sobota, 18 listopada 2023

Córeczka tatusia - 41

 Po świętach ojciec Wojtka zajął się zmianą  wystroju mieszkania, w którym przedtem mieszkała  jego już  nieżyjąca siostra i Wojtek gdy studiował. Obecne  w nim  meble tzw. "na  wysoki połysk" zostały zastąpione  jasnymi nowoczesnymi meblami , które miały dwie  zalety - były w naturalnym kolorze sosnowego drewna,  nie kosztowały  majątku, były nie  tylko nowe ale  i łączyły  w sobie  dwie  cechy - nowoczesność i funkcjonalność. Kuchnia  też dostała  nowy  wystrój, współgrały  w niej dwa kolory- matowa  biel i dwa odcienie popielatego koloru- jasny i nieco ciemniejszy. Dotychczasowe  meble zabrał jeden ze  znajomych ojca, nie mogąc  się nadziwić, dlaczego ktoś  się pozbywa takich porządnych i ładnych mebli  i na dodatek nie żąda za nie fortuny. A nowy  wystrój  mieszkania bardzo podobał się i Marcie i Wojtkowi. Całe to przemeblowanie i odświeżenie mieszkania zajęło raptem 8 dni. Co prawda ekipa pracowała  tam od  ósmej rano do wieczora i była cały czas  dozorowana przez Wojtkowego ojca, który miał jeszcze zwolnienie lekarskie. Zgodnie  z  zaleceniem lekarskim ojciec  tylko "dyrygował" i  do niczego  "nie przykładał ręki". Wojtek był zdumiony przemianą swego ojca ale bardzo mu się ta nowa wersja ojca podobała.  

W pewnej chwili powiedział do Marty, że ma wrażenie jakby chirurg zoperował ojcu nie  tylko stercz ale i przeprogramował jego mózg.  Marta też stwierdziła, że jej teść nagle  bardzo się zmienił, ale to raczej nie wynikało z interwencji chirurgicznej a nagłej zmiany sytuacji życiowej - po prostu twemu tacie otworzyły  się oczy i przeżył szok gdy dowiedział się, że jego małżeństwo jest fikcją a kobieta,  z którą  spędził tyle lat nie kocha go, a na dodatek oszukuje - tłumaczyła Wojtkowi Marta. W odczuciu  Marty to jej teść okazał się być człowiekiem o silnym charakterze i całe szczęście, że się nie  załamał i oni oboje oraz rodzice Marty są dla  niego w tej sytuacji wsparciem. 

Ojciec wyjeżdżając do Austrii powiedział do Wojtka, że rozmawiał ze swoją "jeszcze  żoną" i powiedział jej by poszukała dla siebie jakiegoś mieszkania, bo on sprzedaje dom i przeprowadzi  się do mieszkania, które mu już wynajął jego znajomy. I dodał - moja "jeszcze  żona"  ma niezłe poczucie humoru - wpierw mi powiedziała bym  się jeszcze zastanowił nad  rozwodem, a potem że ona mnie  kocha, ale nie podjąłem dalszej dyskusji, bo w moim odczuciu gdy się kogoś naprawdę kocha to się nie romansuje z innym. Gdy dojadę na miejsce to dam ci znać co u mnie. Miałem jednak super pomysł by zamiast  mnie  stawał w  sądzie adwokat, ale oczywiście ona o tym nie  wie. Poza tym chyba sobie załatwię pracę w naszej delegaturze i jeżeli mi  się to uda to niedługo zjadę do Warszawy. I cieszę  się ogromnie, że z tego  co widzę to wy z Martusią nie macie w  swym związku problemów. Uważam, że w pełni dogadujecie  się z Martusią. Aż  miło na  was oboje patrzeć, bo widać, że się świetnie  rozumiecie i kochacie. 

Wojtek roześmiał się - od podstawówki trenujemy bycie razem i mówienie  sobie  wzajemnie o tym czego od siebie  oczekujemy, co nam sprawia frajdę a co niekoniecznie nam odpowiada i to dotyczy praktycznie wszystkiego - tego co jemy, urządzenia mieszkania, całej sfery intymności, lektur, oglądanych filmów, wypoczynku i osób z którymi przebywamy razem lub  z którymi się przyjaźnimy oboje lub indywidualnie.

I choć znam każdy skraweczek jej ciała ciągle mi jej mało i zawsze coś nowego mnie zachwyci. Andrzej twierdzi, że ma tak  samo, chociaż przed ślubem znali się zaledwie  rok, ale też jest  wciąż  zakochany w  swej żonie i ciągle jeszcze  coś nowego w niej odkrywa.  Oczywiście  był przy obu porodach i po raz pierwszy w  życiu spanikował na  widok krwi, gdy przy  drugim porodzie nacinali Lenie krocze - bo drugi poród był trudniejszy niż pierwszy. A że odbierał jego kolega, to Andrzej sam ją  zszywał i przed  zszywaniem porządnie  znieczulił  bo robił artystyczny szew, taki jak przy operacjach plastycznych. Mnie  założył znacznie  więcej szwów niż normalnie bo miał przed oczami  przerażoną twarz Marty gdy mnie przywiozła a jednocześnie  był zachwycony, że tak przytomnie oceniła sytuację. 

Tato, a ty byłeś przy mamie gdy mnie  rodziła?  A skądże!- zaczęła rodzić gdy była  z wizytą u cioci Janki, ta  wezwała karetkę, nie pozwolili  ciotce by jechała  z nimi, ciocia Janka w życiu nie prowadziła samochodu bo mąż jej nie dopuszczał do kierownicy, a te buce z pogotowia powiedzieli, że nie  wiedzą do którego szpitala ją zawiozą bo wszędzie  jest przepełnienie. Szukałem was  po całej Warszawie i znalazłem w  szpitalu w Milanówku. A i to tylko dlatego, że  mój  szef miał znajomego  milicjanta i to on  was wytropił swoimi kontaktami. Wiesz-  wtedy to były nieco inne  czasy - żadnych porodów  z mężem, żadnych odwiedzin na porodówce. Dobrze, że  się to  wszystko jednak zmieniło, chociaż te  wszystkie  zmiany były dla  wielu osób w Polsce  bardzo bolesne i zupełnie  nie mogli się niektórzy odnaleźć w nowej rzeczywistości. I nie mogę  się  oprzeć  wrażeniu, że nadal cała masa ludzi tęsknie spogląda  w tył bo ich  zdaniem  "wtedy była równość" a "bogacze byli tępieni". Wielu ludziom marzy się powrót do sytuacji gdy było realizowane  przysłowie  "czy  się  stoi czy  się leży  dwa tysiące  się należy". Wyjechałem stąd z wielką ulgą. 

Wiesz, gdy wczoraj pan Andrzej mówił, że powinniśmy wszyscy razem mieszkać bliżej siebie, to pomyślałem, że gdybym  dobrze  sprzedał ten dom w Grazu to mógłbym zainwestować w jakiś  duży dom w Warszawie. Wiem, że niektórzy  zawiązują prywatne spółdzielnie budowlane i wtedy budują tak zwane wille wielorodzinne, czyli nieduże domy na 4 rodziny. Muszę się koniecznie  szybko skontaktować z człowiekiem, który  mi o tym mówił i zbadać tę  sprawę. Wy, rodzice Marty, my i Andrzej z rodziną i już byłby komplet na taką willę czterorodzinną. 

Wojtek zamyślił  się i powiedział, że nie ma nawet bladego pojęcia jak finansowo stoi Andrzej, ale wie, że jest członkiem którejś ze  spółdzielni mieszkaniowych na Ursynowie, ale nie ma pojęcia której, ale ma  wrażenie, że Andrzej ma w  związku z tym zablokowane pieniądze bo to będą mieszkania własnościowe, więc jest dużo większy  wkład. A jeśli idzie o rodziców Marty i o  nich, to oni są bardzo szczęśliwi mieszkając na tym starym WSM-owskim osiedlu, bo każde nowe osiedle jest coraz   dalej od  centrum i pierwsze lata mieszkania na takim osiedlu to wielka udręka. I przemilczał fakt, że Marta ma mieszkanie na Ursynowie i ktoś je od  niej wynajmuje, przemilczał też  fakt, że jego mieszkanie na Ursynowie lada moment będzie oddane do użytku.  

Wieczorem gdy opowiadał o tej rozmowie Marcie powiedział, że nie umie powiedzieć dlaczego zataił te informacje przed  swoim ojcem,  to było jakieś bardzo podświadome  działanie  z jego strony. Może, gdy naprawdę jego rodzice się rozejdą  wtedy uchyli rąbka tajemnicy. Dziś oni są skłóceni, ale jakby na to nie spojrzeć są małżeństwem z trzydziestoletnim stażem i być może  dojdą  do wniosku, że rozwód wcale ich nie urządza i pogodzą się.  A poza tym jego matka wcale  nie marzy o powrocie  do Polski, więc jeśli by  się pogodzili to nadal będą mieszkać w Austrii. Marta po chwili zastanowienia  się powiedziała, że ani jej ojciec, ani Pati też nie pisnęli słowem na temat mieszkań Marty i Wojtka na Ursynowie. 

Marta natomiast powiedziała teraz mężowi, że w październiku kończy się jej umowa z facetem, który wynajmuje jej mieszkanie na Ursynowie i że w  związku z tym mogą rozpatrzeć czy zaproponować Andrzejowi jej  ursynowskie mieszkanie na  zasadzie zamiany jej już istniejącego mieszkania z jego jeszcze się budującym. Bo one są nawet  dość blisko siebie i chyba nawet identyczne metrażowo. A to, że Wojtek nie jest zorientowany w sytuacji finansowej Andrzeja  nie  znaczy  wcale, że jest ona zła. Bo jakby nie było Andrzej ma doktorat i pracuje już od  dość  dawna w bardzo dobrej klinice i na pewno zarabia więcej niż w państwowym szpitalu. A prywatnym  zdaniem Marty to chirurdzy chyba powinni dostawać jakiś  "dodatek stresowy" bo to szalenie  wyczerpujący nerwowo zawód. Nie  dość, że nauki od  groma bo człowiek to cholernie skomplikowany twór to są  ciężkie warunki pracy. 

Jeden z ich kolegów z podstawówki  ma ojca, który był a może i nadal jest neurochirurgiem i on zabronił synowi zdawania na medycynę bo to wielce wyniszczający  zawód.   Wiem o kim mówisz - powiedział Wojtek- mówisz o Kaziku B. Oni wyemigrowali i mieszkają w Luksemburgu. Ostatnia  wiadomość o nim brzmiała, że studiuje  architekturę- teraz pewnie już  skończył, a jego ojczulek nadal jest czynnym neurochirurgiem. Bartosz mówił, że rodzice  zafundowali Kaziowi siostrę, co go dziwnym trafem  wcale nie uszczęśliwiło, bo jest od niego dużo  młodsza. A co robi Bartek? - spytała Marta.  Nie mam pojęcia- gdy z nim rozmawiałem to  był na urlopie  dziekańskim na "esgiepisie" a ja go spotkałem szalenie  dawno w tramwaju gdy byłem chyba na trzecim  roku. Narzekał, że się  wszyscy rozjechali po świecie, ale  więcej się nie  spotkaliśmy. Zresztą to nic  dziwnego, w  szkole też raczej nie  byliśmy w jednej  sitwie.

Marta pokiwała tylko głową, chwilę milczała i potem powiedziała - wyczytałam w jakimś czasopiśmie, że my, jako naród  zaczynamy być największą diasporą - jeszcze  trochę a  niemal w każdym kraju będzie  można spotkać Polaka - autor artykułu usiłował rozwikłać dlaczego tak  się dzieje skoro nikt nam ojczyzny nie okupuje. Sporo jest Polaków  w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii a najmniej w Rosji i Chinach. Oczywiście autor  nie  rozpatrywał tu  wyjazdów turystycznych, tylko te związane  z dość długotrwałym zamieszkaniem. Bo jeśli idzie o turystykę to chyba  tylko na Biegunie  Południowym nie bywamy i w bardzo "Czarnej Afryce", ale Egipt, Tunezję, Maroko, Algierię to odwiedzamy i to chętnie. Jedna dziewczyna  z mojej grupy była zimą w Maroku i bardzo sobie ten pobyt  chwaliła. Co prawda z tej okazji zawaliła  sesję, ale  nie  wyglądała na   zmartwioną  tym faktem. Ona  nawet  miała  ze  sobą notatki, tylko jakoś zabrakło jej  zapału by w nie  chociaż  zerknąć.

Kochanie  moje, gdy skończysz te  studia to na pewno gdzieś się  wybierzemy. Może właśnie  zimą do jakiegoś "ciepłego kraju". Ja będę miał 30 dni roboczych urlopu, dni ustawowo wolne od  pracy nie  są wliczane do urlopu.  Fajnie  mi się siedzi w jednej "kajucie" z Michałem - dopiero teraz widzę jaki to mądry i życzliwy człowiek. I baaardzo bystry i ogromnie taktowny. Moja wiedza przy jego wiedzy, nie  tylko z naszej tematyki, to jak jedna pestka słonecznika przy ilości wyłuskanej z całej tarczy słonecznika, jak taka mała kropelka przy wodospadzie. Wpadniemy do  nich gdy im się  dzieciaki wychorują. Całe szczęście, że teraz nieomal przeciwko wszystkim  dziecięcym chorobom są szczepienia i nawet jeśli dzieciaki coś  załapią to przechodzą to lekko, bez powikłań. Tak brzmi teoria, ale jak mówi Michał teoria i praktyka  nie  są zgodnym stadłem i chodzą  zupełnie różnymi drogami.

Starszy siedzi teraz w domu bo w jego przedszkolu rozpanoszyła  się ospa wietrzna , więc przy pierwszym zgłoszonym przypadku zachorowania żona Michała  zatrzymała  starszego w  domu i przez kilka dni zadręczała siebie i dzieci sprawdzaniem czy  aby któreś nie  ma podejrzanej wysypki. Śmiejemy się z Michałem, że można napisać humoreskę pod  tytułem straszliwe  skutki ospy wietrznej w  przedszkolu, bo jak się śmiejemy przez to, że w przedszkolu starszego jest ta wietrzna ospa ja  musiałem nagle zastąpić na wykładach Michała co mnie przyprawiło o straszliwy stres i podobno na  wieść o tym nagłym zastępstwie zrobiłem  się zielony na twarzy, ale Michał wygrzebał w domu swoje konspekty i dostarczył  mi je dwie godziny przed wykładem  i jakimś cudem dałem radę, bo na moje szczęście był to maszynopis a nie jego hieroglify. I jak mi powiedział- pewnie na pocieszenie- panowie studenci byli zadowoleni, bo im na  dzień dobry powiedziałem, że po raz pierwszy prowadzę wykład i że jeżeli coś co powiem będzie dla kogoś mało jasne, to niech od  razu mi to zgłoszą i postaram  się to jaśniej z siebie wydalić.  I teraz co i  rusz Michał zostawia mnie na  pastwę studentom, bo przyniósł do pracy wszystkie swoje konspekty, a ja je sobie przetłumaczyłem  na  swoją modłę. Michał to popiera, bo jest pewien, że ja to im tak wytłumaczę,że bez trudu pojmą o co biega, bo jakby nie  było sam to całkiem niedawno pojąłem  i pamiętam co mnie  czasem sprawiało trudność. 

Jest  nieco zły, bo to przedszkole tanie nie jest a dzieciak siedzi w  domu, bo tam kolejne zachorowania a teraz jeszcze  doszła odra, przeciwko której  dzieci były  szczepione, ale to  nie uchroni  ich w 100% przed  zachorowaniem.  Teraz na  tempo szukają jakiejś osoby by albo posiedziała z młodszymi w domu albo przewietrzała  starszego na spacerze. No ale wtedy to będzie wywalał pieniądze i na przedszkole, do którego starszy nie  chodzi i na kogoś do opieki. Do tego wszystkiego jego żona czuje się winna, że za niego wyszła mając na głowie  dziecko i tonie  we łzach. 

Podpowiedziałem mu, żeby skrzyknął się z rodzicami dzieci, które profilaktycznie siedzą w domu by rodzice  tych  dzieci ponosili mniejsze opłaty, bo odpada opieka nad nie uczęszczającymi do przedszkola  dziećmi i ich wyżywienie, więc powinni płacić tylko czynsz za lokal, by dzieci miały dokąd wrócić gdy  się cała  sytuacja unormuje. No i ma zamiar tak właśnie  zrobić. Stwierdził, że jestem geniuszem, bo to logiczne rozwiązanie. Muszę zatelefonować do Andrzeja  i opowiedzieć mu o tym, bo on nie może  się doczekać chwili gdy jego chłopcy pójdą do przedszkola.  Michał się śmieje, że  dzięki infekcji w przedszkolu przestałem się bać godzin dydaktycznych  i dobrze mi to idzie.

Mam nadzieję że mówi prawdę a nie podpuszcza  mnie by mi poprawić morale.

                                                                 c.d.n.

                                                                    


1 komentarz: