wtorek, 10 maja 2022

Trudny wybór - 13

 Termin obrony pan profesor załatwił na sam koniec października i, tak jak mówił, nie obchodziło go czy  jest choć jeszcze jeden student chętny do obrony. Sprawdzenie tekstu czy  aby  nie ma  jakichś błędów, drukowanie, oprawa- wszystko  spadło na Emila,  ale nie narzekał. Przed obroną Adela  wzięła tydzień urlopu. Denerwowała się okrutnie  czy  aby na pewno obroni  pracę, ale Emil stwierdził, że jeszcze  nie słyszał by czyjąś  pracę odrzucono  w trakcie obrony. 

Gdy  zaczęła mówić o swojej pracy, pan  promotor zaraz wtrącił  swoje trzy grosze wyciągając same  superlatywy i opowiadając jak pięknie pod każdym względem  jest  owa praca   napisana, po prostu  czyta  się ją  bez wysiłku, bo  wszystko jest bardzo dobrze i w jasny  sposób sformułowane. Napomknął też, że Adela szykuje  się  do  roli rzecznika  patentowego i jego  zdaniem  bez  trudu   zaliczy egzamin na rzecznika  patentowego. Panowie  wyrazili  swój podziw, że ma ochotę  zajmować  się w przyszłości prawem patentowym, a Adela opowiedziała o źródłach,  z których  korzysta teraz  w swojej pracy. Gdy wyliczyła tytuły prasy fachowej, które musi regularnie czytać nie będąc  wcale inżynierem,  jeden z opiniodawców powiedział - chylę czoła, nawet nie  bardzo  rozumiem o  czym pani  mówi. No i  po dwóch  godzinach panowie  pogratulowali Adeli tytułu.  Na pożegnanie każdy cmoknął ją w rękę i zmordowana wyszła prosto w objęcia Emila. 

Była tak zmęczona że nie  miała siły by przejść  do szatni- dała  numerek Emilowi, który przyniósł jej płaszcz. Emil ubrał ją niczym  małą  dziewczynkę i wyszli. W  samochodzie Adela wybuchnęła płaczem. Wraz  ze łzami  schodziło z niej wielodniowe  napięcie. Poprosiła  by jeszcze  nie  jechali do  domu, chciała  się  wpierw uspokoić. Tuliła  się do Emila i przepraszała go  cały czas za to, że płacze zamiast skakać  z radości. Przy  drugiej paczce chusteczek jednorazowych Emil  powiedział - uprzedzam, że to ostatnia  paczka chusteczek. Jedziemy , trzeba uzupełnić  zapas. I opowiedz  mi o co cię pytali i  co mówili. I w ten  sposób sprawił, że Adela zdołała  się pozbierać  w całość. A w domu, oprócz obiadu  czekał na  nich tort zrobiony przez ciocię  Helenę a w  chińskim alabastrowym  wazonie  tak  bardzo lubiane przez Adelę herbaciane  róże. Prezentem  był głównie  ów alabastrowy wazon wypatrzony i  kupiony przez Piotra. Do  niego była przyczepiona karteczka o  treści - "dla Pani  magister".  A świeżo  upieczona   pani  magister z zapuchniętymi od  płaczu  oczami głaskała wazon  mówiąc : naprawdę  nie  wiem, jak mam  wam  dziękować, prześliczny jest ten wazon. Sama wciąż  nie  mogę uwierzyć, że to już  koniec tych  pięciu lat mordęgi.

W pracy zebrała gratulacje od kadrowej,  nowego dyrektora i kierowniczki  biblioteki. Kadrowa nie ukrywała swego   podziwu  dla  wytrwałości Adeli,  a najbardziej  ją  zadziwiał fakt, że "jeszcze  jej  się  chce" zdawać  egzamin  na rzecznika.  W kilka  dni później zatelefonował prawnik, który był kuzynem jej promotora i stwierdził, że gdy  tylko  Adela będzie  miała tytuł rzecznika patentowego to razem utworzą kancelarię rzecznikowską, bo od następnego  roku  będą już takowe  powstawać. Więc on, będąc  z natury zapobiegliwym  człowiekiem  już myśli nad tymi zmianami, które  nadejdą i sądzi,  że zalążkiem takiej  nowej  kancelarii mogą być oboje z Emilem no i on.  Bo projekt  przewiduje "wyprowadzenie"  rzeczników patentowych z obrębu placówek przemysłowych. Bo teraz  to  rzecznikom  patentowym za pracę płacą przedsiębiorstwa państwowe, a kancelarie będą po prostu  same  na  siebie  zarabiać. No a  założenie każdej firmy musi mieć dobre podstawy nie  tylko pod  względem  merytorycznym, bardzo  się  w tej materii liczy tzw.  czynnik ludzki- nie  łączą się  wszak ze sobą w spółki osoby które się nie lubią,  nie znają i mają  zupełnie odmienne  poglądy.

W kilka  dni po tym  wielkim  wydarzeniu jakim  dla Adeli było uzyskanie  tytułu  magistra dowiedziała  się, że egzamin  na rzecznika  będzie  zdawała wczesną  wiosną. No i bardzo, bardzo  dobrze- orzekł Emil. To możemy się teraz  spokojnie  rozejrzeć w kwestii mieszkań. Pokręćmy  się  wszyscy  razem po różnych osiedlach, odwiedźmy  kilka  dużych spółdzielni  mieszkaniowych, bo one  są jednak  pewniejsze od tych  małych, które co i raz  plajtują  a ludzie zostają bez  pieniędzy i bez  mieszkań. I chociaż niewątpliwie  miło jest mieć  dom   z ogrodem to trzeba   wziąć pod uwagę  fakt, że dom wymaga  więcej nakładów  finansowych i więcej pracy. Chyba jednak lepiej  będzie kupić dwa  mieszkania blisko  siebie,  może nawet  w jednym budynku. Wyobrażam  sobie jaki  będzie   płacz  kuzynki , że chcemy  sprzedać  dom w Milanówku.  Jest  tylko jedna  sprawa do rozwiązania - czy mamy  szukać  dwóch większych  mieszkań, czy dla mnie i Adeli 4 pokojowego   a dla  was dwóch  mieszkań 3 pokojowych, czy dla  was też  dużego , takiego jak  dla  nas.  Bo nie  bardzo  wierzę, że uda  się nam znaleźć jakiś dom w dobrym  stanie i dobrym  miejscu. Muszę się skontaktować z jednym  z kolegów, którego żona pracuje w którejś  ze spółdzielni mieszkaniowych. Wydaje  mi się, że ona  miała coś  wspólnego z Ursynowem. Nie  da się ukryć, że w tym państwie nieodzownym  czynnikiem w  zdobywaniu wiadomości są  znajomi.

Synu, my z Heleną zdecydowaliśmy, że chcemy mieszkać razem i zdecydowani jesteśmy w jeszcze jednej kwestii - weźmiemy ślub, bo niestety konkubinaty nie  mają w Polsce żadnych  praw. Starzejemy  się, wystarczy, że któreś  z nas  zachoruje, to drugie  już  nie  zasięgnie o stanie  zdrowia  swego partnera  żadnej informacji. No i bardzo  chcemy mieszkać jak najbliżej  Was.  Milanówek byłoby  dobrze  sprzedać jak  najszybciej, bo będzie  z tego gotówka. A ja podjąłem jeszcze jedną  decyzję - sprzedam sad. Jego wartość jako  sadu jest teraz  znikoma,  ale to jednak ziemia i za nią będą całkiem niezłe pieniądze. Tak  na  zdrowy  rozum to  nic  z niego  nie mam oprócz stałych wydatków- czas z tego  się  wyplątać. Dla mnie teraz   ważniejsza jest Helena i wy oboje. Sad  kupi ode mnie ten, kto się teraz  nim  opiekuje. Stopniowo wymieni  sobie  w nim drzewa na te  rodzące jabłka rok w  rok. Gdy  sprzedamy na początku Milanówek i sad, to będziemy  mieli czym działać. Na razie będziemy  na dwóch mieszkaniach i "nieobecność  Milanówka" nam  w niczym  nie przeszkadza. No co tak  milczysz synu, powiedz  coś.

Jestem po prostu zaskoczony, że tak bez żalu rozstajesz  się  z sadem. Ale  uważam  twój tok rozumowania  za właściwy. A to, że chcecie  z Heleną związać  się  ślubem to też  mnie   nie dziwi  ani  nie uważam  tego za  dziwny  pomysł.

No to dobrze  synku, bo już wyciągnęliśmy z archiwum  nasze  dokumenty i na dniach  je  złożymy w dzielnicowym Urzędzie . Was poprosimy na świadków, żadnych więcej osób o tym nie  zawiadomimy. To tylko urzędowa  formalność. Żadne wydarzenie. Helenka   nie ma  zamiaru informować  nawet  swojej siostry.

No i proszę - roześmiała  się  Adela- jednym  słowem uknuliście  spisek  za  naszymi  plecami. A ja  się  z tego waszego  postanowienia  ogromnie  cieszę. Wiecie co byłoby najfajniejsze? Dwa  duże  mieszkania obok  siebie. Ale jeśli będą na tym  samym  osiedlu to już i tak będzie  nieźle. To jakie chcecie mieszkanie dla  siebie? Musimy sobie  to wszystko spisać. Pamiętajcie  tylko o tym, że w teraz  budowanych  domach pokoje  nie są takie jak mieszkaniu na Mokotowie i trzy pokoje  z kuchnią to nie będzie ponad 100 metrów. Ale może być takie   mieszkanie  nieco większe od tego, które ma  Emil. To jakby na to  nie spojrzeć 2 sypialnie i pokój  dzienny.

Ślub Heleny i Piotra odbył się w dzielnicowym  USC-Adela i Emil byli świadkami. I- jak  powiedziała  Adela- 15  minut i  po krzyku, tak  powinien  wyglądać   każdy  ślub. Poślubny obiad  dzieci państwa młodych zamówiły w Konstancinie,  w restauracji "Konstancja". Po obiedzie był krótki  spacer  po  Parku Zdrojowym, bo pogoda  była  niezbyt  łaskawa. A prezentem  ślubnym - znalezienie i umówienie kupca  na dom w Milanówku . Kuzyni, którzy wynajmowali za grosze piętro domu "obrazili  się  śmiertelnie" na  Piotra i Emila że chcą  sprzedać swój  dom i pewnego pięknego  dnia po prostu się wyprowadzili, informując o tym  fakcie  Emila  wtedy, gdy już wyjeżdżał spod  domu wóz meblowy z ich  meblami. A że  zrobili  to około południa, Emil  musiał wyjść z pracy by odebrać od nich klucze od domu i bramy  wjazdowej. Ponieważ  rozstawali  się z kuzynami  raczej  w niemiłej  atmosferze, ojciec  stwierdził, że należy  zmienić zamki w domu i  na  bramie. A Emil, który pomału wyciągał od  ojca  wiadomości jak wyglądała  z bliska ich  opieka  nad  nim,  gdy on  był w Meksyku, na  pożegnanie  powiedział kuzynce - gdybym wcześniej wiedział jak  naprawdę  wyglądała wasza opieka   nad ojcem to już dawno  byście  tu  nie  mieszkali.   

Likwidowanie domu, w którym spędziło się  wiele  lat, zawsze jest  dość   bolesnym  wydarzeniem. Najwięcej czasu na poszukiwanie nowego  lokum  dla 2 rodzin poświęcili Helena i  ojciec.  Codziennie spędzali  mnóstwo  czasu przemierzając Ursynów głównie  w tych jego  częściach,  gdzie  akurat trwała jeszcze lub  rozpoczynała  się  budowa. W tzw.  "międzyczasie" Emil umówił  się  na  spotkanie  z panią, która znała  plany  rozbudowy osiedla. Poza tym obiecała, że  zorientuje  się,  w których  miejscach  są przewidziane bloki z dużymi  mieszkaniami. Pocieszającą wiadomością było to, że przy obecnych cenach  mieszkań nie było zbyt  wielu  chętnych na duże  metraże. O ile mieszkania  trzypokojowe  cieszyły  się  dużym  zainteresowaniem to większe  już nie. Ponieważ budowano coraz  więcej domów czteropiętrowych, ale nie  wyposażonych w  windy, nieomal  wszyscy bili się o  mieszkania na 1 i II piętrach, na partery i IV piętra  jakoś nie było chętnych.  Ale  obie  rodziny stwierdziły, że jeżeli blok będzie  stał  gdzieś  bardziej  w głębi osiedla, a nie przy samej ulicy, to im parterowe  mieszkanie  wcale  nie będzie  przeszkadzało.  Poza tym przy  niektórych  blokach partery  miały mieć  ogródki. Co prawda słowo "ogródek" powodowało u Adeli grymas  niechęci  na twarzy, ale w końcu  ogródek na parterze  spełniał w pewien  sposób  funkcje  balkonu, a w handlu już były całkiem  lekkie  elektryczne  kosiarki, więc może taki ogródek był do wytrzymania? No  a trawę  można  przecież  kupić  już gotową, w postaci rolki. Oczywiście jest  droższa, no ale pieniądze z Milanówka  plus  te z  Mokotowa wystarczą  i   na  te mieszkania i nawet na tę trawę. Zresztą Emil  chciał również sprzedać to mieszkanie w "firmowym" bloku, które już  miał  spłacone, własnościowe.  Ursynów obecnie a w chwili gdy tylko został oddany  do  zasiedlania to dwie  różne  opowieści- początek jak na  każdym nowym osiedlu -nie było sklepów, kłopoty  z komunikacją, teraz  już lada moment miało działać  metro, były nowe  supermarkety, sporo różnych punktów usługowych, przychodnie  lekarskie, szkoły i to nie tylko podstawowe. 

Po wielu dniach oglądania, wybierania, dyskusjach znaleźli dwa mieszkania czteropokojowe - obydwa  parterowe,  z ogródkami, w jednym długim budynku czteropiętrowym, rozdzielone pomieszczeniami, w których miała  być specjalistyczna przychodnia lekarska.  Wzdłuż ogródków przebiegała wewnętrzna uliczka, czyli  sam chodnik  bez jezdni, za  nim  był teren szkoły, czyli  boisko, a za nim,   z boku budynek  szkoły,a wszystko było bardzo  blisko  głównej ulicy przecinającej Ursynów. 

                                                                      c.d.n.



2 komentarze: