdy mały wyszedł powiedziała do Franka- on dopiero przy Pawle nauczył się przytulać i mówić, że kogoś kocha. On jest dowodem na to, że Kris się nie nadawał wcale na ojca. Pamiętaj - okazuj Anetce swą miłość, wtedy ona się nauczy okazywać innym swoje uczucia. I nie słuchaj, jeśli ci Joanna powie, że rozpieszczasz małą. W pewnych kręgach okazywanie pozytywnych uczuć jest uważane za słabość i według  mnie ona właśnie z takich kręgów  wyszła. W moim domu moi rodzice  nie ukrywali tego, że się kochają, przytulali się i  całowali przy mnie. My też z Kazikiem nie ukrywamy przed  dzieckiem tego, że  się całujemy i przytulamy. Jeżeli tylko rano po przebudzeniu jest czas to się wszyscy troje  wzajemnie całujemy, przytulamy i mówimy  sobie , że się kochamy.

Franek ciężko westchnął- nie mogę się oprzeć  wrażeniu, że pod nieco złym adresem ulokowałem swe uczucia. Ale dopiero teraz  wychodzi  z niej jakaś taka zaściankowość. No popatrz- zaczynasz  szerzej oczęta otwierać i więcej  dostrzegasz. Od początku tak było tylko tego nie dostrzegałeś. Ale teraz widzisz, więc musisz reagować. Zrozum chłopie - ty dla niej jesteś  awansem społecznym więc  ciągnij ją w górę, nie  zniżaj  się do jej poziomu bo zrobisz sobie i dziecku krzywdę. 

Czemu mi o  tym nie powiedziałaś? Teresa uśmiechnęła  się - bo mówić napalonemu facetowi, że obiekt na który się napalił nie jest tego  wart to jakby chcieć kijkiem nurt  rzeki zmienić. Wiele osób musi wpierw pocierpieć żeby zmądrzeć. Masz  szansę ją nieco ucywilizować bo nie mieszkacie blisko jej rodziców, poza tym siedzi w  chałupie, więc jej durnowate koleżaneczki też nie będą miały na nią  wpływu. Pociągnij ją trochę do znajomych, do teatru na mądre  sztuki, zaznacz swą obecność, wytłumacz, że niewłaściwe wypowiedzi kompromitują  nie tylko ją ale i ciebie. Ona jest jeszcze młoda, jeszcze możesz ją ukształtować. 

Ale nie mamy z kim dziecka zostawić. Nie przesadzaj, twój tata jest jeszcze całkiem trzeźwy, możesz wziąć opiekunkę do dziecka na godziny bo będzie wtedy w domu również tata a nie sama opiekunka. A ponieważ mieszkacie na  zadupiu to grozi ci, że będziesz musiał taką panienkę przywieźć i odwieźć. Ale porozmawiaj z panią sąsiadką, bo może ona zna kogoś odpowiedzialnego kto mógłby zostawać z Anetką. My zostawialiśmy i nadal zostawiamy Alka z moim tatą, a jak nam  się zamarzyło razem polecieć do Berlina i do Stuttgartu to do taty dołączył Jacek. Tylko niech ci nie  wpadnie do głowy by zaangażować do tego jej matkę, bo to nie  jest właściwa osoba, czego świadectwo właśnie przerabiasz.

I wiesz - twój tata coraz  starszy i coraz częściej będzie potrzebował pomocy lekarskiej i nie obrobi ani domu ani ogrodu. I obydwaj będziecie z tego powodu cierpieć. I o tym też musisz pomyśleć. I pomyśl o tym, że bardzo szybko nadejdzie dzień,  w którym Anetka pójdzie  do szkoły, która nie jest zaraz za rogiem. I o tym też musisz pomyśleć. Po prostu życie jest wredne i niesie z sobą bardzo dużo problemów.

                                                                   c.d.n.



Lek na wszystko?-157

 Święta, święta , a po świętach do Kazików wpadł niespodziewanie  Franek, by zaprosić ich na Sylwestra do siebie. Teresa popatrzyła na niego jak na osobę, której rozum gdzieś przepadł bez  wieści, ale Franek stwierdził, że to nie jemu wysiadł rozum a jego żonie i jej matce. Jego teściowa  zabrała Joannę i małą Anetkę na Nowy Rok do......Rzymu.  Bo sobie umyśliła, że w Rzymie ochrzci wnuczkę. A Franek został z ojcem i sunią. Więc postanowił zadbać o własną przyjemność i zaprasza do siebie  przyjaciół, czyli Teresę z jej rodziną i przyjaciółmi.  

U niego w Sylwestra to będzie  cicho, sąsiedzi ( blisko ma tylko tych jednych) nie mają zwyczaju ganiania wokół budynków i strzelania. A miejsca do spania to u niego dużo.  Teresa  zaczęła  się śmiać - to w Polsce chrzest teraz  nieważny czy  tylko niemodny? No nie mam pojęcia- stwierdził Franek. Niedawno mi powiedziała, że ona będzie karmiła piersią aż do chwili gdy Anetka ukończy dwa lata. 

Teresę nieco skręciło ze śmiechu i powiedziała - jak ją mała ze dwa razy capnie porządnie  dziąsłami to po roku przestanie ją karmić. Ona chyba nie pojęła, że WHO tak długi okres karmienia  zaleca w krajach gdzie są bardzo trudne warunki życiowe, gdzie nawet o wodę pitną jest trudno i nie ma jak przyrządzić dla dziecka mleka w proszku. WHO kiedyś nałogowo wysyłała do tych krajów mleko w proszku i potem okazało się, że wiele dzieci umierało bo higiena przyrządzania była zerowa albo wręcz na minusie.  Ja karmiłam Alka tylko rok, potem przeszłam na mleko modyfikowane i zobacz jaki z niego dorodny chłopak.

No właśnie- jestem  nieco  zaskoczony, że Alek już taki duży, ale jeszcze  bardziej jestem zaskoczony zmianami w  waszej rodzinie - nie miałem  pojęcia, że Kris już nie jest mężem Aliny i że jego miejsce u jej boku zajął Paweł. Co prawda ja się widuję z Pawłem w pracy, ale obaj nie mamy czasu na jakieś pogaduchy.  Paweł po prostu bardzo poważnie podchodzi do swej pracy. I tego samego wymaga od  swoich ludzi.

Kazik opowiedział  całą historię zmian w skrócie,  potem pokazał Frankowi zdjęcia ze ślubu Aliny i Pawła. Jedyny komentarz Franka brzmiał - Alinka jak  zawsze wygląda pięknie i naprawdę nie  wiem jak można mając przy sobie taką  dziewczynę oglądać  się za innymi. 

Wiesz Franiu - Kris  należał do tych facetów którzy nie uganiali  się za dziewczynami, to za nim się dziewczyny uganiały. A tu nagle tabuny dziewuch się skończyły bo się ślicznotek ożenił a zamiast tych wdzięczących  się panienek miał obok  siebie  wrzeszczące niemowlę i nie dającą  sobie z tym rady żonę. Ja go nie rozgrzeszam, ale były chwile, że ciężko było z nią wytrzymać - wierz mi - powiedziała Teresa. Ale ona nie miała pojęcia, że jest chora i że ta choroba  z nią pozostanie  do samego kresu jej życia. A teraz już sytuacja opanowana. Alina wie co jest z nią źle, bierze stale lek, przez rok miała psychoterapię, Paweł też wie co jest grane. 

Co zabawniejsze to Tadzio sam, intuicyjnie zaczął mówić do Pawła "tata". No a jak się wydało, że Kris  ją zdradził to Alina zażądała rozwodu  a potem, po ślubie z Pawłem  tego by zezwolił Pawłowi na pełne przysposobienie dziecka. Bo jakiś prawnik wymyślił, że biologiczny ojciec dziecka musi dać  zgodę na  zaadoptowanie swego dziecka przez kolejnego męża swej byłej żony. Nie musi jej wydawać tylko wtedy gdy  sąd  rodzinny pozbawi go praw rodzicielskich. Alina z pomocą prawnika dogadała się z Krisem, obiecując że nie wyciągnie na forum publicum brudów Krisa. No a poza tym od chwili adopcji Kris przestał płacić alimenty, a sąd mu zasądził sporą kwotę bo on dobrze zarabiał. Bo to zdolny chłopak, wszystkie sprawy wygrywał to i pieniążki nieźle spływały.

A co on teraz robi? Prawdopodobnie siedzi we Francji i tam pracuje - w każdym razie tak było przed świętami. Trochę nim ten rozwód wstrząsnął. Widziałam to po jego minie gdy oglądał te  zdjęcia. Nawet mi go żal było.

Słuchajcie,  ale koniecznie przywieźcie obu tatusiów. Moje panie jutro odlatują do Rzymu. Jakiś pociotek Joanny jest księdzem i leci razem z nimi i on ponoć ma  się nimi opiekować w Rzymie. Nanosi  się chłopina przy nich setnie - to pewne. Przecież wzięły tyle  szmat ze sobą jakby miały robić pokaz mody. Joanna chciała  bym koniecznie leciał z nimi, więc jej wytłumaczyłem, że primo to jestem ateistą, czego nie ukrywałem przed ślubem, secundo, że jeśli chce bym miał cały urlop w lecie to nie mogę z nimi lecieć bo mi urlopu latem  zabraknie. Już nawet nie powiedziałem, że i tak mogę wziąć w jednym  rzucie  tylko dwa tygodnie. A jaka nieszczęśliwa, że  nie pojedziemy na Djerbę. Bo, jej  zdaniem można przecież małą zostawić u jej matki. Więc  jest nieszczęśliwa, że nie pojedziemy na  Djerbę a posiedzimy w kraju i do tego tu, w domu. Bo ja  chcę pobyć z dzieckiem i  z nią. Przecież ja  wciąż w jakieś delegacje jeżdżę.  W  takim domu to ciągle jest  coś do  zrobienia, nie przyjdzie pan z ADMu, tylko trzeba samemu wiele rzeczy zrobić.  

A  Alinka  z Pawłem mieszka tam obok was?  Nie - po rozwodzie zamieniła  się z Krisem na  mieszkanie -  jemu dała to na Żoliborzu, a ona wzięła to, bo ono blisko nas no i stąd ma blisko do terapeuty. A teraz ona mieszka w drugiej części naszego osiedla w mieszkaniu Pawła a to blisko nas poszło pod wynajem.     Wszystko poszło gładko, bo Kris przy ślubie zgłosił rozdzielność majątkową.

A gdzie się schował Alek?- zapytał Franek. Alek ma teraz własny pokój i już sam w nim sypia. To ten, który był kiedyś gabinetem Kazika. Idź zobacz jego włości - będzie  szczęśliwy- powiedziała Teresa. Idźcie obaj, a ja pójdę dorobić kawy i przy okazji zrobię kawę dla Alka. On pije Inkę z odrobiną kakao lub czekolady. Chyba czuje się co najmniej 5 lat starszy gdy pije  tę kawę z nami z prawdziwej filiżanki. Och, kiedy moja będzie taka duża - westchnął Franek idąc razem z Kazikiem do Alka.

Jak było do przewidzenia pokój  się bardzo podobał  Frankowi i stwierdził, że gdy jego Anetka będzie miała pięć lat, to zapewne jej szafa ubraniowa  będzie miała  ze trzy metry długości, bo już teraz jest nadmiar jej przeróżnych ubranek. 

Gdy Franek już  się z nimi żegnał Alek spytał się Franka, czy Dunia go rozpozna, bo on dawno nie był u wujka. Na pewno cię rozpozna, zapewniał go Franek - ona ma bardzo dobrą pamięć. Gdy dziś wrócę do domu to zaraz mnie dokładnie obwącha i jestem pewien, że będzie wiedziała, że byłem u was. To szalenie mądra psina. No to czekamy na  was w Sylwestra.

Gdy Franek wyszedł Teresa  zaraz zatelefonowała  do Aliny i opowiedziała jej, że są w komplecie zaproszeni do Franka na Sylwestra i że tam przenocują. Alina wysłuchała wszystkiego i powiedziała, że właściwie to się cieszy, że Joanny nie będzie, bo ona jakoś marnie ją trawi. Teresa pocieszyła ją, że nie jest w tej materii odosobniona. Doszły obie  do wniosku, że Franek to jednak fajny facet, bo inny to by  jej po prostu nie dał forsy na taką imprezę jak chrzciny w Watykanie.

Teresa na wyjazd do Franka przygotowała nieco jedzenia dla dzieci, o  czym poinformowała i Franka i Alinę. A dla wszystkich zamówiła "furę" faworków w cukierni. Miała też "łapówkę" dla Duni - ugotowane w warzywach cielęce okrawki i piękną kość cielęcą nieźle obrośniętą mięsem. Postanowiła też wziąć  dla  dzieci zapasową nakładkę na  deskę sedesową, skoro  mieli tam spędzić wiele godzin i nocować. 

Ojciec  Teresy był nieomal zgorszony tym wyjazdem Joanny - to nie wygląda w moim odczuciu dobrze- stwierdził. To jakoś  przerasta moją wyobraźnię. Bardzo to dziwne. Chyba Franek nie  bronił jej by tu, w Polsce, kraju katolickim, ochrzciła  dziecko. Teresa  się śmiała - tato, no ale pomyśl- przecież o  tym, że chrzest był w Rzymie będzie wiedziało z pół Polski, bo to jakaś płodna famuła i ona ma mnóstwo krewnych i będą jej tej imprezy zazdrościć, a tu to byłby obciach, bo Franek to  się nawet przeżegnać nie potrafi a przecież musiałby być na takiej imprezie. A tak to będzie trochę w dawnym stylu, że będą  tylko rodzice  chrzestni - bo przecież tak kiedyś było- rodzice chrzestni brali dziecię i szli je ochrzcić. Obecność rodziców biologicznych to miejski i wielkopański zwyczaj. A tu wspaniali chrzestni rodzice za pieniądze Franka mają wycieczkę do Rzymu by ochrzcić dziecko. Ale - widziały gały co brały. Ciekawa jestem co będzie mówił ojciec Franka, bo on  za nią nie przepada.

Sylwestrowa pogoda była nawet całkiem przyzwoita, aż pięć stopni ciepła, ale bez  deszczu i dla równowagi bez słońca. Teresa nieco naszukała się swojej piżamy, bo zwykle sypiali nago, w końcu przypomniała sobie, że  zapewne jest w neseserze, bo po każdej podróży i jej wypraniu  z reguły tam ją odkładała. Wzięła więc i piżamę Kazika, wzięła też swoje ręczniki, bo jak powiedziała to nie hotel, klapki plażowe dla nich i dla Alka.Trochę się z Kazikiem pośmieli, bo jechali  raptem  na jedną noc, a bagażnik był pełny, no ale było też jedzenie. Faworki wylądowały w kartonowym pudle wyłożonym folią. Obie  dziewczyny wzięły też ze sobą szpilki, żeby przy okazji nieco w ten wieczór potańczyć.

Zgodnie z umową przyjechali na  miejsce o godzinie siedemnastej. Tym razem już nie błądzili, trafili bez problemu. Nie ma Duni w ogrodzie - oznajmił Alek. Bo przecież w ogrodzie jest mokro- ona nie jest poza tym psem podwórzowym, to domowy  pies - wyjaśnił dziecku Kazik. Bramę otworzył Franek, uśmiechnięty od ucha  do ucha. Gdy wysiedli powiedział- niech wpierw głowy rodzin opróżnią bagażniki, bo jest jednak błoto, więc po co kilka razy wychodzić z domu. No to wszyscy panowie wzięli zawartość bagażników i wnieśli do domu, potem z samochodów  wygramoliły się mamy z  dziećmi  i poszły do domu. Gdy już się rozebrali z płaszczy i kurtek, a Kazik zaniósł do kuchni to co tam się powinno znaleźć, Franek wziął obu malców za rączki i powiedział - a teraz tu przyjdzie Dunia. A ona mnie pozna?- znów się zapytał Alek. Ona już cię czuje. Słyszysz jak uderza w pokoju nosem w drzwi?  

Franek pomału otworzył drzwi i wszedł razem z dziećmi do pokoju. Dunia wydała jakiś zduszony pisk i przypadła do Alka kręcąc ogonem młynka. Alek puścił rękę Franka i objął psicę za szyję i coś jej szeptał. Dunia po chwili zwróciła uwagę na niemal zesztywniałego ze strachu Tadzia i delikatnie trąciła go nosem. Pogłaskaj pieska - powiedział Franek i położył rękę Tadzia na łbie Duni. Tadzio z oczami niczym spodki delikatnie przejechał rączką po jej głowie. No to koniec powitania - Dunia na miejsce- rozkazał. Dunia grzecznie poczłapała na swoją kanapę a w ślad za nią na kanapę wdrapał się Alek. Tadzio, kompletnie oszołomiony wpatrywał się w psa i swego braciszka, który się do Duni przytulał. No widzisz- Dunia  cię nie  zapomniała- powiedziała Teresa. Bo Dunia to bardzo, bardzo mądra psina. Podeszła do Duni i poskrobała  ją wpierw za jednym uchem, potem  za drugim, potem przejechała ręką od głowy do ogona. Zdeprawujecie mi psa, będzie się potem dopominała wciąż pieszczot - powiedział ze śmiechem Franek. A gdzie twój tata? spytała  Teresa .  Zaraz przyjdzie, poszedł po coś do piwnicy. 

Alina ze zdumieniem przyglądała  się psu w końcu zapytała się czy i ona może ją pogłaskać - no pewnie, że możesz, tylko nie próbuj jej zabrać Alka, bo to jej maskotka. Alek i Teresa to tak naprawdę jedyne osoby spoza rodziny które mogą usiąść na jej kanapie. Na innych warczy. Co dziwniejsze jeżeli  posadzę tam Anetkę  Dunia zaraz złazi zdegustowana z kanapy. I nie wiem dlaczego- podejrzewam, że Aśka w tym maczała palce, chociaż twierdzi że nie.  A może mała wpakowała jej palec do oka - powiedziała Teresa i teraz  Dunia woli się wynieść z kanapy niż narażać się takie traktowanie.  Malutkie dzieci są zawsze bardzo zainteresowane oczami dorosłych i oczami zabawek.  I dlatego zawsze jak się kupuje dla dzieciaka jakiegoś pluszaka to nim się da dziecku to trzeba sprawdzić czy oczy są dobrze umocowane. Alek to bardzo lubił otwierać nam oczy i tylko raz mi wsadził w oko łyżeczkę plastikową. 

Tadzio nadal był nieco przerażony psicą i pilnie obserwował, siedząc na kolanach Pawła, co robi Alek. A Alek na przemian głaskał i obejmował Dunię i coś jej  szeptał do ucha. A co ty tak szepczesz Duni do ucha?- spytał Franek. Opowiadam jej o swoim pokoju i że mam ZOO i że już mam łóżko jak duży chłopak- odpowiedział Alek. I że będziemy z tatą montować samolot z klocków Lego, tylko nie wiem kiedy - i swoim zwyczajem dla podkreślanie stanu swej niewiedzy rozłożył rączki w geście niemocy.

Teresa wstała, kiwnęła na Franka i powiedziała - chodź ze mną na chwilę do kuchni, bo mamy coś dla twojej sunieczki. 

                                                                           c.d.n.