niedziela, 31 marca 2024

Córeczka tatusia - 105

 Mniej więcej trzy tygodnie później do Andrzeja zatelefonował Ziuk z wiadomością, że on jest umówiony z jednym z lokatorów budynku w którym mieszka  Andrzej, bo ten człowiek chce  sprzedać dwupokojowe mieszkanie w sąsiednim budynku i Ziuk wpadł na pomysł, że kupi to mieszkanie. Umówiony jest  z właścicielem tego mieszkania na najbliższą  środę. Ale to rozmowa nie na telefon, więc Ziuk  chciałby porozmawiać o tym z Andrzejem w cztery oczy. 

Andrzeja nieco zatkało, ale szybko zerknął w rozpiskę swych  dyżurów i stwierdził, że jeśli to takie pilne, to może  Ziuk wpadłby do niego do kliniki, we  wtorek, bo on tam będzie  od 14,00 do 22,00  i  tego dnia raczej nikogo nie  będzie operował, a w ogóle najlepiej gdyby wpadł  zaraz o 14,00. Ziuku, ale ja nie mam bladego pojęcia po ile teraz "chodzą" mieszkania  na Ursynowie, więc chyba nie  za bardzo ci rozjaśnię w głowie. Ależ mnie nie idzie o ceny mieszkań, bo te  znam, mam inne pytania. Andrzej jeszcze  tego samego  dnia  zatelefonował  do Wojtka  z pytaniem, czy może on wie co Ziukowi odbiło, że chce  nabyć  jeszcze jedno  mieszkanie - przecież mają mieszkanie to co Ziuk przejął od Wojtka.  Usłyszał tylko w odpowiedzi, że Wojtek nic o tym nie wie,  a Michał nic  nie mówił, że Ziuk ma w planie kupno jeszcze jednego mieszkania. 

Ziuk, tak jak było umówione  wpadł do Andrzeja do kliniki i zreferował mu sprawę - otóż jego żona przyjaźni się okrutnie  z  panią majstrową a ta od lat z matką Ewy i matka Ewy wymyśliła, by Ziukowa  lub lepiej  Ziuk kupił na  siebie te  dwa pokoje z kuchnią, bo one są obok  bloku, w którym  mieszka Andrzej  i byłoby to mieszkanie  dla Ewy. Andrzej patrzył się  na Ziuka, słuchał, odpowiadał na pytania i w końcu  powiedział - ja tylko nie mogę pojąć dlaczego tego mieszkania nie może od  razu kupić na  siebie Ewa. Po co robić takie dziwne transakcje? Ja zupełnie tego nie rozumiem.  No bo rodzice Ewy są bardzo, bardzo oszczędni i jakimś psim  swędem dowiedzieli się, że gdy  mieszkanie kupuje ktoś, kto nie ma stałego  meldunku w Warszawie od lat, to wtedy cena mieszkania jest wyższa. A ona przecież ma stały meldunek w Bydgoszczy. Poza tym Ziuk  bardzo dokładnie  wypytywał Andrzeja jak  się spisuje Ewa, czy dzieci ją lubią, czy on jest  zadowolony z jej pracy.  Andrzej odpowiedział na  wszystkie  pytania i na koniec  powiedział, że musi się "przespać" z tą prośbą Ziuka, a właściwie  to z prośbą rodziców Ewy. No i oczywiście nic o tym wszystkim  nie powie Ewie. A czy komuś innemu mogę powiedzieć?- zapytał. No tak  ale też  z zastrzeżeniem, by Ewa o tym nie wiedziała. 

No dobrze, ale co Ewa będzie  miała  z tego, że ty kupisz to mieszkanie - bo słucham tego i wciąż nie wiem o co chodzi. No bo ja będę jej to mieszkanie wynajmował za darmo, jako przyjaciel rodziny- uświadomił go Ziuk.  No a pieniądze to i tak będą jej rodziców, tylko ona ma o tym nie wiedzieć. Andrzej popatrzył na Ziuka i powiedział - chyba jestem jednak mało bystry bo jakoś  zupełnie to do mnie  nie trafia. A w ogóle skąd oni wiedzą, że  w sąsiednim obok  "mojego"  bloku jest mieszkanie  do kupienia? W gwiazdach  to wyczytali  czy jakaś  tarocistka im to w kartach  wypatrzyła?

No ode mnie wiedzą, bo w mojej skrzynce listowej była kartka z taką informacją. Teraz jest taki zwyczaj, że sprzedający  wpierw wrzuca informację o tym, że  chce  sprzedać mieszkanie do skrzynek pocztowych lokatorów budynku, w którym mieszka i w  sąsiednim. Ci widocznie chcą  szybko sprzedać, bo powrzucali kartki w okoliczne  bloki. No a jestem  w to wszystko zamieszany, bo wszak sprzedałem  chałupę i ziemię i mogę  się wykazać, że stać mnie na taką inwestycję - oczywiście  dzięki temu, że Wojtek mi to wszystko sprzedał tylko po kosztach które  rzeczywiście poniósł a pan majster pewnie ma  trudności z wykazaniem  w razie  czego wszystkich wpływów.  Bo nie  wszyscy płacą oficjalnie.

A wiesz Ziuku, że Ewa teraz mieszka u mnie i śpi w pokoju chłopców?  Chcę  się w tygodniu zamienić z ojcem Wojtka na sofy, bo on ma taką porządną, podwójną a ta to jest wąska. A jemu  z kolei taka wystarczy, bo praktycznie jest stale  u Wojtka i Marty. Bo Marta "zarobiona" z okazji pisania  magisterki a on pilnuje żeby miała zawsze gorący obiadek gdy wróci do domu i drugie śniadanie gdy będzie na  wykładach.

Andrzej oczywiście zaraz  po rozwodzie powiedział swemu dyrektorowi, że od teraz jest samotnym ojcem, a sąd przyznał  dzieci jemu, więc ma nadzieję, że szef weźmie to pod uwagę i nie  będzie mu wtykał zbyt wielu "nocek", bo jednak to jeszcze małe  dzieciaki i nie może ich zostawić  na noc samych a za każdą noc, gdy będą zostawały  z opiekunką to on oczywiście  musi płacić. Poza tym tak mimochodem wspomniał, że gdyby wcześniej  mu się pokomplikowało życie osobiste to zostałby  w Londynie i tam po prostu  ściągnął dzieci. Nie ukrywał, że odpada opieka Leny nad  dziećmi, że teraz Lena już jest na leczeniu, więc on automatycznie  musi więcej  czasu poświęcać dzieciom. A tak naprawdę to on już nigdy  nie  zaryzykuje by zostawić ją samą z  dziećmi  w domu. Może będzie  to możliwe za jakiś czas gdy Lena przejdzie  wielomiesięczną kurację. Szef, któremu Andrzej powiedział o chorobie  Leny stwierdził, że Andrzej  powinien  raczej  nie mieć  złudzeń i że choć  czasami i przez  rok może być wszystko dobrze, to jednak następują okresy pogorszenia i  nikt nie jest w  stanie przewidzieć w jakim  stopniu stan się pogorszy.  Andrzej powiedział w pracy, że na razie w opiece nad  dziećmi pomagają mu przyjaciele i dalsza rodzina.

W domu Andrzej wytłumaczył z kolei Ewie, żeby gotowała posiłki tylko dla dzieci i siebie, bo on będzie  się stołował w kantynie. Oczywiście na  swoje posiłki Ewa ma brać te produkty co i dla  dzieci. I niech  dzieci pomagają  jej w sprzątaniu, on też się do tego włączy, bo ona nie jest "pomocą domową" ale wychowawczynią dla dzieci. Od  września starszy będzie  już  chodził  do zerówki, do której nie jest na szczęście daleko. W dni,  w które Andrzej idzie do pracy później on go zaprowadzi, a Ewa razem z młodszym odbierze. Oczywiście pierwszego dnia odprowadzą go oboje, bo Andrzej przedstawi Ewę osobie, która będzie  wychowawczynią grupy  "zerówkowej".

Jak powszechnie wiadomo ściany mają uszy i oczy i dość  szybko rozeszła  się wiadomość, że Wojtek jest po rozwodzie.  Fakt, że dzieci  zostały przy nim dawał paniom chętnym do podrywu dużo do myślenia i bardzo skutecznie  zmalała ilość  zainteresowanych  nim pań.  Co innego poflirtować i pożartować  a co innego "wkręcić" się w pomaganie w opiece nad dziećmi samotnego ojca. Na  biurku  w  swoim  gabinecie Andrzej zlikwidował zdjęcie Leny z dziećmi, były tylko zdjęcia dzieci oraz Marty w objęciach Wojtka i swego teścia.

Ojciec Wojtka,  czyli  "dziadek Wiesiek" dość  szybko i sprawnie  przeprowadził  zamianę sof  oraz  zorganizował rzecz  całą angażując  do tego "pana majstra". W tempie  ekspresowym bo w niecałe trzy godziny sofy zamieniły  się  "adresami" i living room w mieszkaniu Andrzeja zamienił  się  w pokój  chłopców i Ewy. 

Andrzej dojrzał wreszcie do chwili, o której myślał już od jakiegoś  czasu - zatelefonował do swego ojca z pytaniem, czy mógłby rodzicom w któryś weekend przedstawić swych synków, bo chyba  czas by poznali swego własnego  dziadka. Tylko nie przywoź tu tej rozkoszniaczki - powiedział ojciec. Andrzej tylko się zaśmiał mówiąc - nie ma obawy, jesteśmy rozwiedzeni i sąd mnie przyznał opiekę nad  chłopcami. I co, masz  drugą żonę? - spytał ojciec.

Nie, ale zaangażowałem do  opieki  nad nimi osobę która  jest po studiach wychowania przedszkolnego. Dzieci bardzo ją lubią, mówią nawet  do niej  "ciocia". No to ją też przywieź.  Raczej nie, bo jeśli ja nie mam w weekend dyżuru to ona ma wtedy wolne i z tego korzysta. Ona po prostu u  mnie pracuje, płacę jej ZUS.

A dlaczego mówisz, że przedstawisz  synków? Ja słyszałem, że masz syna i córkę. Ta twoja "była" kiedyś spotkała Frankowską i powiedziała, że drugie  dziecko to będzie  dziewczynka, bo tak wykazało USG. No to najzwyczajniej  w  świecie  skłamała - powiedział Andrzej. Nie było nawet  cienia podejrzenia, że  drugie to dziewczynka. To ile twoje chłopaki już mają lat? - spytał się ojciec Andrzeja. Sześć i cztery - starszy we  wrześniu idzie do zerówki. No dobrze, to przyjedźcie w niedzielę, tak koło południa. Matka się popłacze- to pewne- stwierdził.  Tato, jeśli jej  powiesz  dziś, że przyjadę z nimi w niedzielę to się  zdąży do tego czasu uspokoić, nadziwić, wygłosić ze  sto teorii jak  marnie  na pewno są wasi wnukowie wychowani i na pewno dom  wam rozwalą na kawałki.  Nikt z dorosłych w otoczeniu moich  chłopców nie płacze i mogą się wystraszyć - wytłumacz  jej to.  

A ty nadal mieszkasz  w tym paskudnym  mieszkaniu na  Woli? - ojciec  wyraźnie  chciał jeszcze  trochę porozmawiać.  Nie,  mieszkam na Ursynowie, mam trzypokojowe mieszkanie z loggią. No i wreszcie blisko do pracy. A w którym szpitalu pracujesz?  W prywatnej klinice - ja cię przepraszam, ale za pięć minut mam już pacjenta.  Dzwonię do  ciebie  z pracy. Więc przyjadę w niedzielę około południa i wtedy porozmawiamy.  Andrzej wyłączył telefon i mruknął sam do siebie - będzie  ciekawie!  Muszę jakoś chłopców ustawić. A może jednak wziąć Ewę? Wtedy cała uwaga "starych" nie  będzie  skupiona tylko na dzieciach - zastanawiał się.  Ciekawe jak  się zmienili- jakoś tak mało ich od czasu  ślubu widywałem, że nie  wiem czy poznałbym ich na ulicy. Muszę się skonsultować z Martą co im przywieźć i czy poprosić Ewę by pojechała ze mną.

W chwilę później napisał do Marty i Wojtka, że w niedzielę robi krok w  stronę normalizacji rodzinnych stosunków i zabierze  chłopców do swych rodziców. A Ewę też?-  zapytała Marta. Nie, pilnuję żeby zawsze gdy nie jestem w pracy miała czas wolny dla siebie. Ale muszę to jeszcze przemyśleć, bo jej obecność na pewno nieco rozproszy zbytnie  zainteresowanie moich rodziców chłopcami.

No popatrz - chyba bardziej się opłaca  być opiekunką  do dziecka niż jego matką - napisała   Marta - matki tak naprawdę  nigdy nie mają dla siebie czasu wolnego, bo nawet gdy dzieciak  śpi to mają pełne ręce roboty, trzeba jedzenie  ugotować dla  całej rodziny i  chatę trzeba  obrobić, coś poprać,  coś przyszyć, zakupy zrobić. Jak się tak  spokojnie  zastanowić to kobiety mają przechlapane, nawet te, które mają jakąś pomoc  do dziecka i nie  bardzo rozumiem dlaczego się demografowie dziwią, że  dzietność  spada.  Ala ma niechcący troje i pomagają jej dziadkowie  pierwszego dziecka a i tak zarobiona jest po uszy, chociaż i Michał pomaga gdy wróci z pracy, bo się zajmuje dzieciakami.

Marciu - doradź mi - co mam rodzicom przywieźć? Same dzieci czy jeszcze coś? Za moment dostał odpowiedź- zlituj się,  ja ich przecież   nie  znam i nie mam pojęcia   jakie  były w twojej rodzinie schematy przychodzenia  w gości!  Jeśli twoja mama lubiła kiedyś  kwiaty to  wezmę od  Patrycji jakiś doniczkowy kwiatek - zawszeć dłużej "wyrobi" niż  cięty i może go mamie dać młodszy - on  uwielbia coś dawać, jak zauważyłam. A o czymś dla ojca to pogadaj z "dziadkiem  Cześkiem", on wie  co starsi panowie  lubią  dostawać -  ja nie mam pojęcia.

                                                                     c.d.n.