Mniej więcej trzy tygodnie później do Andrzeja zatelefonował Ziuk z wiadomością, że on jest umówiony z jednym z lokatorów budynku w którym mieszka Andrzej, bo ten człowiek chce sprzedać dwupokojowe mieszkanie w sąsiednim budynku i Ziuk wpadł na pomysł, że kupi to mieszkanie. Umówiony jest z właścicielem tego mieszkania na najbliższą środę. Ale to rozmowa nie na telefon, więc Ziuk chciałby porozmawiać o tym z Andrzejem w cztery oczy.
Andrzeja nieco zatkało, ale szybko zerknął w rozpiskę swych dyżurów i stwierdził, że jeśli to takie pilne, to może Ziuk wpadłby do niego do kliniki, we wtorek, bo on tam będzie od 14,00 do 22,00 i tego dnia raczej nikogo nie będzie operował, a w ogóle najlepiej gdyby wpadł zaraz o 14,00. Ziuku, ale ja nie mam bladego pojęcia po ile teraz "chodzą" mieszkania na Ursynowie, więc chyba nie za bardzo ci rozjaśnię w głowie. Ależ mnie nie idzie o ceny mieszkań, bo te znam, mam inne pytania. Andrzej jeszcze tego samego dnia zatelefonował do Wojtka z pytaniem, czy może on wie co Ziukowi odbiło, że chce nabyć jeszcze jedno mieszkanie - przecież mają mieszkanie to co Ziuk przejął od Wojtka. Usłyszał tylko w odpowiedzi, że Wojtek nic o tym nie wie, a Michał nic nie mówił, że Ziuk ma w planie kupno jeszcze jednego mieszkania.
Ziuk, tak jak było umówione wpadł do Andrzeja do kliniki i zreferował mu sprawę - otóż jego żona przyjaźni się okrutnie z panią majstrową a ta od lat z matką Ewy i matka Ewy wymyśliła, by Ziukowa lub lepiej Ziuk kupił na siebie te dwa pokoje z kuchnią, bo one są obok bloku, w którym mieszka Andrzej i byłoby to mieszkanie dla Ewy. Andrzej patrzył się na Ziuka, słuchał, odpowiadał na pytania i w końcu powiedział - ja tylko nie mogę pojąć dlaczego tego mieszkania nie może od razu kupić na siebie Ewa. Po co robić takie dziwne transakcje? Ja zupełnie tego nie rozumiem. No bo rodzice Ewy są bardzo, bardzo oszczędni i jakimś psim swędem dowiedzieli się, że gdy mieszkanie kupuje ktoś, kto nie ma stałego meldunku w Warszawie od lat, to wtedy cena mieszkania jest wyższa. A ona przecież ma stały meldunek w Bydgoszczy. Poza tym Ziuk bardzo dokładnie wypytywał Andrzeja jak się spisuje Ewa, czy dzieci ją lubią, czy on jest zadowolony z jej pracy. Andrzej odpowiedział na wszystkie pytania i na koniec powiedział, że musi się "przespać" z tą prośbą Ziuka, a właściwie to z prośbą rodziców Ewy. No i oczywiście nic o tym wszystkim nie powie Ewie. A czy komuś innemu mogę powiedzieć?- zapytał. No tak ale też z zastrzeżeniem, by Ewa o tym nie wiedziała.
No dobrze, ale co Ewa będzie miała z tego, że ty kupisz to mieszkanie - bo słucham tego i wciąż nie wiem o co chodzi. No bo ja będę jej to mieszkanie wynajmował za darmo, jako przyjaciel rodziny- uświadomił go Ziuk. No a pieniądze to i tak będą jej rodziców, tylko ona ma o tym nie wiedzieć. Andrzej popatrzył na Ziuka i powiedział - chyba jestem jednak mało bystry bo jakoś zupełnie to do mnie nie trafia. A w ogóle skąd oni wiedzą, że w sąsiednim obok "mojego" bloku jest mieszkanie do kupienia? W gwiazdach to wyczytali czy jakaś tarocistka im to w kartach wypatrzyła?
No ode mnie wiedzą, bo w mojej skrzynce listowej była kartka z taką informacją. Teraz jest taki zwyczaj, że sprzedający wpierw wrzuca informację o tym, że chce sprzedać mieszkanie do skrzynek pocztowych lokatorów budynku, w którym mieszka i w sąsiednim. Ci widocznie chcą szybko sprzedać, bo powrzucali kartki w okoliczne bloki. No a jestem w to wszystko zamieszany, bo wszak sprzedałem chałupę i ziemię i mogę się wykazać, że stać mnie na taką inwestycję - oczywiście dzięki temu, że Wojtek mi to wszystko sprzedał tylko po kosztach które rzeczywiście poniósł a pan majster pewnie ma trudności z wykazaniem w razie czego wszystkich wpływów. Bo nie wszyscy płacą oficjalnie.
A wiesz Ziuku, że Ewa teraz mieszka u mnie i śpi w pokoju chłopców? Chcę się w tygodniu zamienić z ojcem Wojtka na sofy, bo on ma taką porządną, podwójną a ta to jest wąska. A jemu z kolei taka wystarczy, bo praktycznie jest stale u Wojtka i Marty. Bo Marta "zarobiona" z okazji pisania magisterki a on pilnuje żeby miała zawsze gorący obiadek gdy wróci do domu i drugie śniadanie gdy będzie na wykładach.
Andrzej oczywiście zaraz po rozwodzie powiedział swemu dyrektorowi, że od teraz jest samotnym ojcem, a sąd przyznał dzieci jemu, więc ma nadzieję, że szef weźmie to pod uwagę i nie będzie mu wtykał zbyt wielu "nocek", bo jednak to jeszcze małe dzieciaki i nie może ich zostawić na noc samych a za każdą noc, gdy będą zostawały z opiekunką to on oczywiście musi płacić. Poza tym tak mimochodem wspomniał, że gdyby wcześniej mu się pokomplikowało życie osobiste to zostałby w Londynie i tam po prostu ściągnął dzieci. Nie ukrywał, że odpada opieka Leny nad dziećmi, że teraz Lena już jest na leczeniu, więc on automatycznie musi więcej czasu poświęcać dzieciom. A tak naprawdę to on już nigdy nie zaryzykuje by zostawić ją samą z dziećmi w domu. Może będzie to możliwe za jakiś czas gdy Lena przejdzie wielomiesięczną kurację. Szef, któremu Andrzej powiedział o chorobie Leny stwierdził, że Andrzej powinien raczej nie mieć złudzeń i że choć czasami i przez rok może być wszystko dobrze, to jednak następują okresy pogorszenia i nikt nie jest w stanie przewidzieć w jakim stopniu stan się pogorszy. Andrzej powiedział w pracy, że na razie w opiece nad dziećmi pomagają mu przyjaciele i dalsza rodzina.
W domu Andrzej wytłumaczył z kolei Ewie, żeby gotowała posiłki tylko dla dzieci i siebie, bo on będzie się stołował w kantynie. Oczywiście na swoje posiłki Ewa ma brać te produkty co i dla dzieci. I niech dzieci pomagają jej w sprzątaniu, on też się do tego włączy, bo ona nie jest "pomocą domową" ale wychowawczynią dla dzieci. Od września starszy będzie już chodził do zerówki, do której nie jest na szczęście daleko. W dni, w które Andrzej idzie do pracy później on go zaprowadzi, a Ewa razem z młodszym odbierze. Oczywiście pierwszego dnia odprowadzą go oboje, bo Andrzej przedstawi Ewę osobie, która będzie wychowawczynią grupy "zerówkowej".
Jak powszechnie wiadomo ściany mają uszy i oczy i dość szybko rozeszła się wiadomość, że Wojtek jest po rozwodzie. Fakt, że dzieci zostały przy nim dawał paniom chętnym do podrywu dużo do myślenia i bardzo skutecznie zmalała ilość zainteresowanych nim pań. Co innego poflirtować i pożartować a co innego "wkręcić" się w pomaganie w opiece nad dziećmi samotnego ojca. Na biurku w swoim gabinecie Andrzej zlikwidował zdjęcie Leny z dziećmi, były tylko zdjęcia dzieci oraz Marty w objęciach Wojtka i swego teścia.
Ojciec Wojtka, czyli "dziadek Wiesiek" dość szybko i sprawnie przeprowadził zamianę sof oraz zorganizował rzecz całą angażując do tego "pana majstra". W tempie ekspresowym bo w niecałe trzy godziny sofy zamieniły się "adresami" i living room w mieszkaniu Andrzeja zamienił się w pokój chłopców i Ewy.
Andrzej dojrzał wreszcie do chwili, o której myślał już od jakiegoś czasu - zatelefonował do swego ojca z pytaniem, czy mógłby rodzicom w któryś weekend przedstawić swych synków, bo chyba czas by poznali swego własnego dziadka. Tylko nie przywoź tu tej rozkoszniaczki - powiedział ojciec. Andrzej tylko się zaśmiał mówiąc - nie ma obawy, jesteśmy rozwiedzeni i sąd mnie przyznał opiekę nad chłopcami. I co, masz drugą żonę? - spytał ojciec.
Nie, ale zaangażowałem do opieki nad nimi osobę która jest po studiach wychowania przedszkolnego. Dzieci bardzo ją lubią, mówią nawet do niej "ciocia". No to ją też przywieź. Raczej nie, bo jeśli ja nie mam w weekend dyżuru to ona ma wtedy wolne i z tego korzysta. Ona po prostu u mnie pracuje, płacę jej ZUS.
A dlaczego mówisz, że przedstawisz synków? Ja słyszałem, że masz syna i córkę. Ta twoja "była" kiedyś spotkała Frankowską i powiedziała, że drugie dziecko to będzie dziewczynka, bo tak wykazało USG. No to najzwyczajniej w świecie skłamała - powiedział Andrzej. Nie było nawet cienia podejrzenia, że drugie to dziewczynka. To ile twoje chłopaki już mają lat? - spytał się ojciec Andrzeja. Sześć i cztery - starszy we wrześniu idzie do zerówki. No dobrze, to przyjedźcie w niedzielę, tak koło południa. Matka się popłacze- to pewne- stwierdził. Tato, jeśli jej powiesz dziś, że przyjadę z nimi w niedzielę to się zdąży do tego czasu uspokoić, nadziwić, wygłosić ze sto teorii jak marnie na pewno są wasi wnukowie wychowani i na pewno dom wam rozwalą na kawałki. Nikt z dorosłych w otoczeniu moich chłopców nie płacze i mogą się wystraszyć - wytłumacz jej to.
A ty nadal mieszkasz w tym paskudnym mieszkaniu na Woli? - ojciec wyraźnie chciał jeszcze trochę porozmawiać. Nie, mieszkam na Ursynowie, mam trzypokojowe mieszkanie z loggią. No i wreszcie blisko do pracy. A w którym szpitalu pracujesz? W prywatnej klinice - ja cię przepraszam, ale za pięć minut mam już pacjenta. Dzwonię do ciebie z pracy. Więc przyjadę w niedzielę około południa i wtedy porozmawiamy. Andrzej wyłączył telefon i mruknął sam do siebie - będzie ciekawie! Muszę jakoś chłopców ustawić. A może jednak wziąć Ewę? Wtedy cała uwaga "starych" nie będzie skupiona tylko na dzieciach - zastanawiał się. Ciekawe jak się zmienili- jakoś tak mało ich od czasu ślubu widywałem, że nie wiem czy poznałbym ich na ulicy. Muszę się skonsultować z Martą co im przywieźć i czy poprosić Ewę by pojechała ze mną.
W chwilę później napisał do Marty i Wojtka, że w niedzielę robi krok w stronę normalizacji rodzinnych stosunków i zabierze chłopców do swych rodziców. A Ewę też?- zapytała Marta. Nie, pilnuję żeby zawsze gdy nie jestem w pracy miała czas wolny dla siebie. Ale muszę to jeszcze przemyśleć, bo jej obecność na pewno nieco rozproszy zbytnie zainteresowanie moich rodziców chłopcami.
No popatrz - chyba bardziej się opłaca być opiekunką do dziecka niż jego matką - napisała Marta - matki tak naprawdę nigdy nie mają dla siebie czasu wolnego, bo nawet gdy dzieciak śpi to mają pełne ręce roboty, trzeba jedzenie ugotować dla całej rodziny i chatę trzeba obrobić, coś poprać, coś przyszyć, zakupy zrobić. Jak się tak spokojnie zastanowić to kobiety mają przechlapane, nawet te, które mają jakąś pomoc do dziecka i nie bardzo rozumiem dlaczego się demografowie dziwią, że dzietność spada. Ala ma niechcący troje i pomagają jej dziadkowie pierwszego dziecka a i tak zarobiona jest po uszy, chociaż i Michał pomaga gdy wróci z pracy, bo się zajmuje dzieciakami.
Marciu - doradź mi - co mam rodzicom przywieźć? Same dzieci czy jeszcze coś? Za moment dostał odpowiedź- zlituj się, ja ich przecież nie znam i nie mam pojęcia jakie były w twojej rodzinie schematy przychodzenia w gości! Jeśli twoja mama lubiła kiedyś kwiaty to wezmę od Patrycji jakiś doniczkowy kwiatek - zawszeć dłużej "wyrobi" niż cięty i może go mamie dać młodszy - on uwielbia coś dawać, jak zauważyłam. A o czymś dla ojca to pogadaj z "dziadkiem Cześkiem", on wie co starsi panowie lubią dostawać - ja nie mam pojęcia.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz