Oglądanie, dezynfekowanie i opatrywanie trwało ze trzy kwadranse, po namyśle zamiast szczepionki p.tężcowej Andrzej uparł się na zastrzyk antybiotyku. Ty chyba przesadzasz- stwierdziła Marta- zobacz- nawet nie jest zmacerowana skóra, nie ma śladu krwi. I od razu mi lepiej jak przeciąłeś tę skórę. Ja bym to najchętniej trzymała teraz na sucho. Zakryj to tą skórą i zrób mi tylko opatrunek i będzie wszystko w porządku. Zwolnienie mi się przyda, bo posiedzę lub poleżę i szybko się to wszystko wygoi. A na jutrzejszy zastrzyk to mnie tata przywiezie. Bo antybiotyku w tabletce nie będę brała. Na noc to opatrunek zdejmę i założę cienką, bawełnianą skarpetkę żeby to "oddychało i wysychało". No to ja do was wpadnę przed południem, tak około 10,00, bo potem to mam przecież podwieczorek u starych. Obejrzę i zrobię ci osobiście zastrzyk, przywiozę go ze sobą, przywiozę ci zwolnienie, rano będzie Henio. A ty umiesz robić zastrzyk domięśniowy? Wiesz w które miejsce się wkłuć żeby nie wbić się w nerw kulszowy?- spytała. Jesteś paskudnie złośliwa- jasne, że wiem. No to wracamy do domu, w nagrodę dostaniesz pyszną kolację, którą nam ojciec przygotuje, czyli wyjmie z lodówki i wstawi do piekarnika. A ja będę "chorować" w towarzystwie trzech facetów.
Andrzej, tak jak obiecał, przyjechał do "swej ulubionej pacjentki" zaraz po 13,00, a nie po 10,00 rano, obejrzał z wielkim zadowoleniem stopę Marty - było sucho i przywiezionymi wysterylizowanymi nożyczkami obciął skórę i zrobił nowy opatrunek. Przy okazji musiał wysłuchać opowieści Wojtka, jakie to mrożące w krew żyłach kłopoty ze stopami miewała Marta, więc niech się Andrzej nie dziwi, że ten pęcherz to było dla niej "małe piwko", ona ma już spore doświadczenie a on już się uodpornił i ..... przyzwyczaił.
Andrzej przyjechał tym razem z chłopcami, którzy z przejęciem oglądali ciotczyną stopę, bili brawo, że ciocia nawet nie skrzywiła się przy zastrzyku. Andrzej zatelefonował do swych rodziców, przepytał się o najlepszy dojazd , wyściskał się z domownikami i obiecał, że wieczorem zadzwoni a może nawet wpadnie. Jakoś nie bardzo mu się spieszyło do tej wizyty. Dzieciaki zjadły na lunch zrobione przez dziadka Wieśka naleśniki udające pizzę. Wieczorem Andrzej doniósł, że wizyta się udała a dzieci były grzeczne. Obiecał, że gdy skończy wieczorny obchód to nim się położy spać zda im sprawozdanie z wizyty.
No ale niestety nie zatelefonował, bo musiał zoperować przywiezionego pacjenta- niby nic wielkiego, wyrostek robaczkowy, ale.....rozlany. Jakiś odporny był ten pacjent, bo z bólem pojechał jeszcze na ślub kolegi w sobotę, a w ramach leczenia bólu wypił nieco i Andrzej nie mógł się nadziwić jak można wpaść na pomysł, żeby ból wyrostka leczyć wódką. No to miałeś przynajmniej zdezynfekowanego od środka pacjenta- wódka wszak też dezynfekuje - śmiała się Marta. A był trzeźwy gdy go przywieźli ?- spytała. No tak - doszedł do genialnego wniosku, że to chyba jednak nie żołądek go boli, bo po wódce to by mu przeszło gdyby to była jakaś niestrawność. Szalenie rozbawiła Martę ta opowieść. Zrobiła prędko zdjęcie swej stopy smartfonem i wysłała do Andrzeja - wygląda świetnie- odpisał Andrzej. Goi się na tobie jak na psie. Raczej jak na suce - sprostowała Marta. I to bez nawet jednego kieliszka wódki! Ewenement- no nie??? Fakt - zaśmiewał się Andrzej. A o wizycie to ci opowiem gdy się zobaczymy- w sumie było całkiem sympatycznie, chłopcy byli dobrze wysterowani przez Ewę, oglądali kolekcję samochodzików mojego ojca - bo stary od wielu lat zbiera samochodziki, ale tylko modele zabytkowych samochodów. Pozwolił im nawet niektóre wziąć do ręki i opowiadał ze szczegółami o tych modelach. Nie miałem pojęcia, że on zbiera takie samochodziki - za mojej kadencji w domu nie zbierał. Chłopcy byli zachwyceni. Co do Leny - powiedziałem matce jak się Lena popisała - była zdumiona. Ona im się nie podobała głównie dlatego, że była "zbyt swobodna", dość wyzywająco się ubierała i zdaniem mojej matki za bardzo się malowała. No a chłopcy sporo opowiadali o Ewie i rodzice mnie nawet pochwalili, że nie posłałem ich do przedszkola, bo to jednak jest wylęgarnia różnych chorób - sprawozdawał Andrzej. A dzieci powiedziały dziadkom, że mama jest teraz w szpitalu, bo zachorowała z powodu palenia papierosów, a palenie papierosów jest bardzo, bardzo złe. Matka stwierdziła, że byłoby miło, gdybym ich przywoził do nich na weekendy.
Trochę się dziwiła, że ja często/gęsto pracuję w weekendy i dopiero ojciec jej uświadomił, że przecież szpitale pracują "na okrągło", bo ludzie chorują bez względu na to jaki jest to dzień tygodnia. Trochę była zdumiona, że nie mam własnej praktyki prywatnej, więc musiałem jej nieco oczęta otworzyć opowiadając ile czego potrzeba do najprostszego zabiegu chirurgicznego i ile kosztują leki, materiały opatrunkowe, narzędzia i cała najprostsza nawet aparatura. Jej się chyba wydawało, że chirurg to jak dentysta - może mieć bez problemu własny gabinet i wykonywać najrozmaitsze operacje. A na końcu się uśmiałem, bo rodzice chcą się z powrotem sprowadzić do Warszawy i zaczynają studiować ogłoszenia. Bo jednak coraz trudniej im się tu mieszka no i ciężko tę dużą chatę i posesję "obrobić". Powiedziałem im tylko to co wy mi mówiliście - by nie szli do tych prywatnych inwestorów i by raczej rozglądali się za już wybudowanym mieszkaniem.
Mówiłem im o was, że dzięki wam mam teraz brata i siostrę i że kiedyś was do nich przywiozę. Dzieciaki też o was opowiadały, a o Misi tak mówili, że matka odniosła wrażenie, że to dziewczynka, wasza córeczka a nie piesek. Obiecałem rodzicom, że następnym razem zaproponuję Ewie by też z nami do nich przyjechała. Ojciec zainteresował się "Miasteczkiem Wilanów" i chce się tam z matką wybrać. Na szczęście już dojrzeli do zwykłego mieszkania a nie domu. Bo jednak własny dom to tyle samo kłopotu co i radości, a im człowiek starszy tym więcej kłopotu niż radości. W każdym razie było lepiej niż się spodziewałem. Oni już nawet oglądali te domki na Kabatach i też stwierdzili, że szkoda na to pieniędzy. Przymierzali się też do mieszkania w bloku w Piasecznie, ale odpuścili, bo jak mama orzekła to czułaby się jak w przeludnionym ulu. Ale z tego co mówili, to wywnioskowałem, że oglądali mieszkania w którymś ze starych bloków z wielkiej płyty, więc może nic dziwnego, że odnieśli takie wrażenie. Powiedziałem im, że my mieszkamy w bloku, ale nie czuję się w nim wcale jak w ulu, więc może niech do nas wpadną, bo na Ursynowie ciągle coś się buduje i często można kupić jakieś mieszkanie. Obwiozę ich któregoś dnia po Ursynowie, bo to osiedle z okna samochodu świetnie się prezentuje. A oni jakimś cudem nigdy tu nie byli. W drodze do domu dzieciaki mi powiedziały, że obaj dziadkowie , czyli wasi ojcowie są fajniejsi, a zwłaszcza dziadek Wiesiek, bo rozmawia z nimi jak z dorosłymi i nie mówi o nich "dzieciaczki" tylko "chłopcy".
Marta się uśmiała z tych opowieści, a potem powiedziała, że jak zna życie, to za miesiąc lub dwa, jego rodzice ogromnie się zniechęca do myśli o przeprowadzce i niech oni, nim on ich obwiezie po Ursynowie powędrują trochę po różnych nowo budowanych osiedlach. A miasteczko Wilanów, a właściwie mieszkania , które tam powstają raczej nie zachwycą rodziców. I opowiedziała o swoich doświadczeniach z wizyty w jednym z "okazowych" budynków, w którym w mieszkaniach projektant zrezygnował całkowicie z....drzwi w pokojach. Co gorsze, gdyby komuś się jednak zachciało mieć drzwi to musiałby robić je na indywidualne zamówienie, bo "otwory drzwiowe" w ścianach były zupełnie niewymiarowe. Marta zwiedziła tylko jeden blok w tym miasteczku Wilanów i tak się tym "okazowym" mieszkaniem zraziła, że od razu skreśliła całe osiedle z listy swych zainteresowań.
Opowieść o domu z mieszkaniami bez drzwi bardzo spodobała się Andrzejowi, który zaraz opowiedział, że najwidoczniej projektantowi spodobał się system mieszkania w jurcie mongolskiej, w której na wspólnej przestrzeni mieszkają trzy pokolenia niczym od siebie nie oddzielone.
Ojciec Andrzeja mówił, tak między wierszami o tym, że on to by chętnie przeprowadził się albo na starą część Sadyby lub Wilanowa i że teraz bardzo żałuje, że to poprzednie swoje mieszkanie sprzedali zamiast dać je pod wynajem ( a tak im wtedy radził Andrzej) bo gdyby ono nadal było ich to mogliby tam mieszkać, choć to było drugie piętro, a oni woleliby parter. A najbardziej Andrzeja rozśmieszyło ojcowskie zapytanie "a co ty nam radzisz synu?", na które odpowiedział, że nie jest w stanie niczego im doradzić, bo on i oni to dwie zupełnie różne "bajki", a każdy doradzający zawsze doradza kierując się własnymi upodobaniami i potrzebami. Obiecał im jednak, że w miarę swych możliwości czasowych obejrzy to co wyda się rodzicom interesujące. No i doradził również by wypisali swe życzenia odnośnie nowego lokum bardzo dokładnie i skontaktowali się z osobami zajmującymi się kupnem-sprzedażą domów i mieszkań. Bo tego rodzaju pośrednicy mają więcej informacji niż tylko ogłoszenia w gazecie codziennej - to firmy żyjące z pośrednictwa w tej materii i na ogół mają bardzo dobre bazy danych.
A jak ty sobie synku dajesz radę bez żony? Gotować to ci pewnie gotuje ta niania do dzieci. Andrzej tylko się roześmiał i powiedział - jest mi naprawdę świetnie bez żony - pani Ewa zajmuje się dziećmi, uczy je wielu rzeczy, między innymi utrzymania porządku, a ja mam w klinice świetną kantynę i tam jem obiady i jem drugie śniadania, pomijam fakt, że umiem też ugotować coś w razie potrzeby, poza tym mam w domu takie udogodnienia jak zmywarka i pralka. A najważniejsze dla mnie jest to, że mam prawdziwych przyjaciół. Jedyne to, czego zawsze mam zbyt mało to - czas. Ale już zgłosiłem w dyrekcji, że jestem teraz samotnym ojcem, więc nie będę tak bardzo dyspozycyjny jak dotychczas. Zawód lekarza nie jest jednak łatwy, to wielce obciążające psychikę zajęcie, do tego trzeba być wciąż na bieżąco z nowymi metodami leczenia, nową aparaturą. Poza tym co jakiś czas wyjeżdżam za granicę. Ostatnie Boże Narodzenie spędziłem w Londynie i moi przyjaciele, Marta i jej mąż, Wojtek, przywieźli do mnie chłopców. To ich właśnie uważam za swoje rodzeństwo.
A moi chłopcy ochrzcili ojca Wojtka swym dziadkiem - jest dla nich wzorem i co dziadek Wiesiek powie to jest święte. A że "dziadek Wiesiek" jeszcze własnych wnuków nie posiada to moi chłopcy całkiem zawojowali jego serce. A oni nie tęsknią za matką? - podpytywała Andrzeja matka. Raczej nie, bo pani Ewa nie skąpi im czułości, choć ich nie rozpieszcza. Oni ją poprosili, by ona spała z nimi w jednym pokoju, więc przemeblowałem mieszkanie i oni mieszkają razem z nią w jednym pokoju. Ale bardzo możliwe, że będzie bardzo niedługo miała swoje własne mieszkanie w sąsiednim budynku - małe, dwa pokoje z kuchnią. Ja nadal mam przecież nocne dyżury, nie pracuję tylko przedpołudniami - szpital to takie wariatkowo czynne całą dobę tak jak organizm człowieka. Tak naprawdę to szalenie obciążający zawód, chirurgia zwłaszcza. Bo choć to może brzmi dziwnie, ale często życie pacjenta jest dosłownie w rękach chirurga. I nie dość, że już na starcie gdy zaczynasz pracować musisz mieć wiele wiadomości, bo organizm człowieka to szalenie skomplikowane urządzenie, to stale coś nowego nam, lekarzom, wpada w oczy, coraz więcej dolegliwości można uleczyć lub przynajmniej ułatwić pacjentowi życie codzienne.
Ojciec Andrzeja głośno odchrząknął i półgłosem powiedział - zmarnowaliśmy tyle czasu żyjąc oddzielnie zamiast ci pomagać, ale może gdy będziemy mieszkać bliżej to wszystko się jeszcze "wyprostuje". Na ogół zawsze po latach niepowodzeń przychodzi dobra passa. Zobacz, jak oni delikatnie obchodzą się z tymi modelami. Andrzej rzucił okiem w stronę chłopców i powiedział - oni nigdy nie niszczyli zabawek chociaż dopytywali się co one mają w środku.
Gdy Andrzej już to wszystko opowiedział Marcie ta powiedziała - gdy już będę mogła swobodnie stać na nodze a ty będziesz znał swój grafik to zrobimy "mały spęd"- ty z dziećmi i swoimi rodzicami i może też z Ewą, jeśli już będą ją znali. Ojciec Wojtka będzie w siódmym niebie bo on uwielbia takie spędy. A twoi rodzice ?- zapytał Andrzej. Pomału - i bez nich to będzie zgraja ludzi, zdążymy jeszcze ich poznać z twoimi rodzicami. Jak się nasi "starsi" poznają i polubią to sami będą sobie zapewne urządzać "spędy".
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz