Promotor Marty poinformował ją, że obrona jej pracy może być dopiero najwcześniej w połowie października, ale to w niczym jej nie przeszkodzi, bo jeśli musi podjąć zaraz pracę to będzie bez problemu do pracy przyjęta i bez tego mgr, ale jego zdaniem to Marta powinna jednak nieco po tych studiach odpocząć, tym bardziej, że i tak musi zaczekać na decyzję UP, bo dalej trwają badania. i dopiero po ich zakończeniu będzie mogła bronic pracy. Wiadomość ta bardzo ucieszyła obu ojców i jej męża, ona sama miała tak zwane "mieszane uczucia" - owszem, była zmęczona, ale nie aż tak bardzo jak się innym wydaje. Ale rodzina była zdania, że nie ma potrzeby żeby Marta teraz/zaraz szła do pracy - w sumie pracowała intensywnie pięć lat w trakcie studiów, więc niech nawet o pół etacie w trakcie wakacji nie myśli. Jeszcze się dziewczyna w życiu napracuje. Poza tym ze względów stricte taktycznych lepiej jest by przyszła do pracy z tytułem magistra - od razu jest wtedy dla niej lepszy start po prostu inaczej ją przyjmą ci, co już tam pracują.
Wojtek chyba wszystkim znajomym nawkładał do głów, by powstrzymali Martę od pójścia do pracy przed uzyskaniem owego tytułu "magistra". Patrycja jej powiedziała, że jeżeli będzie tęskniła za pracą to może popracować w kwiaciarni i wtedy raz będzie zastępowała ją, bo chcą z tatą wyjechać w góry, a potem, gdy ona wróci z urlopu to Marta zastąpi jej wspólniczkę. Teść z kolei stwierdził, że jeśli będzie się nudzić w domu, to on jej wynajdzie zajęcie u siebie w Ośrodku Informacji i może się nawet pouczyć przy okazji niemieckiego. Ala się śmiała, że ona bardzo chętnie przyjmie pomoc Marty przy swoich latoroślach, bo w wakacje cała trójka jest w domu, więc mogłyby razem z dzieciakami gdzieś razem jeździć , zwłaszcza, że teraz cała trójka już jeździ bez fotelików tylko ma takie specjalne samochodowe poduszki i są wtedy normalnie przypięci pasami, a te trzy łebki to nawet w "pięćsetce" z tyłu się mieszczą bez problemu.
Andrzej też jej "wkładał" do głowy, że stanowczo powinna się "odrestaurować", bo widać po niej, że jednak jest zmęczona. Marta popatrzyła się na niego i powiedziała - znaczy, że przestałam ci się już podobać. Andrzej się tylko roześmiał i powiedział - twoja dociekliwość i zdolność dedukcji wyraźnie poszły się gdzieś paść na łąkę i z przemęczenia głupstwa pleciesz. Wiesz dobrze, że gdybyś nie była żoną mego przyjaciela to błagałbym cię na kolanach byś była ze mną. I on o tym też dobrze wie, bo mu o tym kiedyś powiedziałem. Przyjedź na pobranie krwi pojutrze rano, bo wyglądasz nieco anemicznie. Odciągnij dolną powiekę i zerknij w lusterko - bledziutko tam. Już cię zapisałem do nich. Po pobraniu krwi zjesz śniadanie ze mną w kantynie i dopiero wtedy pojedziesz albo domu albo na uczelnię.
A skąd wiesz, że pojutrze zaczynam zajęcia później?- zdziwiła się Marta. Andrzej się tylko roześmiał - przecież jesteśmy rodziną, a ja jestem "rodzinny facet" i nic co się dzieje w rodzinie nie jest mi obce. Przy okazji dogadamy niedzielę - bo mam ochotę porwać was do moich rodziców, bo usłyszałem, że powinni poznać mego brata i bratową, skoro ich posiadam.
Chyba bardzo się postarzałem, skoro zaczynam się z nimi dogadywać. Pokaż mi swoją łapkę z tym ścięgnem - muszę pomacać. Kumpel mi kazał macać to ścięgno przynajmniej raz na kwartał, a ja się nieco opuściłem w tym macaniu twojej łapki. Ale ja ją często macam gdy myję ręce- powiedziała Marta- moim zdaniem to nic się z tym ścięgnem nie dzieje, chociaż wyraźnie jest grubsze, ale nie tworzą się jakieś złogi i mnie nie boli i nie mam na nim żadnych gruzełków ani nie mam przykurczu. Zobacz jak mogę sobie daleko odciągnąć ten palec "do tyłu". I nic mnie przy tym nie boli - ani ścięgno ani żaden ze stawów. A ten często wybity staw boli mnie tylko przy ucisku , no ale on jest w drugiej dłoni. Może po prostu to taka anomalna moja uroda . I wiesz- to bardzo fajnie, że się zaczynasz dogadywać z rodzicami. Jakby na to nie spojrzeć rodzina to podstawa. No a fakt, że dzieciakom dobrze jest u twoich rodziców to też jest ważny. W którejś mądrej książce wyczytałam, że dla małych dzieci ważne jest by ta rodzina to nie byli tylko rodzice i najbliższe rodzeństwo ale i dziadkowie, ciocie przeróżne, wujkowie i kuzyni. Mam wrażenie, że my z Wojtkiem przez to, że oboje mamy dość mocno ograniczoną rodzinę to jesteśmy tak bardzo do siebie przywiązani.
A ja z kolei do was - i wiem, że nic już tego nie zmieni- stwierdził Andrzej. Ewa mi powiedziała, że jej zdaniem Wojtek i ja na pewno jesteśmy spokrewnieni - chyba będę musiał przepytać ojca co on o tym myśli, no ale do tego to musi koniecznie poznać Wojtka. No i nie powiem nic na początku, żeby nic mu nie sugerować. A moi dwaj zbóje powiedzieli mi ostatnio, że ciocia Marta jest: ładniejsza od cioci Ewy, lepiej opowiada o zwierzątkach, ładniej rysuje i.....nie maluje się. A najlepsze ze wszystkiego, że do tych pozytywów starszy dodał - i ciocia Marta ma swego męża i wujek od cioci Marty jest fajny. I dziadek Wiesiek od cioci Marty też jest fajny. Wniosek jasny jak słońce - ciocia Marta ma fajnych facetów obok siebie.
Mało się nie udusiłem powstrzymując śmiech gdy mi to powiedzieli. Rozmowy z nimi czasami są niesamowite. Ale nigdy żaden z nich nic nie mówi o Lenie i zastanawia mnie to dlaczego. To tak jakoś wygląda w moim pojęciu dziwnie. Ja wiem, że ona często na nich krzyczała, ale oni jakoś zupełnie ją jakby skasowali w pamięci. Dziwi mnie to - bo na przykład po naszej przeprowadzce, gdy poznali twojego teścia to sporo o nim mówili i zaraz uznali go za dziadka. No i teraz też często o nim mówią. I o tym jak byli z nim i moją teściową w ZOO. O Lenie to tylko powiedzieli moim rodzicom, że ona jest chora i długo jej nie będzie. A jest chora bo paliła papierosy. Wspominają Ziuka, jego żonę, Michała i jego dzieci, Alę - ale słowem nie wspomnieli o Lenie i to mnie zastanawia. I, żeby było jeszcze ciekawiej czasem opowiadają o Otwocku, o siostrze mojej byłej teściowej i o jej synu, że woził ich kolejno na rowerze. O Lenie z tamtego okresu też nie ma ani słowa - zupełnie jakby tam byli bez niej. Zupełnie tego nie rozumiem, ale z drugiej strony to może dobrze, że nie tęsknią za Leną.
Pytałem się Ewę czy oni coś czasem mówią o Lenie, ale ona twierdzi że nie- raz tylko się pytali czy ona pali papierosy i byli zadowoleni usłyszawszy, że ona nigdy nie paliła i na pewno nie będzie palić, bo to bardzo szkodzi zdrowiu. I więcej nigdy nic nie mówili o Lenie. Babcia dla nich to tylko moja matka - o drugiej babci nie mówią, a przecież mieli z nią bardzo częsty kontakt nieomal od pieluch. Fakt, że mnie moja matka nigdy tak nie dogadzała jak im dogadza. Gotuje to co najbardziej lubią, jak wprowadza coś nowego do menu to tak o tym wpierw opowiada, że się nie mogą wręcz doczekać, żeby to spróbować.
Marta zamyśliła się, a po chwili powiedziała - kiedyś szalenie mnie dziwiło, że dawniej kandydat na męża musiał być starszy od swej "wybranki" - ale po latach obserwacji doszłam do wniosku, że to wcale nie było takie głupie, jak mi się to przedtem wydawało. Już od wielu facetów słyszałam, że oni do ojcostwa "dorośli mentalnie" tak średnio - przeciętnie dopiero około czterdziestki- dopiero wtedy to dziecko przestawało być niewygodą. Bo dopiero po około 7- 10 lat po ślubie "podzielenie się" swą żoną z dzieckiem dobrze znosili psychicznie. I mówili mi o tym faceci, a ich żony tylko to potwierdzały. I chyba to jest bardziej zgodne z rozwojem psychiki - ani Wojtek ani ja jakoś nie tęsknimy do tego by się rozmnażać, choć mamy do tego obiektywnie całkiem dobre warunki- mamy swoje własne umeblowane mieszkanie, Wojtek ma dobrą pracę, którą lubi, dobrze stoimy finansowo, mamy wsparcie rodziny, ale ani ja, ani on jakoś się nie spieszymy do posiadania dziecka. I to nie jest tak, że ja nie lubię dzieci - ja tylko nie tolerują wrzeszczących rozwydrzonych bachorów, którym głupie mamuśki na wszystko pozwalają na zasadzie, że to jeszcze małe dziecko, podrośnie to zmądrzeje. Podrosnąć to ono podrośnie, ale będzie miało złe nawyki.
No i jak cię nie kochać- zaśmiał się Andrzej. Powiedz mi jakbyś odebrała faceta, który by cię na pierwszą randkę zaprosił do teatru? Pytasz się mnie teoretycznie czy praktycznie?- spytała. Nooo - praktycznie. Ja to bym się ucieszyła - to bardzo dobry pomysł, tylko żeby sztuka nie była ponura z natury. To bardzo dobre miejsce na wzajemne poznawanie się - poznajesz co towarzyszącą ci osobę bawi i po wyjściu macie automatycznie o czym porozmawiać - stwierdziła Marta. Jeśli babka jest na poziomie to na pewno doceni ten pomysł. A na co idziecie? Do "Współczesnego", na komedię "To czego nie widać". Nie znam tej sztuki, ale podobno wszyscy się jeszcze po wyjściu z teatru śmieją. No wiesz, jeszcze jej nie zaprosiłem, ale jutro to zrobię - chciałem wpierw się ciebie poradzić.
To następnym razem, jeśli ocenisz, że warto w nią inwestować to zaproś ją po teatrze na dobrą kolację np. do Europejskiego - tam dobrze karmią - świeże papu i nie spaprane - doradziła Marta. Oczywiście z góry wcześniej zarezerwuj tylko stolik, jedzenie zamówicie przy stoliku.
Jesteś niesamowita - radzisz mi, ale nie pytasz się z kim idę -Andrzej był nieco zdziwiony. Marta wzruszyła ramionami - sam mi powiesz gdy ocenisz, że warto było z tą osobą pójść do teatru i zainwestować w dobrą kolację. Już nie jesteś napalonym na dupinę studentem ale chirurgiem z doktoratem w dorobku.
A kiedy lecicie do Turcji? We wrześniu, ale nawet jeszcze nie wiem dokładnie którego września, wiem tylko że do Side - wszystko załatwia Michał- on ma chyba jakąś znajomą w którymś biurze turystycznym, chyba w TUI. A ty też byś poleciał do Turcji? Nooo, z wami to wszędzie bym poleciał, nawet gdybym musiał sam tam być. No to zadzwoń do Michała - chyba masz jego numer komórki? Mam tylko do domu, bo miała ten numer Lena i wpisała do domowej książki telefonicznej. No to dam ci jego priv, więc na dzień dobry miauknij, że masz go ode mnie. Michał na wakacjach to sama radocha- zupełnie inny facet niż na co dzień- zupełnie jakby gdzieś w drodze zgubił ze 20 lat - przy nim to nawet gdy pada deszcz to masz wrażenie, że jest świetna pogoda. Polubiłam go nieomal od pierwszego spotkania gdy był promotorem Wojtka. Wojtek mówi, że najbardziej mu się Michał podoba gdy egzaminuje studentów - on go wtedy wręcz podziwia, bo często studenci, a zwłaszcza płeć piękna, wyplatają takie brednie, że Wojtek to by takiego przez okno wywalił z trzeciego piętra, a Michał słucha tych bredni spokojnie i nieomal z zainteresowaniem, a potem spokojnie mówi delikwentowi, że bardzo, bardzo mu przykro, ale dziś niestety egzamin jest oblany i zaprasza na następny termin.
Andrzej śmiał się i powiedział - Michał bardzo lubi nie tylko Wojtka, ale tak samo ciebie i twojego tatę. Opowiadał mi o obronie magisterki - zadziwiliście ponoć panie sekretarki kompletnie, podobno panie na początku były pewne, że to jest rodzony ojciec Wojtka a nie teść. Marta się śmiała- ja to mam wrażenie, że mój tata to już nawet nie wie które z nas jest jego rodzonym dzieckiem a które tylko "przysposobionym" nieoficjalnie. Tak naprawdę to on nas oboje wychował. Ze strachem myślę o tym, że w pewnym momencie może go zabraknąć. Tata jak coś kupuje dla mnie to od razu kupuje coś dla Wojtka. Jak przywoził z zagranicy coś dla mnie to i od razu dla Wojtka. Dobrze, że teraz ma Pati i ona o niego bardzo dba. A Wojtek dopiero całkiem niedawno "odkrył", że jego ojciec też jest fajnym facetem. Obaj nas rozpieszczają.
Marciu, trzymaj za mnie kciuki, żeby to moje zaproszenie do teatru zostało przyjęte no i żeby to wszystko wypaliło. Dobrze, będę trzymała, chociaż nie mam pojęcia o kogo chodzi. Zakładam, że już wydoroślałeś.
c.d.n.
Podobało się!
OdpowiedzUsuń