piątek, 31 maja 2019

Bardzo samotne wakacje -V

Wieczór szybko zamienił się w głęboką noc.
Po północy rodzice kapitana stwierdzili, że już  są  zmęczeni i pożegnali się
ze wszystkimi, mówiąc, że następna kolacja będzie u nich w domu i wszystkich
tu obecnych przy stole zapraszają.
Reszta towarzystwa zakończyła zabawę około 2 po północy. Duet  B.B. z chęcią
przystał na propozycję spaceru, mając nadzieję na unicestwienie nadmiernej
ilości spożytych wieczorem kalorii.
Szli niespiesznie -Bożena trzymając tatę Chudziny pod rękę, Chudzina ze swą
bardzo chudą dziewczyną ciasno objęci, dobrze gotująca siostra i jej kolega
trzymali się za ręce, a kapitan delikatnie obejmował obejmował talię Barbary,
uzyskawszy wpierw na to jej zezwolenie. Po drodze zajrzeli na przystań by
popatrzeć z bliska  na morze i jachty w marinie. W czynnym jeszcze kiosku napili
się  po kieliszku wina, dobrze gotująca siostra i jej chłopak tu się z nimi
pożegnali, a dalej powędrowali już tylko w dwie pary.  Dyżurny recepcjonista
nieco zaspany otworzył im drzwi hotelu, B.B. pożegnały się, wzięły swój klucz
i powędrowały do swego pokoju. A ich panowie wzięli  klucz od służbowego
pokoju , bo doszli do wniosku, że nie ma sensu teraz wracać z powrotem.
 Tym razem nawet wycie muezina nie zbudziło duetu. Obudziły się już po ósmej
i nieco zaspane dotarły do jadalni około dziewiątej. Gdy po śniadaniu zeszły
do hotelowej kawiarni, ze zdumieniem zobaczyły tam swoich nocnych towarzyszy.
Panowie przepraszali, że "jeszcze  nie zdążyli się przebrać", ale nocowali w hotelu
i nie mieli  koszul na zmianę.
Po krótkiej naradzie "co zrobić" z tak miło zaczętym dniem  postanowiono, że
będzie to dzień całkowitego leniuchowania. Panowie pojadą się przebrać , panie
zabiorą z pokoju to co im jest potrzebne do szczęścia  na plaży lub na  basenie i
za godzinę  tu się spotkają.
Pojechali na wschodni kraniec Alanyi do nowo wybudowanego hotelu, z którego
na plażę można było przejść tunelem . Chyba nie muszę tłumaczyć, że tu też byli
znajomi taty Chudziny. Na ten jeden dzień użyczono im  dwupokojowy apartament
by mieli gdzie odpocząć zmęczeni plażą, wykąpać się, przebrać  i ewentualnie zjeść
w odosobnieniu obiad.Obie stwierdziły, że to wielka wygoda, gdy można ze sobą nie
zabierać torby z wszelkim dobrem a wyjść z domu już w kostiumie i potem wrócić
w mokrym i się spokojnie przebrać w suche ciuchy.
Tata Chudziny  wymyślił, że wpierw wypożyczą motorówkę, więc on wziął z domu
dwie flanelowe koszule dla  pań, bo na wodzie, mimo upału będzie chłodno.
Po przejażdżce  jedni będą pływać a inni będą się tego uczyć, potem zjedzą obiad i
pomyślą co będą dalej robić.
Motorówkę wypożyczało się razem ze sternikiem, który  zaraz został pouczony, że
ma nie szaleć, bo ich nie interesuje szybkość, chcą popatrzeć z wody na ląd, więc
niech płynie równolegle do brzegu.
B.B. stwierdziły,że jednak pływanie jachtem było znacznie milsze, silnik motorówki
straszliwie  hałasował. Panowie też nie byli zachwyceni. Skrócili więc czas "rejsu".
Barbara stwierdziła, że ma ochotę pogrzać się trochę na plaży, więc  kto chce niech
idzie do wody, ona popilnuje rzeczy.
O, to ja popilnuję ciebie, żeby cię kto nie ukradł-  oświadczył dziarsko kapitan.
Wiesz, Turcja to dziki kraj, mógłby cię ktoś do haremu  porwać, dokończył ze
śmiechem.
No to my się idziemy kąpać, morze dziś takie spokojne, w sam raz na naukę
pływania  - tata Chudziny wziął Bożenę za rękę i pociągnął w stronę wody.
Barbara  rozłożyła się na koszuli . Kapitan siedział obok, obejmując rękami kolana
i wpatrując się w horyzont cicho spytał: czy mogę ci zadać niedyskretne pytanie?
Barbara usiadła- no możesz, kto pyta nie błądzi. Ja ci odpowiem na twoje pytanie
ale to być może sprowokuje i mnie do zadania  niedyskretnego pytania tobie.
Pasuje ci to? Pasuje - szybko odpowiedział. Nerwowo przełknął ślinę- czy... czy
jesteś aktualnie z kimś w związku?
Barbara pokręciła przecząco głową - nie, już nie jestem, ale do niedawna byłam.
Mieliśmy wziąć ślub, ale przyłapałam go na kłamstwie. W ten rejs mieliśmy płynąć
razem, to miał być prezent ode mnie dla niego.
Sprawiłem ci pewnie przykrość tym pytaniem, przepraszam.
Nie, już mogę o tym mówić  i myśleć bez emocji . Pewnie musiało tak być.
No to mi teraz powiedz, kapitanie,  jak z tobą w tej kwestii?
Dość podobnie, myślałem, że jestem dla niej kimś ważnym a byłem tylko letnim
romansem. Udawała, że jest wolna a tak naprawdę była mężatką.
Rok rozpaczałem, a potem unikałem dziewczyn. Jesteś pierwszą, która nic nie
robiąc przełamała tę barierę. Chciałbym cię tulić, całować, rozmawiać z tobą
godzinami, słyszeć twój głos.
Nie znasz mnie - wcale nie jestem miła,łagodna, miewam humory, żądam by mnie
nie okłamywano. Gorzej, bo nawet nie masz kiedy mnie poznać, ten urlop to tylko
2 tygodnie a ty sobie idealizujesz mój obraz. I nawet nie mamy jak i gdzie się
bliżej poznać, bo gdzie Warszawa a gdzie Alanyia?
Wymyśliłem wczoraj wieczorem, że jeżeli jesteś wolna i mnie nie odtrącisz, przyjadę
do Warszawy i zacznę studia  MBA .I wtedy będziemy się mogli bliżej poznać.
No dobrze, a jeżeli nic nam razem nie wyjdzie?
To na pociechę będę miał dyplom MBA. Od niedawna macie w Polsce MBA,
sprawdzałem. Ale  jestem przekonany, że nam wyjdzie.
Ty to wszystko mówisz poważnie? Barbara wpatrywała się w niego jak wąż
w swą ofiarę.
Jak najbardziej - odpowiedział cicho.Uczucia to nie materiał do żartów.
Czy wiesz , że ty i ja urodziliśmy się tego samego dnia, miesiąca i roku?
Oczywiście, nie to jest dziwne, ale fakt, że się spotkaliśmy. Powiem tak jak ty -
pewnie tak musiało być.
Może - szepnęła Barbara.
Zobacz  - ona utrzymuje się już na wodzie!
Kapitan zerwał się na nogi, chwycił Barbarę za rękę i pociągnął do wody.
Bożena leżała na wodzie poruszając lekko rękami i  nogami, tata Chudziny trzymał
ręce pod wodą na wysokości jej karku i łopatek, ale wcale jej nie dotykał.
Barbara zaczęła bić brawo, a tata Chudziny pomógł wrócić Bożenie do pozycji
pionowej.
No to teraz  najtrudniejsze masz Bożena za sobą- powiedziała Barbara i uścisnęła
koleżankę. No nie  wiem, wyszeptała po polsku Bożena. Wrócili tunelem do hotelu,
przebrali się i zdecydowali, że zjedzą obiad w apartamencie - dziewczyny chciały
coś "lekkiego" więc im zaproponowano pieczoną rybę,panowie  wzięli po porcji
pilawu.
W czasie obiadu, kapitan skierował do taty Chudziny pytanie- wujek, jak myślisz,
czy zrobienie w Warszawie  dyplomu MBA to dobry pomysł?
No pewnie, że dobry!To międzynarodowy dyplom, wszędzie honorowany. Od razu
masz w nowej firmie lepszą kartę przetargową.
A co, chcesz się jeszcze uczyć?
 No właśnie, tak jakoś mi się zachciało-odpowiedział kapitan i dyskretnie mrugnął
do Barbary.
To ja Cię podziwiam, naprawdę- stwierdziła Bożena. To trudne studia. I drogie.
Ale ja się lubię uczyć.
Barbara z trudem zachowywała powagę, w końcu wydusiła z siebie-ja też podziwiam.
Po obiedzie pospacerowali brzegiem plaży robiąc przegląd hotelowych mrówkowców.
Kochani, musimy  jechać, bo dziś przecież jest kolacja u mego brata- przypomniał
tata Chudzielca.
No nie, jęknęły chórem B.B.-za jakie grzechy ciągle tu coś jemy? Będziemy musiały
wstawać o świcie i biegać aż do śniadania, żeby wejść w swe sukienki!
Spokojnie, mama na pewno zrobi same sałatki warzywne i owocowe- zapewniał
kapitan. A Liza na pewno wmusi w nas jakieś coctaile zielone- dodał.
Panie  zostały odwiezione do swego hotelu a około 20,30 miał po nie przyjechać
Chudzielec.
Miały sobie  dużo do opowiadania. Barbara opowiedziała skąd ten pomysł kapitana 
na kolejne studia i przyznała się  że kapitan ma w sobie coś, co ją w nim bardzo,
bardzo pociąga, a pomysł z tym MBA kompletnie  ją  "zjadł".
A Bożena stwierdziła, że marzy o sprawdzeniu jaki jest tata Chudzielca w wielkim
zbliżeniu, bo każdy jego dotyk robi na niej ogromne wrażenie.
Na razie zaproponował jej wycieczkę we dwoje do Pammukale, bo słyszał, że nie ma
więcej chętnych, ale jego zdaniem warto tam pojechać. A odpowiedź mam  dać dziś,
bo musi zarezerwować  hotel. Wiesz, on ma w sobie jakąś wielką delikatność,
czułość i....nieśmiałość, co dla faceta starszego ode mnie o 12 lat jest raczej nietypowe.
Nie ukrywałam, że jestem rozwódką i powiedziałam ile mam lat.
Kochana, nasze  dane to oni znają, przecież spisali sobie z paszportów, bo płynąc
muszą wiedzieć kogo  transportują. Kapitan powiedział mi, że on i ja urodziliśmy się
tego samego dnia miesiąca i roku i chyba znaczący  jest fakt, że się spotkaliśmy.
No popatrz Bożena, kolejny przypadek, spotykam faceta  idealnego rówieśnika.
                                                                  

                                                        c.d.n.




Bardzo samotne wakacje-IV

Z uwagi na Bożenę, która niestety mimo wielkich starań taty Chudziny nadal nie
załapała sztuki  utrzymywania się na wodzie, stwierdzono, że nurkowanie będzie
w innym terminie, bo takie skumulowanie atrakcji może Bożenę zniechęcić.
Dobrze  gotująca siostra zarządziła rozpalenie małego ogniska na plaży, nad nim
umieściła coś na kształt grilla, na ruszcie umieściła ryby owinięte w liście
winogron i w krótkim  czasie posiłek był gotów.Potem na  grillu wylądowały
słodkie bułeczki z sezamem a do nich była kawa ( z termosu).
Bożenie nie dawała spokoju myśl o powrocie na jacht, ale i na to był sposób-
 każda ze wspinających się osób miała obowiązek założyć bezpiecznikową
wysokogórską "uprząż" zabezpieczającą przed niespodziewanym upadkiem do
wody. Wytłumaczyli Bożenie, że dopóki ktoś na dole trzyma drabinkę to wchodzi
się nią łatwo bo ma drewniane szczeble i nie jest tak wąska jak drabinka
sznurowa. No i można wchodzić powoli a poza tym Mary May nie jest wielkości
statku pasażerskiego na 2 tysiące osób i wcale to nie jest wysoko.
Tata Chudziny zapewnił Bożenę że: osobiście ją  ubierze w  kamizelkę ratunkową,
jak również osobiście założy jej uprząż i będzie  na dole trzymał mocno drabinkę
by było wygodnie nią wchodzić.
Tymczasem kapitan opowiadał  Barbarze o  swojej pracy- ukończył architekturę
i teraz  pracował w prywatnej pracowni, co dawało niezły dochód.
Alanya właśnie zaczęła się rozbudowywać bo ten  kawałek wybrzeża podobał
się turystom, sezon turystyczny był długi a klimat  łagodny. Ale on nie był
zadowolony z tego co schodziło  spod ołówków projektantów. Nie podobała mu
się Alanya pełna ogromnych hoteli, taki Manhattan na  plaży. Z drugiej strony
nadmorski pas lądu nie był szeroki. Budowanie  na wzgórzach  rodziło sporo
problemów, poza tym turyści nie lubią wspinaczki by dojść do hotelu.
Zastanawiał się  nad wyjazdem z Turcji, nad studiami podyplomowymi lub
projektowaniem wnętrz. Ojciec chciał koniecznie by zajął się razem z siostrą
turystyką, bo ona teraz kończy ekonomię. A póki co  to projektuje dla prywatnych
inwestorów  duże domy jednorodzinne. Bo modnie jest mieszkając np. w Ankarze
mieć domek letniskowy  nad Morzem Śródziemnym.
A twoja siostra chce się zająć turystyką? - spytała.
Myślę, że nie, studiuje w  Holandii, a tacie mówi, że pomyśli o tym co będzie
robić gdy skończy studia.
Wiesz, moja siostra, Chudzina i ja jesteśmy w połowie  Holendrami. Po prostu
dwóch braci , Turków, ożeniło się z dwiema siostrami, Holenderkami.
Mój tata wyjechał do Holandii, tam poznał naszą mamę, pokochali się, pobrali.
Po kilku latach przyjechał do niego młodszy brat i od pierwszego spojrzenia
zakochał się, z wzajemnością, w siostrze mamy.
Kilka lat temu ciocia umarła, a Chudziną zajęła się moja mama, mieszkał u nas.
Mama cały rok akademicki mieszka w Holandii, mamy dom w Amsterdamie, po
dziadkach. A tata zajął się turystyką, idzie mu dobrze i jak twierdzi to musi
tu być, by wszystkiego dopilnować, ale  raz w miesiącu jest w Amsterdamie.Wujek
po śmierci cioci woli być tutaj, ten hotel, łajba, to  wspólny interes.
A Chudzina studiuje w Ankarze i tu bywa na wakacjach.
Coś mi się wydaje, że mój wujek jest bardzo zainteresowany Bożeną . Jeszcze nigdy
nie widziałem go w tak dobrym nastroju i tak troszczącego się o którąś z pań.
Patrz, wujek już ubiera  Bożenę w "bezpieczne opakowanie". Popatrz z jaką uwagą
i delikatnością to robi, jakby była małym dzieckiem!
Choć, musimy się zbierać, czas na nas.
Powrót "na statek", jak to określiła Bożena, przebiegł bezboleśnie. Tata Chudziny
cały czas dodawał otuchy Bożenie mówiąc: "spokojnie dziecino, spokojnie, jest
wszystko bardzo dobrze".
Dla poprawy humoru  Liza pourzędowała nieco w kuchni, w której wyczarowała
przepyszny deser czekoladowo-kawowy i świeżo zagotowaną kawę z "jakimiś"
przyprawami, które zdaniem B.B. pozwalały zupełnie  zapomnieć o nadmiarze
kalorii w tym, co się do kawy zjada. A tata Chudziny tłumaczył paniom, że
prawdziwa kobieta nie może wyglądać  jak patyk, musi mieć tu i ówdzie nieco
więcej zaokrąglone i uwypuklone ciało.
Duetowi B.B. podobało się, że nawet między sobą panowie nie rozmawiali po
turecku tylko po angielsku, by one nie czuły  się wyłączone z  rozmowy.
Chudzina bacznie obserwował swego ojca, który najwyraźniej był oczarowany
Bożeną. Gdy ten snuł już plany na następny dzień- a było to zwiedzanie  Alanyi,
delikatnie strofował ojca- tato, nawet nie wiesz czy panie są tym zainteresowane,
nie wszyscy lubią oglądać ruiny. Ale po skakaniu do wody i wdrapywaniu się na
pokład Bożena orzekła, że chętnie zwiedzi Alanyę, dzień bez  jachtu to nawet
całkiem dobry pomysł.  W drodze powrotnej przy sterze stał Chudzina , a Liza
szepnęła do Barbary - no to jutro macie zapewniony wykład z historii Turcji, nie
tylko miasta. Na wieczór tata Chudziny zaprosił wszystkich do restauracji swego
znajomego, argumentując swój wybór tym, że jest tam  dobra kuchnia i gra dobry
zespół muzyczny.
B.B zostały odwiezione z przystani do "swego" hotelu by nieco odpocząć po
wrażeniach dnia. Wiecie jak wygląda taki babski odpoczynek?
Buzie im się nie zamykały - przeanalizowały to wszystko co było danego dnia,
dwa razy  się  przebrały, wykonały staranny  makijaż typu "przecież ja się  wcale
nie maluję", Bożena pozachwycała się faktem, że nikt się z niej nie śmiał, gdy
oświadczyła, że nie umie pływać choć wydawałoby się, że w XX wieku każdy
człowiek powinien tę sztukę posiadać, a Barbara opowiedziała jej o tym, czego się
dowiedziała od kapitana.
Eeee, siostro, to ty masz jednak dobre oko, mówiłaś, że chłopcy są mało tureccy-
zauważyła Bożena.
A ojciec Chudziny jak ci się podoba?- spytała Barbara.
Bardzo miły i delikatny facet, dawno nikt tak o mnie nie dbał - może faktycznie
nauczy mnie pływać?
Po  ósmej wieczorem odświeżone, zeszły do recepcji, gdzie czekał na nie - no
oczywiście- tata Chudziny.
Przed wejściem już czekała taksówka, a nie Chudzina w swym samochodzie,
"bo przecież jak się jest samochodem to nawet wina się nie można napić"-
wyjaśnił tata Chudziny.
Restauracja była na zboczu wzgórza, stoliki stały w ogrodzie otoczonym gęstym
żywopłotem kwitnących krzewów. Roztaczał się stąd widok na część miasta.
Przy zestawionych razem stolikach już siedziała Liza z jakimś swoim znajomym,
Chudzina z podobnie  chudą dziewczyną, ojciec kapitana z jego mamą oraz kapitan.
Nastąpiło lekkie zamieszanie, wzajemne przedstawianie się, na dodatek przyszedł
właściciel lokalu by życzyć wszystkim miłego wieczoru i wymienić uściski dłoni
ze wszystkimi przy stole. Wkrótce na stół zaczęły napływać półmiski a duet BB
zastanawiał się kto to wszystko zje i jak bardzo utyją w czasie tych wakacji.
Barbara rozejrzała się po ogrodzie- niemal na wszystkich stolikach królowały pełne
półmiski jedzenia. Tata Chudziny usiłował opowiedzieć co na tych półmiskach się
znajduje, ale B.B. poprosiły by nie mówił teraz, tylko opowiedział potem, gdy już
zjedzą. Ich prośbę poparła mama kapitana, bo rozumiała, że niektórzy mają różne
uprzedzenia, zapytała tylko, czy B.B. nie mają jakichś alergii pokarmowych co
w obecnych czasach jest bardzo popularne.
Obie zapewniły, że jak dotąd nic takiego im się nie zdarzyło, tylko mają tendencję do
tycia. Ale zaraz  zostały pocieszone, że przecież to dokucza każdemu i to bez względu
na płeć.
W międzyczasie zespół powoli się rozkręcał grając nie za szybkie kawałki, na stole
półmiski  traciły swą zawartość, na granitowym  kwadracie przeznaczonym do tańca
zaczęły podrygiwać pierwsi chętni do tańca.
B.B. zostały namówione do skosztowania wszystkich dań, tak choćby tylko "na jeden
gryz" jak to określiła mama kapitana, by mieć choć mgliste pojęcie o tureckiej
kuchni. Gdy zabrzmiał walc angielski tata Chudziny poprosił do niego Bożenę.
Stali się oczywiście atrakcją dla pozostałych, a kapitan powiedział- "mama, powiedz
wujkowi, że Bożena jest z krwi i kości a nie ze szkła i będzie im wygodniej gdy ją
mocniej obejmie". "Synku, nie mądrzyj się, wujek już jest dużym chłopcem, wie
co robi"- odpowiedziała z uśmiechem. Gdy przebrzmiał walc i bez odpoczynku
zespół zaczął grać następną melodię, kapitan  poprosił do tańca Barbarę, reszta
towarzystwa też się podniosła, a przy stole pozostali tylko rodzice kapitana
obserwując bystro tańczących i zapewne wymieniając się uwagami.
                                           c.d.n.







czwartek, 30 maja 2019

Bardzo samotne wakacje -III

Przy recepcji czekał już na nie kapitan. Przed chwilą telefonował do recepcji chłopak
Marudy z informacją, że oni już nie wrócą do Alanyi, bo Marudzie odwidziało się
pływanie.
No i fajnie- skwitowała rzecz całą Bożena . Współczuję tylko tym, którzy im tę
wycieczkę sprzedali. No i panu, kapitanie odlecieli klienci.Będzie pan stratny, chyba,
że w ich miejsce trafi się ktoś inny.
Żadna dla mnie strata, to są moje wakacje, ten rejs. A Mary May jest własnością
mego ojca i jego brata. Ten pensjonat to też własność rodziny. Tu kwitną biznesy
rodzinne. Do naszego hotelu przyjeżdżają głównie Holendrzy, bo uważają, że nasz
hotel jest przytulniejszy niż te wieżowce na 1000 osób. U nas są trzy posiłki
dziennie, a nie tylko śniadanie i obiado - kolacja. Jest śniadanie, lunch i kolacja,
a właściwie obiado - kolacja, bo zawsze jest coś na gorąco.
A dziś zapytam się siostrę, która też jest tu na wakacjach, czy zechce może z nami
popłynąć. Ona świetnie gotuje , choć strasznie  dużo mówi. Buzia się jej nie
zamyka, czasem się zastanawiam czy przez sen też mówi. Ja ją tu przyprowadzę
na kolację, poznam z paniami i jeżeli mi szepniecie, że się zgadzacie na jej
obecność to jej zaproponuję by z nami pływała. No a teraz polecę  na przystań,
sprawdzić czy wszystko jest w porządku i czy jest klar na pokładzie. Bo jak znam
życie to wieczorem zajrzy tam mój ojciec, bo już wie, że dziś panie tu nocują.
On wręcz kocha tę łódkę, chociaż nie ma nawet  bladego pojęcia o żeglowaniu.
 A  stryj jest dumnym współwłaścicielem i też nie ma patentów żeglarskich.
Jemu wystarcza sam fakt posiadania, pływać nie musi. A ten co wasze plecaki
nosi to jego syn, ma zacięcie do pływania, dobrze  żegluje, ma wyczucie.
No to do kolacji, teraz znikam.
Gdy zostały same zaczęły się śmiać, że wpadły w sam środek jakiejś fajnej
rodzinki.
Bożena, a skąd ty wytrzasnęłaś ten jachcik rodzinny? Jak na nich wpadłaś?
To nie ja wpadłam, ale chłopak mojej koleżanki, który ma świra i zajmuje się
czarterowaniem jachtów wokół wysp greckich. Zna tam całą masę żeglarzy i
właścicieli, a w ubiegłym roku pływał  z tymi i stwierdził, że może ich
polecić, poza tym on wszystko z nimi załatwiał. Dlatego rejs może trwać tyle
ile nam się zamarzy, zapłacone jest za dwa tygodnie, a po rejsie się rozliczają
i zwracają ewentualną nadpłatę. Ale starają się brać tylko "ludzi z polecenia".
Dzięki temu nie ma awantur jak na innych wycieczkach, że kluseczki były za
twarde a kurczak miał za dużo kości.
A zauważyłaś, że ci bracia stryjeczni to jacyś mało tureccy z wyglądu są? Ten
chudzina to pewnie jeszcze dwudziestu lat nie ma, a w niego orzą.
Ej, panno Barbaro, panna zbyt się chyba przypatrywała całej załodze! Jeszcze
rok wcześniej pewnie byś tego nie zauważyła zajęta wodzeniem wzrokiem za
swym "niemal mężem".
Barbara spoważniała. Wiesz, od  dnia wyjazdu z domu ani razu nie pomyślałam
o nim. Tak jakby on wcale nie istniał w moim życiu. I jestem dziwnie pewna, że
on był ze mną głównie z powodu tego, że mógł u mnie mieszkać, miał blisko
do pracy  a ja byłam mało wymagającą partnerką.  Nigdy mi nie opowiadał  nic
o mojej poprzedniczce. A w tej Kuźni wgapiał się w nią nie widząc nic dookoła.
Chyba jednak lepiej, że przypadkiem ich zobaczyłam. Popatrz, mogłam zjeść
ten obiad  bliżej, po drodze do  domu, a coś mnie zagnało do Kuźni. Przypadek?
A może coś/ktoś? nade mną czuwał i chciał mi na czas oczy otworzyć?
Bożena uśmiechnęła się- no cóż- czasem mamy przeczucia, czasem zdarza się
nam dziwny przypadek, zastanawiamy się nad tym a nadal nie potrafimy tego
rozwiązać.
Ciesz się, że cię coś ostrzegło, przynajmniej nie przeszłaś przez rozwód, nie
musiałaś tłumaczyć obcym ludziom dlaczego nie możesz być dłużej z tym
facetem. Nie rozumiem po jakie licho sąd się wcina pomiędzy dwoje ludzi
dorosłych, bezdzietnych i jest wpierw rozprawa ugodowa.  Skoro oboje
nie chcą być razem, bez problemu rozwiązali wspólnotę majątkową, nic od
siebie wzajemnie nie chcą, to po co o rozwodzie ma decydować sąd, to jest
przecież sprawa tych dwóch osób. Powinno wystarczyć wspólne zgodne
oświadczenie w obecności jakiegoś urzędnika państwowego.
Skoro wolę zawarcia ślubu zgłaszają przed urzędnikiem i sąd do tego nie jest
potrzebny, to gdy nie są rodzicami  też powinno wystarczyć zgodne
podpisanie oświadczenia, że nie chcą dłużej być razem.
Na sprawie rozwodowej czułam się upokorzona dopytywaniem się sędziny
czemu nie chcę być dłużej ze swoim mężem. Zabawne, ale na tej sprawie oboje
się zgadzaliśmy w tym, żeby nie wywlekać prawdziwej przyczyny rozwodu.
I może dlatego nadal się przyjaźnimy, rozmawiamy ze sobą, doradzamy
sobie w różnych sprawach. Może to dziwne, ale naprawdę tak jest. On nadal
jest sam, ja też jakoś nie pędzę do trwałego związku choć przelotne, tak dla
higieny miewam.
Bożena, a co jest higienicznego w takim przelotnym związku? - to przecież
zupełny brak higieny- to zupełnie niekontrolowana  wymiana płynów
ustrojowych, wirusów i bakterii.
I tak poważna  rozmowa zakończyła się śmiechem.
Kolacja była nie w  jadalni ale w ogrodzie, serwowana w postaci szwedzkiego
stołu. Pomiędzy stolikami krążyli kelnerzy i nalewali gościom wino w olbrzymie
kieliszki.
Kapitan, tak jak mówił, przyszedł ze swoją siostrą. Duetowi B.B spodobała się
od pierwszego wejrzenia. Bożena, jako że była najstarsza z  tego grona zarządziła
przejście "na ty". Kapitan był teraz nie w stroju  służbowym a w zwykłym , czyli
dżinsy i T-shirt, duet BB  wystąpił w mini sukienkach, podobnie jak siostra
Kapitana.
Obiado - kolacja przeciągnęła się do północy. około 22,00 dołączył też do
towarzystwa  Chudzina. Z żalem wszyscy przyjęli do wiadomości fakt, że rano
jednak trzeba wcześnie wstać, zjeść śniadanie i wypłynąć w morze. Chudzina
zaoferował się, że przyjedzie po duet B.B samochodem, własnym. Rozstali się
wszyscy z wielkim żalem, że spotkają się  dopiero za kilka  godzin.
Bladym świtem znów obudził B.B ryk muezina. Dzięki temu punktualnie o
8 rano były już  spakowane i jako pierwsze zjadły śniadanie. Dwadzieścia po
ósmej przyjechał Chudzina, zabrał ich plecaki i pojechali na przystań.
Na jachcie czekała na nich niespodzianka w postaci  ojca Chudziny. Na oko był
około czterdziestki, starannie  uczesany, o nienagannej sylwetce, ciemne włosy
lekko były przysypane siwizną. Zapytał się B.B czy nie będzie im przeszkadzało
gdy tym razem i on z nimi popłynie. Oczywiście B.B wyraziły entuzjazm,
kapitan sam stanął za sterem i  na silniku wyprowadził jacht z przystani.
W programie tego dnia było pływanie i nurkowanie.
Łowienie ryb zastąpiono kupieniem ich o świcie na targowisku. Wypatroszone
czekały w lodówce na swój udział w rejsie.
Ojciec Chudziny znacznie gorzej posługiwał się  angielskim, ale był wielce
sympatyczny i wyraźnie Bożena zrobiła na nim wrażenie. No cóż, młoda
nieco ponad trzydziestoletnia osoba o sylwetce klepsydry zawsze robiła na
płci przeciwnej wrażenie. A biała tunika, która miała nieco ukryć te wdzięki,
z powodu swej cienkości w jakiś sposób je potęgowała.  Barbara w pewnej
chwili szepnęła do Bożeny - "uważaj, wpadłaś starszemu w oko".
Bożena odszepnęła- wiem, czuję to. Ale jest miły i kulturalny, nienachalny.
Po niemal godzinie dopłynęli do niedużej zatoczki. Gdy zakotwiczyli
"załoga" opuściła 2 pontony na wodę, w jeden załadowano sporo rozmaitego
sprzętu łącznie z dużym namiotem z tropikiem, kapitan poprosił by panie  nim
skoczą do wody założyły i dobrze zapięły swe kamizelki i skakały na nogi, bo
tak będzie bezpieczniej.
Bożena w ostatniej chwili powiedziała- no dobrze, skoczę, ale do brzegu nie
dopłynę, nie umiem pływać!
Tata Chudziny podszedł do niej i powiedział- skoczymy razem, ale przed
skokiem nabierz dużo powietrza. I nie bój się, masz kamizelkę z dobrze
napompowanym kołnierzem, a ja ci pomogę dopłynąć do pontonu i wejść
do niego. I skoczyli razem, trzymając się za ręce. W dwie minuty potem
Bożena siedziała w pontonie a po niej skoczyły Barbara i siostra  kapitana.
Zatoczka posiadała uroczą puściutką plażę. Gdy już zrobiło się płytko
Bożena wygramoliła się z pontonu i brodząc dotarła do plaży. Potem, gdy
obejrzała się za siebie spytała Barbarę - słuchaj, a jak my wrócimy na pokład?
A ta łajba  nam  nagle sama nie odpłynie?. Nie,  raczej nie odpłynie, został na
niej Chudzina, a on ponoć umie dobrze  żeglować i zna się na tym. A na pokład
wejdziemy po  drabince, zapewne.
A niech to licho porwie- sama sobie to zrobiłam, mogłam przecież  zostać na tej
łajbie i nie skakać.
Zamilkła, bo podszedł do niej tata Chudziny i powiedział, że teraz to on nauczy
Bożenę utrzymywać się na wodzie i w ciągu kilku dni Bożena będzie pływała.
Trochę trwało nim Bożena mu uwierzyła że z pewnością nie utonie, gdy położy
się na wodzie a on tylko podtrzyma jej lekko kark.
Zaufaj mi, jesteś bezpieczna, a Bożena  wyczuła w jego głosie jakąś wielką czułość,
troskę i prośbę, chyba niewiele mającą wspólnego z nauką pływania.
                                       ciąg dalszy nastąpi




Bardzo samotne wakacje -II

"Niemal mąż" jeszcze kilka razy usiłował przekonać Barbarę, że ją kocha, jednak
w końcu tygodnia się wyprowadził.
I choć oddał jej klucze od mieszkania, Barbara zmieniła zamek.
Przepłakała kilka  popołudni. Pousuwała wszystkie ślady bytności "niemal męża"
w  mieszkaniu, w końcu doszła do wniosku, że nie ma tego złego co by na dobre             
nie wyszło. A może jest jej przeznaczone  żyć samej, przecież nie  wszystkie
dziewczyny wychodzą za mąż .
Zatelefonowała do Bożeny, opowiedziała o całym zajściu i o tym, że "niemal  mąż"
już się wyprowadził.
Bożena stwierdziła, że faktycznie dobrze zrobiła, bo jakby na to nie spojrzeć -
facet ją oszukał.  A co do wakacji, to najprawdopodobniej wszystko uda się
załatwić, jacht będzie na 6 osób, do wyboru będą noclegi albo na lądzie pod
namiotem, albo w kabinie na jachcie. Wyżywienie - to co złowią i to co  zabiorą
z lądu lub dokupią.
I albo będzie to tydzień pod żaglami, albo jeśli wszystkim się będzie podobało -
całe dwa tygodnie. A wszystko będzie w Turcji. Bożena też będzie  na tym
jachcie więc Barbara  nie będzie się czuła samotna.
To wprawdzie będą wakacje bez własnych facetów, ale na pewno ciekawe.
Barbara zaczęła teraz częściej odwiedzać matkę, która stanęła na wysokości
zadania i nie dociekała czemu Barbara zerwała związek z "niemal mężem".
A Barbara krótko wyjaśniła, że zawiodła się, że to jednak nie był  dla niej
odpowiedni mężczyzna, choć matce Barbary bardzo się podobał.
"Jesteś córeczko dorosła i masz prawo układać sobie życie po swojemu. Jeżeli
doszłaś do wniosku, że to nie jest odpowiedni dla ciebie człowiek, to lepiej, że
rozstaliście  się teraz, a nie dopiero w jakiś czas po ślubie."
Matka Barbary zawsze udawała, że nie wie o tym, że oni mieszkali razem.
Nigdy, odkąd do Barbary wprowadził się "niemal mąż" nie była tam z wizytą.
To Barbara z "niemal mężem" przyjeżdżali do niej.
31 sierpnia  duet  BB, czyli Barbara i Bożena  wyleciał samolotem do Antalyi,
gdzie  wylądował około  3 w nocy. Stamtąd miał je organizator zabrać  busikiem
do Alanyi. Oprócz nich była jeszcze jakaś para. Ona cały czas piszcząca, że  się
 jej chce pić, jeść i spać, a on ze stoickim spokojem odpowiadał, że od tego się
 nie umiera. Gdy tak stali rozglądając się dookoła, podeszła do nich stewardesa
z naziemnej obsługi lotniska i poinformowała, że za 15 minut przyjedzie po nich
busik, który miał  po drodze awarię, czyli  "złapał gumę".
I rzeczywiście  po kwadransie przyjechał busik z sympatycznym młodym
kierowcą, który bardzo przepraszał, ale  po drodze musiał zmieniać koło, co nocą
nie jest wcale łatwym zadaniem.
Z Antalyi do Alanyi jest około 140 km, droga dość kręta, miejscami górzysta.
Po drodze  zajechali do jakiegoś nocnego super marketu, kierowca wyciągnął
z kieszeni dość długą listę zakupów.
"Wczasowicze" pokrążyli po markecie, "maruda" jak ją nazwał duet BB kupiła
colę, jakieś słodycze i bułki. Jej partner zerknął na to wszystko i zamruczał-
"tylko się nie porzygaj po tym".
Gdy zakupy już były załadowane, kierowca im powiedział, że na jacht wejdą
dopiero następnego dnia- dziś będą  zakwaterowani w hotelu w pobliżu portu,
dostaną tam w sumie 4 posiłki  (dwa śniadania oraz obiad i kolację), spędzą noc
i po śniadaniu następnego dnia  "będą  zaokrętowani".
Mają po śniadaniu czekać na "kapitana" w   hotelowym holu.
Pierwszy dzień na Riwierze Tureckiej duet BB spędził na......bazarze. Obie
stwierdziły, że muszą się zaopatrzyć w bawełniane cienkie tuniki i białe
kapelusze- słońce nie miało za grosz litości i prażyło . Obie nabyły po dwie
białe  tuniki z długimi rękawami, Barbara z fioletowym  haftem przy szyi,
Bożena z zielonym.  Bożena zamiast kapelusza kupiła czapkę z daszkiem
a Barbara  prześmieszny kapelusik z fioletową kokardą i gumką by kapelusz
nie spadał z głowy. Po mało interesującym obiedzie postanowiły odespać
podróż i resztę dnia spędziły  w klimatyzowanym pokoju. Po kolacji
zajrzały  do hotelowej  dyskoteki i trochę potańczyły. Około północy padły
jak ścięte. Za to o 5 rano postawił je na nogi "jakiś ryk".
Z niezbyt oddalonego meczetu, na pełnym wzmocnieniu unosił się w niebo
"śpiew" muezina wzywającego do porannej modlitwy.
Cholera, chyba  nagrali ryk krowy!- stwierdziła Bożena.
No cóż-trudno by nagrali  śpiew Carusa- dopowiedziała  Barbara.
Po śniadaniu, zgodnie z zaleceniem   zeszły do hotelowego holu.
Około godz. 9,00 do hotelu wszedł młody człowiek w białym stroju z jakimiś
"złotymi" sznurami zapewne oznaczającymi jego stopień. Rozejrzał się po holu
i podszedł do duetu BB i  "Marudy" z partnerem, zasalutował i czystą
angielszczyzną  się przedstawił: jestem kapitanem jachtu Mary May i zapraszam
na pokład. Potem odwrócił się i skinął na jakiegoś chudzinę stojącego przy
wejściu, wskazując mu plecaki duetu BB.
"Maruda" i jej partner mieli jeden wspólny wielki plecak, pod ciężarem którego
 nieco uginał się  jej partner. Chudzina bez najmniejszego problemu uniósł
plecaki  duetu BB i wszyscy pomaszerowali na przystań. Dobrze, że przystań była
blisko, bo słońce przypiekało  wściekle pomimo września.
Mary May była ładnym jachtem, oprócz  żagli posiadała  silnik.
No, niezły ten okręt - powiedziała Barbara. Czuję się co prawda jakoś nieco
dziwnie, bo ten kapitan  to  bardzo młody chyba jest, wygląda na naszego
rówieśnika, nie sądziłam, że w tak młodym wieku można  być kapitanem.
I nawet  całkiem przystojny z niego chłopak - oceniła.
Ty się  siostra ciesz, że to nie piętnastoletni kapitan, jak u Verna- zaśmiała się
Bożena. Oprócz  kapitana i chudziny było jeszcze trzech członków załogi.
 Kapitan oprowadził gości po jachcie, powiedział, że nie będą cały czas
tylko i wyłącznie pływali, że w planie  jest wycieczka w góry, część osób jeśli
woli to może spać na lądzie w namiocie, że będą lekcje nurkowania, że przy
zacumowanym jachcie będzie można też pływać pontonami, będzie też łowienie
ryb, bo przecież nie można  cały czas jeść konserw.
I jeśli chcą, to można z Alanyi pojechać busikiem do Pammukale, ale wtedy
trzeba tam zapłacić za jeden nocleg.
Wtedy Bożena wyciągnęła dokumenty i pokazała, że one mają tę wycieczkę już
opłaconą i to nie za nocleg mają płacić a za swój posiłek.
Kapitan stwierdził, że ceny w Pammukale są takie, że posiłek i nocleg są
niemal w tej samej cenie.
A tak naprawdę to tam są zawsze tłumy ludzi i on osobiście tam nie pojedzie.
W piętnaście minut później Mary May wypłynęła z portu.
Na jachcie  nie odczuwało się już gorąca, duet BB rozpoczął zużywanie kremu
z filtrem ochronnym.Obydwie paradowały po pokładzie w dżinsowych długich
spodniach i dżinsowych bluzach. Maruda ułożyła się na kocu  odziana w bikini.
Te, wysmaruj się czymś, bo się spieczesz na czerwono- ostrzegł ją chłopak.
Maruda prychnęła- ja się nigdy nie opalam na czerwono.
Jak se chcesz- tylko żebyś potem nie jęczała jak cię słońce spiecze i będzie cię
piekła skóra. I załóż coś na głowę, bo udaru dostaniesz.
Weź się odwal ode mnie- moja skóra, moja głowa, nie twoja, warknęła Maruda.
Duet BB trącił się łokciami  i wymienił uśmiechy.
Jacht płynął wzdłuż brzegu półwyspu,  B.B zachwycał  widok oddalającej
się Alanyi i  spowitych lekką mgiełką gór Taurus. Morze było spokojne,  woda
zmieniła barwę z ciemnobłękitnej na zielonkawą.
Z kambuza zaczęły dolatywać całkiem miłe zapachy - kawy i wanilii. Po chwili
jeden z załogantów wyniósł na pokład   dwa stoliki a potem tacę z dzbanuszkami
gorącej kawy , małymi  fajansowymi czarkami i dwiema  tackami jeszcze
ciepłych rogalików.
Oooo, kawa po turecku- ucieszyła się Bożena. No i z fusami - będzie z czego
wróżyć, zauważyła Barbara.
Maruda podniosła swe rozgrzane do czerwoności ciałko z koca- o k....a, tu wieje.
Idę się ubrać, po czym zniknęła pod pokładem.
 Po chwili wróciła w płaszczu kąpielowym i zasiadła do pożerania rogalików
i siorbania gorącej kawy.
Wiesz, ja to bym już wróciła  najchętniej na brzeg- poinformowała swego  chłopaka
 A wam się takie pływanie podoba?- zapytała duet.
Nam się podoba, tylko się martwimy bo żadnych ryb nie widać, by pływały.
Będziemy mieć obiad  z puszki, a ja lubię ryby z grilla- odpowiedziała Bożena.
Maruda dotknęła delikatnie swego policzka - powiedzcie- opaliłam się już?
Barbara popatrzyła się i powoli odrzekła- tak jakby, na czerwono z fioletowym
odcieniem, nie powinna już pani siedzieć na słońcu. Celowo położyła nacisk na
słowo pani, by podkreślić, że się przecież nie znają.
Maruda porwała ostatni rogalik i pognała do kabiny. Gdy wyszła, B.B z trudem
powstrzymały się przed parsknięciem śmiechem - Maruda miała na twarzy
maskę z jakiegoś kremu i jeszcze nim zdążyła się rozsiąść na pokładzie szybko
wróciła z powrotem do kabiny bo krem wciekł jej do oka, powodując jego ostry
ból. Jej zrezygnowany chłopak powlókł się na dół. Długo nie wracali, potem
słychać było odgłosy kłótni, potem coś mówił kapitan, w końcu wyszedł kapitan
i zaczął przepraszać B.B, że zaszła niespodziewana okoliczność i muszą zaraz
wrócić do Alanyi, bo Marudę strasznie boli oko do którego dostał się krem a
z okiem nie ma  żartów i musi szybko znaleźć się pod opieką specjalisty.
No rozumiemy, wracajmy, ale co dalej?- zapytała Bożena.  Wysadzimy ich na
ląd i co? - wracamy z powrotem na morze?
Niestety   dziś już nie. Załatwię  dla pań locum w rodzinnym, małym hotelu,
z wyżywieniem,  z basenem, ale będą wiatraki zamiast klimatyzacji.
Fajnie, że będzie basen - ucieszyła się  Bożena. A daleko od morza? No nie, ale tak
ze 4 lub 5 km od centrum miasta  a idąc na plażę trzeba pokonać przejście przez ulicę,
która idzie przez całą długość Alanyi, czyli ma tak z 10 lub 11 kilometrów. Trzeba
pokonać  tę ulicę i jeszcze z 50 metrów i już jest plaża. W sumie ze 70 metrów.
Leżaki można wziąć z pensjonatu za kaucją.
Gdy dopłynęli z powrotem do Alanyi spod pokładu wyszła Maruda z chłopakiem
obarczonym plecakiem. Maruda  przy oku trzymała okład z lodu.
Sie narobiło - rzuciła w stronę B.B na pożegnanie. Chłopak  tylko wykonał ręką
gest pożegnalny. Może się bał, że jak otworzy usta to za wiele powie?
Kapitan poprosił, by  B.B na niego zaczekały w ogrodzie pobliskiej małej kawiarni,
o czymś porozmawiał chwilę z właścicielem i poszedł z Marudą i jej chłopakiem
w stronę kapitanatu.  Właściciel w tym czasie zaserwował kawę i po szklance soku
ze świeżo wyciśniętych pomarańczy.
Dopiero teraz zauważyły, że siedzą pod drzewkami na których wiszą pomarańcze,
zupełnie tak jak w kraju jabłka na jabłonkach.
Po godzinie, a może nieco później dotarł kapitan. Gdy B.B chciały zapłacić za kawę
i soki, właściciel stwierdził, że rachunek już jest uregulowany.
A kapitan zgarnął ich plecaki i wsiedli do taksówki, którą on tu podjechał. Jazda nie
trwała długo, w czasie drogi powiedział, że Maruda jest w tej chwili w drodze do
szpitala  w Antalyi, a jej chłopak chce by wracali jak najszybciej do Polski. I pewnie
tak zrobią.
Hotel pod który podjechali był dwupiętrowy, z dużym ogrodem, niedużym basenem
otoczonym palmami, bananowcami i jakimiś krzewami, wokół basenu stały  stoliki
kawiarniane i krzesełka. Na górze budynku  widniała nazwa: IMPERATOR -hotel.
W recepcji część formalności była już załatwiona, boy hotelowy zaprowadził
B.B do ich pokoju, powiedział o której  są tu serwowane posiłki i poprosił by gdy
się rozgoszczą zeszły jeszcze na  moment do recepcji.
                                               c.d.n





środa, 29 maja 2019

Bardzo samotne wakacje

Życie to seria przypadkowych zdarzeń. Ale zawsze  mamy wrażenie, że coś lub ktoś
tymi zdarzeniami steruje.
Barbara nie miała zwyczaju jadać na mieście, wolała zawsze jeść to, co sama
ugotowała. Ale tym razem jej "niemal mąż" wyjechał w delegację, a ona po całym
dniu służbowego  użerania się z interesantami stwierdziła, że  nie ma ochoty
cokolwiek robić w kuchni i w drodze do domu zje obiad w jakiejś restauracji.
Ostatecznie zamiast "po drodze" wylądowała w restauracji, w której często bywała
na służbowych kolacjach. Znała tu już obsługę i wiedziała, że to co jej danego dnia
polecą na obiad z pewnością będzie świeże i smaczne.
W restauracji było dość pusto i cicho, Barbara wybrała odległy stolik na dwie
osoby, przejrzała kartę dań, kelner przyjął zamówienie, a Barbara zagłębiła się
w zakupionym po drodze czasopiśmie, z gatunku "wielki świat-kuchenny blat."
Przeglądała przepisy,  szukając  jakiegoś prostego i szybkiego przepisu na tort,
bo zbliżały się imieniny jej "niemal męża" i zastanawiała się, czy nie lepiej
będzie coś upiec samej w domu niż kupić  tort w  cukierni. Cenowo to nie była
wielka różnica, ale gdyby zrobiła tort sama, miałaby pewność, że jego wszystkie
składniki są najlepszej jakości i świeżości.
Gdy już kończyła jeść polędwicę a la Nelson, przydreptał kelner z zapytaniem
co chciałaby zjeść w ramach deseru, bo są właśnie świeżutkie poziomki, więc
może melbę z poziomkami? Barbara po chwili zastanowienia skusiła się na tę
melbę z poziomkami. Gdy kelner przyniósł deser, Barbara aż jęknęła- porcja była
ogromna, lody były poziomkowe, do tego poziomkowy mus i całość udekorowana
świeżutkimi, pachnącymi poziomkami.
I chociaż targały nią wyrzuty sumienia i obawa, że po takim  obżarstwie w talii
przybędzie jej  kilka centymetrów, zajęła się konsumpcją.
Delektując się smakiem lodów rozejrzała się po sali i .......zdębiała.
Po przeciwnej stronie sali siedział przy stoliku jej "niemal mąż" z jakąś młodą,
mocno wydekoltowaną blondynką.
I wyraźnie tokował, zaglądając jej bez przerwy w oczy, gładząc po ręce.
Barbara wzięła ze stolika pucharek z melbą  i delikatnie przesunęła swoje krzesło
tak, by ukryć się nieco za pobliskim filarem.
A może mi się zdaje?- pomyślała.Przecież wczoraj rano wyjechał  do Pragi!.
Nabrała powietrza  i jeszcze raz rzuciła okiem w tamtą stronę - no niestety, to
jednak był jej "niemal mąż".
Blondynka szczerzyła się do niego zalotnie, a on nie spuszczał z niej wzroku.
Przez głowę  Barbary przelatywały lotem błyskawicy różne myśli- w pierwszej
chwili chciała wstać i podejść do nich.
Podejdę i co? Przecież nie walnę go w łeb, choć to bardzo nęcące.
Lody rozpuszczały się w pucharku, Barbara straciła na nie całkiem  ochotę.
Znów przydreptał kelner, więc szybko zamówiła kawę. Dużą.
Cholera, co jest grane? On nie jest na jakimś służbowym spotkaniu, klei się do
tej blondyny jak wyposzczony małolat!
Przeleciała w pamięci ostatnie  dni - nic nie zapowiadało jakiegoś kryzysu,
jak zawsze był czuły, uważny, dbający o nią. I nawet coś ćwierkał, że nie warto
czekać aż on dostanie mieszkanie ze spółdzielni, by dwa małe mieszkania 
zamienić na jedno większe, ale Barbara nie podjęła dyskusji i temat zgasł.
Mieszkali razem już prawie 3 lata , "niemal mąż" nalegał by legalnie pozbyć się
przydomku "niemal mąż", ale  Barbara wolała by on wpierw dostał  swoje
mieszkanie i wtedy wezmą ślub i zamienią dwa małe mieszkanka na jedno większe.
A może nawet na domek na obrzeżach miasta?
Z rozpuszczonych lodów wydłubała wszystkie poziomki, dumając nad całym tym
zajściem, niespiesznie wypiła kawę. Gdy ukazał się kelner poprosiła o rachunek
a płacąc zapytała czy mogłaby wyjść z restauracji służbowym wyjściem, bo na sali
jest ktoś kto nie powinien jej tu widzieć.
Kelner uśmiechnął się, potem powiedział " hm, dla stałej klientki, która zawsze
przysparza  nam dużej gotówki trzeba zrobić wszystko" i poprosił by  przeszła
do biura. On pójdzie pierwszy , otworzy biuro i drzwi wyjściowe na podwórze.
Barbara przemknęła  się pod ścianą  do biura, podziękowała  kelnerowi i
szybkim krokiem skierowała się do autobusu. Wsiadła nawet nie patrząc na 
jego numer i pojechała w innym niż zamierzała kierunku. Dopiero teraz poczuła,
że jest zdenerwowana i że tak naprawdę nie wie co ma robić.
Wysiadła  na najbliższym przystanku, i wsiadła we właściwy autobus .
Po wejściu do mieszkania w pierwszej kolejności  odsłuchała nagrania
automatycznej sekretarki. Miała nadzieję, że może  "niemal mąż" zostawił
jakąś wiadomość, ale  było tylko jedno nagranie od koleżanki z  biura podróży,
że niestety "ta Grecja jest  nieaktualna, ale może uda się coś wykombinować
do Włoch lub Turcji na pierwszą połowę września, zadzwoń do mnie."
Wcale nie ucieszyła się z tej wiadomości - ten wyjazd miał być prezentem "dla
niemal  męża", który marzył o rejsie małym jachtem po Morzu Śródziemnym, 
a to co zobaczyła kilka godzin wcześniej uświadomiło jej, że tego prezentu
być może nie będzie miała komu dać.
Cały wieczór spędziła w nadziei, że może "niemal mąż" zatelefonuje do niej z Pragi.
Ale telefon milczał jak zaklęty.
Czując do samej siebie awersję, przejrzała szufladę w jego biurku- to było coś czego
nigdy dotąd nie robiła. Ale i tak nie znalazła niczego podejrzanego.
Długo nie mogła zasnąć, przewracała się z boku na bok.
Następnego dnia zatelefonowała do koleżanki z  biura podróży i powiedziała, że
nie wie czy będzie  miała z kim popłynąć w ten rejs i opowiedziała to co zobaczyła
w restauracji.
 Bożena, wysłuchawszy całej historii stwierdziła, że jeżeli "niemal mąż" okaże się
zwykłym  knurem, to albo Barbara znajdzie sobie kogoś na ten rejs albo popłynie
z nią Bożena. W każdym razie wycieczka jest atrakcyjna, w dobrej cenie i szkoda
z niej rezygnować. Poza tym doradziła, by Barbara nie mówiła "niemal mężowi",
że go sama widziała  w restauracji, niech powie, że to jej koleżanka go widziała.
Tak jak to było planowane "niemal mąż" wrócił z delegacji w sobotę.
Przywiózł sześciopak czeskiego piwa, ulubione "Lentilki" Barbary, dla siebie
ulubione wafelki,   a do domu  nowe podkładki do piwa- tym razem porcelanowe.
Narzekał, że było dużo pracy i że jest zmęczony.
A ty byłeś  tam sam, czy jeszcze z kimś? - zapytała.
"Niemal mąż" popatrzył na nią badawczo - przecież mówiłem ci przed wyjazdem,
że następnego dnia dojedzie do mnie Wojtek N.- zapomniałaś?
Nie zapomniałam, ale następnego dnia byłeś widziany w Warszawie, w restauracji
z młodą atrakcyjną blondynką.
"Niemal mąż" roześmiał się - no to ktoś ma bujną wyobraźnię albo chce ci
dokuczyć. Ciekawe w której to restauracji mnie widziano? No w której?-słucham.
W "Kuźni Wilanowskiej," następnego dnia po twoim wyjeździe. A ten ktoś  nie
pomylił cię z kimś innym, bo to ja cię tam widziałam, załatwiałam  tam przyjęcie
dla delegatów, którzy przyjadą do Polski za miesiąc. I kleiłeś się do tej blondynki 
niewymownie.
I myślę, że najlepiej będzie gdy znajdziesz sobie inne mieszkanie i inną panią.
Nie spodziewałam się tego po tobie. Nalegasz na ślub a jeszcze przed ślubem
mnie zdradzasz. No to co będzie potem? Aż strach pomyśleć.
"Niemal mąż" stał jak  sparaliżowany, wpatrując się w Barbarę.
Słuchaj, to była moja dawna miłość, przed tobą, prosiła mnie by się spotkać,bo ma
problemy.
Barbara spiorunowała go wzrokiem- nie tłumacz mi nic- oszukałeś mnie mówiąc,
że wyjeżdżasz, czyli tę noc spędziłeś z nią. To jasne jak słońce.
Mówię poważnie- rozstajemy się, bo ja ci już nigdy nie będę wierzyła. Masz się
ode mnie wyprowadzić w ciągu tygodnia. Zresztą może nadal  właśnie ją kochasz,
tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy, widziałam jak się w nią wgapiałeś.
Od dziś śpisz na kanapie. I poszukaj sobie innego mieszkania.
Ale- zaczął "niemal mąż" ...nie ma żadnych "ale"- przerwała mu Barbara.
Dla mnie już nie istniejesz. I nie mów, że mnie kochasz. Jak się kogoś kocha, to
się go nie okłamuje. Mogłeś mi powiedzieć, że  twoja była chce się z tobą
zobaczyć, może nie byłabym tym zachwycona, ale rozumiem, że po kilku latach
bliskiej znajomości, miłości, przyjaźni można  chcieć się spotkać i porozmawiać
bo chce się tego byłego w jakiejś sprawie poradzić.
A ty, gdy ci mówię, że cię widziano w restauracji z jakąś blondynką, usiłujesz
mi wmówić, że ktoś  mi mówi nieprawdę. Teraz  żałuję, że nie podeszłam do
stolika i nie palnęłam Cię w twarz.
                                     Ciąg dalszy niebawem