środa, 12 sierpnia 2020

Zastępstwo - XXIII

Minęły święta, minął Sylwester, który Iza z Jackiem spędzili sami w domu- byli oboje
zmęczeni. Rodzicom powiedzieli, że idą do znajomych, znajomym, że idą do rodziców
i zostali w domu. Wreszcie mieli czas dla siebie.  Po kolacji Iza stwierdziła, że musi
się nieco zdrzemnąć, bo pada i jeśli  z godzinę nie pośpi to nie doczeka północy.
Jacek stwierdził, że tak naprawdę to przecież nie  muszą czekać wcale do północy, toast
za pomyślność w Nowym Roku mogą wypić już teraz i spokojnie położyć się spać.
Obudzili się po dwunastu godzinach- wypoczęci, zadowoleni i radośni.
Chyba zawsze będziemy tak spędzać Sylwestra- zawyrokowała Iza. Jacek poszedł do
kuchni przygotować śniadanie, czyli zrobić kawę i pokroić ciasto. Bez pośpiechu zjedli
to oryginalne  śniadanie, cały czas się dziwiąc, że tak długo spali.
"Pomieszkali" w łóżku do pory obiadowej, potem wspólnie  szykowali obiad, czyli
"noworoczny sznycel cielęcy panierowany" i odsmażone  na rumiano kartofle, które
teoretycznie  miały być składnikiem sałatki jarzynowej.
W trakcie szykowania jedzenia  wyobrażali sobie miny rodziców gdy im powiedzą jak
naprawdę spędzili  Sylwestra. W końcu doszli do wniosku, że  najzdrowiej to będzie
gdy nic nie powiedzą poza zapewnieniem, że udał im się Sylwester.
Po obiedzie wybrali się na spacer do Parku Ujazdowskiego, ale  szybko wrócili bo
pogoda zrobiła się mało spacerowa- wiał silny wiatr i padał deszcz ze śniegiem.
Wieczorem zatelefonowali do rodziców i wujka składając wszystkim życzenia z okazji
Nowego Roku. Potem jeszcze Iza  zatelefonowała do  Alicji. Oni spędzili Sylwestra
w klubie. Nie byli zachwyceni, bo był tłok i około 2 w nocy wrócili do  domu.
Okazało się, że w prezencie ślubnym rodzice Aleksa kupili im  roczną Skodę w mało
atrakcyjnym szarym kolorku. I Alicja będzie musiała w związku z tym zrobić prawo
jazdy. Pośmiały się jeszcze z miny matki Aleksa gdy się dowiedziała, że nie będzie
"orkiestry". Alicja stwierdziła, że raczej  jest mało prawdopodobne, żeby została
ulubienicą swej teściowej, no chyba, że Aleks nakaże matce żeby  Alicję szybko
pokochała.Na koniec umówiły się  na wspólne spotkanie tym razem w mieszkaniu
na MDM-ie.
I znowu powróciły  "kołowate dni", praca- dom, praca - zakupy -dom, praca -dom i tak
w kółko. Pogoda była paskudna, ciągle było ślisko a na dodatek Iza  wciąż jeździła
sporo po  mieście. Jacek jeździł autobusem, bo nagle okazało się, że wprowadzono
opłatę za parkowanie na parkingu należącym do uczelni.
Alicja i Aleks postanowili zimę przemieszkać jeszcze na MDM-ie a późną wiosną
zamieszkać u rodziców Alicji . Aleks  już się nastawiał na prace w ogrodzie co było
entuzjastycznie przyjęte przez teścia zwłaszcza.
Dni się robiły coraz dłuższe, ale zima jakoś ciągle jeszcze dokuczała. Warszawa była
szara, brudna, po prostu brzydka. Wielkanoc wcale nie była wiosenna, było zimno
i mokro. Jacek wciąż czekał na odpowiedź z ministerstwa, ale ciągle jej nie było.
Pewnego majowego dnia zatelefonowała do Jacka sekretarka rektora mówiąc, że
wzywa  go do siebie rektor i żeby przyszedł w ciągu 15 minut.Trochę to wezwanie
Jacka  zdziwiło, nie przypominał sobie by czymś podpadł.
W ciągu 10 minut dotarł z laboratorium do  sekretariatu rektora, który był w innym
budynku. Sekretarka weszła na  moment do gabinetu szefa i wychodząc zapytała się
Jacka czy pije kawę. Tak piję, odpowiedział machinalnie. Sekretarka otworzyła szerzej
drzwi gabinetu i powiedziała - pan rektor czeka, proszę wejść.
Rektor stał przy małym stoliku stojącym po oknem. Wyciągnął do Jacka  rękę na
powitanie mówiąc - my się chyba mało znamy, prawda  panie kolego?
No raczej tak, panie rektorze - odpowiedział Jacek cały czas usiłując odgadnąć po co
został wezwany.
Niech pan siada, panie kolego, porozmawiamy sobie trochę przy kawie.
W tym momencie sekretarka przyniosła  kawę i cukier, po czym się wycofała do swego
pomieszczenia.
Rektor wyciągnął z szafki regału dyżurne słone paluszki i pchnął je w stronę Jacka.
Proszę mi w skrócie powiedzieć jak idą pańskie badania z profesorem J.?
Pomału,  ale całkiem obiecująco to wygląda - wyjaśnił Jacek.
Podobno pracuje  pan z pełnym poświęceniem, jak mówi kolega J. I podobno namawia
pana  na otworzenie przewodu doktorskiego.
Jacek uśmiechnął się -nie bardzo wiem, czy ten temat się nadaje na doktorat, wciąż
jeszcze  nie wiem co z tego wyjdzie. To jednak wymaga czasu i wielu obserwacji.
Przecież dopiero co obroniłem magisterkę.
Pamiętam, to była  bardzo dobra praca, panie kolego. I złożył pan papiery na stypendium
pomagisterskie, prawda?
Tak, panie rektorze, złożyłem.
A był pan we Włoszech, panie kolego? W Weronie?
We Włoszech byłem, ale do Werony nie dotarliśmy. Byliśmy z żoną na urlopie w Jesolo
i przy okazji w Wenecji.
A żona u nas studiowała?
Nie , żona jest z innej branży, jest związana poniekąd z medycyną, bo jest rehabilitantką.
O, dobra rehabilitantka to skarb, panie kolego. Dobry rehabilitant to umarłego postawi na
nogi.
Bo dostał pan stypendium właśnie w Weronie, tamtejsza biotechnologia ma takie same
wydziały jak my.
Musi pan teraz, panie kolego, jak najszybciej porozumieć się z tamtejszym uniwersytetem.
Mam tam znajomego, profesora L. i prawdopodobnie mógłby pan u niego robić doktorat
w ramach tego stypendium pomagisterskiego. Uprzedzam tylko, że kokosów to tam nie
ma. A mieszkanie w akademiku, więc żadna atrakcja. No i pewnie czeka  pana czasowe
rozstanie z żoną, bo  w akademiku  nie będzie mogła z panem zamieszkać, a z tych pieniędzy
to mieszkania nie wynajmiecie.
Proszę to wszystko spokojnie w domu przemyśleć i dać mi odpowiedź co pan postanowił.
Jeśli bierze pan to stypendium, to porozmawiam z p. profesorem L. o pańskim tam pobycie
i o doktoracie.
Panie rektorze, jutro dam odpowiedź.
No dobrze, to proszę jutro przyjść do mnie pomiędzy 13,00 a 14,00.
Otworzył drzwi i poprosił sekretarkę - pani Jadziu, pan  magister R. ma być jutro u mnie
 między godziną 13,00 a 14,00, pani dopilnuje by tu trafił w tym czasie.
Jacek podniósł się z krzesła, ale rektor usadził go z powrotem - być może obaj, panie
kolego pojedziemy tam z wizytą w przyszłym miesiącu, a może nawet za dwa tygodnie.
Zna pan włoski?
Niestety nie, ale może do października trochę się poduczę- odpowiedział Jacek.
Wielki optymista z pana, to mało czasu.

                                                            c.d.n.






2 komentarze: