poniedziałek, 6 grudnia 2021

Spóźnione uczucia - 5

 Helena patrzyła na  Mietka uważnie i w końcu powiedziała: ten garnitur  to chyba nie jest "gotowiec", zbyt dobrze na  tobie leży, chyba szyłeś go u Niedźwieckiego.  Mietek uśmiechnął się  i stwierdził- nooo, nic się przed tobą nie ukryje. Tak, masz rację to jego dzieło. To wielce skrupulatny  facet, poza tym gdy byłem u niego składając  zamówienie sam brał miarę, co zapewne też miało znaczenie. I wiesz, miałem tylko jedną miarę, już wtedy wszystko leżało na mnie świetnie.
Helena wzruszyła lekko ramionami - nic w tym dziwnego, jesteś bardzo harmonijnie  zbudowany, nie jesteś zapasiony i wcale   a wcale jakoś nie widać  po tobie upływu lat. I wiesz, daj mi te róże, zaraz 
je wstawię do wody, są przecudne! No i powiedz wreszcie, z jakiej to okazji je przyniosłeś, bo mam wrażenie, że za chwilę padniemy z głodu.
Mietek stał nadal z tym bukietem w ręce i miał dość  zakłopotaną minę, wreszcie przestępując z nogi na nogę niczym czterolatek  wystękał - bo ja, bo ja.....pragnę, chcę, chcę cię prosić byś została moją żoną.
Nie jestem ideałem,  nie powiem, że jestem w tobie śmiertelnie  zadurzony, bo już z tego wyrosłem, ale wiem, czuję to, że jesteś jedyną kobietą, z którą chcę być stale i wszędzie. Znamy się jak łyse konie w jednym zaprzęgu, ty znasz doskonale moje wady, więc proszę cię - pobierzmy się. 
Będę o ciebie  dbał,  a twoja bliskość jest mi wprost niezbędna do życia, jak tlen do oddychania. Nie musisz mnie nawet kochać, wystarczy, że będziesz  ze mną i będziesz mnie tolerować. No powiedz coś, proszę, ja nie umiem się oświadczać, pewnie mam w tym zbyt małą wprawę. W końcu zdesperowany objął ją w dalszym ciągu dzierżąc w lewej ręce bukiet. 
Helena wyszeptała - wtykasz mi te biedne róże we włosy, szkoda róż. I jesteś trzeźwy, chociaż nieco bredzisz. Daj te róże, zdejmij ten zielony wazon z kredensu, nalej wody i przynieś go tu. Tylko  go nie stłucz bo się ledwo mieści pod kranem. Mietek  rzucił się niczym maratończyk  na taśmę finiszu w stronę kredensu, z jego najwyższej półki ściągnął wazon i niemal pobiegł z nim do kuchni by go napełnić wodą. Wrócił, prawie wyrwał Helenie róże z ręki, wcisnął je do wazonu i bardzo szybko wziął ją  w objęcia wzdychając z wyraźną ulgą.
Z lekka przyduszona Helena wyszeptała - zaskoczyłeś mnie całkowicie. Chodź do kuchni, zamienimy obiad z kolacją, a teraz  napijemy się kawy, zjemy tort urodzinowy i porozmawiamy jak bardzo dorośli ludzie.  Mieciu, ale tak objęci to daleko nie dojdziemy. Zdejmij ten śliczny garnitur, wskocz w dżinsy lub zostań w tych swoich   świetnie leżących na tobie  bokserkach w gwiazdeczki, tylko wpierw  zasuń zasłony w oknach. A potem włącz ekspres i  zrób kawę,  a ja w tym czasie pokroję tort. I nim zdążył cokolwiek   odpowiedzieć pocałowała go i pobiegła do kuchni.
Nieomal z ulgą wsadziła całą  głowę do lodówki, czuła, że skoczyło jej ciśnienie. Była nieco zdumiona, bo Mietek tak naprawdę zawsze ją trochę uwodził, ale on miał właśnie taki stosunek do kobiet. Pokroiła  tort, przesypała maliny do pucharków i dołożyła do nich lody. Ustawiła wszystko na tacy i zaniosła do saloniku. 
Zasłony we wszystkich oknach były zasunięte. W pokoju panował zielony, łagodny półmrok. Helena postawiła tacę na stoliku przy  sofie, na której siedział Mietek, teraz już w dżinsach i t-shircie. Helena wyjęła z barku butelkę wina i podała ją Mietkowi mówiąc - okazja w sam raz na tokaj-aszu. Korkociąg jest w szufladce stolika. Z kredensu wyciągnęła jeszcze  kryształowe kieliszki i zaświeciła połowę kinkietów. Zrobiło się nastrojowo i nieco odświętnie.
Lena, nie dałaś mi odpowiedzi - zaczął Mietek. 
Ale chyba  zauważyłeś, że nie dałam ci odmownej odpowiedzi- chcę byśmy teraz, wspólnie,  zastanowili się nad twoją pochlebiającą mi propozycją. Bo ja ją w pełni doceniam, pochlebia  mi, że jeszcze się komuś podobam, że ktoś chce  ze mną spędzić resztę życia.  Jest w tym wszystkim tylko jedno ale - wierz mi, szalenie mi  daleko do mistrzostwa świata w  łóżku a nie chciałabym się z kimś dzielić tobą. Zawsze  miałeś bardzo ładne i atrakcyjne dziewczyny i wszyscy faceci z  naszej paczki zazdrościli ci tych dziewczyn.
Tylko twój Wojtek mi nie zazdrościł - przerwał jej Mietek. Zawsze mi tobą oczy wykłuwał - tym jaka jesteś świetna, mądra- mógł  cały dzień wyliczać twoje zalety. A to co nazywasz mistrzostwem świata w łóżku nie zależy tylko od kobiety- zależy w dużej mierze od partnera. Póki co fortepian sam z siebie nie zagra, potrzebny jest pianista by instrument wydał z siebie nie tylko dźwięk ale konkretną melodię. Od dawna inaczej spoglądam na kobiety. Zawsze mi się podobałaś, czego nie ukrywałem, Wojtek też o tym wiedział.  I nadal mi się podobasz. Nie dlatego się wprosiłem na mieszkanie u Ciebie, że nie miałem gdzie mieszkać- mogłem nawet rok mieszkać w tym pensjonacie, lub wynająć sobie mieszkanie, bo teraz masa osób w Polsce , a zwłaszcza w dużych miastach kupuje mieszkania z myślą o ich wynajmowaniu, ale chciałem być blisko ciebie. Nawet nie wiesz,  jak się ucieszyłem, że nadal jesteś sama, że z nikim się nie związałaś. Chcę przy tobie zasypiać i przy tobie rano się budzić, mieć cię blisko, na wyciągnięcie ręki. Będziemy mieszkać gdzie  ty zechcesz, najchętniej kupiłbym dla nas mieszkanie w którymś z apartamentowców, takie, które ty zaakceptujesz. Kocham cię i nie jest to dla mnie nic nowego, podkochiwałem się w tobie od lat, ale ty miałaś męża, z którym się przyjaźniłem. Gdyby nie to, wyszedłbym ze skóry by cię jemu odbić. Lenko, nie musisz mi dawać natychmiast odpowiedzi na moje pytanie. Przemyśl to, proszę.
Właśnie cały czas o tym myślę- cicho powiedziała Helena wpatrując mu się w oczy. A co zrobisz jeśli powiem  - Helena dramatycznie zawiesiła głos- jeśli powiem, że - znów zamilkła na  kilka sekund -wyjdę za ciebie?  
Mietek zerwał się z sofy i wybiegł z salonu, po chwili usłyszała, że jest w pokoju na górze i zaraz potem wrócił z małym pudełeczkiem, w którym były właśnie wchodzące w modę dwie obrączki z białego złota, - mniejsza z sześcioma malutkimi  brylancikami, większa z trzema. Wziął jej rękę, ucałował i wsunął na jej palec mniejszą z obrączek, większą umieścił na swoim palcu.  
O, nawet rozmiar pasuje - zdziwiła się Helena. 
Mietek zaczął się śmiać - dziecino, ty wszędzie siejesz swoje pierścionki, więc nie miałem problemu by dobrać rozmiar. Najwięcej ich jest w tym hinduskim wazoniku. I znalazłem tam też ten pierścionek, który ci kiedyś z Elką kupiliśmy na twoje imieniny. 
Helena oglądała obrączkę na swoim palcu i zastanawiała się głośno, czy brylanciki nie wypadną np. podczas zmywania naczyń. 
Nie wypadną- poza tym przecież jest tu zmywarka, przytomnie  zauważył Mietek. A od wstawiania naczyń do zmywarki na pewno nie wypadną. Przejedź po nich paluszkiem - nie wystają. Zrobić ci  jeszcze kawy, a może zrobić herbatę lub czekoladę na gorąco -zapytał. Ten tort, który zrobiłaś  jest niesamowicie pyszny , chyba  zjemy go do końca.  
No właśnie dlatego zrobiłam taki mały, żebyśmy go dziś wykończyli. Jutro już nie będzie taki pyszny.
Ale wiesz co - pan Wacław dziś przyniósł świeżo złowionego szczupaka, muszę go sprawić i albo go zrobię dziś na kolację albo wrzucę do zamrażarki  przygotowanego do smażenia. Jak wolisz?
Dziś na kolację to ja chcę ciebie  a nie szczupaka - stwierdził Mietek. A ten szczupak jest żywy czy już martwy?
Martwy i nawet wypatroszony, bo pan Wacław od razu pozbawił go wnętrzności. I wyobraź sobie, że  zapytał się mnie czy ty jesteś moim narzeczonym.
I co powiedziałaś?
No prawdę powiedziałam, że nie wiem. Więc mi powiedział, że powinnam wyjść za ciebie, bo według niego to my pasujemy do siebie a poza tym życie jest zbyt ciężkie by iść przez nie  samotnie.
A to ciekawe, stwierdził Mietek- filozof z pana Wacława. Możemy go wziąć na świadka. A on kawaler czy żonaty?  Jeśli żonaty to mogą nam razem świadkować. Wolę by to byli nowi znajomi niż starzy znajomi. Starzy  nie mogą  mi wybaczyć, że nikogo do  Kanady  nie ściągnąłem, tylko sam się "pławiłem w dostatku". Dopiero teraz do mnie  dotarło, że bardzo dobrze  zrobiłem, bo gdyby tylko któremuś się tam nie powiodło  to wszystko zwaliłby na mnie. Mnie też się na początku nie układało. Nigdy nie jest różowo, gdy się jedzie do obcego kraju, nawet gdy się dobrze  zna język i ma się tam kogoś  znajomego. Ja tam mam bardzo dalekiego kuzyna. Jedyna  jego pomoc polegała na tym, że  mi przysłał  zaproszenie i uprzedził, że dobrze płatna, ale ciężka pod wieloma  względami praca jest na dalekiej północy. Nie pracowałem tam fizycznie, pracowałem w swoim  zawodzie, ale było ciężko, bo ta daleka  północ wysysa z człowieka życie. Jeśli masz przez 24 godziny na dobę  ciemność i właściwie żyjesz jak pod  ziemią, to fajnie nie jest.  No ale  nie mówmy już o mnie, było, minęło, załatwiłem sobie, że wszystkie moje  dokumenty prześlą mi pocztą dyplomatyczną na ambasadę. Zastanówmy się nad tym gdzie będziemy mieszkać, nie mam pojęcia  jak ty sobie Lenko to wyobrażasz.
Hmmm, zadumała się Helena- tak prawdę mówiąc to trochę mi szkoda by się pozbywać tej działki. Włożyliśmy z Wojtkiem tu sporo pracy i w weekendy jest tu całkiem nieźle bywać. Z drugiej strony , jeśli  ty jeszcze pracujesz  i  będziesz musiał bywać codziennie w  Warszawie to może być zbyt uciążliwe. Do granic  miasta jest tylko 25 km, no ale potem to jest jeszcze nieco  drogi do  centrum. Umowę z ludźmi, którzy  mieszkają w moim mieszkaniu mam podpisaną jeszcze na rok- mają nadzieję, że w tym czasie  na tyle ukończą budowę swego domu, że będą mogli się tam wprowadzić. To moje warszawskie mieszkanie jest jednak w sumie w niezłym miejscu, teraz już jest tam dobra komunikacja, osiedle dobrze  zagospodarowane, tyle tylko, że to blok. Pamiętasz je  chyba jeszcze?   Mieszkanie w apartamentowcu- po pierwsze to bardzo drogie  mieszkania i trudno jest trafić na naprawdę  dobrą lokalizację. Nie wiem kto te  mieszkania projektuje, ale z reguły to są duże metraże i mocno wydumane rozkłady mieszkań. Oglądaliśmy, tak dla sportu, jedno z takich mieszkań - duże, ale nieustawne pokoje, kuchnie  klitki, zapewne dlatego, że ktoś kto  mieszka w  apartamencie stołuje  się tylko na mieście. Tu mam garaż i wiatę , w Warszawie trudno nawet o miejsce  parkingowe. Może nie podejmujmy jeszcze  żadnych decyzji co do mieszkania.  Pomieszkajmy razem , sprawdźmy jakie są nasze oczekiwania i penetrujmy wtórny rynek mieszkań i domków w granicach  miasta. Ludzie się budują, potem się okazuje, że trzeba się  domu pozbyć, bo za drogi w utrzymaniu lub drogi im się rozchodzą i żadne  nie chce już strupa na głowę w postaci domu. Bo tak naprawdę własny dom to strup na głowie, wiecznie coś się dzieje. Może przeczekamy  ten czas do chwili, gdy wygaśnie umowa najmu na moje  mieszkanie, w umowie jest  napisane, że oni muszą je przed opuszczeniem oddać w takim stanie, w  jakim je zastali, czyli odmalowane i wszystko bez uszkodzeń. W chwili gdy się pobierzemy automatycznie masz pół tego domu i pół mieszkania w Warszawie, no chyba, że nie chcesz i wtedy możemy zrobić notarialnie rozdzielność majątkową. Wszystko na co zezwala prawo możemy przeprowadzić notarialnie. Zakładam, że nie masz żadnych dzieci? Bo jak wiesz i widzisz,  ja nie mam i z całą pewnością my też ich nie będziemy mieli. Więc  połowa wszystkiego, dopóki ja żyję jest z mocy prawa  twoja a potem ty wszystko po mnie dziedziczysz.
Ja też nie mam żadnych dzieci- bardzo dbałem o to, by ich  nie było - stwierdził Mietek.
A zrobiłbyś  dla nas herbatkę ? Coś mnie suszy, może po tym winie? Dobre było, ale zakręciło mi się po nim w głowie.
To będzie lepiej gdy się napijesz  czystej wody mineralnej, bo może ci po tym winie  podskoczyło ciśnienie?  Masz ciśnieniomierz w domu? 
Mam, na górze w mojej sypialni w nocnej szafce.
Mietek szybko się podniósł i poszedł po ciśnieniomierz. Po  chwili z wielką powagą mierzył Helenie ciśnienie, ale było w granicach  normy, tętno również.
To może w takim razie dziś wcześniej się wybierzemy w objęcia Morfeusza? Idź pierwsza do łazienki,  ja tymczasem posprzątam.


                                                                           c.d.n.






Spóźnione uczucia - 4

Na początku października Helena  zrealizowała swój projekt oszklenia werandy. Dwa węższe boki były oszklone  "na stałe", od podłogi do sufitu. Trzeci, długi bok  miał cztery szyby przesuwane. Montaż trwał aż 3 dni, bo wpierw trzeba było zamontować szyny,  w których przesuwały się szyby. Przy montażu  Helena doceniła projekt tej werandy, dzięki któremu nie było problemu z jej oszkleniem. Szyby były grube i od razu można było docenić  korzyści z oszklenia tej werandy. Kilka dni przed przyjazdem montażystów Helena wraz z Mietkiem malowali balustradę werandy.  Gdy montaż się skończył "ochrzcili" nowy wystrój jedząc na werandzie  kolację. Wreszcie w trakcie posiłku nic nie  fruwało  nad talerzami. Dotychczas nawet  wypicie kawy na tej werandzie było problemem, bo ciągle coś bzykało i latało. 
Następnego dnia dwóch sąsiadów przyszło obejrzeć z  bliska "to cudo" i jeden z nich wziął nawet namiary na firmę, która to wszystko instalowała.
W sobotę przed południem Mietek zniknął z domu zaraz po śniadaniu - zapytał się tylko Helenę, czy aby nie będzie jej do czegoś niezbędny, bo ma kilka spraw do załatwienia w Warszawie. I tak dokładnie to nie wie o której wróci. No i jeśli Helenie coś jest potrzebne "z miasta", to on przywiezie. Ale ona stwierdziła, że  wszystko co niezbędne   to jest w domu i na końcu zażartowała:  przywieź tylko z tej Warszawy siebie, albo daj znać, jeśli utkniesz w ramionach  jakiejś młódki. 
Mietek się wyraźnie  zapowietrzył, otworzył nawet usta by coś odpowiedzieć, ale jednak nic nie  powiedział. Obrzucił tylko Helenę długim spojrzeniem, jakby chciał zapamiętać jej wygląd i wyszedł. W chwilę potem Helena "ruszyła do boju". Dziś były jej  urodziny, więc postanowiła  zrobić  mały tort, taki by można go w dwie osoby zjeść na  jedno posiedzenie. Pomysł na obiad zmienił się jej przez  sąsiada, który właśnie wrócił ze skutecznego połowu ryb (których nigdy nie jadał) i przyniósł Helenie dorodnego szczupaka,  za którego Helena odwdzięczyła się butelką wina, bo sąsiad nigdy nie chciał wziąć pieniędzy. Sąsiad, zdaniem Heleny, powinien był zostać  zawodowym rybakiem - nigdy nie konsumował  ryb, bo jak twierdził "ryba to nie mięso, mięso to  wieprzek albo krówka".  Żona sąsiada podejrzewała go, że to łowienie ryb, to było "takie zwykłe wyciekanie z domu, żeby nic w nim nie robić, a nocne połowy to zapewne  miały coś  wspólnego z jakąś amatorką nocnego życia". 
Sąsiad wręczając Helenie rybę bezpardonowo zapytał - "a ten przystojniak u pani to kandydat na męża? Bo na moje oko to bardzo do siebie pasujecie, to porządny facet. Gdybym widział, że jest nie taki jak należy, zaraz bym pani powiedział, pani Heleno. Bo ja to jestem szczerym człowiekiem". 
Helena czym prędzej przywołała na twarz minę  nr 6 i powstrzymując się od śmiechu powiedziała - wiem panie Wacławie, to porządny facet, ale jeszcze nie wiem czy jest mną zainteresowany  jako kandydatką na żonę.  To bliski przyjaciel mój i był też przyjacielem mego,  świętej pamięci, męża.  Pan Wacław wyszczerzył się w uśmiechu i dodał - miło byłoby mieć takiego sąsiada tutaj. Oboje z żoną uważamy, że powinna pani wyjść za mąż po raz drugi. Życie jest za ciężkie by iść przez nie samemu.  A "szczupcia" sama pani oprawi czy pomóc? Helena podziękowała za ewentualną pomoc, sama  sobie poradzi, to tylko jedna  sztuka a nie kilka. Na koniec usłyszała, że gdyby coś potrzebowała, to "do nas  może pani zawsze przyjść po pomoc, żona i ja bardzo panią lubimy, pani męża też bardzo lubiliśmy". 
Gdy wreszcie sąsiad znalazł się za furtką  i pomaszerował dziarsko w stronę swojego domu Helena odetchnęła - nadmiar troski o jej osobę wykazywany co jakiś  czas przez sąsiadów nieco ją przytłaczał.
Zdecydowanie wolała  większą  anonimowość życia w wielkim mieście. 
W czasie robienia  tortu zaczęła się  zastanawiać nad tym, co jej powiedział sąsiad odnośnie osoby Mietka. Znali się z Mietkiem  już przynajmniej dwadzieścia lat, ale nigdy nie  zastanawiała się nad jego osobą jako kandydatem na swego męża.  Poznała go, gdy on był w roli "niedoszłego męża" jej koleżanki z pracy. Był bardzo przystojnym chłopakiem i jeśli idzie o urodę  to na głowę bił Wojtka, z którym Helena już wtedy była po  ślubie.  Też był inżynierem, miał niemal czarne włosy, takąż oprawę oczu i był czarującym facetem -  zawsze wiedział co i jak powiedzieć kobiecie by ją oczarować. Wielbicielek miał multum, Helena zastanawiała się nawet nad tym, czy one mu się nie mylą. Wojtek i Mietek szybko się  zaprzyjaźnili, chociaż w oczach Wojtka to Mietek był " babiarzem" i nie mógł zrozumieć czemu za Mietkiem snuje się tyle dziewczyn.  Helena wytłumaczyła wtedy mężowi, że Mietek zawsze wie, co należy powiedzieć kobiecie by sprawić jej przyjemność. Poza tym bardziej go  fascynuje uroda  kobiet niż ich intelekt, co zapewne też ma znaczenie. Trochę zaskoczył wszystkich wyjazd Mietka do Kanady, ale on nie ukrywał, że po prostu chce  zarobić pieniądze i na pewno nie osiedli się tam na stałe, no chyba, że tam znajdzie "kobietę swego życia". Jak się okazało to znalezienie kobiety swego życia skończyło się rozwodem. Teraz nie palił się do powrotu do Kanady.
Ukończywszy swe tortowe dzieło umieściła je w lodówce i wybrała się "do wsi", do właścicielki plantacji  malin. Co prawda wolała leśne maliny, ale te z tej plantacji owocowały bardzo długo,  aż do przymrozków. Stosunki z właścicielką plantacji miała Helena bardzo  dobre,  niemal serdeczne, odkąd zaprojektowała dla jej córki suknię ślubną i nie wzięła od niej ani złotówki za projekt, a na dodatek sprawiła, że pracownia,  dla której projektowała suknie ( nie tylko ślubne) dała jej  zniżkę. Właścicielka plantacji "napędziła" pracowni sporo klientek, a Helena miała zapewnione maliny w czasie całego sezonu ich owocowania. Oczywiście Helena zawsze za nie płaciła, ale dla "pani Helenki" cena była taka, jakby sama sobie je zrywała, choć zrywał je syn lub mąż  właścicielki. Poza tym Helena dostała "namiary" gdzie znajdzie najlepsze ogórki do kwaszenia, kto ma bardzo  dobre kartofelki i dobre kury na zdrowotny rosół. Wystarczyło, że trafiwszy pod wskazany  adres powiedziała, kto jej podał ten adres i zawsze  towar był świeży, prosto z grządki. Wprawdzie do wsi był "kawałek szosy" do pokonania, ale Helena postanowiła się przejść a nie jechać samochodem. 
Wieś ciągnęła się wzdłuż szosy, zabudowania były po obu stronach tuż przy jezdni i przed niemal  każdym domem stała ławka, na której zawsze ktoś wysiadywał pośladki, traktując widok z ławeczki jak czytanie kroniki towarzyskiej - jak mawiał Wojtek. Idąc teraz Helena się nieźle "napozdrawiała i naspowiadała" do kogo i po co idzie. 
Plantatorka,  pani Wandeczka, doskonale wiedziała już, że Helena gości u siebie przyjaciela, wiedziała, że weranda w jej domu została obudowana i pani Wandeczka  wprosiła się do Heleny na obejrzenie tej obudowanej werandy, która zdaniem pani Wandeczki była jak z "amerykańskiego filmu" no a oszklona zapewne  nie będzie już  taka jak z tych starych, amerykańskich filmów.
Pani Wandeczka namówiła Helenę na dwie  łubianki malin, do zrywania ich angażując swego syna, przypominając, by robił to delikatnie, bo maliny  będą zamrożone, więc nie mogą być "wymęczone". I oczywiście syn został zaangażowany do  zaniesienia ich do domu Heleny. W czasie gdy łubianki były napełniane  malinami panie piły "kawę- plujkę" przygotowaną przez  panią domu. Kawa była "po arabsku", jak mówiła pani Wandeczka, czyli zagotowana przez minutę i pełna  przypraw, łącznie z kardamonem. 
Pani Wandeczka pałała tak wielką chęcią obejrzenia oszklonej werandy ( a tak naprawdę to obejrzenia lokatora  Heleny, którego pani Wandeczka nazywała  "taki przystojny ten pani lokator, pani Helenko"), że Helena  zaprosiła ją do siebie na następny dzień, na niedzielne popołudnie. Wypiją razem kawusię na tej oszklonej werandzie, no i oczywiście jeśli mąż pani Wandeczki będzie miał ochotę zobaczyć tę werandę, to niech go pani Wandeczka weźmie  ze sobą.
Gdy łubianki zostały napełnione malinami a Helena wypiła kawę zagryzając ją kruchymi ciasteczkami roboty  pani domu i uregulowała  rachunek, syn pani Wandeczki dostał polecenie odniesienia malin do domu  Heleny, żeby pani  Helenka nie dźwigała łubianek. Gdy Helena tłumaczyła, że da radę sama zanieść te łubianki, pani Wandeczka powiedziała stanowczym tonem, że po prostu "nie wypada, żeby pani Helenka sama niosła te łubianki do domu".
Wracając wymieniała z obserwatorami  szosy już tylko uśmiechy lub  pozdrowienia z gatunku "szczęść Boże". W domu obdarowała młodzieńca  książką o historii jednej z niemieckich łodzi podwodnych i kilkoma  batonikami snickersów. Ucieszył się  szczerze z jednego i drugiego prezentu. Niedługo miał rozpocząć studia na wyższej uczelni rolniczej w Warszawie i Helena szczerze pogratulowała, bo dobrze wiedziała, że na 1 miejsce na tej uczelni było naprawdę sporo kandydatów.
Obejrzał dokładnie tę oszkloną werandę, bystro zauważył, że dzięki oszkleniu będzie można nieco zaoszczędzić na ogrzewaniu,  z zaciekawieniem obejrzał jeszcze  inne książki, które ostatnio kupiła Helena i dwie z nich wypożyczył. Obiecał Helenie, że poszuka w jednej z nich jakie pnącza można by posadzić wewnątrz przy bocznych ścianach werandy, tych oszklonych na stałe. I jeśli Helena  zaakceptuje jego pomysł, to on to zrealizuje. Helena  zgodziła  się, zaproponowała młodemu jeszcze kawę i lody, co zostało przyjęte z wielkim entuzjazmem. W czasie rozmowy dowiedziała się, że wybrał wydział "architektura  krajobrazu" a w czasie studiów chciałby wziąć udział w programie Erasmus.
Gdy tak siedzieli przy kawie i rozmawiali wrócił do domu Mietek, a że siedzieli na werandzie,  zorientował się, że  Helena nie jest sama, więc to, co miał wziąć z samochodu do domu, zostawił  chwilowo w samochodzie.
Pojawienie się Mietka w pewnym sensie "wymiotło"  młodego z miłej pogawędki z Heleną, a ta przedstawiła młodego Mietkowi, mówiąc mu o tym, że to przyszły  architekt krajobrazu i że wyraził chęć zagospodarowania dwóch ścian werandy pnączami, więc ona już nie będzie  musiała zastanawiać się  nad zasłonami na boczne  ściany, żeby nie  czuli się jak w  akwarium.
Mietek czuł się w obowiązku pogratulowania młodemu tego, że się dostał na uczelnię, zapraszał, by jeszcze  posiedział u nich, ale młody stwierdził, że już jednak pójdzie, bo musi jeszcze pomóc ojcu w ogrodzie. Mietek wyszedł z domu razem z nim, chwilę jeszcze rozmawiał z nim przy furtce, potem poszedł do samochodu.
Gdy wszedł do domu trzymał w ręce olbrzymi bukiet, autentycznie pąsowych róż, które wręczył Helenie. 
Ojej, a skąd wiedziałeś, że dziś są moje urodziny?
Nie  wiedziałem, te są z innej okazji, więc muszę pojechać po  róże urodzinowe - roześmiał się Mietek i zawrócił w stronę drzwi, ale Helena zatrzymała go. 
No coś ty, jest ich w tym bukiecie tyle, że może być jeden bukiet z dwóch okazji. I w ogóle - coś ty taki elegancki nagle- pojechałeś w dżinsach, a wracasz w nowym garniturze!Wyglądasz super!

                                                           c.d.n.