sobota, 18 listopada 2023

Córeczka tatusia - 41

 Po świętach ojciec Wojtka zajął się zmianą  wystroju mieszkania, w którym przedtem mieszkała  jego już  nieżyjąca siostra i Wojtek gdy studiował. Obecne  w nim  meble tzw. "na  wysoki połysk" zostały zastąpione  jasnymi nowoczesnymi meblami , które miały dwie  zalety - były w naturalnym kolorze sosnowego drewna,  nie kosztowały  majątku, były nie  tylko nowe ale  i łączyły  w sobie  dwie  cechy - nowoczesność i funkcjonalność. Kuchnia  też dostała  nowy  wystrój, współgrały  w niej dwa kolory- matowa  biel i dwa odcienie popielatego koloru- jasny i nieco ciemniejszy. Dotychczasowe  meble zabrał jeden ze  znajomych ojca, nie mogąc  się nadziwić, dlaczego ktoś  się pozbywa takich porządnych i ładnych mebli  i na dodatek nie żąda za nie fortuny. A nowy  wystrój  mieszkania bardzo podobał się i Marcie i Wojtkowi. Całe to przemeblowanie i odświeżenie mieszkania zajęło raptem 8 dni. Co prawda ekipa pracowała  tam od  ósmej rano do wieczora i była cały czas  dozorowana przez Wojtkowego ojca, który miał jeszcze zwolnienie lekarskie. Zgodnie  z  zaleceniem lekarskim ojciec  tylko "dyrygował" i  do niczego  "nie przykładał ręki". Wojtek był zdumiony przemianą swego ojca ale bardzo mu się ta nowa wersja ojca podobała.  

W pewnej chwili powiedział do Marty, że ma wrażenie jakby chirurg zoperował ojcu nie  tylko stercz ale i przeprogramował jego mózg.  Marta też stwierdziła, że jej teść nagle  bardzo się zmienił, ale to raczej nie wynikało z interwencji chirurgicznej a nagłej zmiany sytuacji życiowej - po prostu twemu tacie otworzyły  się oczy i przeżył szok gdy dowiedział się, że jego małżeństwo jest fikcją a kobieta,  z którą  spędził tyle lat nie kocha go, a na dodatek oszukuje - tłumaczyła Wojtkowi Marta. W odczuciu  Marty to jej teść okazał się być człowiekiem o silnym charakterze i całe szczęście, że się nie  załamał i oni oboje oraz rodzice Marty są dla  niego w tej sytuacji wsparciem. 

Ojciec wyjeżdżając do Austrii powiedział do Wojtka, że rozmawiał ze swoją "jeszcze  żoną" i powiedział jej by poszukała dla siebie jakiegoś mieszkania, bo on sprzedaje dom i przeprowadzi  się do mieszkania, które mu już wynajął jego znajomy. I dodał - moja "jeszcze  żona"  ma niezłe poczucie humoru - wpierw mi powiedziała bym  się jeszcze zastanowił nad  rozwodem, a potem że ona mnie  kocha, ale nie podjąłem dalszej dyskusji, bo w moim odczuciu gdy się kogoś naprawdę kocha to się nie romansuje z innym. Gdy dojadę na miejsce to dam ci znać co u mnie. Miałem jednak super pomysł by zamiast  mnie  stawał w  sądzie adwokat, ale oczywiście ona o tym nie  wie. Poza tym chyba sobie załatwię pracę w naszej delegaturze i jeżeli mi  się to uda to niedługo zjadę do Warszawy. I cieszę  się ogromnie, że z tego  co widzę to wy z Martusią nie macie w  swym związku problemów. Uważam, że w pełni dogadujecie  się z Martusią. Aż  miło na  was oboje patrzeć, bo widać, że się świetnie  rozumiecie i kochacie. 

Wojtek roześmiał się - od podstawówki trenujemy bycie razem i mówienie  sobie  wzajemnie o tym czego od siebie  oczekujemy, co nam sprawia frajdę a co niekoniecznie nam odpowiada i to dotyczy praktycznie wszystkiego - tego co jemy, urządzenia mieszkania, całej sfery intymności, lektur, oglądanych filmów, wypoczynku i osób z którymi przebywamy razem lub  z którymi się przyjaźnimy oboje lub indywidualnie.

I choć znam każdy skraweczek jej ciała ciągle mi jej mało i zawsze coś nowego mnie zachwyci. Andrzej twierdzi, że ma tak  samo, chociaż przed ślubem znali się zaledwie  rok, ale też jest  wciąż  zakochany w  swej żonie i ciągle jeszcze  coś nowego w niej odkrywa.  Oczywiście  był przy obu porodach i po raz pierwszy w  życiu spanikował na  widok krwi, gdy przy  drugim porodzie nacinali Lenie krocze - bo drugi poród był trudniejszy niż pierwszy. A że odbierał jego kolega, to Andrzej sam ją  zszywał i przed  zszywaniem porządnie  znieczulił  bo robił artystyczny szew, taki jak przy operacjach plastycznych. Mnie  założył znacznie  więcej szwów niż normalnie bo miał przed oczami  przerażoną twarz Marty gdy mnie przywiozła a jednocześnie  był zachwycony, że tak przytomnie oceniła sytuację. 

Tato, a ty byłeś przy mamie gdy mnie  rodziła?  A skądże!- zaczęła rodzić gdy była  z wizytą u cioci Janki, ta  wezwała karetkę, nie pozwolili  ciotce by jechała  z nimi, ciocia Janka w życiu nie prowadziła samochodu bo mąż jej nie dopuszczał do kierownicy, a te buce z pogotowia powiedzieli, że nie  wiedzą do którego szpitala ją zawiozą bo wszędzie  jest przepełnienie. Szukałem was  po całej Warszawie i znalazłem w  szpitalu w Milanówku. A i to tylko dlatego, że  mój  szef miał znajomego  milicjanta i to on  was wytropił swoimi kontaktami. Wiesz-  wtedy to były nieco inne  czasy - żadnych porodów  z mężem, żadnych odwiedzin na porodówce. Dobrze, że  się to  wszystko jednak zmieniło, chociaż te  wszystkie  zmiany były dla  wielu osób w Polsce  bardzo bolesne i zupełnie  nie mogli się niektórzy odnaleźć w nowej rzeczywistości. I nie mogę  się  oprzeć  wrażeniu, że nadal cała masa ludzi tęsknie spogląda  w tył bo ich  zdaniem  "wtedy była równość" a "bogacze byli tępieni". Wielu ludziom marzy się powrót do sytuacji gdy było realizowane  przysłowie  "czy  się  stoi czy  się leży  dwa tysiące  się należy". Wyjechałem stąd z wielką ulgą. 

Wiesz, gdy wczoraj pan Andrzej mówił, że powinniśmy wszyscy razem mieszkać bliżej siebie, to pomyślałem, że gdybym  dobrze  sprzedał ten dom w Grazu to mógłbym zainwestować w jakiś  duży dom w Warszawie. Wiem, że niektórzy  zawiązują prywatne spółdzielnie budowlane i wtedy budują tak zwane wille wielorodzinne, czyli nieduże domy na 4 rodziny. Muszę się koniecznie  szybko skontaktować z człowiekiem, który  mi o tym mówił i zbadać tę  sprawę. Wy, rodzice Marty, my i Andrzej z rodziną i już byłby komplet na taką willę czterorodzinną. 

Wojtek zamyślił  się i powiedział, że nie ma nawet bladego pojęcia jak finansowo stoi Andrzej, ale wie, że jest członkiem którejś ze  spółdzielni mieszkaniowych na Ursynowie, ale nie ma pojęcia której, ale ma  wrażenie, że Andrzej ma w  związku z tym zablokowane pieniądze bo to będą mieszkania własnościowe, więc jest dużo większy  wkład. A jeśli idzie o rodziców Marty i o  nich, to oni są bardzo szczęśliwi mieszkając na tym starym WSM-owskim osiedlu, bo każde nowe osiedle jest coraz   dalej od  centrum i pierwsze lata mieszkania na takim osiedlu to wielka udręka. I przemilczał fakt, że Marta ma mieszkanie na Ursynowie i ktoś je od  niej wynajmuje, przemilczał też  fakt, że jego mieszkanie na Ursynowie lada moment będzie oddane do użytku.  

Wieczorem gdy opowiadał o tej rozmowie Marcie powiedział, że nie umie powiedzieć dlaczego zataił te informacje przed  swoim ojcem,  to było jakieś bardzo podświadome  działanie  z jego strony. Może, gdy naprawdę jego rodzice się rozejdą  wtedy uchyli rąbka tajemnicy. Dziś oni są skłóceni, ale jakby na to nie spojrzeć są małżeństwem z trzydziestoletnim stażem i być może  dojdą  do wniosku, że rozwód wcale ich nie urządza i pogodzą się.  A poza tym jego matka wcale  nie marzy o powrocie  do Polski, więc jeśli by  się pogodzili to nadal będą mieszkać w Austrii. Marta po chwili zastanowienia  się powiedziała, że ani jej ojciec, ani Pati też nie pisnęli słowem na temat mieszkań Marty i Wojtka na Ursynowie. 

Marta natomiast powiedziała teraz mężowi, że w październiku kończy się jej umowa z facetem, który wynajmuje jej mieszkanie na Ursynowie i że w  związku z tym mogą rozpatrzeć czy zaproponować Andrzejowi jej  ursynowskie mieszkanie na  zasadzie zamiany jej już istniejącego mieszkania z jego jeszcze się budującym. Bo one są nawet  dość blisko siebie i chyba nawet identyczne metrażowo. A to, że Wojtek nie jest zorientowany w sytuacji finansowej Andrzeja  nie  znaczy  wcale, że jest ona zła. Bo jakby nie było Andrzej ma doktorat i pracuje już od  dość  dawna w bardzo dobrej klinice i na pewno zarabia więcej niż w państwowym szpitalu. A prywatnym  zdaniem Marty to chirurdzy chyba powinni dostawać jakiś  "dodatek stresowy" bo to szalenie  wyczerpujący nerwowo zawód. Nie  dość, że nauki od  groma bo człowiek to cholernie skomplikowany twór to są  ciężkie warunki pracy. 

Jeden z ich kolegów z podstawówki  ma ojca, który był a może i nadal jest neurochirurgiem i on zabronił synowi zdawania na medycynę bo to wielce wyniszczający  zawód.   Wiem o kim mówisz - powiedział Wojtek- mówisz o Kaziku B. Oni wyemigrowali i mieszkają w Luksemburgu. Ostatnia  wiadomość o nim brzmiała, że studiuje  architekturę- teraz pewnie już  skończył, a jego ojczulek nadal jest czynnym neurochirurgiem. Bartosz mówił, że rodzice  zafundowali Kaziowi siostrę, co go dziwnym trafem  wcale nie uszczęśliwiło, bo jest od niego dużo  młodsza. A co robi Bartek? - spytała Marta.  Nie mam pojęcia- gdy z nim rozmawiałem to  był na urlopie  dziekańskim na "esgiepisie" a ja go spotkałem szalenie  dawno w tramwaju gdy byłem chyba na trzecim  roku. Narzekał, że się  wszyscy rozjechali po świecie, ale  więcej się nie  spotkaliśmy. Zresztą to nic  dziwnego, w  szkole też raczej nie  byliśmy w jednej  sitwie.

Marta pokiwała tylko głową, chwilę milczała i potem powiedziała - wyczytałam w jakimś czasopiśmie, że my, jako naród  zaczynamy być największą diasporą - jeszcze  trochę a  niemal w każdym kraju będzie  można spotkać Polaka - autor artykułu usiłował rozwikłać dlaczego tak  się dzieje skoro nikt nam ojczyzny nie okupuje. Sporo jest Polaków  w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii a najmniej w Rosji i Chinach. Oczywiście autor  nie  rozpatrywał tu  wyjazdów turystycznych, tylko te związane  z dość długotrwałym zamieszkaniem. Bo jeśli idzie o turystykę to chyba  tylko na Biegunie  Południowym nie bywamy i w bardzo "Czarnej Afryce", ale Egipt, Tunezję, Maroko, Algierię to odwiedzamy i to chętnie. Jedna dziewczyna  z mojej grupy była zimą w Maroku i bardzo sobie ten pobyt  chwaliła. Co prawda z tej okazji zawaliła  sesję, ale  nie  wyglądała na   zmartwioną  tym faktem. Ona  nawet  miała  ze  sobą notatki, tylko jakoś zabrakło jej  zapału by w nie  chociaż  zerknąć.

Kochanie  moje, gdy skończysz te  studia to na pewno gdzieś się  wybierzemy. Może właśnie  zimą do jakiegoś "ciepłego kraju". Ja będę miał 30 dni roboczych urlopu, dni ustawowo wolne od  pracy nie  są wliczane do urlopu.  Fajnie  mi się siedzi w jednej "kajucie" z Michałem - dopiero teraz widzę jaki to mądry i życzliwy człowiek. I baaardzo bystry i ogromnie taktowny. Moja wiedza przy jego wiedzy, nie  tylko z naszej tematyki, to jak jedna pestka słonecznika przy ilości wyłuskanej z całej tarczy słonecznika, jak taka mała kropelka przy wodospadzie. Wpadniemy do  nich gdy im się  dzieciaki wychorują. Całe szczęście, że teraz nieomal przeciwko wszystkim  dziecięcym chorobom są szczepienia i nawet jeśli dzieciaki coś  załapią to przechodzą to lekko, bez powikłań. Tak brzmi teoria, ale jak mówi Michał teoria i praktyka  nie  są zgodnym stadłem i chodzą  zupełnie różnymi drogami.

Starszy siedzi teraz w domu bo w jego przedszkolu rozpanoszyła  się ospa wietrzna , więc przy pierwszym zgłoszonym przypadku zachorowania żona Michała  zatrzymała  starszego w  domu i przez kilka dni zadręczała siebie i dzieci sprawdzaniem czy  aby któreś nie  ma podejrzanej wysypki. Śmiejemy się z Michałem, że można napisać humoreskę pod  tytułem straszliwe  skutki ospy wietrznej w  przedszkolu, bo jak się śmiejemy przez to, że w przedszkolu starszego jest ta wietrzna ospa ja  musiałem nagle zastąpić na wykładach Michała co mnie przyprawiło o straszliwy stres i podobno na  wieść o tym nagłym zastępstwie zrobiłem  się zielony na twarzy, ale Michał wygrzebał w domu swoje konspekty i dostarczył  mi je dwie godziny przed wykładem  i jakimś cudem dałem radę, bo na moje szczęście był to maszynopis a nie jego hieroglify. I jak mi powiedział- pewnie na pocieszenie- panowie studenci byli zadowoleni, bo im na  dzień dobry powiedziałem, że po raz pierwszy prowadzę wykład i że jeżeli coś co powiem będzie dla kogoś mało jasne, to niech od  razu mi to zgłoszą i postaram  się to jaśniej z siebie wydalić.  I teraz co i  rusz Michał zostawia mnie na  pastwę studentom, bo przyniósł do pracy wszystkie swoje konspekty, a ja je sobie przetłumaczyłem  na  swoją modłę. Michał to popiera, bo jest pewien, że ja to im tak wytłumaczę,że bez trudu pojmą o co biega, bo jakby nie  było sam to całkiem niedawno pojąłem  i pamiętam co mnie  czasem sprawiało trudność. 

Jest  nieco zły, bo to przedszkole tanie nie jest a dzieciak siedzi w  domu, bo tam kolejne zachorowania a teraz jeszcze  doszła odra, przeciwko której  dzieci były  szczepione, ale to  nie uchroni  ich w 100% przed  zachorowaniem.  Teraz na  tempo szukają jakiejś osoby by albo posiedziała z młodszymi w domu albo przewietrzała  starszego na spacerze. No ale wtedy to będzie wywalał pieniądze i na przedszkole, do którego starszy nie  chodzi i na kogoś do opieki. Do tego wszystkiego jego żona czuje się winna, że za niego wyszła mając na głowie  dziecko i tonie  we łzach. 

Podpowiedziałem mu, żeby skrzyknął się z rodzicami dzieci, które profilaktycznie siedzą w domu by rodzice  tych  dzieci ponosili mniejsze opłaty, bo odpada opieka nad nie uczęszczającymi do przedszkola  dziećmi i ich wyżywienie, więc powinni płacić tylko czynsz za lokal, by dzieci miały dokąd wrócić gdy  się cała  sytuacja unormuje. No i ma zamiar tak właśnie  zrobić. Stwierdził, że jestem geniuszem, bo to logiczne rozwiązanie. Muszę zatelefonować do Andrzeja  i opowiedzieć mu o tym, bo on nie może  się doczekać chwili gdy jego chłopcy pójdą do przedszkola.  Michał się śmieje, że  dzięki infekcji w przedszkolu przestałem się bać godzin dydaktycznych  i dobrze mi to idzie.

Mam nadzieję że mówi prawdę a nie podpuszcza  mnie by mi poprawić morale.

                                                                 c.d.n.

                                                                    


Córeczka tatusia - 40

  W Klinice Andrzej obejrzał wszystkie wyniki badań, przepytał o wszystkie  dolegliwości związane z tym przerostem, chwilę podumał i zatelefonował do swego kolegi w innym  szpitalu. Gdy skończył rozmowę stwierdził, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest jednak operacja i to raczej szybko - nie ma na  co czekać. I że jego kolega "ostateczny wyrok" wyda gdy sam obejrzy pacjenta i nie jest wykluczone, że może nawet sam "pokroi" Wojtkowego ojca, bo sądząc po wynikach to  w każdej chwili może dojść do sytuacji "podbramkowej" czyli niemożliwości opróżnienia pęcherza w sposób naturalny i byłoby najlepiej gdyby Wojtek jeszcze  dziś wpadł do  tego jego kolegi. Andrzej nie  byłby sobą, gdyby nie przedstawił ojcu Wojtka trzech możliwych sposobów operacji i zaznaczył, że  sposób wybiera chirurg a nie pacjent. A pobyt w  szpitalu po operacji to z reguły cztery dni i kilka wizyt już po wypisie. Wojtek usiłował się dowiedzieć którą metodę operacji wybrałby Andrzej, ale on powiedział, że jeszcze nigdy nie operował takiego przypadku, więc nie doradzi. A kolega, do którego ich odsyła  ma  w tej materii dużą wprawę. Teoretycznie każdy "miękki chirurg" wie jak taką operację przeprowadzić, ale lepiej oddać  się w ręce takiego, który tego typu operacje robi  stale. Przy okazji Andrzej z Wojtkiem przejrzeli swoje kalendarze i umówili się na spotkanie - tym razem w domu Marty i Wojtka , a Andrzej zaznaczył, że tym razem będą bez  dzieci więc będą  mogli spokojnie dłużej posiedzieć i będzie się mógł nacieszyć.....Misią.

Wojtek zatelefonował do Marty by jej powiedzieć, że jedzie  razem z ojcem do kolejnego lekarza. Kolega Andrzeja stwierdził, że rzeczywiście trzeba interweniować chirurgicznie i że on ma dziś dyżur, więc niech  Wojtek teraz  zabierze ojca do domu żeby się przygotował na pobyt w szpitalu i niech przyjadą po godzinie 21,00, a najlepiej o 21,30 bo on już będzie wtedy po wieczornym obchodzie pacjentów.  Rano będą porobione  wszystkie  badania a operacja będzie w dwa dni później. A to, że ojciec ma ubezpieczenie w Austrii to żadna przeszkoda, bo wszak to kraj Unijny i polska  kasa  chorych rozliczy  się z austriacką. A na koniec poinformował pacjenta, że po tej operacji już nie  zapłodni żadnej kobiety. No to świetnie- ucieszył się ojciec Wojtka - jedno dziecko nam całkowicie wystarcza i nie mam zamiaru starać  się o następne.

W drodze do  domu ojciec poprosił by Wojtek powiadomił matkę  o całym "wydarzeniu" gdy on już będzie w  szpitalu. Wojtek popatrzył na ojca i zapytał się niezbyt uprzejmie co ojcu na mózg padło, ale ojciec uparł się mówiąc, że on nie zadzwoni bo......nie rozmawia z tą wariatką. W końcu Wojtek machnął ręką i obiecał, że sam zatelefonuje do matki, gdy ojciec  już będzie przyjęty do szpitala. Całą drogę  do domu ojciec narzekał na matkę aż w końcu Wojtek powiedział - nie bardzo rozumiem dlaczego mi mówisz jakie masz pretensje do mamy - to wszystko co mi mówisz powinieneś jej powiedzieć- nie mnie.

Wieczorem Wojtek odwiózł ojca  do szpitala. Planował by matkę poinformować o  wszystkim dopiero następnego ranka, żeby spokojnie przespała noc, ale gdy on odwoził ojca  do  szpitala zatelefonowała  do domu matka i Marta ją poinformowała, że  właśnie  w tej chwili Wojtek odstawia ojca do  szpitala i tu będzie operacja, bo wg lekarza  w każdej chwili może nastąpić zatrzymanie moczu.  Reakcja teściowej wstrząsnęła nieco Martą, bo teściowa  powiedziała - "i dobrze mu tak, było nie latać na  dziwki!" 

Marta przełknęła w myślach pewien  brzydki wyraz i powiedziała - mamo, gdyby latał na  dziwki to nie miałby przerostu stercza a co najwyżej jakąś chorobę weneryczną. Przerost jest efektem niedoboru seksu a nie jego nadmiaru - niech mama sobie to sprawdzi w Googlach. Poza tym nie jestem zainteresowana waszym życiem seksualnym. Wojtek pewnie w ciągu godziny wróci więc do ciebie zatelefonuje. A ja już idę spać, bo muszę  jutro wcześniej  wstać. 

Gdy wrócił Wojtek oboje  się przez  chwilę zastanawiali które z jego rodziców głupsze i wredniejsze, a Wojtek stwierdził, że matka ma  bardziej  "nawalony" mózg  niż ojciec. 

W dwa dni po przyjęciu ojca  do szpitala była operacja, która zdaniem chirurga przebiegła bez jakichś komplikacji, czwartego  dnia Wojtek odebrał go ze szpitala. Przez tydzień po zabiegu kilka razy było płukanie pęcherza przez cewnik, który w końcu usunięto. Przez cały ten czas ojciec był bardzo radosny, bo był w domu razem z Wojtkiem. Odczuwał jeszcze niewielki dyskomfort, ale jak powiedział to i tak było mniej dokuczliwe niż dolegliwości przed  zabiegiem. W końcu nadszedł czas odjazdu. Wojtek nie mógł się nadziwić, że matka nie przyjechała, ale nic na ten temat nie mówił ojcu. Ojciec wyruszył w  drogę pociągiem sypialnym i  zaraz gdy dojechał na miejsce zawiadomił o  tym fakcie  Wojtka, by ten się nie martwił, bo podróż przebiegła spokojnie i bez jakichkolwiek komplikacji,  a samochód na parkingu bez problemu odpalił.

Marta z Wojtkiem ustalili, że nie powiedzą tacie i Pati o dość oczywistym kryzysie małżeńskim rodziców Wojtka. Bo może teraz sytuacja jakoś się poprawi  a na pewno się "wyklaruje" w którąś stronę. Ojciec czuł się  dobrze i stwierdził, że ten  zabieg wpłynął korzystnie nie  tylko na jego zdrowie fizyczne ale i na stronę psychiczną. Niemal przez  cały czas swej rekonwalescencji mówił Wojtkowi jaka Marta jest mądra, dobra, ładna, miła i że Wojtek powinien cały czas o nią dbać. 

W końcu Wojtek "nie wyrobił" i powiedział - tato, ja to wszystko wiem od  dawna- gdyby było inaczej nie bylibyśmy razem - ja ją po prostu uwielbiam, więc przestań mi ją zachwalać niczym konia na  sprzedaż. Pomyśl lepiej o swoim małżeństwie bo jak na  razie to z mojej perspektywy wygląda to kiepsko. Chyba powinniście pewne aspekty swego związku wspólnie przeanalizować.

Marta, w porozumieniu ze  swoimi  rodzicami i Wojtkiem postanowiła, że święta  wielkanocne będą u nich i zatelefonowała do rodziców Wojtka by przyjechali na święta. Rozmawiała z teściową, która jakoś dziwnie "kręciła" nie  dając jasnej odpowiedzi czy przyjadą, więc Wojtek w kilka  dni później zatelefonował do ojca i opowiedział jak dziwnie matka rozmawiała  z Martą. Ojciec chwilę milczał, w końcu powiedział  -  jednak miałem rację - twoja matka  jest wielce  zainteresowana kimś innym. I na  szczęście kimś nie  zainteresowanym jej majątkiem. I jest to facet nieco ode mnie  starszy. Ona nie wie, że ja o tym wiem - nadal mi  wciska "ciemnotę", że chodzi na różne masaże, ćwiczenia itp. Ale mnie  już jakoś przestało to boleć. Nikogo nie  zmusi się do miłości. I na mnie w okresie Wielkanocy możecie liczyć - na pewno przyjadę. I nie mam zamiaru omawiać tego z nią - po prostu przylecę do was  samolotem z Wiednia. Już nawet mam zarezerwowany bilet. I nie omawiajcie  więcej tej  sprawy świąt z matką. Niech  sama kombinuje co ma  z tym fantem zrobić.  Została zaproszona, więc niech teraz kombinuje jak koń pod  górę  co ma powiedzieć.

A wam obojgu jestem ogromnie   wdzięczny za to zorganizowanie mi leczenia i opiekę. Postanowiłem, że gdy przejdę na  emeryturę to wrócę do Polski - wszak mam tam już  mieszkanie. I to przecież całkiem blisko  was. A co w takim razie z waszym domem w Grazu ?- spytał Wojtek.  Na razie jeszcze tego nie omawiałem  z prawnikami - niech oni coś mądrego wymyślą. Im się płaci głównie za myślenie. Za  mało się dotąd interesowałem zagadnieniami prawnymi, ale jej pieniędzy w tym domu nie ma. Nie wiem czy wiesz, ale twoja  matka  ma swój własny biznes w Polsce, który bardzo starannie przede mną ukrywała. Ale się nim pochwaliła przed jedną  ze swych przyjaciółek, która o tym wypaplała swemu mężowi a on wypaplał z kolei mnie. I dość dawno o tym  wiem - byłem  ciekawy czy i  kiedy mi o  tym powie, ale jak dotąd to nie pisnęła  ani słówka. I  teraz w świetle nowych  "wydarzeń" bardzo się cieszę, że matka ma  swój własny biznes, bo mam z nią rozdzielność majątkową oraz dokumenty,  że dom był kupiony za moje pieniądze. Jak widać  świat jest mały i niewiele można ukryć. Ale najważniejsze, że czuję się naprawdę dobrze. Podziękuj też w moim imieniu swemu koledze, temu panu Andrzejowi. Nie  dziwię się, że  się szybko zaprzyjaźniliście.  Pomyśl jaki prezent ode mnie sprawiłby mu frajdę. 

Dobrze tato, pomyślę. On ma dwóch malców  w domu - 2 i 4 lata a jego żona nie pracuje. To naprawdę świetny facet. Polubiliśmy  się od pierwszego kontaktu, to on operował moją przepuklinę i w moim pokoju spędził noc po operacji śpiąc w fotelu. A jego dzieciaki są świetne i ma bardzo miłą i kulturalną żonę. I nie  wykopał mnie  ze  szpitala po jednej  dobie, choć  wszystko było dobrze ze mną. Jesteśmy tak jakbyśmy byli braćmi. I obaj ogromnie  kochamy i cenimy swoje  żony. A Marta to ma jakiś wrodzony talent pedagogiczny- maluchy były nią oczarowane.Tato, a mogę o tym twoim "odkryciu" dotyczącym matki powiedzieć Martusi?  No jasne synu, możesz, to dziewczyna z otwartą głową. Bardzo ją cenię, jej ojca również - wspaniale ją  wychował. I bardzo się  cieszę, że ma teraz już ustabilizowane życie z mądrą i kochającą  go kobietą.

No fakt - Patrycja i tata są dla nas tu oparciem- szalenie nam pomagają, ale w taki delikatny, nie nachalny sposób. Oni codziennie wieczorem wyprowadzają na  spacer Misię i jeśli następnego  dnia wiadomo, że nas obojga  cały  dzień nie będzie  w domu to biorą Misię do siebie i Misia spędza czas w kwiaciarni Pati.

A Misia to bardzo mądrutka psinka - nie ma z nią żadnych kłopotów. Marta  się śmieje, że Misia jest przekonana, że każdy pies na świecie  ma 3 domy- bo ona ma swoje posłanka i budki w trzech miejscach- u nas, u rodziców i w kwiaciarni. I wszędzie jest głaskana i przytulana. 

Tato- a na pewno się dobrze  czujesz? Wszystko jest w porządku po tej operacji? Nic nie dokucza? Synuś- ja nie kłamię - jest naprawdę świetnie. Lekarz mnie uprzedzał, że czasami przez kilka tygodni może pobolewać przy opróżnianiu pęcherza, ale bolało mnie odrobinę i tylko przez tydzień. Teraz nic a nic mnie boli - zostałem świetnie wyremontowany. Tak dobrze wszystko poszło pewnie  dlatego, że szybko jednak poszedłem na tę operację nie czekając aż się pogorszy.

Gdy Marta wróciła z wykładów Wojtek bardzo szczegółowo opowiedział jej o swej rozmowie z ojcem. A Marta pomyślała, że na szczęście Wojtek jest charakterem podobny do swego ojca  a nie matki. I bardzo się ucieszyła, że zdaniem teścia jej ojciec świetnie ją  wychował.

W tym roku jakoś dość wcześnie wypadała Wielkanoc. Teściowa zatelefonowała do swego syna i mu powiedziała, że ona jedzie na turnus rehabilitacyjny do sanatorium i niestety nie będzie  mogła do nich przyjechać w okresie świąt i zapewne ojciec sam do nich przyjedzie, więc Wojtek w imieniu swoim i Marty życzył jej  dobrej pogody i poprawy stanu zdrowia, poza  tym złośliwie  dziwił się, że matka nie może dla ojca wynająć jakiegoś lokum w pobliżu sanatorium. Matka wiła  się jak piskorz tłumacząc, że  zbyt późno pomyślała o takim rozwiązaniu. Wojtka korciło, żeby matce powiedzieć, że ojciec przyjedzie do  nich na święta, ale był ciekawy co matka zełga gdy on po świętach  zapyta  się jej gdzie ojciec spędzał w tym roku święta.

A święta choć w niezbyt wiosennej szacie były bardzo miłe i pełne  rodzinnego ciepełka, co bardzo docenił ojciec Wojtka. Pogoda była  całkiem znośna, więc wybrali się na spacer po Starym  Mieście- Misia była  niesiona w eleganckiej torbie z plastikowym okienkiem i miała na  sobie kabacik zrobiony na drutach przez wspólniczkę Patrycji. Tę elegancką, lekką a jednocześnie miękką w środku  transportówkę przywiózł dla Misi ojciec Wojtka. Bardzo się Misi ten  spacer podobał, było jej miękko i ciepło w  wełnianym kabaciku- wpierw wyglądała przez okienko a potem zwinęła się w kłębek i zasnęła. Marta co jakiś czas sprawdzała czy nie jest psinie zbyt  chłodno i na  wszelki wypadek owinęła ją jeszcze swoim szalikiem.

W drugi dzień świąt do Wojtków przyjechali Andrzej i Lena a ich dziećmi zajmowały  się w tym czasie dwie babcie i jeden  dziadek, by Lena i Andrzej mieli nieco  "oddechu". Andrzej najwięcej  czasu spędził na podłodze siedząc przy posłaniu Misi, która z początku traktowała  go z wielką rezerwą nim  w końcu dała się wziąć na ręce i utulić. Ojciec Wojtka wraz  z rodzicami  Marty  wybrali  się  na koncert organowy w jednym z kościołów.  Świąteczny obiad był u rodziców Marty. W pewnej chwili Andrzej powiedział do Wojtka, że trzeba będzie pomyśleć by mieszkali gdzieś bliżej siebie bo jak na  jedną taką zgodną rodzinę  to stanowczo mieszkają  zbyt daleko od  siebie. 

No właśnie - zawtórował mu ojciec Wojtka. Muszę o tym pomyśleć. Dla mnie te święta są naprawdę cudowne właśnie za sprawą wszystkich tu obecnych osób.  Już mam ochotę przejść na  emeryturę, ale rozum mi podpowiada, że nie byłoby to mądre rozwiązanie. Muszę się wam do czegoś przyznać - złożyłem pozew rozwodowy- to mój prezent dla żony, której doszczętnie się znudziłem. Do rąk dostanie go jutro z poranną pocztą. Zamiast mnie w sądzie będzie stawał mój adwokat i dzięki temu oszczędzę sobie jej widoku, który mnie po prostu zniesmacza. Przed wyjazdem zabezpieczyłem wszystkie swoje rzeczy na których mi zależy.  Razem z pozwem szanowna małżonka dostanie ode mnie list, w którym napisałem, że wracam  10- tego a od jutra rana do chwili mego powrotu będzie tam mieszkał mój przyjaciel i pilnował by nic mi nie  zginęło. Ma wprawę w pilnowaniu, pracował kiedyś  w policji, ale ona o tym  chyba  nie  wie.

Rodzicom Marty nieco opadły ze  zdumienia szczęki, a ojciec Wojtka wyjaśnił, że złożył pozew gdy już miał "czarno na  białym wypisane i udokumentowane", że jego żona go najzwyczajniej w  świecie  zdradza, a  wcześniej dowiedział się, że ukrywa  przed nim swój biznes, który ma  w Polsce. Przemyślał wszystko dokładnie i stwierdził, że skoro wie, że już nigdy jej nie  zaufa a ona ewidentnie nie jest nim zainteresowana, to nie ma sensu ciągnąć tej farsy dalej.

                                                                          c.d.n.