sobota, 8 lipca 2023

Lek na wszystko? - 158

 W kuchni Teresa pokazała cielęcego gnata Frankowi, który aż  się rozpromienił na jego widok i powiedział, że nikt z osób odwiedzających jego dom nigdy nie pomyślał o Duni i że on zaraz przepiłuje kość na pół i będzie  najlepiej gdy obaj chłopcy obydwa kawałki położą sami na misce Duni, oczywiście w jej obecności i tym sposobem ona i Tadzia zapamięta. Bo Alek to już,  jak widać gołym okiem,  ma utrwalone  miejsce w jej mózgu, jest jej ulubieńcem. Franek zajął się przepiłowywaniem kości,  a  Teresa poszła po chłopców. Dźwięk  piłowania wywabił z piwnicy jego ojca, który poszedł do piwnicy po butelkę wina,  ale nagle doszedł do wniosku, że musi uporządkować słoiki z przetworami, bo jego synowa znowu nabałaganiła, a przecież łatwiej jest coś  znaleźć gdy produkty są pogrupowane i gdy dżemy nie stoją na przemian z kompotami lub warzywami.

Bardzo się starszy pan ucieszył, że goście już są, wyściskał Teresę i poszedł przywitać  się z innymi gośćmi. Po chwili kuchnia się nieco zaludniła, bo Franek przyprowadził obu  chłopców, każdy dostał w rękę pół kości, a Franek zawołał Dunię słowem "miska" i psica węsząc przybyła do kuchni. A wtedy obaj chłopcy położyli kawałki kości na jej misce a  Franek poklepał ją po grzbiecie i powiedział- możesz jeść!

Dunia z pełną godnością podeszła do miski i zaraz zajęła  się pozbawianiem kości przyrośniętego do niej mięsa.  Alek podszedł bliżej i Franek na  wszelki wypadek powiedział, żeby żaden z nich nie pomagał jej chcąc potrzymać kość, bo ona  może źle ten gest zrozumieć. Tadzio szybko zrobił w tył zwrot i poszukał Pawła, a Alek ukucnął obok Duni, mówiąc jej, żeby uważała, bo kość jest bardzo twarda. W odpowiedzi Dunia machnęła dwa razy ogonem i zeszła do parteru trzymając obiema łapami kość. A Alek cały  czas do niej przemawiał mówiąc jej, że jest najpiękniejszym psem i że on ją bardzo kocha. 

W końcu w kuchni zostali tylko Franek, Alek przycupnięty obok Duni i Teresa, która stwierdziła, że pomoże Frankowi przy szykowaniu obiadokolacji dla reszty towarzystwa. Reszta towarzystwa poszła na zwiedzanie domu, a Alina opowiadała Pawłowi jak tu było wtedy, gdy ona tu mieszkała  z rodzicami. Paweł bał się trochę, że może  wspomnienia z tamtego okresu źle na Alinę wpłyną, ale ona zapewniła  go, że ostatnie lata gdy tu mieszkała  były sporą udręką, zwłaszcza, że ojciec chorował i obie  z mamą dostały wtedy nieźle w kość, bo ojciec był wtedy ciągle zdenerwowany i o wszystko co go złego spotkało w życiu obwiniał mamę i ją. Tak jakby to one spowodowały jego chorobę nowotworową. A ojciec miał raka dość typowego dla rodu męskiego,  ale do lekarza  to trafił dopiero po interwencji pogotowia ratunkowego. Ale wtedy to już nic nie mogło mu pomóc.  No a po śmierci rodziców to bardzo chciała się pozbyć tego domu. I nie ma stąd żadnych miłych  wspomnień, więc się do dziś cieszy, że już tu nie mieszka. A jej raczej dobrze służy fakt, że może o  tym wszystkim powiedzieć komuś kto ją rozumie i kocha. Lubiła poprzedni dom, który wynajmowali, który był w Podkowie Leśnej. Ale tamten było większy. Bardzo chwaliła Franka za  wszystkie przeróbki i dzięki temu za odnalezienie  ukrytych pomieszczeń.

Do kuchni wpadł też Kazik, zaniepokojony długą nieobecnością Alka. Od  razu wyraził Frankowi swój podziw, bo pamiętał  swój pierwszy pobyt w tym domu nim zamieszkał tu Franek. Przy okazji Franek zaczął się go wypytywać kiedy Teresa wróci do pracy. I bardzo się Franek zasmucił na wieść, że tego to nawet najstarsi ludzie  nie wiedzą, bo on zmienia pracę, przechodzi do resortu szkolnictwa wyższego i nie ma pojęcia jak mu tam się ułoży.  Opowiedział też o interesującej dla niego propozycji ze Stuttgartu i ile wiązałoby się  z tym kłopotu bo nie  chcą się rozstawać z przyjaciółmi. 

A Teresa, ku pełnemu  zaskoczeniu Franka  stwierdziła, że całkiem dobrze  się czuje w roli "pani domu" co nawet ją  samą nieco dziwi. I że mentalnie jest gotowa  na przeniesienie  się  z rodziną poza Polskę a i Berlin i Stuttgart jej się podobają. Stuttgart bardziej no i klimat nieco milszy niż w Berlinie. Ale za to w Berlinie  mają wszak wieloletniego przyjaciela Kazika a ona bardzo polubiła i jego i jego żonę. Trochę wysiłku będzie musiała  włożyć w naukę języka, no ale skoro nauczyła  się angielskiego to i zapewne nauczy  się niemieckiego. Oczywiście byłoby miło gdyby miała  w pobliżu Alinę z rodziną, ale i bez tego jakoś to przeżyje. Przecież jest jasne, że jej ojciec  z nimi  się przeniesie, a to jednak jest dla Teresy ważniejsze niż obecność w pobliżu Aliny i jej rodziny. Ale nie wykluczone, że Kazikowi wszystko się dobrze zawodowo ułoży i żadne roszady nie  będą konieczne.

Poza tym ile  razy wspomni swoje zamężne i dzieciate koleżanki z pracy, które były wiecznie zaganiane po uszy w pracy a po powrocie do domu zaczynały "II zmianę" bo trzeba było ogarnąć dom i dziecko to jakoś nie  za bardzo może wzbudzić w  sobie  entuzjazm i chęć podjęcia  pracy zawodowej. Może dlatego, że przez  tyle lat pracowała w  dziale, w którym  miała  stale "urwanie głowy" i dużą odpowiedzialność. A poza tym wcale się nie czuje poszkodowana z tego powodu że jest w pojęciu wielu osób "kurą domową". A Kazik nadal jej pomaga w domu, bo dzięki temu mają ze sobą lepszy kontakt- różnica polega głównie na tym, że sam tego chce, a nie że musi bo ona  by się z czymś  czasowo lub fizycznie  nie wyrobiła.

Teresa opowiedziała Frankowi doświadczenia Aliny z oddaniem Tadzia do żłobka i Franek był wyraźnie wstrząśnięty tą opowieścią. No ale można powiedzieć, że nie był to zły pomysł, bo Kris wyśmiewał Alinę gdy ona wciąż "mówiła do niemowy" czyli do Tadzia. A w  żłobku dopiero zaczął Tadzik mówić, nawet jeśli nie był to język salonowy. Nie podejrzewałem Krisa, że był taki dziwny - stwierdził Franek.

Obiadokolacja  była bardzo obfita niczym na pułk wojska, dzieciaki bardzo grzecznie pałaszowały to co miały na talerzach. Dunia ciągle jeszcze leżała w kuchni  obrabiając swą kość. A gdzie ty takie fajne kości upolowałaś?- dopytywał się Franek. A na bazarze w budzie z mięsem i wędlinami. Pomyślałam, że cielęca kość będzie dla psa zdrowsza niż wołowa. Ja to często kupuję cielęcinę na bazarze, bo cielaki - byczki idą pod nóż, wszak jeden byk na wiele gospodarstw wystarcza. Mam taką "znajomą" budę , w której raz na jakiś czas kupuję cały udziec cielęcy. I albo wszystko od  razu przerabiam i potem mrożę lub  wekuję  albo tylko kroję i porcjuję i surowe zamrażam. Sporo wekuję. Wolę raz na jakiś  czas spędzić cały  dzień w kuchni niż codziennie się bawić w gotowanie.

A dzięki Jackowi odkryłam perliczki, on jest specem od ich przyrządzania. Kiedyś to nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. Kiedyś były na  wsiach częściej hodowane. A w ogóle one sobie żyły na wolności na  sawannach afrykańskich i oczywiście   zostały udomowione. Mięso jest delikatne i nie tłuste  i wygląda jak z dzikiego ptactwa a nie wymaga marynaty jak dziczyzna. Wyglądem to trochę do indyka są podobne, są  czarne  w drobne białe  cętki. Samice  znoszą  mniej jajek niż kury  i jajka są mniejsze i ponoć b.smaczne, ale jeszcze nie jadłam, więc nie wiem czy na pewno.  Perliczki są śmieszne z wyglądu, mają niemal łyse łebki, ale z czubkiem czerwonym lub żółtym, niebieskie policzki i czerwone podgardla. I mają śmieszny wygląd, bo są takie pękate.  Jacek je fajnie przyrządza.

Lubisz go, traktujesz go trochę jakby  był twoim drugim ojcem - stwierdził Franek. Taaak, w pewnym sensie tak, ale tak dokładniej to jest dla mnie teściem, bo on kiedyś traktował Kazika jak syna, o którym nie wiedział, że takowy istnieje. I on  wie, że ja go tak traktuję. To bardzo mądry i dobry z natury facet. Jest bardzo zaprzyjaźniony z moim ojcem. I  Alek ma teraz dwóch dziadków i z uwagi na układy rodzinne wolałabym byśmy z Kazikiem nie musieli wyjeżdżać z Polski. Bo nie mam pojęcia czy Paweł chciałby emigrować. Jacek zapewne nie  miałby nic przeciwko temu.

Fajnie byłoby gdybyśmy wszyscy mieszkali po sąsiedzku - stwierdził Franek. Ale mój ojciec jest tu bardzo szczęśliwy a już nie bardzo mógłby żyć sam. Ma ten kawałeczek  ziemi i rządzi się na nim tak jak mu pasuje. Nie byłby szczęśliwy w Warszawie. Oj widać,  że dawno nie byliśmy razem u Wedla- zaśmiała  się Teresa  - zupełnie już zapomniałeś, że co ma być to będzie i na ogół bez naszych extra starań. 

Powiem teraz coś dziwnego-tylko się nie śmiej - Franek zatrzymał Teresę na moment w kuchni - brakuje mi ....Maroka. Brakuje mi tego powalającego upału pustyni i lodowatej wręcz nocy gdy się dzwoni z  zimna zębami. Brakuje mi nawet samotności  i tego lęku, że może pomyliłem drogę i nigdy nie trafię do najbliższego miasta. Brakuje mi  widoku odległego Wysokiego Atlasu. Powiedziałem o tym nieopatrznie Joannie i wyśmiała mnie. Kiedy jej to powiedziałeś? No niedawno. Teresa spojrzała  się na niego i powiedziała - masz rację- chlapnąłeś to nieopatrznie. Zapewne gdybyś to powiedział jej jeszcze przed ślubem to byś się dowiedział, że dość ciężko będzie ci  się  dogadać z nią na każdy temat.  Nie każdemu się można zwierzać ze swoich tęsknot. Następnym razem powiedz  to Kazikowi albo mnie. Ani jego  ani  mnie to nie zdziwi, ani nie rozśmieszy chociaż żadne z nas nigdy nie było na pustyni i zapewne nie będzie. Bywałeś tam dość często i to wiele lat z rzędu. 

Mnie brakuje czasem widoku na Giewont choć nie można  mnie  zaliczyć do taterników i dla wyrównania  brakuje  mi posiedzenia na pustej plaży i wgapiania się w wodę. Głupie, ale tak jest. Ale nie mówiłam o tym dotychczas nikomu. Bo gdybym to powiedziała Zikowi to zaraz by  mnie zawiózł w te dwa  miejsca, a ja przecież spokojnie wyżyję i bez tego.

A ty, gdy Anetka podrośnie nieco możesz zabrać obie dziewczyny na urlop do Maroka. A może trafi ci się wyjazd służbowy do Rabatu i w ramach zadbania o gościa  zawiozą cię w jakieś miłe dla oka miejsce. Na pewno nie będzie to takie ekscytujące jak samotna wędrówka w góry, ale będzie na pewno bezpieczne co jest ważne bo masz przecież Anetkę, której jesteś potrzebny.  Idź się dowiedz co komu zrobić do picia a ja tymczasem poukładam te faworki na jakimś półmisku lub jakiejś tacy.  Franek zgiął się w chiński paragraf i zanurkował w czeluściach kredensu. Gdy stamtąd się wydostał trzymał w ręce srebrną tacę - położymy na  niej cieniutką folię i chyba wszystkie faworki się na  niej zmieszczą. Postaram się je jakoś zmieścić- zapewniła go Teresa. 

Franek wrócił z kartką, na której  każdy napisał co będzie pić, a najbardziej ubawiło Teresę, że Alek bardzo starannie narysował szklankę, co wyraźnie oznaczało, że będzie pił herbatkę rumiankową. A Tadzio przydreptał żeby powiedzieć, że on wypije to co Alek. Franek był zachwycony obydwoma chłopcami.

Tadzisiu,  a powiedz mi co robi Alek? - zapytała Teresa. Alek kocha Dunie - doniósł Tadziś. Chodź do mnie, muszę cię trochę ukochać, jesteś taki grzecznym, kochanym chłopczykiem! Teresa przykucnęła i objęła Tadzisia a ten ją cmoknął w policzek i powiedział: kocham ciocia.  Ja też cię bardzo kocham, a teraz idź grzecznie do taty i mamy.  Gdy mały wyszedł powiedziała do Franka- on dopiero przy Pawle nauczył się przytulać i mówić, że kogoś kocha. On jest dowodem na to, że Kris się nie nadawał wcale na ojca. Pamiętaj - okazuj Anetce swą miłość, wtedy ona się nauczy okazywać innym swoje uczucia. I nie słuchaj, jeśli ci Joanna powie, że rozpieszczasz małą. W pewnych kręgach okazywanie pozytywnych uczuć jest uważane za słabość i według  mnie ona właśnie z takich kręgów  wyszła. W moim domu moi rodzice  nie ukrywali tego, że się kochają, przytulali się i  całowali przy mnie. My też z Kazikiem nie ukrywamy przed  dzieckiem tego, że  się całujemy i przytulamy. Jeżeli tylko rano po przebudzeniu jest czas to się wszyscy troje  wzajemnie całujemy, przytulamy i mówimy  sobie , że się kochamy.

Franek ciężko westchnął- nie mogę się oprzeć  wrażeniu, że pod nieco złym adresem ulokowałem swe uczucia. Ale dopiero teraz  wychodzi  z niej jakaś taka zaściankowość. No popatrz- zaczynasz  szerzej oczęta otwierać i więcej  dostrzegasz. Od początku tak było tylko tego nie dostrzegałeś. Ale teraz widzisz, więc musisz reagować. Zrozum chłopie - ty dla niej jesteś  awansem społecznym więc  ciągnij ją w górę, nie  zniżaj  się do jej poziomu bo zrobisz sobie i dziecku krzywdę. 

Czemu mi o  tym nie powiedziałaś? Teresa uśmiechnęła  się - bo mówić napalonemu facetowi, że obiekt na który się napalił nie jest tego  wart to jakby chcieć kijkiem nurt  rzeki zmienić. Wiele osób musi wpierw pocierpieć żeby zmądrzeć. Masz  szansę ją nieco ucywilizować bo nie mieszkacie blisko jej rodziców, poza tym siedzi w  chałupie, więc jej durnowate koleżaneczki też nie będą miały na nią  wpływu. Pociągnij ją trochę do znajomych, do teatru na mądre  sztuki, zaznacz swą obecność, wytłumacz, że niewłaściwe wypowiedzi kompromitują  nie tylko ją ale i ciebie. Ona jest jeszcze młoda, jeszcze możesz ją ukształtować. 

Ale nie mamy z kim dziecka zostawić. Nie przesadzaj, twój tata jest jeszcze całkiem trzeźwy, możesz wziąć opiekunkę do dziecka na godziny bo będzie wtedy w domu również tata a nie sama opiekunka. A ponieważ mieszkacie na  zadupiu to grozi ci, że będziesz musiał taką panienkę przywieźć i odwieźć. Ale porozmawiaj z panią sąsiadką, bo może ona zna kogoś odpowiedzialnego kto mógłby zostawać z Anetką. My zostawialiśmy i nadal zostawiamy Alka z moim tatą, a jak nam  się zamarzyło razem polecieć do Berlina i do Stuttgartu to do taty dołączył Jacek. Tylko niech ci nie  wpadnie do głowy by zaangażować do tego jej matkę, bo to nie  jest właściwa osoba, czego świadectwo właśnie przerabiasz.

I wiesz - twój tata coraz  starszy i coraz częściej będzie potrzebował pomocy lekarskiej i nie obrobi ani domu ani ogrodu. I obydwaj będziecie z tego powodu cierpieć. I o tym też musisz pomyśleć. I pomyśl o tym, że bardzo szybko nadejdzie dzień,  w którym Anetka pójdzie  do szkoły, która nie jest zaraz za rogiem. I o tym też musisz pomyśleć. Po prostu życie jest wredne i niesie z sobą bardzo dużo problemów.

                                                                   c.d.n.



2 komentarze: