Termin obrony pan profesor załatwił na sam koniec października i, tak jak mówił, nie obchodziło go czy jest choć jeszcze jeden student chętny do obrony. Sprawdzenie tekstu czy aby nie ma jakichś błędów, drukowanie, oprawa- wszystko spadło na Emila, ale nie narzekał. Przed obroną Adela wzięła tydzień urlopu. Denerwowała się okrutnie czy aby na pewno obroni pracę, ale Emil stwierdził, że jeszcze nie słyszał by czyjąś pracę odrzucono w trakcie obrony.
Gdy zaczęła mówić o swojej pracy, pan promotor zaraz wtrącił swoje trzy grosze wyciągając same superlatywy i opowiadając jak pięknie pod każdym względem jest owa praca napisana, po prostu czyta się ją bez wysiłku, bo wszystko jest bardzo dobrze i w jasny sposób sformułowane. Napomknął też, że Adela szykuje się do roli rzecznika patentowego i jego zdaniem bez trudu zaliczy egzamin na rzecznika patentowego. Panowie wyrazili swój podziw, że ma ochotę zajmować się w przyszłości prawem patentowym, a Adela opowiedziała o źródłach, z których korzysta teraz w swojej pracy. Gdy wyliczyła tytuły prasy fachowej, które musi regularnie czytać nie będąc wcale inżynierem, jeden z opiniodawców powiedział - chylę czoła, nawet nie bardzo rozumiem o czym pani mówi. No i po dwóch godzinach panowie pogratulowali Adeli tytułu. Na pożegnanie każdy cmoknął ją w rękę i zmordowana wyszła prosto w objęcia Emila.
Była tak zmęczona że nie miała siły by przejść do szatni- dała numerek Emilowi, który przyniósł jej płaszcz. Emil ubrał ją niczym małą dziewczynkę i wyszli. W samochodzie Adela wybuchnęła płaczem. Wraz ze łzami schodziło z niej wielodniowe napięcie. Poprosiła by jeszcze nie jechali do domu, chciała się wpierw uspokoić. Tuliła się do Emila i przepraszała go cały czas za to, że płacze zamiast skakać z radości. Przy drugiej paczce chusteczek jednorazowych Emil powiedział - uprzedzam, że to ostatnia paczka chusteczek. Jedziemy , trzeba uzupełnić zapas. I opowiedz mi o co cię pytali i co mówili. I w ten sposób sprawił, że Adela zdołała się pozbierać w całość. A w domu, oprócz obiadu czekał na nich tort zrobiony przez ciocię Helenę a w chińskim alabastrowym wazonie tak bardzo lubiane przez Adelę herbaciane róże. Prezentem był głównie ów alabastrowy wazon wypatrzony i kupiony przez Piotra. Do niego była przyczepiona karteczka o treści - "dla Pani magister". A świeżo upieczona pani magister z zapuchniętymi od płaczu oczami głaskała wazon mówiąc : naprawdę nie wiem, jak mam wam dziękować, prześliczny jest ten wazon. Sama wciąż nie mogę uwierzyć, że to już koniec tych pięciu lat mordęgi.
W pracy zebrała gratulacje od kadrowej, nowego dyrektora i kierowniczki biblioteki. Kadrowa nie ukrywała swego podziwu dla wytrwałości Adeli, a najbardziej ją zadziwiał fakt, że "jeszcze jej się chce" zdawać egzamin na rzecznika. W kilka dni później zatelefonował prawnik, który był kuzynem jej promotora i stwierdził, że gdy tylko Adela będzie miała tytuł rzecznika patentowego to razem utworzą kancelarię rzecznikowską, bo od następnego roku będą już takowe powstawać. Więc on, będąc z natury zapobiegliwym człowiekiem już myśli nad tymi zmianami, które nadejdą i sądzi, że zalążkiem takiej nowej kancelarii mogą być oboje z Emilem no i on. Bo projekt przewiduje "wyprowadzenie" rzeczników patentowych z obrębu placówek przemysłowych. Bo teraz to rzecznikom patentowym za pracę płacą przedsiębiorstwa państwowe, a kancelarie będą po prostu same na siebie zarabiać. No a założenie każdej firmy musi mieć dobre podstawy nie tylko pod względem merytorycznym, bardzo się w tej materii liczy tzw. czynnik ludzki- nie łączą się wszak ze sobą w spółki osoby które się nie lubią, nie znają i mają zupełnie odmienne poglądy.
W kilka dni po tym wielkim wydarzeniu jakim dla Adeli było uzyskanie tytułu magistra dowiedziała się, że egzamin na rzecznika będzie zdawała wczesną wiosną. No i bardzo, bardzo dobrze- orzekł Emil. To możemy się teraz spokojnie rozejrzeć w kwestii mieszkań. Pokręćmy się wszyscy razem po różnych osiedlach, odwiedźmy kilka dużych spółdzielni mieszkaniowych, bo one są jednak pewniejsze od tych małych, które co i raz plajtują a ludzie zostają bez pieniędzy i bez mieszkań. I chociaż niewątpliwie miło jest mieć dom z ogrodem to trzeba wziąć pod uwagę fakt, że dom wymaga więcej nakładów finansowych i więcej pracy. Chyba jednak lepiej będzie kupić dwa mieszkania blisko siebie, może nawet w jednym budynku. Wyobrażam sobie jaki będzie płacz kuzynki , że chcemy sprzedać dom w Milanówku. Jest tylko jedna sprawa do rozwiązania - czy mamy szukać dwóch większych mieszkań, czy dla mnie i Adeli 4 pokojowego a dla was dwóch mieszkań 3 pokojowych, czy dla was też dużego , takiego jak dla nas. Bo nie bardzo wierzę, że uda się nam znaleźć jakiś dom w dobrym stanie i dobrym miejscu. Muszę się skontaktować z jednym z kolegów, którego żona pracuje w którejś ze spółdzielni mieszkaniowych. Wydaje mi się, że ona miała coś wspólnego z Ursynowem. Nie da się ukryć, że w tym państwie nieodzownym czynnikiem w zdobywaniu wiadomości są znajomi.
Synu, my z Heleną zdecydowaliśmy, że chcemy mieszkać razem i zdecydowani jesteśmy w jeszcze jednej kwestii - weźmiemy ślub, bo niestety konkubinaty nie mają w Polsce żadnych praw. Starzejemy się, wystarczy, że któreś z nas zachoruje, to drugie już nie zasięgnie o stanie zdrowia swego partnera żadnej informacji. No i bardzo chcemy mieszkać jak najbliżej Was. Milanówek byłoby dobrze sprzedać jak najszybciej, bo będzie z tego gotówka. A ja podjąłem jeszcze jedną decyzję - sprzedam sad. Jego wartość jako sadu jest teraz znikoma, ale to jednak ziemia i za nią będą całkiem niezłe pieniądze. Tak na zdrowy rozum to nic z niego nie mam oprócz stałych wydatków- czas z tego się wyplątać. Dla mnie teraz ważniejsza jest Helena i wy oboje. Sad kupi ode mnie ten, kto się teraz nim opiekuje. Stopniowo wymieni sobie w nim drzewa na te rodzące jabłka rok w rok. Gdy sprzedamy na początku Milanówek i sad, to będziemy mieli czym działać. Na razie będziemy na dwóch mieszkaniach i "nieobecność Milanówka" nam w niczym nie przeszkadza. No co tak milczysz synu, powiedz coś.
Jestem po prostu zaskoczony, że tak bez żalu rozstajesz się z sadem. Ale uważam twój tok rozumowania za właściwy. A to, że chcecie z Heleną związać się ślubem to też mnie nie dziwi ani nie uważam tego za dziwny pomysł.
No to dobrze synku, bo już wyciągnęliśmy z archiwum nasze dokumenty i na dniach je złożymy w dzielnicowym Urzędzie . Was poprosimy na świadków, żadnych więcej osób o tym nie zawiadomimy. To tylko urzędowa formalność. Żadne wydarzenie. Helenka nie ma zamiaru informować nawet swojej siostry.
No i proszę - roześmiała się Adela- jednym słowem uknuliście spisek za naszymi plecami. A ja się z tego waszego postanowienia ogromnie cieszę. Wiecie co byłoby najfajniejsze? Dwa duże mieszkania obok siebie. Ale jeśli będą na tym samym osiedlu to już i tak będzie nieźle. To jakie chcecie mieszkanie dla siebie? Musimy sobie to wszystko spisać. Pamiętajcie tylko o tym, że w teraz budowanych domach pokoje nie są takie jak mieszkaniu na Mokotowie i trzy pokoje z kuchnią to nie będzie ponad 100 metrów. Ale może być takie mieszkanie nieco większe od tego, które ma Emil. To jakby na to nie spojrzeć 2 sypialnie i pokój dzienny.
Ślub Heleny i Piotra odbył się w dzielnicowym USC-Adela i Emil byli świadkami. I- jak powiedziała Adela- 15 minut i po krzyku, tak powinien wyglądać każdy ślub. Poślubny obiad dzieci państwa młodych zamówiły w Konstancinie, w restauracji "Konstancja". Po obiedzie był krótki spacer po Parku Zdrojowym, bo pogoda była niezbyt łaskawa. A prezentem ślubnym - znalezienie i umówienie kupca na dom w Milanówku . Kuzyni, którzy wynajmowali za grosze piętro domu "obrazili się śmiertelnie" na Piotra i Emila że chcą sprzedać swój dom i pewnego pięknego dnia po prostu się wyprowadzili, informując o tym fakcie Emila wtedy, gdy już wyjeżdżał spod domu wóz meblowy z ich meblami. A że zrobili to około południa, Emil musiał wyjść z pracy by odebrać od nich klucze od domu i bramy wjazdowej. Ponieważ rozstawali się z kuzynami raczej w niemiłej atmosferze, ojciec stwierdził, że należy zmienić zamki w domu i na bramie. A Emil, który pomału wyciągał od ojca wiadomości jak wyglądała z bliska ich opieka nad nim, gdy on był w Meksyku, na pożegnanie powiedział kuzynce - gdybym wcześniej wiedział jak naprawdę wyglądała wasza opieka nad ojcem to już dawno byście tu nie mieszkali.
Likwidowanie domu, w którym spędziło się wiele lat, zawsze jest dość bolesnym wydarzeniem. Najwięcej czasu na poszukiwanie nowego lokum dla 2 rodzin poświęcili Helena i ojciec. Codziennie spędzali mnóstwo czasu przemierzając Ursynów głównie w tych jego częściach, gdzie akurat trwała jeszcze lub rozpoczynała się budowa. W tzw. "międzyczasie" Emil umówił się na spotkanie z panią, która znała plany rozbudowy osiedla. Poza tym obiecała, że zorientuje się, w których miejscach są przewidziane bloki z dużymi mieszkaniami. Pocieszającą wiadomością było to, że przy obecnych cenach mieszkań nie było zbyt wielu chętnych na duże metraże. O ile mieszkania trzypokojowe cieszyły się dużym zainteresowaniem to większe już nie. Ponieważ budowano coraz więcej domów czteropiętrowych, ale nie wyposażonych w windy, nieomal wszyscy bili się o mieszkania na 1 i II piętrach, na partery i IV piętra jakoś nie było chętnych. Ale obie rodziny stwierdziły, że jeżeli blok będzie stał gdzieś bardziej w głębi osiedla, a nie przy samej ulicy, to im parterowe mieszkanie wcale nie będzie przeszkadzało. Poza tym przy niektórych blokach partery miały mieć ogródki. Co prawda słowo "ogródek" powodowało u Adeli grymas niechęci na twarzy, ale w końcu ogródek na parterze spełniał w pewien sposób funkcje balkonu, a w handlu już były całkiem lekkie elektryczne kosiarki, więc może taki ogródek był do wytrzymania? No a trawę można przecież kupić już gotową, w postaci rolki. Oczywiście jest droższa, no ale pieniądze z Milanówka plus te z Mokotowa wystarczą i na te mieszkania i nawet na tę trawę. Zresztą Emil chciał również sprzedać to mieszkanie w "firmowym" bloku, które już miał spłacone, własnościowe. Ursynów obecnie a w chwili gdy tylko został oddany do zasiedlania to dwie różne opowieści- początek jak na każdym nowym osiedlu -nie było sklepów, kłopoty z komunikacją, teraz już lada moment miało działać metro, były nowe supermarkety, sporo różnych punktów usługowych, przychodnie lekarskie, szkoły i to nie tylko podstawowe.
Po wielu dniach oglądania, wybierania, dyskusjach znaleźli dwa mieszkania czteropokojowe - obydwa parterowe, z ogródkami, w jednym długim budynku czteropiętrowym, rozdzielone pomieszczeniami, w których miała być specjalistyczna przychodnia lekarska. Wzdłuż ogródków przebiegała wewnętrzna uliczka, czyli sam chodnik bez jezdni, za nim był teren szkoły, czyli boisko, a za nim, z boku budynek szkoły,a wszystko było bardzo blisko głównej ulicy przecinającej Ursynów.
c.d.n.
:-)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń