W połowie maja ojciec Franka sprowadził się do niego na stałe i z tej okazji Franek zrobił niewielkie spotkanie - zaprosił obu braci z żonami i ojca Teresy. Zaproszenie ojca Teresy było pomysłem Krystiana, jako że obaj panowie byli w zbliżonym wieku, obaj samotni, bo jeden wdowiec a drugi według prawa nie rozwiedziony, ale porzucony przez żonę, więc może się jakoś zaprzyjaźnią z czasem.
To był całkiem dobry pomysł, obaj chodzili po domu Franka i wspominali, że jednak dawniej to były prawdziwe meble, z prawdziwego, dobrego gatunkowo drewna i proszę.... to było opłacalne, bo takie meble były i ładne i trwałe. Ojciec Franka stwierdził, że do takiej posiadłości to przydałby się duży pies, dobrze wytresowany- "bo jednak, proszę pana, jest naprawdę dobry stróż i przyjaciel domu". No ale to jednak jest kłopot - zauważył tata Teresy - to powinien być pies hodowany w domu od szczeniaka, no a nim się ten szczeniak wyhoduje na dobrego psa stróżującego to miną dwa lata. A szczeniak to kłopotliwy bywa, więc może jednak obędzie się bez psa.
Alina i Krystian szykowali się do ślubu, który miał być za tydzień. Pod wpływem Teresy Alina odstąpiła od pomysłu zrobienia jakiegoś przyjęcia dla znajomych, zresztą prosto ze ślubu mieli pojechać do Sandomierza, bo Kazik zarezerwował i opłacił dla nich ten sam hotel, w którym był z Teresą, ale nie cały tydzień, bo Krystian prowadził pewną sprawę i musiał szybko wracać do pracy. Jak sam powiedział, to najmądrzej byłoby gdyby wcale nie jechali. Oczywiście obaj ojcowie stwierdzili, że nastały czasy niemal barbarzyńskie, bowiem wszystko się dzieje w biegu.
Wszyscy, oprócz Kazika przyglądali się Teresie, która nadal nie wyglądała na ciężarną. Słuchajcie, do grudnia jeszcze daleko, a nie obżeram się, bo nie mam takiego nawyku, więc nie tyję. Ważę trochę więcej ale sporo chodzę by nabrać kondycji, więc nie tyję. Najważniejsze dla mnie jest to, że nie mam żadnych mdłości porannych.
Alina z kolei dziwiła się, że Teresa nie szaleje z zakupami dla dziecka. Alinko- tłumaczyła Teresa- dziecko to nie lalka Barbie czy też Ken i nie musi mieć sterty ubranek. Poza tym dziecko szybko rośnie, zobacz sama w sklepach z ciuszkami dla niemowląt- praktycznie co miesiąc trzeba kupować nowy rozmiar. Nie chcę wpaść w pułapkę zakupów dla dziecka.
Teraz nikt w cywilizowanych krajach nie kąpie dziecka codziennie - dziecko jest kąpane raz na tydzień. Pupę ma mytą przy każdej zmianie pampersa, buzię i łapiny przecierasz w razie potrzeby myjką. Takie ociupeństwo nie brudzi się tak jak dziecko, które już samo chodzi, a do tego jest niepilnowane. Ja mam zamiar hodować dziecko wg norm krajów cywilizowanych, a nie wg norm polskich. Rozmawiałam z Frankiem i stwierdził, żebym zrobiła mu spis za czym ma się rozejrzeć, jeżeli będę miała problem z kupnem tego co chcę dla dziecka. I, zapewniam cię, że nie będę ubierała dzieciaka w niebieskie szmatki. Teraz jest coraz więcej sklepów z zagranicznymi rzeczami dla maluszków. Na pewno zainwestujemy w wózek z importu, taki kombajn - jedno podwozie i dwa różne nadwozia. I w fotelik samochodowy- wpierw taki do roku, potem w drugi, dla starszego dziecka. I to wszystko będzie odłożone dla waszego dziecka, jeśli się na dziecko zdecydujecie. I pamiętaj, że posiadanie dziecka to nie jest obowiązek, to wybór i nikomu nic do waszego indywidualnego wyboru. Uważam, że do wszystkiego trzeba dojrzeć - zarówno do wyjścia za mąż a już obowiązkowo trzeba dobrze przemyśleć kwestię posiadania dziecka. Bo to jednak jest poważne uziemienie i konieczna jest zmiana priorytetów. Jedno jest pewne - od najwcześniejszych rozumnych dni dziecka wbiję mu do łepetynki, że tatuś jest wspaniały. Zresztą nie da się ukryć, że jest. Popatrz, mój tata też w nim zakochany, nie tylko ja.
Na razie zastanawiam się, który pokój będzie dla dziecka. Na pewno do roku będzie spało w naszej sypialni.Trochę mnie przeraża karmienie piersią, ale powinnam rok tak karmić. Podobno wtedy lepiej się rozwija mózg dziecka. Być może, że tak nawet jest, ale jeśli mamuśka durnowata to podejrzewam, że jej pokarm nie na wiele się zda. Inteligencję dziecko dziedziczy po matce. Wady wzroku po dziadkach. Strasznie ciekawa jest genetyka. Pewne wady powtarzają się w każdej rodzinie. Tyle tylko, że nikt mi nie zagwarantuje, że będę miała pokarm. Ja się wychowałam na butelce i krowim mleku, mama nie miała pokarmu, choć podobno bardzo się starała. Teraz jest mleko dla niemowląt dużo lepsze niż kiedyś było, a jednak się na tamtym gorszym, krowim wyhodowałam. I może być tak, że ja też będę miała z tym problem, który na szczęście jest do rozwiązania.
Alinko, a w czym masz zamiar stanąć przed panem urzędnikiem USC? Alina zamyśliła się. Najchętniej poszłabym w garsonce - mam letnią garsonkę w malinowym kolorze. Tylko nie mam do niej szpilek, no chyba, że założę białe i wezmę małą białą torebkę, taką na pasku, żeby mieć wolne ręce. I mam fajny, biały naszyjnik. No jasne, nie ma sensu wydawać forsy na te 15 minut w urzędzie - stwierdziła Teresa. Zerowa uroczystość.
Wiesz co Aluniu? udali się nam ci bracia! Tak z ręką na sercu to powinnam Robercikowi dziękować pięć razy dziennie za to, że mnie zdradził i że wszystko się wydało. Niech mu się dobrze ułoży życie z inną. A on wie, że wyszłaś za mąż za Kazika?- spytała Alina. Podejrzewam, że to jeszcze do niego nie dotarło, nie mam pojęcia. Pokasowałam w telefonie numery wszystkich wspólnych, a właściwie jego znajomych, łącznie z numerem byłej teściowej i teraz nie odbieram telefonów poza tymi, które mam wpisane w wykaz. Ale znając gada wiem, że gdyby wiedział to by mi to publicznie wykrzyczał, na przykład przychodząc do mnie do pracy. Mam nadzieję, że go w Polsce nie ma. Był zameldowany w moim mieszkaniu tylko na pobyt czasowy i został wymeldowany przez tatę, bo tata jest właścicielem tamtego mieszkania. A w pracy, jeśli do mnie zadzwoni i poprosi mnie panieńskim nazwiskiem, to mu powiedzą, że taka osoba już tu nie pracuje. Za to mój personel jest zachwycony urodą Zika. Już cała firma i okolice wiedzą, że mam baaardzo przystojnego męża.
No bo ładne te nasze chłopaki - stwierdziła Alina. No, ładne, a do tego mądre i porządne. Chcę byśmy wychowali dziecko tak jak oni byli wychowani. A nie wpadło ci do głowy, że my też byłyśmy tak porządnie jak i oni wychowane?- spytała Alina. I dlatego jest nam z nimi dobrze. Bo nie byłyśmy wychowywane bezstresowo. Wielu rzeczy nam nie było wolno robić, mówić, oglądać i czytać. Zawsze był ten filtr rodzicielski.
Alina rozglądała się po swoim dawnym domu i powiedziała Teresie, że wcale a wcale nie żałuje, że tu już nie mieszka. I że bardzo lubi mieszkanie Krystiana. I po ślubie zaczną się rozglądać za większym mieszkaniem, najlepiej bliżej mieszkania Teresy i Kazika. Po prostu najlepiej, gdyby było takie jak ich, albo przynajmniej cztery pokoje. Mają pieniądze z tej dopłaty Franka do domu Aliny. Co prawda Kris twierdzi, że to są tylko i wyłącznie pieniądze Aliny, ale mu z trudem w końcu wytłumaczyła, że tylko wtedy by tak było, gdyby była rozdzielność majątkowa, a ona się na takie rozwiązanie nie zgadza. Więc zaczną studiować ogłoszenia i wywieszą takowe w kilku miejscach na osiedlu. Może komuś być bardziej potrzebna gotówka niż cztery lub pięć pokoi i się przeprowadzi do trzech pokoi. Bo czynsze wciąż idą w górę. Poza tym sporo ludzi wyjeżdża z Polski i na początek potrzebują gotówki, a ona tę gotówkę ma w dewizach.
Świadkami na ślubie Aliny i Krystiana byli oczywiście Teresa i Kazik. Ponieważ ślub był o godzinie trzynastej, zaraz po nim pojechali na wspólny obiad do Kuźni Wilanowskiej, gdzie Teresa , w sekrecie przed nowożeńcami zarezerwowała obiad. W charakterze gości na ślubie był tata Teresy i Franek. Franek był zachwycony wyglądem Aliny i po cichu powiedział do Teresy, że szkoda, że to nie on "ratował" Alinę gdy nie mogła dojechać do Warszawy. Teresa ucięła dyskusję stwierdzeniem, że nie zbadane są koleje losu i że widocznie z jakiegoś powodu tak właśnie miało być i jest jak jest. Zaraz po obiedzie nowożeńcy pojechali w mini podróż poślubną do Sandomierza. Pan młody miał ze sobą plik papierów, które postanowił przejrzeć w tak zwanym "międzyczasie".
No ciekawe kiedy on znajdzie ten "międzyczas"- zastanawiała się na głos Teresa gdy już wrócili z obiadu do domu. Znajdzie, znajdzie - zapewniał ją Kazik. Gdy tylko Alina zaśnie to on będzie te notatki przeglądać i nieco popracuje. To istny tytan pracy. Nie wiem czy w okresie studiów miał chociaż jedną całą noc przespaną. Na prawie jest koszmarna ilość materiału do opanowania pamięciowego. To nie jest tak jak na technicznych, że jeśli coś naprawdę zrozumiałaś to resztę logicznie wydedukujesz w oparciu o to co już pojęłaś. Że już pominę milczeniem ten język. Nic dziwnego, że potem każdy z nich może godzinę gadać jak nakręcony. Zawsze mu dokuczałem, że on sobie zagląda do mózgu i przypomina sobie na której stronie to widział i potem trzepie z pamięci kilkanaście stron. On ma naprawdę świetnie wyćwiczoną pamięć.
Od momentu, gdy okazało się, że Teresa jest w ciąży, stała się obiektem ciągłej obserwacji i troski swego zakochanego w niej po czubek włosów męża. Szczególnej obserwacji podlegał "schowek na dziecko", czyli jej brzuch. Był codziennie dokładnie wycałowywany i głaskany rano i wieczorem, ponadto osobiście przez Kazika smarowany mazidłem przeciwko rozstępom. Z dodatkowych "atrakcji" brzuszek Teresy musiał wysłuchiwać jak bardzo Kazik kocha "ociupeństwo", które tam zamieszkało i jego mamusię. Teresa się śmiała, że Kazik więcej dba o jej brzuch niż o samochód. Ale z drugiej strony bardzo ją ta troska rozczulała i wciąż na nowo utwierdzała w przekonaniu, że tym razem prawidłowo ulokowała swoje uczucia i że Kazik jest najwspanialszym facetem pod Słońcem. Jej zdanie w tym temacie podzielał też jej ojciec, który szybko pokochał Kazika niczym własne dziecko. A Kazik bardzo szybko poczuł się jego synem. Kazik, gdy tylko podjęli decyzję, że chcą mieć dziecko, kupił sporo książek na temat ciąży i porodu oraz pielęgnacji dziecka oraz...pracę zbiorową amerykańskich lekarzy-pediatrów (tłumaczoną na język polski przez polskich pediatrów). Książka była wielkości formatki A-4, jej grubość wynosiła sześć centymetrów i bardzo dokładnie opisywała wszystkie aspekty życia i zdrowia dziecka od momentu narodzin do okresu "nastu" lat. Była też świetna i pod tym względem, że podawała tak zwane rozpoznania różnicowe chorób dziecięcych, bo wiele chorób miało wstępne objawy prawie identyczne i tu były podane te bardzo drobne różnice. Z początku Teresa się śmiała, że kupił sobie "modlitewnik", ale gdy dokładniej ją przejrzała- stwierdziła, że ma bardzo mądrego i kochanego męża i razem z nim chłonęła mądrości z tej książki. Jeden z kolegów w pracy Kazika, który już miał od kilku lat dziecko polecił mu i dał "namiary" na dobrego pediatrę, który (jego zdaniem) nie miał łba zakutego stereotypami i wiedział co się dzieje w światowej pediatrii. Teresa się śmiała, że jeszcze trochę a całe miasto będzie się interesowało jej ciążą, porodem a potem dzieckiem. Ale nie da się ukryć, że chociaż wydawałoby się to niemożliwe, jeszcze bardziej pokochała swego zakochanego we własnej żonie męża.
Któregoś dnia powiedziała do Kazika - wyczytałam, że mamy w mieście już i prywatne kliniki położnicze. Tata powiedział, że pokryje koszty mojego porodu i pobytu w takiej klinice- będziesz mógł być przy narodzinach naszego dziecka, o ile oczywiście nie przeraża cię widok krwi i widok rozmamłanej, spoconej, rozczochranej i klnącej lub płaczącej własnej żony. Zatelefonuję dziś do swojego ginekologa i zapytam się go którą z tych prywatnych klinik poleca. Słoneczko kochane, przecież nie ma potrzeby angażowania funduszy taty- w końcu po coś pracowałem kilka lat na Zachodzie i mam fundusze na to, by je wydać w "słusznej sprawie." Kupno tego mieszkania nie uszczupliło ich, bo mieliśmy z Krystianem spadek po rodzicach- nie tylko ich mieszkanie ale i dwie działki pod Warszawą, które obaj z wielką radością sprzedaliśmy- ani Krystian ani ja nie mamy zacięcia do działek i hodowli roślin. Z trudem odróżniamy dęby od kasztanów. Umów nas na rozmowę z tym swoim lekarzem - nawet go lubię, chociaż ogląda to co nikt poza mną, będąc facetem, nie powinien oglądać. Wybaczam mu, to jednak lekarz, a nie zwykły facet.
c.d.n.