Sobotni dyżur Roberta rozpoczynał się o 8 rano i kończył o 8 wieczorem. Ojej, martwiła się babcia- jak ty biedaczku tyle godzin wytrzymasz w pracy! Robert się śmiał- normalnie, bo natłoku pacjentów nie będzie, to nie zima i raczej nie będzie połamańców, z tego co wiem pogoda też nie powinna nam przysporzyć jakichś nagłych przypadków, poza tym ci co skaczą na główkę do wody i sobie ją wbijają w kręgosłup to do nas nie trafiają. Posiedzę, poleżę, poczytam, zjem w kantynie obiad w charakterze drugiego śniadania, porozmawiam z pacjentami na oddziale i z jakimiś kolegami. Kilku jest całkiem, całkiem miłych i rozmownych. Obejrzę Klona, zrobimy mu tomografię komputerową i dzionek minie. Taki dyżur jest znacznie milszy od dyżuru nocnego - tak się rozbestwiłem, że nie chcę spać poza domem. Więc tak sobie ustawiłem dyżury, żeby mieć głównie te sobotnie lub niedzielne ale nie mieć nocnych. Nocne to były dobre gdy nie miałem rodziny.
Około południa przyjechała do Ewy i reszty rodziny Alina z Klonem. Byli już po badaniach w klinice Roberta. Wg Roberta wszystko było w porządku, teraz tylko jak na razie żadnego skakania na tej nodze, Robert pokazał zestaw codziennych ćwiczeń, a Alina stwierdziła, że po prostu będzie musiała dzieciaka przypilnować osobiście, bo tylko wtedy będzie miała pewność, że te ćwiczenia on zrobi na pewno. Bo Franek jest zbyt niecierpliwy a i zbyt pobłażliwy.
Klon, dziecię szczere i bardzo bezpośrednie stwierdził, że "fajna ta nasza nowa kuzynka" czyli Wela, zaś Pawła przepytał jakiej płci woli mieć dziecko - chłopca czy dziewczynę. Był wyraźnie zdziwiony i zgorszony gdy Paweł stwierdził, że wolałby dziewczynkę, ale to tak naprawdę nie jest istotne, bo rodzice i tak kochają każde swoje dziecko, bez względu na jego płeć.
Ale gdybyś był królem - perorował Klon- to byś wolał mieć chłopca, żeby potem też był królem. Ale są kraje, którymi rządzą królowe - stwierdziła Alina, na przykład w Wielkiej Brytanii rządzi królowa Elżbieta. Klon się skrzywił - chyba tylko na pokaz, bo na pewno to rządzi jej mąż. A kto rządzi u was w domu?- zapytał Paweł. Mama, bo tata nie ma czasu. No widzisz Gapiszonie, kobiety potrafią bardzo dobrze i mądrze rządzić - podsumował Paweł. Dlaczego mówisz na mnie Gapiszon?- obruszył się Klon. Paweł uśmiechnął się - bo tylko Gapiszon wchodzi tam gdzie nie wolno i potem sobie łamie nogę zeskakując. Klon zapowietrzył się i do końca wizyty nie odezwał się ani słowem. Alina z trudem powstrzymywała się by nie wybuchnąć śmiechem. Gdy na pożegnanie objęła Pawła szepnęła mu do ucha - jesteś mistrzem- udało ci się wyciszyć Klona.
Pierwszego października Paweł rozpoczął kolejny rozdział swego życia. Jak potem zwierzał się w domu, to nieco dziwne być na uczelni w innej niż dotychczas roli. Miał niewielką tremę przez kilkanaście pierwszych dni, ale potem nieco okrzepł.
Ewa trzy dni w tygodniu spędzała w biurze, czyli wtorki, środy i czwartki, pozostałe dwa dni pracowała w domu. Zigi zwierzył się Ewie, że nawet zakupił "swojej kobiecie" pierścionek, ale jeszcze się nie oświadczył, bo się znów pokłócili i aktualnie jest sam. Ale "trzyma rękę na pulsie", ona się z nikim nie spotyka. Ewa spojrzała się na niego z politowaniem i wycedziła przez zęby - miałam cię za inteligentniejszego, no cóż, pomyliłam się. Oszczędź mi na przyszłość opowieści o sobie i jojczenia, że wciąż jesteś sam. Jak widać zasługujesz na to w pełni. No to co mam zrobić?- zapytał. Wybacz Zigi, ale mnie to już nie interesuje, to twoja sprawa, twoje nie moje życie. Jesteś już dużym chłopcem - może idź do jakiegoś psychologa, albo do psychoterapeuty albo do wróżki, ale mnie już nie pytaj o to co masz zrobić.
Sprawdziłeś już faceta od tego wybetonowanego placu? A tak, sprawdziłem. Ten plac jest jego, to pozostałość po jakimś magazynie. Magazyn zlikwidowano, bo pilnowanie go było zbyt kosztowne - magazyn był tuż przy rzadko uczęszczanej drodze i kusił złodziei. Gdy stał pusty to nawet deski ze ścian rozkradziono. No i facio kupił ten wybetonowany plac. I ma facet wyraźnie chorą wyobraźnię, bo do najbliższego względnie cywilizowanego miejsca jest nieco ponad 20 kilometrów, dookoła placu pustka niemal po horyzont, trochę rachitycznych brzózek, żadnego prawdziwego lasu, nawet strumyka nie ma, nie mówiąc już o jakimś jeziorze czy rzece. Powiedziałem facetowi co myślę o stanie jego umysłu i pożyczyłem mu by znalazł kupca na sam pusty plac. Jemu się marzyło by tam zrobić parking i na nim mały hotel z knajpką. Tylko jakoś nie skojarzył, że to nie jest zbyt często uczęszczana trasa.
A co u ciebie Ewuś? U mnie?- normalka. Młody się ożenił, zostałam teściową. Miła dziewczyna, tylko trochę za nerwowa i zbyt płaczliwa jak dla mnie. Ma już licencjat z biotechnologii, ale idzie dalej. Mam jednak nadzieję, że się oswoi i uspokoi. A Młody obronił magisterkę, został na uczelni i będzie robił doktorat. Mamcia i tata w porządku, mamcia uwielbia Młodego, podobnie jak mego męża. Tata jak zwykle wyważony, ale też obu bardzo mocno "usynowił". I, jak wiesz mieszkamy wszyscy pod jednym dachem. Nigdy wcześniej bym tego nie podejrzewała, że jestem do tego zdolna.
A ty- spytał wpatrując się w nią intensywnie. Nadal jesteś taka zapatrzona i zakochana w tym facecie? Ewa roześmiała się - no popatrz Zigi- nadal jestem zakochana i zapatrzona w niego jak w tęczę na niebie. Tylko mi nie powiedz, że po latach spędzonych z Koczkodanem to każdy może mi się wydawać cudowny.
Nie, nie myślę tak, tylko nieco twojemu zazdroszczę. Właściwie to zazdroszczę i tobie jemu. Bo nawet gołym okiem bez okularów widać, że bardzo do siebie pasujecie. A wiesz, kochałem się kiedyś w tobie niemal rok. Wiem o tym, ale tak się złożyło, że nasze zainteresowania wzajemne sobą "rozjechały się" w czasie - byłam kiedyś tak oczarowana tobą, że się głupio do tej rady studenckiej dałam wrobić. No a potem, ponieważ mnie nie dostrzegałeś wszystko mi minęło - skutecznie. No ale może to i lepiej, że łączy nas przyjaźń a nie wyrko. Bo znacznie łatwiej znaleźć kogoś do seksu niż znaleźć prawdziwego przyjaciela. Oczywiście opowiedziałam o naszej przyjaźni Robertowi. Nie ma o to żalu. I na pewno ci oczu nie podbije z tej okazji. I wiesz co, porób badania kontrolne i rzuć palenie. Jesteś tylko trzy lata ode mnie starszy a wyglądasz starzej niż mój ślubny, który jest od ciebie 8 lat starszy. Coś nie jest zbyt dobrze z twoim zdrówkiem.
Zigi skrzywił się - że też ty wszystko musisz wypatrzeć - ostatnio jakoś szybciej się meczę. Dobrze, porobię okresowe badania i to nawet prywatnie się wybiorę do lekarza. Mam w pobliżu domu prywatną przychodnię, jeszcze mnie na nią stać. Wiesz co Ewuś, powinniśmy dziś a najdalej jutro pojechać do Jerzego P. On się przymierza do jakiejś nowej inwestycji i widzi nas jako projektantów.
No to jedźmy dziś- stwierdziła Ewa. Tak naprawdę to nigdy nie dowierzam Jerzemu, zawsze mam wrażenie, że ten facet coś ukrywa. Na mnie robi wrażenie czegoś śliskiego i lepkiego jednocześnie. I to jego "całuję rączęta" przez telefon przyprawia mnie o mdłości. W ogóle wścieka mnie to wieczne cmokanie kobiet po rękach. Mam ochotę kiedyś wysmarować sobie wierzch dłoni czosnkiem. Ciekawe jaką minę miałby jeden z drugim. Zigi zaśmiał się - możemy kiedyś na Jerzym to wypróbować, gdy już podpiszemy z nim jakąś umowę. Będzie ciekawie jeśli jest miłośnikiem surowego czosnku i zacznie ci rękę lizać. No nie, przestań, to byłoby okropne! Jedno wielkie fuj!!!
Pojechali samochodem Ewy, która nie lubiła Zigi w roli kierowcy. Kilka razy gdy on był za kierownicą omal nie mieli kolizji i od tamtego czasu Ewa siadała za kierownicą, nawet gdy jechali jego samochodem. Nim na miejscu wysiedli z samochodu Ewa wygrzebała ze schowka cienkie rękawiczki i założyła je. Na pytające spojrzenie Zigi powiedziała - no co, powiem, że mam egzemę i muszę chronić ręce. Posiedzę dziś cały czas w rękawiczkach. To jak zrobisz notatki? Zwyczajnie, one są dopasowane, można w nich pisać na klawiaturze. Mam wszak w mojej przepastnej torbie laptopa. Co prawda wolę robić notatki odręcznie, no ale skoro "mam egzemę"....
Ej zobacz, nie ma jego samochodu, dzwoniłeś do niego, że przyjedziemy? Dzwoniłem. Może wyskoczył gdzieś na chwilę, np. po kawę bo już zabrakło? Przecież ma sekretarkę. No to wysiądź Zigi i sprawdź co jest grane.
W chwilę później z biura wyszedł Zigi i Jerzy P. Zigi podszedł do samochodu, otworzył drzwi i szepnął- tylko nie zemdlej z wrażenia i pomógł Ewie wyjść z samochodu. Ewa czym prędzej nałożyła na twarz służbowy uśmiech i wyciągnęła do Jerzego urękawicznioną dłoń mówiąc - och przepraszam, ale mam okropną egzemę. Boli, swędzi i okropnie wygląda! Wyciągnięta do niej dłoń Jerzego nieco opadła, a on wystękał- oooo, to bardzo przykre. No właśnie- dokończyła swą kwestię Ewa.
Zamiast do biura obaj panowie skierowali się na zaplecze budynku i Jerzy z dumnym wyrazem twarzy powiedział- zobaczcie moi mili, czym teraz jeżdżę i z rozmachem otworzył ciężkie metalowe drzwi i włączył oświetlenie - oczom Ewy i Zigi ukazał się motocykl - a dumny właściciel przedstawiał swój najnowszy pojazd - był to motocykl Kawasaki ZX 12R Ninja, który rozwijał prędkość 299km na godzinę, jak z dumą opowiadał Jerzy. I teraz mi żadne korki na drodze nie straszne! chwalił się Jerzy P. I pan tym jeździ do pracy? No pewnie, ma kopa niemiłosiernego. I jak pan omija te korki? jedzie pan rowem przydrożnym? - Ewa wyraźnie rżnęła głupa. Ależ skąd - zapewnił ją Jerzy- po prostu mogę lawirować pomiędzy samochodami. A nie boi się pan, że z któregoś stojącego w korku samochodu ktoś niespodziewanie otworzy drzwi i trzaśnie nimi w pana gdy będzie pan akurat obok przejeżdżał? Toż przecież mam refleks, ominę je! Entuzjazm Jerzego i jego głęboka wiara we własne możliwości były powalające. Tylko wtedy je pan ominie, gdy będzie wystarczająco dużo miejsca, co w korku raczej bardzo rzadko się zdarza. Chyba panu , panie Jurku, życie niemiłe!
A żonie się podoba pana zakup? A skądże! Zaciągnęła mnie do notariusza i kazała zrobić testament. Tłumaczyłem, że przecież i tak wszystko odziedziczy po mnie, ale nie odpuściła, musiałem zrobić zapis. Też bym tak zrobiła będąc na jej miejscu.
Wy kobiety jesteście przewrażliwione- 30 lat jeżdżę samochodem i tylko raz wpadłem w poślizg, bo zaczęła padać marznąca mżawka a jezdnia była czarna i to mnie zmyliło. No ale nic mi się nie stało!
No a motorem też pan jeździ już 30 lat? Niech pan pojeździ nim wpierw na torze nim się pan wybierze na szosę. Osobiście bardzo nie lubię pogrzebów. A ubranko odpowiednie już pan kupił? Bo jednak na motorze nie da się pojeździć w garniturze.
Pani Ewuniu, pani to mnie chyba nie lubi! Ależ skąd, lubię pana, ale nie lubię znajomych pogrzebów i dlatego to panu mówię. I mówię całkiem poważnie- niech pan wpierw pojeździ tym swoim "cudem" na torze. Wiem, że w Poznaniu jest tor, na którym amatorzy , oczywiście za opłatą, mogą trenować samochodami, więc może i motory w jakieś dni lub godziny też tam mogą poszaleć. I niech pan zacznie od zakupu ubranka ochronnego. A pani jeździła kiedyś na motorze? No tak ze 20 lat do tyłu , tylko jako pasażer i to od razu dwa razy- pierwszy i ostatni. Nie pociągają mnie motocykle. Nie lubię marznąć i ewentualnie moknąć.
A powie nam pan co ewentualnie mamy projektować, gdzie i jakieś założenia? Och, kochani, znalazłem piękne miejsce! Gdy je zobaczycie to zaraz będziecie chcieli po jednym domku dla siebie. Ewa wykrzywiła się w niby uśmiechu- ja to na pewno nie- bo ja mieszkam domku, w którym mam wszystkie miejskie media- gaz, prąd i ciepłą wodę z elektrociepłowni. I zadbany ogródek.No i mąż ma do pracy bliziutko, synowa też. I żadne z nas nie tęskni za ciszą i głuszą i przemierzaniem dwa razy dziennie kilometrów. Może Zigi jest zainteresowany, ja na pewno nie! A gdy chcę kontaktu z przyrodą to jadę na Słowację.
Mina pana Jerzego wyraźnie ukazywała jego rozczarowanie- nawet pani nie wie gdzie to jest a już pani skreśla. No bo ja mam dom, panie Jurku, drugi mi nie jest potrzebny. A oprócz domu mam jeszcze mieszkanie, w dobrej lokalizacji - osiedle dobrze skomunikowane z resztą miasta, na którym już jest pełna cywilizacja miejska, łącznie z przychodniami lekarskimi, aptekami, targowiskiem, przedszkolami, żłobkiem, szkołą. I nawet kościół jest. No tak, no tak - powtarzał mocno rozczarowany pan Jerzy.
No to gdzie masz ten teren?- naciskał Zigi. W Kampinosie . Dobrze , że nie w Małdytach albo pod Toruniem, zaśmiał się Zigi. A masz już pewnych kupców przynajmniej na 75 % domków? Ty stary to chyba rozum gdzieś zgubiłeś! To jest ponad 40 kilometrów od Warszawy! I kto to kupi? Upiłeś się, czy co? Chyba nie sądzisz, że ktoś będzie dzień w dzień 80 kilometrów zasuwał ! Na nas nie licz - no chyba że dostałeś jakiś duży spadek i zapłacisz nam z góry za projekt. Już się naużerałam, żeby nam zapłacili za projekt osiedla znacznie bliżej Warszawy, drugi raz się nie dam nabrać.
Chodź Ewa, bo mnie zaraz szlag trafi. Pozdrowienia dla Księżniczki Burgunda. Pan Jerzy był wielce zaskoczony obrotem sprawy i miał bardzo głupią minę. Zigi pociągnął Ewę do samochodu i nim się pan Jerzy ocknął Ewa zdążyła już wyjechać z posesji. No zgłupiał stary cap! Kampinos! Bo tereny tanie! To niech je sobie kupi i zje. Przez całą drogę powrotną do biura Zigi obrzucał pana Jerzego niezbyt wybrednymi epitetami.
c.d.n.
:)
OdpowiedzUsuń