poniedziałek, 17 października 2022

Trudny wybór - 129

 Dość późnym popołudniem Wiesia i Leszek pomogli Adeli i Emilowi w powrocie w "domowe pielesze".  Oboje ze zdziwieniem zauważyli, że mieli przypięte do swych okryć dość tajemniczo wyglądające torby. Kurtki Adeli i Emila również miały podobną dekorację.

Boszsze, co  to? spytała  Wiesia. Adela zbliżyła ucho do jednej z toreb i powiedziała - to chyba jest bomba zegarowa, coś tu cyka. Wolicie dziękować  mistrzom suspensu dziś czy  jutro?  Lepiej dziś - powiedziała  Wiesia i oboje z Leszkiem szybko wrócili do pokoju  stołowego. Zostali wycałowani, poprzytulani i  zapewnieni, że  zawsze będą mile oczekiwanymi  gośćmi, takimi nawet bez okazji. Wiesia aż zachrypła  ze wzruszenia. 

Opatuloną Milenkę niósł Emil, puste łóżeczko wiozła Adela, Leszek niósł  torby całej czwórki a Wiesia otwierała drzwi i pomagała Adeli w pokonywaniu schodków przez  łóżeczko. Słuchajcie, jeśli kogoś spotkamy i się zapyta  co  się  stało to powiem, że mnie teściowa wyrzuciła z domu - powiedziała Adela. To byłby  świetny temat dla kogoś zajmującego  się socjologią - może  szkoda, że nie  skończyłam socjologii? - zamajaczyła Adela.  Niestety lub "stety" nie  spotkali nikogo po  drodze i amatorskie badanie socjologiczne Adeli nie powiodło się. W domu Adela  zabroniła  gościom zaglądania do toreb,  umieściła je na zewnętrznym parapecie okna mówiąc - macie  sami o nich pamiętać, żeby nie trzeba  było jechać  z tym do waszych mieszkań. Adelko, a co tam jest- spytał Leszek.  Dokładnie  to nie  wiem, ale na pewno jakieś narkotyki i to z tych  szybko i mocno uzależniających, a oprócz tego coś na poniedziałkowe śniadanie. I wg moich podejrzeń w obu jest to  samo. I przypominam, że jutro też macie tu  być, muszę mieć jakąś rekompensatę za uwiedzenie lekarzy by mi wypisali recepty na opiaty. A nie boisz  się, że ktoś cię może "podkablować" - Leszek podchwycił zabawę. No coś ty, czy ja wyglądam na ćpunkę? Ostatnio wyglądam tylko i  wyłącznie na matkę karmiącą. Nie  wiem, naprawdę  nie  wiem czy ja  wyrobię z tym karmieniem jeszcze cztery miesiące. Mam tego po kokardkę! Za dwa tygodnie pewnie się spotkam z doktorem L. On oczywiście popiera to, żeby do roku dziecko miało pokarm matki, ale jest na tyle  długo w tej specjalności lekarzem, że doskonale  wie, że niezadowolona z sytuacji matka "produkuje pokarm nieco mniej wartościowy". A ja widzę, że małej smakuje to mleko modyfikowane dla starszej grupy wiekowej, wsuwa marchwiankę na mięsie i nawet już dodaję nieco ugotowanego mięsa mielonego do jej zupek i  wtedy wcina  je  jak nakręcona. Ona  faktycznie będzie w  sierpniu jadła  z nami z jednego garnka. Tak naprawdę to ja bardzo dietetycznie  gotuję bo muszę z uwagi na  własny organizm, ale dostarczam organizmowi  to  wszystko co mu jest do  szczęścia potrzebne. 

Leszek zamilkł, widać  było, że czegoś poszukuje w pamięci, w końcu powiedział - chyba coś zataiłaś przede mną, bo nie  łapię co masz na  myśli. Oj, po prostu  nie pochwaliłam  się tym bo to nie miało żadnego  wpływu na kwestie ginekologiczne - przechorowałam się na WZW typ B. I dlatego jadam  chudziutko i nie używam alkoholu,choć lubię  dobry koniak, omijam jedzenie restauracyjne. Gdy ja byłam  dzieckiem wtedy jeszcze tego dzieciom nie  szczepili. Szczepionek przeciw  różnym dziecięcym chorobom wirusowym też nie  było, ale  szczepili już p. ospie prawdziwej. Czasy teraz takie, że nawet jeden rok różnicy w dacie urodzenia  ma wpływ na to co dzieciakom zaszczepią. Ty i Emil też nie  byliście przeciw różnym chorobom szczepieni, tylko po prostu chorowaliście, a wasze mamy umierały  ze strachu czy  aby wyzdrowiejecie.

I tak naprawdę mam tak zwane mieszane uczucia -  z jednej strony fajnie, że są te szczepionki dla dzieci, ale gdy ich  nie było istniał tak  zwany dobór naturalny - do wieku rozrodczego dochodzili  tylko ci najodporniejsi, którzy albo wcale nie złapali infekcji albo ją przetrzymali - organizm "wyrobił". Część przechorowywała to bez strat w stanie zdrowia, niektórzy np. po szkarlatynie, czy też płonicy jak ktoś woli, bardzo często w  wieku dorosłym wcześnie tracili słuch, po przechorowaniu odry mieli problemy ze wzrokiem. Masa dzieci umierała  z powodu zakażenia gruźlicą.  A teraz jest na świecie  sytuacja, że ratuje się    dzieci, które organizm matki stara  się wydalić na przykład w dwudziestym piątym tygodniu  ciąży, bo jest w tej "nowej  produkcji" jakiś ukryty błąd. Normalna ciąża trwa wszak trwa 40 tygodni. A trwa tyle czasu bo tyle potrzebuje organizm matki na "wyprodukowanie" nowego, zdrowego człowieka.  W tym punkcie oboje, ty i ja, jesteśmy wyjątkowo zgodni, omal  cię nie wycałowałam, gdy powiedziałeś że nie będziesz mi nic dawał na podtrzymanie  ciąży - pomyślałam tylko, że mam szczęście, że tak  myślisz,  a powiedziałam ci, że to  zgodne   z moim  punktem  widzenia. 

Oj  szkoda, że  jednak mnie  nie  wycałowałaś! Ale fajnie, że chciałaś! Z moich pacjentek to  chyba tylko  ty jedna tak  myślisz. Szczęściarz z ciebie  Emilu!  Bo chciała ciebie  wycałować? - śmiał się Emil. Ale ona mi  się wtedy przyznała  do tej chęci. Pewnie nie  wiedziała, że ją lubisz i bała  się, że ją skreślisz z listy pacjentek. 

Adela zerknęła na  zegarek. Muszę nakarmić małą, żeby ostatnie jedzenie wypadło o północy. Kochanie- sprawdź, proszę,  co nam Helenka podłożyła na kolację. Za 20 minut dziecko będzie nakarmione. Idę na  fotel Matki Polki. Jak nakarmię jakiś ochotnik może ją przewinąć w  suchego pampersa. Coś mi  się zdaje, że Helenka dała biszkopciki dla małej, to dostanie na deser po karmieniu. Ochotników do przewijania było dwóch a Adela stwierdziła, że całe szczęście, że  dziecko ma dwie nóżki i  dwie  rączki, więc jeden może  całować lewą nóżkę a drugi prawą. Panienka  była  w świetnym  humorku, mała czołgała cię ochoczo od  taty do  wujka a w pewnej chwili podparła  się na  wyprostowanych rączkach, Emil uniósł jej delikatnie w górę miednicę, dziecko automatycznie przeszło do klęku a Emil  zawołał : Adela-szybko! Adela mało nie  dostała zawału, bo pomyślała, że coś się złego wydarzyło, wpadła do pokoju i stanęła w drzwiach- Milenka zaczęła raczkować. Nie dała rady przebrnąć całej długości łóżka i  w jego połowie wróciła do pełzania, no ale metr pokonała nową dla niej techniką. W nagrodę została wycałowana, wyłaskotana. Obaj panowie byli zachwyceni, zwłaszcza Leszek, który twierdził, że to bardzo wcześnie i że mała ma świetną koordynację ruchów. Adela stała, patrzyła na to wszystko, w końcu powiedziała - trzeba kupić kojec, nasze małżeńskie łoże ma zbyt elastyczne podłoże. Podłoże nie powinno być elastyczne. 

Jutro wam podrzucę kojec, o ile kolor zielony nie  razi waszych oczu - stwierdził Leszek. A skąd ty masz kojec?- spytał Emil. Po synu. Kojec jest robiony na zamówienie przez mojego ojca. Jest składany, może być w trzech rozmiarach, zrobiony z bukowego drewna i może być albo kwadratem  albo wąskim prostokątem. Niemal  nie używany, bo się mojej nie podobał. Podobno kojec to się kupowało dla kur.  Może na jej wsi tak było - stwierdziła stojąca  w drzwiach Wiesia. A już myślałam, że wszystkie głupie to mieszkały i mieszkają tylko w Serocku! Pod Serockiem to kojce dla kur robi się z siatki ogrodzeniowej a z drewna bukowego piękne meble. Mam nadzieję, że ta osoba jest już dla ciebie  tylko czasem przeszłym- dokonanym, jak to świetnie  określa Adelka.   Dla mnie jest to już tylko starożytność nie  warta nawet wspominania - odpowiedział Leszek. Przydała  się ta przeprowadzka, bo mi wpadł w oczy.Wygląda jakby dopiero co był zrobiony.

Adela szybko założyła małej pajacyk i powiedziała- kolacja gotowa- gdzie chcecie jeść? W kuchni- odpowiedział jej trójgłos. Adela roześmiała  się - dobrze, że mamy w sumie  cztery pokoje! Milenka wylądowała  w łóżeczku,  w którym pracowicie mamlała dość twardego herbatnika.

Na kolację była  domowej roboty sałatka jarzynowa wzbogacona marynowanymi grzybkami, zielonym groszkiem, domowymi kwaszonymi ogórkami. Adela "rozrzuciła" trochę sałatki na  swoim talerzu, a Emil spytał- a czego  tam szukasz? Nie  szukam, tylko patrzę które  z nich kroiło jarzynki. A to jest jakaś różnica  w smaku? Nie, nie ma  różnicy  w smaku. A tym razem oboje kroili, z tym, że marchewkę to na   pewno tatuniek, jajka chyba jednak Helenka, kartofelki nie wiem które z nich, bo są krojone "automacikiem", pietruszkę tatuniek, grzybki Helenka. A skąd ty to wiesz?- dziwił  się Emil.  No bo  tatuniek formuje  równe kosteczki o kątach  prostych bo kroi prostopadle do podłoża. A Helenka prowadzi  nóż zawsze pod małym kątem w  stosunku do podłoża. Mówisz poważnie? no pewnie, że poważnie. A ty jak kroisz? Byle jak kroję, bo  mi obojętne, zwłaszcza, że i tak  wszystko tonie  w tym  fajnym  sosie  śmietanowo- musztardowym. To nie jest majonez?- zdziwił się  z kolei Leszek. Nie, ja nie lubię majonezu. Wiesia  dusiła  się ze śmiechu a Leszek podsumował- ale sałatka  jest super! Boszsze, jak ja  się tu z przeproszeniem  wielkim nażeram!!! I najchętniej bym wcale stąd nie wychodził. Mnie nawet  w rodzinnym  domu nie było tak  dobrze jak tu! 

No to jak chcecie to możecie nocować u nas, w gościnnym pokoju, tam  są nawet w  sumie trzy  spania, bo  sofa to podwójne spanie a łóżko pojedyncze.  Oszczędzicie  na łażeniu w deszczu. Pościel już powleczoną i  uniwersalne bezpłciowe piżamki znajdziecie w sofie. Ręczniki sobie wybierzecie w magazynie, szczoteczki do zębów nie używane są w handlowym opakowaniu na górnej półce w szafce nad lustrem. Kapcie  macie na nogach.  Arki zjadą  nie  wcześniej niż o 11,30 i dzień zaczniemy od kawy. My wstaniemy o 9,00, bo  mała je  wtedy II śniadanie. Na pierwsze to będzie  mnie konsumować o 5,30 i potem zaśnie przytulona do Emila, co jest weekendowym rytuałem. Do niego przytula się łepetynką,  mnie obdarowuje swymi nóżkami. Jak była malusia to spała na Emilu, teraz to już kawał dziecka.

Mileczku, to chyba trzeba to ich "zaopatrzenie" wrzucić do lodówki bo jak tam zostanie do rana to ptaszyska się zainteresują co to jest. I potem sąsiedzi powiedzą, że otruliśmy ptaki.  Które pójdzie  ze mną wybrać ręczniki? I uprzedzam - więcej niż  dwa na głowę nie dam. Ja  z tobą pójdę po ręczniki - stwierdziła Wiesia. Dziewczyny wyszły, Emil z Leszkiem poszli po "torby żywieniowe". Martwię się - powiedział Leszek, bo Wiesia jest strasznie nerwowa. Przepraszam, że śpimy u was, ale chcę z nią spędzić noc na neutralnym terenie i trochę o tym wszystkim porozmawiać. Strasznie ją ten sukinsyn skrzywdził. Paranoja, mieszkanie stoi puste a ja wam głowę zawracam. Wytłumacz mnie przed Adelką. 

Nie ma takiej potrzeby, Adela to naprawdę mądra dziewczyna i rozumie was oboje - może nawet lepiej niż wy sami siebie. Bo ona choć młodsza jest ode mnie o 10 lat, ale bardzo,  bardzo  dużo wie o życiu- potrafi gromadzić doświadczenia nie tylko swoje i zawsze stara  się uczyć na cudzych błędach. Ubóstwiam ją. 

I tak trzymaj Emilu, chroń wasze uczucia. Z jednej  strony cieszyłem  się, że mam taką pacjentkę, a  z drugiej - sprawa nie do ugryzienia bo....pacjentka. Nic tylko strzelić sobie  w łeb. A potem nagle na scenie pojawiłeś się ty. Bardzo chciałem cię poznać , miałem nadzieję, że może źle wybrała- ale jednak wybrała bardzo dobrze. Teraz jestem przywiązany do was obojga. I jest jeszcze "malizna"  do kochania. Taka mała cudna  kruszynka. A wasi rodzice są naprawdę nadzwyczajni. Emanują takim wielkim ciepłem. Dziś nam powiedzieli, że zawsze możemy do nich wpaść gdy będziemy odczuwać taką potrzebę. Wiesia tylko głową kiwała, nie mogła głosu  z siebie wydobyć. Coś w tym wszystkim jest tajemniczego.

                                                                      c.d.n.