Andrzej szykował się do wizyty z dziećmi u swych rodziców niczym średniowieczny rycerz do wyprawy krzyżowej - tak to określiła Marta. Wyluzuj, to przecież twoi rodzice a nie nowy pracodawca na którym musisz zrobić jak najlepsze wrażenie na kilku frontach by otrzymać dobre stanowisko i odpowiednie warunki finansowe - tłumaczyła mu Marta a wtórowali jej Wojtek i jego ojciec.
No nie byłem idealnym synem, wiecznie z ojcem koty darłem- to szalenie apodyktyczny facet, który zawsze lubił wszystkim rządzić i narzucać swą wolę. On sobie wymarzył syna-architekta i mało mnie nie pobił, gdy mu powiedziałem, że nie będę studiował architektury bo mnie to nie interesuje. A na dodatek ożeniłem się z Leną, która na pewno nie była dla którejkolwiek pary rodziców wymarzoną synową. Pyskata, swobodna, "wypacykowana", jak mawiała mama no i spieprzyliśmy "w krótkich obcugach" z wesela- tłumaczył Andrzej. Co prawda mówiłem, że my nie chcemy żadnego wesela, no ale zdaniem moich "starych" jak jest ślub to musi i być wesele, bo tak sobie to wymyślili.
No wiesz- ja też podpadłem- co prawda nie z powodu ucieczki z wesela, ale z dlatego, że w tajemnicy zdałem na studia w Warszawie a nie jak Bóg przykazał w Austrii i powiedziałem o tym, gdy już wiedziałem, że jestem przyjęty na te studia. Co prawda gdybym zdawał w Wiedniu to też na informatykę. Jak się już "starzy" nazłościli na mnie to powiedziałem, że gdyby musieli płacić za moje mieszkanie i utrzymanie w Wiedniu to byłoby to znacznie droższe niż mieszkanie w Warszawie z siostrą mego ojca - mówił Wojtek.
Marta zaśmiała się - wygląda na to, że ja miałam najlepiej z was- dwa lata straciłam na wymyślaniu co bym chciała studiować, raz oblałam egzamin na medycynę, a mój tata wcale mnie nie popędzał mówiąc żebym się spokojnie zastanowiła co chcę studiować to potem będę przecież pracować w wybranym przez siebie kierunku. No wiesz - twój tata to szalenie szalenie delikatny i wyrozumiały człowiek - powiedział Wojtek. Ja go naprawdę kocham i naprawdę bardziej niż własnego ojca. Chociaż nie da się ukryć, że mój ojciec bardzo, bardzo zmienił się na korzyść odkąd się rozszedł z mamą. Ponieważ w domu funkcjonowałem głównie "na podsłuchu" to nie jeden raz słyszałem, że on, dla dobra Marty, zawalił swoją drogę zawodową, bo gdyby wyjechał na placówkę to Marta musiałaby iść do szkoły z internatem. Moja matka mówiła, że ojciec Marty histeryzuje i że tam przecież bardzo dbają o te dzieci i one widują się z rodzicami gdy są ferie lub wakacje. To była w Warszawie jakaś szkoła z internatem? - dziwił się Andrzej. No tak, bo w niewielu krajach były polskie szkoły, a dzieci wszak muszą chodzić do szkoły. Nie wszyscy rodzice , tak jak moi, pakowali dzieciaka do szkoły za granicą, a z kolei w niektóre miejsca nie wysyłano facetów bez żon. Tylko nie pytajcie mnie dlaczego - powiedział Wojtek. To proste - powiedziała Marta- samotni nie byli brani pod uwagę żeby nie wpadli na jakąś podstawioną babkę i nie wyjawili jakichś "wrażliwych danych". Kiedyś mi to tata wyjaśniał.
Andrzej był wielce zestresowany czekającą go wizytą. Początkowo był zdecydowany by wziąć również ze sobą Ewę, ale ten pomysł wybiła mu z głowy Marta mówiąc, że być może obecność Ewy rzeczywiście odwróci nieco uwagę jego rodziców od chłopców i nie będą dręczyć dzieci pytaniami, ale w zamian za to może się liczyć z bardzo niewygodnymi pytaniami odnośnie Ewy - w rodzaju czy ma na przyszłość jakieś plany wobec niej lub wręcz dociekania czy przyczyną rozwodu jest rzeczywiście zachowanie i choroba Leny czy może on romansuje ukradkiem z Ewą. Bo Ewa zdecydowanie nie wygląda na nianię do dzieci - żadna pani domu nie zatrudniła by jej u siebie bo dziewczyna jest atrakcyjna. Poza tym Marta wcisnęła Andrzejowi koszyczek z fiołkami afrykańskimi w doniczce dla mamy a dla taty "sztywny bukiet" w postaci dobrego koniaku - z domowych zapasów swego taty. A dla chłopców "zaczarowaną tablicę" na której mogli rysować i jednym ruchem ręki skasować to co nabazgrolili. Gier elektronicznych nie pozwoliła im wziąć, bo nadal Wojtek z Michałem nie mieli czasu by zajrzeć im "w bebechy" i skasować lub mocno wyciszyć ich dźwięk.
I pokajaj się przed mamą, że się ożeniłeś z Leną, to może się dowiesz czemu nie chcieli jej za synową- dodała na końcu Marta. I pamiętaj, że dzieci mają bardzo dobry słuch i najczęściej słyszą to, czego nie powinny, więc reaguj natychmiast gdy któreś zacznie "ćwierkać" coś, o czym dzieci nie powinny słyszeć - po prostu zwróć rodzicom cicho uwagę, że to temat tabu bo są dzieci. Obiecaj, że zaspokoisz ich ciekawość innym razem gdy nie będzie obok dzieci. I dobrze, że nie idziesz z dzieciakami na obiad a tylko na podwieczorek - jest większa szansa, że dostaną na talerze to co lubią - zapewne jakieś ciasto twoja mama wymodzi sama jeśli lubi piec lub ewentualnie kupi. I zapewniam cię, że oni też są tak samo jak ty zestresowani.
Muszę jeszcze dziś wieczorem do nich zatelefonować i przepytać się którędy do nich jest najwygodniej dojechać, bo ich chałupa stoi obecnie na granicy dwóch "zadupiów", a wiem, że w okolicy pobudowało się sporo chałup i nie wiem czy trafię, bo pozmieniały się na pewno "punkty orientacyjne". A wolałbym nie błądzić i nie wypytywać o nich po drodze. A gdzie to jest? A tak bliżej Piaseczna niż Warszawy, kiedyś był tam dojazd tylko od strony Piaseczna a teraz jest podobno od drogi na Lesznowolę, która odchodzi od Puławskiej jeszcze przed Piasecznem. Zero komunikacji z Warszawą, bez samochodu to tam się nie istnieje i ojciec nie mógł pojąć, że ja nie chcę tam mieszkać. Zero sklepów - wszystko ciągniesz z Warszawy lub Piaseczna. Zero pomocy medycznej - najbliższy lekarz w Piasecznie. Jak kupili tę chałupę to obok były tylko puste działki budowlane. Wiem od innych, że tam teraz już sporo się pobudowało, bo działki były tanie, wiele osób kupowało działkę, inwestowali w budowę a potem sprzedawali całość i to się ponoć opłacało. Ta ich parcela jest olbrzymia, jest co obrabiać, chałupa piętrowa i siedzą tam sami. Ja tam to chyba aż trzy razy byłem i bałbym się tam mieszkać, bo dookoła pusto, droga dojazdowa nie utwardzona i tym podobne luksusy. Stary to się "złaszczył" bo to była tania chałupa. Jak ojciec zemrze to mi przypadnie zapewne w spadku i wtedy natychmiast sprzedam. A dla matki to kupię jakieś małe mieszkanie w Warszawie. Gorzej będzie gdy to ona pierwsza odejdzie, bo z nim się trudno dogadać. No a na dodatek to wcale mnie pod względem projektowym ta chata nie odpowiada, bo na dole living room to ma lekko ze 46 metrów kwadratowych, mnóstwo okien do mycia a pokój trudny do ogrzania zimą , kuchnia też taka wielka, że można się w berka bawić, a na piętrze małe pokoiki. Plac ma ze 2 tys. metrów kwadratowych, jest co kosić i przycinać. No istne wariatkowo, garaż na dwa samochody. Ale jak zimą dobrze posypie to z posesji nie wyjedziesz, bo nie ma kto "ulicy" odśnieżyć. Matka do mnie kiedyś dzwoniła z pytaniem czy nie przyjechałbym odgarnąć śniegu bo z garażu ojciec nie może wyjechać, więc jej tylko powiedziałem, że jestem chirurgiem a nie facetem z zakładu oczyszczania miasta i że powinni raczej pomyśleć nad sprzedażą tej chałupy, bo z wiekiem będzie coraz ciężej. A mieli całkiem miłe mieszkanie na Wierzbnie, blisko Puławskiej ale hałas z Puławskiej tam nie dochodził. I był to ładny, przedwojenny budynek. Trzy duże ładne pokoje na drugim piętrze, blisko do sklepów, blisko do lekarza.
Ciekawy jestem czy już ojcu minął entuzjazm do mieszkania na takim zadupiu. On to zupełnie nie rozumie, że ja właściwie wciąż jestem poza domem, że ja nie pracuję w domu tak jak on to robił. I chyba nie dotarło do niego, że gdybym był, tak jak mu się marzyło, architektem, to też bym nie pracował w domu tylko w jakimś biurze projektowym. Bo staremu się marzyło, że ja będę projektował domy a on je będzie sprzedawał. Brakowało tylko w tych planach trzeciego ogniwa- tego kto je będzie budował.
Wiesz, a myśmy się w pewnej chwili przymierzali się do kupna jakiegoś domu, nawet oglądaliśmy te domki na Kabatach, ale one straszliwie drogie i małe i są raczej wiaty przy nich a nie garaże. Potem z Ziukiem oglądaliśmy też budujące się domy w Powsinie - bliziutko Ursynowa, ale projekty były delikatnie mówiąc kiepskie, zero sklepów, las pod nosem, żadnego zabezpieczenia przed kradzieżą, bo ogrodzenie ze zwykłego drutu- nawet nie siatka, tylko takie jak czasem pastwiska są ogrodzone. Do Ursynowa dojazd drogą bitą przez ugór. No i oczywiście sprawa zmarła śmiercią naturalną - powiedział Wojtek.
Nie stresuj się na zapas- pamiętaj cały czas, że masz fajne mieszkanie, niedaleko do pracy i masz nas - więc nawet głupie gadanie twego ojca jednym uchem wpuszczaj a drugim szybko wypuszczaj - powiedziała Marta. Jesteś już dawno poza zasięgiem wpływu ojca na twoje życie- to nie on będzie teraz tobie potrzebny ale prędzej ty jemu. Jeśli poczujesz dyskomfort to wyjdź do toalety i wyślij do nas sms SOS- nic więcej, a Wojtek lub ja natychmiast do ciebie zatelefonujemy, że masz wracać do kliniki i przyjedziecie wtedy do nas, żebyś to spotkanie odreagował. My się nigdzie nie wybieramy, ja mam zamiar pisać ale Wojtek i ojciec będą wolni. A poza tym mogę w każdej chwili przerwać pisanie i odetchnąć.
Wstając z fotela Marta lekko się skrzywiła, co nie umknęło uwadze Andrzeja i zapytał co ją boli i czy może to prawy dolny kwadrant brzucha. Nie, ale zrobił mi się pęcherz pod spodem stopy i chyba muszę go przekłuć, bo sam cholernik nie pękł jak dotąd. Pokaż- zarządził Andrzej - skoro sam nie pękł i boli gdy obciążasz nogę, to muszę to zobaczyć . Marta szybko ściągnęła skarpetkę i pokazała spód stopy. Obejrzał i powiedział - jedziemy do mnie, do zabiegowego - to bardzo brzydko wygląda, trzeba to wpierw porządnie odkazić a potem przeciąć bo tam chyba jest ropa. No to ja mam przecież wodę utlenioną i jodynę i jałowe opatrunki. Fajnie , że masz, ale ja nie mam tu skalpela i antybiotyku.
Zobacz Wojtek , pół podeszwy stopy jest czerwone. Jedziemy do kliniki. Od kiedy to hodujesz? Dopiero drugi dzień mnie boli, liczyłam, że samo pęknie, lub przyschnie sam, przedtem był płaściutki ten pęcherz. Teraz tam się coś dużo płynu zebrało i miałam nadzieję, że samo pęknie. Miałam jakieś "zagięcie" we wkładce do buta a podeszwy stóp to mam jak niemowlę - jak na przykład mam zbyt grubo tkane skarpetki to zawsze mi się coś zdarza, zwłaszcza gdy jestem w adidasach. Gdy chodzę w szpilkach to czasem nowe szpilki mi ocierają pięty, więc zawsze mam na początku plastrem oklejone, dopóki się bucik nie dopasuje dobrze do pięty.
Możesz doskakać do drzwi na dole na jednej nodze, ja dojadę pod samą bramę - stwierdził Andrzej. Nie musi skakać, ja ją zniosę te pięć schodków - stwierdził Wojtek - to tylko 52 kg żywej wagi. Nie - zaprotestowała Marta- poskaczę , nie będziesz mnie nosił, druga przepuklina nie jest ci potrzebna. Tylko zadzwoń do ojca żeby wracając do domu z ośrodka odebrał Misię od mamy z kwiaciarni. To jedziemy w dwa samochody? - spytała Marta. Moim zdaniem tak- powiedział Wojtek- a moim zdaniem jedziemy tylko moim samochodem, bo jak ją opatrzę to was do domu odstawię- zarządził Andrzej. Jak chcecie- mnie to obojętne, wnerwiona jestem tą stopą.
Na razie to jedziemy zobaczyć co się tam dzieje i dopiero wtedy będę wiedział co dalej- zarządził Andrzej. Gdy zaparkujemy przy klinice pójdę po wózek dla ciebie, żebyś już nie skakała. Szczepiłaś się przeciw tężcowi? Kiedyś, bardzo, bardzo dawno, na pewno więcej niż 10 lat temu, bo miałam rozwalone kolano a hulnęłam na kamienie na wiejskiej drodze. No to może tylko dawkę przypominającą ci zlecę, wpierw i tak muszę obejrzeć to dokładnie. Ale na antybiotyk to się pewne załapiesz. I z tydzień posiedzisz w domu z nogą na wysokości swej pupci a nie opuszczonej w dół.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz