wtorek, 9 kwietnia 2024

Córeczka tatusia- 109

 Rodzice Andrzeja wrócili oczarowani Hiszpanią, a  zwłaszcza Katalonią. Nagle  zaczęli żałować, że nie byli nigdy  dotąd w Hiszpanii, bo gdyby znali  Katalonię to zamiast domku na Sadybie  kupiliby jakiś  domek na Costa Brava- bo tam jest  ślicznie!!!! - nieomal  piała z  zachwytu matka Andrzeja.  Ojcu też się podobał pobyt  w Hiszpanii, ale  całkiem przytomnie   zauważył, że  po pierwsze- trzeba jednak  znać język, po drugie  - byli przed typowym  sezonem turystycznym, więc nie  było "wakacyjnych dzikich tłumów" , gdy "ludź na  ludziu leży i ludziem  pogania"  a pobyt tam w okresie jesienno- zimowym i  wczesnowiosennym na pewno nie jest tak bardzo miły jak w  sezonie letnim. Sporo domków jest wtedy pustych i  choć nie jest może tam tak zimno jak nad Bałtykiem  w  tym okresie, to miłego ciepełka na pewno nie ma. No a on nie bardzo jest w stanie  uwierzyć, że  w krótkim czasie opanowaliby język hiszpański. W tym momencie mama Andrzeja  stale nadawała tekst z gatunku  "dla chcącego  nie ma rzeczy  zbyt trudnych", a poza tym to przecież są tam od teraz  na stałe  "sadybianie", więc  mieli by towarzystwo. Niusiu -(tak pieszczotliwie  zwracał  się do matki Andrzeja jej mąż) - jeśli mi nie  wierzysz to poleć w listopadzie  na kilka dni do Hiszpanii  i sprawdzisz  doświadczalnie jak tam jest późną jesienią.

Z początku ojciec nieomal kłócił się  z matką  i wciąż jej tłumaczył, że to są  zupełnie pozbawione  sensu jej marzenia, ale  szybko Andrzej  mu wytłumaczył, że  praktyczniej  będzie  nie  reagować na te  niedorzeczne plany i spokojnie przeczekać. By zająć umysł swej matki innymi sprawami na każdy weekend  przywoził chłopców  do dziadków i w krótkim czasie stało się  to rutyną, a obie  strony były bardzo zadowolone  z  zaistniałej  sytuacji. Dziadek wciąż  wymyślał weekendowe  rozrywki dla  dzieci i przeważnie  w każdy piątek wieczorem dzieci przekraczały próg domku na  Sadybie, wpadając  w ramiona już stęsknionej  babci.  

Podobało się im  u dziadków i to, że jeśli tylko była dobra  pogoda to całe  dnie spędzali w ogrodzie, w którym dziadek zainstalował huśtawkę a ponieważ w ogrodzie  praktycznie  nie było żadnych "grządek" bo poziomki i niewielka  ilość  truskawek rosły w pojemnikach, chłopcy mogli pobiegać kopiąc przy okazji piłkę. Poza tym dziadkowie zainstalowali dla nich stolik i krzesełka oraz parasol więc mogli też rysować lub  budować  coś  z klocków.

Ewa nadal pracowała u Andrzeja. Po wakacjach "starszy" już zaczynał zajęcia  w zerówce i wyraźnie  był tym faktem  nieco przerażony, więc Ewa tuż przed tymi  wakacjami udała  się do "pani od  zerówki" i sprawiła, że starszy mógł kilka razy być w miejscu, w którym od września  miał bywać  codziennie. I, jak  się okazało, był to świetny pomysł - dziecko wprost nie mogło  się  doczekać  i stale  pytał  się Ewy "kiedy  ja  wreszcie pójdę do zerówki ?" Ewa czym prędzej poświęciła jeden  z kalendarzy, zaznaczyła mu dzień aktualny, w prostokącie z data 1 września narysowała domek z tabliczką "0" i miał codziennie krzyżykiem oznaczać miniony dzień.

Ostatnia  sesja egzaminacyjna Marty "przeleciała" nieomal z prędkością światła. Wiesz- mówiła Marta  do męża-  jakoś tak mi szybko ta sesja minęła, że nieomal jej nie  zauważyłam. Ale niestety trochę mi się ślimaczy  z tą magisterką i na pewno będę w  wakacje pracować - coś jest jednak w tym powiedzeniu, że "pańskie oko konia  tuczy."  

No popatrz - a ja cały  czas myślałem , że ty zajmujesz  się  jakimś procesem  chemicznym  a ty  mi nagle mówisz o koniach i ich  tuczeniu - śmiał  się Wojtek. Nie narzekaj, pomyśl, że niektóre  twoje  koleżanki teraz  dopiero  zaczną pisać a ty już  niemal  skończyłaś pisać i całe to opóźnienie nie wynika  z twojej winy tylko z opieszałości innych osób. Ale mam nadzieję, że nie będziemy musieli  zmieniać terminu wyjazdu i wyjedziemy we  wrześniu, bo już sobie  z Michałem zaklepaliśmy pierwszą połowę  września- tym razem w  Side - to tylko 65 km od lotniska w Antalyi, a więc sporo, niemal  o połowę  bliżej  niż Alanya. Temperatury  w dzień ponoć  będą około 32 stopni, ale tam jest  mniejsza  wilgotność, ponoć jest  jakiś mikroklimat, bo góry  bliżej i upał tak nie  doskwiera,w nocy temperatura spada  do 19 stopni, a woda  we  wrześniu ma jeszcze 26 stopni, słońce jest przez  10 godzin. 

Do zwiedzania  są ruiny starożytne teatru i świątyń - Apollina, Ateny, i jakiegoś Mena, ale ani ja   ani Michał nie  wiemy co to za bóstwo było, poza tym jest  muzeum  archeologiczne. Hotel jest 4 km od centrum  miasta, a samo  miasto ponoć bardzo  fajne i ma  bardzo ciekawą  starą  część.  I  jest tam sporo fantastycznych sklepów jubilerskich i u każdego niemal jubilera można  zamówić coś na  zamówienie - tylko oczywiście  należy  się targować i wtedy cenę początkową  można obniżyć nawet od 40 do 50 procent. Wszystkie  posiłki w hotelu są  serwowane w charakterze  bufetu i jak  dla  mnie to dobra  wiadomość. Ty też tak  wolisz chyba.   Ala na pewno  do ciebie  zadzwoni, na razie chodzi i podśpiewuje, bo bardzo jej przypadła do gustu Turcja. No i będzie 2 tygodnie bez ukochanych  dzieci - też bym na jej  miejscu śpiewał z radości. Chociaż,  jak  zauważył Michał, odkąd Ziukowie  mieszkają w Warszawie to Ala ma  więcej  czasu  dla  siebie i upiera  się, by jednak pójść  do pracy na  pół etatu. 

A rodzice  Michała  namawiają  ją na  studia i chcą im w tym czasie nawet pomagać  finansowo, czyli te jej  studia  w  całości sfinansować, bo na pewno za jakiś  czas, gdy już dzieci podrosną to pójdzie  do pracy i wtedy "ten papierek", że ma ukończone  studia spowoduje, że  będzie miała lepszą pozycję przetargową. Michał sądzi, że ona wkrótce "dojrzeje do takiej opcji" , więc  się  nie  zdziw gdy do ciebie  zatelefonuje i będzie się ciebie  wypytywać o studia. Ojciec  Michała  już  robił  wywiad u  Koźmińskiego i   Łazarskiego  i stwierdził, że  warto  wybrać  Łazarskiego, bo oni  są dotowani przez UE i ceny studiów  nie powodują  bólu  głowy i  dziury  w kieszeni. No i lokalizacja dobra, bo blisko metra i kampus  uczelni  wygląda  naprawdę  europejsko. Różnica  w  cenie pomiędzy studiami stacjonarnymi na nie stacjonarnymi to 1200 złotych za rok. On patrzył na studia  prawnicze, bo Ala wszak na takie  kiedyś  zdawała, więc   zrobił  założenie, że pewnie  takie  by  wybrała. Poza tym ojciec Michała  stwierdził, że  nie ma  zamiaru  wziąć  swych pieniędzy  do grobu i chce  by jego pieniądze trafiły  potem do Michała i jego  rodziny i już  "podjął stosowne działania". I najprawdopodobniej po  wakacjach  przylecą oboje  do Warszawy. Może tym razem mama Michała  nie  podłapie  gdzieś  grypy, która ją unieruchomi. Ziuk z kolei  stwierdził, że jeśli Ala podejmie  studia to oni po prostu bardziej włączą  się do opieki nad  dziećmi - odkąd mieszkają na Ursynowie częste  bywanie u Michała i Ali  przestało  wszak być problemem. 

Tak sobie  pomyślałam-  stwierdziła  Marta- że my z Alą to mamy szczęście - i ani ona, ani ja  nie możemy ani jednego złego słowa  powiedzieć  o  swych teściach - Dziadkowie Mireczka  w pełni "adoptowali" i ją i Michała i ich  dzieci. Z tego co dotychczas  widziałam lub  słyszałam od innych to jednak rzadkość. Ale  z  drugiej  strony nie wyobrażam  sobie jak ktoś mógłby nie polubić Michała - to naprawdę szalenie fajny człowiek. Mądry, wykształcony, uczynny i szalenie  troskliwy. Ziuk kiedyś powiedział naszemu ojcu,  że  dzięki Michałowi odżyli po śmierci syna i teraz mogą żyć bez traumy. A twój ojciec ciągle mi  mówi, że jestem jego córeczką i że cieszy się, że nasza przyjaźń przemieniła  się w małżeństwo. 

Czasem dziewczyny  na uczelni straszliwie narzekają na  swoich obecnych lub przyszłych teściów i twierdzą, że najgorsze co  może je  spotkać to mieszkanie  pod jednym  dachem z teściami, nawet jeśli pod  tym jednym dachem jest duża chałupa a w niej dwa piętra a czasem nawet dwa oddzielne wejścia. Kiedyś powiedziałam, że spieszę  się do domu, bo  mój teść zawsze  się niepokoi gdy mnie nie ma o określonej godzinie w domu, a poza tym to pewnie włącza i wyłącza gaz pod  garnkiem, żebym  miała  zaraz  coś  ciepłego do zjedzenia. I twój tata urósł w ich oczach do rangi bohatera, bowiem - potrafi gotować i na dodatek  gotuje  dla synowej.  Całą drogę do  domu śmiałam  się - czyli dziewczyny  "zrobiły  mi drogę  do  domu". Ciekawe co by powiedziały gdyby wiedziały, że mnie ojciec sam wychowywał od 12 roku  życia. Pewnie by  zrobiły składkę na wybudowanie  mu pomnika.  

Często rozmawiam z Kingą - to jedna z tych co robią  drugi  stopień i też  ją  zlewały  siódme poty gdy słuchała wypowiedzi większości  dziewczyn na temat  życia, biznesu i  facetów. Najbardziej  mnie rozbawiła  stwierdzeniem, że gdy wdepnie  do jakiegoś  zakładu kosmetycznego a tam kosmetyczką  będzie któraś z naszych koleżanek z tych co to zakończyły  działalność naukową po I stopniu to na pewno nie  zostanie na  zabiegu. Ona jest  teraz ze  Szczyrku, a pochodzi z  Zambrowa  i już ma  za sobą zrobiony dyplom  masażysty, który  zrobiła w Konstancinie. Teraz zrobi magisterkę z kosmetologii i ma  w planie otworzyć  "nieduże SPA" ale  stwierdziła, że chce po prostu by to było dobre SPA a nie byle jakie, więc zdobywa  wiedzę w temacie. 

Obiecałyśmy sobie kontakt i obiecałam, że na pewno do  niej wpadniemy do tego  Szczyrku - jak będziemy  chcieli połazić po górkach to najlepiej wczesną jesienią, we  wrześniu  a na  narty to zimą. Ona też ma  fajnych teściów.  Teściowa gdy  zobaczyła na SKYPE, że Kinga jakoś marnie  wygląda to zaraz przyjechała, kazała jej zmienić mieszkanie na bliższe uczelni i zapłaciła za nie do końca studiów i jeszcze synka  obrugała, że nie  zauważył gdy był u Kingi, że Kinga bledziutka jak opłatek i że może nie  dojada, że  zmęczona  dojazdami do uczelni i jej teściówka siedziała w Warszawie niemal miesiąc, odkarmiła Kingę, obkupiła w cieplejsze  ciuchy i w tajemnicy przed mężem Kingi dosyła jej pieniądze. A Kingi mąż jest już lekarzem  - ortopedą  więc mu  w tym  Szczyrku  nie  zabraknie pacjentów, zwłaszcza  zimą.  On  to jej wakacyjna miłość  sprzed  matury - jak się Kinga śmieje - to  wszystko przez  to, że była na wycieczce szkolnej  i sobie skręciła i obtłukła  staw skokowy, a on akurat tego  dnia pracował na izbie  przyjęć w szpitalu  w Bielsku-Białej  i się bardzo troskliwie nią zajął. Jak się śmiałyśmy,  to ona  wpierw wpadła w kamienie bo się  zagapiła  patrząc na  wyciąg krzesełkowy,  a potem jemu  do oka.  Ona tu to była i jest świetna  w temacie   funkcjonowania  gabinetu, organizacji pracy, wyposażenia itp. Mnie  to jakoś mało obeszło, nie zagłębiałam  się   w temat, bo  nie mam zamiaru otwierać gabinetu lub go tylko  firmować.  Ona twierdzi, że jej teściowie to  chyba ją bardziej kochają  niż  swego synka. Jak była teraz na wakacjach u  nich to teściowa gotowała  tylko to co Kinga  lubi. Teściowa nazywa ją Inga, bo twierdzi, że to "K" na początku  imienia nadaje mu jakąś twardość.  Kinga twierdzi, że  czasami jej głupio, bo oni mieszkają w jednym  domu z teściami i teściowa nic jej  nie daje   w domu zrobić, ale synka to do roboty goni, męża zresztą też.  

Kinga ma jeszcze  dwie siostry starsze od  siebie, obie  mężatki i obie  dzieciate, każda ma "dwójeczkę" a jedna  z nich  prowadzi razem z mężem gospodarstwo  agroturystyczne " w kartoflach i łubinie" jak mówi Kinga nad jakimś jezioro-bajorem, a druga osiadła  w Łomży i pracuje w jakimś urzędzie.  Obaj  mężowie   jej  sióstr są z okolic Łomży i jej  zdaniem to bardzo nieciekawe typy, które co roku lezą z pielgrzymką do Częstochowy w intencji by już  więcej nie  zaglądać do kieliszka, ale  chyba te pielgrzymki  niewiele dają i jedna  z nich już zaczyna dojrzewać  do rozwodu. A cała ta  sytuacja bardzo martwi rodziców Kingi, bo gdy wychodziły  za mąż to oni oboje  byli przekonani, że to bardzo porządni chłopcy, choć jak wieść  gminna niesie jeden z bardzo porządnych chłopców tak się spił na weselu swego kolegi, że aż tydzień spędził w  szpitalu na odtruwaniu. Kinga  się śmieje, że chwilami  ma  wrażenie, że ona nie jest z tej rodziny, że  zapewne w  szpitalu wydano ją niewłaściwym małżonkom, bo ona zupełnie nie ma wspólnego języka ze swymi siostrami. Jedna jest od  niej 3 lata starsza, druga pięć lat. Ale  Kinga bardzo,  bardzo rzadko jeździ do  swych rodziców, a nawet gdy tam jest to nie  spotyka   się z  siostrami. I kiedyś mi powiedziała, że mi zazdrości, że jestem jedynaczką.

                                                             c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz