A jakie wy macie wakacyjne plany? - zapytał Andrzej. Oooo- mało skomplikowane - wymyśliliśmy z Michałem, że polecimy do Turcji we wrześniu, ale pobyt wykupimy w niemieckim biurze turystycznym bo oni mają lepsze lokalizacje hoteli i w ogóle lepszy standard. A we wrześniu już nie ma takich upałów przy których rozum się gotuje z gorąca. A oni biorą ze sobą dzieci? - nie, dzieci zostaną z dziadkami- może w przyszłym roku pojadą całą rodziną i to w pierwszej połowie czerwca, bo jeśli Mireczek nie będzie miał jakichś "zacięć" w szkole to bez trudu go zabiorą wcześniej ze szkoły. Po prostu z dzieciakami to się mało zwiedza, a my chcemy nie tylko "zalegać na plaży" ale i sporo zwiedzić, może nawet wybrać się do Kapadocji, bo zawsze są tam organizowane wycieczki do Kapadocji takie z noclegiem tamże. I może też w góry Taurus - czytałem, że to wycieczki samochodami terenowymi. Obaj mamy żony-samochodziary, więc może nam się to uda- takie są plany, a co wyjdzie to jak zawsze życie pokaże. Pobyt z dzieciakami, które już chodzą do szkoły to zawsze mordęga, bo praktycznie można jechać tylko w czasie wakacji, a nie da się ukryć, że wtedy wszędzie jest tłok i zgraje dzieciaków. Kolega nasz wyliczył, że każdy pobyt z dziećmi na wakacjach jest dwa razy droższy bo one zawsze wyciągają rodzicom pieniądze z kieszeni na rozliczne rozrywki. A wszystkie "atrakcje dla dzieci" są zawsze płatne. Nawet zerknięcie na ryby pływające w beczce, którą miejscowi nazywają akwarium, choć to takie akwarium jak ja jestem samolotem. Ja już sobie utworzyłem konto o kryptonimie "dziecko" i odkładam na nie wszystkie dodatkowe pieniądze.
A kiedy Marta kończy te studia? Dopiero za rok, a tak kombinuje by zaraz po swym ostatnim egzaminie już mieć obronę. Ostatnio ogromnie się rozczuliła, bo szef laboratorium zainstalował dla niej nowy regał, na którego najwyższą półkę może bez trudu sięgnąć bez stawania na czubkach palców. No bo ona całe wakacje będzie tam pracowała na połówce etatu, tak jak w ubiegłym roku. I to razem z dwoma chemikami. Mam tylko nadzieję, że nie porzuci mnie dla nich, bo ja i chemia to dwa obce światy.
A co z twoim doktoratem? No robi się, robi, szkoda tylko że nie jakoś automatycznie sam z siebie. Ostatnio mówiłem do Michała, że mam poważne wątpliwości czy ten mój projekt się sprawdzi, a ten mi mówi, że to wszystko jedno bo wtedy jako praca doktorska będzie analiza przyczyn dlaczego ten projekt nie wypalił. Aż mnie zatkało ze zdumienia - zawsze mi się zdawało, że tematem powinno być coś co jest osiągnięciem a nie fiaskiem.
No ale analiza dlaczego to coś nie wypaliło też jest istotna dla nauki - stwierdził Andrzej. To o tyle ważne, że albo ktoś następny po tej analizie wpadnie na jakiś nowy pomysł albo ta praca będzie przestrogą dla innych by tego nie ruszali. W mojej branży to wszystkie nowe pomysły wyrosły głównie dlatego, że coś się nie udawało i gdy ileś par oczu to obejrzało i potem wiele mózgów nad tym dumało to powstawały nowe metody leczenia farmakologicznego albo nowe techniki operacyjne czy wręcz zupełnie nowe urządzenia do lepszego badania czy też leczenia.Można śmiało powiedzieć, że postęp powstaje na gruzach niepowodzenia. Z reguły nikt nie jest miłośnikiem nieudanych działań i zawsze większość stara się tak wysilić mózg, by osiągnąć sukces.
Ciekawy jestem jakie operacje będę robił w Londynie. Mam nadzieję, że nauczę się czegoś nowego. A potem wrócę sfrustrowany tym, że oni mają lepsze zaplecze techniczne. I wycieniowany niczym chart. Jakoś nie mogę pokochać ich jedzenia. Będę tęsknił za naszą kantyną w klinice. A ja myślę, że będziesz tęsknić za Leną i dziećmi - stwierdziła Marta. Andrzej spojrzał się na nią uważnie i spokojnie odpowiedział - za dziećmi to tak , zapewne pod koniec pobytu to już zatęsknię, ale za Leną to wcale. Może gdybym tam pobył ze dwa lata to bym za nią też zatęsknił.
Nooo, nie wygłupiaj się , rozmawiamy przecież poważnie- skarciła go Marta. Ależ ja, Marciu, mówię to z pełną świadomością tego co mówię. Zaraz usłyszycie od Leny, że ja jej nie kocham, że mam na 100 procent kochankę, bo zupełnie nie wykonuję swoich małżeńskich powinności, bo główną powinnością męża jest zapewnienie żonie seksu noc w noc i jeszcze trochę. Dla niej to seks jest wymiarem miłości faceta do żony. Wszystko inne jest mało ważne - środki finansowe - drobiazg, przecież można zawsze od kogoś forsę pożyczyć, własne mieszkanie - przecież można je wynająć za te pożyczone pieniądze, podobnie w jej logice jest z kupnem ubrań dla dwójki dzieci i dwojga dorosłych. Samochód - może być przecież kilkunastoletni, na naprawy też się pożyczy pieniądze. Planowanie kwestii posiadania dzieci?- według niej to zwykła bzdura, to zależy od Boga a nie od ludzi, chociaż trudno ją zaliczyć w poczet tych co wierzą w Boga. Planowanie wydatków ? - też bzdura, wymyślona przez jej matkę, by się wtrącać w nasze życie. Praca zawodowa dla kobiet? przecież po to wyszła za mąż żeby być "panią domu" a nie pracować gdzieś w biurze.
Co najdziwniejsze, co całkiem uśpiło moją czujność to fakt, że gdy ją poznałem to nie wygłaszała takich dziwnych tez, była dziewczyną chętną do seksu, wesołą, sprawiała wrażenie, że rozumie doskonale co do niej mówię. Bez trudu dałem się przekonać, że małżeństwo nam dobrze zrobi, bo będziemy mogli razem mieszkać a nie szukać "chaty na seks". Nie podobała się moim rodzicom, mieli dla mnie "w zanadrzu" inną panienkę, tyle tylko, że ani tamta mnie ani ja jej się nie podobałem.
Lena nadal nie może pojąć dlaczego po 7 godzinach pracy w szpitalu ja padam z nóg - przecież ja tylko tam "stoję i kroję jakieś mięso", więc to praca którą wykonuje każdy rzeźnik, więc w czym problem? Nie wymagam by rozumiała na czym polega moja praca i w efekcie coraz więcej czasu spędzam poza domem żeby dojść do siebie po przeżyciach przy stole operacyjnym. Jest śmiertelnie zazdrosna o was oboje, bo nie ukrywałem i nie ukrywam, że jesteście dla mnie oboje szalenie ważni i bardzo mi bliscy, że uważam was za swoją najbliższą rodzinę a nie tylko za przyjaciół.
Ostatnio rozgłasza, że się rozwiedziemy, bo ja jej już nie kocham, mam jakąś kobietę, z którą ją zdradzam. No więc oświadczam, że nie mam żadnej innej kobiety, bo jedyna kobieta którą mógłbym pokochać tak by z nią dzielić życie jest szczęśliwą mężatką, a ja nie podrywam mężatek dopóki się same nie rozejdą i to zupełnie z innego powodu niż fakt mego istnienia. Nie chciałbym być nigdy przyczyną rozpadu czyjegoś małżeństwa.
O tym, jak wygląda moje małżeństwo wiedzą cztery osoby - moja teściowa i jej siostra oraz teraz wy oboje. I mam nadzieję, że moja przyjaźń z wami przetrwa dłużej niż mój związek z Leną. Przepraszam was Marciu za ten dzisiejszy wieczór, ala może lepiej gdy jakiś wrzód pęka sam a nie w sposób kontrolowany.
Uzgodniłem z teściową, że w czasie mego pobytu w Londynie dzieci będą u niej, w opiece pomoże też siostra teściowej a w weekendy będzie się z nimi widywał "dziadek Wiesiek", by dzieciaki miały kontakt z dobrym wzorcem męskim. No i to będzie piąta osoba wiedząca jak wygląda mój związek z Leną. W dniu ślubu nie podejrzewałem nawet przez sekundę, że tak dziwnie skończy się to nasze małżeństwo. I jeszcze coś - nie zdziwcie się gdy nagle do was dotrze, że przyczyną rozpadu tego związku jest Marta - bo ja nie jeden raz mówiłem Lenie, że podziwiam Martę, która tak idealnie łączy swoje życie osobiste ze zdobywaniem wiedzy medycznej, której w wybranym przez nią zawodzie jest jednak sporo. I że może kiedyś uda mi się współpracować z nią zawodowo. Bo nie sądzę bym pracując tak intensywnie jak teraz dociągnął w charakterze czynnego chirurga do emerytury.
Marta westchnęła głośno i powiedziała - nie masz za co nas przepraszać - my oboje z Wojtkiem wiemy bardzo dobrze jak wygląda twoja praca. Widziałam Cię gdy skończyłeś ciężką operację i teraz mogę ci to powiedzieć - byłam przerażona, choć usiłowałam za wszelką cenę ukryć swoje przerażenie. Pierwszy raz widziałam tak wykończonego lekarza - co innego jest czytać o tym, a co innego zobaczyć na własne oczy. Opowiedziałam to Wojtkowi, bo jak wiesz mam, zapewne głupi, nawyk mówienia mu o wszystkim. Jesteś dla mnie wzorem lekarza. Owszem, będę nadal związana z kosmetologią, ale nie będę miała bezpośrednich kontaktów z pacjentami - przekonałam się do pracy naukowo - badawczej, już sobie moszczę kącik w laboratorium i przyrzekłam sobie i innym, że nie będę łapać zlatującego szkła. Należę do tych, którzy dość szybko się uczą i dobrze zapamiętują to co należy zapamiętać.
Co do waszych perypetii związanych z częstotliwością - przychodzi mi na myśl tylko i wyłącznie porada seksuologa - na początku wspólna wizyta, co do dalszych to tylko seksuolog powie co dalej. A tak nawiasem - znam takich, co mieli super seks pod względem ilościowym i jakościowym a już dawno są po rozwodzie, bo dobry seks a prawdziwa miłość to często dwie zupełnie różne bajki. I nie jest to wcale curiosum. Po prostu życie we dwoje jest ciężkim doświadczeniem i wymaga od obu stron wzajemnego zrozumienia i szczerości. Co dziwniejsze - nie ma recepty na to, żeby związek był trwały - to co pomoże jednym to niekoniecznie będzie pomocne dla innych.
My z Wojtkiem jesteśmy parą od piątej klasy szkoły podstawowej, ale ja nie znam więcej par, które utworzyły się jeszcze w podstawówce i trwają w takiej symbiozie nadal. Przez cztery lata widywaliśmy się tylko w wakacje i to zawsze pod czujnym okiem rodziców Wojtka a mimo tego nadal pozostaliśmy sobie wierni. A opinie na temat tak długiej znajomości są różne - jedni wymownie stukają się w czoło, gdy to słyszą, innym opada szczęka ze zdumienia a niektórzy są zachwyceni a nas wszystkie te reakcje niewiele obchodzą. Tylko mój tata się niczemu się nie dziwi i mówi, że tak widocznie miało być. Może to wynik tego, że mnie wychowywał tata sam od chwili gdy zostałam przyznana jemu na sprawie rozwodowej - bo mnie pytano z kim chcę po rozwodzie mieszkać. I wybrałam tatę. Więc nim się wam ten związek rozleci oszczędźcie dzieciom takich doświadczeń - oni są jeszcze bardzo mali, ja to już wtedy miałam skończone 12 lat.
Lenka - pomyśl logicznie - Andrzej widział Cię "w różnych okolicznościach przyrody" - podczas dwóch ciąż, dwóch porodów a z tego co widziałam to nie można powiedzieć by obie te sytuacje czymkolwiek kogokolwiek zachwyciły, a on nadal jest z tobą. Ty nigdy nie pracowałaś tak ciężko jak Andrzej - nie miałaś świadomości, że nawet drobny twój błąd może spowodować kalectwo lub śmierć twojego pacjenta. Byłaś w szkole pielęgniarskiej co prawda krótko, bo tylko niecałe 2 lata, ale o tym jaka odpowiedzialność spada na lekarza to na pewno już wtedy wiedziałaś. Więc przypomnij sobie trochę tych wiadomości. A gdy będziecie w poradni to nie kłam, nie zmyślaj, tylko mów prawdę - nawet jeśli nie kochasz Andrzeja- bo to przecież też jest możliwe, ale nie jest karalne. Miłość nie jest wcale uczuciem wiecznym i czasem cichutko odchodzi od nas i nie trafiamy za to do więzienia.
Dlaczego zakładasz, że ja go nie kocham?- spytała Lena. Lenko - obie jesteśmy dorosłe i rozmawiamy teraz na trudny temat- ja nie robię żadnego założenia - ja ci tylko mówię, że czasem uczucie przemija ale za to nie trafiamy do więzienia. To czy kochasz jeszcze Andrzeja czy nie to nie jest moja sprawa a tylko i wyłącznie twoja i jego. Ja ci tylko mówię, że nie ma w życiu spraw niemożliwych.
Andrzej pomógł nam bardzo w wielu sprawach, jest Wojtka i moim serdecznym przyjacielem i oboje chcemy dla niego jak najlepiej co nie znaczy, że chcemy by to było twoim kosztem. A tu masz przepisy na nieskomplikowane "słodkości" - masz teraz dzieciaki z głowy, to możesz coś z tego bez problemu zrobić. Najmniej pracy to będziesz miała z tym zawijańcem z gotowego ciasta francuskiego - wymieszaj tylko cukier z cynamonem, rozsyp równomiernie na płacie ciasta , zwiń w rulon, pokrój w grube plastry i upiecz te plastry ciasta zgodnie z tym co napisali na opakowaniu. Zdziwisz się jakie to smaczne i na dodatek łatwe.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz