wtorek, 10 maja 2022

Trudny wybór - 14

 Adela  była  pełna podziwu  dla  swego teścia, który do sprzedaży wystawił dom razem z wyposażeniem. Twierdził, że doszli razem  z Heleną  do wniosku, że wezmą meble z mieszkania  mokotowskiego, a jeżeli coś będzie   brakowało to po prostu  dokupią. Oczywiście przepytali oboje Adelę i Emila,  czy oni chcą zabrać z tego  mieszkania  jakieś  meble,  ale oni  nie  chcieli żadnych  mebli. Postanowili  wziąć to wszystko co było w  mieszkaniu Emila i  potem pomału się  domeblowywać. Chętnych  na Milanówek  było sporo, mogli  w kupcach  przebierać. Wybrali dość młodych ludzi, którzy oczekiwali już trzeciego dziecka, a obejrzawszy meble  stwierdzili, że one  są naprawdę  w  świetnym stanie, a wyposażenie  salonu, gdyby te  meble  wstawić  do DESY, to sprzedałoby się "na pniu".

Pierwsi zamieszkali w nowym  mieszkaniu Helena  i Piotr. Helena  doszła do  wniosku, że takie  pakowanie, chociaż niewątpliwie męczące ma jednak  swoje  dobre  strony - to świetny remanent, przejrzenie  dokładne  wszystkiego co się posiada i możliwość  zorientowania  się czego jeszcze  brak. Okazało się, że Helena zgromadziła wszystkiego  niemal  zbyt dużo i  teraz   wszystkie  "nadmiary" przeszły w ręce Adeli i Emila. Wiele kompletów bielizny pościelowej było jeszcze  nie używanych. I na części pudeł przybyły  naklejki z literami AE, co oznaczało, że ma to trafić do mieszkania młodych.  Adela  w pewnej chwili stwierdziła, że chyba będzie  musiała dokupić garnków, ale usłyszała- a po co,  nie sądzisz  chyba, że będziemy jadali sami, bez  was, obiady  i kolacje. Poza tym garnków, talerzy, sztućców itp. jest u nas  w nadmiarze, bo są  i z Milanówka i z Mokotowa. Po prostu musicie  sobie  to wszystko przejrzeć  i zabrać to, na co będziecie  mieli ochotę. 

Zadomowianie się trwało długo, chociaż meble do swojego mieszkania młodzi  kupili stosunkowo  szybko. Obecność przychodni za ścianami ich  mieszkań  nie była uciążliwa. Nikomu  nie robiono tam wiwisekcji, więc  nie było żadnych  hałasów. Ale uciążliwością był brak miejsc  parkingowych, co było  bolączką  całej stolicy. Po wielu  staraniach udało  się wykupić miejsce  parkingowe nieco  dalej od ich  bloku. Przydomowy  ogródek nie przeraził Adeli. Był już  ogrodzony i przy  siatce posadzono już  jakieś krzewy w roli żywopłotu.  Z tego  co się  dowiedzieli,   żywopłot będzie   strzyżony przez pracownika  administracji. Poza tym można posadzić  w  swoim ogródku jakieś  kwiatki ewentualnie kwitnące  krzewy, ale założenie  ogródka warzywnego odpada. Ta ostatnia  wiadomość bardzo się Adeli  spodobała. Zdaniem  Adeli jej talent  ogrodniczy  zabijał bezlitośnie  wszystkie  rośliny bez  żadnego  wyjątku.

Gdy  już nieco "okrzepli" w  nowych  mieszkaniach,  Adela stwierdziła, że trzeba zawiadomić rodziców, że ona i Helena  już nie  mieszkają   na  Mokotowie.  I chyba  wypada  ich  zaprosić. No więc Adela  zatelefonowała do matki, przepytała  się  wpierw co u  nich słychać,  czy  zdrowi i cali , w końcu powiedziała - ciocia Helena i ja już nie  mieszkamy  na Mokotowie. Przeprowadziłyśmy się na Ursynów. Weź kartkę i ołówek i  zapisz sobie nasz  adres. 

Przecież ten Ursynów jest obrzydliwy! - autorytatywnie stwierdziła  matka. A  byłaś  tu  kiedyś?- spytała Adela. Tak, byłam ze 4 lata wcześniej- byłam  dwa razy, czyli pierwszy i ostatni.  No to widzę, że niepotrzebnie podaję ci  adres. Numer telefonu  jest ten  sam  co na Mokotowie, bo go przeniosłyśmy. Ale jeśli masz ochotę zobaczyć gdzie i jak mieszkamy to zatelefonuj ze dwa  dni wcześniej  nim  zdecydujesz  się przyjechać sama  lub  z ojcem.  

A co z tym  mieszkaniem na  Mokotowie? - zapytała  matka. No cóż, sprzedałam. A  nie  mogłaś  się ze mną zamienić i  moje wtedy  sprzedać? Nie  mogłam, bo  musiałam  mieć  pieniądze a wasze  mieszkanie nie jest własnościowe, ono jest z  zasobów  miasta i nadal  do  miasta  należy. Dziadkowie  wynajmowali je przed  wojną od prywatnego  właściciela a potem przejęło je państwo  ludowe. Mieszkanie   cioci  Heleny ja  wykupiłam od  miasta, więc  mogłam je teraz  sprzedać i spłacić kredyt, który wzięłam.

Ciekawe po kim  masz  taką  głowę  do interesów- spytała  z przekąsem  matka. A na to  pytanie  ja   nie znam odpowiedzi - odpowiedziała  Adela- ty wiesz kto mnie  spłodził, ja nie wiem. W moim akcie  urodzenia  figuruje twój mąż, więc przyjmuję, że rzeczywiście jest  moim ojcem, ale jeśli ty masz  jakieś  wątpliwości to nie moja wina. 

Jesteś strasznie  złośliwa córeczko. Ja jestem  złośliwa?- zdziwiła  się Adela. Ja  nie  kwestionuję ojcostwa człowieka,  który  w mojej metryce  figuruje  jako mój ojciec. 

Matka  wyraźnie  się z lekka  "zapowietrzyła"- no to kiedy mamy do was przyjść?- wydusiła  z siebie. Myślę, że najlepiej będzie gdy przyjedziecie w sobotę, dajmy na to około godziny  szesnastej. Adela  podała numer  autobusu którym  mają  przyjechać, na którym przystanku  wysiąść a gdy wsiądą do autobusu to niech zatelefonują do   Adeli na komórkę, że już jadą, to ona poczeka na  nich na przystanku, żeby nie błądzili. A od  autobusu jest do nich może nawet 200 metrów. Ale  trafić trudno,  bo specjalnością Ursynowa są dziwne adresy  - adres  wcale  nie odzwierciedla tego, przy której ulicy stoi dany blok. Jedziesz  ulicą Jastrzębowskiego a po obu stronach ulicy  ani jeden blok nie ma  takiego  adresu, a na dodatek lewa strona  ulicy ma  nazwy z adresami zupełnie innymi  niż  prawa.

Gdy Adela odłożyła  słuchawkę telefonu Emil zapytał - o co chodzi  z tym ojcostwem? Eee, o  nic, po prostu ona  znacznie  więcej  mówi  niż myśli. Chciała mi jakoś  dogryźć i powiedziała, że jest  ciekawa po kim to ja mam taką głowę do interesów,  a resztę  słyszałeś. Jeszcze  gdy  chodziłam  do szkoły miałam  spore  wątpliwości  czy  aby na pewno  jestem ich córką. Potem byłam pewna, że jestem  córką Heleny,  a teraz to już mnie to nie obchodzi. To nie ma  żadnego znaczenia, nawet jeśli oboje lub jedno z nich nie jest  moim  rodzicem. Ważne jest to jaka ja jestem. 

Czytałam że mniej więcej  5% dzieci ma ojca innego  niż ten  metrykalny i oczywiście  ojcowie nic o tym  nie wiedzą. Te 5%  jest z pewnością ilością  zaniżoną - po prostu wiadomo to dlatego, że dziecko  miało jakieś problemy  zdrowotne, robiono badania genetyczne i przykra  dla ich  ojców prawda  wychodziła na jaw. Poza tym jest  kilka  chorób, które  dziecku może przekazać tylko ojciec. Najzabawniejsze jest dla  mnie to, że inteligencję  dziedziczymy po matce, ale ojciec ma wpływ na sprawność  myślenia. To matki przekazują nam tempo w jakim  się starzejemy, osteoporozę, nadciśnienie,  niedoczynność tarczycy, żylaki, chorobę Alzheimera, endometriozę,  mięśniaki macicy a ponadto sposób   w jaki zasypiamy, jakość  naszego  snu, ulubione  pozycje  w  czasie  snu. Kiedyś  bardzo  interesowałam  się genetyką i epigenetyką.

Emil patrzył się na Adelę, uważnie  słuchał  a potem  powiedział- wiem co to jest genetyka,  ale nie mam pojęcia co to jest epigenetyka.  Adela uśmiechnęła  się - to jest po prostu badanie zmian  ekspresji  genów, które nie są powiązane ze zmianami w sekwencji nukleotydów w DNA. A ekspresja  genów  jest  procesem fenotypowej informacji genetycznej,  a fenotyp jest zespołem cech wykształconych w trakcie rozwoju organizmu.  Przedrostek "epi" oznacza poza czymś,  w tym wypadku  poza genetyką.

O Boże, jęknął Emil - to powiedz  mi jeszcze  czemu poszłaś  studiować prawo a nie medycynę lub biologię?  No wtedy  mnie genetyka  bardzo interesowała to sobie  trochę poczytałam o tym  wszystkim. Poza tym to prawo  można  studiować niestacjonarnie a biotechnologii nie. Proste.

Kochanie  moje, a może chciałabyś sobie   tak dla przyjemności studiować biotechnologię? Jeśli tak to  nie ma  problemu, wyżyjemy z jednej pensji, mam  rezerwy  finansowe. Adela przytuliła go i  powiedziała - jesteś naprawdę  cudowny,  ale ja  zrobię tego "rzecznika", bo muszę przecież  wypracować sobie  emeryturę. I szkoda by mi było nie wykorzystać tych pięciu lat i przerzucić  się nagle  na inne studia. Pociąga  mnie perspektywa  wspólnej naszej  pracy w kancelarii rzecznikowskiej.  Nie wiem  co to jest, ale  jakoś   nigdy nie  mam  za dużo twojej obecności  przy mnie. Jestem chyba  uzależniona, działasz jak narkotyk. Gdy jestem na kursie to nie  mogę  się  nadziwić, że siedzi obok  mnie ktoś obcy a ciebie  nie ma.

Chodź, pójdziemy do naszych rodziców. Popatrz  jak  mamy  zabawnie - Piotr jest dla  mnie teściem i ojczymem,  a Helenka dla  ciebie  macochą,  ale nie teściową. Szalenie  mnie to bawi. Ale i tak mówimy na  nich jeszcze inaczej, bo ja Helenę  nazywam wciąż  ciocią a ty mamą, ale twego tatę nazywam tatą. Gdyby ktoś obcy się temu przysłuchiwał to by się  całkiem  pogubił.  Zauważyłeś  jak tu jest  cicho  tak  mniej więcej od godziny 17,00. Ta przychodnia jest czynna do godziny 20,00 ale pacjenci nie hałasują.

Podobno dziś mamy jakąś  gorącą kolację - co obstawiasz? - spytała Adela.  Naleśniki z mięsem i warzywami i kilka pustych by potem je napełnić  czymś  słodkim, może syropem daktylowym? A ja stawiam na  risotto,  bo dawno nie było. U Piotrów okazało się, że tym razem są placki kartoflane z gulaszem. Po tej uczcie Adela  powiedziała, że zaprosiła na  najbliższą sobotę swoich  rodziców  i w związku z tym zamówi w pierogarni kilka rodzajów  pierogów. Tę pierogarnię  "odkryli" przypadkowo. Pierogi ich produkcji były niesamowicie  smaczne i już kilka  razy je   kupowali, a Helena  z Piotrem czasami tam  wpadali wracając  z  zakupów i jedli je tam na  miejscu.  I oni i młodzi byli  zadowoleni, że mieszkają  na Ursynowie. W soboty i niedziele obiady i  kolacje robiła Adela i wtedy było bardzo  ciasno  w kuchni, bo chcieli wszyscy pomagać. 

Niedaleko bloku w którym mieszkali otworzyła  swe podwoje hinduska restauracja- szefem kuchni  był Hindus, właścicielką- Polka. Gdy  wchodziło się  do holu budynku,  w którym  mieściła się  restauracja to aż w nosie  kręciło od  bardzo intensywnych  zapachów różnych przypraw.  Kusiło ich by któregoś dnia wybrać  się tam na obiad, ale jakoś nie mogli się zdecydować. Któregoś dnia, gdy Piotr razem z Emilem stali w  Tesco w  kolejce do kasy wpadła im  w ucho rozmowa dwóch pań- jedna  z nich opowiadała o tej  restauracji. Jak wynikało z podsłuchanej  rozmowy pani była w Indiach  dwa razy i stwierdziła, że niestety poza nazwą i wystrojem oraz ogromną ilością przypraw to miejsce w niczym nie przypomina jedzenia jakie serwowano w Indiach.  Tu , jej zdaniem, jedzenie  było stanowczo  za słodkie i  za ostre. Opowiadała też o innej hinduskiej  restauracji w  Warszawie, która serwuje  znacznie  smaczniejsze dania, nie  naładowane tak bardzo ostrymi przyprawami. I tym sposobem nie wybrali się do tej niedalekiej hinduskiej restauracji.

Gdy Adela i Emil  wprowadzili się do swego nowego mieszkania jeden z mniejszych  pokoi przeznaczyli na "garderobę" jak mówił Emil, a Adela nazywała go magazynem. Dzięki temu pokojowi nigdzie  nie było szaf. Tu zamiast  typowych  szaf na stelażach wisiały w pokrowcach ich ubrania, a że pokrowce były przezroczyste łatwo  było wszystko znaleźć. Przy dwóch  ścianach były szafy z szufladami na  rzeczy, które normalnie leżały na półkach. Szuflady swą czołową płytę miały przezroczystą i od  razu było wiadomo co w danej  szufladzie  się  znajduje. W dwóch sypialniach były komody a w pokoju dziennym na dwóch ścianach stały regały pełne  książek. W oknach były wszędzie  żaluzje, nie było zasłon,  nad oknami były za to ozdobne  lambrekiny. Z pokoju  dziennego w obu  mieszkaniach było wyjście na mini ogródek. Adela postanowiła, że ich ogródek to będzie  tylko trawa, bo  nie  ma  zamiaru hodować  jakichkolwiek kwiatków, a Helena  planowała postawienie w ogrodzie stelażu blisko okien i na  nim  latem miały stać doniczki z kwiatami. Zdobiły  by ogródek i byłyby dobrze   widoczne  z okien. Do piwnicy obie  rodziny  zamówiły półki i porządne  drzwi.

W sobotę Adela przed  południem przygotowała obiad tak, by potem jak  najmniej  czasu spędzić  w kuchni. Normalnie  oni i Piotry jadali wszystkie  posiłki w kuchni, ale gdy do  stołu  miało usiąść sześć osób mogłoby być nieco  za ciasno, więc obiad miał być  podany w  dziennym  pokoju. 

Na przystanek autobusowy razem  z Adelą poszedł Emil.  Gdy szli te 200 metrów do domu matka stwierdziła, że rzeczywiście  Ursynów  bardzo  się zmienił.  Emil  szarmancko  zaproponował, że po obiedzie może obwieźć teściów trochę po Ursynowie, bo obejść go spacerkiem  już się nie da. Zbyt duży teren.

                                                                           c.d.n.

Trudny wybór - 13

 Termin obrony pan profesor załatwił na sam koniec października i, tak jak mówił, nie obchodziło go czy  jest choć jeszcze jeden student chętny do obrony. Sprawdzenie tekstu czy  aby  nie ma  jakichś błędów, drukowanie, oprawa- wszystko  spadło na Emila,  ale nie narzekał. Przed obroną Adela  wzięła tydzień urlopu. Denerwowała się okrutnie  czy  aby na pewno obroni  pracę, ale Emil stwierdził, że jeszcze  nie słyszał by czyjąś  pracę odrzucono  w trakcie obrony. 

Gdy  zaczęła mówić o swojej pracy, pan  promotor zaraz wtrącił  swoje trzy grosze wyciągając same  superlatywy i opowiadając jak pięknie pod każdym względem  jest  owa praca   napisana, po prostu  czyta  się ją  bez wysiłku, bo  wszystko jest bardzo dobrze i w jasny  sposób sformułowane. Napomknął też, że Adela szykuje  się  do  roli rzecznika  patentowego i jego  zdaniem  bez  trudu   zaliczy egzamin na rzecznika  patentowego. Panowie  wyrazili  swój podziw, że ma ochotę  zajmować  się w przyszłości prawem patentowym, a Adela opowiedziała o źródłach,  z których  korzysta teraz  w swojej pracy. Gdy wyliczyła tytuły prasy fachowej, które musi regularnie czytać nie będąc  wcale inżynierem,  jeden z opiniodawców powiedział - chylę czoła, nawet nie  bardzo  rozumiem o  czym pani  mówi. No i  po dwóch  godzinach panowie  pogratulowali Adeli tytułu.  Na pożegnanie każdy cmoknął ją w rękę i zmordowana wyszła prosto w objęcia Emila. 

Była tak zmęczona że nie  miała siły by przejść  do szatni- dała  numerek Emilowi, który przyniósł jej płaszcz. Emil ubrał ją niczym  małą  dziewczynkę i wyszli. W  samochodzie Adela wybuchnęła płaczem. Wraz  ze łzami  schodziło z niej wielodniowe  napięcie. Poprosiła  by jeszcze  nie  jechali do  domu, chciała  się  wpierw uspokoić. Tuliła  się do Emila i przepraszała go  cały czas za to, że płacze zamiast skakać  z radości. Przy  drugiej paczce chusteczek jednorazowych Emil  powiedział - uprzedzam, że to ostatnia  paczka chusteczek. Jedziemy , trzeba uzupełnić  zapas. I opowiedz  mi o co cię pytali i  co mówili. I w ten  sposób sprawił, że Adela zdołała  się pozbierać  w całość. A w domu, oprócz obiadu  czekał na  nich tort zrobiony przez ciocię  Helenę a w  chińskim alabastrowym  wazonie  tak  bardzo lubiane przez Adelę herbaciane  róże. Prezentem  był głównie  ów alabastrowy wazon wypatrzony i  kupiony przez Piotra. Do  niego była przyczepiona karteczka o  treści - "dla Pani  magister".  A świeżo  upieczona   pani  magister z zapuchniętymi od  płaczu  oczami głaskała wazon  mówiąc : naprawdę  nie  wiem, jak mam  wam  dziękować, prześliczny jest ten wazon. Sama wciąż  nie  mogę uwierzyć, że to już  koniec tych  pięciu lat mordęgi.

W pracy zebrała gratulacje od kadrowej,  nowego dyrektora i kierowniczki  biblioteki. Kadrowa nie ukrywała swego   podziwu  dla  wytrwałości Adeli,  a najbardziej  ją  zadziwiał fakt, że "jeszcze  jej  się  chce" zdawać  egzamin  na rzecznika.  W kilka  dni później zatelefonował prawnik, który był kuzynem jej promotora i stwierdził, że gdy  tylko  Adela będzie  miała tytuł rzecznika patentowego to razem utworzą kancelarię rzecznikowską, bo od następnego  roku  będą już takowe  powstawać. Więc on, będąc  z natury zapobiegliwym  człowiekiem  już myśli nad tymi zmianami, które  nadejdą i sądzi,  że zalążkiem takiej  nowej  kancelarii mogą być oboje z Emilem no i on.  Bo projekt  przewiduje "wyprowadzenie"  rzeczników patentowych z obrębu placówek przemysłowych. Bo teraz  to  rzecznikom  patentowym za pracę płacą przedsiębiorstwa państwowe, a kancelarie będą po prostu  same  na  siebie  zarabiać. No a  założenie każdej firmy musi mieć dobre podstawy nie  tylko pod  względem  merytorycznym, bardzo  się  w tej materii liczy tzw.  czynnik ludzki- nie  łączą się  wszak ze sobą w spółki osoby które się nie lubią,  nie znają i mają  zupełnie odmienne  poglądy.

W kilka  dni po tym  wielkim  wydarzeniu jakim  dla Adeli było uzyskanie  tytułu  magistra dowiedziała  się, że egzamin  na rzecznika  będzie  zdawała wczesną  wiosną. No i bardzo, bardzo  dobrze- orzekł Emil. To możemy się teraz  spokojnie  rozejrzeć w kwestii mieszkań. Pokręćmy  się  wszyscy  razem po różnych osiedlach, odwiedźmy  kilka  dużych spółdzielni  mieszkaniowych, bo one  są jednak  pewniejsze od tych  małych, które co i raz  plajtują  a ludzie zostają bez  pieniędzy i bez  mieszkań. I chociaż niewątpliwie  miło jest mieć  dom   z ogrodem to trzeba   wziąć pod uwagę  fakt, że dom wymaga  więcej nakładów  finansowych i więcej pracy. Chyba jednak lepiej  będzie kupić dwa  mieszkania blisko  siebie,  może nawet  w jednym budynku. Wyobrażam  sobie jaki  będzie   płacz  kuzynki , że chcemy  sprzedać  dom w Milanówku.  Jest  tylko jedna  sprawa do rozwiązania - czy mamy  szukać  dwóch większych  mieszkań, czy dla mnie i Adeli 4 pokojowego   a dla  was dwóch  mieszkań 3 pokojowych, czy dla  was też  dużego , takiego jak  dla  nas.  Bo nie  bardzo  wierzę, że uda  się nam znaleźć jakiś dom w dobrym  stanie i dobrym  miejscu. Muszę się skontaktować z jednym  z kolegów, którego żona pracuje w którejś  ze spółdzielni mieszkaniowych. Wydaje  mi się, że ona  miała coś  wspólnego z Ursynowem. Nie  da się ukryć, że w tym państwie nieodzownym  czynnikiem w  zdobywaniu wiadomości są  znajomi.

Synu, my z Heleną zdecydowaliśmy, że chcemy mieszkać razem i zdecydowani jesteśmy w jeszcze jednej kwestii - weźmiemy ślub, bo niestety konkubinaty nie  mają w Polsce żadnych  praw. Starzejemy  się, wystarczy, że któreś  z nas  zachoruje, to drugie  już  nie  zasięgnie o stanie  zdrowia  swego partnera  żadnej informacji. No i bardzo  chcemy mieszkać jak najbliżej  Was.  Milanówek byłoby  dobrze  sprzedać jak  najszybciej, bo będzie  z tego gotówka. A ja podjąłem jeszcze jedną  decyzję - sprzedam sad. Jego wartość jako  sadu jest teraz  znikoma,  ale to jednak ziemia i za nią będą całkiem niezłe pieniądze. Tak  na  zdrowy  rozum to  nic  z niego  nie mam oprócz stałych wydatków- czas z tego  się  wyplątać. Dla mnie teraz   ważniejsza jest Helena i wy oboje. Sad  kupi ode mnie ten, kto się teraz  nim  opiekuje. Stopniowo wymieni  sobie  w nim drzewa na te  rodzące jabłka rok w  rok. Gdy  sprzedamy na początku Milanówek i sad, to będziemy  mieli czym działać. Na razie będziemy  na dwóch mieszkaniach i "nieobecność  Milanówka" nam  w niczym  nie przeszkadza. No co tak  milczysz synu, powiedz  coś.

Jestem po prostu zaskoczony, że tak bez żalu rozstajesz  się  z sadem. Ale  uważam  twój tok rozumowania  za właściwy. A to, że chcecie  z Heleną związać  się  ślubem to też  mnie   nie dziwi  ani  nie uważam  tego za  dziwny  pomysł.

No to dobrze  synku, bo już wyciągnęliśmy z archiwum  nasze  dokumenty i na dniach  je  złożymy w dzielnicowym Urzędzie . Was poprosimy na świadków, żadnych więcej osób o tym nie  zawiadomimy. To tylko urzędowa  formalność. Żadne wydarzenie. Helenka   nie ma  zamiaru informować  nawet  swojej siostry.

No i proszę - roześmiała  się  Adela- jednym  słowem uknuliście  spisek  za  naszymi  plecami. A ja  się  z tego waszego  postanowienia  ogromnie  cieszę. Wiecie co byłoby najfajniejsze? Dwa  duże  mieszkania obok  siebie. Ale jeśli będą na tym  samym  osiedlu to już i tak będzie  nieźle. To jakie chcecie mieszkanie dla  siebie? Musimy sobie  to wszystko spisać. Pamiętajcie  tylko o tym, że w teraz  budowanych  domach pokoje  nie są takie jak mieszkaniu na Mokotowie i trzy pokoje  z kuchnią to nie będzie ponad 100 metrów. Ale może być takie   mieszkanie  nieco większe od tego, które ma  Emil. To jakby na to  nie spojrzeć 2 sypialnie i pokój  dzienny.

Ślub Heleny i Piotra odbył się w dzielnicowym  USC-Adela i Emil byli świadkami. I- jak  powiedziała  Adela- 15  minut i  po krzyku, tak  powinien  wyglądać   każdy  ślub. Poślubny obiad  dzieci państwa młodych zamówiły w Konstancinie,  w restauracji "Konstancja". Po obiedzie był krótki  spacer  po  Parku Zdrojowym, bo pogoda  była  niezbyt  łaskawa. A prezentem  ślubnym - znalezienie i umówienie kupca  na dom w Milanówku . Kuzyni, którzy wynajmowali za grosze piętro domu "obrazili  się  śmiertelnie" na  Piotra i Emila że chcą  sprzedać swój  dom i pewnego pięknego  dnia po prostu się wyprowadzili, informując o tym  fakcie  Emila  wtedy, gdy już wyjeżdżał spod  domu wóz meblowy z ich  meblami. A że  zrobili  to około południa, Emil  musiał wyjść z pracy by odebrać od nich klucze od domu i bramy  wjazdowej. Ponieważ  rozstawali  się z kuzynami  raczej  w niemiłej  atmosferze, ojciec  stwierdził, że należy  zmienić zamki w domu i  na  bramie. A Emil, który pomału wyciągał od  ojca  wiadomości jak wyglądała  z bliska ich  opieka  nad  nim,  gdy on  był w Meksyku, na  pożegnanie  powiedział kuzynce - gdybym wcześniej wiedział jak  naprawdę  wyglądała wasza opieka   nad ojcem to już dawno  byście  tu  nie  mieszkali.   

Likwidowanie domu, w którym spędziło się  wiele  lat, zawsze jest  dość   bolesnym  wydarzeniem. Najwięcej czasu na poszukiwanie nowego  lokum  dla 2 rodzin poświęcili Helena i  ojciec.  Codziennie spędzali  mnóstwo  czasu przemierzając Ursynów głównie  w tych jego  częściach,  gdzie  akurat trwała jeszcze lub  rozpoczynała  się  budowa. W tzw.  "międzyczasie" Emil umówił  się  na  spotkanie  z panią, która znała  plany  rozbudowy osiedla. Poza tym obiecała, że  zorientuje  się,  w których  miejscach  są przewidziane bloki z dużymi  mieszkaniami. Pocieszającą wiadomością było to, że przy obecnych cenach  mieszkań nie było zbyt  wielu  chętnych na duże  metraże. O ile mieszkania  trzypokojowe  cieszyły  się  dużym  zainteresowaniem to większe  już nie. Ponieważ budowano coraz  więcej domów czteropiętrowych, ale nie  wyposażonych w  windy, nieomal  wszyscy bili się o  mieszkania na 1 i II piętrach, na partery i IV piętra  jakoś nie było chętnych.  Ale  obie  rodziny stwierdziły, że jeżeli blok będzie  stał  gdzieś  bardziej  w głębi osiedla, a nie przy samej ulicy, to im parterowe  mieszkanie  wcale  nie będzie  przeszkadzało.  Poza tym przy  niektórych  blokach partery  miały mieć  ogródki. Co prawda słowo "ogródek" powodowało u Adeli grymas  niechęci  na twarzy, ale w końcu  ogródek na parterze  spełniał w pewien  sposób  funkcje  balkonu, a w handlu już były całkiem  lekkie  elektryczne  kosiarki, więc może taki ogródek był do wytrzymania? No  a trawę  można  przecież  kupić  już gotową, w postaci rolki. Oczywiście jest  droższa, no ale pieniądze z Milanówka  plus  te z  Mokotowa wystarczą  i   na  te mieszkania i nawet na tę trawę. Zresztą Emil  chciał również sprzedać to mieszkanie w "firmowym" bloku, które już  miał  spłacone, własnościowe.  Ursynów obecnie a w chwili gdy tylko został oddany  do  zasiedlania to dwie  różne  opowieści- początek jak na  każdym nowym osiedlu -nie było sklepów, kłopoty  z komunikacją, teraz  już lada moment miało działać  metro, były nowe  supermarkety, sporo różnych punktów usługowych, przychodnie  lekarskie, szkoły i to nie tylko podstawowe. 

Po wielu dniach oglądania, wybierania, dyskusjach znaleźli dwa mieszkania czteropokojowe - obydwa  parterowe,  z ogródkami, w jednym długim budynku czteropiętrowym, rozdzielone pomieszczeniami, w których miała  być specjalistyczna przychodnia lekarska.  Wzdłuż ogródków przebiegała wewnętrzna uliczka, czyli  sam chodnik  bez jezdni, za  nim  był teren szkoły, czyli  boisko, a za nim,   z boku budynek  szkoły,a wszystko było bardzo  blisko  głównej ulicy przecinającej Ursynów. 

                                                                      c.d.n.