Adela była pełna podziwu dla swego teścia, który do sprzedaży wystawił dom razem z wyposażeniem. Twierdził, że doszli razem z Heleną do wniosku, że wezmą meble z mieszkania mokotowskiego, a jeżeli coś będzie brakowało to po prostu dokupią. Oczywiście przepytali oboje Adelę i Emila, czy oni chcą zabrać z tego mieszkania jakieś meble, ale oni nie chcieli żadnych mebli. Postanowili wziąć to wszystko co było w mieszkaniu Emila i potem pomału się domeblowywać. Chętnych na Milanówek było sporo, mogli w kupcach przebierać. Wybrali dość młodych ludzi, którzy oczekiwali już trzeciego dziecka, a obejrzawszy meble stwierdzili, że one są naprawdę w świetnym stanie, a wyposażenie salonu, gdyby te meble wstawić do DESY, to sprzedałoby się "na pniu".
Pierwsi zamieszkali w nowym mieszkaniu Helena i Piotr. Helena doszła do wniosku, że takie pakowanie, chociaż niewątpliwie męczące ma jednak swoje dobre strony - to świetny remanent, przejrzenie dokładne wszystkiego co się posiada i możliwość zorientowania się czego jeszcze brak. Okazało się, że Helena zgromadziła wszystkiego niemal zbyt dużo i teraz wszystkie "nadmiary" przeszły w ręce Adeli i Emila. Wiele kompletów bielizny pościelowej było jeszcze nie używanych. I na części pudeł przybyły naklejki z literami AE, co oznaczało, że ma to trafić do mieszkania młodych. Adela w pewnej chwili stwierdziła, że chyba będzie musiała dokupić garnków, ale usłyszała- a po co, nie sądzisz chyba, że będziemy jadali sami, bez was, obiady i kolacje. Poza tym garnków, talerzy, sztućców itp. jest u nas w nadmiarze, bo są i z Milanówka i z Mokotowa. Po prostu musicie sobie to wszystko przejrzeć i zabrać to, na co będziecie mieli ochotę.
Zadomowianie się trwało długo, chociaż meble do swojego mieszkania młodzi kupili stosunkowo szybko. Obecność przychodni za ścianami ich mieszkań nie była uciążliwa. Nikomu nie robiono tam wiwisekcji, więc nie było żadnych hałasów. Ale uciążliwością był brak miejsc parkingowych, co było bolączką całej stolicy. Po wielu staraniach udało się wykupić miejsce parkingowe nieco dalej od ich bloku. Przydomowy ogródek nie przeraził Adeli. Był już ogrodzony i przy siatce posadzono już jakieś krzewy w roli żywopłotu. Z tego co się dowiedzieli, żywopłot będzie strzyżony przez pracownika administracji. Poza tym można posadzić w swoim ogródku jakieś kwiatki ewentualnie kwitnące krzewy, ale założenie ogródka warzywnego odpada. Ta ostatnia wiadomość bardzo się Adeli spodobała. Zdaniem Adeli jej talent ogrodniczy zabijał bezlitośnie wszystkie rośliny bez żadnego wyjątku.
Gdy już nieco "okrzepli" w nowych mieszkaniach, Adela stwierdziła, że trzeba zawiadomić rodziców, że ona i Helena już nie mieszkają na Mokotowie. I chyba wypada ich zaprosić. No więc Adela zatelefonowała do matki, przepytała się wpierw co u nich słychać, czy zdrowi i cali , w końcu powiedziała - ciocia Helena i ja już nie mieszkamy na Mokotowie. Przeprowadziłyśmy się na Ursynów. Weź kartkę i ołówek i zapisz sobie nasz adres.
Przecież ten Ursynów jest obrzydliwy! - autorytatywnie stwierdziła matka. A byłaś tu kiedyś?- spytała Adela. Tak, byłam ze 4 lata wcześniej- byłam dwa razy, czyli pierwszy i ostatni. No to widzę, że niepotrzebnie podaję ci adres. Numer telefonu jest ten sam co na Mokotowie, bo go przeniosłyśmy. Ale jeśli masz ochotę zobaczyć gdzie i jak mieszkamy to zatelefonuj ze dwa dni wcześniej nim zdecydujesz się przyjechać sama lub z ojcem.
A co z tym mieszkaniem na Mokotowie? - zapytała matka. No cóż, sprzedałam. A nie mogłaś się ze mną zamienić i moje wtedy sprzedać? Nie mogłam, bo musiałam mieć pieniądze a wasze mieszkanie nie jest własnościowe, ono jest z zasobów miasta i nadal do miasta należy. Dziadkowie wynajmowali je przed wojną od prywatnego właściciela a potem przejęło je państwo ludowe. Mieszkanie cioci Heleny ja wykupiłam od miasta, więc mogłam je teraz sprzedać i spłacić kredyt, który wzięłam.
Ciekawe po kim masz taką głowę do interesów- spytała z przekąsem matka. A na to pytanie ja nie znam odpowiedzi - odpowiedziała Adela- ty wiesz kto mnie spłodził, ja nie wiem. W moim akcie urodzenia figuruje twój mąż, więc przyjmuję, że rzeczywiście jest moim ojcem, ale jeśli ty masz jakieś wątpliwości to nie moja wina.
Jesteś strasznie złośliwa córeczko. Ja jestem złośliwa?- zdziwiła się Adela. Ja nie kwestionuję ojcostwa człowieka, który w mojej metryce figuruje jako mój ojciec.
Matka wyraźnie się z lekka "zapowietrzyła"- no to kiedy mamy do was przyjść?- wydusiła z siebie. Myślę, że najlepiej będzie gdy przyjedziecie w sobotę, dajmy na to około godziny szesnastej. Adela podała numer autobusu którym mają przyjechać, na którym przystanku wysiąść a gdy wsiądą do autobusu to niech zatelefonują do Adeli na komórkę, że już jadą, to ona poczeka na nich na przystanku, żeby nie błądzili. A od autobusu jest do nich może nawet 200 metrów. Ale trafić trudno, bo specjalnością Ursynowa są dziwne adresy - adres wcale nie odzwierciedla tego, przy której ulicy stoi dany blok. Jedziesz ulicą Jastrzębowskiego a po obu stronach ulicy ani jeden blok nie ma takiego adresu, a na dodatek lewa strona ulicy ma nazwy z adresami zupełnie innymi niż prawa.
Gdy Adela odłożyła słuchawkę telefonu Emil zapytał - o co chodzi z tym ojcostwem? Eee, o nic, po prostu ona znacznie więcej mówi niż myśli. Chciała mi jakoś dogryźć i powiedziała, że jest ciekawa po kim to ja mam taką głowę do interesów, a resztę słyszałeś. Jeszcze gdy chodziłam do szkoły miałam spore wątpliwości czy aby na pewno jestem ich córką. Potem byłam pewna, że jestem córką Heleny, a teraz to już mnie to nie obchodzi. To nie ma żadnego znaczenia, nawet jeśli oboje lub jedno z nich nie jest moim rodzicem. Ważne jest to jaka ja jestem.
Czytałam że mniej więcej 5% dzieci ma ojca innego niż ten metrykalny i oczywiście ojcowie nic o tym nie wiedzą. Te 5% jest z pewnością ilością zaniżoną - po prostu wiadomo to dlatego, że dziecko miało jakieś problemy zdrowotne, robiono badania genetyczne i przykra dla ich ojców prawda wychodziła na jaw. Poza tym jest kilka chorób, które dziecku może przekazać tylko ojciec. Najzabawniejsze jest dla mnie to, że inteligencję dziedziczymy po matce, ale ojciec ma wpływ na sprawność myślenia. To matki przekazują nam tempo w jakim się starzejemy, osteoporozę, nadciśnienie, niedoczynność tarczycy, żylaki, chorobę Alzheimera, endometriozę, mięśniaki macicy a ponadto sposób w jaki zasypiamy, jakość naszego snu, ulubione pozycje w czasie snu. Kiedyś bardzo interesowałam się genetyką i epigenetyką.
Emil patrzył się na Adelę, uważnie słuchał a potem powiedział- wiem co to jest genetyka, ale nie mam pojęcia co to jest epigenetyka. Adela uśmiechnęła się - to jest po prostu badanie zmian ekspresji genów, które nie są powiązane ze zmianami w sekwencji nukleotydów w DNA. A ekspresja genów jest procesem fenotypowej informacji genetycznej, a fenotyp jest zespołem cech wykształconych w trakcie rozwoju organizmu. Przedrostek "epi" oznacza poza czymś, w tym wypadku poza genetyką.
O Boże, jęknął Emil - to powiedz mi jeszcze czemu poszłaś studiować prawo a nie medycynę lub biologię? No wtedy mnie genetyka bardzo interesowała to sobie trochę poczytałam o tym wszystkim. Poza tym to prawo można studiować niestacjonarnie a biotechnologii nie. Proste.
Kochanie moje, a może chciałabyś sobie tak dla przyjemności studiować biotechnologię? Jeśli tak to nie ma problemu, wyżyjemy z jednej pensji, mam rezerwy finansowe. Adela przytuliła go i powiedziała - jesteś naprawdę cudowny, ale ja zrobię tego "rzecznika", bo muszę przecież wypracować sobie emeryturę. I szkoda by mi było nie wykorzystać tych pięciu lat i przerzucić się nagle na inne studia. Pociąga mnie perspektywa wspólnej naszej pracy w kancelarii rzecznikowskiej. Nie wiem co to jest, ale jakoś nigdy nie mam za dużo twojej obecności przy mnie. Jestem chyba uzależniona, działasz jak narkotyk. Gdy jestem na kursie to nie mogę się nadziwić, że siedzi obok mnie ktoś obcy a ciebie nie ma.
Chodź, pójdziemy do naszych rodziców. Popatrz jak mamy zabawnie - Piotr jest dla mnie teściem i ojczymem, a Helenka dla ciebie macochą, ale nie teściową. Szalenie mnie to bawi. Ale i tak mówimy na nich jeszcze inaczej, bo ja Helenę nazywam wciąż ciocią a ty mamą, ale twego tatę nazywam tatą. Gdyby ktoś obcy się temu przysłuchiwał to by się całkiem pogubił. Zauważyłeś jak tu jest cicho tak mniej więcej od godziny 17,00. Ta przychodnia jest czynna do godziny 20,00 ale pacjenci nie hałasują.
Podobno dziś mamy jakąś gorącą kolację - co obstawiasz? - spytała Adela. Naleśniki z mięsem i warzywami i kilka pustych by potem je napełnić czymś słodkim, może syropem daktylowym? A ja stawiam na risotto, bo dawno nie było. U Piotrów okazało się, że tym razem są placki kartoflane z gulaszem. Po tej uczcie Adela powiedziała, że zaprosiła na najbliższą sobotę swoich rodziców i w związku z tym zamówi w pierogarni kilka rodzajów pierogów. Tę pierogarnię "odkryli" przypadkowo. Pierogi ich produkcji były niesamowicie smaczne i już kilka razy je kupowali, a Helena z Piotrem czasami tam wpadali wracając z zakupów i jedli je tam na miejscu. I oni i młodzi byli zadowoleni, że mieszkają na Ursynowie. W soboty i niedziele obiady i kolacje robiła Adela i wtedy było bardzo ciasno w kuchni, bo chcieli wszyscy pomagać.
Niedaleko bloku w którym mieszkali otworzyła swe podwoje hinduska restauracja- szefem kuchni był Hindus, właścicielką- Polka. Gdy wchodziło się do holu budynku, w którym mieściła się restauracja to aż w nosie kręciło od bardzo intensywnych zapachów różnych przypraw. Kusiło ich by któregoś dnia wybrać się tam na obiad, ale jakoś nie mogli się zdecydować. Któregoś dnia, gdy Piotr razem z Emilem stali w Tesco w kolejce do kasy wpadła im w ucho rozmowa dwóch pań- jedna z nich opowiadała o tej restauracji. Jak wynikało z podsłuchanej rozmowy pani była w Indiach dwa razy i stwierdziła, że niestety poza nazwą i wystrojem oraz ogromną ilością przypraw to miejsce w niczym nie przypomina jedzenia jakie serwowano w Indiach. Tu , jej zdaniem, jedzenie było stanowczo za słodkie i za ostre. Opowiadała też o innej hinduskiej restauracji w Warszawie, która serwuje znacznie smaczniejsze dania, nie naładowane tak bardzo ostrymi przyprawami. I tym sposobem nie wybrali się do tej niedalekiej hinduskiej restauracji.
Gdy Adela i Emil wprowadzili się do swego nowego mieszkania jeden z mniejszych pokoi przeznaczyli na "garderobę" jak mówił Emil, a Adela nazywała go magazynem. Dzięki temu pokojowi nigdzie nie było szaf. Tu zamiast typowych szaf na stelażach wisiały w pokrowcach ich ubrania, a że pokrowce były przezroczyste łatwo było wszystko znaleźć. Przy dwóch ścianach były szafy z szufladami na rzeczy, które normalnie leżały na półkach. Szuflady swą czołową płytę miały przezroczystą i od razu było wiadomo co w danej szufladzie się znajduje. W dwóch sypialniach były komody a w pokoju dziennym na dwóch ścianach stały regały pełne książek. W oknach były wszędzie żaluzje, nie było zasłon, nad oknami były za to ozdobne lambrekiny. Z pokoju dziennego w obu mieszkaniach było wyjście na mini ogródek. Adela postanowiła, że ich ogródek to będzie tylko trawa, bo nie ma zamiaru hodować jakichkolwiek kwiatków, a Helena planowała postawienie w ogrodzie stelażu blisko okien i na nim latem miały stać doniczki z kwiatami. Zdobiły by ogródek i byłyby dobrze widoczne z okien. Do piwnicy obie rodziny zamówiły półki i porządne drzwi.
W sobotę Adela przed południem przygotowała obiad tak, by potem jak najmniej czasu spędzić w kuchni. Normalnie oni i Piotry jadali wszystkie posiłki w kuchni, ale gdy do stołu miało usiąść sześć osób mogłoby być nieco za ciasno, więc obiad miał być podany w dziennym pokoju.
Na przystanek autobusowy razem z Adelą poszedł Emil. Gdy szli te 200 metrów do domu matka stwierdziła, że rzeczywiście Ursynów bardzo się zmienił. Emil szarmancko zaproponował, że po obiedzie może obwieźć teściów trochę po Ursynowie, bo obejść go spacerkiem już się nie da. Zbyt duży teren.
c.d.n.