Teresa , gdy już goście opuścili ich mieszkanie powiedziała do Kazika - gdyby nie fakt, że Kris jest Twoim bratem a Alina moją przyjaciółką od lat, to bym się w to wszystko nie pakowała. To jest nieuleczalna choroba, ale jeżeli uda się nam zorganizować jednolity front, to sobie z tym poradzimy. Umówiłam się z tym panem doktorem, że wszystkim bliskim osobom, z którymi Alina ma kontakt wytłumaczę co musimy robić. Panią Marię też trzeba będzie w to wtajemniczyć. Najważniejsze by Alina zrozumiała, że w gruncie rzeczy to dość rozpowszechniona choroba i że jej osobiste zdyscyplinowanie się ma największy wpływ na jej stabilność i ujęcie choroby w ryzy.
Nie wiedziałam, że wielu twórców, artystów, pisarzy, aktorów zmagało się i nadal się zmaga z tą chorobą. Najważniejszą sprawą jest samoedukacja pacjenta i edukacja jego najbliższych. Alina musi się nauczyć rozpoznawać u siebie stan, w którym powinna się czym prędzej skontaktować z lekarzem. Nie miałam pojęcia, że te stany euforyczne są znacznie groźniejsze niż te depresyjne. Alina, na szczęście, ma dość lekki przebieg, nie ma intensywnych stanów maniakalnych. Mamy z nią rozmawiać o tej chorobie tak jakbyśmy rozpatrywali katar czy ból gardła - ot, choroba jak każda inna. Poza tym jeżeli tylko coś nas zaniepokoi to mamy zapewniony kontakt z lekarzem. No i bardzo dużo zależy od Krisa i myślę, że z Krisem to może wpierw ty porozmawiaj, w końcu to twój a nie mój brat. Z Krisem to sobie porozmawiamy oboje - stwierdził Kazik. W sobotę wybierzemy się razem do księgarni medycznej i może kupimy mu w prezencie jakąś lekturę. A to, że jestem jego bratem to wcale nie ma dodatniego znaczenia - raczej ujemne, bo całe życie pacan ze mną walczył o pierwszeństwo. I to mu zostało- dlatego mu nie powiedziałem o tym stypendium, bo zaraz by konał z zazdrości. Zazdrościł mi nawet tego, że ja już mogłem mając 17 lat wypić kieliszek wina, a on nie. Podejrzewam, że część jego zainteresowania Aliną wynikała z faktu, że ja już jestem żonaty i to po raz drugi, a on jeszcze nie.
A ja sobie pomyślałam, rozmawiając z panem doktorem, że trzeba być bardzo dobrym specjalistą by tę chorobę odróżnić od zwykłego zachowania - każdy z nas ma przecież zmienne nastroje, jedne rzeczy się nam podobają tak bardzo, że zaczynamy mieć jakieś określone hobby, jednych lubimy i kochamy właściwie bez powodu, innych nie lubimy nawet jeśli nam nie zrobili nic złego - i oczywiście to zaraz zwerbalizowałam. I facet przyznał mi rację. A stan chorobowy wyróżnia się tylko i wyłącznie cyklicznością. Po prostu epizody euforyczne lub depresyjne powtarzają się. I dlatego tak ważne jest by każdy pacjent był świadomy swej choroby i by sam się obserwował. Myślałam, że groźniejsze są stany depresyjne, ale ponoć nie, bo są one szybciej i łatwiej wychwytywane przez bliskich, a więc pacjent szybciej trafia do lekarza. Te euforyczne dość długo bywają nie zauważone a pacjent po cichu robi różne głupstwa, np. bierze na coś kredyt, nawiązuje dziwne znajomości a to wszystko jest przez otoczenie nie zauważone, bo pacjent jest w dobrym nastroju. Otoczenie prędzej zauważa zły nastrój kogoś bliskiego - dobry nastrój nikogo nie dziwi. I nawet sobie po cichutku pomyślałam, że to może wcale nie jest choroba ale może po prostu tacy wszyscy jesteśmy.
A ja myślę, że większość ludzi zbyt mało uwagi poświęca swoim bliskim- stwierdził Kazik. Ja zawsze wiem kiedy tobie, tacie lub małemu coś nie pasuje, lub coś się szalenie podoba i sprawia radość. Po prostu ogromnie was kocham i jestem w stanie wychwycić różnicę kiedy tobie coś bardzo się podoba a kiedy coś podoba się tylko umiarkowanie. Tak samo z tatą - z Alkiem to na razie zero problemu, jemu na razie niemal wszystko odpowiada, bo ma do nas kolosalne zaufanie, którego nie zawiedliśmy. Poza tym jest cały czas z tymi, których zna, nie zostaje sam w obcym otoczeniu. Gdy na placu zabaw ty siedzisz na ławce a ja jestem z nim przy sprzęcie to on co jakiś czas kontroluje czy jesteś na tej ławce i mi mówi: "mama siedzi" wskazując łapinką w twoją stronę. Gdy kiedyś odeszłaś bo szłaś coś wyrzucić do kosza, buźka była od razu w podkówkę bo cię na ławce nie było gdy spojrzał.Wziąłem go na ręce i pokazałem, że poszłaś na drugą stronę placu, bo pewnie coś wyrzucasz do śmietnika. Stres mu z mety minął. Ale wziął mnie za rękę i poszliśmy do tej ławki, do której ty już zmierzałaś. Popatrzył się na ciebie i zawrócił w stronę zjeżdżalni. Pomyślałem, że może być z nim podobnie jak ze mną - przedszkole nie wchodziło w grę i mama była cały czas w domu. Kris też nie zaznał przedszkola. I nie chodziliśmy nigdy z kluczem na szyi. Ja też nie chodziłam do przedszkola - powiedziała Teresa. A jak będzie z Alkiem - to się dopiero okaże. Na razie nie chowa się w kącie na dźwięk dzwonka domofonu. Z kluczem na szyi to ja też nie chodziłam i nie przesiadywałam przed i po lekcjach w świetlicy. I choć to teraz "normalka" to nie chce takiej "normalki" dla naszego dziecka. Ciekawa jestem jak będzie z Aliną, ale nie wykluczam, że wróci do pracy.
No wiesz- mam wrażenie, że dość trudno "prorokować" co z Aliną będzie się działo- stwierdził Kazik. Mam wrażenie, że oboje dostarczą nam niestety wielu wrażeń. No chyba, że tym razem Alina "zaskoczy" i będzie brała cały czas tabletki. Teoretycznie to nie jest choroba zakaźna, ale Krisowi coś się ostatnio na mózg rzuciło i stwierdził, że byłoby najlepiej gdybyśmy mieli razem dom dwurodzinny. Poczuł się nieco urażony, gdy mu powiedziałem, że już dostatecznie długo w życiu mieszkałem z nim pod jednym dachem i mowy nie ma na powtórkę. Więc się nie zdziw, gdy usłyszysz taki plan.
A ja już dawno mu mówiłam, że nie jesteśmy zainteresowani jakimkolwiek wolnostojącym domiszczem, niezależnie od jego wielkości. Bo u mnie zainteresowanie ogródkiem kończy się na doniczce z kwiatami a powierzchnia do sprzątania to 4 do 5 niewielkich pokoi, bez sprzątania klatki schodowej, dbania o dach i wszystkie instalacje typu woda, ogrzewanie i ścieki. Nawet w najbardziej szalonych snach nigdy nie śnił mi się własny dom. Popatrz - Paweł mógł dostać dużą chałupę przy linii średnicowej a jednak powiedział ojcu, że nie chce, bo to za duży kłopot. Poza tym mam podejrzenie, że Krisa nie stać na taką inwestycję a pożyczkę bankową spłacałby jeszcze mały Tadzio. Alina nawet tu niewiele w domu robi to jestem w stanie wyobrazić sobie jakby wyglądało u niej w takim domu. Pewnie musiałaby być jakaś pani do pomocy na stałe, mieszkająca u nich.
No właśnie, też tak myślę. W każdym razie jedno jest pewne- na ten cel to ja mu forsy nie pożyczę. Mogę na leczenie Aliny, dziecka, jego, ale nie na dom. Mają teraz bardzo ładne to mieszkanie, w dobrym miejscu, blisko nas, więc niech się memu bratu we łbie nie przewraca. Zwłaszcza, że wszystko to co się teraz prywatnie buduje to koszty rosną z dnia na dzień i wiele osób rezygnuje, bo to zaczyna przekraczać ich możliwości finansowe. Gdy zgłaszali akces to koszty były znacznie niższe a w trakcie budowy zaczęły w szybkim tempie rosnąć.
Poza tym to lokalizacje są coraz bardziej odległe od centrum miasta. Tak naprawdę to się rozbudowują miejscowości podwarszawskie i nagle masz do pracy 30 lub 40 kilometrów, do pokonania dwa razy dziennie. I najczęściej takie osiedle domów nie ma żadnego zaplecza- ani żłobka, ani szkoły ani sklepów ani lekarza. I bardzo często nie ma też stacjonarnej linii telefonicznej i białe plamy z zasięgiem linii komórkowej. Z czasem będą miały "cywilizowne warunki", ale to potrwa. Jeden z moich kolegów właśnie usiłuje komuś sprzedać niemal wykończony dom - bliżej chyba stamtąd do Wyszkowa niż do Warszawy. Właśnie odkrył, że to strasznie daleko a rano są korki w stronę Warszawy a pod wieczór w tamtą stronę. I ma straszny problem, bo nie stać go na to, by ten dom pod Warszawą był tylko domkiem weekendowym - zresztą jest zrobiony na całoroczną chałupę. I dzwonił do mnie, czy może ja bym chciał to kupić. Zapytałem się go tylko czy się aby dobrze czuje, bo ja raczej nigdy nikomu nie zwierzałem się, że marzę o jakimś domu, pod Warszawą zwłaszcza.
Wiesz, pomyślałam, że może byśmy na sobotę zaprosili na obiad Alinę z przyległościami na obiad. I najlepiej żeby Krystian dzień wcześniej przyniósł do nas kojec. To tak w ramach oswajania choroby Aliny. Muszę chyba podpuścić panią Marię by pouczyła Alinę i zareklamowała jej zalety tego sprzętu. No dobrze - zgodził się Kazik bez najmniejszego entuzjazmu. Niech się Alek uczy, że na świecie są dzieci od niego młodsze i tym samym mniejsze. Ale z drugiej strony nie chcę byś się męczyła gotowaniem dla tylu osób. Jakich "tylu osób?" - zdziwiła się Teresa. Raptem będą dwie osoby więcej, bo dzieciaki będą na słoiczkach. Naszemu do słoiczka dorzucę perliczkę i będzie szczęśliwy. A jak znam życie to wdrapie się do mnie na kolana, przejrzy zawartość mojego talerza i każe sobie coś dać "smakować". Dla dorosłych będą biusty z kurczaka, dla maluchów perliczka. Dla Tadzia będzie mielona, dla naszego poszatkowana - po coś przecież ma zęby.
W piątek wieczorem okazało się, że nie będzie wspólnego obiadu, bo mały Tadzio ma.....katar i trochę kaszle. A skąd się dziecku wziął katar i kaszel- zdumiała się Teresa. Od Krystiana - miał "zasyfionego" klienta, który teoretycznie był już po grypie, no ale chyba nie do końca, bo kichał - teoretycznie w chusteczkę, no ale skoro gadał to rozpylał zarazki. No to całe szczęście, że w tym układzie nie przyjdą - skonstatowała Teresa. A mają co jeść, czy im coś podrzucić do jedzenia, żeby sobie odgrzali w mikrofali?
Nie wiem, nie pytałem Krystiana. Teresa zatelefonowała do Aliny, ale Alina stwierdziła, że mają co jeść, bo mają zamrożone gotowe jedzenie. Teresa tylko podpowiedziała Alinie, żeby zmierzyła dziecku temperaturę wieczorem i niech się liczy z tym, że katar będzie spływał małemu do gardła, to niech jak najwięcej leży na brzuszku i niech go wsadzi do kojca, to mały będzie raczkował i katar będzie go mniej męczył. A chłopu niech da sztyft Vicks to też mu będzie lepiej się oddychało. Ale ja go nie mam- płaczliwym głosem stwierdziła Alina. Masz- kupiłam pięć sztuk, u nas są trzy, więc dwa są u ciebie. Poszukaj, wygląda jak sztyft z balsamem do ust. Jest biało- zielony, z napisem Vapo -Rub. Jest też u ciebie słoiczek z mazidłem do smarowania klatki piersiowej - wysmaruj tym wieczorem swego chłopa. Też ma napis Vapo- Rub. Przy okazji w całej chałupie będzie pachniał mentol i łatwiej się będzie oddychało. Możesz też nanieść nieco tego mazidła na gazik i umieścić go w pobliżu łóżeczka Tadzia. Mniej mu się będzie nosek zatykał. I wmuś w chłopa witaminę C dwa razy dziennie po 500 mg. Jeśli nie masz to jest w aptece koło przychodni, apteka czynna do godz.21,00, wyślij Krisa. Jemu też zmierz wieczorem temperaturę- mam nadzieję że nie załapał grypy. Bo chyba wiesz, że już się zaczeły zachorowania na grypę? Szczepiliście się w tym sezonie?
Hmm, nawet nie wiem, że były szczepienia. Były i są. Daj mi Krystiana do telefonu. On jest teraz w łazience. No to każ mu do mnie zatelefonować gdy wyjdzie. To ważne. W kwadrans później zatelefonował Kris i dowiedział się, że następnego dnia ma zatelefonować do ich przychodni, dowiedzieć się kiedy mogą przyjechać na szczepienie i ewentualnie się od ręki zaszczepić i niech wezmą małego do pediatry, jeśli nadal będzie kichał i kaszlał.
No tak- podsumował Kris - ty to jak policjant na skrzyżowaniu ulic- dyrygujesz ruchem. To się lepiej słuchaj, bo moje mandaty bywają wielce uciążliwe. Ktoś musi za was raz na jakiś czas pomyśleć- Tadzio jeszcze za mały, ty zajęty pracą, a Alina nie przyzwyczajona do myślenia nawet tylko za siebie. Słuchaj- mnie to naprawdę nie rajcuje i gdyby nie to, że staliśmy się rodziną, to bym nawet palcem w bucie nie kiwnęła. Rozumiesz? Taaak.... No to cześć. I wyłączyła się.
Kazik z trudem tłumił śmiech, podszedł do niej i bardzo, bardzo mocno objął i całował. Natychmiast przytuptał Alek i też zaczął obejmować Teresę mówiąc "moja mama, kocham".
W tym momencie wszedł dziadek i powiedział - a ja kocham was wszystkich i jestem naprawdę szczęśliwy, że mam was wszystkich obok siebie, na wyciągnięcie ręki.
c.d.n.